Endrigus trochę się zdziwił że jednak sąd osbył się trochę bardziej racjonalnie niż myślał, no cóż, poprostu obserwował dalej tą całą sprawę będąc bardziej oddalony od tłumu.
Nie wiedział już, co ma robić. Urzędnicy go zignorowali, a nikogo innego już w domu nie było. Tak przynajmniej uważał. Puścił Andariela pierwszego, by ten podążał bezpośrednio za tłumem i miał na wszystko oko. Musieli się upewnić, czy aby nikt tutaj już nie został. Jednooki zaś rzucił na wszystko pobieżnie, po czym skierował się ku schodom, za Andarielem.
Brnąc po drewnianych stopniach zwolnił, po czym lekko mrużąc oczy i ściągając brwi w dół w grymasie zdenerwowania i podejrzliwości przypatrzył się wchodzącemu mężczyźnie. Dziwne. Przydałoby się zobaczyć, co ten nowo przybyły chce. Przecież wszyscy oprócz elfów już wybyli.
Oby Altaris nie szukał zaczepki...
Nie chcieli z nim rozmawiać, więc zostawi ich samym sobie.
Zdecydowanie odwrócił się na pięcie i rześkim krokiem poszedł w kierunku drzwi i schodów. Zauważył Andariela, który się po coś wracał. Nie, to nie był on. To nie był jego towarzysz. To był ktoś... inny.
Jednooki, przebiegając palcami ukrytej w połach szaty ręki przemknęły po rękojeści Błysku, którego cały czas trzymał na wierzchu. Jego jedyne, zdrowe oko mocno i boleśnie się otworzyło, a zazwyczaj łagodna, jastrzębia żółć nagle zamieniła się w toksyczny, chory odcień.
Wszystko wokół niego niczym zegar, który się popsuł zaczęło zwalniać, a wirujący obraz świecącego oka rozświetlił jego spojrzenie. Stąpał powoli, kilka długich sekund wyprowadzając kolejne stąpnięcie. Jego serce biło miarowo, aczkolwiek raz na dłuższą chwilę. Czuł, jak krew pulsuje mu w żyłach i dociera do dłoni, w której trzymał Lucjona.
Niemożliwe... Usłyszał gdzieś obok.
Po schodach w górę stąpał jakiś odziany w dziwne ubranie przypominające trochę łachmany i fragmenty jakiegoś pancerza (?) mężczyzna. Nie był to jednak jakiś zwykły człowiek. Od mężczyzny tego biło widoczne i namacalne zimno, a chłód jego duszy starł się w umyśle Jednookiego wraz z falą elfiej determinacji i poświęcenia wojennego weterana.
Jego blizna na twarzy zagorzała nagle, jakby ktoś przyłożył na całej jej powierzchni rozżarzone żelazo. Poczuł pewien ucisk w żołądku i ścisk serca. Jego całe ciało jakby napuchło dziwną siłą, wypychającą go od środka.
Wiercił przybysza wzrokiem, schodząc kilka stopni w dół, zanim udało mu się go minąć. Widział jego twarz, lekko skrytą w cieniu. Bladą i chorobliwą. Czarne włosy okalały jego oblicze niczym grzywa okala pysk lwa. Dopiero gdy Jednooki minął mężczyznę, wszystko wróciło do normy, a on pobiegł za człowiekiem wzrokiem, oddychając kilkakrotnie ciężej i wpatrując się w jego plecy, gdy ten go już minął.
Co to było? Kim on jest? Lucjonie? Nie wiem... Jego aura... Nie potrafię tego wyjaśnić. Nie czułem tego od dawna, więc nie będę rzucał pochopnych wniosków, ale musimy uważać na tego człowieka. Jeżeli spotkasz go jeszcze raz lub dwa, to to nie będzie przypadkiem. Na razie miej się na baczności...
- Będę. I niech Angrogh oraz Obalian mnie prowadzą... - rzucił cichym szeptem na odchodnym, schodząc już z pochmurną miną na parter. Widział tam, jak Andariel stoi swobodnie z łukiem w dłoni i ledwie widoczną strzałą.
- Cholerny świat... Dzieje się tutaj coś dziwnego... A my na pewno nie damy sobie z tym rady - powiedział smutno łucznik, po czym wyszedł bez słowa i ruszył za pochodem, kierując się w stronę Rynku. Szukał miejsca, z którego mógłby dogodnie wszystko widzieć, ale być również oddalonym od tłumu i w razie potrzeby uciec. Szukał jakiegoś dachu, z którego mógł zeskoczyć w razie pogoni i zniknąć między uliczkami.
- Nie doceniasz nas, bracie - odpowiedział mu Altaris, po czym kilka chwil stojąc ze Świętym Mieczem Obalian, Lucjonem w dłoni wyszedł, wsłuchując się w dźwięki dochodzące z piętra... Nic nadzwyczajnego.
Porzucił więc gmach Dotrisa i nieprzychylnych urzędników. Porzucił to dziwne ukłucie niepokoju i nieznajomego o ciemnym obliczu. Ruszył w kierunku rynku, gdzie zbierał się tłum. Stanął obok jednej z kamienic, tuż obok rozmowy z jakimś sędzią, kilka kroków od furtki prowadzącej przez podwórko w jakąś uliczkę.
Dowodów... Dokładnie. Na razie nie będę się ujawniał. Zobaczymy, co będzie dalej.
-Już czułem taką aurę.. To było.. dawno, dawno temu - zreflektował się Lucjon - myślę że Dotris rzeczywiście może być winny, taki zbieg okoliczności... Niemożliwe.
Altaris ruszył okrężną drogą w kierunku rynku. Na samego sędziego duży wpływ miał skandujący i żądny tłum krwi. Właściwie nikt nie próbował go bronić. Z tego co ustalili, Dotris miał od przynajmniej kwartału sprawować mecenat nad kapliczką ku czci złego - zaczął od załatwienia instrukcji, na podstawie której kultyści mieli zbudować przybytek i wyposażyć go w prawdziwe drewniane drzwi, zaś na podstawie poleceń samego Dotrisa miał on pozostać nieużywany przez jego najemników i kupców. Fakt że jakikolwiek budynek w Porcie mógł być tak prywatny był nie do pomyślenia - a jednak, potrzebne były naprawdę duże wpływy - lub silne manipulacje - żeby do tego doprowadzić.
Sam krasnolud w trakcie 'procesu' nie odzywał się wiele. Był zadumany, jakby myślał i pytał się sam siebie - co zrobiłem źle? Wiedział jak to się skończy, był zrezygnowany..
Już w chwili ogłoszenia wyroku - winny - tłum chwycił go i rozszarpał na strzępy. Zastanawiająca była reakcja najemników Dotrisa - oni pozostali w dzielnicy, broniąc ją przed łupieżcami, których całe mnóstwo próbowało wzbogacić się na śmierci oligarchy. Nie mieli czasu walczyć z ewidentnym zaburzeniem równowagi władzy w mieście.
Niektórzy zgromadzeni, którzy mieli jakąkolwiek skłonność do refleksji, szybko spostrzegli znak zmieniających się czasów. Czy na lepsze, czy na gorsze - czas pokaże.
Gdy Altaris obserwował śmierć Dotrisa, Lucjon odezwał się cicho
-Już jestem pewien. Tamta aura.. Kapłan Beliara. - miecz wyraźnie poweselał - Kiedy będę mógł wciąć się w jego mięso?
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL
"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
I przedstawienie się skończyło Pomyślał najemnik
Endrigus zniesmaczony faktem że ta cała "szopka" była tylko marnotractwem czasu.
No cóż, może coś jeszcze w Dotrisie cennego pozostawili. Endrigus (O ile nikt mu nie przeszkodził) postanowił bliżej przyjrzeć się temu co pozostało po Dotrisie i ewentualnie poszukać jakiś kosztowności.
Nie było najmniejszych szans. Truchło nie przypominało w ogóle pozostałości po krasnoludzie. Wszystko co miało jakąkolwiek wartość, zostało z niego po prostu wydarte.
Koniec tego questa. Exp według starań.
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL
"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
Tak jak myślał, sąd nie trwał długo. Miał chociaż nadzieję na zabawne próby argumentowania z tym krwiożerczym tłumem jakiegoś szlachetnego głupca. Poczuł nutkę zawodu, liczył na większe przedstawienie.
- Cóż za marnotrawstwo czasu. – powiedział do siebie bezuczuciowo obserwując jak ciało Dotrisa znika w zalewie szarej masy pospólstwa.
Argon już miał oddalić się z rynku, gdy przypomniał sobie jeszcze o grupce niedoszłych kultystów. Może z tym będzie większe widowisko. Jeśli już nic się wydarzy odejdzie z miejsca zdarzenia.
Spróbuje po wszystkim zblizyć się do truchła Dotrisa, by spróbować wchłonać jego duszę.
_________________ "All power demands sacrifice... and pain. The universe rewards those willing to spill their life's blood for the promise of power."
Kultystów też szybko dosięgła sprawiedliwość, jednak nie ostrzem miecza. Pewnie anonimowi złoczyńcy nie wywoływali aż takiej dawki emocji.. Pośród ciosów i kopniaków zostali odprowadzeni siłą do jednej z silnie strzeżonych budynków w dzielnicy Thoina. Tłum jeszcze dłuższy czas stał pod budynkiem domagając się krwi, jednak strażnicy z bronią byli w stanie przegonić hołotę.
Dość dużo osób ruszyło w stronę karczmy. Z tego co usłyszał Argon, niosła się wieść że karczmarz - ze swojej, lub cudzej inicjatywy - obniżył o dwie trzecie cenę piwa. Tego nie mogła przegapić widownia zjawiska.
Dłuższy czas przez noc strażnicy ścierali się z awanturnikami. Strażnik jak to najemnik, bardziej bronił interesów swoich i swojego pana - tak więc po drodze Argon widział gwałt, ze dwa morderstwa..
Był z siebie wyraźnie zadowolony. Sporo napsuł tego dnia...
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL
"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach