- No dobrze...wiec podliczę szybko wydatki...
Tutaj Argon podrapał się po podbródku, udając, że głeboko myśli. Jeśli juz miał zginać w tak diabelnie trudnej misji, to musiał wyciagnać od tego zgreda troche mamony.
- Kupno jakiegoś podstawowego sprzetu, typu pochodnie, liny, lepsza broń to tez podstawa. Plus troche napoi leczniczych i opatrunków...oczywiście im lepszej jakosci tym lepiej, rozumie pan. Tutaj czas ma bardzo duże znaczenie...Plus wynajęcie grupki dobrze wyposazonych ludzi...hmm, myślę, że wydatek rzędu 500 sztuk złota wystarczy. Oczywiscie zwróce co zostanie. Ku chwale straży, dowódco!
_________________ "All power demands sacrifice... and pain. The universe rewards those willing to spill their life's blood for the promise of power."
- Argon szybko złapał sakwę. Od razu ją schował do plecaka, zasalutował i wyszedł z budynku. Na zewnatrz czekał już na niego wilk, który "bawił sie" ze strażnikami. Chwilę później obaj opuścili strefę koszar.
_________________ "All power demands sacrifice... and pain. The universe rewards those willing to spill their life's blood for the promise of power."
Dzień jak codzień, nastał ranek. Harad usiadł na swe krzesło przy biurku, paląc fajkę. Nogi połorzył na stole. Strażnicy stali przy drzwiach, i pilnowali 'pana kapitana'. Wszystko wyglądało jak kolejny słoneczny dzień. Harad wstał, zrobił małe koło wokół pokoju, i stanął przy mapie Eredanu.
-Taaak... - powiedział na głos wyjmując właśnie fajkę z ust, puszczając kolejne dymne koło. Nagle, Kapitan usłyszał czyjś głos:
-Witaj...- rzekła postać. Harad obrócił się po czym zauważył kogoś okrytego kapturem. Był on w białej szacie, nosił znak Angrogha. -To już na ciebie pora bracie... - rzekł biały kapturnik
-Co do cholery?- wrzasnął kapitan, lecz były to jego ostatnie słowa. Postać zanużyła pochodnię w białym, okrągłym naczyniu wypełnionym czarnym piaskiem. Nagle, cały budynek ogarnęły płomienie, a wszystko co do okoła porzarte zostało przez ogromnął eksplozję.
Dwie godziny trwał pożar, puki w końcu go nie ugaszono. Nawet Herek zjawił się na miejscu zdarzenia, wraz ze swymi zaufanymi ludźmi.
-Co tu się do cholery stało!- wrzasnął król na swym czarnym rumaku.
-Sabotaż panie, prawdopodobnie inkwizycja... -
-Tak... domyślam się tego... Wydaj rozkaz, niech wszyscy gwardziści oraz kapitanowie stawią się przed klasztorem...
-Tak jest panie - rzekł rycerz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach