Wysłany: 2008-11-30, 01:37 Opowieści Eredanu - Ratunek spod lasu bywalców
Nad akilijską wioską Bigon wzeszło słońce. Promienie otuliły słomiany dach tawerny oraz kilku okolicznych budynków. Aldeeran i Dareth siedzieli znużeni przy stole, a Sonya leżała w koncie karczmy, z dala od wszystkich, przykrytwa futrami. Karczma nie była duża, ale w zupełności wystarczała jeśli chodzi o jej rozmiar. Nie można tego samego jednak powiedzieć o właścicielu, obsłudze oraz strawie podawanej w zajeździe. Dareth właśnie skosztował piwa które przyniosła służka. Kobieta była stara, gruba, a w dodatku miała poszczerbione i czarne jak węgiel zęby. Mężczyzna skosztował więc piwa, i instynktownie, natychmiastowo wypluł całą zawartość swojej jamy ustnej.
-Co to kurwa jest?!- wrzasną i popatrzył złowrogo na służkę. Ta stała teraz tyłem. Oczom Daretha ukazał się wielki i tłusty zad. Myśli człowieka jednak lepiej nie komentować.
Aldeeran zachichotał tylko lekko i popatrzył z uśmiechem na kompana, nie mówiąc jednak ani słowa. Ten odwdzięczył się tylko podirytowanym wzrokiem.
Dareth rozejrzał się po całej sali, szukając to właściciela zajazdu.
-O! To pewnie on!- powiedział do swego kompana wskazując gestownie skinięciem głowy na człowieka śpiącego w swoich własnych wymiocinach. Mężyczyzna w pozycji siedzącej, lecz głowa owalona na stół, moczyła się w prawdopodobnie byłym obiedzie maści pana.
Po kilku minutach wyczekiwania, służka pojawiła się ponownie. Tym razem niosąc potrawę dla Aldeerana. Postawiła na stole okrągłą misę, z zawartością która bardziej przypominała kał niż wieprzowinę z delikatnym, brązowym sosem który 'ukoi każde podniebienie'. Brązowe to może i to było. Delikatne i kojące raczej już nie...
Teraz to Dareth miał szansę się pośmiać. Cóż, tak czy inaczej, ani jednemu, ani drugiemu się tutaj nie podobało. Jedynie Sonya dotąd otwarcie nie narzekała. Cóż, narazie nie miała na co. Mężczyźni trzymali się od pięknej blondynki raczej z daleka. Szczególnie że nie wątpili w jej zdolności we władaniu bronią.
Jedna myśl nasuwała się wszystkim: ''Co my tutaj cholera robimy?'' Nie mieli pojęcia...
- Nie wiem jak wy ale ja nie mam zamiaru tu dłużej siedzieć. - powiedział Dareth wylewając całą zawartość kufla z piwem na podłogę. - Gdyby chociaż mieli piwo dobre. A nie jakieś szczyny.
Mężczyzna wyciągnął zza pasa topór i zaczął go od niechcenia czyścić.
- Powinniśmy znaleźć sobie jakąś robotę. - Wojownik wbił swoją broń w drewnianą podłogę karczmy. Następnie wstał i przeciągnął się. Powiódł wzrokiem po towarzyszach i spytał się. - To jak jedziemy?
Convectum [Usunięty]
Wysłany: 2008-11-30, 10:42
Aldeeran nie miał zamiaru komentować tego miejsca, bo szkoda było słów... Jak to mawiają. Słysząc propozycje kompana machnął tylko porozumiewawczo ręką, zgadzając się. Z niechęcią pchnął ręką misę, by spadła na podłogę. Brudy na niej to jedyni klienci, którzy "tym" nie pogardzą. Odepchnął się od stołu i wstał. Jego wzrok powędrował na kobietę, bo tylko na jej reakcję czekali.
Ostatnio zmieniony przez Convectum 2008-12-01, 09:23, w całości zmieniany 1 raz
Dane w grze Rasa: Człowiek
Miano: Tygrysica Pełna KP
Pochwały: 7
Wiek: 32 Dołączyła: 14 Sie 2008 Posty: 493
Wysłany: 2008-11-30, 12:41
- Najedliście się? - zaśmiała się Sonya, wstając lekko ze swojego miejsca. - Zatem możemy ruszać, po horyzont i po wielkie zwycięstwa... Czy co tam chcecie.
-Dobra, to idziemy. - Powiedział Dareth. Wziął swój topór i wsunął go za pas. Następnie ruszył wolnym krokiem w stronę drzwi. - Dalej wstawajcie.
Convectum [Usunięty]
Wysłany: 2008-11-30, 14:32
-Przecież stoję - mruknął Aldeeran do Daretha, zirytowany postawą towarzysza. Miejsce było nieprzyjemne, ale za taką gościnę warto by było się odwdzięczyć. Poza tym on sam nie wiedział gdzie chce iść. Tak, wiadomo, po pieniądze i sławę. Szczytny cel, ale nikły do osiągnięcia. Stanął przy kompanie i myślał nad tym, gdzie pójdą.
