Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Projekt Noe
Autor Wiadomość
Altaris 
Chrzest w ogniu



Dane w grze
Rasa: Elf
Miano: Altaris / Jednooki
Pełna KP

 
Osiągnięcia, przewinienia: *Stara Gwardia*
Wiek: 28
Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 1058
Ostrzeżeń:
 1/3/6
Wysłany: 2013-02-10, 15:50   Projekt Noe

Księga Pierwsza: Prawo pięści

Rozdział I: W ciemności


Schodząc ciemnymi schodami coraz niżej, wgłąb pełnego smrodu i wilgoci cienia jak zawsze czuł się lekko nieswojo.
Już od dawna znienawidził otaczający go brak światła i ten nieustanny strach, że każdy dźwięk i mylny światłocień, to coś, co już postanowiło go pożreć. Życie jako Szczur nie było proste. Borykając się z ciemnością i innymi problemami trzeba było przetrwać. Ale i tak było znacznie bardziej bezpieczne od życia na powierzchni, w ruinach starego świata. Coś podpowiadało mu, że tym razem nie ukończy tej wędrówki tak szczęśliwie - dziwne, niepokojące przeczucie mówiące, że coś, lub ktoś jest obok niego.
Spokojnie, chłopie! Nie przez takie ciemności się przełaziło w prawie całkowitych ciemnościach. Nie jesteś byle podróżnikiem! Jesteś Szczurem, którego wzrok rozpoznaje każdy kontur ścian. To bezpieczna droga, już tędy podążałem. Mimo uspokajania siebie samego czuł pewien niepokój, który od czasu do czasu nasilał się w Podziemiu. Czaszki mutantów pozbawione są dodatkowej osłony, którą posiadają ludzie. Ich skóra i kości są wypalone wirusem... Nic mi nie grozi.
Nie zapalał latarki. Mogło by to się spotkać z odmową ze strony mutantów, bandytów, lub nawet czegoś gorszego, przyciągniętego przez długo palące się, nieznane źródło światła. Co prawda nie było tutaj tak, że za każdym zakrętem czaiła się jakaś istota lub osoba, aczkolwiek mogło się tak zdarzyć, że znienacka kogoś spotka.
Gdy wdepnął nieświadomie w jakąś sporą kałużę brudnej wody, której przez roztrzęsienie nie zauważył zaklął siarczyście, co nie było do niego podobne. Nawet zatęsknił za wspomnieniem ciepłego światła ogniska i dużych lamp, które należały do znajomej bandy Szczurów, u których zapłacił cenę ze zniżką za przejście.
Poruszając się Tunelem trzeba było być ostrożnym, a Tomasz umiał to bardzo dobrze. Po spędzeniu paru miesięcy w jednym, z licznych i bardzo małych obozowisk Szczurów, jeszcze głębiej pod ziemią niż był teraz można się wyuczyć wielu przydatnych nawyków. Tunelem zwykło się zaś nazywać trakt podziemny przypominający plątaninę wielu kanałów, ścieków, szerokich rur kanalizacyjnych, kawałków przejść metra i innych podziemnych kompleksów, które układały się w szerokie pasmo ścieżek wiodących niczym wielopasmowa autostrada przez Podziemie. Do tego labiryntu było wiele wejść, jak i tym samym wyjść, a do jednego punktu można było dojść z paru innych, co równocześnie ułatwiało i utrudniało bezpieczną podróż. Tam, gdzie było więcej ludzi i Szczurów było o wiele wygodniej się poruszać, chociaż drożej. W odległych i darmowych zakamarkach Podziemia łatwo było natknąć się na mutanty, bo bandyci w takie miejsca rzadko zaglądali.
Większość tuneli w miarę rozległych do transportu oraz czystych, by nie dusić się od smrodu było pod władaniem okolicznych band Szczurów, Wolnych, elementu władzy, czy chociażby zwykłych bandytów, chociaż przeważali Wolni i Szczury. Z kieszeni ubywało, ale w Podziemiu dobrze było posiedzieć chwilę przy świetle i porozmawiać z ludźmi.
