Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Dosiek
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2012-12-28, 14:23   Dosiek

Gracz: Dosiek

Imię: Maya
Płeć: Kobieta
Rasa: Człowiek
Wiek: 19 lat
Nierozdane punkty doświadczenia: 100 pkt.

Wygląd:

    Maya wyróżniała się ze swojego grona jedynie - jeśli by ująć to łagodnie - optymizmem, "przyjazną, lekką nadpobudliwością" oraz niezbyt wysoką inteligencją, jeśli chodzi o sprawy dyplomatyczne, uzgodnienie czegoś, bądź coś w ten deseń. Najzwyczajniej w świecie - załatwienie sprawy za pomocą słów sprawiało dla niej problem. Znacznie bardziej wolała rozmawiać przy pomocy pięści i nóg. Brunetka, długie włosy, które ułożone są w taki sposób, aby nie nachodziły za bardzo na oczy, acz łagodnie smagały brwi Mayi. Zawsze odkryty brzuch, ponieważ dziewczyna nie lubi zbyt dużej ilości odzienia. Nie tylko tyle, że jest jej niewygodnie, gdy ma na sobie za dużo, lecz przeszkadza jej to także w walce. Woli mieć po prostu na sobie mniej, a pożyteczniej. Cera... hmm... tutaj chyba można podjąć się dyskusji. Niektórzy mówią, że kawowa, inni - wschodnia, a jeszcze inni, że po prostu Maya się często wylegiwała na słońcu i teraz ma przyjemną dla oka opaleniznę. Prawie zawsze jej twarz zdobi uśmiech. Niezależnie od sytuacji, jest on albo taki normalny, pozytywny, albo mocno uwydatniony, bądź jak to jest powszechnie nazywane - uśmiech od ucha do ucha. Czy Maya jest wysoka? A skąd! Sto sześćdziesiąt centymetrów, to według mnie raczej niezbyt duży wzrost, a co do wagi - ledwo czterdzieści trzy kilogramy. Co sprawiło, że dziewczyna nierośnie? A cholera wie. Po prostu po siedemnastym roku życia przestała nabierać centymetrów. Waga jest dla niej ważna, ponieważ chce utrzymać zarówno zgrabne ciałko, jak i też znajomość swojego organizmu. Woli wiedzieć na co ją stać, a na co nie, aby później nie było rozczarowań. Nie nosi butów. Nie znosi butów. Nie cierpi czegokolwiek, co mogłoby się na nie nadawać. Wyjątkami są jako takie sytuacyjne filce z bandaży. Można w sumie pokusić się o stwierdzenie, iż Maya jest cholernie wysportowana. Wysiłek jest dla niej codziennością, co można wywnioskować po całkiem wyraźnych, lecz jeszcze niewyszlifowanych "kostkach" na brzuchu. Mięśnie. Dokładnie tak. Może i dziewczyna nie wygląda na taką, która potrafi znieść codzienny znój, lecz jak to mówią - "cicha woda brzegi rwie". Szczególnie podczas walki, bądź zwykłej, ulicznej bójki, kiedy Maya napina mięśnie, uwidaczniają się jej długo wypracowywane mięśnie.



