Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Altaris
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2012-12-24, 13:00   Altaris

GRACZ: Altaris




Imię: Jednooki - Kapitan Straży Starego Królestwa Altaris Breivan Akkarin Abalon
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Elf
Wiek: 175 lat
Nierozdane punkty doświadczenia: 2300
Stan: Wykształcenie i mikrobiologia (patrz Atuty)złamane prawe żebro (wymaga używania maści do wyleczenia)
50% szansa na niepowodzenie jakiegokolwiek czaru z jakiejkolwiek magii, którego celem jest Altaris (patrz Atuty)

Umiejętności:
    Walka wręcz (broń biała, jednoręczna) - Zaawansowany

    Jeździectwo (koń) - Uczeń

    Dyplomacja/Zastraszanie - Zaawansowany -dopóki postać ma przy sobie Lucjona - Bliźniaczą Furię


Cechy:

    Bystry Wzrok
    Czuły Słuch
    Częściowa Odporność na ból
    Zręczność


Atuty:
    Język: Cesarski (ludzki)
    Język: elficki
    Język: mrocznych elfów
    Język: krasnoludzki
    Konna walka wręcz
    Doktorat z mikrobiologii - Postać wie że wodę należy przegotowywać przed spożyciem. Jak na warunki średniowieczne, to osiągnięcie ponadczasowe.
    Wykształcenie - Nauka nie idzie w las. Postać powinna poznać więcej szczegółów z otoczenia, samodzielnie dojść do jakiś wniosków, łatwiej identyfikować nieznane rzeczy czy nawet lepiej jej idzie rozwiązywanie quizów, no MG musi w tym jej pomóc oczywiście
    Naznaczony przez Lucjona (na wezwanie imienia miecza, Lucjon pojawia się natychmiastowo w ręku postaci)
    Nie boję się, gdy magia jest, Lucjon w mej ręce obecny jest (50% szansa na niepowodzenie jakiegokolwiek czaru z jakiejkolwiek magii, której celem jest trzymający miecz [miecz MUSI być w ręce posiadacza])


    Cichy Szept Lucjona [pozostałe ładunki: 4]
    * Czas rzucania: natychmiastowy
    * Działanie: Użytkownik miecza nasącza swój miecz duchową energią powodując, że klingę otacza łuna siły, którą można wzmocnić następne uderzenie miecza, lub wypuścić w postaci łuku w danym kierunku. Uderzeniami można strzelać, lub wzmacniać normalny atak. Taka siła rozcina wszystko, co jest nieorganiczne, w tym także wszelkie metale, (jednakże adament i mithril wykazują znacząco odporność na ten atak). Oczywiście atak rozcina tylko na grubość 5 centymetrów, aż nie napotka ciała organicznego - stalowa, mosiężna brama zostanie rozcięta, ale jeżeli jest grubsza, niż5 centymetrów, nie zostanie przebita (jednak cięcie "wgryzie się"). Cichy Szept Lucjona, jest zaklęciem mało destrukcyjnym, ale bardzo finezyjnym, dokładnym i precyzyjnym.
    * Czas trwania: dopóki energia nie opuści miecza poprzez uderzenie, lub nie zostanie zdjęta przez użytkownika
    * Zasięg: dotykowy (uderzenie klingą miecza), lub do trzech metrów (łuna-pocisk; efektywność cięcia spada wtedy do 2 centymetrów), dalej rozwiewa się w powiew wiatru
    * Uwagi: Pojedyncze użycie czaru zużywa jeden ładunek (patrz na prawo od tytułu zaklęcia); jeden ładunek ładuje się przez 6 godzin, maksymalnie można posiadać 4 ładunki
    Tego zaklęcia NIE MOŻNA używać na innym mieczu niż Lucjon.



Postać:




    - Błysk - miecz jednoręczny, podchodzący swoją wielkością pod miecz półtoraręczny, doskonale wyważony o długiej jak na miecz jednoręczny klindze ze stopu żelaza i srebra. O miękkiej, stosunkowo długiej, obłożonej materiałem rękojeści, z jednej strony zakończonej głownią przypominającą kulę korbacza, a z drugiej strony sporym, czerwonym klejnotem z symbolem dwóch skrzyżowanych mieczy, które są tłem dla uchwycenia ptaka lecącego z profilu. Lejce przypominają lekko swoim kształtem pierzaste, rozpostarte, ptasie skrzydła a stop, z którego je wykonano dodaje im pobłysku. Klinga zaś, prosta, długa i obosieczna pokryta jest różnorakimi, wygrawerowanymi, pozłacanymi zdobieniami i elfickimi symbolami, a w kilku miejscach klingi po bokach wystając groźnie wyglądające, srebrne ząbki. Gdy świeci słońce, wydawałoby się, że Błysk świeci własnym światłem. Jednym z napisów elfickich na klindze, oprócz pojedynczych słów, jak chociażby Breivan widnieje dobrze widzialny, pokrywający jedną stronę całej klingi napis mieniący się złocistym pyłem - Chrzest przed końcem. Jest to doprawdy świetna broń. Posiada zdobioną srebrnymi i metalowymi elementami czarną, skórzaną pochwę.


    - (Widoczny powyżej) Pancerz Czarnej Kompanii - w jego skład wchodzą czarne, żelazne nagolenniki, karwasze o złotych wykończeniach i spory, pokryty małym zdobieniem przypominającym trójkąty schodzące w dół napierśnik, wykończony przy pasie, ramionach i kołnierzu pozłacanymi wykończeniami. Na barkach widnieją małe, aczkolwiek przydatne naramienniki, stosunkowo płaskie i grube, wyłożone od środka dodatkową warstwą skóry. Całość pancerza od strony ciała wyłożona jest warstwą miękkiej skóry i krótkiego futra, przypominającego puch. Oprócz owego pancerza, w jego skład wchodzi również szata, jako jego ubranie. Jest ona najzwyczajniej czarna, jak reszta jego opancerzenia i trochę skomplikowana, co jakiś czas zmieniając szycia i krój na przykład rękawów. Każde z wykończeń jest jaskrawego koloru, wspomaganego trochę podróbką pozłacanych nici. Obok ramion na pokrytych miedzianym pyłem sznurkach doszyte są do materiału miedziane monety o małych, nieznanych nominałach, pochodzące z ojczyzny elfów. Najwyższe partie rękawów wspomagane są skórzanymi paskami. Kierując się do pasa, który widnieje na ciele Altarisa jako spory, purpurowy materiał poprzez pancerz z żelaznego napierśnika, poprzez twarde szycia i kawałek dobrze przymocowanej kolczugi zamienia się w cztery spore pasy twardej i mocnej skóry, obszyte czarnym materiałem. Spod owych pasów zaś rozciąga się zwykła, ciemna szata z szeroką linią zdobień białych nici. Sięga za kolana.

    - Zakrzywiony, bardzo długi sztylet w pochwie za pasem. Wykrzywiona klinga i rękojeść bez zbędnych zdobień. Jedynie w głowni utkwiono mały, czerwony kamień szlachetny wielkości źrenicy. Jest to zazwyczaj broń do karczemnych bijatyk, gdy nie wypada pospólstwa mieczem rąbać.

    - Lucjon - Bliźniacza Furia - Inteligentny miecz z zamkniętą w sobie duszą służącą Obalianowi. Jego wygląd sugeruje, że posiadacz należy do wpływowych ludzi umiejących dowodzić i rozstawiać ludzi po kątach. Sam miecz obdarowuje noszącego swoją mocą sprawiając, że tamten potrafi lepiej przekonać ludzi do swojego zdania. Kolejną wspaniałą właściwością jest jego umiejętność morficzna. Miecz można dowolnie kształtować w przeciągu 10 sekund zamieniając go na różne rodzaje broni: od sztyletu do wielkiego miecza dwuręcznego. Inne postacie przemiany mogą być utrudnione z powodu nichęci Lucjona do ich pryzbierania (miecz na pewno nie zgodzi się na stanie się nożem do masła, nie jest chętny też do zamiany w tarcze, puklerze itp., często Lucjona trzeba wpierw "nauczyć" jakieś przemiany)

    - 18 sztuk złota w sakiewce
    - 10 sztab żelaza
    - 8 sztuk zelaza

    - Ubranie:
    Lniane, czarne spodnie pod szatą
    Wcześniej wspomniana szata jako element pancerza
    Pas przypominający szarfę, bardzo szeroki, koloru purpurowego
    Dwa posrebrzane pierścienie ułożone w zdobienia, przypominając trochę płytki pancerza, bez klejnotów
    Czarna, długa koszula bez kołnierza, ze sporym wycięciem na klatce piersiowej
    Wysokie, czarne, skórzane buty na twardej podeszwie, owinięte od górnej części pasem materiału
    Srebrny naszyjnik z symbolem ptaka, należący wcześniej do jego brata
    Czarna i czerwona chusta na głowę, którą zakłada, by schować włosy i bliznę na oku




Ekwipunek:

    - pieczęć kupiecka (upoważnia do poruszania się po Kopalni Bolgorii bez przymusu pracy; warunkiem jest nie posiadanie żadnych długów, nawet na jedną sztukę żelaza)
    - papier potwierdzający bycie kapitan straży Portu
    - Oficjalny list od króla elfów na kontynencie do władcy Bolgorii z prośbą o pomoc w zamian za traktaty handlowe i być może zagarnięcie części ziem należących do pobitych, barbarzyńskich plemion. Na pewno jest tam dużo złóż kopalnianych.
    - Hubka i krzesiwo do rozpalania ogniska lub zapalania pochodni
    - dwie, drewniane pochodnie z metalowym miejscem do trzymania - bardzo trwałe i solidne
    - Spora butelka obłożona skórzanym pokrowcem, pełna w tajemniczy sposób smakowej gorzałki. Ma dziwny, lekki, słodkawy posmak, ale jest równocześnie bardzo mocna - kilka łyków zwali człeka z nóg.
    - złoty puchar
    - śpiwór
    - namiot
    - maść lecznicza na stłuczenie

    Dodatkowe:
    - Brązowy, ciemny, bystry i wytresowany jastrząb wabiący się Kiran


Członkowie drużyny;

      Andariel
      Walka bronią dystansową (długi łuk) - Zaawansowany
      Walka bronią wręcz (długi miecz) - Adept
      Krawiectwo - Specjalista
      Postać i ekwipunek
      - 2 sztaby żelaza
      - długi łuk refleksyjny mistrzowskiej roboty (naciąg: 40 kg)
      - strzały o różnych grotach (toczonych, kutych, półksiężycowych, szpilkowych)
      - idealnie dopasowana zbroja łuskowa mistrzowskiej roboty
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2013-05-13, 09:55, w całości zmieniany 38 razy  
 
 
 
REKLAMA 
Chrzest w ogniu

Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 1058
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2012-12-28, 17:55   

_________________

Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2013-05-13, 09:55, w całości zmieniany 38 razy  
 
 
 
Altaris 
Chrzest w ogniu



Dane w grze
Rasa: Elf
Miano: Altaris / Jednooki
Pełna KP

 
Osiągnięcia, przewinienia: *Stara Gwardia*
Wiek: 28
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 1058
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2012-12-28, 17:55   

Historia postaci: Rework



    Urodziwszy się w Starym Królestwie Altaris miał stosunkowo spokojne życie w okresie swojej młodości. Jego inicjałami były trzy litery A, od imion i nazwiska rodowego - Altaris Akkarin Abalon. Ród Abalon zaś był bardzo prestiżowym i szanowanym na dworze królewskim, który spokrewniony był z dynastią wtedy rządzącą - za czasów Złotego Świtu, okresu, podczas którego elfy były silne, potężne, dumne i pewne siebie, a ich granice były nienaruszalne i rozległe. Wtedy jeszcze wszystko wyglądało zupełnie inaczej, niż teraz - idealna, wspaniała rasa elów nie zapadła się w wojny domowe i nie przegrywały o terytorium w bitwach z barbarzyńcami. Jako panicz miał wszystko, czego zapragnął, kiedy tylko tego chciał - otrzymywał różnorakie smakołyki oraz spełniał niepotrzebne i denerwujące zachcianki. Jako dziecko był bardzo denerwującym i irytującym osobnikiem, przez co służba bardzo go nie cierpiała. Dla własnej, chorej satysfakcji dokuczał podległym mu elfom lub nawet częściej ludzkim przedstawicielom. Na tych drugich uwziął się najbardziej, unosząc się dumą rasową. A właśnie w takiej dumie został wychowany...

    Stolica Starego Królestwa, daleko przed Srogą Wojną Śródziemną:
    Ślęcząc nad książkami bawił się leżącym na biurku piórem. Potwornie się nudził i nie miał kompletnie nic do roboty, a samodzielna nauka czytania i pisania przyprawiała go o ból głowy. To było wręcz coś niesłychanie nielubianego. Wiedząc, że dzisiaj jest Dzień Wolny, wypadający raz na kilka dni w cyklu tygodniowym, podczas którego większość pracowników w ich posiadłości miała wolny, zasmucił się wielce. Nie było żadnego nauczyciela, skryby, ogrodnika - nikogo! Jedynie ta przeklęta, ludzka służba, zajmująca się sprzątaniem. Coś okropnego...
    Korzystając z chwili samotności w swoim pokoju rozmyślał, rozglądając się po ścianach i regałach z książkami, których znaczenia i treści pewnie nigdy nie pozna, jakby to było, jakby już był dorosły - chadzałby w polerowanej, paradnej, złotej zbroi płytowej z bogato wyglądającym rapierem, posiadałby zamek o wysokich, strzelistych wieżach, a z bramy powiewałby jego wspaniały sztandar przedstawiający białego orła o purpurowym tle. Chociaż, bardziej pasowałby mu rubin lub szkarłat...
    Z zamyślenia wyrwał go przebijający się niczym echo, dziwny głos, dochodzący gdzieś zza ściany. Chłopiec przykładając do niej ucho zdążył zrozumieć, że przecież pokój dalej jest sala obiadowa - jeden z najważniejszych pokoi w ich posiadłości. Rozpoznawał pojedyncze słowa, wyrywane z kontekstu, przez co zupełnie nic nie rozumiał. Bardzo go to zdenerwowało i postanowił podsłuchać, co jego ojciec może tam robić - słyszał jakieś przytłumione hałasy i jęki. Chyba trwała tam jakaś zagorzała obrada lub kłótnia!
    Szukając wzrokiem sposobu, by się tam dostać dostrzegł kratkę w ścianie, której znaczenia nie znał. Była tuż nad regałem z książkami, który był wyjątkowo niski. Jako chłopiec zdrowy i wysportowany wspiął się po półkach i tomiszczach, po czym zdjął kratkę ze ściany, odkładając ją delikatnie na najwyższą półkę. Tutaj cały dźwięk z sali obiadowej, w której jego ojciec często obradował, jeżeli nie miał ochoty robić tego w bibliotece, był bardzo zmodyfikowany i zniekształcony, przez co nadal był niezrozumiały. Gdy jego żółte, nienaturalne oczka (przez które był często obiektem drwin i był przez służbę nazywany czartem) wyjrzały przez kratkę przy sali obiadowej aż jęknął ze zdziwienia. Wolfe Kinlowein, nadzorca oddziału ludzkich najemników i służby w ich posiadłości, zajmujący się także ochroną domostwa, właśnie bezszcześcił jego matkę na głównym stole. Ta zaś nie wyglądała na pokrzywdzoną i bezbronną. Widocznie się tym cieszyła. Altaris nie mogąc uwierzyć cofnął się na czworakach z przewodu o dwa małe kroczki i z hukiem oraz przeciągłym krzykiem spadł wraz z najwyższymi książkami na drewniane biurko, przy którym chwilę wcześniej się uczył. Leżąc w stercie książek zachlipał cicho, czując ogromny ból, którego wcześniej nie doświadczył. Nie było tam nikogo, kto mógłby odpowiedzieć na jego wołania lub przyjść mu z pomocą. Właściwie, nic szczególnego mu nie było - ot zwykłe stłuczenie kilku miejsc. Ale on jednak, jako delikatne i nie znające wcześniej bólu dziecko doznało tego jako ogromnego szoku. Drzwi z trzaskiem się otworzyły. Widząc stojącego w nich Kinloweina Altaris wykrzywił twarz w grymasie ogromnego gniewu i zawzięcia. Człowiek jednak zbył go jedynie dziwnym, przerażającym uśmieszkiem pełnym pogardy i poprawiając na sobie czarny pancerz, który pewnie przed chwilą nałożył ruszył w przeciwległą od sali obiadowej kierunku.
    Nie tracąc czasu mały elf wybiegł z pokoju, nadal chlipiąc z powodu pobolewania kości i mięśni.
    -Paniczu! Paniczu Altarisie! Pan Abalon wzywa do sali obradowej! - zatrzymał go jakiś ludzki służący. Ten sam, któremu wcześniej nakazał pucować buty i przedstawiać dla niego jednoosobowy spektakl. Musiał zabijać ludzi jako elf i sam być zabijanym. Ah, tak! Altaris zmienił potem jego rasę na pół-elfa, ponieważ jego zdaniem ten nie zasługiwał na miano jego rasy.
    Poza tym to doskonale się składało - miał wcześniej zamiar pobiec do ojca i mu o wszystkim opowiedzieć. Chciał, aby człowiek, który zbeszcześcił jego matkę dostał za swoje. A matka? O tym nie pomyślał.
    Zwolnił krok, chociaż nadal podążał za spieszącym dziwnie okrężną drogą służącym. To moja matka... Ale rasa elfów jest czysta i nieskalana. Popełniła ogromne przewinienie. Jak ona to mogła zrobić z człowiekiem? Jak ona mogła MI to zrobić? I jak to mogła w końcu zrobić mojemu ojcu. Nie, tak nie postąpiła by moja matka.
    Przemyślenia przerwało mu otworzenie się drzwi obok i pochwycenie go przez jakieś blade, mocarne ręce. Z krzykiem strachu i przerażenia zagłębił się w ciemność - bolesną i odpychającą. Widząc twarz Kinloweina uśmiechającą się paskudnie spróbował krzyknąć - jego usta zostały zapchane jakąś śmierdzącą, wilgotną szmatką. Szukał pomocy u służącego - ten jedynie uśmiechnąwszy się podle zamknął za nimi drzwi, zamykając ich w całkowitej ciemności. Szarpanina nie zdała się na nic - poczuł na ciele ogromny ucisk spowodowany mocnymi więzami. Nagle stracił grunt pod nogami i z cichym trzaskiem wpadł do jakiejś płytkiej dziury - mimo tego, że w pomieszczeniu, z którego spadł było ciemno, to i tak widział tam jaśniejszy, szarawy kwadrat otworu i ciemną sylwetke w pierwszym planie. Gdy drzwi powyżej się otworzyły, widział wychodzącego ze spiżarni mężczyznę, po czym nastąpił najpierw trzask klapy nad nim, a potem trzask zamykanych drzwi. Jedyne, co tam znalazł, to szkielet i kilka biegających wokół niego szczurów.

    *


    Próbował z czasem zasnąć. Krzyk, płacz i odganianie szczurów pochłaniało ogromne połacie energii. Wyprany ze wszystkiego, próbował także kilka razy się oswobodzić. Nawet jeżeli ktoś wchodził do pomieszczenia, to słysząc jego zawoływania lub uderzenia zadawane w klapę, był bity. Służący, którzy tutaj wchodzili wcale się nim nie przejmowali - gdy tylko robił hałas, klapa się otwierała, a on otrzymywał siarczystego kopniaka lub potężne uderzenie przedmiotem który ktoś miał w ręce - chochlą, miską, główką kapusty, marchewką. Cieszył się, że tego dnia nie było w jego posiadłości nożyc, które były ulubionym narzędziem owego człowieka.
    Wiele myślał zamknięty w tej ciemności. Większość pewnie by pomyślała, że postanowił poprawę i żałował tego, że był taki nieznośny i niemiły. Nie, on myślał zupełnie inaczej - jako rozpuszczony panicz postanowił stać się zupełnie inną osobą. Zamierzał stać się dumnym mścicielem. Nie, nie zamierzał już dokuczać ludziom i służbie z powodu ich pochodzenia, hierarchii w społeczeństwie, rasy. Zamierzał zniszczyć tych, którzy zagrażają rasie elfickiej. Zamierzał zemścić się, paląc i zabijając we wszystkich wioskach, które napotka. Zamierzał wyrosnąć na pana zamku, nie posiadłości, którego poddani będą się go bać. Nie zamierzał się poprawiać i przepraszać - jego nienawiść do ludzi miała właśnie wstąpić na kolejny poziom. Po prostu teraz będzie się z tym bardziej krył i będzie ostrożniejszy. Mimo tego, że jest dzieckiej, potrafi zdziałać wiele - jest dzieckiem samego Hieronima Abalona, głównodowodzącego Wschodnią Kompanią, zwalczającą przejawy buntu podległych pod Stare Królestwo ludzi.
    Z fazy przemyśleń wyrwał go dziwny dźwięk - stąpanie. Nie słyszał otwierających się drzwi, a mimo to miał wrażenie, że ktoś stoi na klapie. Z ogromną determinacją i chęcią przeżycia zaczął piłować więzy jakąś ostrą kością ze szkieletu, który leżał w jego więzieniu. Było one tak małe, że gdyby był dorosłym mężczyzną, to pewnie by się tam nie zmieścił. Dzięki temu mógł uderzać barkami w klapę, równocześnie rozcinając linę.
    Klapa z trzaskiem się otworzyła, zanim zdążył się oswobodzić. Lekko żółtawa ręka sięgnęła z silnego światła i chwyciła go za kołnierz. Spodziewał się bólu uderzenia, ale zamiast tego poczuł silne pociągnięcie go do góry. Był oślepiony, ale wyczuwał czyjąś przyjazną obecność - Nie martw się, mój drogi Altarisie... Już wszystko dobrze. Ci ludzie i Twoja matka zapłacą za swoje czyny. Biegnij, idź do ojca. Nie mów nikomu, że mnie widziałeś - nawet gdyby chciał, było to niewykonalne. Widział jedynie długie, jasne, złociste włosy i twarz elfa o spiczastych uszach - Jestem Dagon. Od dzisiaj nauczę Cię, co to znaczy prawdziwa nienawiść

    *

    -Zebrałem Was tutaj, drodzy domownicy mej posiadłości, sąsiedzi i Wy, moi przyjaciele z pewnego bardzo ważnego powodu... Dzisiejszego dnia dom Abalonów został skalany! - wśród małego tłumu, który zgromadził się w ogrodzie, zapanowało poruszenie. Dziedziniec był teraz w fazie renowacji i rozbudowy, więc ogród był jedyną przestrzenią, która pomieściłaby taką liczbę osób. Było tutaj kilkunastu służących, ściągnięci ze swojego Dnia Wolnego pracownicy różnego rodzaju, jak rzemieślnicy, ogrodnicy, kucharz i uczeni, zajmujący się nauką Altarisa i biblioteką. Było tam także kilku strażników w czarnych kubrakach - mały oddział Kinloweina, który zajmował się strzeżeniem granic posiadłości. Był ich ogólnie tuzin, ale dzisiejszego dnia nie zjawili się tak licznie, mimo pilnego wezwania pana domu. Obrzydliwi i obojętni na wszystko ludzie... Przybyło także kilku wpływowych zamożnych spośród dworu i wojska, a także koło tuzina niewidzianych wcześniej przez Altarisa elfów w czarnych, wspaniałych zbrojach i o świetnej prezencji. Wyglądali jak elita wojska Starego Królestwa. Chłopak przyglądał im się z altanki z widocznym zachwytem. Ojciec jeszcze go nie wezwał - miała to być niespodzianka. Matka chyba się domyśliła, ponieważ robiło się jej aż słabo. Była blada i przerażona. Zabawne... Każdy musi ponieść odpowiedzialność za swoje czyny.
    -Dzisiejszego dnia, moja żona... - w tym momencie dwóch odzianych w czarne zbroje elfów chwyciło jego matkę i zaprowadziło na krótki podest z drewna. Gdy goście nie wiedząc o co chodzi wybuchnęli histerią zauważyli, że na podeście na którym zazwyczaj była chuśtawka zarzucony został stryczek. Kobieta płakała, próbowała kłaść się na ziemi - na marne.
    -Skalała nasz dom, cudzołożąc z dowódcą najemników i opiekunem naszego domu, Wolfem Kinloweinem, po czym spiskowała z dzisiejszą grupą służby i wraz z Kinloweinem uwięzili mego syna, Altarisa, z celem zagłodzenia go, lub zabicia... - gdy jego ojciec wypowiadał monolog, podczas którego jego twarz była niewzruszona i poważna, odzianych w czerń elfów przybyło o kilku. Zagnali oni służbę, która w owym dniu sprawowała porządki w jedno miejsce, a reszta otoczyła Wolfa, który posępnie spoglądał na wypowiadającego jego wyrok. Widząc zaś Altarisa, wychodzącego z altanki wydał z siebie zwierzęcy ryk i przedarł się znienacka między szeregiem żołnierzy, którzy nie zdążyli zadać cięcia i runął szarżując między służbą a jego ojcem w kierunku chłopca. W jego dłoni błysnęło żelazo, a jego twarz wykrzywiał coraz to okropniejszy grymas bólu i cierpienia. Po kilku krokach minął chłopca i padł z ostrzem wbitym w plecy. Dosłownie po sekundzie do truchła dopadł ojciec Altarisa i kilkoro uzbrojonych mężów. Osobą, która go uratowała był smukły, wysoki elf o złocistych włosach i posępnym obliczu - przypominał mu tego, który go uratował. Nazywał się Dagon...
    -Dziękuję, Dagonie... Zadbam o to, byś od teraz nie strzegł książek, lecz mojego syna... - bibliotekarz imieniem Dagon ukłonił się, unosząc kąciki ust do góry. Rzucił przelotne, pozbawione wyrazu spojrzenie Altarisowi, po czym zwrócił się ku służbie, która postawiona na kolanach poddana była wyrokowi śmierci - raz za razem, niczym jabłka z drzewa, głowy spadały z martwych torsów.
    -Rozluźnić suce sznur, niech umiera dłużej... - rzucił jego ojciec, ze wściekłością wypisaną w oczach spoglądając, jak jego żona kopie w powietrze nogami, wisząc na huśtawce, na której kilka dni wcześniej bujała swojego synka. Pomyślec, że moja własna matka splugawiła naszą rodzinę...

    *

    Dagon opiekował się Altarisem przez dobrych kilka miesięcy, po których nastąpił przełom w życiu chłopca. Pod okiem Dagona, a nie wcześniejszego nauczyciela, elf aż zafascynował się książkami. Nie umiał czytać i pisać zbyt dobrze, ale lubił słuchać, jak jego mentor recytuje wspaniałe historie o elfach, jako zagorzałych panach tego świata. Mówił, że jedynie teraz ich rasa przeżywa złe czasy, które mogą zmienić się diametralnie na jeszcze gorsze, lub w czasy wspaniałej wiktorii - zależy jedynie, kto zasiądzie na tronie po starym i nieudolnym królu. Dagon rozbudził w młodym Abalonie chęć pozyskiwania wiedzy i poczucie własnej wartości. Był świadomy tego, że jest elfem. Patriotyzm jego nauczyciela był widoczny na każdym kroku, a jego tok myślenia rzucił się Altarisowi na umysł, przez co sam cały czas dopatrywał się ze strony ludzi treści rasistowskich. Od tamtej pory służba została zmieniona w dużej części na pochodzenia elfickiego, chociaż i tak nad tymi służącymi, którzy zostali, a ta praca była dla nich ratnkiem chłopak się znęcał Dagon, który mu pomagał był dziwnym i tajemniczym człowiekiem - bibliotekarz, który jest profesjonalistą w walce o miecze, wie prawie wszystko o dworze i polityce, oraz posiada szereg blizn i ran. Próbował wzmocnić także w Altarisie pewność siebie. Chłopak wyrastał na młodzieńca i zyskał miano pana domu, ponieważ jego ojciec wybrał się na długotrwałą i męczącą wojnę u boku ludzi przeciwko krasnoludom, którzy obiecali Staremu Królestwu w zamian za pomoc sporą krainę na wybrzeżu.
    Altaris nauczył się władać wspaniale mieczem jednoręcznym, urodził mu się brat z drugiego małżeństwa jego ojca, nauczył się jeździć konno tak, by po prostu nie spaść z konia. Jego brat miał na imię Breivan, a łącząc z faktem to, że starego Abalona nie było w domu, to właśnie starszy brat musiał się nim zajmować - matka była na to zbyt delikatna. Nigdy jej nie polubił.
    Dagon opowiadał mu nie raz o wyspie Istorach, co bardzo zafascynowało chłopaka. Opowiadał także o swoich przygodach spędzonych w Czarnej Kompanii, która została stworzona podczas jednej z wojen między elfami a ludźmi. Chłopak został także uświadomiony, że jego ojciec jest w jego kraju stronnictwem, które dąży do przymierza z ludźmi, czyli tym stronnictwem, które niszczy Stare Królestwo od środka. Altaris natomiast uznawał zdanie Dagona za bardziej prawdopodobne, niż zdanie ojca. Postanowił zmienić sytuację w swoim kraju, gdy on, wraz z Dagonem wejdą na dwór, a on będzie głową rodu Abalonów. Jednakże nie potrafił pozbyć się ojca - to co innego, niż jego matka. Jednak, czy nie ważniejsze jest dobro kraju, niż dobro jednego człowieka?

    Sporo lat później, podczas wojen ludzi z orkami, Akilia:
    Jako najstarszy z trzech synów powinien posiadać prawo do objęcia pieczy nad rodziną, ale nie lubił bawić się w polityczne igraszki - zdecydowanie bardziej bawiło go podróżowanie z Dagonem i Breivanem, oraz wesołą kompanią kilkunastu wiernych najemników w czarnych pancerzach. Rozmawiało im się miło - tematy przyjemnie przeskakiwały pomiędzy bogactwem, sławą, wojną a dziewkami. Jednak ich sielankę przerwał będący w najwspanialszej na ziemiach ludzi karczmie poza miastami opasły, zapijaczony arystokrata.
    -Chędożone elfy! Ciekawe, co chowają pod tymi swoimi kiecami! Chodź tu, piękny! Pokaż, co tam masz! - wąsaty mężczyzna nawoływał do jednego z członków ich oddziału, młodego elfa o niezwykle łagodnej i delikatnej urodzie. Widocznym było, iż ten nie mógł już wytrzymać. Bez problemu zabiłby nie tylko zamożnego człowieka, ale także i gości wokół niego, mimo tego, że izba pełna była zbrojnych pod komendą owego człowieka. Byli tutaj jednak z rozkazu Lorda Drakaana, nadwornego agenta od spraw zagranicznych - królewskiego szpiega. Dagon był jego człowiekiem od wielu, wielu lat, zanim jeszcze zagościł w życiu Abalonów. Mieli ważną misję, a zabicie kogoś mogło przysporzyć im wielu problemów - No chooodź, no choooodź! Wasze dziewki też takie niedostępne?
    Słyszałem, że każda pragnie, aby ją jakiś ludzki mężczyzna wychędożył!
    - w tym momencie odziany w czarny pancerz, dojrzały już Altaris nie wytrzymał i mimo tego, że to nie on był przywódcą rzucił w swoim języku krótko Zabij, po czym zeskoczył z krzesła, na którym siedział i pozbawił przedramienia stojącego za zamożnym ochroniarza w zbroi pokrytej futrem. Ten krzycząc zaczął nawał kolejnych okrzyków i szczęku żelaza. Po chwili arystokrata padł na ziemię przygwożdżony przez kobieco wyglądającego młodzieńca, a wojowniczy oddział złożony przede wszystkim z elfów rozpoczął taniec śmierci z obecnymi tam najemnikami. Ginęli wszyscy, zaczynając od najemników po chłopów i kupców. Ściany i podłoga pokryły się krwią, która wylewała się przez główne drzwi. Co prawda kilku odzianych w czerń towarzyszy padło martwych, ale liczba istnień, ile oni zabrali ze sobą była ogromna. To nie była zwykła karczma - była to karczma przestronna i zbierająca w sobie szumowiny z całej północnej Akilii. Najemnicy, bandyci, handlarze szukający ochrony i rabusie szukający handlarzy - wszyscy padali jak muchy. Altaris mimo swoich umiejętności i młodzieńczej werwy nie miał wielkiego doświadczenia w bojach, to jego druga poważna wyprawa gdziekolwiek. Nie zdążył więc sparować lecącego na niego cięcia jakiegoś rozjuszonego weterana karczemnych bijatyk. Z jednego z okien na zewnątrz wypadło kilku ludzi, uciekając przed śmiercią. Najstarszy z synów Abalona leżał cały zakrwawiony, spoglądając ze zdziwieniem na Dagona, Breivana i na krew na swoich rękach. Okropna rana na jego twarzy krwawiła obficie. Mimo tego mógł rozglądać się na boki - widział arystokratę, który wcześniej obrażał jego rasę, teraz leżącego bez nóg i rąk, będących miniaturami w porównaniu do jego ogromnego brzuszyska. Okropnym widokiem były jego pośladki, ukazane po zdjęciu do kolan jego bogatych spodni - z jego odbytu sterczała noga od krzesła, tak samo jak i z jego gardła. Prawdopodobnie był u kresu swych sił, gdy został rozczłonkowany.
    Dagon i Breivan uśmiechnęli się do Altarisa, spoglądając po sobie:
    -No, teraz, to żeś zjebał nam misję, drogi kamracie... No, ale cóż! Lecimy dalej. Może zdążymy jeszcze dogonić tych, co uciekli... Damy radę jeszcze otworzyć Grobowiec Beliara, siły zła nigdzie nie uciekną - rzucił pocieszająco Dagon i pomógł chłopakowi wstać, próbując także zażegnać krwawienia z jego rany:
    -Spokojnie. Naprawimy Cię zaraz... Tylko jak będziemy wyruszać, to nie zapomnij haka, Jednooki! - śmiech, którym wybuchnęli jego towarzysze był ujmą na honorze Altarisa, ale jakoś to znosił. Aby przyzwyczaić fakt, że każdy żart związany z nim nawiązuje do jego rany i do pirackiego życia, przybrał miano Jednooki.


    Veragor, noc przed zmianą miasta w nekropolię:
    Dagon potarł swój medalion, oddychając ciężko. Altaris, wraz z Dagonem i dziesiątką najbardziej doświadczonych wojowników, jakich udało im się ściągnąć, dyszeli ciężko po długotrwałej ucieczce przed wiernymi władcy strażnikami. Połowę z nich zgubili w labiryncie komnat, powoli wycinając. Reszta nie stanowiła większego wyzwania, skoro był z nimi Dagon, dowódca Czarnej Kompanii i prawa ręka królewskiego wywiadu. To wszystko bardzo zmęczyło Jednookiego, ale mieli przecież misję do wypełnienia. Walczyli przeciwko orkom w kilku bitwach i wspomagali kampanie Starego Królestwa przeciwko owym stworom, ale stronnictwo, którego on i Dagon się trzymali uważało, że trzeba wyeliminować najbardziej groźnego wroga a potem zająć się osłabionymi atakiem nieczystych stworów orkami. Oni nie stanowili większego problemu dla elfów. Jednak Jednooki nie wiedział, że ludzie zwrócą się przeciwko elfom z własnej inicjatywy, a na Istorach wybuchnie wojna domowa, do której on się także lekko przyczynił. Breivan był przeciwnego niż Altaris zdania - sądził, że należy dążyć do przymierza między ludźmi a elfami, jednak robił wszystko to, co starszy brat. Nikt go do niczego nie zmuszał, po prostu ich więź była wyjątkowo silna...
    -Altarisie, przygotuj opal ochronny i to dziwne berło... - rzucił mu Dagon, podając biały, szlachetny, piękny kamień blokujący wszelką magię i wyciągnął do niego rękę z czarnym berłem z fioletowymi wstawkami. Początkowo dziwnie cofnął rękę, jakby nie chcąc oddać Jednookiemu przedmiotu. Był on jednak potrzebny, by sprawić, aby najpotężniejszy w królestwie mag popadł obłęd i wyznał cześć Beliarowi.
    Biegnąc pustymi korytarzami cieszyli się, że udało im się przekupić straż. Wchodząc do komnaty władcy zastali go stojącego we framudze okna - głupiec wyskoczył, zanim zdołali go dopaść. Stracili wraz z nim cenne informacje, ale były one drugoplanowym celem. Dodatkowo jego dokumenty zostały...
    Teraz został już tylko mag. Altaris oddychając głęboko uspokoił się, opierając się o wrota do pracowni maga. Dagon i reszta również byli gotowi - teraz czekali tylko na sygnał od ludzi na zewnątrz zamku. Nic jednak nie następowało.
    Jakby znikąc z korytarza przed nimi wystąpiła spora, zwarta grupa odzianych w żelazne zbroje mieczników z herbami Veragoru, a wraz z nimi szło także kilku przekupionych strażników. Widocznie byli bardziej lojalni, niż by się tego spodziewać - Altaris nie sądził, że ludzie zdolni są do takiego poświęcenia, skoro mają w zamian zapewnione złoto.
    Bełty niczym upiorne zawołanie przecięły powietrze i powbijały się z głuchymi stąpnięciami w ciała stojących z tyłu tajnych agentów. Dagon z okrzykiem naparł na wrota od pracowni, a Altaris rzucił się za nim wznosząc przed siebie opal i kierując berło w stronę maga, który wcale nie zaskoczył ich tym, że czekał. Jego magia odbijała się od kamienia, a języki ognia lizały całe pomieszczenie i regały z książkami, pomijając obszar, w którym stał Altaris z tajemniczym kamieniem. Dagon wyrwał mu berło i rzucił się w płomienie, biegnąc do czaromiota, w tej samej chwili, gdy opal zaczął pękać i rozpadł się niczym pył. Ogromna siła uderzyła w Jednookiego, a jego czarny pancerz pokrył się ogniem. Do sali wbiegali już miecznicy Veragoru, zmęczeni i wyczerpani walką - żaden z agentów nie dał się złapać żywcem. Gdyby nie kusznicy, ta bitwa byłaby z pewnością wygrana. Chociaż i tak była - mag ustępując ze swoją mocą zaczął zwijać się z bólu, a berło eksplodowało czarną energią. Altaris widział, jak włosy Dagona, stojącego nad zwiniętym w kłębek czarodziejem zamieniają się w czarne jak smoła, a skóra ciemnieje. Czarne płomienie pochłonęły jego sylwetkę, a wybuch dziwnej energii wypchnął Altarisa przez okno wieży, prosto do płynącej obok zamku wieży. Stracił przytomność uderzając w wodę. Powinien zginąć, lecz nie zginął. Wydawało mu się także, że zginął także i Dagon, chociaż i tak wyruszyli potem razem, wraz z Breivanem do Telding - jednego z ostatnich niepodległych miast. Owe oblężenie przysporzył kolejnymi bliznami i kolejną śmiercią towarzyszy. Skład Czarnej Kompanii cały czas się zmieniał, chociaż kilka osób nadal w nim pozostawało, mimo, że wszyscy inni umierali - w tym między innymi Altaris, Breivan i Dagon.


    Istorach, zamek Lorda Dagona, kilka lat po upadku Telding:
    Dagon siedział naprzeciwko niego w swoim gabinecie, nalewając sobie w kieliszek drogocennego, południowego wina. Przyglądał się Altarisowi z uwagą, uśmiechając się dziwnie podejrzanie pod nosem. Badawczym spojrzeniem lustrował siedzącego naprzeciwko, odzianego w czarną zbroję, obecnego dowódcę Czarnej Kompanii:
    -Nie wyglądasz na zadowolonego... Przecież odnieśliśmy wielki sukces! Stare Królestwo upada, zaraz zwróci się do nas o pomoc, a Klan Ognia i Klan Młota zaraz się poddadzą... Królestwo Elfów rozciągnie się na całej północy, a my zdominujemy resztę Eredanu... Królestwo ludzi upada, dzięki nam! - mówiąc podnieconym głosem prawie wylał wino ze swojego kieliszka. Był dziwny, odmieniony. Zupełnie inny niż za czasów, kiedy razem ruszali na misje i wyprawy mające odbudować dawną świetność kraju. Altaris pozostawał niewzruszony, spoglądając spod lekko ściągniętych brwi na dawnego przyjaciela, którym ten już nie był. Wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej, niż to sobie w czasach młodości wyobrażał Jednooki...
    -Nic nie mówisz, drogi Altarisie... Czyżbym...
    -Chcę zobaczyć się z bratem - przerwał mu wojownik, co widocznie zdenerwowało lekko lorda tego zamku -Chciałem się z nim spotkać, gdyż dawno go nie widziałem, ale odmówiono mi tego... Podobno jest dowódcą Gwardii północnej, a to wygląda bardziej, jakby był Twoim więźniem
    -Po co te nerwy, przyjacielu... Powinniśmy cieszyć się naszym zwycięstwem! Ja i Ty zdobędziemy Istorach, a potem kontynent! Mam ogromną siłę, którą...
    -Gdzie jest mój brat? - przerwał mu spokojnym, chłodnym tonem, zaciskając pięści, które położył na leżącym na jego kolanach Błysku. Jego spojrzenie było groźne i pełne gniewu, który nagle w nim wzrósł.
    -No cóż... Sądziłem, że Ty, jako oznaczony trzema nacięciami, doświadczony brat naszej wspólnoty i mój przyjaciel będziesz mądrzejszy i się od razu zgodzisz. No bo cóż, Twój brat odmówił... Mówił coś o przymierzu, pokoju, wartości człowieka i tego, że każdy zasługuje na życie. Brednie... - jego monolog przerwał błyskawiczny sztych w klatkę piersiową. Dagon nawet nie zdążył zareagować - jego wiek dawał mu się we znaki, a brak ćwiczeń fizycznych sprawił, że ani drgnął. Klinga Błysku przebiła mu serce, a Altaris ze łzami w oczach wbijał coraz głębiej swoje ostrze.
    -Jesteś taki sam jak ja... Po prostu jeszcze nie doświadczyłeś tej mocy... Ugniesz się, Altarisie! - sapał umierający w swoim gabinecie mroczny elf, a z jego ust płynęła bardzo ciemna, prawie, że czarna krew. Jednooki wbił ostrze głębiej, prawie po jelce, przebijając się na wylot przez krzesło Dagona:
    -Każdy zasługuje na życie, ale nie Ty... Każdy także odpowiada za swoje czyny. Nie jestem taki jak Ty... Jestem Altaris Akkarin Breivan Abalon i nie jestem zdrajcą. Powiem im wszystko... Wydam zdrajców naszego królestwa - wszystkich! Stryczki zapełnią się masą naszych dawnych znajomych... A Ty nie zginiesz tutaj. To byłby dla Ciebie zbyt dobry los - mówił uśmiechając się upiornie Jednooki, co Dagon traktował z ogromnym przerażeniem. Nie wiedząc czemu ten nie chciał zginąć - ku radości wykonującego wyrok:
    -Podpisałeś pakt... Jesteś przeklęty! Ty nie jesteś w stanie umrzeć! Twoja śmierć będzie powolna i bolesna... - Altaris wyciągnął miecz z nieśmiertelnego sługi Beliara i rozpoczął swoją zemstę.


    *



    Potem mroczne elfy ustąpiły z pola walki, widząc zwycięstwo Klanu Ognia i Klanu Młota. Posiadając wiadomości od Altarisa wywiad królewski nadał wojnie polot. Altaris Abalon, zdrajca, któremu został zwrócony honor zaczął działać po zupełnie innej strony. Przyczynił się do powstania ludności w Starym Królestwie i na Istorach, a dzięki informacjom, które zdobył Klan Ognia i Młota mogły w końcu wyrównać szanse.
    Cały świat mrocznych elfów i dawny wywiad królewski, który po śmierci Dagona zniknął z dnia na dzień zadrżał, gdy znający wszystkie ich kryjówki, sposób działania i nazwiska elf wraz z liczącą trzy tuziny Czarną Kompanią jeździł kilka miesięcy po zamkach, posiadłościach, karczmach, miastach i leśnych wioskach, mordując każdego szpiega, którego znalazł. Wiedział, gdzie się chowają, ponieważ on też opracowywał takie schematy, a odpowiednio zaszantażowani szpiedy wyjawiali mu informacje o innych lub się nawet do niego przyłączali. Zamachy stanu wstrząsnęły Starym Królestwem i pomimo chwilowej klęski politycznej kraj zaczął się odbudowywać. Pogrążony w wojnie z Todorią zyskał nowy wywiad, którego Altaris miał zostać przywódcą.
    Kampania na Istorach zaś przyczyniła się do wygranej na północy wyspy, a wojska prawdziwych elfów zepchnęły przeciwnika dalej, z dala od miast pełnych kobiet i dzieci. Nikt nie pamięta jednak o Altarisie - wojowniku, który podróżując prawie rok wymierzał sprawiedliwość na własną rękę, a każdy zdrajca nie był bezpieczny, gdy ten żył. No, ale cóż. Był niezależnym łowcą okazji i posępnym zabójcą, mając pod swoją komendą zaledwie sześciu doświadczonych jeźdźców, będących jego swoistą świtą (reszta została włączona do wywiadu Starego Królestwa). Był bardzo samotny, od czasu straty swojego brata podczas walki o Istorach i zdradzie Dagona. Mroczne elfy były bardziej zdradzieckie, niż myślał, co przypłacił miesiącami strachu, smutku, bólu i zmagań z samym sobą, a co najważniejsze, stracił wtedy swojego brata, Breivana, z którym nie rozstawał się na krok. W akcie zemsty więc, pomimo zniszczeniu dawnego wywiadu królestwa porwał się jako pierwszy do walki, mając na celu własną śmierć, zabierając ze sobą do grobu dziesiątki istnień. Skończyło się jednak na samotnej tułaczce. Jednooki nie czuł się dobrze jako dowódca wywiadu - wolał wymierzać sprawiedliwość własnoręcznie. Postanowił, że weźmie udział w normalnych walkach. Nie potrafił wrócić do dawnych zwyczajów i wypraw jako agent. Był teraz niosącym śmierć i zemstę wojownikiem.


    Istorach, kilka miesięcy po śmierci Dagona i wyrżnięciu wszystkich zdrajców:
    Ogień bił od płonącego obok stosu skrzyń, kufrów i cudzego dobytku. On zaś, płynnie lawirując między walczącymi sylwetkami sunął lekko klingą Błysku po zbrojach i pancerzach pobratymców o ciemnej cerze. Z jego jednego oka płynęły łzy - jednego, gdyż drugie nie było w stanie spełnić takiej czynności. Skrawki jego czerwono - czarnej szaty ciągnęły się za nim niczym smuga, gdy obrotem powalił rosłego, odzianego w czarną szatę mężczyznę i przebił mu brzuch swoim ostrzem, wypruwając z niego wszystko, co miał w środku. Na Jednookim nie zrobiło to żadnego wrażenia - ruszył dalej, swobodnym marszem wykonując cięcia, dzięki którym przedzierał się przez kolejne szeregi wrogów. Z Błysku lała się spora strużka czerwonej juchy, gdy kierował się w kierunku krzyczącego coś z podestu sługi Beliara - nie ważne, czy znał on kiedyś Altarisa i Breivana, czy nie. Jako sługus nędznego bożka był winien śmierci jego brata. A teraz, nadszedł czas na rekompensatę... Rozpędzając się, brnąc przez wszechobecny chaos oberwał parę razy, dotkliwie krwawiąc z wielu ran i parując następujące rzadko uderzenia. Jego szaty zabarwione na czerwono, tak samo jak pokryta krwią zbroja nadawała mu iście demonicznego wyglądu.
    Jego nogę przebiła włócznia, której użytkownika przyciągnął do siebie i skręcił mu kark bez większych problemów. Gdy złamał drzewce i pozbył się balastu, skacząc na jednej nodze wybił się do góry i wpadł na kapłana, rzucającego klątwy na niego i jego sojusznicze oddziały, które właściwie Altaris miał gdzieś. Mężczyzna był silny, a wojownik osłabiony wieloma ranami. Szybkim i zwinnym obrotem uniknął ataku sztyletem i obkręcając się na pięcie wyprostował ostrze, które zastygło w powietrzu gdzieś pół metra za ciałem kapłana - jego ciemna, pozbawiona już kaptura głowa wyleciała niczym wystrzelona z katapulty i trafiła w szeregi mrocznych pomiotów. Ryk, który wydobył z siebie Jednooki nie był ludzki. Nie było w nim nic cywilizowanego. Jego cały gniew i negatywne uczucia znalazły ujście. Wszystko - samotność, zemsta, smutek wielu dni i lat skupiło się na ostrzu klingi, która pozbawiła mężczyzny głowy. Cisza, która pojawiła się znikąd mogła być reakcją na śmierć przywódcy, lub po prostu ciszą, która uderzyła w Altarisa, gdy tracił przytomność. Trzy rany oznaczające wyznanie Beliara, teraz przekreślone kolejną blizną zapłonęły bólem, a on sam osunął się po podejście, spadając po kilku schodkach pod nogi walczących.

    Gdy spełniając się w swojej zemście postanowił odpocząć kilka tygodni i wyleczyć rany został wezwany przez króla Starego Królestwa. Nie prosił go już o bycie dowódcą jego wywiadu - zaproponował mu objęcie władzy nad oddziałem lekkiej jazdy. Altaris wiedział, że bitwa przeciwko silnej Todorii i tak zakończy się klęską, ale mimo tego wyruszył wraz z grupką wiernych najemników z powrotem na kontynent. Pomimo tego, że został mu przydzielony oddział z armii królewskiej, to i tak sprowadził własnych, zaufanych towarzyszy, w tym siedmiu z jego starej, Czarnej Kompanii. Po drodze podążała za ich armią także ludność, a on sam osobiście podburzał ją do zbrojnego powstania.
    Altaris idąc na bitwę wiedział, co go czeka. Po druzgocącej porażce sił elfów wraz z szóstką swoich najbardziej zaufanych kompanów, którzy przeżyli i trwali z nim już od wielu, wielu lat wyruszył wgłąb kontynentu, posyłając pięciu ich jako posłańców do dawnych sojuszników wśród krasnoludów, na wyspę ojczystą elfów, a także do krain ludzi, z prośbą o pomoc w wojnie przeciwko barbarzyńcom. Sam postanowił udać się do Bolgorii, by spróbować odbudować dawne sojusze i przymierza Starego Królestwa. Stracił prawie wszystko, ale nadal tlił się w nim płomień. Nie miał zamiaru się poddawać - po prostu nie było już armii, do której mógłby się dołączyć. Planował przygotować jak najwięcej sojuszników i elfów z kontynentu do powstania przeciwko ludzkim najeźdźcom. Słyszał, że w Bolgorii jest masa tanich najemników, szukających pracy wszędzie, gdzie się dało. To będzie jego następny cel - znaleźć jak najwięcej osób do swojej Czarnej Kompanii i przygotować ruch niepodległościowy dla elfów. Mianował się przywódcą renegatów, kiedy kilkakrotnie w różnorakich wioskach podburzał lud, który skutecznie powstrzymywał inwazję zdziesiątkowanych i niespodziewających się oporu prymitywów. Co on mógł? Zwykły wojownik, samotny jeździec jadący w daleką podróż... Nie wiedział, czy wyjdzie mu cokolwiek, ale zawsze warto spróbować ocalić kilka istnień. Każdy zasługuje na życie. Nadszedł czas sądu, czas pogardy, podczas którego on, Jednooki, przywódca ruchu powstańczego ochrzci świat w ogniu i bólu.
_________________
Wypowiedzi Altarisa.
Wypowiedzi Andariela.


 
 
 
Vanilla 
Banish your fear

Dołączyła: 11 Kwi 2008
Posty: 2422
Wysłany: 2013-01-11, 22:01   

Interakcje socjalne:

    Wiem Co Robię: Postać próbowała sprzeciwić się woli tłumu. Bez taktu i bez pomysłu, ale próbowała. Ci, którzy tam byli, wiedzą że Altaris wie co robi i nikomu się nie podporządkowuje.

    Kapitan Straży: Ta postać jest kapitanem straży Portu, ma na to papiery i każdy sąd go wybroni! Żal tym którzy staną mu na drodze...

_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL


"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,27 sekundy. Zapytań do SQL: 13