Większość pilnujących swojego terytorium pod ziemią ściągało jedynie znośne myto za przejście, by zdobyć pieniądze na pożywienie i prowizoryczną broń. Jednakże dzięki doświadczeniu i wielokrotnym błądzeniu po tym labiryncie Tomasz wiedział, którym przejściem najlepiej pójść, by było bezpiecznie, ale i za darmo. Teraz trochę żałował, że nie udał się uczęszczaną i dobrze obeznaną przez niego ścieżką. Zastanawiał się, czy może nawet by nie zdobył jakiejś pracy po drodze. Pewien Szczur mieszkający sam, posiadający broń palną i duży zapas żywności zawsze miał coś ciekawego do roboty. Tomasz nawet lubił z nim rozmawiać, kiedy pomagał mu pilnować jego stacji metra, która służyła za znane i wygodne wejście do Podziemii dla Wolnych.
- Spokojnie, Tom, wszystko jest w porządku. Jesteś bezpieczny i nic Ci nie grozi... No, może z wyjątkiem rozdwojenia jaźni i choroby umysłowej - dodał zgryźliwym tonem po chwili.
Jak zwykle szedł już prawie po omacku wiele godzin, gdzieniegdzie kierowany przez snopy światła z otworów w suficie, jak na przykład studzienki czy kraty. Oznaczało to, że jest na dobrej drodze, będąc pod miastem. Mam nadzieję, że to już Miasto Federalne, a nie ruiny jakiejś starej okolicy sprzed katastrofy. W końcu to do Ismiru miałem się udać. Zaczynało go już męczyć to przyzwyczajenie do życia w tym podziemiu, bez światła, świeżego powietrza oraz kobiet, których wśród Szczurów było wyjątkowo mało.
Jedynym minusem chodzenia po ziemi niczyjej było to, że jest to ziemia niczyja i cokolwiek się zdarzy, trzeba liczyć na siebie, a w takich miejscach mutantów i bandytów było najwięcej, chociaż i tak nie zawsze się coś, lub kogoś spotkało, jeśli wiedziało się, którędy iść. Jednak możliwość zostania bez pomocy i tak była lekko odstraszająca.
Gdy przekraczał Tunel prostopadle, parokrotnie słyszał niedaleko siebie dreptanie ciężkich, wojskowych trepów, lub rozchlapywanie się płynącej kanałami wody. Był jednakże bardzo sprytnym i ostrożnym mężczyzną, więc unikał konfrontacji z ludźmi i mutantami, których parokrotnie mijał, rozpoznając sylwetki w ciemnościach. Równie dobrze mogli to być przyjaźnie nastawieni Wolni, lub ktoś wyjątkowo brzydki, przypominający zakażonego...
Wydawało mu się, że skręcił z trasy, którą sobie wyznaczył, ponieważ powinien przeciąć Tunel w zupełnie innym miejscu i szerokości. Zgodnie z jego wytycznymi musiał przejść obok płatnego, jedynego w części środkowej mostu najemników pracujących dla jakiegoś bogatego mieszczucha.
Już dobre pare godzin temu powinien znaleźć się przy dobrze widocznej, oświetlanej z góry drabinie do studzienki w Ismirze. Nawet nie musiał unikać żadnego patrolu Władzy jak i ich posterunków, co go lekko wystraszyło. Na pewno coś tutaj było nie tak, skoro pod Miastem Federalnym nie napotkał żadnego funkcjonariusza. Dodatkowo oświetlone obozowiska też gdzieś zniknęły. Podróżował podobną drogą nie raz, więc obawiał się, że tym razem źle skierował swe stopy, albo jedno z przejść zawaliło się, przez co mógł wybrać złe ciemności, w które się skierował.
Coś podpowiadało mu, że krąży w kółko po mokrych ściekach, które przemoczyły mu już stopy i buty, co było bardzo niemiłym doświadczeniem. Zastanawial go fakt, co mogło spowodować pomyłkę, że zabłądził.
Gdy miał zamiar zawrócić, by poszukać innego wyjścia, poczuł napływ świeżego powietrza, gdy ciemność jakby się przerzedziła. Uśmiechnął się szeroko ciesząc się, że wyjdzie w końcu na powierzchnię, nawet jeśli to nie było dobre wyjście. Tomasz znalazł bezpiecznie wyglądające i niestrzeżone, prawdopodobnie nowe wyjście u wylotu sporej rury, której koniec zamajaczył w oddali złotym okręgiem światła dziennego. Nie był jeszcze tutaj, ale prawdopodobnie było to jedno z świeżo powstałych wyjść gdzieś przy kanalizacjach miasta, do którego zmierzał. Obawiał się tylko, że może wyjść poza Sektorem G, w którym miał największe szanse na nie bycie złapanym przez milicje, gdy pojawi się w trochę pobrudzonych i lekko śmierdzących ubraniach.
Może nawet okaże się, że jest to bezpieczniejsze wejście do Ismiru niż poprzednie. Jeśli uda mi się tutaj wrócić, to przekażę wytyczne chłopaką i opatentuje własne przejście. Myto nie będzie zbyt wysokie... W końcu już mam łom i trochę zapasów w plecaku.
Tunel wraz z jego przechadzką przedłużał się, a nogi odmawiały mu od zmęczenia posłuszeństwa. Coraz bardziej go to wyczerpywało, a czym dłużej szedł, tym otwór w rurze wydawał się mniejszy. Czy było to spowodowane zmęczeniem, czy optycznym złudzeniem, nie miało to znaczenia. Ważne było to, że to w każdym razie daleko. Jego nadzieją było to, że w końcu wydostanie się na światło dzienne i odpocznie gdzieś w jakimś nielegalnym, utajnionym barze, lub spelunie. Napije się w końcu jakiegoś alkoholu, obejrzy coś w miejskiej telewizji, porozmawia...
Śnił już tak, zabijając tym sposobem nudę ostatniego odcinka wyprawy, wlekąc się już z wyczekiwaniem w oczach w kierunku nowo odkrytego przez niego i niestrzeżonego wejścia. Nagle jednak coś przykuło jego uwagę i sprawiło, że na nowo odzyskał czujność...
Parę razy naturalne światło, które towarzyszyło mu w tej części tunelu w postaci sporego okręgu wyjścia przygasało i migało parokrotnie, jakby coś wejście zasłaniało i po chwili odsłaniało. Przejął się tym bardzo, mając przed sobą już drogę ucieczki z Podziemi. Wycofanie się i poszukanie innej drogi nie wchodziło w grę. Miał już serdecznie dość tych ciemności. W ogóle nie pamiętał, żeby gdziekolwiek tutaj była jakaś odnoga lub pomieszczenie, a w świetle słonecznym lekko go oślepiającym nie widział przed sobą niczego, co zwiastowało, że rura ta nie jest rurą, tylko czymś innym, jak na przykład cały kompleks kanalizacyjny. Najwyraźniej wzrok płatał mu bezczelne figle, a światło nie było aż tak dokładne, by wszystko świetnie widział. W końcu patrzył "pod słońce".
Gdy zbliżał się do wyjścia jako człowiek przezorny wysunął z rękawa długi, ciemny łom, który służył mu za wierną broń, której zresztą bardzo rzadko używał i zmrużył oczy, wychodząc w kierunku światła, oślepiany przez słońce...
Zbyt długo już siedział w tych tunelach i mroku, pochłaniany przez nie jako Szczur, a nie człowiek. Jego zmysł wzroku, na którym od dawna tak długo polegał, trochę go teraz zawodził, ponieważ nie widział nic, przez ten przerażający blask dnia, który kiedyś by mu nie przeszkadzał. Próbując się rozejrzeć zasłonił się wolną ręką, by zredukować działanie oślepiające go.
Nie zdążył sprawdzić, co jest po bokach, gdy zbliżył się do wylotu. Coś silnego i ciężkiego uderzyło w niego od boku w kolano i przewróciło do tyłu, podcinając nogi i wpychając znów kilka metrów w półmrok tunelu, z dala od światła. Na jego nieszczęście przetoczył się po rurze parę kroków w bok, zanużając się w ciemność jakiegoś pokoju który przecinał tunel którym podróżował.
Wymachując swoją prymitywną bronią Tomasz parę razy natrafił na przeszkodę, która z rozpędem odlatywała nieznacznie po każdym uderzeniu, ostatecznie z piskiem odrywając się od niego i przetaczając dalej, w stronę jakiejś dziury. Próbując znów przyzwyczaić się do ciemności Tomasz spojrzał na boki i wgłąb tunelu przymykając powieki, po czym otworzył szeroko z zaskoczenia oczy, gdyż coś zasłoniło mu głowę, stwarzając nad nim głęboki i pomagający się przyzwyczaić do mroku cień.
Z dziką wściekłością obrócił łomem w nadgarstku i uderzył potężnie w głowę siedzącego na nim mutanta, który dziwnymi szczypcami próbował go uchwycić... Pajęczaki... Przeszło mu przez myśl, kiedy monstrum o sześciu, owadzich nogach i dużej, jajowatej, pajęczej głowie odleciało w bok, uderzone w łeb metalowym przedmiotem. To, co go zaatakowało, było już martwe, padając z roztrzaskaną głową obok poprzednieko napastnika.
Zanim zdał sobie z tego sprawę i zdążył wstać na chwilę skamieniał, przypominając sobie rady i przestrogi zaznajomionych Szczurów. Wiedział , że pajęczaki to mutanty stadne, więc jego ratunkiem jest ucieczka w światło, gdyż pająki go nie wytrzymają i żyjąc w mroku tak jak Szczury, pierzchną do swych jam i nor, które teraz wyzierały na niego ze ścian, podłogi i sufitu.
Trzy osobniki, które wstając naliczył jako martwe, były za małe, jak na całą populację tego, co go otaczało...
Od dawna spodziewał się, że ta wielka rura kanalizacyjna jest zbyt podejrzanie bezpieczna. Dziwne było, że nie spotkał żadnego innego Szczura, lub podróżnika w tej części tak dobrze utrzymującego się i nie zniszczonego przejścia.
Po lewej i po prawej stronie w ciemnościach pomieszczenia, które było przecinane przez tunel i kończyło się okrągłym ściekiem służącym za wyjście, znalazł coś niezbyt ciekawego, pomijając już fakt głębokich i czarnych dziur.
Gdzieniegdzie zwisały, sprytnie z przejścia przez mutanty usunięte szkielety i ciała spowite ciemnoszarą siecią, walające się także po podłodze. Niektóre kokony były pootwierane, a w tych miejscach widoczne było zgniłe mięso lub kości. Albo pająki zgłodniały, albo ktoś dobrał się do ich obiadu.
Parę szerokich i ciemnych jam, rozjaśnianych bladozielonym światłem pajęczych, rozwijających się jaj pełne było ogromnych pajęczyn. Nie zauważył ich wcześniej... Niektóre mutanty były bardziej inteligentne i sprytne od innych.
Pajęczaki były na prawdę inteligentnymi mutantami, skoro ukryły swoje siedziby i ciała z dala od słońca. Ofiara oślepiona słońcem nie zwróci uwagi na jamy i sieci po bokach tunelu, ukryte w cieniu.
Gdy poczuł kolejne uderzenie, tym razem w plecy nie zdążył wysunąć przed siebie rąk i upadł na twarz, boleśnie uderzając o betonowe podłoże, pokryte jakąś niemiłą i śmierdzącą breją. Zaklął podle, gdy kolejna próba wstania została przerwana przez wytrącenie go z równowagi.
Nim zdążył się zorientować i złapać za swój łom w celu podjęcia dalszej walki skakało po nim parę pajęczaków, które wielkością przypominały wyrośnięte, zmutowane pająki osiągające wysokość na pół metra. Ich kosmate, zakończone ostrzami odnóża wbiły się parokrotnie w jego ciało, a kły mutantów wpuściły mu truciznę do krwi, skazując na niehybną śmierć w ciągu nawet kilku godzin, jeśli udało by mu się uciec. Polegało to także na zmrożeniu jego krwiobiegu, spowalniając wykrwawianie. Pajęczaki lubiły świeże mięso...
To na nic, że uderzał je parokrotnie rękoma i nogami oraz szamotał się na ziemi, oddzielony od swojego łomu, który odtoczył się przy ostatniej próbie wstania. Jego przeznaczeniem było zostać tu, pod ziemią i zginąć, jak na Szczura przystało... Za karę, że tak długo postępował wśród ciemności, nazbyt ostrożny, nie podejmując ryzyka wyjścia na powierzchnię. Niespełniony badacz i podróżnik umrze w rurze kanalizacyjnej, zabity przez jedne, z mało groźnych pojedynczo mutantów.
Najsłabszy przeciwnik, na jakiego można trafić pokonał mnie... Szamotanie i próby ucieczki mi nie pomogą. Nie dam rady z paroma pajęczakami... Zginę, jak Ci wszyscy tutaj. Pewnie tak jak oni nie pokażę innym swojego wejścia i nie założę porządnego obozowiska, na które już dawno zasłużyłem. Chłopiec na posyłki, pacyfista i strachliwy historyk. Nigdy więcej. Jeśli przeżyję... Wszystko się zmieni.
Poczuł nagle lekki powiew wiatru, który przebił się na jego głowę między nogami rozszalałej bestii, dochodzący od ujścia kanalizacji i ogłuszający, metaliczny dźwięk, zakończony sporym hukiem, niosącym się echem dalej, przez podziemia. Odgłos ten zatkał mu uszy i nie słyszał nic, jednak odczuł, że ataki już nie następują. Krew i dziwna, zielona substancja pokryła jego twarz i tors, bryzgając na niego jednym, gęstym strumieniem i wypalając mu parę bolesnych ran na już powstałych uszczerbkach na ciele.
Czuł i słyszał, jak pająki piszczą, szamoczą się i wyją bestialsko nad jego ciałem, odskakując od swojej niedawnej ofiary i próbując pouciekać gdzieś w kierunku jam i pajęczyn. Parokrotnie słyszał świst nad uchem, kiedy coś przelatywało nad nim, przyglądając się pajęczakom z głową położoną jak najbliżej podłogi, by nic go nie trafiło.
Parę pajęczaków zdołało uciec przed nieznajomym źródłem huku, wskakując na ściany lub sufit, biegnąc w kierunku pajęczyn i jajek, a dwa spróbowały nawet desperackiej walki. Jednakże skończyły jak te, które zaatakowały Tomasza - rozczłonkowane, martwe i roztapiane własnym jadem, ustrzelone z paru metrów przez precyzyjnie wyrzucone z lufy naboje. Gdzieniegdzie umierające mutanty próbowały jakoś kuśtykając odwlec swoją śmierć, ale nie było już dla nich ratunku.
-Czy Ty już kompletnie oszalałeś szaleńcze? Mogłeś mnie zranić lub zabić... - ciężko dysząc ze strachu, wysiłku i ekscytacji podciągnął się na łokciach, po czym zwymiotował parę kroków dalej z natężenia jadu we krwi i płucach, oraz ogólnej adrenaliny i strachu, nie mogąc się jeszcze do końca zorientować w sytuacji.
-Ahh... A więc to tak dziękuje się w Podziemiach za ocalenie swojego życia... Naboje nie schodzą tak tanio, jak Ci się wydaje. Ostatnio sporo mnie kosztują, a ceny ciągle rosną. A Ty nawet ani słowa podziękowania - Samson stanąwszy w rozkroku wesoło spoglądał na wymiotującego Tomasza, ze zmodyfikowaną deodrytem strzelbą na ramionach, której by się u niego nie spodziewał. Wiedział, że jest to fan militariów i ma pieniądze, ale strzelba i deodryt?
- Masz szczęście, że akurat dostałem robotę na sprawdzenie tego przejścia od pewnej bandy Szczurów, którzy szukali swojego kumpla. Inaczej już dawno był byś martwy, mój stary i durny przyjacielu... Do tego lekko śmierdzący
- A więc, co zamierzasz z nimi zrobić? - rzucił niedbale Tomasz, spoglądając z niekrytym gniewem i zaciekawieniem na pewnie bardzo głębokie jamy pajęczaków, gdzie mogły być ich dziesiątki, a nawet setki, żyjących na różnych poziomach Podziemia. Sięgające dna ziemi otchłanie, skrywające więcej tajemnic, niż podziemia Twierdzy Ismiru wywoływały u niego niespokojne dreszcze po plecach.
- Cóż... To co zawsze robiliśmy w takich sytuacjach, Tomaszu, kiedy jeszcze mi pomagałeś...
- Tylko ostrożnie, Samsonie... W Tunelu coraz mniej sprawdzonych i bezpiecznych wejść, a potężny wybuch może zamknąć wiele innych!
- Ha! - rzucił rozbawiony strzelec, rozglądając się po ohydnie wyglądającym pobojowisku - Masz tu swoje "bezpieczne wyjście", pełne zmutowanych brzydali próbujących odgryźć Ci dupę... Dawaj, wyskakuj na zewnątrz, zanim jad stanie się zbyt aktywny i zażyj antidotum na tą truciznę. Jest w wozie, podpisane rysunkiem pająka. Nie zamierzam strzelać Ci w łeb po tym, jak oszalejesz, lub zmienisz się w coś... Nietaktownego...
Samson chwytając się gdzieś w okolicach żeber wyjął dwa, srebrne, małe przedmioty przypominające magazynek do broni palnej. Naciskając je w pewnym miejscu sprawił, że zaczęły niepokojąco coraz szybciej pikać, a ich migoczące światło odkryło wejścia do głębokich pewnie na wiele metrów jam pajęczaków. Po w miarę dokładnych oględzinach zdecydował się na rzut w obu kierunkach, by zniszczyć siedlisko mutantów, lecz by nie naruszyć zbytnio konstrukcji tuneli położonych wyżej. Szczęśliwie ładunki wybuchowe nie zaczepiły się o żadne pajęczyny lub jajka, z głuchymi stuknięciami spadając coraz niżej.
Następnie bez słowa ruszył z wolna kierując się do wyjścia za Tomaszem, który zdążył już zniknąć w świetle dziennym, kąpiąc się w blasku tak upragnionym i drogocennym dla Szczura.
Historyk wyciągnął przed siebie ręce, przeciągając się beztrosko przed południowym słońcem. Nie sądził, że tak ucieszy się z wyjścia na powierzchnię, która jest jeszcze bardziej niebezpieczna niż Podziemie - szczególnie nocą. Z drugiej strony co prawda nie cierpiał na jakąkolwiek chorobę klaustrofobiczną, ale wolał przebywać tutaj, niż pod ziemią, mimo, iż zyskał już reputację jednego ze Szczurów, czyli ludzi mieszkających pod ziemią, szczególnie w kanałach i w Tunelu.
Dostrzegając coś, co przypominało samochód zbliżył się i zaczął grzebać w kabinie kierowcy, czekając na pojawienie się Samsona, z dziwnym wyrazem twarzy łapiąc za buteleczkę, która odznaczała się blaskiem z masy rupieci i złomu w schowku - Dziwne... Nie ma nic z pająkiem, ale jest coś, co przypomina długonogiego chrabąszcza! Czy o chrabąszcza Ci chodziło!?
- Ja ratuję Ci życie, daje antidotum, proponuję jedzenie, transport i coś, co przypomina tani alkohol, a Ty wyśmiewasz się z moich talentów artystycznych?!
- Ofiarujesz mi jedzenie, transport i alkohol?
- No, skoro już uratowałem Ci tyłek, to nic chyba nie zaszkodzi, jeśli będziemy podróżować razem. Bo chyba zmierzamy nawet w tym samym kierunku, do osady Wolnych w Kasynie, gdzieś wśród ruin nieopodal Ismiru. Poza tym czuję się za Ciebie odpowiedzialny hipisie...
- Hipisie? I kto to mówi?! To nie ja mam ten pacyfistyczny samochód z lat 80' - rzucił śmiejąc się Szczur, życzliwie i zadziornie zarazem spoglądając na przypominającego kowboja kompana - Cóż, właśnie do tego drugiego zamierzałem się dostać tunelem, mam parę rzeczy do zrobienia i parę interesów do przeprowadzenia na powierzchni - rzucił Tomasz, popijając dziwny napój z nalepką długonogiego chrabąszcza. Smak był bardzo cierpki i powodował dziwne drętwienie języka i zębów, ale miał w sobie ciekawy, słodki, owocowy posmak.
Prawda była taka, że jako Szczur wychodził na powierzchnię tylko w interesach, lub by pozyskać jakieś zasoby, ewentualnie załatwić jakąś badawczą lub historyczną robotę dla Wolnych lub znajomków. Większość czasu spędzał sypiając i żyjąc w małym pokoiku z przyjacielem, który go wprowadził do ich grupy. Pokoików było wiele, jak i przejść z których pobierano myto. Jeszcze do niedawna wybierali się jedynie do magazynu z żywnością Władzy, podkradając lub odkupując od skorumpowanych milicjantów zapasy, nie wychodząc na powierzchnię. Gdy zawaliło się jedno z ich mniejszych, przejściowych obozowisk i główne miejsce do zbierania myta zniknęło, każdy poszedł w swoją stronę. Tomasz wybrał wykonywanie robót jak Łowcy nagród - tyle tylko, że pod ziemią.
Samson widocznie zdziwił się i zaskoczony rzucił swojemu druhowi podejrzliwe spojrzenie pełne złości i niedowierzania, słysząc o Mieście Federalnym - Na prawdę chciałeś tam jechać? Przecież tam jest teraz piekło! Władza podejrzewa Sektor G o zamachy przeciwko Kardynałowi Rajmundowi i pomoc militarną Wolnym. Oczywiście jest to prawdą, ale dawniej nikt się tym nie przejmował - uzbrojony w strzelbę podążył ku wozowi wraz z towarzyszącym mu hukiem wybuchu i chmurą kurzu, wylatującą z tunelu - Jak tak dalej pójdzie, to z zamieszek, zagonek i ogólnych interwencji funkcjonariuszy dojdzie do wybijania ludności i rzezi... Poza tym te plotki o zarazie...
- Oh, przestań już... Gdyby było tam tak źle, to o wiele więcej ludzi by uciekało. Przecież Wolni i Szczury jakoś sobie radzą, więc Podziemie było by bardziej zapełnione, niż sam Ismir...
Tomasz niezbyt chciał dać posłuchu wywodom strzelca, gdyż uznał, że ten nazbyt przesadza i koloryzuje, jak zwykł to robić w swoich historiach. Było mało prawdopodobne, żeby Władza tak otwarcie postąpiła według biedniejszej cześći Miasta Federalnego, nad którym trzymała pieczę, chociaż nigdy nie wiadomo. Większość tej dzielnicy to wyrzutki, przestępcy i dawni więźniowie, próbujący jakoś przeżyć.
- Nie zdziw się, kiedy do Sektora G wejdą gwardziści...
- Oj, przesadzasz, Sam. Jeszcze mi powiedz, że podejrzewa się Sektor G o ukrywanie zarażonych w domach i zatajnianie wybuchu epidemii wirusa, którego ludzie chcą użyć jako broni! - rzucił prześmiewczo nie nawykły jeszcze do słońca Szczur, kpiąc sobie z Łowcy nagród i najemnika, którym był Samson, mocno przymykając oczy.
- Nie zdziwiłbym się, Tom - odgryzł się Tomaszowi, z lekkim, aczkolwiek szczerym grymasem pewności, że i tak mogło by się stać.
Tom, jak przyjęło się potem przez Samsona jego nowe imie, rozejrzał się po raz pierwszy po powierzchni gdzieś na równinach, na której nie był od parunastu miesięcy, parę razy tylko bywając w miastach Władzy, inaczej mówiąc Erathii. Ismir był stolicą tego państwa, które nie miało oficjalnych granic. Posiadało parę małych miast na zachodnim wybrzeżu dawnych Stanów Zjednoczonych i czasowo wydzierało skrawki ziemi na północ od Teksasu i wschód od Nevady różnym rodzajom Wolnych, czyli ludzi nie uznających się za Erathian, żyjących w różnych warunkach.
Tomasz aż westchnął z lekkiego zachwytu i podziwu nad dobrze mu znanym widokiem post apokaliptycznego świata, lecz widzianego pierwszy raz z takiej perspektywy. Przed nim roztaczał się malowniczy i szeroki widok czerwonej od pyłu, symetrycznie płaskiej równiny, gdzieniegdzie pokrytej wrakami samochodów lub skalnymi wzgórzami, kanionami i kraterami. Z ziemi wybijały się znaki drogowe, metalowe części złomu i szkielety różnego rodzaju - od ludzi i zwierząt zaczynając, kończąc na mutantach. Panorama przedstawiała się pięknie i groźnie zarazem, niczym pociągająca, wymagająca kobieta.
Dalej tylko, na widnokręgu majaczyły kontury wysokich, wręcz pięknie zniszczonych ruin wieżowców i hoteli dawniej bardzo popularnego miejsca, obok którego wznosił się wysokimi murami Ismir. Na ich czele zaś wybijał się prawie pionowo wielki, niczym sztandar powiewający nad armią, niosący wielką nadzieję na odbudowę tego miejsca znak drogowy, obwieszczający "Witamy w Las Vegas".
_________________
Wypowiedzi Altarisa.
Wypowiedzi Andariela.


 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 13