Ostatnio zmieniony przez Convectum 2008-11-30, 16:20, w całości zmieniany 1 raz
Dane w grze Rasa: Człowiek
Miano: Tygrysica Pełna KP
Pochwały: 7
Wiek: 32 Dołączyła: 14 Sie 2008 Posty: 493
Wysłany: 2008-11-30, 14:42
Sonya nie miała takich problemów. Wzięła swoją włócznię, która stała oparta o ścianę i wyszła na zewnątrz, rozkoszując się świeżym powietrzem tej krainy... Jakakolwiek by ona nie była. Rozejrzała się niezobowiązująco po najbliższym otoczeniu, czekając, aż dołączą do niej jej towarzysze.
Cała trójka wyszła więc z zajazdu. Powitało ich jasne słońce i chłodna lecz miła bryza. Na około był las, a po prawej stronie droga do wsi która znajdowała się może kilometr stąd.
Byłby to dzień jak każdy, gdyby nie to że słowa Aldeerana na temat sławy i bogactwa miały się niedługo ziścić.
Na skraju lasu zobaczyliście trzech ludzi przyodzianych w zielone peleryny oraz skórzane zbroje. Ich twarze zakryte były brązowymi chustami, a na głowie mieli kaptury. Obaj dzierżyli średnie, hebanowe łuki, oraz posiadali miecze u pasa. Zwiadowcy, to było wiadomo. Tylko czyi? Wyglądali jakby bardzo się spieszyli, i biegli w stronę naszej trójki maruderów.
No, są jakieś 50 metrów od was
Convectum [Usunięty]
Wysłany: 2008-11-30, 14:57
-Uroki rodzinnych stron - mruknął Aldeeran. Wyjął z pochwy miecz zabrany ojcu, z resztą tak jak wszystko inne. Czytając co sławniejsze księgi i przypominając sobie słowa nauczyciela, oparł ciężar ciała na lewej nodze. Pozwalało to na wykonywanie cięć z obrotu, jak również niewielki wysiłek w unoszeniu oręża, co przekładało się na szybsze ataki.
Być może zwiadowcy wcale nie mieli ich zaatakować, ale warto się zabezpieczyć. Człek dawno nie miał do czynienia w walce z ludźmi. Głównie używał broni przy zwierzętach na polowaniu. W ogóle nie walczył z równymi sobie - pora posmakować więcej z życia - rzekł pod nosem, niedosłyszalnie dla kogo kolwiek poza nim. Postanowił operować na kontrach, więc nie atakował pierwszy. Poza tym... Niewiadomo w jakim celu tu biegną.
Ostatnio zmieniony przez Convectum 2008-12-01, 09:25, w całości zmieniany 1 raz
Dane w grze Rasa: Człowiek
Miano: Tygrysica Pełna KP
Pochwały: 7
Wiek: 32 Dołączyła: 14 Sie 2008 Posty: 493
Wysłany: 2008-11-30, 15:30
Sonya nie zdradziła niczym swoich myśli czy uczuć. Bez zmiany opierała się lekko na swojej włóczni, czekając, aż nadchodzący ludzie uczynią pierwszy gest...
Dareth zacisnął rękę tylko na swoim toporze i czekał. Niech oni wykonają pierwszy ruch. W razie czego wojownik skupił się też i przygotował się do użycia magii. Na wszelki wypadek...
Kiedy tylko obcy zauważyli wrogą pozycję Aldeerana, szybko schowali łuki, po czym ten po prawej krzykną:
-Nie chcemy walczyć! Potrzebujemy pomocy!
Convectum [Usunięty]
Wysłany: 2008-11-30, 16:08
Aldeeran prychnął tylko na całą sytuację, nie schował miecza do pochwy, acz włożył za pas w taki sposób, by nie mógł się prześlizgnąć. Otóż rękojęść nie dopuszczała do tego, gdyż zahaczała o brzego skórzanego kształtu. Takie ułożenie oręża pozwalało na o wiele szybsze wyciągnięcie go podczas ataku, niż z pochwy. Człek przebiegł zwrokiem po wszystkich zwiadowcach. Nadal nie ufał ich słowom.
-Czego chcecie? Nie organizujemy zbiórek charytatywnych - zanim którykolwiek zdążył coś powiedzieć, mruknął - szybciej, spieszy nam się!
Ostatnio zmieniony przez Convectum 2008-11-30, 17:47, w całości zmieniany 1 raz
- Spokojnie. - powiedział Dareth do towarzysza. - Po pierwsze: jakiej pomocy potrzebujecie? Po drugie: kim jesteście? I po trzecie: Co dostaniemy w zamian?
Obaj zwiadowcy podbiegli na odległość kilku metrów do maruderów. Jeden z nich prawieże padł na ziemię zdyszany, a drugi, łapiąc oddech, powiedział:
-Jesteśmy zwiadowcami z trzeciego oddziału kapitana Erika. Przemierzając las natknęliśmy się na bandę orków i zostaliśmy zaatakowani...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach