End of Days

Baraki - Ruiny tawerny

Faust272 - 2013-01-04, 23:33
Temat postu: Ruiny tawerny
Tawerna jest ogromnym kompleksem. Z zewnątrz wygląda jak spiętrzona kupa gruzu, smieci i blachy. Przed wejściem prawie zawsze znaleźć można byle jak porozkładane namioty i tylko wystawione na spiekotę słońca bose stopy świadczą o obecności ich właścicieli. Tylko tak można jeszcze doleczyć męczącego kaca. Zwłaszcza, że w Tawernie nie można wynająć łóżka, tutaj można się tylko bawić.

A więc wchodzisz do środka. Pierwsze co Cię uderza to ogromny zaduch spowodowany obecnością wielu ciał i używek. Alkohol, tytoń, narkotyki, tutaj jest wszystko, nikt się z tym nie kryje. Gdy wlazłeś do środka, mocne ręce chwytają Cię znienacka za barki przystawiając Ci nóż do gardła. Jak w oczach nie masz zbyt dużego szaleństwa lub narkotycznego amoku, to zostaniesz przeproszony i wpuszczony do środka.

A środek. Poezja, istna knajpa biedoty. Pokój o powierzchni około 200 metrów kwadratowych rozłożonych na planie prostokąta. Wszędzie śmiech, śpiew i głośne rozmowy. Ktoś komuś przywalił w mordę, ktoś komuś zwinął sakwę i dostał nożem po żebrach, gdzieś szczeka pies, a znowu gdzieś w koncie jęczy kobieta przepełniona ekstazą. Pomieszczenie jest oświetlone mnóstwem lamp oliwnych, które razem tworzą co prawda półmrok, ale światła jest na tyle wystarczająco, by czytać dokumenty, i na tyle mało, by w rogu zaszyć się z kochanką.

Po pierwszym oszołomieniu dochodzisz do drugiego końca komnaty, gdzie znajduje się długi na całą długość ściany szynkwas, za którym gości obsługuje gruby barman o twarzy równie pokrytej krostami, co zalanej. Czyści blaszane naczynia, by potem prawdopodobnie do nich naszczać, dodać spirytu i zaserwować jako trunek. Z całą pewnością ma jedną zaletę, a zawrzeć ją można w powiedzeniu: "Dobry, bo tani".

Obok szynku znajdowała się sporych rozmiarów drewniana tablica, na której wywieszone były różne ogłoszenia.

Wyróżniającą się jeszcze rzeczą jest spory ring. Była to dziura jakby po eksplozji dynamitu. W środku odbywały się walk psów. Zasady proste. Kupujesz, wynajmujesz, albo przynosisz własnego psa, wrzucasz go do dołu, ktoś wrzuca własnego, następnie następują zakłady i gotowe. Przegrany traci, wygrany zgarnia wszystko minus dola karczmarza.

***

No przynajmniej tka było kiedyś. Obraz dawnej świetności istnieje jeszcze w umysłach dawnych bywalców.

Teraz jest to kupa poskręcanej blachy i gruzu. A wszystko to z powodu dziwnego wybuchu, którego nazwano Splugawieniem, albo Plugastwem. Dokładniej mówiąc, był to wybuch, który objawił się w postaci pęczniejącego, organicznego bąbla, który po swoim pęknięciu rozrzucił choroby i zarazy w towarzystwie dziwnych potworów.

Na szczęście w pobliżu znajdował się Albrecht, wasal Regenta, który nadzorował ewakuacją oraz Enderus, inżynier, który wysadził to zagrożenie w powietrze.

Teraz nikt nie znajduje praktycznego zastosowania dla tej lokacji. No, może szabrownicy znajdą tutaj coś ciekawego, kto wie?

Rollin Dices - 2013-02-05, 11:45

Zgodnie ze wskazówkami karczmarza Ivi udał się do tawerny, w sumie nie pokładał w niej zbyt wielkich nadziei, po zawodzie w karczmie, jednakże wszystkiego trzeba spróbować.

Kolejne miejsce, w którym zapach alkoholu dawał o sobie znać. Ivi wszedł do tawerny spokojnie, po czym podszedł do oberżysty.

- Witajcie, słyszałem, że da radę tu u was o jakąś robotę się postarać, może znajdzie się jakaś DOBRA praca, dla mnie... - Ivi wstrzymał na chwilę, wolał pracować sam, przyzwyczajenie, jednak coś skłoniło go, by zapytał również o Adama - Dla mnie i brata, powinien tu wkrótce być... A tymczasem możesz mi powiedzieć, jak to będzie z tą robotą

Messiah - 2013-02-05, 22:01

Gdy tylko Ivi wyrzekł słowa "Powinien tu wkrótce być", dał się słyszeć na podwórzu dziwny rumor. Tak jakby jakaś wielka postać wpadła w stertę desek czy kamieni. Po chwili w drzwiach stanęła wysoka jak góra sylwetka Kapłana Muz.

Chłopak obtrzepał swój płaszcz z pyłu, przetarł twarz ręką, po czym uśmiechając się jakby nigdy nic, podszedł do Iviego swym zwykłym, kołyszącym krokiem.

-O Ivi, wariacie, spodziewałem się że Cię tu spotkam. W sumie to pewnie dlatego że powiedziałeś że tu idziesz. - zakończył to bezczelnym uśmiechem. Spojrzał na oberżystę.
-Czołem, właścicielu tego przybytku kaca! "Pachnie" tu alkoholem lepiej niż ode mnie, przyznaję! Mój brat zawraca Ci głowę, jak każdemu? - Nie dając bratu sobie przerwać, podniósł ręce w górę i zrobił piruet zakończony rzuceniem na ladę 2 sztuk żelaza -Podaj memu bratu jakiś dobry trunek! Wiecie kim on jest? Moim bratem! A wiecie kim ja jestem, panie? - Adam uśmiechnął się uroczo, po czym entuzjastycznie wykrzyknął -Adaaam Teeeheeeriiij!
Oparł się o ladę, obracając się w stronę najemników. Przeleciał wzrokiem po ich twarzach. -Dam sobie rękę uciąć że z którymś z was kiedyś paliłem. Bądźże któryś łaskaw odwiedzić mnie w moim przybytku!
Uśmiechnął się. Przypomniał sobie że jeszcze coś ma do roboty.
Ivi, wybacz że cię zostawiam, ale muszę ogarnąć taki jeden burdel! - na tyle głośno, by wszyscy go usłyszeli. Niewątpliwie wejście, szybki rozwój sytuacji i równie nagłe wyjście Adama, sprawi, że osoba ta zaciekawi ludność baraków.
Tak tworzy się popularność!

Nikt nie zdążył zareagować przez nagłe zdezorientowanie, gdy Adam Teherij wyniósł się z Tawerny...

Rollin Dices - 2013-02-05, 22:18

Ivi w przeciwieństwie do reszty bywalców, nie był ani trochę zdziwiony szybkim wejściem i jeszcze szybszym wyjściem brata. To było w jego stylu. Zdecydowanie. Gdy minęło zamieszanie wywołane "przedstawieniem" skierował się jeszcze raz do oberżysty.

- To jak będzie z tym trunkiem? - rzek i uśmiechnął się, po czym czekając, aż karczmarz zacznie nalewać, podjął dalej - Nie przejmuj się moim bratem, jest lekko stuknięty, ale skoro on zdążył się już przedstawić, to ja też to uczynię, jestem Ivi vi Vinci. Zdecydowanie mniej stuknięty brat, może jedynie mniej zabawny.

Podszedł do lady, rozsiadając się wygodnie przed nią kontynuując.

- Jak w karczmie słyszałem nie łatwo o robotę w barakach, jednak zostałem zaprowadzony tutaj. Z tego wnioskuję, że pewnie wiecie, jak można się tu dorobić. - Na chwilę wstrzymał - Dorobić, nie trafiając do kopalni.

Faust272 - 2013-02-06, 00:04

Tawerna jest ogromnym kompleksem. Z zewnątrz wygląda jak spiętrzona kupa gruzu, smieci i blachy. Przed wejściem prawie zawsze znaleźć można byle jak porozkładane namioty i tylko wystawione na spiekotę słońca bose stopy świadczą o obecności ich właścicieli. Tylko tak można jeszcze doleczyć męczącego kaca. Zwłaszcza, że w Tawernie nie można wynająć łóżka, tutaj można się tylko bawić.

A więc wchodzisz do środka. Pierwsze co Cię uderza to ogromny zaduch spowodowany obecnością wielu ciał i używek. Alkohol, tytoń, narkotyki, tutaj jest wszystko, nikt się z tym nie kryje. Gdy wlazłeś do środka, mocne ręce chwytają Cię znienacka za barki przystawiając Ci nóż do gardła. Jak w oczach nie masz zbyt dużego szaleństwa lub narkotycznego amoku, to zostaniesz przeproszony i wpuszczony do środka.

A środek. Poezja, istna knajpa biedoty. Pokój o powierzchni około 200 metrów kwadratowych rozłożonych na planie prostokąta. Wszędzie śmiech, śpiew i głośne rozmowy. Ktoś komuś przywalił w mordę, ktoś komuś zwinął sakwę i dostał nożem po żebrach, gdzieś szczeka pies, a znowu gdzieś w koncie jęczy kobieta przepełniona ekstazą. Pomieszczenie jest oświetlone mnóstwem lamp oliwnych, które razem tworzą co prawda półmrok, ale światła jest na tyle wystarczająco, by czytać dokumenty, i na tyle mało, by w rogu zaszyć się z kochanką.

Po pierwszym oszołomieniu dochodzisz do drugiego końca komnaty, gdzie znajduje się długi na całą długość ściany szynkwas, za którym gości obsługuje gruby barman o twarzy równie pokrytej krostami, co zalanej. Czyści blaszane naczynia, by potem prawdopodobnie do nich naszczać, dodać spirytu i zaserwować jako trunek. Z całą pewnością ma jedną zaletę, a zawrzeć ją można w powiedzeniu: "Dobry, bo tani".

Obok szynku znajdowała się sporych rozmiarów drewniana tablica, na której wywieszone były różne ogłoszenia.

Wyróżniającą się jeszcze rzeczą jest spory ring. Była to dziura jakby po eksplozji dynamitu. W środku odbywały się walk psów. Zasady proste. Kupujesz, wynajmujesz, albo przynosisz własnego psa, wrzucasz go do dołu, ktoś wrzuca własnego, następnie następują zakłady i gotowe. Przegrany traci, wygrany zgarnia wszystko minus dola karczmarza.

***

Pojawienie się Iviego zostało przyjęte z obojętnością. Rutynowa kontrola, przeproszenie i zaproszenie do środka. Karczmarz ledwo zogniskował wzrok, gdy do środka wpadł Adam. Jego pojawienie się też początkowo nikogo nie zainteresowało, ale po jakimś czasie zaczęła panować ogólna wesołość spowodowana faktem pojawienia się kapłana muz. Wszyscy zaczęli domagać się piosenki:

- MUZA! MUZA! PIEŚNI! GRAJKA! GDZIE MOJE GACIE?

Rozległy się chórem głosy. Z ogromnym więc rozczarowaniem przyjęli fakt szybkiego wymknięcia się Adama z Tawerny. Trwało to tylko jednak sekundę, szybko się pozbierali i Tawernę na nowo zapełnił zwykły gwar.

Karczmarz wziął dwie sztuki żelaza i podał Iviemu dwa blaszane, półlitrowe kufle "trunku". Na pytanie Iviego odburknął:

- Nie mam czasu.

Co było prawdą. Co chwila musiał nalewać alkohole i obsługiwać gości.

- Psst.

To był jego sąsiad. Ubrany w skórzaną zbroję i lnianą koszulę z postawionym pionowo kołnierzem mężczyzna był trochę blady i wyglądał na zmęczonego. Pod jego oczami były cienie, a włosy miał w nieładzie.

- Ja Ci mogę opowiedzieć o tej knajpie jak się podzielisz piwskiem. Mi się już żelazo skończyło, a muszę tutaj jeszcze posiedzieć, a wyrzucą mnie jak nie będę nic pił czy cokolwiek robił.

Rollin Dices - 2013-02-06, 00:19

Ivi spojrzał na sąsiada. Nigdy nie lubił takiego towarzystwa. Karczemnego towarzystwa. Toteż z całych swych sił ukrywał niesmak patrząc nań. Pomyślał: Cóż jakoś trzeba zacząć, może jest na tyle trzeźwy, bym czegoś się od niego dowiedział.

Podsunął kufel z obojętnością. To za kasę Adama, nie było mu szkoda. Znając brata wydałby ją na kurtyzany, a może raczej na dziwki, tak jak to sam zapowiedział. Po chwili zadumy powrócił wzrokiem na oferującego pomoc.

- To co mi ciekawego opowiesz? I oby to było warte tego tego trunku. - Rzekł bacznie obserwując rozmówcę

Faust272 - 2013-02-06, 09:16

- No, nie przesadzajmy co do wartości tego "trunku" - rzekł zniesmaczony towarzysz - ale jak powiedział mi mój znajomy kupiec, ceny są podobno umowne i zależą od popytu i podaży, a więc wyjątkowo będzie bardzo drogie to "piwo".

Towarzysz upił trochę.

- Nazywam Frogar. Mogę poznać miano mojego dobrodzieja? Słyszałem, że jesteś bratem naszego grajka, ale to za mało by ustalić imię.

Rollin Dices - 2013-02-06, 10:35

- Mądry jest Twój znajomy kupiec, a co jeśli ten trunek jest np. dla mojego brata bezcenny? Załóżmy, że biega teraz na złomowisku, grając i śpiewając, a gardło tak mu wyschło, a pragnienie wzmogło, że jeden półlitrowy trunek będzie gotów nazwać bezcennym? - rzekł Ivi wykrzywiając usta w uśmiech
- Z resztą, nie ważne. Zapytałeś o mą godność, a ja Ci odpowiem, że zdążyłem się już przedstawić, jestem Ivi vi Vinci. A teraz Frogar, mógłbyś mi co nieco opowiedzieć? - zakończył ukrywając irytację.

Messiah - 2013-02-06, 11:02

Adam odpiął pelerynę, po czym zwinął ją i schował do plecaka. Amulet schował pod koszule. Teraz w razie potrzeby wystarczy pokazać amulet, by upewnić innych że jest kapłanem. Ale w gruncie rzeczy pozostanie nierozpoznany.

Wszedł do tawerny wolniej niż zwykle, poddano go rutynowej kontroli... I widząc jego oczy początkowo chcieli go wyrzucić, ale pokazał im wisiorek. Puścili to wgłąb Tawerny.

Ukryty Kapłan był pewien, że niezbyt zapamiętano tu jego wygląd podczas szybkiej wizyty. A strój, który zwrócił uwagę na niego, właśnie leży w plecaku.

W ciszy zlokalizował Iviego, po czym usiadł obok niego, próbując nie przeszkodzić w rozmowie. Gdy jego rozmówca w skórzanej zbroi spojrzał na niego, Adam gestem dłoni i delikatnym uśmiechem zachęcił go do mówienia.
Da radę oprzeć się obecności Teherija?
Możliwe. Ale na pewno musi czuć pewną sympatię do braci, skoro zdecydował się pomóc i dostał piwo.

Faust272 - 2013-02-06, 15:23

ivi

- No tak, tak.

Rzekł lekko zdenerwowany Frogar.

- Tak więc pierwsza rzec w Tawernie: "nie można spać". Musisz cały czas coś robić. To nie noclegownia, a każdy pracodawca czy najemnik musi być gotowy do działania. Taka zasada. Nie wiem po co i na co, ale tak jest. Tak więc dopóki pijesz, dopóki wydajesz pieniądze lub gadasz z ludźmi, dopóty masz spokój.

Frogar łyknął trochę piwa.

- Zasadniczo najemnicy szukający pracy siadają przy stołach i kładą na nich swoją broń, lub kartki z wymienionymi usługami. Pracodawca chodzi i wybiera tych, co pasują mu do misji.

Frogar machnął ręką po okolicznych stołach. Część z nich miała w pobliżu siebie niewielkie szafeczki z papierami i przyborami do pisania. To właśnie te stoły przy szafeczkach to stoł najemników.

- Siadasz do stołu jak jesteś najemnik, lub szukasz takiego. Obgadujecie szczegóły, potem możecie spisać umowę jak chcecie nawet.

Frogar teraz pokazał na tablice ogłoszeń.

- Tam są ogłoszenie pracy. Teraz nie ma ich dużo, bo sporo najemników jest po zmniejszeniu ilości karawan. Więc są co lepsze od razu zabierane. Jak nie chcesz czekać, aż ktoś Cię wynajmie, to zawsze możesz spojrzeć na tablicę.

Teraz rozmówca wskazał na ściany pomieszczenia.

- Widzisz te drzwi? Prowadzą dalej do kolejnych apartamentów. Nigdy tam nie byłem, ale bez zaproszenia podobno nie wpuszczają tam. Zawsze stoi tam jakiś wykidajło.

Frogen upił kolejny łyk.

- I dzięki wielkie za piwo.

Adam

Wejście Adama nie było niezauważone. Zaraz rozległy się krzyki i wiwaty.

- PIEŚNI! GRAJKA! PIWA!

No nic nie poradzi. Musiał zabawić chociaż trochę publiczność. W końcu chodzi o reputację.

Rollin Dices - 2013-02-06, 17:56

Ivi spojrzał na resztkę swojego piwa, potem na Frogara.
- Pij, ja już nie chcę.
Podał mu kufel, po czym bez słowa odszedł od lady.

Następnie skierował się w stronę tablicy ogłoszeń, by zobaczyć, czy znajdzie się coś interesującego. Jakoś nie miał ochoty zostawał najemnikiem, zdecydowanie nie miał ochoty. Za bardzo by go to uzależniało. Jednorazowe zlecenie wydawało się ciekawsze.

Messiah - 2013-02-06, 20:53

Słysząc okrzyki ludzi, Adam uśmiechnął się szczerze, myśląc ironiczie Choleera!. Wstał ze stołka za Ivim, i oddalił się od niego, by mu nie przeszkadzać. Podszedł do szynkwasu, machnął ręką do oberżysty.
Trzeba dbać o reputację.
Wskoczył na ladę, siadając, i ustawiając nogi na stojącym naprzeciwko stołku. Przewyższał teraz na pewno każdego, kto odwiedził tawernę. Zarzucił włosy w tył, a druciki na jego dredach delikatnie zabrzęczały. Odpiął flet, i wyciągnął z plecaka kubek, do którego nalał nieco wina. Butelkę zakorkował i schował z powrotem. Upił łyk, zwilżając gardło po wizycie przy kupie gruzu. Jest w formie, przed momentem przećwiczył znowu wiele zagrań.

Wyciągnął z pod koszuli naszyjnik. Nie ma się już po co chować, teraz i tak każdy mu się przyjrzał, i każdy pamięta, jak wygląda Kapłan Muz. Stuknął sandałem w stołek. Wybijając jednostajny rytm, podniósł flet do ust.

Liedo, wspomóż

Cała tawerna na chwilę ucichła, by wsłuchać się w pierwszy dźwięk. Był niski, przez chwilę trzymał w niepewności słuchaczy. Był symbolem zamyślenia. Nie jest łatwo wybrać muzykowi, co ma zagrać. Po trzech sekundach nadszedł jednak pierwszy takt. Grany szybkimi, żywymi ćwierćnutami. Słuchacze poznali to bardzo szybko. To jedna ze znanych podróżniczych pieśni!

Adam miał nadzieję tchnąć w nich nadzieję. W pieśni tej, której słowa i melodię zna większość podróżników i najemników, bohater wiedzie szczęśliwe życie w swym rodzinnym mieście. Po pewnym czasie zostaje niesprawiedliwie skazany, i wygnany na niegościnne ziemie. Napadnięty przez sforę wilków, wychodzi z przygody cało, dzięki Muzie, która po wszystkim pomogła mu żyć z nadzieją, i zacząć wszystko od nowa.

Ta pieśń miała być dla nich metaforą losu, który został im zgotowany. Początkowy wesoły nastrój utworu zostaje zastąpiony przez smutny, melancholijny, a gdy dochodzi do ataku wilków, następują takty żywe i przerażające. Koniec jednak pozwala rozluźnić się, i nabrać wesołości.

Gdy pieśń się skończy, Adam odsuwa delikatnie flet od ust. Staje na stołku, i melodyjnym głosem, ponad wszystkimi, mówi :

-Ludu Bolgorii, Muzy przybyły!

I czekał bez ruchu na reakcję bywalców...

Jogurt - 2013-02-07, 17:54

Marwyn po długiej wędrówce wreszcie doszedł w pobliże miasta. Odpoczął jeszcze przed osadą, by później być wypoczętym, w pełni sił i sprawności zmysłów. Czuł się nieswojo wchodząc między nędzne baraki z blachy, gruzu i innych odpadków. W ogóle czuł się nieswojo w pobliżu ludzi, którzy wydawali się dziwnie obcy, dziwnie zimni. Destrukcyjni intruzi, choroba na ciele świata. Jak ryba wyrzucona na brzeg, tak teraz Marwyn czuł się wśród budynków, głupich rozmów i wszechobecnego smrodu.
Osadę oglądał już z daleka, dzięki czemu z grubsza zorientował się co gdzie jest, które miejsce warto odwiedzić, a których unikać. Doszedł do mało pozytywnego wniosku, nie powinien tu w ogóle wchodzić. Wszędzie wydawało się niebezpiecznie i nieprzyjaźnie, zwłaszcza dla przybyszów z daleka. Zastanawiał się czy bardzo się wyróżnia, czy ludzie go obserwują.
-No nic, skoro już tu jestem to trzeba coś ze sobą zrobić.- pomyślał. Od początku chciał zasięgnąć języka w sprawie błysku na zachodzie i dziwnych wydarzeń ostatnich miesięcy. Tak naprawdę nie spodziewał się jednak, że znajdzie jakieś odpowiedzi. Mieszkańcy wyglądali na takich, których horyzonty myślowe sięgały co najwyżej na dno butelki z alkoholem. Potrzebował jednak pieniędzy. Musi kupić prowiant na dalszą wyprawę, może do miasta portowego. Może nawet uda się skołować jakąś kompanię.

W tym celu udał się do tawerny. Tam najłatwiej o przeróżne informacje. Szkoda, że też zwykle najłatwiej zarobić kosą między żebra lub chociaż pięścią po ryju no ale cóż, kto nie ryzykuje ten nie je. - Cholera, co za speluna...- pomyślał zagłębiając się w zaduch owego przybytku. Marwyn starał się zachowywać jak najbardziej naturalnie, jakby wchodził tu już dziesiąty raz. Jeśli ktoś z głową na karku zorientuje się, że jest przybłędą z daleka, to prawdopodobnie już może odliczać czas do niespodziewanego zgonu. Na razie jednak udając brak zaskoczenia z mało subtelnej kontroli przy wejściu przeszedł kilka kroków oglądając się niepozornie dookoła. Musiał się zorientować gdzie warto usiąść, a których miejsc trzeba unikać. Udał się jednak spokojnym krokiem do tablicy z ogłoszeniami, może tam uda się znaleźć coś ciekawego.

Faust272 - 2013-02-07, 20:12

jogurt & Rollin Dices

Cytat:
POTRZEBNI RZEMIEŚLNICY


Regent Bolgorii pilnie potrzebuje rzemieślników. Zatrudniamy wszystkich. Kowali, hutników, murarzy, szklarzy, dekarzy, płatnerzy, zbrojmistrzów, wszystkich. Utalentowani rzemieślnicy z fachem w ręku będą mieli zapewnioną żywność, mieszkanie i wynagrodzenie. Godziwe warunki, satysfakcjonujące wynagrodzenie. Proszę zgłaszać się do Kuźni

Cytat:
Najlepsza broń, najlepsze zbroje, najlepsza jakość. Wszystko to u Marva za rozsądną cenę.

Cytat:
Wynajmę ludzi, którzy gotowi są na eskortowanie mnie w jedno miejsce w górach. Płacę 10 sztabek od osoby: 1 po wyruszeniu i pozostałe 9 po skończeniu roboty. Wszystkie łupy do podziału wśród najemników, ja nie biorę nic. Pytać w Gospodzie o Bonifacego.

Cytat:
Budowniczowe, murarze, tragarze. Wszystkich zapraszamy co wieczór na Złom i Gruz GWARANTOWANY ZAROBEK

Cytat:
Wynajmę zabójce. Potnij tą kartkę ostrzem, znajdę Cię.


Dalej znajdowały się już same reklamy targów i stoisk pisane odręczni, ryte w drewnie lub nabazgrane pod postacią samego adresu.

Messiah

Piosenka ta spodobała się gawiedzi. Rozległy się wiwaty i śmiechy. Jednakże tak szybko jak radość wybuchła, tak szybko ucichła. Wszyscy wrócili so swoich spraw nie przejmując się już muzykiem.

Jednakże jedna osoba podeszła do grajka.

- Siemka. - Był to Maryn, jeden z ćpunów. Zwykły, nic nie znaczący. Nieszkodliwy. - Mamy nowe zioło. Chcesz sprawdzić? Mówili, że mają coś specjalnego.

No na razie znajomość z tym dwudziestoletnim mężczyzną nie przyniosła niekorzyści. Od, czasem się spaliło, czasem się wypiło razem co nieco.

Rollin Dices - 2013-02-07, 20:52

Ogłoszenie, szukam zabójcy. Ivi wzdrygnął się, już od dawna nie wykonywał swojej dawnej profesji. Od razu przypomniały mu się wszystkie sny, nie. Nie sny. Koszmary. Mimo takiej chęci wyrzucenia tego z siebie, przez dłuższy czas nie mógł oderwać wzroku od tej oferty. W końcu się przełamał, szybko przerzucił wzrok na inną ofertę. Zobaczył informacje o ludziach potrzebnych do eskortowania. To go zainteresowało. Mógł wziąć na tą wyprawę swojego brata, dzięki czemu miałby go cały czas na oku. Tak, to była dobra oferta.

- Hej Adam. - Zwrócił się w kierunku brata - Podejdź tu.

Messiah - 2013-02-07, 20:54

Widząc reakcję Iviego na znalezione zlecenie, Adam zeskoczył z lady.

Jeszcze kiedyś będziecie mnie potrzebowali...

-Maryn, cholera... nie spodziewałem się Ciebie tutaj, na Tyfonę! Mówisz... coś nowego? - Teherij zamyślił się - Pamiętasz przecież, że ja za nieszkodliwe uważam to co znam, albo sam zrobiłem... Wiem! Załatw mi nieco tego nowego towaru, odkupię od Ciebie. Następnym razem jak będę w tawernie. Pamiętaj, nie zawiedź mnie - Adam klepnął go po ramieniu, po czym podbiegł do Iviego.

Rollin Dices - 2013-02-07, 21:05

Ivi wskazał ręką na zlecenie.
- Co myślisz, żebyśmy się tym zajęli. W sumie nieźle płacą. Zakładając, że będą łupy.

Potem skierował się do towarzysza stojącego obok.
- Witam, Ivi jestem. Może, zająłbyś się tym z nami?

Lowcakur - 2013-02-07, 22:13

<Do tawerny wszedł Albrecht. Zadowolony i odprężony po wizycie w domu publicznym, zrelaksowanym chodem wszedł do środka. Nie musiał użerać się ze strażnikami, jasno było po nim widać iż jest z wyższych sfer, a nie pierwszym lepszym bandytą. Swobodnym, acz stanowczym krokiem wyszedł na środek sali, po czym donośnym, wieloletnie wyćwiczonym w armii głosem wykrzyczał>

- Słuchajcie słuchajcie! Potrzebuję walecznych ludzi, których najmę za godziwą zapłatę. Każdemu chętnemu oferuję dodatkowo zwolnienie od odpracowania powinności w Kopalni! O szczegóły proszę dopytywać się u mnie, przy stole.

<rzekłwszy to, Albrecht usiadł przy najbliższym wolnym stole i czekał na chętnych>

Rollin Dices - 2013-02-07, 22:19

Ivi właśnie miał zedrzeć ogłoszenie z tablicy, jednak powstrzymało go wejście wojaka.
Do nieznajomego przy tablicy ogłoszeń powiedział:
- Cóż te oferty nie są zbyt ciekawe, może zobaczymy co on oferuje
Potem skierował się do brata.
- Adam, a może u niego się najmiemy? - zapytał , po czym skierował się do stolica, przy którym usiadł nowo przybyły zleceniodawca.

- Ivi. Ivi vi Vinci - rzekł spokojnie - Teraz chciałbym poznać Twą godność, a jak już się poznamy, możemy przejść do konkretów

Jogurt - 2013-02-07, 23:10

Marwyn spokojnie przeglądał sobie ogłoszenia. Nie spodziewał się, że aż tak mu się poszczęści, dwa ogłoszenia (pierwsze i trzecie) były w końcu bardzo kuszące. Rzemiosło specjalnie go nie ciągnęła ale wizja mieszkania i dobrej zapłaty była bardzo atrakcyjna. Ostatecznie doszedł do wniosku, że to ogłoszenie zapewne jeszcze trochę tu powisi, na razie bardziej jest zainteresowany jakąś mniej zobowiązującą robotą. Na widok trzeciego ogłoszenia serce aż podeszło Marwynowi do gardła. Wyprawa w góry! Tak, to jest to na czym się znam, coś co kocham.- pomyślał i już miał szukać owego Bonifacego.
W tym jednak momencie rozmyślania przerwał mu jakiś mężczyzna. Zdziwiło go, że był dość grzeczny i wyróżniał się wśród tłumu ćpunów i pijaków, w pozytywnym sensie. No i jego towarzysz też wydawał się dość ogarnięty.
-Hej, nazywam się Marwyn Crane. Całkiem ciekawe zlecenie, muszę przyznać.- W jednej chwili jego wypowiedź przerwało mu wtargnięcie jakiegoś zakutego w zbroję faceta. Zachowywał się bardzo pewnie, więc albo był wpływową osobą albo po prostu głupcem.
- No dobra, nie zaszkodzi zapytać, może ma coś lepszego. Mam nadzieję, że i ten Bonifacy nie ucieknie w międzyczasie.- powiedział Marwyn i niezbyt chętnie udał się w towarzystwie Iviego w kierunku przybysza. Ciągnęło go do gór i w głębi duszy wydawał się nieco zdołowany myślą, że ta praca może mu przejść koło nosa, nawet jeśli będzie gorzej płatna. No ale co się odwlecze to nie uciecze.
-Witam, jestem Marwyn Crane- powiedział spokojnie do nieznajomego i wyciągnął rękę na przywitanie.

Lowcakur - 2013-02-07, 23:35

<Albrecht mocno uścisnął rękę podaną mu przez Marwyna. Skinął głową Iviemu. Postanowił chwile poczekać z celem misji, czekając na ewentualnie jeszcze jednego człowieka lub dwóch. >

- Witam panowie, jestem Albrecht von Hackfleish, rycerz i kapitan w służbie u Regenta Morphiusa. Pozwolicie, iż poczekam z wyjawieniem szczegółów o misji na jeszcze innych chętnych. Nie lubię się powtarzać.

Powiem wam tylko, iż to zlecenie będzie wymagało na równi wytrzymałości, siły i sprytu. Jeśli uważacie iż nie posiadacie żadnej z tych cech, lepiej nawet nie podejmujcie się tej wyprawy. To nie będzie kaszka z mleczkiem. Powiem tyle, iż płacę stosownie co do zasług. Minimalna kwota to 10 sztabeczek i udział w łupach, gaża może dojść nawet do 20 sztabek. Oraz dodatkowo wszyscy biorący udział w misji zostaną zwolnienie z obowiązku kopalnianego.

Korzystając z okazji, wspomnijcie co nieco o swoich umiejętnościach.

Jogurt - 2013-02-08, 00:08

Żołnierz, to dobrze. O ile nie kłamie. I o ile nie jest jednym z tych nadętych tchórzy którzy są bohaterami w darciu się na podkomendnych, a w obliczu zagrożenia robią w portki.- pomyślał.
-Hmm, brzmi nieźle.- stwierdził Marwyn. -A można liczyć na jakąś, hmm zaliczkę?- dodał zaraz. -Ciekawy jednak jestem celu owej wyprawy, no ale poczekam, nie ma problemu.-
-Umiejętności? Jestem górskim zwiadowcą. Długie wyprawy po odludziach, przetrwanie w dziczy, przemieszczanie się niezauważenie- to mój fach. Z mieczem też sobie radzę, muszę.- powiedział odruchowo zerkając na wiszącą u pasa broń.

zkajo - 2013-02-08, 00:30

W rogu pomieszczenia, przy sporym stole siedziała grupa czterech mężczyzn. Troje z nich miało na sobie długie płaszcze szarawych kolorów. Pierwszy był smukły, ubrany w skórzaną, ćwiekowaną zbroję. Jego kaptur opuszczony tak nisko, że widać było tylko usta i kilkudniowy zarost na brodzie. Drugi wyglądał na bardzo silnego, lecz nie miał przy sobie broni. Co jedyne, to Albrecht zauważył sztylet przyczepiony do jego buta. Nie miał kaptura, a z twarzy widział że wyglądał on na zaprawionego w boju wojownika. Jego twarz przecinała długa szrama, idąca spod brwi do ust, przecinając nos. Miał czarne, smoliste wręcz włosy które były dość krótko ścięte. Pozostali siedzieli za stołem, nachyleni, naszeptując coś do siebie. Żaden nic nie pił, a dzielili się jedynie kawałkiem chleba. Teraz wszyscy patrzyli na Albrechta.

Krótkowłosy wstał, i wolnym krokiem zbliżył się do mężczyzny. Bujał się lekko barkami, i szedł z otwartymi ustami, przelatując językiem po swoich dziurawych zębach. Stanął przed Albrechtem, który poczuł smród potu, i zauważył brązowe plamy na jego płaszczu. Wydawało mu się, że poczuł odchody jakiegoś zwierzęcia.

- Szukasz zaprawionych w boju? - rzucił gładko, najwyraźniej wyczuwając smak pieniędzy.

Rollin Dices - 2013-02-08, 09:00

Wyprawa zapowiadała się interesująco, dosyć ciekawe wynagrodzenie...

- Ciekawie powiadasz, a właśnie jak będzie z zaliczką? - Ivi rzucił w kierunku Albrechta.

Gdy ten zapytał o doświadczenie, odpowiedział:

- Jestem wojownikiem, od dziecka. Mieczem prawię się od kiedy pamiętam, po dziś dzień, jednakże zanim szczegółowo się przedstawimy, muszę Ci o czymś wspomnieć. - Wskazał dłonią na Adama, stojącego jeszcze przy tablicy ogłoszeń - jeśli będziesz mnie chciał, to jedynie z nim, bez brata nie idę.

Messiah - 2013-02-08, 11:19

Adam zapatrzył się w tablicę z ogłoszeniami. Gdy jednak usłyszał, że Ivi prowadzi rozmowę z jakimś rycerzem, i padło słowo "Zaliczka", musiał się zainteresować. A gdy jeszcze usłyszał "brat" to entuzjastycznie obrócil się i lawirując między stolikami podbiegł do rycerza. Słyszał jak Ivi mówił o swych umiejętnościach walki, więc wywnioskował że doszło już do przechwałek.

-Och, Sir! Na Kemarę przyrzekam, że brat mój jest wytrawnym wojownikiem, a jego słowa co do jego umiejętności nie są przesadzone! - Adam szturchnął Iviego -Pamiętasz jak rozgromiliśmy we dwóch tę grupkę bandytów którzy nas napadli po zejsciu z gór?

Teherij miał nadzieję że "Rozgromiliśmy" zostanie uznane również jako potwierdzenie pewnych umiejętności Kapłana.

-A co do mnie, Sir, to jestem wędrowcem. W swoim życiu przetrwałem wiele razy starcie z przerażającymi siłami zesłanymi przez bogów - może nie tak jak wy, mięśniami czy ostrzem, lecz moimi "innymi" "umiejętnościami". - Starał się wykorzystać swoje umiejętności przekonywania by zrobić wrażenie na rycerzu. Wpływowy sojusznik na pewno pozwoli wybić się takiej osobie jak Teherij.

Mimo młodego wieku musiał imponować wzrostem. A długi miecz Teherijów przy jego lewym boku musiał robić wrażenie. Arystokrata na pewno zauważył naszyjnik w kształcie lutni, znak Kapłana Muz.
Teherij starał się pokazać, że nie jest tylko muzykiem.

-Jeśli macie dla mnie pracę godniejszą niż żebranie w barakach, będę rad z pomocy.

Lowcakur - 2013-02-08, 12:23

< Albrecht wpierw zwrócił się do tego pariasa w brudnym płaszczu. Brzydził się takimi ludźmi. Nawet najpodlejszy żołnierz w jego oddziale musiał dbać o to, aby wyglądać w miarę przyzwoicie, a ten tutaj to był kompletny degenerat. Na dodatek się nie przedstawił, co powinien uczynić automatycznie, albo przynajmniej się przywitać. Rycerz spojrzał na niego i rzekł>

- Przykro mi, niestety już zebrałem drużynę
<rzekł rycerz pokazując na dwóch braci i miecznika> - Nawet gdybym chciał, nie mógłbym was nająć ze względu na brak funduszy dla tak dużej grupy. Jeśli chcecie, możecie wyruszyć ze mną, ale pieniędzy nie dostaniecie.

<powiedziawszy to, Albrecht odwrócił się do braci i miecznika, po czym rzekł>

- Miło mi was poznać. Tak więc wracając do sprawy, to misja będzie zwiadowcza. Musimy udać się do Mitry i dowiedzieć się, dlaczego nie dochodzą z niej żadne sygnały. Jednak, obawiam się najgorszego, dlatego właśnie zwróciłem się z propozycją wyprawy w tej oto tawernie. To nie będzie kaszka z mleczkiem. Pustynia, pustynia, a w samej Mitrze pewnie czekać nas będzie niebezpieczeństwo. Trzeba się odpowiednio przygotować. Każdy z was dostanie 5 sztab żelaza zaliczki, pozostałe pieniądze otrzymacie po skończeniu wyprawy. To jak, umowa stoi?

Jogurt - 2013-02-08, 12:42

-Stoi.- powiedział wyraźnie zadowolony Marwyn. Wynagrodzenie było dużo lepsze niż w drugim ogłoszeniu, a misja wydawała się bardzo ciekawa. Wyprawy zwiadowcze to jego żywioł, ma duże doświadczenie więc powinien sobie poradzić. Decyzja Albrechta ugruntowała Crane'a w tym, że przyszły dowódca ma jednak głowę na karku, tamtych czterech typów sprawiało bardzo złe wrażenie. Bić się pewnie i potrafią ale tu potrzeba też dyscypliny, lojalności i uczciwości, czego trudno po nich oczekiwać. -No to wszystko jasne, przynajmniej dla mnie. Kiedy wyruszamy?- powiedział Marwyn wręcz palący się już do wyrwania z tej dziury.
Rollin Dices - 2013-02-08, 13:21

Oferta wydawała się co raz ciekawsze. Ivi był pozytywnie nastawiony, w końcu czego więcej chcieć prócz wyprawy w nieznane?
- Wchodzę w to, o ile mój brat również się zgodzi, do chciałbym, żebyśmy dostali zapewnienie podziału łupów, o ile jakieś zaistnieję.

Messiah - 2013-02-08, 20:22

-Właśnie, kwestia podziału łupów... A jeśli postawisz jeszcze po piwie, Sir, to gotów jestem pędzić z Panem zamykać bramy Piekieł! - Adam położył Iviemu rękę na ramieniu -Wreszcie jakaś rozrywka!

Entuzjazm wręcz bił z oczu Teherija. Szybko przeszył wzrokiem Marwyna, stojącego obok. Postanowił mu zaufać mimo braku informacji. Adam nie był człowiekiem, który odcina się od grupy.

Faust272 - 2013-02-08, 23:23

Kiedy Albrecht odprawił część najemników, podszedł do niego inny mężczyzna.

Miał około 45 lat. Jego mięśnie były spore, ale i jednocześnie dziwnie wysuszone. Jednak chyba nie można mu odmówić siły, zwłaszcza widząc to, co dźwigał.

Mężczyzna miał na sobie poczernioną, gdzieniegdzie porysowaną zbroję łuskową. Nosiła ślady użytkowania, ale Albrecht wiedział, że używana zbroja, która przeżyła swoje i nadal jest cała jest lepsza, niż nowiuśka, ale niesprawdzona. Człowiek na plecach miał zestaw kilku desek, jakiś lin, korb. Było tego półtora razy więcej niż jego, a przecież on sam miał 185 centymetrów wzrostu i około 90 kg wagi. W ręku trzymał największą kuszę, jaką kiedykolwiek widział Albrecht. Miała dwa zestawy ramion, na których zawieszono cięciwy. Pod obudową miała zasobnik na bełty, a jej mechanizm spustowy był tak skomplikowany, że od samego patrzenia bolała głowa. Jego prawa ręka była wolna, ale miał przy niej topór z nadziakiem. Sama prawa dłoń byłą odziana w płytową rękawicę zaopatrzoną w jakieś łańcuszki. Albrecht widział już coś takiego, łańcuszkami można przypiąć dłoń sprawiając, że nie można już jej wytrącić z ręki.

Sam mężczyzna miał długą brodę i wąsy, ale były one równo przystrzyżone. Widać było, że nie był po prostu zapuszczony. jego twarz byłą opalona i pomarszczona, włosy koloru kasztanowego schowane pod kapturem były przerzedzone przez wiek, ale jego oczy były głębokie i bystre.

Najemnik podszedł do Albrechta mówiąc:

- Pozdrawiam. Jestem Alojz, najemny strzelec. W zamian za oferowane przez Ciebie wynagrodzenie oraz wyżywienie i zapewnienie ewentualnego dachu nad głową podczas misji oferuję swoje umiejętności strzeleckie. Posiadam nowoczesną kuszę wielostrzałową o naciągu 80 kilogramów zdolną do oddania 10 bełtów w 30 sekund bez przeładowania oraz mobilną balistę zdolną przebić skałę o grubości do 5 cali.

Lowcakur - 2013-02-09, 11:53

<Albrechtowi spodobał się nowy człowiek. Oraz miał broń dystansową. Nawet dwie. Takiego kogoś było mu potrzeba. Wydawał się także wiarygodny, oraz z jego postaci bił czysty profesjonalizm. >

- Witam szanownego pana. Ja jestem, jak mówiłem, Albrecht von Hackfleish, kapitan w służbie u Regenta. Oczywiście że przyjmę pańską pomoc, takiego człowieka jak pan poszukiwałem. Zaliczka wynosi 5 sztuk żelaza, po skończeniu misji można otrzymać od kolejnych pięciu, do piętnastu sztuk żelaza, zależy od umiejętności. O wyżywienie musi zadbać pan sam, kupując je z otrzymanej zaliczki. Myślę iż to jest lepsza opcja, gdyż każdy kupi sobie to, co mu się podoba.

Sama misja polega na tym, iż udajmy się na zwiad do Mitry i dowiadujemy się jaka panuje tam sytuacja.

Teraz nasza drużyna jest kompletna. Pięciu to dobra liczba, często mówi się iż Angrogh lubi piątkę. Tak więc spiszemy umowę, aby wszystko było na papierze. Zagwarantuję w niej równy podział łupów, ale po skończeniu misji ja, jako dowódca oddziału będę miał pierwszeństwo przy wyborze sprzętu.


<Albrecht zapisał pięć kartek tekstem umowy, w której zawarł cel, wynagrodzenie, zwolnienie od kopalnianego obowiązku oraz podział łupów. Po czym podpisał się pod każdą z umów i podał kartki każdemu z członków drużyny, celem teog aby złożyli podpis. Piąta kartka z tekstem umowy zostaje u niego, a podpis na niej muszą złożyć wszyscy członkowie drużyny, taka główna umowa na wypadek uszkodzenia innych umów>

Faust272 - 2013-02-09, 12:56

Najemnik spojrzał na Albrechta zawiedziony. Ale także w jego oczach tliło się trochę zdziwienia i zażenowania. Zupełnie jakby myślał: "Czy ten człowiek wie, co mówi"?

- Nie mogę przyjąć takich warunków. Z racji tego, że mam przy sobie dużą ilość sprzętu, nie mogę dodatkowo obciążać się namiotem oraz żywnością. Przeszkodziłoby mi to w perfekcyjnym obsługiwaniu się moim ekwipunkiem. Poza tym 5 sztuk żelaza to stanowczo za mało, za tą kwotę nie wyposażę się w potrzebną żywność nawet w 1/10. Zwłaszcza, że po stracie kontaktu z Mirtem w Kopalni jest jeszcze mnie żywności, co spowodowało wzrost jej ceny.

Aby zobrazować podam cytat z cennika Halunówki


Cytat:
chleb (bochen) - 5 sztuk żelaza


- Jeżeli nie zamierzasz Panie zadbać o moje schronienie oraz wyżywienie podczas wyprawy, nie mogę w takim razie z Tobą wyruszyć. I nie potrzebuje zaliczki, ani umowy, szanuję słowo drugiego mężczyzny. Jeśli Twoje słowo nie może być gwarantem dopełnienia umowy, jak może być to kawałek jakiegoś papieru?

Lowcakur - 2013-02-09, 13:49

- Wybacz, przejęzyczenie <rzekł Albrecht> -Oczywiście chodziło mi o sztabki żelaza. 5 sztabek zaliczki, a potem można zarobić do piętnastu sztabek. A co do noszenia Twojego namiotu i kupienia jego samego, tym niech zajmie się nasz wesołek <rzekł pokazując na Adama> -Czy teraz wszystko jest w porządku, panie Alojzy?
Faust272 - 2013-02-09, 15:02

- W porządku, mogę zakupić potrzebny prowiant i namiot samodzielnie za tą sumę żelaza. Jednakże nie chcę umawiać się z nikim innym, jak z Tobą Panie. Poczekam tutaj aż skończą się negocjacje. Jeśli będziesz pewny zapewnienia mi tragarza, to wtedy możesz wręczyć mi 5 sztabek żelaza, bym mógł kupić potrzebny ekwipunek. Pamiętaj, że jest to honorowa umowa między nami. Jeśli tragarz okaże się złodziejem, będziesz pierwszym, do którego będę miał pretensje.

Alojz powiedziawszy to usiadł przy stole wyciągając przymocowaną przy pasie butelczynę z jakimś trunkiem. Przyglądał się negocjacjom popijając trunek. Tak więc czekał, aż Albrecht zapewni swoim słowem tragarza i aż dostanie swoje 5 sztabek żelaza, co będzie zapewnieniem dotrzymania postawionych warunków (wynagrodzenia i tragarza). Gdy Albrecht się zdecyduje, zostanie zapewniony tragarz, oraz wynagrodzenie, Alojz uściśnie mu dłoń na znak zaakceptowania umowy, złoży podpis na umowie Albrechta, jeśli ten będzie chciał (sam Alojz nie weźmie umowy), weźmie obiecane 5 sztabek po czym odejdzie uzupełnić ekwipunek. Następne spotkanie odbędzie się już w zaplanowanym miejscu i czasie.

Czyli opisałem już co by się stało, gdyby wszystko szło zgodnie z założeniami. Jednak obserwuję ten temat więc jakby co będę się udzielał, ale jak nie będzie potrzebne moje zdanie, to będzie tak jak opisałem.

Rollin Dices - 2013-02-09, 15:13

Ivi obejrzał wszystkie punkty umowy, a potem podpisał się pod nią, teraz już tylko czekał na obiecane 5 sztabek zaliczki i możliwość wyjścia, by uzupełnić ekwipunek.
Jogurt - 2013-02-09, 16:00

Marwyn spokojnie podszedł do stołu i podpisał się. Zanim jednak to zrobił uważnie przeczytał ową umowę, by sprawdzić czy to nie jakiś przekręt. Jeśli wszystko odpowiadało słownemu opisowi Albrechta to podpisał się.
Bardzo dawno nie używał pióra, z wysiłkiem przypominał sobie wygląd liter. M...a... cholera, jak było r? A no tak, Mar...wy... ee n. Marwyn. Po skończonej pracy spojrzał z niemałą dumą na swoje dzieło i odszedł od stołu. Przez myśl przeleciał mu pomysł, że każdy kto ma głowę na karku wziąłby pieniądze, po czym udałby się na targ i zupełnie zwyczajnie zapomniał drogi powrotnej ale nie, Crane miał zasady. Powiadają, że złodzieje krótko żyją, coś w tym jest.

-To jak, gdzie i kiedy się spotykamy?- zapytał szybko.

Messiah - 2013-02-09, 18:23

Słysząc "noszenie ekwipunku" Teherij się wzburzył. Popatrzył szybko do umowy.

-Tu nigdzie nie jest zapisane że będę nosił komuś jego złom. - Rzekł Adam wyszczerzając się. -W takim wypadku musicie wziąć ze swoją taczkę.

Teherij zmierzył wzrokiem Alojzego. Chłop jak dąb, ale nie będzie się nikt wysługiwał Kapłanem. A tym bardziej nie w takiej kwestii jak dźwiganie sprzętu. Co będzie jak ktoś zaatakuje? Obładowany ciężarem Teherij zginie pierwszy. A nie po to zamierza się wybierać na wyprawę by chwalebnie wykrwawić się, trzymając czyjś worek z majtkami na zmianę!

Shirav - 2013-02-09, 19:04

Do karczmy wchodzi Shirav, zaraz po otworzeniu frontowych drzwi, ogarnął wzrokiem całość pomieszczenia. Po tej właśnie akcji postanowił ruszyć powolnym, acz dumnym krokiem w kierunku lady, przy której usiadł, by powiedzieć oberżyście:
-Barmanie! Przyjdźże tutaj na chwilę.
Tymczasem odpinał ze swoich pleców około dwu metrowy, gruby miecz i ułożył go tak, by ten opierał się o jego bar.

zkajo - 2013-02-09, 19:51

Oberżysta zerknął tylko na niego po czym mruknął coś pod nosem. Był zajęty wycieraniem drewnianego kufla jakąś szmatką, do którego za chwilkę miało nalać się piwo. Zawołał jakąś dziewkę, która pracowała w karczmie, po czym wskazał na Shirava, opierającego się w koncie pomieszczenia. Ta, podeszła do niego szybkim krokiem, po czym zapytała:

- Coś podać?

Shirav - 2013-02-09, 19:55

Shirav gdy zobaczył dziewkę, zrobił lekki grymas na twarzy i kładąc swój łokieć na ladzie powiedział:
-prosiłem oberżystę tutaj. Ty mi tu możesz podać tylko tyłeczek ale to nie po niego przyszedłem. Jak więc będzie?

zkajo - 2013-02-09, 19:58

Dziewczyna była przyzwyczajając do tego typu komentarzy. Wszystko to, to jednak były tylko słowa. Do rękoczynów nie dochodziło, jako że biada temu kto by się na nie odważył. Strażnicy może tu i często nie bywali, jednak chronili ludzi i w tym miejscu.

- Jeśli chcesz się czegoś napić lub zjeść, to powiedz mi. Jeśli chodzi o coś innego, to ty do niego przyjdź! - powiedziała, po czym poszła z powrotem, zostawiając Shirava lekko oburzonego.

Shirav - 2013-02-09, 20:18

Shirav zakrył twarz jedną ręką z widocznym wzburzeniem, po czym jakby już się uspokoił i położył głowę na podpartej ręce.
-Hej, ty! Dziewczynko! Wracaj!
Krzyknął trochę bez chęci.
-Chcę dostać papier i węgiel, oraz wodę do picia. Małe ilości wystarczą, chcę tylko coś na nim zapisać.

zkajo - 2013-02-09, 20:25

Dziewczyna wróciła, z uśmiechem na twarzy. Wystawiła rękę, która była zbita w pięść. Powoli, otworzyła ją, po czym powiedziała

- 4 Sztuki żelaza - na jej twarzy był szeroki uśmiech. Miała w miarę białe zęby, zdrowsze niż większość ludzi tutaj. Była też chuda, nie zagłodzona, ale chuda. Miała brązowe, rozpuszczone włosy sięgające jej do ramion.

Shirav - 2013-02-09, 20:40

Shirav podniósł wzrok, po czym się uśmiechnął do niej i powiedział:
-Chciałabyś żyć jak pani na dworze? Mieć wszystko co zapragniesz i tylko z najwyższych półek w sklepach z biżuterią? Pragniesz przestać być obiektem drwin i obelg ze strony zwyrodniałych klientów? Chcę ci zaproponować u mnie zajęcie, przystaniesz?

zkajo - 2013-02-09, 20:47

(Wróć, dziewczyna nie daje ci papieru)

- Złoto? Złoto to w tyłek sobie wsadź! - powiedziała patrząc na monety które podał jej z sakwy Shirav, po czym krzywo popatrzyła się na chłopaka - Chciałbyś co? - dodała odsłaniając zgrabne udo - Mam męża, a takie coś to nie jeden mi obiecywał. A teraz przynieś żelazo, albo idź kopać w kopalni - dziewczyna burknęła, po czym odeszła od Shirava. Mężczyzna był lekko podenerwowany, a dziewka już odeszła w kierunku barku.

Shirav - 2013-02-09, 21:31

-Zdzira...
Splunął na podłogę, co było częstą praktyką w średniowieczu i wstał, łapiąc swój miecz w prawą rękę. Skierował się w kierunku drzwi frontowych i gdy już do nich dotarł, odwrócił się w kierunku pomieszczenia i krzyknął:
-Ci którzy pragną sławy i bogactwa, a mają jak walczyć, niech się udadzą do bramy północnej Bolgorii jutro w południe!
I wyszedł na zewnątrz.

Lowcakur - 2013-02-09, 23:29

<Albrecht z dezaprobatą spojrzał na krzyczącego wojownika. Człowiek jakich wiele, na dodatek z niższych sfer na co wskazuje ubranie, a ma się za nie-wiadomo-kogo. Ale wrócił myślami do swoich towarzyszy. Postawił przed każdym członkiem drużyny 5 sztabek żelaza, i w międzyczasie rzekł do Adama>

- Jesteśmy drużyną, każdy musi nieść równy ciężar. Ty posiadasz go najmniej, ot jak widzę nawet plecaka nie masz pełnego, więc to ty poniesiesz namiot mości Alojzego. Ewentualnie, możecie nosić to z bratem na zmianę, nie ingeruję. Tak więc albo poniesiesz ten kawałek płótna, albo z przykrością będę zmuszony zerwać naszą współpracę. Oczekuję pełnego zaangażowania w sprawę, to nie jest wyprawa po maliny do zagajnika cioci Stasi. Tutaj każdy kilogram może stanowić o życiu lub śmierci. Zrozumiano?

<zapytał nieznoszącym sprzeciwu tonem. >

Jogurt - 2013-02-10, 00:05

Crane parsknął pod nosem i mimowolnie pokręcił głową bawiąc się guzikiem od kurtki. Właśnie rozmyślał co zrobiłby na miejscu chłopaka i czy nie byłoby dobrze wstawić się za nim. -Cholera, co to ma być? Każdy powinien dbać sam o swój sprzęt. Gdyby namiot był wspólny to rozumiem ale tak? To, że ma mniej klamotów to znaczy tylko, że miał na tyle oleju w głowie żeby nie obładowywać się za bardzo, a nie jak ten. Co za gość, my idziemy na pieszą wyprawę a ten dźwiga na plecach pół tartaka, to nie oblężenie tylko zwiad. Cholera, jeszcze nie wyszliśmy a już nieporozumienia. No ale dobra, na razie się nie odzywam, z dowódcą się nie dyskutuje.- myślał Marwyn. Szkoda mu było młodego, pamięta jak jego traktowali w tym wieku. Choć sam jest niewiele starszy, ważne jest jednak, by szybko się uczyć. -Nosz w mordę, nie gap się tak na niego- skarcił się w myślach. Czy ja nigdy nie będę normalny?- pomyślał. Choć nie podejrzewał, że na sali znajdują się ludzie czytający w myślach, to czuł się głupio. Zaraz odwrócił wzrok w kierunku wyżej wspomnianego i wielce ciekawego jak widać guzika oczekując rozwoju sytuacji.

W ciągu kilku chwil wziął jeszcze należną mu zaliczkę i czekał na wskazanie miejsca spotkania.

Wybacz, taka postać xp Ale za to jakie wyzwanie empatyczne :D

Rollin Dices - 2013-02-10, 00:25

Ivi'emu nie podobało się wykorzystywanie jego brata, ale cóż począć, powinien sam się dogadać, zresztą nie będzie nosił wcale tak dużo...

A skoro postanowił się tym nie przejmować, od razu przypomniał sobie, że nie posiada namiotu ani posłania. Postanowił naprawić ten błąd i szybko udać się na targ.

- Wy tu dogrywajcie wszystko, ja idę uzupełnić ekwipunek - rzekł do towarzyszy.
- Tylko, żebym wiedział, gdzie i kiedy się spotykamy? - Kiedy zdobył tą informację oraz otrzymał zaliczkę udał się uzupełnić ekwipunek.

Messiah - 2013-02-10, 13:03

-Będę niósł tyle na ile pozwolą mi plecy - rzekł w stronę Alojzego, ze spojrzeniem, które sygnalizowało że Adam nie znosi usługiwać -Ale nie odpowiadam za to, co może się stać w czasie walki. Cenniejsze będzie wtedy moje życie niż ten cały złom.

Wzruszył ramionami, i podpisał się na umowie. Jako syn wpływowego właściciela ziemskiego potrafił pisać nie gorzej niż jego brat. Odebrał zaliczkę, i uśmiechnął się do stojących obok. Wszystkich, prócz wielkiego, tępego najemnika.

Na dupę Beliara, czy tak ciężko nająć wóz i zaprząc tam wołu? Każdy z nas miałby lżej.

Messiah - 2013-02-17, 17:54

//Wybaczcie doublepost, ale wracam :D


Adam Teherij wróciwszy z Obrzeży, postanowił czekać na jakiś znak do rozpoczęcia wyprawy. Uznał, według jego doświadczenia, że tawerny wszelkiego rodzaju są jednym z najlepszych miejsc do czekania. Usiadł więc spokojnie przy jednym z wolnych stolików, wyjął kubek, i postanowil dopić resztkę wina, które wcześniej wespół z Enderusem próbowali.
Siadł, strzepał piasek ze spodni, i z sandałów, oparł łokieć o blat stołu, i obserwował sytuację. Może pozna kogoś nowego, może przyjdzie tu reszta ludzi z wyprawy... a może ten ćpun odezwie się w sprawie nowego zioła do palenia. Aktualnie Kapłan nie miał co robić, a nie chciało mu się tracić kasy na burdel. Co stało na przeszkodzie spokojnego odpoczywania w tak luksusowym lokalu?

Słowik - 2013-02-17, 18:09

Słowik, zgodnie z zamiarem udała się do tawerny. Nie wiedziała co konkretnie zrobi, ale coś zrobić musiała. Weszła więc mając nadzieję, na rozwój sytuacji. Jeżeli chciała się czegoś dowiedzieć to chyba tylko w tawernie, zgodnie z tym co mówił karczmarz.
Usiadła przy wolnym stoliku obserwując otoczenie. W takiej chwili oddałby wiele żeby posłuchać dobrej muzyki.

Messiah - 2013-02-17, 18:45

Adam skończył pić wino, gdy zauważył nowego gościa w tawernie.

Co do cholery...

Kobieta? Tutaj? Uzbrojona?

Cholera jasna!

Kapłan zbierał myśli.

To morderczyni. Albo zabojczyni. Albo skrytobójczyni. Cholera, mogłem oddać Jackowi kasę. Zaraz. Przecież oddałem.

Teherij doszedł do wniosku że z racji tego, że to jest Bolgoria, to uzbrojone dziewczyny zapewne są tu na porządku dziennym. Poprawił więc ubranie i chustę, wstał, i wsunął do kieszeni butelkę tak, by dało się ją szybko wydobyć. Była pusta, w razie potrzeby mogłaby posłużyć za broń. Pełną butelką Teherij nigdy nie walczy, och nie!
Spokojnym, acz troszkę chwiejnym krokiem, Kapłan podszedł do stolika kobiety. Wyglądała na starszą od niego, jakieś 2-5 lat. Przyłapał siebie na obserwowaniu jej twarzy, by ocenić wiek. Weź się teraz nie wygłupiaj - pomyślał, i odsunął krzesło, po czym na nie usiadł. Pogładził bródkę, i zauważył że zapomniał się ogolić. Zapomina regularnie od czasu zejscia z gór.

Cholera

-Piękny dzień, nieprawdaż? - rzucił jakby od niechcenia Teherij, i spojrzał w górę, spodziewając się ujrzeć słońce. Gdy go jednak nie zobaczył, zwrócił wzrok ku rozmówczyni
-I pachnie tu nieco lepiej niż zwykle, podobno wyciągnęli wreszcie tego trupa spod dywanu. - Adam wskazał w bliżej nieokreślonym kierunku; mógł to być rownie dobrze młynek ręką. I zorientował się że tu nie ma dywanu.
-W każdym razie, co sprowadza w taki syf taką damę jak Pani? I to jeszcze w półpełnym uzbrojeniu? Tawerna to nie jest dobre miejsce dla kobiet. Dookoła masa tłuszczy, której nie stać na burdel. Nawet ja tu boję się o swą cześć, więc co dopiero madam?
Uśmiechnął się. Jedyny takt jaki znał, to ten w utworach.

Rollin Dices - 2013-02-17, 19:53

Czas rozpoczęcia wyprawy co raz bardziej się przeciągał, do tego Ivi nie miał kompletnie pojęcia dlaczego. - Cóż, chyba najlepiej będzie poczekać w tawernie, tam gdzie to wszystko zostało umówione. - Tak zatem z targu skierował się do tawerny.

Oczywistym jest to, że nie zaskoczyła go obecność brata. Bardziej za to zdziwiło go to, ze kieruje się w stronę nieznajomej mu kobiety. - Problemy - pomyślał. Adam łatwo dawał się omamiać kobietom, a zgodnie z myślą Iviego, uzbrojona kobieta, musiała go pociągać jeszcze bardziej.

Podchodząc do stolika, przy którym oboje się znajdowali usłyszał słowa swego brata, po czym sam się odezwał:
- Witaj pani. Jestem Ivi vi Vinci, ładna pogoda nieprawdaż? - Powiedział patrząc w górę, szukając słońca, gdy go nie ujrzał ciągnął dalej - A ten tu mąż obok mnie to mój brat, Adam, który nie ma na tyle manier, by przedstawić się kobiecie. - Dokończył uśmiechając się paskudnie w stronę brata.

Lowcakur - 2013-02-17, 22:30

<Do Tawerny wszedł Albrecht. Wielce zadowolony z siebie usiadł przy stole, wygodnie się rozwalił po czym oczekiwał pojawienia się reszty uczestników wyprawy. Nie miał co innego ze sobą zrobić.

Po dłuższym siedzeniu poczuł nudę. Nie słynął z cierpliwości. A bębnienie palcami o stół nie zadowalało go w takim stopniu, aby zapomnieć o tym, że nic nie robi.

Wtem nagle dojrzał swych towarzyszy, a z nimi wcale niebrzydką kobitkę. Jednakże, jak na razie nie zamierzał się ruszać. Mimo nudy, upał bardzo go rozleniwiał. Po prostu siedział >

Faust272 - 2013-02-18, 12:39

Nagle tawerna zadrżała. Wstrząsy ziemi były dziwne. Trzęsienie ziemi na piasku? A może jednak to jest możliwe.

Nagle podłoga pękła. Drzazgi i polana posypały się we wszystkie strony. Nie miały dużej siły, ale narobił siniaków i stłuczeń. Ci co stali w epicentrum wybuchu zostali odrzuceni na ściany strącając po drodze wszelkie naczynia. Ale było ich niewiele. Bezpośrednimi ofitami rażenia tego wybuchu były psy i akurat znajdujący się na arenie treserzy.

Na samym środku Tawerny, w miejscu gdzie przed chwilą znajdowała się arena walk psów, znajdował się dziwny, zielonożółty, pokryty brązowymi żyłkami bąbel o średnicy 5 metrów. Coś wewnątrz się przelewało.

Tawernę wypełnił chwilowo harmider spowodowany szałem uwolnionych psów, lecz po opanowaniu sytuacji nastąpiła napięta cisza. Każdy przypatrywał się zjawisku.

Debowy_Mocny - 2013-02-18, 12:57

Enderus. Po zakończeniu własnych spraw postanowił co nie co odpocząć. Słyszał po drodze że w tawernie można się całkiem nieźle zabawić. Bardzo jednak zaciekawiły go walki psów. No cóż Enderus lubi oglądać różne walki. A to 2 karczemnych pijaków ogląda jak się leją. Rozszalałe bestie rzucające się do gardeł też mogą zaciekawić Syna Herpderpusa.

Przed wejściem do karczmy zauważył że coś dziwnego nawet na to miejsce się dzieje. Naszykował swoje uzbrojenie. Wszedł ostrożnie do środka. Zauważył dziwaczny bąbel. Nie zamierzał podchodzić do tego jednak będąc przygotowany na obronę, przyglądał się temu zjawisku, mając nadzieję, że pamięta co to takiego jest.

Lowcakur - 2013-02-18, 13:06

<Albrecht się zdziwił. Nie spodziewał się jakiegoś gówna wyskakującego z podłogi w takim miejscu, o nie. Ale, nie miał zamiaru swobodnie temu się przyglądać i nic nie robić. To mu śmierdziało czarną magią. Krzyknął donośnym głosem >

- Wszyscy za osłony, kurwa mać!

<po czym przewrócił stół za którym siedział, ukucnął za nim, położył schmeidera tuż pod prawą ręką, zdjął kuszę i naładował ją. Po naładowaniu kuszy wyjrzał za prowizoryczną barykadę z naładowaną bronią i oczekiwał ruchu. Gdyby ta maź zaatakowała, pakował w nią bełt. Gdyby jednak się rozprysła, szybko chowa głowę za stół>

Debowy_Mocny - 2013-02-18, 13:15

Enderus schował się za stołem (Który wcześniej przewrócił na bok).. Nadal patrzał na to dziwne maziaste coś.
Kurwa, przydałoby się coś czym mógłbym rozpalić ogień
Mając na myśli ogień Enderusowi nie chodziło o zapalenie ogniska i pieczenia kiełbasek. Postanowił w razie potrzeby odpalić jedną lub kilka lasek dynamitu i rzucić bąbelkowi wybuchowy prezent. Jednak z tym pomysłem postanowił poczekać. I szykował się na potencjalny unik. Ostatecznością będzie użycie dynamitu i dla pewności że budynek nie zawali się na niego uciec, zanim wybuchnie.

ALe póki co chce ocenić sytuacje, głównie, czy można na to się rzucić z mieczem i zpiłowanie. Oraz czy budynek jest dość wytrzymały by wytrzymać falę uderzeniową od wybuchu dynamitu.

Rollin Dices - 2013-02-18, 14:59

Zareagował bardzo szybko, przewracając stolik, przy którym się znajdował i chowając za nim damę wraz ze swoim bratem. Po chwili siedzenia za stolikiem wychylił się ostrożnie, by zobaczyć co się dzieje. Pojawienie się wielkiego bąbla nie było rzeczą codzienną, dlatego też nawet nie wiedział co robić. Lepiej wyjść czy czekać? W tej niewiedzy jedyne co mu przyszło na myśl to krzyknięcie:
- Ktoś do cholery wie co tu się dzieje?
Coś jednak mu podpowiadało, że nie tylko w jego stronach takie zjawiska są fenomenami.

Słowik - 2013-02-18, 15:37

Słowik nie wiedziała dokładnie co się dzieje. Została wepchnięte za przewrócony stolik razem z Adamem. W tawernie panował harmider. Nie zamierała jednak siedzieć bezczynnie. W tej sytuacji najlepszym wyjściem wydało się jej przygotowanie broni. Zdjęła z pleców Wronę wyciągnęła strzałę i naciągnęła cięciwę.

" W razie czego poślę temu czemuś strzałę prosto w dupę. Jeżeli ją ma".

Usłyszała, głośne pytanie Iviego.

- Tak zdecydowanie piękny dzień.- odpowiedziała wychylając się lekko, aby lepiej widzieć co się dzieje.

Messiah - 2013-02-18, 18:27

No to lipa z picia... - Pomyślał Adam, po czym błyskawicznie stanął w kuckach obok kobiety. Widząc jak napina łuk, wyciągnął z kieszeni butelkę po winie. Jedno uderzenie o stół. Piękny tulipan. Jak za dawnych lat w karczmach.

Ciekawe czy pamiętam jeszcze coś z lat spędzonych na karczmach. Nie raz miałem za sobą bójki z taką "improwizowaną" bronią. Lub nawet bez.

Wpatrywał się chwilę w rozbite szkło, po czym szybko przejrzał sytuację. Miał obok brata i kobietę, której miana jeszcze nie znał. Mieli też Albrechta i Enderusa.

Pogładził flet.
Na Siedem Muz, wspomóżcie swego sługę! Zaklinam was, duchy opiekuńcze, strzeżcie nas przed złymi mocami!

Dla pewności przerzucił tulipan do lewej ręki, a prawą dobył miecza. Miecz Teherijów w prawej dłoni Adama.

-Zmieniłem zdanie. Zdecydowanie nie pachnie tu lepiej. - rzucił, zsuwając maskę na twarz. Pod maski nie widać było strachu. Maska nie pokazywała emocji. Zimna stal chroniła, i wzmacniała jego głos. Ze stalą nie bał się niczego.

Słowik - 2013-02-18, 19:47

"O jasna cholera!"

- Niech nikt nie próbuje zbliżać się do tego czegoś, a już na pewno niech tego nie rusza!

Słowik przypomniała sobie słowa karczmarza i zasłoniła twarz chustą.

- W karczmie słyszałam o dziwnych podziemnych wybuchach, z których wylatują zarazy. Jeżeli, ten... bąbel jest czym takim to nie można tego przebić. Chyba, że chcecie mieć tu epidemie jakiegoś świństwa, na które nikt nie zna lekarstwa.

- Proponuję całą gromadką opuścić budynek, a potem ewentualnie wysadzić go w powietrze. Upić się do nieprzytomności można równie dobrze gdzie indziej. - Powiedziała lustrując wzrokiem wszystkich zebranych w tawernie.

Jogurt - 2013-02-18, 19:47

Marwyn był już gotowy do wyprawy. Ubrany i ostatecznie wyekwipowany przechadzał się jeszcze wśród baraków. Ani śladu towarzyszy. Postanowił więc udać się na ich poszukiwania do tawerny.
Wszedł, jak zwykle ostrożnie. Nikt nie "skontrolował" go za pomocą sztyletu u gardła, co trochę go zdziwiło. Czyżby go zapamiętali? Ale zaraz, strażnika w ogóle nie było w drzwiach. -Do diabła, co tu się dzieje?- zapytał sam siebie kiedy zobaczył dziurę w podłodze i ogólne zamieszanie. Już miał jak gdyby nigdy nic obrócić się i wyjść śpiesznym krokiem zostawiając tą zagadkę komu innemu, spostrzegł jednak swoją drużynę pochowaną za stołami. Ruszył ostrożnie lawirując między ludźmi, porozbijanymi butelkami i kawałkami rozwalonej podłogi w kierunku owej dziury. -Jakiś glut? Cholera co to jest?-pomyślał. Skierował się szybko w stronę najbliższej mu postaci, Albrechta i ukucnął koło niego za stołem. -Hej co tu się właściwie dzieje?-

Messiah - 2013-02-18, 19:58

Teherij ściszył głos. Wyrobione struny pozwalały mu mówić dość głośnym szeptem. Silna przepona, wyrobiona na flecie.

-Bez gwałtownych ruchów. Ta kobieta może mieć rację. Oddychajmy powoli i spokojnie. Mówmy jak najciszej. I nie ruszajmy tego cholerstwa. - Adam powoli przesuwał się w stronę wyjścia. Przyklęknął chwilę przy Enderusie i szepnął mu
-Jeśli wiesz jak to wysadzić, podejdź do drzwi, wypuść nas wszystkich, i rozpieprz to wychodząc.
Teherij jeszcze spokojniej, na czworaka przemieścił się w stronę drzwi.
-Po kolei. Dama, Albrecht, Marwyn, Ivi, ja i Enderus na końcu. Spokojnie, powoli. Nie kuśmy Bogów Losu.
Mówił zimnym, stanowczym głosem.
-Jeśli nie pasuje wam ucieczka, mogę rozpieprzyć to przy was i sam uciec. Po kolei w stronę drzwi.
Na Siedem Muz, miejcie nas w opiece. Oby postąpili roztropnie.

Debowy_Mocny - 2013-02-18, 20:38

Hmmm, ta laska może mieć racje.
Enderus przesunął się w stronę wyjścia. I przy wyjściu powiedział
Panowie, dajcie mi coś czym rozpalę ogień, i rozpierdole to wszystko w piździec. ALe muszę mieć pewność że wszyscy wyjdą z tego budynku. Mam trochę materiałów wybuchowych więc będzie gorąco.
ENderus czekał na reakcje towarzyszy, zajmując swoją pozycje przy wyjściu i w razie czego, mógł szybko się ulotnić, jednak póki co to tarczemiał w pogotowiu, a jego oczy rozglądały się wokół.

Lowcakur - 2013-02-18, 21:08

<Albrecht w napięciu obserwował kulę, nie wdając się w żadne rozmowy. Nie lubił gadać, gdy czuł w powietrzu walkę>
Rollin Dices - 2013-02-18, 21:12

Ech, cóż począć. Ivi przygotował swoje miecze, jednakże cała ta sytuacja nie śmierdziała mu walką. Postanowił za osłonami przemieszczać się bliżej, w stronę wyjścia, cały czas bacznie obserwując "pryszcza".
Jogurt - 2013-02-18, 21:30

-Dobra, może by tak wypieprzać stąd dopóki możemy?- powiedział w stronę swoich towarzyszy przyciszonym głosem. Widząc, że niektórzy mają podobny pomysł do niego, zaczął powoli przemieszczać się w stronę drzwi chowając się za rozmaitymi zasłonami.
Zachodził w głowę na co tym wszystkim ludziom broń, raczej mało prawdopodobne wydawało się, że coś z tego gluta wyskoczy albo że on sam zaatakuje. Raczej można spodziewać się, że bąbel wreszcie pęknie i zatruje powietrze jakimś gazem czy innym cholerstwem. A skąd on się tu wziął, Marwyn nawet przestał się zastanawiać.

Messiah - 2013-02-18, 21:32

-Łap - Teherij wręczył Enderusowi swoją hubkę i krzesiwo -Do późniejszego zwrotu, jeszcze mi się przyda. - przez otwór maski dało się zobaczyć porozumiewawcze mrugnięcie.

Adam zlustrował pomieszczenie.
-Ivi, Marwyn, szybko. Sir! -zwrócił się do Albrechta -Raczyłby Pan zabrać stąd swój tyłek?
Zobaczył jak kobieta zasłoniła twarz chustą - sam również odwiązał chustę z włosów, po czym zawiązał ją na masce, by filtrowała powietrze dostające się do środka. Schował miecz do pochwy z lewej strony pasa, lecz wciąż trzymał tulipan w lewej ręce.
Mruknął raz jeszcze do Enderusa:
-Powiem Ci kiedy.

Debowy_Mocny - 2013-02-18, 21:44

No ludzie, nie ociągać się. Wypierniczać z tawerny, zaraza byłaby ostatnią rzeczą jaką byśmy tutaj chcieli. Więc wyłazić.
Powiedział Enderus do wszystkich w tawernie, jednocześnie wyciągając laski dynamitu.

Lowcakur - 2013-02-19, 00:04

<Albrecht wzruszył ramionami i nie raczył ruszyć tyłka. Założył tylko hełm, po czym wymierzył kuszę w szaleńca chcącego wysadzić ten przybytek, i spoglądając na niego z wizjera ostrym, zastraszającym tonem rzekł.>

- Nie pozwolę aby ktoś tutaj kogokolwiek wysadzał, zrozumiano? Nie będzie żadnego niszczenia obywatelskiego mienia, bo jakieś gówno pojawiło się na podłodze. A spróbuj tylko skrzesać choćby i iskrę, a bełt z mej kuszy wbije ci się w gardło. Nie po to służę Cesarstwu aby jakiś idiota z czymś tam wybuchowym chciał je rozpieprzyć! ani drgnij!

<mierząc w dziwnego człowieka z kuszy Albrecht obserwował go uważnie, oczekując jego reakcji. Jeśli zauważy, iż rusza rękoma, nogami czy inną częścią ciała zbyt mocno, stara mu się wpakować bełt w brzuch, tam gdzie ciało jest szerokie a pancerz nie tak skośny>

Faust272 - 2013-02-19, 00:15

Wszyscy bywalcy Tawerny oprzytomnieli i otrzeźwieli błyskawicznie. Po cichu każdy z nich wycofywał się bardzo powoli. Powietrze wypełnił odgłos szurania stóp i szelest szat. Ludzie wychodzili głównym wejściem i wszelkimi bocznymi oraz ukrytymi przejściami. Niejeden przeciskał się przez deski w ścianie, ktoś zniknął przez klapę w podłodze.

Bąbel rósł powoli. Ciecz wewnątrz się przelewała. Jakiś cień poruszał się wewnątrz. Żyłki pulsowały. Jednakże ograniczenie hałasu najwyraźniej było dobrym pomysłem.

Wśród tak nagle nastałej ciszy słychać było różne rozmowy prowadzone szeptem:

- Słyszałeś? Wybuch z zarazą.
- Tylko cicho.
- Zostaw to, nie warto.

A już na pewno słychać było rozmowę prowadzoną za prowizoryczną barykadą ze stołów.

Na wspomnienie wysadzenia Tawerny karczmarz nie wytrzymał:

- ANI MI SIĘ WAŻ WYSADZAĆ MOJEJ KNAJPY!

Trachnęło. Rozległ się mlask. Bąbel błyskawicznie się nadął i pękł. Wszędzie bryznęła żółtozielona maź. Ochlapała stoły i meble. Rozległy się wrzaski przerażenia, gdy ciecz trafiła tych, co pozostali jeszcze w Tawernie. Ludzie wpadli w panikę i gwałtem uciekali z izby nierzadko roztrzaskując ściany.

W miejscu bąbla pojawiła się jakaś organiczna pleśń, w której pojawiły się dziwne, ameboidalne stwory z żuwaczkami i wielonóżkami zamiast nóg/łap. Wielkością dorównywały kotom.

Messiah - 2013-02-19, 07:44

-KURWA MAĆ! - wrzasnął Teherij, zasłaniając lewym ramieniem oczy, i dobywajac miecza prawą ręką. Dobrze, że był osłonięty. Całe jego ciało było osłonięte.
Nikt nie powie, że nie jesteśmy zaskoczeni. Bo jesteśmy jak cholera. Adam miał jednak nieco rozumu i instynktu samozachowawczego. Korzystając z zaskoczenia jakie stworzył wybuch bąbla, kopnął drzwi z największą siłą jaką potrafił, otwierajac je (przydała się tu po raz pierwszy stopa Kapłana!
-Na dupę Beliara, wszyscy wypierdalać!
Rzucił tulipanem na oślep, w kierunku tego cholerstwa, które wyszło z bąbla.
Wrzasnął do kobiety, wskazując na karczmarza
-Na cholerę wrzeszczał? - Dziewczyna miała łuk. Jeden strzał wystarczał.

Teherij był wściekły.
-Gówno mnie obchodzi Cesarstwo! Jeśli chcecie tu zginąć, róbcie to sami! Niech Duchy Opiekuńcze mają was w opiece, ja mam swoje życie i nie będę go narażał!
Szturchnął Enderusa
-Zrobisz jak chcesz. Wypuść tych którzy chcą wyjść, a potem i tak to rozpierdol.

Adam wyszedł.

Debowy_Mocny - 2013-02-19, 13:02

ENderus Zobaczył co się święci. Bardziej go niepokoił fakt że w niego celował kuszą jakiś zakuty łeb.
Gówno nie gówno. ALe jeśli ci zależy na tym by nie ucierpieli wszyscy. TO lepiej zajmijmy się tym czymś. Strzelanie do inżynierów gówno ci da. Dobra, nie wysadze tego póki nie będzie to konieczne. Więc byłoby miło gdyby pan celował kuszą w rzeczywiste zagrożenie. A ja w tym czasie pokombinuje by usunąć to gówno i jednocześnie żeby budynek nie ucierpiał

Enderus czekał aż albrech odstawi kusze. By móc szybko się odwrócić w stronę dziwnym stworom, uruchomić tarcze i miecz. Czekał na to co stwory zrobią. By w razie czego wykonać kontratak.

Lowcakur - 2013-02-19, 13:29

<Albrecht opuścił kuszę, przestając celować w inżyniera. Spojrzał się na wylęgające się robactwo, wzdrygnął z lekka i powidział>

- Niech jednak tylko zobaczę, że masz zamiar coś wysadzić... Ale powiedzmy iż ci zaufam. A co do tego syfu co się wylęgło, cóż... Trzeba ro rozwalić. Najlepiej ogniem. Bierz pan alkohol czy inien łatwopalny płyn, lej w to ochydztwo!

<po czym rozładował kuszę, schował bełt a kuszę zawiesił na plecach. W ręce za to uchwycił swojego schmeidera>

Debowy_Mocny - 2013-02-19, 13:42

ENderus szybko podbiegł do barmana. Wstawia na lade 1 sztabę żelaza.
Dawaj pan szybko dużo halunówki. Czy czegoś łatwopalnego.

Gdy Enderus wziął łatwopalne płyny. Przekalkulował na oko siłe, kąt oraz dokładnie wycelował punkt na suficie, nad dziwnymi istotami.
CZAS NA PRYSZNIC SKURWYSYNY!!!!
Rzuca wszystkie butelki z alkoholem w to miejsce, gdy butelki się rozbiją o sufit, to ich zawartość powinna rozlecieć się i pięknie pokryć stworzonka łatwopalnym płynem, Albrech i ENderus są zbyt daleko by spadający płyn ich dosięgł (tak przynajmniej obliczył Enderus).

Jogurt - 2013-02-19, 14:05

Marwyn był niesiony przez tłum w stronę bliżej niesprecyzowanego wyjścia. Z jednej strony miał szczęście, że maź dzięki temu go nie zachlapała. Z drugiej strony w tłumie znajdowali się zachlapani przed chwilą ludzie, którzy rozsmarowywali owy kisiel na wszystkich dookoła. Crane więc bez zbędnych subtelności rozepchnął ludzi łokciami i kopniakami, by wydostać się z grupy uciekających, tak by nie wpaść na zarażonych od strony zewnętrznej.
Zaraz jednak zorientował się jaki plan mają jego towarzysze i ten dziwny gość rzucający w sufit butelkami. -Stójcie! Wybuch i dym rozniesie zarazę po całej okolicy!- krzyknął, gdy zaraz zobaczył wylęgające się z pleśni stworzenia. -O cholera- powiedział i wyciągnął miecz. -Mam pomysł, rzućmy w tą pleśń paroma stołami albo innym gównem żeby chociaż te badziewie nie miało jak się wylęgać. Potem można je pozabijać, ale na zewnątrz do cholery, przecież wszystko tu jest upieprzone tą mazią!
Pomyślał, że gdyby miał trochę oleju w głowie, to już by go tu nie było. Nie mógł jednak zostawić swojej drużyny. Zwłaszcza, że już mu zapłacono. Nie wyszli jeszcze z miasta ale słowo jest już dane, zadanie już trwa.

Faust272 - 2013-02-19, 16:50

Karczmarz upaćkany od stóp do głów wziął lagę i runął do miejsca eksplozji.

- JA WAM DAM! NIKT NIE RUSZY MOJEJ BUDY.

Karczmarz wściekle walił w stworzenia swoją pałką. Istoty pękały jak przebite balony rozchlapując więcej żółci. Ale udało się tak zabić 3 sztuki.

Pozostałe skoczyły szybko i osiadły na właścicielu Tawerny. Z wnętrza dziury wyskakiwało ich więcej, coraz więcej, były ich dziesiątki. Jak plaga szarańczy.

Potępieńczy krzyk rozległ się w izbie gdy karczmarz był żywcem pożerany przez żyjątka. Trzask łamanych kości, kaskady zmieszanej z żółcią krwi. Po sekundzie połamały się nogi oberżysty, który potem upadł w kupę wielonóżek, gdzie został prawie natychmiast przez nie zasypany i ślad po nim zaginął.

Nie można było dostać się do szynkwasu. Między wejściem do tawerny a beczkami z alkoholem znajdowała się właśnie ta nieszczęsna była arena psów.

Lowcakur - 2013-02-19, 17:36

<Albrecht przypomniał sobie sytuację w porcie. Oraz słowa tego wybuchowego maniaka. Ogień... Ogień oczyszcza duszę i ciało. A to ciało wyjątkowo nadawało się, aby je oczyścić. Tak, tutaj nadawało się tylko jedno... Exterminatus, tak zwano to w uniwersyteckim języku. Ostateczne rozwiązanie. Pożoga i zniszczenie. Wyciągnął cały swój zapas halunówki, łącznie 3 butelki. Po kolei odrywał z każdej górę, po czym rzucał butelkami w te stwory, tka aby objąć płynem jak największy obszar. Po czym zamoczył lekko swoją szmatę w oliwię i popalił ją. Rzucił potem tym pociskiem na skąpane w łatwopalnym płynie stworzonka. >
Debowy_Mocny - 2013-02-19, 17:44

Jebany hipokryta. Nie pozwolił mi rozwalić tego dynamitem, a on sfajczy to wpiździec.
Enderus odsunął się bardziej do wyjścia. Szukował się do dobijania niedobitych stworów które by chciały opuścić lokal. Wyszedł bardziej z lokalu i stał przy wejściu, będąc w pozycji obronnej podziwiając "arcydzieło" gościa co wcześnie celował w niego kuszą.

Jogurt - 2013-02-19, 18:29

-Mówiłem przecież do jasnej cholery!- Powiedział tylko Marwyn, który właśnie niósł najbliższy stolik. Postarał się cisnąć nim w dziurę, by zatkać wyjście robalom. Dla pewności na odchodnym rzucił jeszcze z jednym krzesłem. -Dobra, trzeba spieprzać, niech się fajczy.- powiedział i wyszedł przez dziurę w ścianie. Sprawdził wiatr i ustawił się tak, by dym nie leciał w jego stronę. Z mieczem w ręku patrząc przez szczeliny w ścianach obserwował co dzieje się wewnątrz tawerny. Miał teraz chwilę czasu, by sprawdzić, czy ktoś nie usmarował go mazią, jeśli tak, postarał się wytrzeć to o ścianę budynku.
Rollin Dices - 2013-02-19, 18:51

Wszystko działa się zbyt szybko, ale ciężkie życie przystosowało Iviego, że czasem trzeba dać, pochłonąć się wirowi zdarzeń, patrząc tylko na tu i teraz. Szybko sprawdził czy nie jest pochlapany mazią, jeśli tak szybko jakąś szmatą starał się to usunąć z siebie na tyle, na ile się dało, by nie tracić czasu.

Karczmarz padł, Albrecht podpalał bestie, chaos. Jedyna na co mógł się teraz zdać Vinci po oczyszczeniu się to zabijanie tych małych skur... i uważanie na tą pasukną maź

kastyl - 2013-02-19, 20:07

Po wyjściu od Regenta, Thor ruszył w stronę Tawerny. Być może tam znajdzie jakąś osobę, która wie gdzie można znaleźć jakiegoś kapłana. W miarę jak pokonywał drogę, widział coraz więcej uciekających z tamtego kierunku ludzi.
- Co jest, ktoś rozpętał jakąś bójkę, czy co. Chyba że... Beliar! -
Elf ruszył biegiem w stronę Tawerny.

Gdy Thor dobiegł do karczmy zobaczył widok, jakiego się obawiał. Skażenie sięgnęło też tu.
- Kurwa, tu też? -
Elf rozejrzał się dokładniej po wnętrzu karczmy. Niemal wszystkie stoły były poprzewracane, ludzie albo starali się uciec, albo próbowali ostrożnie podejść do... czegoś, co wypełza z dziury w podłodze.
W końcu elf znalazł wzrokiem postać Albrechta, z którym miał nadzieję się tu spotkać.
- Kapitanie, co tu się do cholery dzieje? -
Thor przezornie wyciągnął zwykły miecz, żeby mieć drugą rękę wolną.

Faust272 - 2013-02-19, 20:07

Meble i alkohol wylądowały w dziurze. Po chwili na szczycie jak wisienka na torcie wylądowała płonąca szmata.

Obszar błyskawicznie zajął się niebieskim ogniem, który zamienił się w ciemny szkarłat pomieszany z żółtym. Rozległ się nieprzyjemny pisk i skwierczenie małych ciałek. Powietrze wypełnił kwaśny, metaliczny zapach. Swąd palonych chemikaliów był paraliżujący dla nozdrzy.

Wszyscy uciekli z tawerny.

Ogień błyskawicznie się rozszalał. Wiele spoi w deskach było uszczelnianych smołą, na stołach stało wiele świec. Zajęły się jakieś szmaty.

Nagle doszło do głuchej eksplozji, która rozerwała ścianę budynku. To prawdopodobnie był składzik z alkoholem.

Ciepło i eksplozja nadwyrężyły i tak kiepsko zbudowaną konstrukcję z blach i gruzu. Nie paliła się, no bo jak? Ale Uciekinierzy powyginali blachy w ścianach, pootwierali wszystkie przejścia robiąc przeciąg, a na końcu ta eksplozja. Wszyscy okoliczni przechodnie oglądali co się dzieje. Wszędzie unosił się metaliczny, kwaśny zapach.

Ogień z alkoholu dogasał i nie rozprzestrzeniał się. W końcu Tawerna była z blachy i gruzu.

Niestety to nie koniec. Wielonóżki nadal wychodziły z dziury w podłodze.

Rollin Dices - 2013-02-19, 20:59

Adam. Gdzie on jest? Myśl wzdrygnęła Ivim, ciało przeszły mu dreszcze. Nagle zapomniał o zagrożeniu. Gdzie brat? Znów zadał sobie to pytanie. Ostatnio chyba widział go wychodzącego z karczmy, gdzie on mógł pójść? Od razu nasunęła się myśl, by poszukać go w domu.

Wtedy Ivi wrócił do "świata żywych", jednakże nie miał zamiaru pomagać innym, gdy nie wiedział co dzieje się z bratem. Rzucił tylko szybkie spojrzenie na sytuację i pobiegł co sił w nogach do swej rezydencji. Przed drogą jeszcze raz sprawdził czy nigdzie nie ma na nim plam mazi, których usilnie starał się pozbyć przez szmaty.

Po drodze Ivi coś poczuł, coś niesamowitego. Poczuł uczucie do brata. Uczucie miłości braterskiej. Pierwsze uczucie od wielu lat, odkąd uczucia zostały w nim wypaczone. Nie rozmyślał jednak nad tym, teraz szukał brata.

Debowy_Mocny - 2013-02-20, 17:47

Enderus spojrzał na tą całą sytuacje.
No cóż, piromańskie maniactwo zakutego łba nie dało rezultatu


Panowie. Trzeba się naradzić. Moja propozycja jest taka by wrzucić do dziury z wielonóżkami kilka lasek dynamitu i wyjebać to w pizdu.

Jeśli wszyscy ustali na jego propozycje to Inżynier wyciąga parę lasek dynamitu, na szybko kalkuluje sytuacje wpływające na tor lotu rzucanego dynamitu. Odpala dynamit a potem celnie rzuca w dziurę. Przepiękny wybuch powinien wybić to paskudztwo i ich siedlisko od środka i zasypać dziurę kamieniami.

Faust272 - 2013-02-21, 08:47

BUUUUUM

Eksplozja podrzuciła dachem w górę roztrzaskując go, co przypominało efekt niwielkiego wulkanu, gdzie magmą jest blacha pomieszana z gruzem. Gdy zabrakło dachu, ściany osunęły się do wewnątrz przykrywając całą izbę. W powietrze wbił się ogromny tuman kurzu i piasku, który zasypał wszystkich i wszystko w okolicy.

Gdy piach opadł, na miejscu Tawerny pozostały tylko gruzy.

Debowy_Mocny - 2013-02-21, 09:17

Enderus podziwiał jego widowisko. Owszem tawerna poszła, chociaż po tym co uciekający ludzie i Albrecht narobili to prędzej czy później ten budynek i tak by się zawalił.

Nie ma wielonóżek, nie ma problemu.
No i problem robactwa rozwiązany raz a porządnie. W sumie i tak tawerna była zniszczona od ognia.

Enderus otrzepał się z ostatków mazii. I poszedł do swojej rezydencji.

Lowcakur - 2013-02-21, 11:09

<Albrecht ze smutkiem patrzył się na zgliszcza tawerny i niewidoczne już zwłoki karczmarza. Biedaczysko, w końcu chciał tylko uratować swoje mienie... Jednak nie było czasu na marnowanie cennych sekund, trzeba było wyruszyć jak najszybciej. Albrecht zauważył jego Świadomego towarzysza i rzekł>

- Witam, mości Thorze. Jak sam widzisz, jakieś pomioty Beliara zaczęły wychodzić w tej przeklętej jamy, więc na Tawernę był już nałożony wyrok. Trzeba było to oczyścić ogniem i eksplozją. Dobrze że się pojawiłeś, planuję jak najszybciej ruszyć na tą wyprawę, zanim to cholerstwo się rozprzestrzeni. Jesteś gotowy? Ja muszę tylko wezwać najemników, ich przybycie nie powinno zając dużo czasu.

kastyl - 2013-02-21, 19:03

Thor nie zdążył wejść do tawerny. Zobaczył tylko jak się odpala, po czym opancerzona w dziwną zbroję postać drze coś o dynamicie, po czym rzuca coś w środek budynku, który po chwili wybucha.
Po wyjaśnieniach Albrechta, elf zrozumiał już całkowicie, co się tutaj stało.
- Też chciałbym już ruszać, kapitanie, ale musimy jeszcze coś zrobić w mieście. I to jak najszybciej. -
Thor ściszył głos tak, aby tylko Albrecht go słyszał.
- Jak trafnie wskazałeś to, co się tutaj stało, jest dziełem Beliara. Niestety miasto zostało naznaczone przez niego i teraz przez to cierpi. Najgorsze jest to, że życie Regenta jest także zagrożone przez to. Może więc być i tak, że nie będziemy mieli ani gdzie, ani do kogo wracać.
Musimy odnaleźć jakiegoś kapłana dobrego boga. Tylko on może pomóc nam w tym. Po tym możemy wyruszać.
Choć jeśli już chcesz wyruszyć, możesz iść i poprowadzić najemników. Najwyżej dołączyłbym do was jak tylko uporam się z problemami w mieście. -

Lowcakur - 2013-02-21, 23:10

- Nie możemy skupić się na jednym, pozostawiając tak ważną misję do Mitry samej sobie. Nie, ja muszę wyruszyć do niej zgodnie z rozkazami i planem, problemem z kapłanem musisz zając się sam, mości Thorze. Życzę powodzenia. <powiedział rycerz do nieumarłego>

-Mości Marwynie <rzekł zwracając się do najemnika> - Jesteś gotów do wyprawy? Zakupiłeś wszystko co miałeś? Jeśli tak, to poczekaj wraz ze mną na resztę naszych towarzyszy, powinni się niedługo zacząć schodzić.

kastyl - 2013-02-22, 00:58

- Rozumiem. A więc ustalone. Zajmę się problemami w mieście i dogonię was tak szybko, jak zdołam. Nie chcę, żebyś zabrał całą zabawę. Poza tym przydam Ci się, jeśli trzeba będzie tam załatwić jakąś sprawę po cichu. A więc do zobaczenia, mam nadzieję że jak najszybciej. -
Thor odwrócił się i odszedł kawałek.
Jak ja znajdę jakiegokolwiek kapłana? Wszyscy się poukrywali na tyle dobrze, że ludzie ich nie znaleźli. A reszta pewnie już dawno siedzi u swego boga i błaga o łaskę dla chłopów. Kurwa, jak zwykle ciężka sprawa. Może uda mi się odczytać coś z aury duszy? Może tak rozpoznam kapłana. W końcu dusze Beliarowców są czarne, więc i dusze kapłanów innych bogów też powinny się różnić od zwykłych.
Świadomy przeszedł kawałek i przysiadł przy jednym z budynków. Wyszedł z ciała i szukał dookoła duszy, która różniłaby się od innych dusz. Jeżeli nie znalazł ruszał dalej i po przejściu kawałka znów robił to samo aż nie znalazł tego, czego szukał lub nie przeszedł całego miasta.

Faust272 - 2013-02-22, 11:34

Kastyl

Thor znalazł tą duszę. Nie byłą jakoś specjalnie różniąca się od reszty. Potrafił rozpoznać dusze z podziałem na czarowników i wojowników, z podziałem na rasy, z podziałem na humanoidy, zwierzęta i demony, ale nie potrafił wyłowić naznaczenia boskiego.

Czym więc różniła się ta dusza? Ano tym, że cały czas od jakiegoś czasu śledziła Tellana. Nie kryła się przed Thorem, ale kryła się przed każdym innym mieszkańcem Baraków. Jakby chciała pogadać ze Świadomym, ale nie miała odwagi, jakby bała się każdego innego obywatela Bolgori.

***

Łowcakur

Do Albrechta natomiast przybył jakiś krasnolud. Był ubrany w długi nomadowy płaszcz chroniący przed słońcem. Miał czarną brodę i jasny ubiór, to dało się wydedukować obserwując to, co wstaje spod płaszcza.

- Pan Albrecht von Hackfleish? Chciałbym Pana zaprosić na uroczystość... hmmmm... "Nadania imienia" mojej córki. Jestem Rafghal II, syn Rafghala I i jestem stolarzem w Kopalni. Moja żona podarowała mi córkę, która jest pierwszym dzieckiem urodzonym w Bolgorii - dumnie przyznał krasnolud.

- Z tego powodu jest to ważne wydarzenie i chciałbym, by obecni byli przedstawiciele władz w Bolgorii. Niestety Regent jest ciężko chory, dlatego zaproponował Pana, jako jego zastępstwo. Sam oczywiście zaprosiłbym Pana osobiście, gdyż jest Pan ważnym cżłowiekiem jako wasal Regenta oraz ze względu dużego poszanowania dla honoru i tradycji, która krasnoludom jest miła i o której słyszałem od moich współbraci. Tak więc czy mogę liczyć na Pana obecność?

***

Zezwalam na udział w Misji wszystkim jej uczestnikom bez względu na to, co aktualnie robią.

Lowcakur - 2013-02-22, 14:49

<Albrecht lubił uczty i uroczystości wszelkiej maści, a na krasnoludzkich w swoim życiu jeszcze nie miał szczęścia bywać. Dodatkowo, Rafghal zwracał się do niego bardzo uprzejmie i z baczaniem na jego status, więc nie mógł mu odmówić. >

- Rafghalu II, synu Rafghala I, z przyjemnością uhonoruję waszą uroczystość. Jak mógłbym odmówić udziału w tak ważnym wydarzeniu? Chyba musiałbym się okazać człowiekiem bez honoru! Gratuluje panu córki, mam nadzieje iż w przyszłości wyrośnie na równie honorową osobę co pan, mości Rafghalu.

Kiedy więc odbędzie się to nadanie imienia?

kastyl - 2013-02-22, 19:29

Thor przyjrzał się duszy osoby, która go śledziła. W niczym się nie różniła od normalnej duszy, poza tym, że stroniła od innych osób.
Ciekawe czego ode mnie chce. Mam nadzieję, że to ktoś, kogo szukam. Jak nie chce się spotkać na widoku, to zaraz przygotuje coś bardziej ustronnego.
Świadomy przeszedł jeszcze kawałek aż znalazł pustą, osłoniętą z trzech stron uliczkę i skręcił w nią. Poszukał jakiegoś ciemniejszego miejsca i skrył się, kładąc rękę na Bratobójcy.
Gdy śledzący go człowiek skręcił za nim, nie zobaczył od razu elfa. To dało czas Tellanowi na przyjrzenie się przybyszowi. Gdy ten przeszedł kryjówkę nieumarłego i zaczął się nerwowo rozglądać, świadomy wyszedł z ukrycia i stanął przed obcym odcinając mu drogę ucieczki.
- Kim jesteś i dlaczego mnie śledzisz. -

Faust272 - 2013-02-22, 23:51

Przybysz ubrany był w zwykły, jedwabny płaszcz nomadowy z zarzuconym kapturem. Nagłe pojawienie się Thora przestraszyło nieznajomego.

- ŁAAA!

Półgłośny krzyk wydał się z gardła mężczyzny. Uderzył on plecami i tyłem głowy o przeciwległą ścianę w zaułku. Teraz Thor mógł mu się przyjrzeć. Był to mężczyzna około 30-40 lat. Miał krótko przystrzyżone włosy, pomarszczoną opaloną twarz oraz brodawkę na nosie i żółte zęby. To co go jeszcze wyróżniało, to strach w oczach, w mowie ciała, a nawet w zapachu.

- Ja-a-a-a. Ja... Ja przepraszam. Czy jesteś kapłanem?

kastyl - 2013-02-23, 00:10

Thor wzdychnął. Jeszcze spora ilość ludzkich odruchów w nim została.
- Nie, nie jestem kapłanem. Sam szukam jakiegoś. W ogóle skąd taki pomysł? -
No tak. Zwykły mieszczuch chorujący na jakiegoś syfa czy coś innego. Pewnie wcześniej sam latał i ganiał za kapłanami żeby ich powiesić, a teraz jak coś mu grozi to szuka niedobitków. Żałosne.
- To wszystko, co chciałeś się dopytać? Na przyszłość dobrze radzę, lepiej się trzymaj z dala od takich jak ja. -

Faust272 - 2013-02-23, 19:43

Mężczyzna był zdenerwowany, jednakże chciał dalej rozmawiać.

- A może znasz jakiegoś kapłana?

Po chwili jednak zreflektował się jakby coś do niego dotarło i ze zwiększa obawą zapytał:

- A dlaczego szukasz kapłana?

kastyl - 2013-02-23, 19:57

Thor coraz bardziej się irytował, ale słuchał człowieka.
- Nie znam żadnego kapłana. Gdyby było inaczej, nie szukałbym go teraz. Osobiście go nie potrzebuje, ale cała Bolgoria tak. Mogę mu ofiarować wiele, w tym protekcję Regenta. -
Świadomy uważnie przyglądał się człowiekowi. Twarz Tellana jak zwykle nie zdradzała nawet śladu emocji, przez co była jeszcze bardziej przerażająca.

Faust272 - 2013-02-24, 13:21

- A d-dlaczego Kopalnia szuka kapłana? Czy to nie jest pułapka by go zwabić, a potem zabić?

Mężczyzna rozglądał się niepewnie jak prześladowany. Dziwny człowiek.

- A może miałeś styczność z kapłanami, albo z mocą ich boga? Na pewno nie?

Nieznajomy nie dawał za wygraną. W oczach miał mieszaninę strachu, ale determinacji.

kastyl - 2013-02-24, 13:59

Determinacja człowieka zaciekawiła elfa. Był on przerażony i jakby... zaszczuty? Na pewno czegoś się bał i przed kimś lub czymś uciekał.
- Nie wkładałbym tyle wysiłku w szukaniu kapłana tylko po to, żeby go zabić. Widziałeś co się stało w Tawernie? Bez pomocy kapłana podobne przypadki zaraz rozszerzą się w całej kopalni. Jedno z miejsc zostało naznaczone przez mrocznego boga przez to całe miasto padło jego celem. -
Tellan spojrzał w kierunku wyjścia z uliczki.
- Poza tym, jakbym miał zabić kapłana, to nie odstawiałbym całej tej szopki ze sprowadzaniem go do kopalni. Po co miałbym tyle się w to bawić? -

Faust272 - 2013-02-24, 20:29

- Czyli naprawdę kapłan jest potrzebny? Może on liczyć na pomoc, utrzymanie?

Pytał z nadzieją w głosie mężczyzna.

Nagle się zreflektował. Jego twarz wyostrzyła się, źrenice się zwężyły, drganie ciała ustało, jego sylwetka stała się wyprostowana i poważna. Zupełnie jakby stał się zupełnie innym człowiekiem. Zapytał głosem profesjonalisty. Nie był to jąkający się, wysoki głos uciekiniera, ale poważny, niski głos kogoś znającego się na rzeczy. Pomimo krótkiego zdania, zawarty w nim był cała władza, wiedza, sugerował coś ważnego:

- Jakie wypadki? Co zostało naznaczone i przez kogo?

kastyl - 2013-02-24, 21:03

Thor patrzył na zmianę w rozmówcy.
Jak myślałem, jak jeszcze są jacyś kapłani, to dobrze się poukrywali.
- Tak, kapłan jest potrzebny. A jeśli będziesz ze mną to nikt Ci nic nie zrobi. Nie zdąży. -
Tellan wiedział, że ta wypowiedź raczej za bardzo nie spodoba się kapłanowi, ale nie dbał o to zanadto.
- Poza tym sam Regent potrzebuje Twojej pomocy. A także ja i mi podobni, Świadomi. Ale od początku. -
Thor jeszcze raz spojrzał, czy nikt nie podsłuchuje. Czysto.
- Jestem świadomym. Nieumarłym, który nie podlega mocy Beliara. Przybyłem tutaj z podmroku, planu w którym żyjemy, tutaj w poszukiwaniu ludzi, którzy pomogli by nam w walce z Plugawym. Szukałem przywódców jak i kapłanów. Pierwszych znalazłem z łatwością. Co do drugich, sam wiesz najlepiej.
W zamian za pomoc zgodziłem się nawiązać połączenie pomiędzy Podmiastem a Kopalnią. Udało mi się, ale przeszukując plany w poszukiwaniu celu, natrafiłem na plan Beliara. Portal na chwile połączył miasto i tamto miejsce. Niestety po drugiej stronie ktoś był. Ulurzicha, wysłannik zarazy. Jeden z Emisariuszy. Choć połączenie trwało bardzo krótko, zdołał on naznaczyć kopalnie. Tylko kapłan Angrogha jest w stanie coś na to poradzić.
Przez to Regent jest śmiertelnie chory, a miasto nawiedzają podobne rzeczy. Jeśli będziesz w stanie pomóc, mogę Ci przysiąc, że będę Ciebie chronił do momentu, aż zagwarantuje Tobie bezpieczeństwo. Regent na pewno udzieli Tobie wsparcia i ochrony. Zwłaszcza, że my, Świadomi, potrzebujemy was, a Morphius straciłby zbyt wiele, jeżeli odeszlibyśmy od niego. -




Co do wyszukiwania dusz, cytuje: "czy jest ona związana z jakimś bogiem czy po prostu jest to zwykła dusza"
Taka mała dygresja

Faust272 - 2013-02-24, 22:01

Nie potrafisz rozpoznawać dusz kapłańskich.

Przynajmniej jeszcze nie


Kapłan odetchnął s ulgą. Wyprostował się. Teraz sprawiał wrażenie takie jakie powinien. Kapłan poważny, dumny, pełen mocy. Nie ukrywał się. Wiedział już, że Thor, że on jest magiem. Bariery zostały wzburzone.

- Tak myślałem, że jest w Tobie coś mniej odpychającego od ludzi. Widzisz mój bracie Świadomy, sporo przeżyłem, a najważniejsze jest właśnie "przeżyłem". Do głowy mi nie przyszło, że walcząc ze złem będę musiał cierpieć z ręki mojej w-własnej rasy.

Kapłana jakby na wspomnienie tego dostał drgawek. Jednak wyprostował się, odetchnął i uspokoił.

- Dobrze. Muszę jednak coś Ci powiedzieć. Nie lekceważ mocy Denaghoga, gdyż to właśnie jego reprezentuję. W dzisiejszym świecie jest potężnym bóstwem, gdyż równowaga świata została zachwiana, a on, jako jej strażnik, posiadł teraz dużo mocy by temu przeciwdziałać.

Tutaj kapłan Denaghoga westchnął.

- Niestety moja moc nie może sięgnąć l-ludzi - z trudem przeszło mu to słowo przez gardło - Ludzi jest mało, nie mogę ich ranić, ponieważ ich równowaga i tak została zachwiana. Nie mogę ranić ludzi, krasnoludów, elfów, niziołków. Nie, elfy mogę, krasnoludy też, tylko tych pierdolonych ludzi nie. Skurwysyny. J-ja nie spodziewałem się czegoś takiego. Dlaczego tak się stało. Ja...

Thor spojrzał na kapłana wymownie. Mężczyzna uspokoił się.

- No dobrze. Mniejsza. Prowadź tam, gdzie jestem potrzebny i chroń mnie przed niebezpieczeństwami. Szkoda czasu skoro sprawa jest poważna.

kastyl - 2013-02-24, 23:16

- Ludzie zawsze tacy byli. Przynajmniej ci prości. Boja się tego, czego nie pojmują i łatwo ich nakierować. Byliście po prostu pod ręką, aby zwalić na kogoś winę. Ale nie ma co marnować czasu, ruszajmy. -
Thor poprowadził kapłana do komnaty z portalami.

Rollin Dices - 2013-06-15, 18:56

Ruszył dalej przed siebie, zwiedzając tę mieścinę. Jakimś trafem, tak się zdarzyło, że znalazł się pod budynkiem zrujnowanej tawerny. Podszedł, obejrzał z dystansu gruzowisko. Zainteresowało go. Zatrzymał jakąś grupkę przechodniów.

- Witajcie, witajcie, jestem Salomon. W ładnej mieścinie żyjecie. Oho i pogoda ładna. - rzekł z uśmiechem - Niedawno tu przybyłem, ciekaw jestem czy da radę tu jakąś pracę znaleźć. Hmm, da radę? A właściwie, skoro już z wami rozmawiam, wiecie może co tu się w tej tawernie wydarzyło, że już jej tu tak jakby nie ma?

Faust272 - 2013-06-16, 08:49

Przechodnie byli jakąś podejrzaną grupką. Kaptury, długie płaszcze, biały odcień tkaniny. Właściwie to nie byli podejrzani, gdyż byli ubrani po prostu w białe płaszcze nomadowe z kapturem, by chronić się przed słońcem. Na widok Salomona obejrzeli się po sobie i czmychnęli gdzieś między domki.

Salomon z ciekawości zobaczył, co też ich interesowało przy tych ruinach. Podżegacz tłumów zauważył wśród gruzów miejsce, które było odkopane i prowadziło w jakiś ciemny tunel schodzący w dół. Gdy zerknął, zobaczył klapę piwniczną. Była zamknięta na zardzewiały łańcuch i kłódkę. Może by tak sforsować.

Salomon też czuł się trochę źle. Słońce świeciło jak oszalałe, a on nie miał dobrej ochrony. Zaczął znowu czuć pragnienie i głód. Także ziemia wokół Tawerny pachniała dziwnie kwaśno. Oraz tak jakby... amoniakiem.

Chętnie odpocząłby w jakimś cieniu.

Zobaczył, że łańcuch do piwniczki jest nieźle wygięty, pewnie jego poprzednicy próbowali to sforsować, a obecność Salomona mu przeszkodziła.

Rollin Dices - 2013-06-16, 09:45

Salomon naciągnął kaptur, by tymczasowo uchronić się przed słońcem. Wiedział, że na dłuższą metę i tak będzie musiał znaleźć jakieś lepsze schronienie.

Zerknął do prowiantu, wziął łyka wody i wrzucił coś na ząb, nie żeby się najeść. Po prostu chciał zabić głód i pragnienie.

Grupka ludzi w kapturach trochę go zaintrygowała. Ciekawe jaki mieli w tym cel. Klapa również go zaintrygowała, chyba nawet bardziej od grupki ludzi. Choć czuł, że nie jest mądrym pomysłem eksplorować gruzy budynku, to niesamowicie go tam ciągnęło. Zapach amoniaku, przeciętnego przechodnia by zniechęcił, jednak dla Salomona nie było to nic wielkiego, ot przypomniał sobie zapachy poprzedniego więzienia i chyba gorsze były wspomnienia od obecnego stanu rzeczy.

Podszedł do klapy i spróbował ją sforsować, czy to rozwalając kłódkę, łańcuch czy też samą klapę kijem. Jak uznał za stosowne. Cały czas bacznie rozglądał się czy ściany i ziemia nie są pokryte jakimiś substancjami. Dobrze wiedział, że budynki w środku miasta ot tak się nie zapadają, zatem był przezorny na każdą możliwość.
Przyjrzał się klapie dokładniej, sprawdzał czy nigdzie nie widać nic podejrzanego. Postanowił, że może warto by było ją spenetrować.

Faust272 - 2013-06-16, 09:58

Salomon teraz spostrzegł, że nie ma wody w ekwipunku. No cóż. Przynajmniej zjadł coś porządnego. Głód był dokuczliwy i dosyć spory, poszła cała porcja.

Niestety bicie kijem łańcucha/kłódki/klapki nic nie dało. Jedynie poleciało parę opiłków rdzy. Niektórzy przechodnie zastanawiali się, co takie dziecko robi bawiąc się uderzając kijem o ruiny tak bez sensu. Potem zobaczyli, że to "dziecko" jest w rzeczywistości trochę starsze i brudniejsze, więc czym prędzej ulotnili się z okolicy.

Rollin Dices - 2013-06-16, 10:02

Ludzie uciekali od Salomona, choć ten sam nie wiedział co ich tak starszy, w końcu twarz miał już czystą, a że był trochę brudny. Phi. Wszyscy tu nie najczystsi chodzili.

Bicie kijem nie skutkowało, zatem wyciągnął sztylet i spróbował podważyć łańcuch lub pomajstrować coś przy kłódce. Miał nadzieję, że da to jakiś efekt.

Faust272 - 2013-06-16, 20:12

Mimo wszystko nie udało się. Potrzebował młota, buzdygana, albo łomu. Sztylet nie działał. Smród był także coraz bardziej uciążliwy. Przydałaby się maska albo przynajmniej perfumowana chustka.
Rollin Dices - 2013-06-16, 20:31

Niech to diabły, przyjdę tu później.

Skoro tak powiedział, tak też zrobił, udał się na targ.

Rollin Dices - 2013-06-19, 17:33

Salomon wrócił pod klapę, znaczy nie od razu. Najpierw zaszedł do pierwszej lepszej karczmy czy też gospody i kupił wody, czystej wody za wartość równą jednej sztuce żelaza.

Gdy znalazł się na miejscu obciął kawałek szmatki tak, by mógł nią obwiązać twarz, zasłaniając usta i wiążąc ją z tyłu, na szyi. Resztę z szmaty wrzucił do plecaka.

Potem podszedł do klapy prowadzącej do podziemi. Wziął swój nowy nabytek, znaczy łom i zabrał się za rozwalanie łańcuchów. Gdy udało mu się otworzyć klapę, uważnie spojrzał co znajduje się dalej. Jeśli wyglądało na to, że można zjeść i się rozejrzeć, wziął wycięty kawałek szmaty i namoczył go wodą. Wziął łyka woda na orzeźwienie, resztę schował do plecaka. Obwiązał się namoczoną szmatką woku twarzy, zasłaniając usta i dopiero zszedł na dół. Uprzednio rozpalając pochodnie, jeśli w środku nie było żadnego innego źródła światła.

Faust272 - 2013-06-19, 19:28

Salomon zniżył się z pochodnią do dziury.

Nagły syk i głuche dupnięcie. Głowa Salomona została odrzucona a za nią leniwie podążyła reszta ciała. To resztki siarkowodoru, czadu czy czegoś innego, cholernego paskudztwa zajęło się ogniem i wypaliło odrzucając ciekawskiego mężczyznę zębami w piach. Na szczęście mokra szmatka unieszkodliwiła nagłe buchnięcie gorącym podmuchem.

Przybysz rozejrzał się jeszcze raz za klapą. Prowadziła do jakieś piwniczki. Dostrzegał półeczki, stojaki na wino i beczki z piwem. Musi jednak zejść jeszcze niżej.

Rollin Dices - 2013-06-19, 20:19

Było niebezpiecznie, jednak skro już tu wszedł, postanowił iść dalej. W końcu coś tu znajdzie. Chyba.

Wrócił się jednak i przymknął klapę. Tak, by ludzie nie widzieli, że ktoś wszedł do środka. Gdy wykonał tą czynność ruszył dalej. Uważając na każdy krok.

Faust272 - 2013-06-19, 21:34

Pomieszczenie było niewielkie. Miało 6 na 6 metrów. W naprzeciwległej ścianie znajdowały się proste, lekko nadgniłe, drewniane drzwi z zardzewiałym zamkiem (prawdopodobnie zatartym). Podłoga składała się z kamiennych płytek o boku pół metra. Kurz na podłodze rozkładał się nieregularnie, ale chyba to wynik ostatniego wybuchu. Przy prawej i lewej ścianie stały beczki pokryte kurzem, a nad nimi wisiały puste butelki na alkohol. Po prawej od drzwi i od zejścia, którym zszedł przybysz znajdowały się wygaszone pochodnie. Po lewej od drzwi wisiała na haku jakaś lina.
Rollin Dices - 2013-06-19, 21:48

Pomieszczenie, jak pomieszczenie. Spodziewał się czego innego. Skarbów, diamentów, bogactw. Cóż, może za dużo oczekiwał po biednej, zrujnowanej tawernie, ale butelki po winie powinny być pełne. To by starczyło.

Wziął dwie pochodnie, wsadził do plecaka (o ile się zmieściły), linę też wziął, wsadził do plecaka. Następnie udał się w stronę drzwi. Były zgniłe nie powinno być problemów z ich wyważeniem. Postanowił rozwalić je z łomem, co też uczynił, no chyba, że nie były zamknięte, wtedy po prostu je otworzył. W razie czego przed otworzeniem położył pochodnię w przeciwległym rogu pokoju i sprawdził na węch czy nie czuć gazu, jeśli poczuł uciekał ile sił w nogach na górę, jak nie, spokojnie wziął pochodnie i wszedł do pomieszczenia.

Faust272 - 2013-06-19, 21:59

Po wyłamaniu drzwi ukazał się krótki korytarz również zakończony drzwiami. Na środku korytarza leżał żelazny bosak. Drugie drzwi również dzięki łomowi zostały wyłamane. Za nimi znajdowała się spora spiżarka. Na jej środku znajdowały się drewniane schody prowadzące do klapy w suficie. W pomieszczeniu znajdowały się także zniszczone skrzynki, półki i beczki. Ktoś już był tutaj wcześniej i przeprowadził kipisz. Podłoga była wyłożona takimi samymi płytami jak poprzednia komnata. Pod schodami znajdował się wbity w ziemie bosak. Po dokładniejszym zbadaniu okazało się, że został on umieszczony w zawiasie, a jednak z płytek jest w rzeczywistości kolejna klapą prowadzącą niżej.
Rollin Dices - 2013-06-19, 22:06

Droga na górę lub na dół. Salomon w pierwszej kolejności postanowił zbadać, co znajduje się na dole, podważył klapę, po czym spojrzał w dół i o ile było tam bezpiecznie oraz widział, że potem będzie miał możliwość wyjścia zszedł na dół. Jeśli nie, poszedł wybadać drzwi na górze schodów. Nimi pewnie ktoś tutaj wszedł. Idąc drogą, którą dostał się tu Salomon, najpewniej udusiłby się gazem.
Faust272 - 2013-06-20, 08:31

Pod klapą znajdowała się niewielka pojemniczka wypełniona przetworami. No. Przynajmniej kiedyś tak było. Teraz na dnie znajdowało się pomieszczenie, którego ściany były zawalone resztkami po półkach, a podłoga resztkami po słoikach i ich zawartości. Buchnęło smrodem zgnilizny, pleśni i kiszenia. Na dół prowadziła niewielka drewniana drabinka nosząca na sobie ślady ognia, kwasu i pleśni.
Rollin Dices - 2013-06-20, 15:41

Wszyystko wskazsywało na to, że jeżeli Salomon ma coś znaleźć, musi kierować się właśnie na dół. Smierdziało, na szczęście miał zakryte usta i w gruncie rzeczy był przyzwyczajony.

Ostroznie zszedł na dól podrabinie, ręce zasłaniając małymi kawałkami szmaty, gdyby znajdowały się tam jeszcze szkodliwe substancje. Ot tak, na wszelki wypadek.

Miał nadzieję, że wkrótce coś tutaj znajdzie.

Faust272 - 2013-06-20, 18:37

Gapił się tępo na szczątki. Nic nie zauważył.
Rollin Dices - 2013-06-20, 18:54

No cóż, jak nie na dole, to na górze. Postanowił sprawdzić jaką drogą poszedł wcześniejszy przybysz, bo na pewno klapą od zrujnowanej tawerny nie wszedł. Raczej na pewno.
Faust272 - 2013-06-20, 23:02

Górna klapa była zamknięta. Może nie tyle zamknięta, co najprawdopodobniej przywalona czymś ciężkim. Prowadziła pewnie do wnętrza tawerny, które przecież się zawaliło.
Rollin Dices - 2013-06-20, 23:11

Wydał masę kasy, zrobił tyle zachodu i nie znalazł nic. Cóż, szkoda. Postanowił po prostu wrócić na zewnątrz. Choć nie, obszedł jeszcze raz podziemie i sprawdził czy na pewno nic tutaj nie ma, co mógłby przeoczyć. Sprawdził każdy zakamarek, coś musiało ty być, nie istnieją miejsca, w których nic ciekawego nie ma. Każde miejsce skrywa jakąś tajemnicę, więc Salomon musi odkryć tajemnicę tego miejsca. Chyba musi. Może ktoś nie chce, żeby odkrył? Może to nie miejsce dla niego? Był rozczarowany i cały entuzjazm odkrywania ruin szlag trafił.

Przeszukując, jeszcze raz rzucił na wszystko okiem, a nóż widelec coś znajdzie. Przede wszystkim wrócił się jednak do korytarza, na środku którego leżał bosak i sprawdził czy i tam, któraś z płytek nie jest klapą. Do tego posprawdzał też ściany, poodsuwał meble. Bardzo możliwe, że gdzieś było zamaskowane przejście.

Może jednak nie? Może jednak są miejsca puste, może to podziemie tawerny jest właśnie takim pustym miejscem. Tego nie wiedział. Jeśli nic nie znalazł po prostu wyszedł na zewnątrz.

Jeśli nic nie znalazł w środku liczył, że znajdzie coś na zewnątrz. Może napadną go Ci, w poprzedniej bandy, przeszukującej to miejsce? Nie, szczerze w to wątpił. Wątpił, że dziś spotka go cokolwiek ciekawego.

Faust272 - 2013-06-20, 23:42

Tak jak przypuszczał, podziemie skrywało więcej tajemnic niż mógł się spodziewać. Znalazł dwa ukryte przejścia. Dzięki przyjrzeniu się mechanizmowi w drugiej komnacie szybko udało mu się zlokalizować podobną klapę w pierwszym pomieszczeniu. Bosak niewiele się różnił, ale jednak był to istotne różnice. W drugim pomieszczeniu trzeba było chwycić za ramę przybitą do płytki, a w pierwszym była tylko dziura przykryta kurzem, którą można było podważyć bosakiem znalezionym w korytarzu.

Także przesuwanie mebli pomogło. W spiżarce, w pomieszczaniu z rozbitymi słoikami Salomon znalazł za półkami dziurę pół na pół metra. Jakby ktoś wyciągnął po prostu kamień ze ściany. Wewnątrz panowała ciemność.

Jedyne co dostrzegł, to to, że koryatrze biegną w przeciwnych kierunkach.

A więc które wybierze? Klapę w pierwszej komnacie czy dziurę w ścianie w piwniczce?

Rollin Dices - 2013-06-20, 23:45

Ciężki wybór. Zdecydowanie za ciężki. Jednak sam fakt znalezienia przejścia podniósł Salomona na duchu.

Szkoda, że nie wziąłem mojego towarzysza. Zbadalibyśmy oba przejścia na raz. Co ja gadam, nie mam towarzysza. Chwila, dlaczego nie mam towarzysza?


Tylko chwilę zajęło mu myślenie o problemie samotnej eksploracji, gdyż postanowił szybko iść dalej.

Dziurę ponownie zasłonił, by nie zostawić śladu swojej egzystencji.
Wybrał klapę w dół.

Faust272 - 2013-06-22, 10:03

Zszedł niżej. Po prostu zeskoczył. Znalazł się w jakimś ziemnym tunelu dosyć płytko poniżej klapy. Głowa wystawała mu ponad podłogę komnaty, gdy stanął wyprostowany na podłodze tunelu.

Nie ma co czeka.

Zgiął się w pół i na czworakach wędrował ziemnym korytarzem. A raczej, którą stronę wybrać? Do przodu, czy do tyłu. Wybrał do przodu, w końcu i tak nie wiadomo co będzie, najwyżej zawróci.

Czołgał się jakieś pięć minut w kompletnych ciemnościach. Natrafił w końcu na ścianę. Acha, nie tędy droga, a więc z powrotem.

Tunel schodził w dół. Czuł gorzki smak piasku i pyłu. Nie wiedział, czemu to wszystko się nie zasypuje, ale wszystko się trzymało. Tunel był wyryty w jakimś piaskowcu, twardszej glebie, czy cholera wie co to było. Kompletne ciemności nie ustępowały, stawało się też coraz cieplej i goręcej.

W końcu otoczony przez kompletne ciemności natrafił ręką na pustą przestrzeń. Pomacał, machał na oślep. Wygląda na to, że znalazł się w wylocie w jakieś ścianie, ale było za ciemno by dojrzeć o co biega.

Rollin Dices - 2013-06-22, 18:32

Miał pochodnie, powinien przynajmniej coś widzieć. Jeśli jednak nie miał, nie wiedząc czemu, rozpalił drugą. Nie będzie łaził w ciemnościach. Coś widzieć musi.

Nie mniej zaczynało się robić ciekawie. Salomon wytężał swój wzrok jak tylko mógł. Wprawił w ruch wszystkie pręciki w oku. Aktywowałby swój zmysł widzenia w ciemnościach, gdyby tylko go posiadał.

Jeśli światło pochodni nic nie dawało, ostrożnie badał podłogę ręką i najpierw obszedł pomieszczenie wzdłuż ściany, dokładnie ręką badając okolice. Przy wejściu do pomieszczenia zostawił kawałek szmaty, obcięty przed chwilą. Żeby mieć pewność, że po okrążeniu pomieszczenia dotarł do miejsca, którym wszedł, a nie jakiegoś innego. Jeśli nic nie znalazł obchodząc ściany, ruszył na poszukiwania w głąb pokoju, bacznie uważając na podłoże.

Coś musiało tu być. Musiało.

Messiah - 2013-06-22, 18:40

Kapłan spacerując po mieście zobaczył ruiny Tawerny. To tu spotkało go pierwsze nieszczęście... Postanowił posiedzieć tu, i przez chwilę namyślić się co robić. Miał nadzieję że Słowik go tu znajdzie. Albo że ktokolwiek go znajdzie. Adamowi obojętne było, czy trafi do straży, czy pod służbę Cesarzowej. Czy będzie walczył z Portowcami, czy zabijał strażników by pomścić Iviego. Póki co odpoczywał. Zauważył klapę i postanowił na niej przysiąść. Pewnie i tak jest zamknięta, lub chociaż przyblokowana przez gruz od wybuchu. Usiadł, i wyjął notatnik, inkaust i gęsie pióro. Naszkicował szybko pięciolinię zgodnie z notacją muzyczną której go nauczono. Zamyślił się, i napisał na górze :

I Symfonia Wschodu

Faust272 - 2013-06-22, 20:50

Salomon zaczął się szamotać chcąc na przekór małej ilości miejsca obejrzeć to, co było przed nim ukryte. Poczuł drżenie ziemie i piach sypiący się mu za kołnierz. Zanim zrozumiał co się dzieje, było już z a późno.

Ziemie obsunęła się i zgarnęła go ze sobą lecąc stromo w dół w ciemną PRZEPAŚĆ.

***

Adam poczuł drżenie ziemi pod swoim tyłkiem. Klapa zadrżała jakby przenosiła jakieś drgania,a le po chwili znieruchomiała. Mogło mu się wydawać.

Messiah - 2013-06-22, 21:33

Drżenie. Świetny motyw na początek.
-Heeeem..... - mruknął Adam. Na pięciolinii pojawiło się niskie glissando.
Po chwili dotarło do niego.
-Co jest, kurwa?
Wstał i spojrzał na klapę. Nie spodziewał się że w ruinach będzie się coś jeszcze kręciło. Spodziewał się tych małych robaczków, ale... nie. To było zbyt silne na pajączki.
Ale tam musi być ciemno...
Teherij schował notatnik, i wrzucił wszystko do plecaka. Poleciał szybko na targ.

Messiah - 2013-06-22, 22:57

Kapłan wrócił do ruin.
Już ja się dowiem, co tu się kurde dzieje...
Zapalił pochodnię, po czym otworzył klapę. Wskoczył do środka, zamykając ją za sobą. Poświecił troszkę, i postanowił ruszyć za śladami człowieka. Uważał na wszelkie drewniane elementy, by ich przypadkiem nie podpalić. A gdyby zbytnio śmierdziało, po prostu zasłaniał się drugą ręką.

Faust272 - 2013-06-27, 20:30

Ktoś tutaj był, i to niedawno. Świadczyły o tym świeże ślady zmiecionego kurzu tak kontrastujące z wielodniową, nieruszaną na innych kafelkach warstwą, że aż raziła oczy. Kapłan szybko przebadał podziemie. Poznał dwie komnaty, korytarz i mały schowek na przetwory w podłodze. Dostrzegł klapę w pierwszej komnacie. Rozpoznał ją po wyraźnym śladzie startego kurzu. Jednak nie potrafił jej podważyć gołymi rękami.

Drugim ciekawym elementem była spiżarka na konfitury. Dawno ogołocona. A może jednak nie? Wyglądało na to, że ktoś buszował w niej, a nawet pofolgował sobie w chuligaństwie, bo było wiele śladów poprzesuwanych półek.

Messiah - 2013-06-27, 20:42

Teherij zamyślił się.
Te drżenia nie mogły nastąpić same z siebie. Albo pod klapą ktoś buszował, albo zbiera się na atak kolejnego jebanego czerwia.
Przypomniał sobie ogołocone półki.
Tu MUSIAŁ być człowiek.
Mruknął coś pod nosem, i podszedł powoli do spiżarki na konfitury. Uważnym spojrzeniem przyjrzał się półkom. Na pewno były do cna ogołocone? Teherij wiedział że czasem ludzie mają w kieszeniach monety o których nie wiedzieli, że je posiadają. Tak samo i tu może być, w tym wypadku. Może poszukiwacz coś przeoczył, coś co zauważy Kapłan?
Swoją pochodnie wbił w stertę jakichś rzeczy, jeśli takowej nie było, to ułożył coś, na czym mogłaby oprzeć się pochodnia. Chciał mieć wolne ręce do przeszukiwania. Polegał na swojej intuicji rzezimieszka - a to raz zdarzało mu się szabrować? Taka była z niego "Duma Rodu"!

Faust272 - 2013-06-27, 21:31

Na półkach nic nie było. Znaczy, nic co można by w ogóle uważać za cenne. No, ale naprawdę paranoidalny człowiek widzi wartość nawet w resztkach szkła czy desek. Za to udało się znaleźć metalowy drąg z hakiem na końcu. Chyba pogrzebacz do ogniska.
Messiah - 2013-06-28, 18:55

Biere
I jak pomyślał, tak wzięł. Chwycił pogrzebacz w prawą rękę, lewą złapał pochodnię. Ruszył do pierwszej z komnat. Jeśli trzeba było, próbował otworzyć ją kopnięciem. Stare drzwi, prawdopodobnie spróchniałe (to była piwnica) powinny ulec silnemu uderzeniu stopy Teherija.
Chciał przeszukać komnatę. Tawerna była chyba teraz niczyja, nieprawdaż?

Faust272 - 2013-06-30, 19:21

Pierwsza komnata była już przeszukiwana. To było tak bardzo widoczne, że aż kuło w oczy. Poprzednia osoba, która tutaj była, po prostu miała w głębokim poważaniu zacieranie śladów. Skoro o śladach mowa, jedne prowadziły do zamkniętej klapy w podłodze. Była zamknięta, ale chyba dałoby się czymś ją podważyć.
Messiah - 2013-06-30, 22:44

Slady. Fajnie.
Pomyslal Teherij. Chwila
-Kurwa, slady!
Teraz jest jednoznaczny dowod na obecnosc tu czlowieka. Ciekaw jestem kto to... - Kaplan zerknal w strone drugiej komnaty. Mial do przeszukania jeszcze ja, i schowek na przetwory. Pozniej zajmie sie szukaniem tego czlowieka. Jesc nie wola, i z bolu nie krzyczy.

Z ta mysla, Kaplan zabral sie za buszowanie w miejscach, ktorych jeszcze nie przeszukal.

Faust272 - 2013-07-01, 08:21

Niestety w składziku także ktoś był. Wszystko tutaj zostało już obszukane i spenetrowane. Nie ma nic, co mogłoby służyć za jedzenie lub przydatne narzędzie. No. Chyba że ktoś widzi jakieś zastosowanie w starych deskach lub resztkach po słoikach. Jakiś pusty słoik też by się znalazł.
Messiah - 2013-07-09, 10:58

Teherij zamyslil sie.
Pierdoleni zlodzieje! Czy ludzie nie moga uczciwie czegos zostawic?
Po chwili doszedl do wniosku po co sam tu przyszedl.
Pomyslal o klapie. Czas sie za nia wziac. Pooogrzebaaacz!

Zaczal kombinowac przy podwazaniu klapy pogrzebaczem, ktory przed chwila stal sie jego lupem.

Faust272 - 2013-07-09, 14:55

Klapa odeszła dosyć łatwo. Jakby ktoś już wcześniej ją otwierał. Pod klapą znajdował się ziemny tunel, z którego ktoś najwyraźniej niedawno korzystał. Ślady prowadziły w obie strony, ale z jednej strony były gęstsze, jakby osoba zawróciła i poszła w drugą stronę.

Tymczasem ziemia się zatrzęsła, a Teherij usłyszał głuchy grzmot. Coś się działo na powierzchni. Jakby wojnę prowadzili.

Messiah - 2013-07-09, 15:26

Cholera. Huczy i trzesie. Czuj sie tu czlowieku bezpiecznie.

Teherij wbil pogrzebacz obok klapy. Jeszcze tu wroci. Ale nie bedzie szperal w podziemiach gdy moze byc tu trzesienie ziemi. Nie, oby nie to.
Wrocil ta sama droga, ktora przyszedl, i z powrotem w Barakach bedac, ruszyl za sluchem.

Faust272 - 2013-07-09, 15:33

Teherij wydostał się z Tawerny. Znalazł się pośród gęstego tłumu. Znalazł się w miejscu, gdzie rozgrywane były skutki Wojny

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group