Parys szedł parę kroków po ziemi... Uklęknął gdzieś obok schylając się czołem do samej ziemi...
-O dzięki Ci Panie że widzę Zbawienny Ląd na Morzu Zguby...
Splunął parę razy na ziemię wstając przed tym i ruszył w kierunku Akilli żegnając się z załogą. Spojrzał tylko kątem oka na swoich dwóch kompanów rzucając jeszcze krzykiem...
-Wybieram się do Tawerny! Tam mnie znajdziecie prawdopodobnie pijanego... -dodał trochę ciszej... Raczej wolał nie złościć tym kapłana... Tak oto wesoły ruszył w kierunku Gildii Kupców...
-Teleportacja to tylko taka Reformacja-
Czyli się przenoszę do Gildii Kupców
Argon pakował swoje rzeczy do plecaka. Czuł się nieziemsko styrany. Najchętniej poleżałby jeszcze dobrych kilka godzin, gdyby nie to, że jest również nieziemsko głodny. Nie myśląc już o niczym, co mogłoby zwiększyc doznania płynące z jego czaszki, mężczyzna zabrał swoje rzeczy i wyszedł z kajuty.
Na zewnątrz przywitało go zachodzące nad linią wody słońce. Pierwszy raz z ulgą dostrzegł kapitana Risena, wydzierającego się w marynarskim slangu jak zwykle na majtków, którzy zmywali z pokładu kałuże krwi. Cieszył się, że ta straszna udręka z chorobą wreszcie się skończy.
- Dzięki niech będą Angroghowi! - westchnął do siebie Argon stając wreszcie na suchym lądzie. Nie przypuszczał, że ta podróż może go tak wymęczyc. Lekko chwiejnymi jeszcze krokami pomaszerował przed siebie.
_________________ "All power demands sacrifice... and pain. The universe rewards those willing to spill their life's blood for the promise of power."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach