-Znasz pan słowo apatia? - odezwał się do Sharina karczmarz - to uczucie kiedy nie chce się już nic, tylko spokoju, bezpieczeństwa i zajęcia się własnymi sprawami. Błysk wiele zmienił, to już nie walka w policjantów i rebeliantów jak za Cesarstwa.
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL
"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
<Albrecht spojrzał na nowego, tak jakby niezbyt odpowiadało mu jego towarzystwo. Wyglądał na szpiega, albo co najmniej wywrotowca. Odwrócił się do karczmarza i kontynuował>
-Cóż, to nie były informacje jakich oczekiwałem. Niestety nie mogę za nie zapłacić. Jednak gdybyście przypomnieli sobie coś w tej sprawie co mogłoby mnie zainteresować, będę jutro w tej karczmie o tej samej porze. Z nową sakiewką i nowymi pytaniamiAlbo dostaniecie wiadomość podpisaną "Łowczy Kur". Wiedzcie wtedy, iż to jeden z mych braci, któremu można w pełni zaufać. Z nową sakiewką i nowymi pytaniami. Zbierajcie do tego czasu wszelkie informacje o przejmowaniu władzy, rewolcie, armi i handlarzach towarem, zapłacę za nie rownie godnie co za aktualne.
Ah, karczmarzu, nie radzę wam jednak próbować mnie śledzić, zastawiać zasadzek czy kombinować innych rzeczy. Bractwu by się to nie spodobało... <tym oto ostrym akcentem Albrecht zakończył rozmowę z karczmarzem, skinął na nieproszonego gościa dając mu znać aby wyszedł na zewnątrz, szepnął "Pogadamy na dworze" i wyszedł z karczmy, tuż rpzed nią czekając na przybysza.>
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
Co on może chcieć? Sharin nie był pewien motywów kierujących nieznajomym. Mimo to rzucił kilka sztuk żelaza na lade płacąc za piwo i powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
<Albrecht poczekał, aż tylko drzwi zamkną się za nieznajomym. Po czym podszedł do niego, dość blisko, położyl ręke na Schmeiderze i rzekł>
- Co was tak, obywatelu, interesują takie sprawki? I czemu podsłuchujecie mojej rozmowy, co? Wytłumaczcie sie!
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
Sharin nie poruszył się, gdy nieznajomy zbliżył się do niego.
- Podsłuchuję? To wybierzcie sobie inne miejsce na rozmowy. Karczma niezbyt sprzyja poufności. - odparł mag z kamienną twarzą. - I nie muszę się tłumaczyć. - po chwili zastanowienia półelf dodał - Sam jestem ciekawy. Myślę, że ludzie z pewnością by ruszyli do buntu, gdyby tylko odpowiednie osoby ich poprowadziły.
- Też fakt, w afekcie o tym nie myślałem.
<rzekł Albrecht, zakładając hełm. Ciążył mu w łapach i był strasznie nieporęczny.>
- Mówisz o buncie? Przeciwko Bolgori? Hm, ciekawa rzecz. Ale, aktualnie jest inny problem. W Porcie działają hultaje, którzy rozprowadzają halunówkę. Zanim wzniecie się jakąkolwiek rewoltę, trza zająć się półświatkeim.
<Albrecht przetaksował wzrokiem nieznajomego>
-Może i nie jesteście świetnie uzbrojeni, ale wyglądacie mi na spryciarza. Może załatwimy tę mafię razem, co?
_________________ Lepiej powiedz mi po dobroci, gdzie sa Twoje pieniądze, to wyjdziesz stad z całymi paluszkami. Jakimi paluszkami sie pytasz? Twoimi paluszkami. Mogą w końcu przypadkowo trafić pomiędzy drzwi a futrynę, a ktoś może przypadkowo zatrzasnąć drzwi, prawda?
- Taa, halunówka to prawdziwe przekleństwo tego miasta. - mruknął Sharin. - A propo mojego uzbrojenia, wstąpmy tylko na chwilę na rynek, muszę się dodatkowo zaopatrzyć. Aha, i zwę się Sharin. - odparł mag podając rękę nieznajomemy.
Dobra, ja napisze posta na rynku a ty już pisz tam, od halunówki żeby nie przedłużać
Altaris wraz z Andarielem znaleźli się po krótkiej wycieczce po Dzielnicy Cartera nieopodal Karczmy. Skierowali tam swoje kroki, umęczeni nieprzespaną nocą, spędzoną na piciu litrów taniego piwa i bitwą z mulakami i innymi brzydkimi stworzeniami, jak magowie. Czas było pójść spać i wynająć sobie jakieś pokoje w tym przybytku, który wydawał się dobrym miejscem do wypoczynku. Oczywiście najpierw trzeba było też znaleźć trochę czasu i miejsca w brzuchu na kilka dodatkowych kufli piwa.
Wchodząc nie przypatrywał się zebranym - nieopodal rozmawiał jakiś zaciężny najemnik i osobnik w zwykłym, zielonym płaszczu. Nic nadzwyczajnego. Andariel stanąwszy w drzwiach postąpił krok do przodu i oboje usiedli przy najbliższych od wejścia stołkach, aby nie mieszać się w rozmowę. Zamówiwszy po kuflu piwa zajęli się spokojną, cichą rozmową...
Łucznik spił pianę z trunku i uśmiechnął się szeroko, a jego oczy powędrowały do butelek poustawianych dalej, a także kilku beczek. Prawdopodobnie były tam podobne do owego piwa sikacze.
- Oh, co ja bym dał za potężny, słodkawy miód pitny, którego w bród było w Kopalni - zaczął łucznik, po czym pod spojrzeniem Jednookiego uciszył się, uśmiechając się wymijająco, mówiąc coś o spokojnym usposobieniu elfów.
- Ciszej... Zawrzyj usta, Andarielu... - zaczął szeptem, po czym dopowiedział dalej - Nie wiadomo przecież, jak potoczą się losy Portu i Kopalni. Czy wybuchnie wojna, czy się zjednoczą... - powiedział dla podpuchy i popijając z ogromną ulgą i rozkoszą napitek rzucił okiem w stronę zaciężnego, przyglądając mu się jednym okiem spod lady.
Kolejny cesarski...
Po chwili, gdy uzupełnili trochę płyny w organizmie i odpoczęli, Altaris uświadomił sobie, że mają coś jeszcze do zrobienia... Po kilku chwilach wyszli.
Endrigus z driadą się udali do karczmy.
Znaleźli wolny stołek i usiedli przy nim.
Elfa jeszcze nie ma, no cóż, poczekam
Endrigus czekając na Jednookiego zapytał się driady czy czegoś nie potrzebuje.
//Vanilla:
-Nie - mruknęła driada, nieco urażona wcześniejszą sytuacją. Endrigus nie wiedział tylko czy obrażona na niego, czy; jak to mówią; na cały świat.
Jeśli chodzi ci o tą trójkę. Niedługo zrobimy z nimi porządek, będą inaczej śpiewać kiedy będą pozbawieni możliwości stosowania szczurzych sztuczek. Powiedział do driady.
Endrigus zaczął rozmyślać
Kiedyś słyszałem ze driady potrafią porozumiewać się telepatycznie, chociaż nie jestem pewien czy to umieją, może moja driadunia coś może powie na ten temat.
Słyszałem że driady mają zdolność do telepatii, czy rzeczywiście to umiecie czy to są poprostu pogłoski Zapytał się driady Endrigus spokojnym ale ciekawskim głosem.
Dwójka zbrojnych najzwyczajniej weszła do karczmy, raczej nie w zjawiskowym, "tajemniczym" i mrożącym krew w żyłach stylu. Po prostu dwóch strażników przyszło się napić po pracy, ale czy na pewno? Jednooki bez słowa skierował swoje kroki do najemnika, którego szybko wypatrzył w towarzystwie driady i rzucił do karczmarza, podchodząc trochę bliżej coś o dwóch kuflach najlepszego piwa. Zapłaci przy wyjściu. A jak nie, to najwyżej oficer da mu słowne pouczenie.
- Witaj, mości Endrigusie, oraz Ty, droga driado - powiedział bez większego zapału i kultury, z poważną i spokojną miną rzucając okiem na swojego towarzysza - To jest Lucjusz, sierżant Straży i mój tymczasowy pomocnik - dokończył przedstawianie, po czym usiadł przy stoliku, czekając, aż uszy trojga skierują się ku jego słowom. Wprawdzie ludzie powinni umieć wyginać uszami.
- Najemniku Endrigusie... Jesteś mi winien drobną przysługę, a poza tym i tak zapłacę. za Twoją pomoc. Niedługo każdy miecz będzie potrzebny - zaczął, pochylając się i uśmiechając na widok kufla piwa, z którego pociągnął mocny haust, robiąc sporą pauzę, drugi kufel podając swojemu pomocnikowi.
- Dzisiejszego dnia wyruszymy na polowanie... Możemy zabić więcej, niż jedną osobę. Któreś z nas może zginąć lub bardzo ucierpieć. Będziemy walczyć i ryzykować życiem, a nasze zdrowie będzie zagrożone - mówił, patrząc, jak zareagują na ostrzeżenia poszczególni członkowie rozmowy.
- Dzisiejszej nocy pod moim przewodnictwem ruszymy do mojego człowieka i zaufanego towarzysza, z którym umówiłem się w pewnym miejscu. Dzisiejszej nocy spróbujemy uratować Port i tereny z nim sąsiadujące przed łapczywymi kultystami Beliara - mówił cicho i dyskretnie, choć stanowczo.
- Możemy robić rzeczy złe, by przyczynić się dla większego dobra. Możemy uratować dziesiątki niewinnych istnień. Możemy też dzisiaj nic nie osiągnąć... Tak czy inaczej - tutaj odwrócił się w kierunku Endrigusa - Płacę ustalimy po robocie, a Ty, Lucjuszu... - tutaj z uśmiechem spojrzał na mężnego człowieka.
- Dla Ciebie sporządzę specjalne sprawozdanie i porozmawiam o Tobie z Carterem
Witaj Jednooki i ty Lucjusie. Odpowiedział uprzejmym głosem.
Poznajcie moją towarzyszkę, nazywa się Szeyheatl. Nie wiem ile będzie mi towarzyszyć ale mam nadzieję że długo.
W sumie to jestem ci wdzięczny za to że pomogłeś mi odgonić tych typów, oni to po prostu choroba psująca naszą rasę ludzką, takich to tylko za jaja powiesić obok przydupasów beliara Ostatnie wyrazy Endrigus wypowiedział ze zdenerwowaniem.
Polowanie powiadasz. Endrigus podniósł brew. Większość takich rzeczy jest niebezpieczne. Wiele takich czy podobnych rzeczy robiłem przez 6 lat moich podróży. Zapamiętałem twarze tych skurwieli co nas napadli, będzie fajnie jeśli i z nimi zrobimy porządek.
- Zaiste, na pohybel skurwysynom. Ubijemy jak psa każdego po kolei... - powiedział w zamyśleniu, wpatrując się w ogromnej konsternacji w pianę piwa ze swojego kufla. Jego wzrok był spokojny i opanowany, ale równocześnie pełen gniewu, zdecydowany i dziwnie zimny, a jednak ognisty.
- Wyruszamy już teraz... Umówiłem się z moim człowiekiem o zmroku, a już nadchodzi wieczór. Pospieszmy się więc i ruszajmy w drogę, gdy dopiję piwo - powiedział i pociągnął kilka haustów piwa. Nie zamroczyło go, ale poczuł ulgę, że może się jakoś uspokoić poprzez napitek.
- Pamiętajcie, że sporo ryzykujecie i nie jestem odpowiedzialny za Wasz los... Macie także mnie słuchać. W drodze wyjawię Wam szczegóły planu... A teraz ruszajmy - powiedział, dopijając resztę piwa i westchnąwszy położył kilka żelaznych monet na ladzie. Po chwili kapitan Straży wyszedł i skierował się w umówione miejsce.
Dzisiejszej nocy ludzie zatańczą dla mnie niczym kukiełki. Oj, będzie bal! Będzie bal!
Ahhh przypominają się dawne czasy kiedy się robiło takie ustawki. Powiedział z podekscytowaniem najemnik.
Z ryzykiem to ja się spotykam od 6 lat więc jakoś mnie nie rusza że mówisz że to jest ryzykowne. Powiedział hardo Endrigus
Miejmy nadzieję że twój plan nie nawali. Poprostu mów co chcesz bym osiągnął moimi działaniami, a ja się postaram się to zrobić takim sposobem który uznam za odpowiedni
Dobra moja droga. Poprostu będziesz strzelać z łuku uważając by nie zastrzelić któregoś z naszych. Jakby co to będę mówił. Powiedział szeptem i w miarę powoli do driady by zakumała o co chodzi.
Dobra, to wyruszamy zrobić porządek z syfem.
Endrigus wstał założył na lewą ręke tarcze (płytówka i w miarę dobrze zrobiony opatrunek dawały mu taką możliwość). Przygotował ręke by w razie czego wyciągnąć miecz i czekał aż ekipa ruszy.
- Ludzie obcujący z Beliarem zasługują na śmierć... - powiedział zarówno do mężczyzn, jak i do driady, zatrzymując na niej spojrzenie i dodając - Musimy powstrzymać tego człowieka, by nie robił już innym krzywdy. Liczymy na Twoją pomoc - kontynuował, uśmiechnąwszy się na końcu tego króciutkiego monologu i skierował swoje kroki w jedną z dłuższych alejek, wychodząc z Dzielnicy Cartera w zupełnie inne miejsce.
Przypomniał sobie miejsce, gdzie zalegał stos skrzyń, za którymi miał siedzibę swego człeka. W międzyczasie zaczął objaśniać ustawienie, plan i założenia swoich manewrów, powołując się na informacje własne, informacje swojego człowieka i domysły.
Oby Obalian był z nami...
Altaris pomasował się po bolącym żebrze i zmrużył oko, dostrzegając w oddali ciemny zarys budynku i brązową plamę skrzyń w pierwszym planie. Uśmiechnął się lekko i zaczął oddychać głębiej. Dawno się tak nie stresował. Może to być jedna z jego najbardziej wymagających walk.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach