-Śliczne - pomyślała Kayle, bez słów ładując się do pojazdu, którędy będzie miała najbliżej. Próbuje ostrzeliwać potwory, uprzednio upewniając się że bezpośrednio w ich sąsiedztwie nie ma żadnego swojego. W takich sytuacja, znając swoje szczęście, mogłaby mu NIE pomóc.
Obejrzy nogę Zdzicha, spróbuje określić jak rozległe są obrażenia, po czym spróbuje załatać ranę, uprzednio nakładając warstwę gazy a następnie wzmacniając podtrzymanie bandażem.
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL
"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
<Khorne nagle poczuł, iż zaczyna doskwierać mu ręka. Wyciągnął więc z ekwipunku strzykawkę z adrenaliną i wstrzyknął sobie całą porcje. Po czym wstał i wyszedł z pokoju, o ile było to możliwe>
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
Khorn nie mógł otworzyć drzwi. Były zamknięte. Otworzył je kluczem - zadziałało. Niestrudzon i pobudzony adrenaliną wyszedł na pusty korytarz, w którym widniało pięć wejść do różnych miejsc, pomijając jego, brązowe drzwi. Każde drzwi były innego koloru - żółte, fioletowe, zielone, niebieskie i czerwone. Czerwone były na wprost, a nad nimi zwisał jakiś dzwonek. Dla służby?
Raziel zrobił dziwnie przepraszającą minę, zdając sobie sprawę, że ten właśnie samochód, który zaczął niszczyć jest tym humvee Świadomego. Wpakował się na przednie siedzenie, a na tylne wskoczyła Kayle ze Zdzichem i Zbychem, tego pierwszego opatrując i naprawiając mu częściowo ranę. Nie wyniknie z tego jednak nic poważnego. Prawdopodobnie...
Xerth odpalił wóz i wyjechał, trąbiąc, aż ludzie się rozstąpili. Zauważył wyrwę w murze, więc pojechał tamtędy, aby nie korkować bramy i przejechał z Dominium do miasta. Tam wcale nie było lepiej. Wszędzie padały strzały, sypały się wybuchami eksplozje i co chwila jacyś orkowie próbowali zaszarżować na nich. Świadomy się nie zatrzymywał i zręcznymi ruchami gnał z Garnizonu. Widać było gdzieniegdzie konnych i pojazdy. Inni też już uciekali. Bito na odwrót. Statki powietrzne odlatywały do stolicy, ludzie uciekali...
A humvee nagle miał zatarasowaną drogę sporym rumowiskiem. Aby to objechać musieliby pokonać spory dystans. Byli na razie bezpieczni, lecz nie mieli jak dalej jechać.
<Khorn zastanawiał się które drzwi wybrać. "Hmm, czerwień, kolor... krwi. Krew. Krew! KREW!! KREW DLA BOGA KRWI!!" - wykrzyczał w myślach Khorne i zamaszystym szarpnięciem otworzył czerwone drzwi. Jeśli były zamknięte i nie do otawrcia, poszedł do żółtych, a potem do kolejnych, dopóki nie natrafił na otwierające się drzwi. A gdy żadne nie dały się otworzyć, rozpoczął szarpać za dzwonek>
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
Kayle, wciąż w uściski stresu i bitewnej niepewności obejrzała się za siebie, w tylnią szybę pojazdu, by uprzedzić kompanów jeśli coś tam się pojawi. Teraz była zbyt zdenerwowana, miała gdzieś czy kierowcy zasłoni lusterko czy nie. Ściskała uchwyt broni niespokojnie.
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL
"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
4 osobowy, ale 5 osób powinno wejść. Razem z psem.
Xerth spojrzał na rumowisko. Humvee nie miało jak przejechać.
- Kurwać. Dobra, objeżdżamy to. Mam nadzieje, że nie dorwą nas te cholery. -
Xerth ruszył dookoła omijając rumowisko.
_________________ "Ten, kto walczy z potworami, winien uważać, aby samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy patrzysz w otchłań, ona również patrzy na ciebie"
Gdy tylko Khorn otworzył czerwone drzwi, bez właściwie większych problemów, wylała się na niego z pokoju fontanna krwi, zalewając resztę korytarza do jego kolan i zamieniając go w szkarłatną od posoki postać. Oszołomiony lekko spojrzał do pokoju, w którym na tronie, za którym wyraźnie było widać gruby sznurek, zatapiający się w krwi, siedział jakiś pan w czerwonym płaszczu i czerwonym kapeluszu. Był to młody mężczyzna, który uśmiechał się przyjaźnie i ciepło:
- Ah! Jesteś! Miło, że wpadłeś, Khornie! Jak podoba Ci się mój wystrój wnętrz - powiedział, zaczerpnąwszy kielich w morzu krwi i zdegustował płyn niczym wytrawne wino. Wcześniej jego ręce były puste...
Czwórka siedząca w humvee, jechała sobie spokojnie, gry gruzowisko zatarasowało ich drogę. Zdecydowali się to objechać częścią miasta, w której było dziwnie spokojnie. Gdy wyjechaliście zza rogu natknęliście się na kilku orków, którzy próbowali obskoczyć samochód, ale krótka seria z broni palnych odgoniła ich i położyła niektórych trupem. Gdy tak jechali sobie pośród spalonych, pełnych trupów i dopalających się zgliszcz uliczek na drodze pojawiła się jakaś ciemna postać z czarną maską, przypominającą trochę trójkątną twarz. Postać krzyknęła coś, a Xerth i Raziel od razu zrozumieli - mroczne elfy dowodziły zastępami orków. Osobnik krzyczał coś do nich o sposobach, w jakie ich zabije. Niestety, maska humvee była twardsza niż jego argumenty i został rozjechany.
Chwilę potem pojazd wyjechał na pustynię, gdzie tu i ówdzie błyskały światła odjeżdżających samochodów. Cała okolica była dobrze oświetlona - Dominium stało w ogniu, jarząc się niczym ogromna, czerwona pochodnia. Gdy odjeżdżaliście słychać było za Wami miarowe uderzenia bębnów, dźwięk długich, miedzianych i hebanowych trąb oraz dziwne buczenie.
Garnizon padł! Uzmysłowił sobie każdy żołnierz. Teraz nachodziło pytanie: "Co robić?"
- Moim zdaniem musimy pojechać do Akili. Po drodze powinniśmy spotkać wojska, idące z odsieczą. Odbijemy miasto z rąk sług Beliara - mówił z odrazą Raziel, oddychając ciężko i lekko przysypiając.
<Khorn zobaczył krew. Był cały w krwi. Emocje. Przemoc. Gwałt. Rana. Cięcie. Krew krew HAHAHAHAH KREW!!! Jego ciemne miejsca dostarczyły Khornowi tak wielką dawkę przyjemności, iż prawie skończył. Roztrzęsionym od emocji głosem wyrzekł>
- No, panie, wystrój ciekawy, kurwa mać. Tylko napić się nie szło. Jakieś potwory wyskakiwały, fuj. Ale ten pokój... Świetny. Też se taki kiedyś sprawię, hehe.
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
Mężczyzna uśmiechnął się zagadkowo i zaśmiał się cicho, popijając krwisty napój. Khorn poczuł, że nagle krew zmienia się w wino. Nie wiedział, jak to poczuł. Czy wyniuchał, zobaczył, czy przeczuł. W kilka chwil po prostu wiedział, że to już nie jest krew, lecz wino. Siedzący na krześle wstał i stanął przed Khornem, stopami unosząc się na tafli płynu. Spod jego kozaków rozchodziły się małe, delikatne fale.
- Zaiste, kurwa mać, ciekawy - odrzekł w głębokiej konsternacji, wpatrując się w wojownika. Na jego ramieniu usiadł kruk, który mu coś... wyszeptał do ucha.
- Jestem Rali-Eb, jedno z bóstw chaosu. Jestem również nazywany duchem Krwawej Biesiady. Co Cię sprowadza do moich skromnych progów? - zapytał, a poziom wina lekko zaczął się podnosić, zamieniając się na powrót w krew.
<Khorne niewiele się zdziwił. Spodziewał się, iż ten człowiek musi być kimś więcej, jak człowiekiem. Bóg Chaosu... Ciekawe. Lekko skłonił swoją osłoniętą hełmem głowę i rzekł>
- Sam nie wiem, panie. Piłem, gdy Garnizon został zaatakowany przez demony. Potem nagle znalazłem się tutaj z tą rozciętą ręką. Ah, ale bym się napił czegoś...
Ale, nie wiem co mnie tu sprowadziło. Może to te moje miejsca z głowy...
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
Mężczyzna skrzywił się lekko, a kruk z jego ramienia poderwał się z trzepotem i przeleciał Ci nad głową, rozbijając się na zielonych drzwiach za Tobą, zamieniając się w chmurę czarnych piór, które zajęły się ogniem i zamieniły w popiół.
- Ah, rozumiem! No, mnie też to się nie spodobało, że tylu ludzi musiało zginąć, aby zapanował normalny, wojenny ład. Ale tak czy inaczej podobasz mi się - odrzekł lustrując mężczyznę od pasa w górę, ponieważ do takiej wysokości sięgało mu morze wina. Miał hełm na głowie i oddychało mu się ciężej. Nie wiadomo było, co Rali-Eb miał na myśli, mówiąc podobasz mi się.
- Jesteś spragniony krwi, bojowy, a i pijesz nie najgorzej... Jesteś martwy - rzekł nagle z dziwnym spokojem, uśmiechając się zagadkowo - Jesteś martwy. Twoje serce zatrzymało się, a puls jest nie do wyczucia. Nie zauważyłeś tego? - zapytało zdziwione bóstwo i obróciwszy się na pięcie usiadł na oparciu fotela, nabierając kolejny kielich szkarłatnego płynu.
- Twoje ciało spoczywa teraz w jednym z moich zwierzaków... Jesteś w fazie przejściowej. Możesz się poddać i na zawsze utknąć w moim królestwie dla opętanych, albo zaryzykować i spróbować wygrać swoje życie. Grasz, czy rezygnujesz? - zapytał zaciekawiony.
<Khorne nic nie czuł, zupełnie nic. Ciągle żył, ale ten facet... to znaczy bóstwo. Przekonująco gadał. W jednym zwierzaków? Jakim zwierzaku? Cóż, Khorne zobaczy>
- Ha, wyzwanie! To lubię! Ha, pokaże ci, panie krwi, iż ja także moge ci dać krwi. O tak, krwi wrogów. Gram, a jak. Co mam zrobić? Co rozwalić? Co zniszczyć?
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
Mężczyzna zaśmiał się ogromnie i po chwili jego nogi zaczęły się rozmywać w czarne, ulatujące w górę i parujące czarnym smogiem pióra. Prawdopodobnie kruka albo wrony. Na koniec, zanim jego twarz zniknęła rzucił w Twoim kierunku krótki monolog:
- Siła destrukcji nie jest najważniejsza w sztuce chaosu... Gdyby polegać na sile, to nie tygrys, ani lew, tylko słoń byłby królem dzikich zwierząt - odrzekł z zagadkowym uśmiechem, po czym rozpłynął się w powietrzu, a ze ścian wyskoczyło kilka niewidocznych wcześniej korków, które odsłoniły wpływający do pokoju czerwony płyn. Głos mężczyzny niczym echo rozbrzmiał w głowie Zdzicha.
Ci, którzy wybierają grę, grają o swoje życie. Jeżeli spotka ich przegrana, będą moimi najniższymi sługami. Ci, którzy wygrają życie, wygrają moją pomoc w normalnym życiu. Wrócisz do życia niczym nigdy nie naruszony. Bez rany na ręce i z bijącym sercem. Twoim pierwszym wyzwaniem będzie próba Krwawego Toastu. Gdzieś tutaj jest ukryty klucz. Znajdujący się tutaj płyn zaś to magiczne wino, zamieniające się w takim samym odstępie czasu w krew... Wino można wypić, ale będzie to dla Ciebie wyzwaniem. Pijąc krew wpadniesz w obłęd i udusisz się. Rozróżnisz jedno od drugiego po smaku... Krew jest bardziej słodka.
Głos ucichł, a Khorne stał teraz po pas w krwistej posoce, w której był gdzieś tam ukryty klucz. Tron zniknął, a za nim dało się zauważyć położoną na średniej wysokości gablotkę, zamkniętą na klucz. Było więc chyba wiadome, że nie da się jej zrobić.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach