Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Avenker
Autor Wiadomość
Vanilla 
Banish your fear

Dołączyła: 11 Kwi 2008
Posty: 2422
Wysłany: 2012-12-27, 22:11   Avenker



Imię: Sharin
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Półelf
Wiek: 28 lat
Nierozdane punkty doświadczenia: 1010
Mana: 360/360


Wygląd: Sharin nie jest zbyt wysoki, nawet jak na człowieka, ma około 178 cm oraz jest bardzo dobrze zbudowany. Ma średniej długości brązowe włosy. Jego rysy są dość wyraźnie zarysowane, jednak od razu widać, że nie jest człowiekiem z pełnej krwi. Jego uszy są widocznie spiczaste, jednak nie rzucają się tak w oczy jak elfie. Zwykle Sharin ma kilkudniowy zarost, co ostatecznie skreśla pomylenie go z elfem czystej krwi.

Wyznanie: Półelf nigdy nie miał do czynienia z bogami i nie oddaje żadnemu z nich czci. Jednak szanuje ich kapłanów i samych bogów. Jest świadom, że tak naprawdę bogowie kierują tym światem i czynnie wpływają na jego losy, dlatego też zawsze starał się nie obrażać bogów.

Charakter: Sharin ma różne wahania nastrojów. Czasem jest sympatyczny i dowcipny, a innym razem szorstki i sarkastyczny. Wszystko zależy od jego humoru i okoliczności. Przeważnie jednak stara się być nie obraźliwy i dość miły, jednak bez przesady. Gdy go coś zdenerwuje potrafi być naprawdę nieprzyjemny


Umiejętności:

    Magia Energii - Specjalista
    Magia Ognia - Zaawansowany


Cechy:
    Chłonny umysł
    Silna wola



Atuty:
    Na Fali
      Postać wielokrotnie rzucała już Falę (zaklęcie energii) i można by powiedzieć że jest ekspertem w tej dziedzinie. Szansa niepowodzenia na skutek obrażeń i rozproszenia jest zmniejszona o 50%

    Mroczna Magia
      Spaczenie Duszy: 40%
      gdy spaczenie osiągnie 100%, postać dostaje specjalne nagrody od Santa Tzeentch'a.



Czary:

Ognista fala
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (onyksowy kamień o wartości co najmniej 7 sztuk złota oraz bursztynowy pył o wartości przynajmniej 2 sztuk złota)
Czas rzucania: natychmiastowy
Działanie: Wysyła rozchodzącą się promieniście od miejsca gdzie stoi mag falę ognia o wysokości równej wysokości maga rażącą wszystkie stworzenia w zasięgu lub strumień płomieni atakujący pojedynczy cel, lecz mający większy moc. Fala/Strumień uderza w oponentów, odrzucając ich na odległość od kilki do kilkunastu metrów, podpalając i parząc dotkliwie. W dodatku strumień, umiejętnie wykorzystany, potrafi nawet precyzyjnie zwęglić wybrany cel. Trafienie strumieniem ognia ma 20% szansę, że cel zginie na miejscu
Koszt many: 50
Zasięg: 20 metrów
Uwagi: Uwagi: Każda rana, ból, lub rozkojarzenie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia


Ognista kula
Wymagania: komponenty somatyczne i werbalne
Czas rzucania: 5 sekund
Działanie: Mag wystrzeliwuje ognisty pocisk w kształcie kuli o średnicy 50 centymetrów. Gdy tylko zetknie się z dowolnym ciałem, lub na rozkaz myślowy maga eksploduje, wytwarzając ogromną ilość energii. W promieniu metra od wybuchu fala uderzeniowa jest tak silna, że odrzuca humanoidalne stworzenia kilka metrów dalej. Im dalej od centrum wybuchu, tym fala słabnie. Dodatkowo jest szansa, że łatwopalne przedmioty (np. tkaniny itd.), które znajdują się w zasięgu wybuchu (w zasięgu wybuchu, nie fali uderzeniowej) zostaną podpalone
Koszt many: 30
Zasięg: 25 metrów
Uwagi: Jakakolwiek rana, ból lub oszołomienie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia


Piorun
Wymagania: głośna inkantacja(min. 70 dB), srebrny pręt o wartości przynajmniej 15 sztuk srebra, gest polegający na wycelowaniu prętem w cel.
Czas rzucania: 3 sekundy
Działanie: Wysyła w cel gruby strumień energii ukształtowany jak wyładowanie elektryczne i podlegający podobnym prawidłom. W pełni uziemione cele, jak rycerze w płytówkach, mogą zostać powaleni ale przeżyją. Cele nieuziemione zostaną ugotowane, albo nawet i spalone żywcem.
Koszt many: 40
Zasięg: 10 metrów. Za każdy dodatkowy metr 2 punkty many, do 20 metrów max
Uwagi: Uwagi: Każda rana, ból, lub rozkojarzenie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia


Fala
Wymagania: komponenty somatyczne i werbalne
Czas rzucania: natychmiastowy
Działanie: Wysyła rozchodzącą się promieniście od miejsca gdzie stoi mag falę energii o wysokości równej wysokości maga rażącą wszystkie stworzenia w zasięgu lub strumień mocy atakujący pojedynczy cel, lecz mający większy ładunek energii. Fala/Strumień uderza w oponentów, odrzucając ich na odległość od kilku do kilkunastu metrów. W dodatku strumień, umiejętnie wykorzystany potrafi nawet połamać przeciwnikowi kości (np. gdy odrzucony wróg uderzy o np. ścianę)
Koszt many: 20
Zasięg: 50 metrów
Uwagi: Uwagi: Każda rana, ból, lub rozkojarzenie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia. Odrzucenie przeciwnika jest zależne od zasięgu czaru.


Identyfikacja
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (perła o wartości co najmniej 2 sztuk złota)
Czas rzucania: Natychmiastowy
Działanie: Identyfikuje wszystkie właściwości przedmiotów (broni, zbrój i pierścieni), takie jak umagicznienie, bonusy do obrażeń, walk, ochrony, identyfikuje także artefakty, pokazuje co to jest, jak to działa, ile ma ładunków i jak tego używać
Koszt many: 25
Zasięg: Dotyk
Uwagi: Działa tylko na przedmioty


Otwieranie zamków
Wymagania: komponenty somatyczne i werbalne
Czas rzucania: od kilku do kilkunastu sekund (w zależności od stopnia skomplikowania zamka)
Działanie: Zaklęcie otwiera zamek, który był podmiotem czaru. Można otwierać zamki w kufrach, drzwiach itd. O skuteczności zaklęcia decyduje moc maga oraz stopień skomplikowania zamka
Koszt many: 10 - 20
Zasięg: Dotyk
Uwagi: Zaklęcie nie otwiera zamków zapieczętowanych magicznie


Spętanie
Wymagania: komponenty somatyczne i werbalne
Czas rzucania: 3 sekundy
Działanie: Cel dostaje unieruchomiony, jakby stopy miał przyklejone do ziemi, na 20 sekund. Zaklęcie nie wymaga celowania, unieruchomiony jest cel który wskaże mag. Musi znajdować się w odległości przynajmniej 30 metrów od maga i być przez niego widzialny.
Koszt many: 50

Rozproszenie Magii
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (bursztynowy pył o wartości co najmniej 5 sztuk złota)
Czas rzucania: 4 sekundy
Działanie: Mag koncentruje swoją uwagę na wybranym obszarze działania magii, zdejmując z niej wszystkie magiczne efekty (pozytywne i negatywne)
Koszt many: 10 pkt many za 1 cel/1m2
Zasięg: 10 metrów

Niewidzialność
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (dwie szczypty pyłu szklanego lub kwarcu); kondensator (musi być użyty, ale nie zużywa się): soczewka (jakakolwiek; z okularów, lupy, lunety itp. itd.)
Czas rzucania: 4 sekundy
Działanie: Mag staje się niewidzialny, do czasu końca zaklęcia i tylko wtedy, gdy się porusza chodem lub stoi. Rzucający nie może biegać, skakać, wykonywać akrobacje bez rozproszenia zaklęcia. Rzucający może mówić będąc niewidzialnym. Upadek, próba ataku, próba rzucenia kolejnego zaklęcia lub cięższe zranienie także rozpraszają czar. Podmiot czaru można również wykryć za pomocą przeróżnych magicznych przedmiotów takich jak google Prawdziwego Widzenia, czy też rzucając przeciwzaklęcia (Rozproszenie magii, Prawdziwe widzenie itd. ). Również zaklęcie nie działa na stworzenia, które nie posługują się zmysłem wzroku (bazują na innych), czyli że niewidzialność nie maskuje np. zapachu, maskuje tylko "widoczność".
Koszt many: 15 pkt many/min
Zasięg: Rzucający
Uwagi: Każda rana, ból, lub rozkojarzenie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia

Lot
Wymagania: komponenty werbalne
Czas rzucania: natychmiastowy
Działanie: Energia oplata podmiot czaru i pozwala mu unosić się w powietrzu. Postać może wznosić się i opadać, a także poruszać się na boki. W czasie trwania zaklęcia rzucający musi być skoncentrowany na utrzymaniu czaru
Koszt many: Unoszenie się w miejscu i powolne opadanie - 10 pkt many na metr; Wznoszenie się i poruszanie - 30 pkt many na metr
Zasięg: Rzucający
Uwagi: Zakłócenie koncentracji przerywa działanie czaru




Postać:
    - Prosta, brudnozielona szata z kapturem
    -Zielony szal
    - lekka, mała kusza
    - kołczan z 29 bełtami
    - Zardzewiały miecz
    - miernej jakości szara przeszywanica
    - żelazny hełm z kilkucentymetrowymi rogami
    - Sztylet, przywiązany do nadgarstka
    - Ukryta sakwa na komponenty:
      - 2*perła
      - 7*onyksowy kamień
      - 4 srebrne pręty
      - bursztynowy pył



Ekwipunek:
    - 20-metrowa lina
    - plecak
    - dokumenty stwierdzające przynależność do Straży Portu
    - płócienna szmata 25x40 cm
    - 33 sztuk żelaza
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL


"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2013-07-09, 11:54, w całości zmieniany 32 razy  
 
 
REKLAMA 
Banish your fear

Dołączyła: 11 Kwi 2008
Posty: 2422
Wysłany: 2012-12-31, 18:14   

Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2013-07-09, 11:54, w całości zmieniany 32 razy  
 
 
Vanilla 
Banish your fear

Dołączyła: 11 Kwi 2008
Posty: 2422
Wysłany: 2012-12-31, 18:14   

Historia postaci:


Las pod jakąś wioską w Todorii


- Antonio, podaj jeszcze jedną flaszkę. - odparł starszy mężczyzna, siedzący pod drzewem.

Słońce powoli kryło się za pobliskimi szczytami gór, pokrywając okolicę złocistym płomieniem i zabarwiając odległe niebo na piękny, krwisty kolor. Duszne powietrze nie dawało żyć.

- Nie ma to jak czysta żołądkowa o zachodzie słońca. - powiedział drugi staruszek leżący na miękkiej trawie i opierający głowę o kłodę. Sięgnął ręką do płynącego obok strumyczka i wyciągnął butelkę, którą podał swojemu towarzyszowi. - Doprawdy, trzeba uczcić tegoroczne plony. Matka ziemia była dla nas łaskawa. Wszystko się teraz zacz...

Nagle tuż obok błysło jaskrawę światło, a po polanie roszedł się odgłos grzmotu. Zaskoczony staruszek upuścił flaszkę, która rozbiła się o kamień. Jednak po chwili, która wydawała się trwać niemiłosiernie długo, wszystko się uspokoiło. Nastała dziwna, nienaturalna cisza. Do nozdrzy wieśniaków wdarł się ostry, nieprzyjemny zapach. Przez kilka minut żaden z nich bał się ruszyć, w obawie przed nieznanym niebezpieczeństwem, kryjącym się za drzewami. Trwali tak w bezruchu kilkadziesiąt minut. Wtem niebo przeszył krzyk kobiety.

- STEEEFAAAN! DO DOOOMUUUU! KOOOLAAACJAAA!

Staruszkowie drgnęli, jakby ocknęli się ze snu. Powoli i czujnie wstali i rozejrzeli się. Kilka metrów od nich na polanie był okrąg wypalonej trawy. Co dziwniejsze, gdy przyjrzeli się dokładniej w samym środku okręgu leżała postać. Bez słowa, kierowani dziwnym przeczuciem podeszli do niej i przyjrzeli się jej. Była to kobieta. Piękna, młoda kobieta. Płomieniście rude włosy spływały jej do ramion.Obok niej leżała maska, a raczej część kombinezonu, w który była ona ubrana. Rolnicy przez kilka długich chwil wpatrywali się w jej twarz, gdy naglę drgnęła. Dopiero wtedy zauważyli dziwny tobołek, który mocno ściskała w rękach. Kobieta powoli otworzyła oczy. Gdy ujrzała mężczyzn, jakby uśmiechnęła się i z wielkim trudem zaczęła mówić.
- P..proszę, weźcie moje dzi... - jej ciałem wstrząsnął kaszel, w koncikach delikatnych ust pojawiła cię kropla krwi. - Weźcie moje dziecko.... Zaopiekujcie się nim. I niech wie… że Avenker, jego ojciec… kochał go.
Wyszeptała ostatnie słowa i umarła.


Jakaś wioska w Todorii, osiem lat później


Ciepło z kominka ogrzewało największe pomieszczenie w chacie. Była to jedna z kilkunastu podobnych chat w małej wiosce w pobliżu miasta Dragrand. Oprócz Sharina mieszkało tu siedmiu innych dzieciaków i prawie dwadzieścia rodzin. Jej mieszkańcy utrzymywali się głównie z hodowli zwierząt i z rolnictwa. Ich dom składał się z największej jadalni, kuchni oraz dwóch pokoi. Stół w jadalni był zapełniony jedzeniem, głównie własnej produkcji.

- Dziadku, a muszę tam iść? -spytał się błagającym głosem Sharin. - Ja nie chcę. - W jego wiosce podobało mu się, a oni chcieli go gdzieś wysłać.

Dziadek Antonio westchnął. Już kilka razy tłumaczył Sharinowi, iż tak musi być. Będzie musiał zrobić to jeszcze raz.

- Tak, musmy cię wysłać do szkoły. Nauczysz się tam wielu ciekawych rzeczy. I będziesz mógł wracać do nas co tydzień. Twój brat też chodził do szkoły. I zobacz na jakiego mądrego człowieka teraz wyrusł, prawda Nahlanie? Gdyby nie on, do dzisiaj nie wiedziałbym, że doić krowy powinno się wieczorem a nie z rana.

Nahlan był starszym bratem Sharina. W wieku ośmiu lat wyruszył do miasta, gdzie uczył się w szkolę. Następnie wrócił na wieś, gdzie dalej pomagał ojcu. Jego silna dłoń zawsze była przydatna, a umysł, a właściwie jego brak, nie przeszkadzał.

- Ale oni się będą tam ze mnie śmiać! Dziadku, dlaczego ja mam takie uszy?! - Chopak, bliski płaczu spojrzał na dziadka.

- Avuś, jesteś wyjątkowy, nie ma się co wstydzić. Tam, w odległych krainach mieszkają elfy, majestatyczne stworzenia od których do teraz się uczymy. Jesteś do nich podobny i nie musisz się tego wstydzić. Nie przejmuj się innymi dziećmi. Dla mnie zawsze będziesz najważniejszy. - Antonio już wcześniej zauważył inność tego dziecka. Szybciej dorosło, szybkiej się uczyło, jego refleks był zawsze lepszy. Rysy twarzy tego dziecka były delikatniejsze, a kości policzkowe słabiej zarysowane. To było wiadome, że Sharin był półelfem.

- Nie martw się, poradzisz tam sobie. - z czułością w głosię odezwała się Rachel. - Wiem, że jesteś wyjątkowy. Zawsze będziesz lepszy od innych. Zaufaj mi. A teraz już idź spać, późno jest a jutro musisz wcześnie wstać.


Dragrand, plac ćwiczeń, sześć lat później


- Ruszać się! Szybciej! Tylko na tyle was stać?! - wydzierał się na biegającą dookoła placu ćwiczebnego grupę dzieciaków starszy mężczyzna, z poharataną twarzą. Był ubrany w zwiewną koszulę i spodnie. Na jego plecach wisiał ciężki dwuręczny miecz. Gherk, to on był odpowiedzialny za utrzymanie kondycji uczniów tutejszej szkoły na wysokim poziomie i naukę ich fechtunku.

Powietrze placu ćwiczebnego śmierdziało potem. Plac był duży, prawie pół kilometra kwadratowego. Dookoła ćwiczyło około dwustu dzieci. Trenowali strzelanie z łuku, walkę mieczami i inne ćwiczenia. Dookoła znajdowały się pomieszczenia ze sprzętem do ćwiczeń i kwatery nauczycieli. Ghrek, nauczyciel Sharina, był jednym z najostrzejszych i najbardzej wymagających nauczycieli w szkole. I najbardzie nietolerancyjny.

- I czego kurwa stoisz bękarcie?! - wydarł się trener na półelfie dziecko.
- Już przebiegłem... - odparł powoli, zdyszany Sharin.
- No to kurwa 50 pompek. Nikt nie stoi na moich lekcjach!

Bez zwlekania chłopak padł na ziemię i wydobywając z siebie resztki sił zaczął robić kolejne ćwiczenie.


Dragrand, sala egzaminacyjna, cztery lata później


- Słabo. – mruknął Alfred do siedzącego obok nauczyciela.

Sala 112, sala egzaminacyjna. Przed dużym biurkiem, za którym siedziało troje egzaminujących nauczycieli stał Sharin. Wiedział, że nie wypadł najlepiej. W głębi duszy jednak miał nadzieję, że jego umiejętności praktyczne są ważniejsze od teorytycznej wiedzy, i pozwolą mu ukończyć szkołę.

- Czekaj. – odparł drugi nauczyciel, powstrzymując Alfreda przed powiadomieniem ucznia o negatywnym wyniku. – Widać, że chłopak jest zdolny. Nie checsz chyba mu popsuć dalszej drogi? Jego praktyczne zdolności z pewnością przekraczają umiejętności najlepszych uczniów. Chyba nie chcesz przez niekompetencje jego nauczycieli teorytycznych przekreślić jego kariery? Z pewnością jest w stanie wiele osiągnąć. Może nawet tytuł Arcymaga? Kto wie.

Alfred zawahał się. Wydawało się, że rozważa słowa towarzysza. Spojrzał na trzeciego nauczyciela, wzruszającego ramionami.

- Nie bądź śmieszny. Aż tak zdolny nie jest. – powiedział powoli, po czym zwrócił się do Sharina. - Niestety, twoje wiadomości są niewystarczające. Wynik egzaminu jest negatywny. Żegnam

Sharin chwilę stał chwilę, mając nadzieję, że to żart. Coś w nim pękło. Przez chwilę zastanawiał się, czy to nie jest jakiś sen. Nie mół uwierzyć. Po chwili jednak w jego umyśle pojawiła się myśl. To nie dla mnie. Najwidoczniej ścieżka Magii nie jest moim przeznaczeniem. Sharin obrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami. Postanowił zacząć od nowa. Jeszcze tego samego dnia wyruszył w świat.


Obóż wojskowy gdzieś w Veragorze, rok później


- BACZNOOOŚĆ! – krzyknął Khirk, świeżo upieczony oficer do swoich nowych podwładnych.

Około sześciedzięciu osób stało w zwartym dwuszeregu. Każdy z nich był uzbrojony w skórzaną zbroję, tarczę oraz krótki miecz. Niezbyt dużo. Dookoła było porozstawianych kilkadziesiąt namiotów. Z nieba płynął żar. Słońce, niczym olbrzymia kula ognia wisiała nad obozem, wyciskając z ludzi ostatnie poty. Wszędzie dookoła obozowiska była niemal pustka. Tylko za zachód, gdzieś daleko migał zarys jakiegoś zamku, który wprawdzie był ich celem. W powietrzu unosił się smród zgniłego jedzenia. Ćwiczący na terenie obozu żołnierze wznosili pełno kurzu, który drażnił nozdrza wojownikom. Tylko jedna rzecz przyciągała uwagę. A mianowicie był to dużych rozmiarów czerwono-złoty namiot. Przed wejściem stało dwóch bardzo dobrze uzbrojonych żołnierzy, którzy pozwalali wejść do środka tylko nielicznym.

We wnętrzu namiotu znajdowała się kwatera kapitana tej wyprawy. Dowódca, weteran wielu bitew i znany wojownik, odniósł już wiele zwycięstw, nawet, gdy wróg miał ogromną przewagę. Teraz miał nadzieję na podobne wygraną. Przyniesie mu ona w przyszłości wiele chwały i złota, jednak jeszcze nikt o tym nie wiedział. Jak na razie przynosiła same kłopoty.

- Witajcie żołnierze. – powiedział już ciszej Khirk. – Jestem waszym oficerem. Podlegacie tylko mi i macie się mnie słuchać. Wszyscy znaleźliście się tutaj z tego samego powodu. Nie potrafiliście poradzić sobie. Nie mogliście znaleźć pracy, mieliście kłopoty z alkoholem albo jeszcze inne rzeczy. To teraz bez znaczenia. Teraz jesteście żołnierzami. Będziecie mieli szansę się wykazać i przysłużyć się społeczeństwu w sposób, który wam się może spodobać. Teraz będziecie służyć ojczyźnie jako wojsko. Już wystarczająco długo śledziliśmy naszego wroga. Teraz przyszedł czas na ofensywę. Najwidoczniej bandyci przymierzają się do kolejnego napadu. A wtedy przyjdzie nasza kolej. Nareszcie zatopimy nasze głodne klingi w ich ciałach. A więc przygotujcie się. Już niedługo odbędzie się prawdziwy sprawdzian waszych możliwości. A dokładniej, naszym zadaniem jest rozgromienie dużej bandy przestępców, która od kilku miesięcy panoszy się po okolicy i atakuje duże osady.


Wioska w pobliżu pewnego zamku w Veragorze, tydzień później


Slagn powoli wspinał się na strome wzgórze. Słońce wznosiło się wysoko na niebie oblewając krainę niewyobrażalnym ciepłem. Na tutejsze ziemie od dawna nie spadła ani jedna kropla deszczu. Ziemia, po której wspinał się myśliwy była wysuszona i osuwała się pod jego nogami. Jedyną ulgę przynosiły pojawiające się od czasu do czasu podmuchy chłodnego powietrza. Jednak wszystko ma swoje minusy. Każdy podmuch wzbijał w powietrze tumany kurzu, który właził w oczy, usta i nozdrza. Slagn musiał przewiązać się kawałkiem szmaty, by się nie udusić. Mimo tej osłony i tak kaszel zginał go przy każdym uderzeniu wiatru. W końcu, po kilkudziesięciu minutowej, ciężkiej i męczącej wspinaczce udało mu się wdrapać na szczyt. Nie miał pojęcia czego się tam spodziewać. Nie wiedział nawet dlaczego się wspinał na to wzgórze. W końcu doszedł do wniosku, że to było jakieś przeczucie. I dobrze, że go posłuchał. Tuż pod nim w dość dużej wiosce rozgrywała się bitwa. A dla niego pojawiła się okazja na zdobycie kilku sztuk złota.

- DO ATAKU!! – krzyknął do swoich oddziałów oficer Khirk. Natychmiast około pół setki wojowników ruszyło biegiem na znajdujących się w centrum wioski bandytów. Było ich około dwieście. W tej samej chwili z drugiej strony na przeciwnika runęła kolejna pięćdziesiątka zbrojnych. W szeregach banitów zapanował chaos jednak sprawny dowódca szybko uformował szyki swoich wojowników i zaczął się wycofywać. Nie spodziewał się tego ataku. Zaniedbał to i teraz tego żałował. Powinien czujniej obserwował tereny za nimi. Teraz było za późno. Musiał skupić się na walce. Mimo, że został zaskoczony jeszcze nie wszystko stracone. Szybko wyszarpnął ciężki, dwuręczny topór zza pasa i zaczął wykrzykiwać rozkazy.

Odgłos przecinanego przez ostrze powietrza i bryzg krwi. Głowa kolejnego przeciwnika runęła na ziemi. Śmiech młodego wojownika zagłuszył odgłos zwalonego silnym kopniakiem na ziemię ciała. Szybki młyniec półtoraręcznym mieczem i następny żołnierz Imperium rzuca się na ziemię trzymając się rękoma za twarz, spomiędzy których wypływa krew. Szybki obrót i kolejny śmiercionośny cios. Brzęk metalu uderzającego o metal i silny wstrząs w ramionach. Zaskoczenie w szeroko otwartych oczach bandyty. Zanim się otrząsnął ostrze miecza już mknęło z zadziwiającą prędkością w kierunku jego twarzy. Zbyt szybki cios. Zbyt wolny blok. Niewyobrażający ból nad oczyma. Pada na kolana. Przed nim stoi jego kat. Półelf. Krew zalewa mu oczy. Ból powoli zanika. Smak ziemi w ustach. A potem tylko ciemność.

A więc to koniec, pomyślał przywódca bandytów wymachując dookoła swoim toporem i trzymając na dystans otaczających go wrogów. Plecami poczuł drewno jednej z chat w wiosce. Jakiś żołnierz, najpewniej wypchnięty przez jednego ze swoich „przyjaciół” wpadł pod ostrze jego krwiożerczej broni i od razu upadł pozbawiony lewej ręki, którą próbował zatrzymać zbliżający się cios. Przestępca wiedział, że to już koniec. Zaraz przybędą łucznicy i go po prostu rozstrzelają. Najpewniej zostało mu kilka minut życia. Teraz nikt nie będzie na tyle głupi, by narażać się, skoro już niemal wygrali. Do jego uszu dochodziły przeraźliwe wrzaski umierających ludzi, najpewniej członków jego bandy. Żołnierze Imperium prawdopodobnie wybijali właśnie ostatni jego wojska. W oddali usłyszał odgłos biegnących ludzi i jakieś krzyki. Idą. Miał racje. Otaczający go wojownicy rozsunęli się i jakieś dziesięć metrów dalej stanęło pięciu łuczników. Szybko wyciągnęli z kołczanów strzały zakończone połyskującym w świetle stalowym grotem i wycelowali w bandytę. Herszt ze zrezygnowaniem opuścił topór. Nadeszła jego ostatnia chwila. Następnie coś się w nim poruszyło, zacisnął dłonie na trzonku broni i silnie wybił się nogami, rzucając się na najbliższego żołnierza. Powietrze przeszyło pięć strzał. Nie czuł bólu. Czuł tylko jak pada na ziemię a z jego ust spływa strużka ciepłej krwi. I skonał.


Pomieszczenie medyczne, zamek gdzieś w Veragorze


Funkcję pomieszczenia medycznego tymczasowo pełniła sala bankietowa. Wyniesiono z nie niemal wszystkie meble i cenne rzeczy. Pozostało tylko kilka stołów, które służyły to wykonywania operacji. Na podłodze leżało około stu ciał. Większość z nich żyła. Jeszcze. Po pomieszczeniu krążyło około dziesięć pielęgniarek i kilku lekarzy. Niezbyt imponująca liczba w porównaniu z liczbą pacjentów. W powietrzu unosił się zapach jodyny, krwi oraz przeróżnych ziół. Przez wielkie okna do pomieszczenia wpadały promienie zachodzącego słońca. Sanitariuszki bezskutecznie próbowały zaprowadzić ciszę i spokój na sali, jednak niezbyt im się to udawało. Wielu rannych nie mogąc wytrzymać bólu wydzierało się, co tworzyło niezbyt przyjemny efekt. W dodatku ilość materiałów leczniczych była wysoce ograniczona.

Wielkie, drewniane drzwi do sali otworzyły się na oścież i do pomieszczenia weszło około dziesięciu zbrojnych i oficer Khirk. Przez chwilę krążyli po sali, rozmawiając z żołnierzami. W końcu dotarli do leżącego przy ścianie półelfa. Jego prawa ręka była ciasno obwinięta bandażem, całkowicie przesiąkniętym krwią. Ten, ocknąwszy się z półsnu spojrzał na swojego dowódcę.
- Dzielnie walczyłeś. – odezwał się pierwszy Khirk. – Doniesiono mi, że chciałbyś dostać przepustkę i na jakiś czas wrócić do rodzinnego domu.
- Tak jest, sir. – odparł Sharin. – Jeśli to możliwe…
Oficer zamyślił się. Przez chwilę nie odzywał się. Po chwili powiedział coś cicho do jednego z żołnierzy, który zaraz skierował się do wyjścia z sali. Mężczyzna ponownie zwrócił się do żołnierza.
- A więc dobrze. Przysłużyłeś się państwu podczas ostatniej walki. Będziesz mógł wrócić do rodziny. Na dwa tygodnie. Jeśli chcesz możesz wyruszyć, gdy tylko wrócisz do zdrowia.
- Tak jest, sir. – odparł posłusznie młodzieniec. W końcu będzie mógł oderwać się od żołnierki. Przez ostatnie dwa lata zdążył już znudzić się służbą wojskową. Teraz będzie miał okazję trochę odpocząć. Nareszcie.
- Aha, półelfie. – przypomniało się Khirkowi. – Po przepustce nie będziesz wracał do wojska. Odniosłeś ciężką ranę w walce dla ojczyzny. Wątpie czy w najbliższym czasie będziesz mógł korzystać z ostrza z taką wprawą jak wcześniej. Zamiast tego wyruszysz do Szkoły Magii i Kapłaństwa w Todorii. Poznasz tam najgłębsze tajemnice magii oraz nauczysz się ich tajników. Masz bystry i otwarty umysł. Sądzę, że staniesz się wprawnym magiem i będziesz służył ojczyźnie nie mieczem a magią. Powodzenia na szlaku.

Oficer odwrócił się i ruszył dalej w głąb sali a Sharin zasnął, pochłonięty marzeniami o potężnych czarach i niebezpiecznych artefaktach.


Szkoła Magii i Kapłaństwa w Todorii, rok później


Mały gabinet dyrektora szkoły wypełniał przyjemny zapach pergaminu i świeżo skoszonej trawy. W kominku przyjaźnie trzaskał ogień. Przez małe okno wpadały srebrzyste promienie księżyca oświetlające twarz Mistrza. Siedział on za dość dużym, pięknie wyrzeźbionym biurkiem. Na blacie leżało kilka książek, stojak na pióra, pojemnik z atramentem i kilka pustych zwojów. Za fotelem dyrektora stała pokaźna biblioteczka wypełniona przeróżnymi tomami książek interesujących i tajemniczych. Naprzeciwko Mistrza w prostym, acz wygodnym krześle siedział młody adept ubrany w ciemnobłękitną szatę, oznaczającą pierwszy poziom wtajemniczenia. Jego twarz była spokojna, lecz w ciemnych oczach można było ujrzeć iskrę ciekawości.

W najciemniejszym kącie pokoju stał mały fotel. Siedziała w nim niska i szczupła postać ubrana w czarno-srebrne szaty. Obok niego, oparta o ścianę stała bogato zdobiona laska, jakby jarząca się własnym blaskiem. Niemal czuć było od niej bijącą moc. Twarz postaci była ukryta w cieniu rzucanym przez zarzucony na głowę kaptur. Tylko dwa jasne punkty, symbolizujące oczy, jarzyły się słabym światłem i bystro przyglądały się uczniowy.

- Przykro mi, chłopcze. – łagodnie odparł dyrektor. Jego twarz była pomarszczona. Na ramiona opadały długie i wiotkie, siwe włosy.

Mistrz powoli wyjął z szuflady fajkę i zręcznie nabił ją ziołem. Chwilę krzątał się, szukając czegoś. Następnie cicho westchnął i strzelił palcami. Z fajki zaczął unosić się dym o przyjemnym zapachu jabłek. Znowu zwrócił swą uwagę na ucznia.

- Przykro mi, lecz nic cię nie nauczymy. – powiedział powoli, czujnie przyglądając się chłopakowi i sprawdzając jego reakcję. – Przepraszam za to wyrażenie, ale jesteś odporny na wiedzę. Po prostu jesteś wyzuty z energii magicznej. Nie ma w tobie ani krztyny magii.

Przez chwilę wszyscy siedzieli nie mówiąc nic, ciszę zakłócał tylko palący się ogień. W końcu odezwał się półelf.

- Rozumiem. – trudno było nie wyczuć w jego głosie goryczy. – Rozumiem. A więc wracam do wojska…

Mistrz ze smutkiem spojrzał na ucznia. Gdy tutaj przybył zapowiadał się naprawdę dobrze. Na początku ignorowano pierwsze znaki jego „antymagii”. Nie umiał rzucać nawet najprostszych zaklęć, ani nawet używać magicznych przedmiotów. Lecz tak dalej nie mogło być. W końcu zdecydowano o wydaleniu go ze szkoły. A szkoda, gdyż miał naprawdę bystry umysł. Jednak nie można było nic na to poradzić. Musieli to zrobić.

Przez kilka minut siedzieli w ciszy. Możliwe, że sądzi, iż Mistrz zmieni decyzję. Jednak tak nie mogło się stać. W tej szkole nie ma miejsca dla słabszych jednostek. Ktoś tak zablokowany nie może blokować drogi do kariery innym. Mam nadzieję, że on również to zrozumie, pomyślał dyrektor.

I chyba zrozumiał. Powoli wstał, ostatni raz przebiegł po twarzy Mistrza a następnie szybko odwrócił się i wyszedł z gabinetu. Obie postacie jeszcze przez prawię godzinę siedzieli w bezruchu.


Jakaś wioska w Todorii, kilka miesięcy później


W pomieszczeniu panowała cisza. Było podobnie jak prawie dziesięć lat temu. Przy stole siedział staruszek. Obok niego, krzątała się przy stole jego żona, wydawało się, że jeszcze starsza. Naprzeciwko młodego chłopaka w obszarpanym ubraniu, z młotkiem do ubijania mięsa przy pasie siedział wysoki i bardzo dobrze zbudowany mężczyzna. Na jego dłoniach widniało wiele blizn. To jasne, że niemal od urodzenia pracował on na roli. Jego tępy wyraz twarzy mówił sam z siebie, iż ten osobnik nigdzie indziej by się nie nadawał. Wszyscy siedzieli zajęci własnymi myślami. W końcu odezwał się staruszek, zagłuszając ciszę panującą w pomieszczeniu.

- Musimy ci coś z Rachel powiedzieć… - zaczął Stefan. Słowa te przychodziły mu z wielkim trudem. Zacisnął zęby, jakby nie mógł mówić dalej. Jednak po chwili dalej kontynuował. – Widzisz… z Rachel doszliśmy do wniosku, że w końcu nadszedł czas, byśmy ci coś powiedzieli.
Młodego półelfa zaczęło ogarniać złe przeczucie. Czuł, że to się źle skończy. Zacisnął palce na blacie stołu. Poczuł, jak ostre drzazgi wbijają mu się w dłonie, lecz nie zwracał na to uwagi. Tylko przyglądał się ojcu, czekając na dalsze słowa.

- Sharinie… nie jesteś naszym synem. Znaleźliśmy cię ale… – Do oczy starca napłynęły łzy i powoli zaczęły spływać po jego policzkach. Głos mu się załamał. Spuścił głowę i zamilkł. Przez prawie pięć minut wszyscy siedzieli w bezruchu, w milczeniu. W końcu zebrał się w sobie i zaczął opowiadać.

- Siedziałem pewnego wieczoru nad strumykiem z przyjacielem, gdy pojawiła się jakaś kobieta z tobą. Powiedziała tylko imię twojego prawdziwego ojca. Brzmiało ono Avenker. I umarła pewnie z wycieńczenia, bo nie miała żadnych ran. Ale mimo to kochaliśmy cię jak własnego syna… Wybacz nam…

Mysz była w ślepym zaułku. Już zbliżał się do niej siwy kot, z jarzącymi się ślepiami. Już nie miała dokąd uciekać. Nagle wyczuła w powietrzu dziwne napięcie. Odezwał się w jej głowie instynkt.
- Uciekaj!! – wołał.
Kot najwidoczniej też to wyczuł. Odwrócił uwagę od jego niedoszłej kolacji i rozejrzał się. Następnie szybko skoczył na okno i czmychnął przez dziurę na zewnątrz. Mysz też dłużej nie zwlekała. W powietrzu uniósł się dźwięk szurania, gdy jej małe pazurki uderzały o drewnianą podłogę. Już po chwili siedziała cicho w wysokiej trawie, sparaliżowana strachem i uważnie obserwowała swój dawny dom. Nie wiedziała, że już nigdy do niego nie wróci.

Sharin siedział w milczeniu i wbijał wzrok w podłogę. Nie mógł uwierzyć, że zataili przed nim taki fakt, mimo że się tego spodziewał. Zawsze wiedział, że jest inny. Mimo to nie mieściło mu się to w głowie. Poczuł w sobie zbierający się gniew. Z nieopanowaną nienawiścią przyglądał się swoim przybranym rodzicom. Ze złością chwycił leżący na stole talesz i z całych sił rzucił nim w ścianę. Naczynie z impetem przywaliło w drewno i roztrzaskało się na wiele małych kawałków. Rachel podeszła do niego i łagodnie pogłaskała go po twarzy. Tego już było za wiele. Półelf nie wytrzymał. Nie opanował gniewu. Przegrał. Poczuł jak jego wnętrze rozrywa niewyobrażalna siła. Powaliła go na kolana. Z jego gardła wydarł się przerażający krzyk. Mgła zasłoniła mu oczy. Szum w uszach uniemożliwiał mu odbieranie jakichkolwiek dźwięków z otoczenia. W nozdrzach czuł zapach krwi. Potem tylko czuł ulgę. Czuł jak cała złość i gniew ulatnia się z niego. Czuł dziwne podniecenie i ekstazę. Czuł moc. A potem tylko ciemność.


Las, kilkanaście godzin później


Sharin otworzył oczy. Leżał na ziemi, przykryty ciepłymi futrami. Powoli uniósł się, jednak po chwili znowu leżał. Wszystko go bolało. Podszedł do niego jakiś mężczyzna z kubkiem w ręku. Wyglądał na około pięćdziesiąt lat. Bym krótko ostrzyżony i schludnie ogolony. Jego szaty nie były nowe, ale mimo to zadbane. Nieznajomy przyklęknął i dał chłopakowi napój. Potem pomógł mu się oprzeć o pobliskie drzewo.
- Wypij to. Dzięki temu szybciej wyzdrowiejesz. – odparł szorstkim, lecz przyjaznym głosem.
- Kim jesteś? – podejrzliwie spytał się półelf.
Mężczyzna uśmiechnął się i odpowiedział.
- Nazywam się Dallas. Miałeś szczęście, że akurat byłem w pobliżu i widziałem wybuch. Co tam się właściwie stało?
Sharin był co najmniej zdziwiony.
- Jaki wybuch? Pamiętam tylko, jak zdenerwowałem, potem jakby mnie coś rozrywało i po chwili wszystko minęło i chyba zemdlałem.
Dallas zastanowił się. Po chwili odpowiedział.
- Najwidoczniej twój gniew znalazł ujście i eksplodował potężną dawką energii, która zniszczyła cały dom. Miałeś szczęście, że udało mi się uratować ciebie spod resztek domu. Teraz rozumiem, masz potężny talent magiczny. Jeśli chcesz mogę cię wziąć pod swoje skrzydła i przelać w ciebie całą moją wiedzę o magii jaką posiadam. Dawno nie miałem ucznia i zaczyna mi doskwierać brak towarzystwa. Powiedz tylko a stanę się twoim Mistrzem. Aha, takie zdolności nie zyskuje z niczego. Można ją tylko odziedziczyć. Najczęściej po ojcu. Przypadkiem twój ojciec nie był jakimś potężnym czarodziejem?
Półelfowi przypomniał się jego przybrany ojciec. Wielce zdziwił się, gdy nie czuł po nich żalu. Jednak teraz nad tym nie miał siły myśleć. Spojrzał na jego wybawiciela.
- Nie znałem mojego ojca. – odparł. – Ale zgadzam się. Zostań moim Mistrzem i naucz mnie wszystkiego co sam potrafisz. Na pewno cię nie zawiodę.
Przynajmniej Sharin miał taką nadzieję. Nie wiadomo czemu przypomniała mu się Akademia Magii. Teraz jednak czuł , że może siłą woli przenosić góry. Jakby coś się w nim odblokowało. Miał przeczucie, że magia zwiąże się z jego życiem do końca. I nie mylił się.


Zachodnie wybrzeże, cztery lata później


Zimny, nadmorski wiatr rozwiewał włosy i płaszcze dwóm postaciom, powoli jadącym na koniach wzdłuż linii morza. Zimna, słonawa woda podmywała kopyta karej klaczy, na której jechał starszy mężczyzna. Obok niego jechał młody mężczyzna. W dłoni trzymał prosty, drewniany kij z kryształem na samej górze. Kostur wyglądał na twardy, zdolny zablokować nawet cios mieczem. Nogi jego czarnego ogiera cicho i z gracją stąpały po piasku. Złota, ognista kula słońca powoli chowała się za odległą wodą, zalewając wybrzeże pięknym czerwoną łuną . Woda, oblana promieniami słońca wydawała się płonąć. Na plaży nie było żadnych innych istot poza dwoma podróżnymi. Wędrowali oni tak w zupełnej ciszy przez kilka godzin. Gdy ostatnie promienie zaszły i krainę oblała srebrna poświata księżyca starszy mężczyzna odezwał się do swojego towarzysza.

- Nauczyłem cię wszystkiego co sam umiałem. Teraz musisz znaleźć innego nauczyciela. Ode mnie nic nowego już nie poznasz. – z dumą spojrzał na swojego ucznia. – Nastała pora, by się rozdzielić. Nasze drogi się rozchodzą. Obaj dalej musimy iść własną drogą. Wiem, że masz siłę i talent by zdobyć potężną moc zdolną kształtować losy tego świata. Nie zmarnuj tego. Mało osób na tym kontynencie ma podobny przywilej. Musisz to wykorzystać w mądry i przemyślany sposób. Pamiętaj zawsze o innych ludziach. Wątpię czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy. Nie zawiedź mnie i co ważniejsze siebie. Żegnaj uczniu.
Półelf wpatrywał się jak jego Mistrz popędza konia i galopem oddala się na północ. Przez chwilę odprowadzał go wzrokiem a następnie zwrócił konia na wschód i ruszył na spotkanie przeznaczeniu.


Las gdzieś na Zapomnianych Ziemiach, pół roku później


Na małej polance w ciemnym lesie żarzyły się resztki niedopilnowanego ognista. Gdzieś w oddali było słuchać pohukiwanie sowy. Niebo było zachmurzone. Od czasu do czasu przez gęste chmury przedzierały się pojedyncze promienie księżyca. Nieopodal resztek niedopalonego drewna leżała postać, ciasno zawinięta w futra. Obok niej leżał mocny, drewniany kostur i plecak. Widać było na twarzy kilkudniowy zarost. Jego twarz wskazywała na duże zmęczenie podróżą. Zimne powietrze nie dawało się porządnie wyspać, a niepokój panujący w lesie zmuszał jedynie do czujnego półsnu.

W pewnej chwili polanę wypełniła jasna, nieprzenikniona mgła. Chłód narastał, aż w końcu stał się nie do zniesienia. Leżąca postać gwałtownie zbudziła się ze snu i wyciągnąwszy z sakwy komponenty potrzebne do rzucenia morderczego zaklęcia stanął czujnie obserwując teren dookoła. Przez chwilę nic się nie działo. Następnie z cienia między drzewami wyłoniła się postać młodego elfa w czerwonej-złotej szacie. W ręku trzymał zwykły, obity stalą kostur, a przy pasie miał zardzewiały długi miecz. Jego czarne jak noc włosy spływały mu do ramion. Czerwone oczy jarzyły się własnym światłem. Całą sylwetkę elfa otaczała poświata. Zjawa powoli wyciągnęła rękę w stronę młodego mężczyzny. Ten, przestraszony dziwnym wydarzeniem, wykrzyknął kilka słów w nieznanym języku i z jego dłoni wystrzeliła świetlista kula ognista. Jednak zamiast uderzyć w ducha przeleciała przez niego. Ten się tylko uśmiechnął.
- Jesteś taki podobny… - odparł cicho. – Wiedz, że jestem twoim ojcem. Obserwowałem twoje poczynania. Cieszę się, że jesteś taki zdolny i umiesz radzić sobie w życiu. Przykro mi, że nigdy mnie nie poznałeś. W zamian za to zostawiłem coś dla ciebie.
Elf sięgnął do pasa i wyciągnął stary, zardzewiały miecz.
- Widzisz… ten miecz jest magiczny. Mimo pozornego wyglądu ma wielką moc. Niestety nawet ona nie uratowała mnie ze szponów śmierci. Chciałbym, żebyś go dostał. Będziesz musiał jednak rozważnie korzystać z tego daru. Aha, jest jeszcze jeden szkopuł. Niestety nie mogę ci go osobiście przekazać. Jedyny sposób, byś wszedł w ich posiadanie to wyprawa do ruin miasta Telding. Tam znajdziesz pewien grobowiec w którym znajdziesz ów miecz. Prawdopodobnie będziesz musiał zmierzyć się z wieloma przeciwnościami losu. Jednak nagroda jest tego warta. Teraz muszę odejść. Żegnaj synu.


************

************


Miesiąc przed Rozbłyskiem


- A więc do zobaczenia. Mam nadzieję, że zdążę. - rzekł Sharin do Natariel kolejny dzień ślęczącej nad książkami. - Owocnych badań.
- Masz 2 tygodnie. Spiesz się. I uważaj na siebie. - Elfka uniosła głowę znad książek i spojrzała na Sharina. - Do zobaczenia.
- Trzymaj się. - Półelf, nie chcąc tego przedłużać wyszedł z cesarskiej biblioteki nie odwracając się. Przed budynkiem czekała już na niego czwórka jego towarzyszy. Zaprawionych w bojach wojowników.
Przez ostatni tydzień, kiedy nie pomagał Natariel w badaniach, szykował się do tej wyprawy. Chyba lepiej przygotowany być nie mógł. Dzięki życzliwości Cesarzowej miał niemal nieograniczone środki. Miał ze sobą zwoje z zaklęciami ochronnymi, dzięki którym bez obaw będą mogli rozbić obóz i odpocząć, nie martwiąc się o nieumarłych. Na szyi Sharina wisiał magiczny amulet zapewniający całej drużynie niewidzialność dla większości nieumarłych. Dłoń maga zaciskała się na jarzącym się błękitnym światłem kosturze, zawierającym kilka potężnych zaklęć przeciw truposzom. Do tego cała drużyna została wyposażona w broń poświęconą przez kapłanów Angrogha. Mimo tego półelf czuł niepokój.
- No to w drogę. - rzekł półelf wskakując na konia.
Sharin popędził konia, kierując go ku głównej bramie miasta. Teraz już nie było odwrotu.

***

Byli około dzień drogi od Telding. Postanowili rozbić obóz. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Nie było żadnych utrudnień, jedyni nieumarli jakich widzieli, to kilka ghouli kilkanaście metrów od nich. Potwory nawet nie zwrócily uwagi na wędrującą drużynę. Mimo to Sharin wyczuwał niepokój towarzyszy. Nawet zwierzęta zachowywały się bardziej nerwowo. Mimo to szło im lepiej niż przepuszczał.
- Tu będzie dobrze. - powiedział Sharin zeskakując z konia. Dareth, potężnie zbudowany mężczyzna z ogromnym dwuręcznym mieczem w pochwie na plecach zaczął rozbijać obóz, a półelf korzystając z otrzymanych z Gildii Magów zwojów rozpoczął zabezpieczanie obozowiska potężnymi zaklęciami. Dzięki temu żadne istoty nawet nie zauważą was, nie mówiąc już o ataku, zapewniali magowie. Mimo to zawsze jedna osoba pełniła wartę. Nie rozpalali ogniska. Wystarczało pięć magicznych lamp, które zapewniały im odpowiednią ilość światła, a dzięki zaklęciom, nikt z poza obozu nie widział najmniejszego światła.
- Pierwszy stanę na warcie. - zadeklarował się czarodziej.
Po krótkim posiłku towarzysze półelfa położyli się, zawinięci w śpiwory, a mag został sam na sam z ciemnością. Tych momentów podróży nie lubił najbardziej. Im bliżej byli Martwego Miasta, tym dziwniejsze rzeczy wydawało mu się, że widzi. Czasem była to kobieta szukająca dziecka, czasem cienie przybierały kształt starca uciekającego przed jakimś zagrożeniem. Sharin, żeby nie stracić zmysłów, starał się koncentrować na pozytywnych rzeczach. Czasem wspominał Natariel czytającą jakieś księgi, czasem po prostu wyobrażał sobie festyny odbywające się na powitanie wiosny. Ważne, by nie skupiać się na ciemności, która wydawała się osaczać czarodzieja. W końcu jednak nadchodził czas zmiany i półelf kładł się spać. Jednak im bliżej było do Telding, tym rzadziej mu się to udawało. Ostatnią noc Sharin przeleżał, myśląc o nadchodzącej chwili, kiedy przekroczą granice miasta. A chwila ta była nieunikniona.

***

Wbrew opowieściom o potężnym wybuchu Telding, miasto wyglądało nadzwyczaj dobrze. Część murów i budynków była co prawda zawalona, ale wiele z nich nadal stało. Może budowle tylko wyglądały solidnie, by zapaść się pod najmniejszym ruchem? Sharin wolał tego nie sprawdzać. Miasto wyglądało, jakby zostało opuszczone wiele tysięcy lat temu, i nikt do tego czasu tu nie zawędrował. Naprawdę złowieszczy widok. Wszystko pokryte było kilku centymetrową warstwą duszącego pyłu. Na szczęście czarodzieje z Gildii Magów i przed tym ich zabezpieczyli. Mimo, że dookoła nich było pełno kurzu w powietrzu, a ich każdy krok łączył się z chmurą pyłu, nic nie przeszkadzało im w swobodnym oddechu.
- Strasznie tu. - powiedział cicho Thanis, mężczyzna o pokrytej bliznami twarzy, uzbrojony w długi miecz i tarczę. Nikt mu nie odpowiedział.
Sharin prowadził. Konie drużyna zostawiła przy wejściu do Telding. Nawet jakby chcieli, przerażone zwierzęta nie zrobiłyby kroku więcej w stronę miasta. Tak więc dalszą część drogi musieli przebyć pieszo. Mimo, że nie miał pojęcia gdzie może znajdować się krypta jego (chyba) ojca, to jakaś dziwna siła kierowała jego krokiem.
Niebo było pokryte złowieszczymi, ciemnymi chmurami. Wydawało się, że zaraz lunie deszcz. Jednak od czasu do czasu przedzierały się przez nie pojedyncze promienie słońca. Magowi wydawało się, że cienie rzucane przez budynki Telding żyją własnym życiem. Co chwilę, kątem oka wydawało mu się, że widzi jakieś postacie. Jednak za każdym razem, gdy się odwracał zdawał sobie sprawę, że to tylko jego wyobraźnia. Mimo wszystko czuł się obcy w milczącym, brudnym i pozbawionym wszelkiego życia mieście.
Po piętnastu minutach przerażającej wędrówki przez obumarłe Telding drużyna stanęła przed bramami małego cmentarza ofiar wojny. Ich serca ścisnął dziwny strach ostrzegający ich przed przestąpieniem wejścia. Jednak Sharin był zbyt blisko. Czuł ból wypływający z jedynej krypty na uboczach cmentarza. Czuł również potężną, złowieszczą moc. Teraz nie było odwrotu. Po chwili wahania półelf przekroczył bramy cmentarza a za nim dwoje wojowników. Drużyna skierowała się od razu w stronę grobowca. Kiedy byli jakieś dwadzieścia metrów od wejścia ich uwagę zwrócił dziwny hałas dobiegający ze wszystkich stron. Rozglądając się towarzysze spostrzegli kościaste dłonie wygrzebujące się z mogił.
- Nie wdawajcie się w walkę, musimy dostać się do środka. - powiedział Sharin ruszając biegiem, a za nim dwaj najemnicy. Po chwili dobiegli do masywnych, stalowych drzwi. Jednak te były zamknięte. Rozglądając się półelf widział zbliżające się nieumarłe istoty. Usłyszał dźwięk wydobywanych mieczy.
- Zatrzymajcie ich. - rzucił do wojowników a sam zaczął przyglądać się wrotom. Były one pokryte rzędem run. Czarodziej przyjrzał im się uważnie, rozpoznając niektóre z nich. Przez chwilę analizował wyryte w stali znaki. Za sobą usłyszał pierwsze dźwięki łamanych kości i brzęku stali. Czekałem na Ciebie, zdołał po chwili rozszyfrować Sharin.
- Ciągle ich przybywa, nie wytrzymamy! - usłyszał za sobą krzyk Daretha.
Czarodziej przyłożył obie dłonie do wrót. Od razu wyczuł misternie utkane zaklęcie ochronne. Jednak tak jak w zamkniętych zamkiem drzwiach istnieje otwór dla klucza, tak samo w czarze rzuconym na drzwi była taka luka. Mężczyzna sięgnął po cząstkę swojej energii i postarał się wkomponować ją w zaklęcie. Energia każdego maga ma swoją wyjątkową, unikalną strukturę. Jego magia idealnie wpasowała się w moc zamkniętą w drzwiach, a te bezszelestnie się otworzyły.
- Szybko, do środka! - krzyknął mag wbiegając do grobowca. Gdy tylko cała drużyna znalazła się w środku wrota zatrzasnęły się, zostawiając szkielety same z sobą.
Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał głośny trzask. Pochodnie porozwieszane na ścianach zapłonęły jasno. Dopiero teraz Sharin rozejrzał się. Znajdowali się w małym, kwadratowym pomieszczeniu. Po drugiej stronie widniały szerokie, oświetlone pochodniami schody. Sharin spojrzał na towarzyszy. Na ich twarzach widać było strach ale też zawziętość i zdecydowanie.
- Do dzieła. - mruknął, bardziej do siebie, i ostrożnie zaczął schodzić schodami w dół.
Drużyna znalazła się w dużej, prostokątnej sali. Jej ściany, podłoga i sufit były gładkie i wykonane z litej skały. Jakby ktoś po prostu wyciął ze stały prostokąt. Poza pochodniami, teraz palącymi się jasnym płomieniem na ścianach nie było nic. Na samym końcu widniał potężny, kamienny sarkofag. Drużyna wolnym i czujnym krokiem zbliżała się do trumny. Sharinowi serce waliło jak szalone. W końcu dotarli do końca pomieszczenia.
- Otwórzcie to. - rozkazał mag po uważnym obejrzeniu sarkofagu. Dwaj najemnicy z zaparli się na grubej płycie, która powoli zsunęła się ukazując zawartość grobu.
W trumnie leżał trup. Trup elfa. Ubrany był w kiedyś piękne czerwono-złote szaty. Tak, to musi być on, pomyślał Sharin. Dłonie nieboszczyka zaciskały się na położonym wzdłuż ciała starym, zardzewiałym mieczu. Mag powoli sięgnął dłonią po broń. Gdy dzieliło jego dłoń kilka centymetrów trup otworzył oczy.
- Nie tak szybko. - rzekł zimnym, głuchym głosem. Sharin poczuł jak potężna energia odrzuca jego ciało. Jęknął lądując twardo na ziemi kilkanaście metrów dalej. Powoli stanął na nogi i rozejrzał się. Widział dwóch najemników, równiez podnoszących się z ziemi. Już z wyciągniętą bronią zaczęli okrążać sarkofag. A przed sarkofagiem, kilka centymetrów nad ziemią unosił się licz. W prawej dłoni trzymał miecz, teraz jarzący się czerwoną aurą.
- Hahaha, tak myślałem, że mnie znajdziesz. - zaśmiał się demonicznie nieumarły. - W końcu ktoś mnie uwolnił.
Półelf z niedowierzaniem patrzył na umarłego czarodzieja.
- Nie jesteś moim ojcem. - wysyczał koncentrując się do rzucenia zaklęcia.
Licz zaśmiał się, a jego śmiech odbił się echem w komnacie. Sharina przeszedł zimny dreszcz.
- Jestem. Nazywam się Avenker i jestem twoim ojcem. - powiedział lodowatym głosem. - Ale czy to ważne? Teraz liczy się tylko to, że w końcu wydostanę się z tego więzienia. A ty będziesz moją pierwszą ofiarą. BUHAHAHAHA!
Licz wykonał szybki ruch lewą dłonią, wypowiadając przy tym dziwne słowa. Z jego dłoni wystrzeliły czarne strzały i pomknęły w stronę otaczających go najemników. Zanim Sharin cokolwiek zdążył zrobić, strzały przeszyły ciała obu wojowników i zniknęły. Dareth spojrzał z obłędem w oczach na ranę. Zanim jeszcze upadł, z rany buchnął piekielnie czerwony ogień i w mgnieniu oka strawił ciało mężczyzny. To samo stało się z Thanisem. Sharin z przerażeniem zwrócił wzrok na ojca.
- Sprzedałeś duszę Beliarowi! - warknął, pragnąc zyskać na czasie. Mocniej zacisnął dłonie na magicznym kosturze. Gdy tylko licz straci czujność Sharin wystrzeli w niego czar.
- Beliarow?! Gardzę bogami. Są słabi. Zniszczę ich. Już niedługo będzie tylko jeden Bóg. - Avenker zakręcił młynek mieczem. - Nic mnie teraz nie powstrzyma. Ty też nie...
Teraz, pomyślał Sharin. Wiedział, że prawdopodobnie ma tylko jedną szansę. Czuł moc "swego ojca". Wycelował kosturem w licza i całą swoją magiczną moc przelał w kostur, wzmacniając moc artefaktu. Następnie wyzwolił energię w nim zawartą kształtując jedno, potężne zaklęcie. Oślepiająca kula światła wystrzeliła z końca laski i pomknęła w stronę nieumarłego. Ilość energii skumulowanej w pocisku była ogromna. Licz nie zdążył nic zrobić. Nastąpiła potężna eksplozja, odrzucając półelfa kolejne kilkanaście metrów do tyłu i oślepiając go. A potem nastała cisza. Wyczerpany mag stanął na nogi i rozejrzał się po sali. W miejscu wybuchu była chmura ciemności. Na ścianach krypty pojawiły się pęknięcia. Po chwili ciemność ustąpiła, odsłaniając wykrzywioną w bezgłośnym śmiechu postać nieumarłego.
- Myślałeś, że mnie tym zniszczysz? MNIE!? ZAPŁACISZ ZA TO! - wykrzyknął truposz.
Sharin poczuł potężną moc przyciągającą go do licza. Jego nogi oderwały się od podłoża i młody mężczyzna pomknął w stronę swego "ojca". Gdy tylko był przy nieumarłym poczuł ogromny ból. Zatrzymał się, wisząc w powietrzu tuż przed twarzą licza. Spojrzał w dół. Z jego brzucha wystawała wbita do połowy klinga miecza. Jego siły życiowe zaczęły ulatniać się. Sharin czuł jakby w jego brzuchu zagnieździł się jakiś przeraźliwy robak, który wysysa z niego całe życie. Zamknął oczy, by nie patrzeć na Avenkera. Ostatkami sił chwycił klingę, próbując ją wyrwać. Poczuł w dłoniach zimną stal. Widział już tylko ciemność. Zimna dłoń śmierci zaczęła ciągnąć go w otchłań. W ostatnim porywie rozpaczy rzucił się w tył, wyrywając z dłoni licza miecz. Poczuł w powietrzu wibrujące ogromne ilości energii. Jednak nie zastanawiał już się co to za energia i skąd się wzięła. Ciemność przygniotła go. Już nic więcej nie istniało. Nie było bólu, strachu. Tylko ciemność.

***

Było mu tak wygodnie. Nic nie czuł. Tylko dziwny spokój wypełniający jego umysł. I otaczająca go dookoła nicość. A jednak coś mu przeszkadzało. Coś nie pozwalało mu odpłynąć w bezkres nicości. Coś, co ściskał z całej siły w prawej dłoni i mimo wysiłków nie mógł tego puścić. Coś, co ciągnęło go z powrotem. Opierał się, ale bezskutecznie. Siła była silniejsza od jego woli. Powoli ciemność zaczęła ustępować, a zamiast niej wrócił ból. Ból wydobywający się chyba z każdej komórki jego ciała. Po chwili zdał sobie sprawę, że ciągle żyje. Chyba. Leżał na brzuchu na twardej i ubitej ciemnej ziemi. W ustach czuł smak krwii i pyłu. Otworzył ociężale oczy. Zdał sobie sprawę, że jego prawa dłoń zaciska się na rękojeści miecza. W brzuchu widniała paskudna rana, ale nie wyglądała groźnie. Jakby ktoś się nim zajmował, gdy był nieprzytomny. Z trudem podniósł się z ziemi i rozejrzał się. Dookoła była pustka. Żadnego punktu zaczepienia. Nie miał pojęcia gdzie jest. Nie było widać Martwego Miasta. Sharin nie miał przy sobie niczego. Był zdany na łaskę losu. Na szczęście ciągle na jego szyi widniał magiczny amulet. Nie zwlekając dłużej półelf zaczął wędrówkę w stronę, gdzie miał nadzieje będzie Akila. Tak jak w Telding coś kierowało jego krokami. Z rękojeści broni czuł wydobywające się ciepło, które dodawało mu energii i siły. Mimo to, czuł w żołądku wiercące uczucie głody. Ciekawe jak długo był nieprzytomny. I skąd się tu wziął. Wątpił jednak, że kiedyś pozna odpowiedzi na te pytania. Teraz musiał skupić się na przetrwaniu i znalezieniu jakiejś cywilizacji.

***

Sharin wędrował już drugi dzień. A może trzeci? Nawet nie widział różnicy pomiędzy dniem a nocą, krajobraz ciągle wypełniała przytłaczająca szarość. Mag szedł coraz wolniej, robił coraz dłuższe przerwy. Od czasu do czasu widział grupki szkieletów, ghouli, czasem do jego uszu dobiegało wycie wilków lub jeszcze gorszych stworzeń. Najwidoczniej jednak amulet nadal działał. Jednak Sharin coraz bardziej tracił nadzieję, że dotrze do jakiegoś miasta.

***

Kolejny dzień. Sharin nie miał siły. Padł na ziemię. Koniec. Ani kroku dalej nie zrobi. Tutaj umrze. Ściskając w dłoni miecz zastanawiał się po co mu to było. Czy tak wyglądająca broń jest warta śmierci? Wątpił w to. Ale teraz było za późno. Umrze z wycieńczenia i pragnienia na jakimś odludziu, zapomniany przez wszystkich. Ostatnią jego myślą było to, że Natariel nie doczeka się jego powrotu. A potem zamknął oczy.

***

Sharin słyszał jakiś głos. Na początku nie zwracał na niego uwagi, jednak po chwili otrząsnął się i otworzył oczy. Ku jego zdumieniu pochylała się nad nim Natariel.
- Pij. - powiedziała przytykając mu bukłak do ust. Półelf pił łapczywie a następnie znowu zemdlał.


***

- Musimy się pospieszyć. Za tydzień musimy być daleko stąd. - powiedziała Natariel. - Skoro już odzyskałeś siły, możemy niedługo wyruszać. Podczas twojej nieobecności udało mi się zaciągnąć nas do karawany podróżującej do Bolgorii. Karawana wyrusza za dwa dni. Lepiej się przygotuj.
- Taak, pójdę na rynek, muszę kupić parę rzeczy. - odpowiedział Sharin. - Niedługo wracam.

***
- Jesteśmy na miejscu. - odparł Khjat. - Już myślałem, że nie dotrę tu w jednym kawałku. Na szczęście zdążyliśmy przed Rozbłyskiem. Dobrze się spisaliście, oto wasza zapłata.
Kupiec wręczył im po 100 sztuk złota.
- Dziękujemy. - odparła Natariel, kłaniając się, po czym ruszyła w stronę centrum w poszukiwaniu gospody. Sharin szybkim krokiem ruszył za elfką.
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL


"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
 
 
Vanilla 
Banish your fear

Dołączyła: 11 Kwi 2008
Posty: 2422
Wysłany: 2013-01-03, 15:11   

Interakcje:

    Dług Wdzięczności - Postać uratowała życie niskopoziomowej czarodziejce energii i chłopu z delty Bolgorii. Zapewne nigdy mu się to nie zwróci, no ale dobrze że jest.
    Persona Non Grata: Carter - Wojownicy Cartera w końcu dojdą do tego że półelf nakłamał i sabotował misję. Gdy to znajdą, a mag będzie pod ręką, z pewnością wymierzą mu sprawiedliwość.
    Gdzie Jest Moja Kasa?: Postać nie wykonała questa. Zlecający upomną się o swoją szynę żelaza...
    Pod Napięciem: Postać użyła magii na widoku publicznym, bezpośrednio trafiając człowieka broniącego miasta przed potworami. Sharin ma przejebane...
    Zlecenie Polityczne: Sprawiedliwość dziejowa chce śmierci Sharina.
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL


"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,51 sekundy. Zapytań do SQL: 13