Umiejętności:
  • Walka bez broni - uczeń
  • Uniki/Parowanie - uczeń


Cechy:
  • Chłonny umysł
  • Szybki
  • Błyskawiczny refleks


Atuty:
    brak


Postać:
  • Nagolenniki - brzmi jak zwykła część opancerzenia, co? No, bardziej mylić się chyba nie można. W rękach, a raczej tym przypadku nogach Mayi, jest to broń wzięta żywcem z wojska. Są one bowiem podwójnie uszyte ze skóry, jako że na samym środku, przez część, która okrywa piszczel, przechodzi milimetrowa z grubości stal. Wszystko po to, aby wzmocnić siłę kopnięcia i przy okazji nie narazić się na złamanie kości. Oczywiście każdy materiał ma swoje granice, a te, z których został stworzony nagolennik także. Czemu nadano im taki wygląd, a nie inny? Odpowiedź jest prosta - widowiskowość. Może trochę prawdy, może trochę kłamstwa, jednakże ukazują one to, w czym Maya jest dobra - w szybkim naparzaniu nogami. Trzy porządne kawałki pasów z tyłu, aby mocno trzymały się nogi i nie utrudniały poruszania się.
  • Karwasze - kolejna tak zwana "zwykła część uzbrojenia". Można się tutaj jednak tak samo oszukać, jak w przypadku nagolenników. Karwasze te są uzupełnieniem "bojowego stroju", w który przyodziewa się Maya na czas walki. Oczywiście jest nim to, co ma na sobie oraz - o co głównie chodzi - te właśnie karwasze i nagolenniki. W przeciwieństwie do tych drugich, nie są one noszone całodobowy, lecz zwisają luźno przyczepione do prawego boku paska, a także nie mają żadnych pasków. Karwasze uszyte są dokładnie na miarę rączek Mayi, zresztą tak samo jak nagolenniki. Występuje w nich ten sam krój, w którego wkład wchodzą materiał-stal-materiał. To "dopełnienie" bojowego stroju dziewczyny, jest głównie po to, aby móc sobie poradzić z blokowaniem broni białej(np. mieczy), lecz to wszystko zależy oczywiście od siły, z jaką uderzy przeciwnik.
  • Dwadzieścia sztuk złota w sakiewce zaczepionej po lewej stronie paska
  • Ubranie(takie, jakie widnieje przy rubryce "Wygląd"): szare bawełniane spodnie, czerwony sznur, krótka czarna koszulka na ramiączkach, czerwony pasek wokół biustu, czarne frotki na nadgarstkach, opaska na szyi, czerwona wstążka jedwabna, dwie miedziane bransolety na lewej ręce i dwie na prawej nodze.


Ekwipunek:


  • Trzy bandaże półelastyczne
  • Trzystu mililitrowa menzurka(półpełna)
  • Krzesiwo
  • Czarny płaszcz z kapturem - zazwyczaj schowany/nieużywany
  • Cztery bułki
  • Osiem liści sałaty
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2012-12-31, 18:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
REKLAMA 
Banish your fear

Dołączyła: 11 Kwi 2008
Posty: 2422
Wysłany: 2012-12-31, 18:12   

Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2012-12-31, 18:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Vanilla 
Banish your fear

Dołączyła: 11 Kwi 2008
Posty: 2422
Wysłany: 2012-12-31, 18:12   

Historia postaci:

    I w końcu nadszedł ten dzień. Dzień, przez który nastała niezliczona ilość za, jak i przeciw. Ci, co byli pozytywnie nastawieni do narodzin Mayi, uważali, że przełamie on złą passę rodziny i w końcu nada się do pracy w tym dziwnym świecie, a co za tym idzie - wyprowadzi majątek domu na prostą. Wierzyli, albo przynajmniej tak sobie wmawiali, iż będzie ona tym złotym dzieckiem, które przyniesie chwałę swojej rodzinie. Czym zaś karmili się ci, którzy negatywnie podchodzili do narodzin Mayi? Tutaj sprawa leży bardziej na podłożu psychologicznym. Rodzina licząca siedmioro dzieci, dwójkę rodziców oraz babkę, gnieżdżąca się w klitce, która ledwo sięgała sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych, nie miała zbyt dużo, aby utrzymać się nawet w klasie średniej. Każde z rodzeństwa Mayi było o rok młodsze od poprzedniego, nie licząc właśnie jej. Bowiem dziewczyna ta odbiegała od "normy" siedmioma latami. Sąsiedzi, którzy byli przeciw kolejnemu dziecku tej rodziny, mawiali o większych kosztach utrzymania, mniejszej ilości czasu spędzanej z dziećmi ze względu na pracę, a także o zawężeniu przestrzeni mieszkalnej. W końcu przecież to kolejny gęba do wyżywienia, nieprawdaż? Powodów było wiele i zdawałoby się, że to właśnie ci drudzy mają rację. No, przynajmniej wszystko na to wskazywało. Ogródek? Dobre żarty. Zwykłe pole, na którym trzeba było pracować. Nawet sama babka, licząca sobie około siedemdziesięciu pięciu lat, zasuwała od rana do nocy, aby wspomóc rodzinę jak tylko mogła. Chcąc nie chcąc, to był właśnie jej dom, a po jej śmierci przejdzie na córkę, czyli matkę Mayi.

    Pięć lat. Minęło już pięć słodkich, pełnych radości, długich lat. Czym różnił się kolejny potomek od reszty, która poniekąd znała już realia tego świata? Na pewno optymizmem. W przeciwieństwie do jej rodziny, dziewczynka była cały czas uśmiechnięta. Już nawet od najmłodszych lat, kiedy to każdemu dziecku z dolnych warstw towarzyszą zadrapania, obtarcia, upadki i inne takie, ona okazywała nadzwyczajną wolę pięcia się dalej, gdzie jej rówieśnicy najpewniej rozpłakaliby się i uciekli do domu. Żaden z okolicznych mieszkańców nie miał pojęcia po kim Maya odziedziczyła takie zachowanie. Po matce? Matka była zwykła wieśniaczką, która zaprzątała sobie głowę tylko i wyłącznie domem. Niczym więcej. Często płakała, użalając się nad swoim losem. Po ojcu? Ojciec nawet na oczy nie widział nigdy wojny. Nawet zwykłej bójki. Chyba można pokusić się o stwierdzenie, iż była to swego rodzaju pokraka, która ceni sobie bardziej pracę na roli, aniżeli władanie domownikami, jak to przystało na głowę rodziny. Młodziuteńka Maya pojmowała coraz bardziej z dnia na dzień, że ten świat nie został usłany różami, a przynajmniej nie dla niej. Zawzięła się i przyrzekła, że nigdy nie będzie oglądać smutnych twarzy swych rodziców. Co w takim razie postanowiła robić? Niestety, ale musimy wkroczyć na czarne zakątki charakteru dziewczyny. Bowiem czymże jest życie bez chociażby ODROBINY adrenaliny? Tak właśnie tłumaczyła sobie różne drobe, bądź większe występki, jakimi były kradzież chleba, jabłek, pomidorów, zastraszanie swoich rówieśników, aby trzymali gęby na kłódkę, co w zasadzie brzmi dość zabawnie, kiedy mówimy o siedmiolatce. Najbardziej jednak przypadały jej do gustu bójki. I nie takie zwykłe bicie na oślep, bądź czym popadnie. "Kij, maczuga, miecz, kamień? Nazywasz to bronią? A może pokażę Ci, co potrafię moje pięści i nogi, hę?!" - tak odpowiadała Maya na komentarze dotyczące braku jakiegokolwiek oręża. Często mówiła, że woli wiedzieć na co stać jej ciało, a nie broń. Nigdy nie starała się zrozumieć, dlaczego inni korzystają z pomocy prostackiej broni. Miecz to nie ręka, a maczuga to nie noga. Jak w takim razie człowiek ma wiedzieć w jakim jest stanie jego oręż? Dziewczynka wiele się nauczyła przez te sześć lat, kiedy "pomagała" rodzinie w różnoraki sposób. Lecz co było najdziwniejsze? To, że udawało jej się polepszać dobrobyt rodziny. Nawet Ci ludzie, którzy z początku byli negatywnie nastawienie do kolejnego dziecka tej rodziny, powoli zaczynali zmieniać zdanie na takie, że może jednak coś z najmłodszej pociechy będzie.

    Maya wiedziała już całkiem sporo o standardach, w których żyła, jak na jedenastoletnią dziecinę. Miała pojęcie czym jest kradzież, czym jest poświęcenie - chociaż nie do końca - a nawet czym cechuje się zawziętość. To właśnie ona pozwalała Mayi trzymać się postawionych sobie celów. "Jeśli coś nie uda mi się za pierwszym razem, to za drugim zrobię to dwa razy lepiej!" - z takim nastawieniem stawiała czoła każdemu wyzwaniu. Na tym etapie życia, w dziewczynce zaczynał kreować się zadziorny charakterek. Odpyskiwała różnym osobom nie zważając ani na wiek, ani na pozycję, ani na majętność. Zaczęła chodzić własnymi drogami, ponieważ - jak to mówią - "z kim przystajesz, z takim się stajesz", a ona nie chciała zamienić się w typową gosposię. Po prostu jej to nie odpowiadało. W jej ruchach zaczęła się uwidaczniać precyzja. Biegała. Dużo biegała. Nie tylko przez to, że chciała, lecz także przez fakt, iż musiała. Musiała uciekać. Za każdym razem, kiedy kradła, bądź uliczna straż siedziała jej na ogonie, nie było takiej uliczki, żeby młoda Maya nie dała rady uciec przed prześladowcami. Co najdziwniejsze, zawsze towarzyszył jej szeroki uśmiech. Traktowała takie gonitwy bardziej jak zabawę, urozmaicenie dnia, bądź "odpoczynek" od codziennego, żmudnego treningu. Czemu tak? Ponieważ ta "nieznośna" czternastolatka ceniła sobie zmienność. Nie charakteru, lecz wrażeń, które dostarcza jej dzień. Zawsze jakoś udawało się Mayi zgubić strażników w biedniejszych częściach dzielnicy, ponieważ znała je jak własną kieszeń. Już wtedy zorientowała się, że lepiej jej wszystko wychodzi bez butów, aniżeli z nimi. Można podnieść coś bez schylania się. Czujesz dziko rosnącą trawę, rozgrzane ulice, dachy i inne takie przyjemne według Mayi korzyści idące z braku filców.

    Szesnaście lat, to wiek, w którym Maya postawiła sobie za cel kompletną samodzielność. Tak, stała się indywidualistką. Niemniej nie przeszkadzało to dziewczynie w zawieraniu znajomości. Raczej unikała jakiekolwiek żywe istoty, poruszając się pod osłoną cienia, bądź własnych ulic i uliczek, przejść, zakamarków, dróżek i innych. Istny samotnik. W tym wygodnym jak dla Mayi wieku, zaczęła wdawać się w nielegalne zarobki i zdobywanie poważania u nie tych osób, co trzeba. Dziewczyna nigdy nie była zwolenniczką przestrzegania prawa i poddawania się jakimś zasadom. Chciała być ponad prawem? Po części tak, a po części nie. Wolała uznawać "indywidualne bezprawie", stając się przy tym zwykłym złoczyńcom. Upodabniając się do tych, którzy kradną, krzywdzą niewinnych, zabijają bez jakiegokolwiek "ale", nie zaprzątają sobie głowy czymś takim jak litość, przebaczenie i inne. Mimo tej czarnej strony postępowania Mayi, była ona całkiem wesołą osóbką. Nie zabijała, bo po pierwsze nie miała do tego powodów, a bo drugie nie uważała to za konieczność. Trudno sobie wyobrazić mordującą szesnastolatkę. Wątłe, acz w miarę umięśnione ciałko, nienawiść do broni białej, a więc skazanie na użytek tylko ciała, niewielki wzrost. Maya po prostu nie była stworzona do zabijania. Do bicia aż do utraty przytomności - tak. Po części dlatego, że był to wymóg niektórych zleceń branych z najniższych warstw społecznych. I tak też mijał jej czas... wesoło, acz nie koniecznie przyjaźnie dla otoczenia...

    - Psst! Rico! - rozległo się którego dnia ciche nawoływanie mężczyzny w kwiecie wieku. Brodaty, z typowym "gniazdkiem" na czubku głowy, lekko grubawy i tylko z jednym szkiełkiem, aby ułatwiać sobie pracę - Rico, tutaj!
    - Hęęę? - rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nie był pewien o co chodzi. Jakiś głosik i tyle - Kurde.. już kompletnie mi się powaliło?
    - Rico, no tutaj!! - mężczyzna w tym czasie obrócił głowę w stronę krótkiego puknięcia w uchylone okno i jego oczom ukazała się roześmiana twarzyczka - Masz to?
    - Aaaa, toż to Maya! - stęknął, jęknął, charknął, bąknął, aż w końcu podniósł swoje cielsko z krzesła i zaczął kroczyć w stronę drzwi. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni klucz, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak miedziany. Przekręcił go w zamku, pociągnął mocniej za klamkę, aż w końcu powiedział otwierając przy okazji drzwi - Wejdź do środka, szkrabie. Rico zawsze ma czas dla małej Mayi. - po czym ta właśnie dziewczynka wgramoliła się do zakładu krawieckiego Rico. Dokładnie tak. Rico, z zawodu krawiec, jako hobbysta - kowal.
    - Wcale nie małej! - naburmuszyła się i wydęła policzki, krzyżując ręce na piersiach. Przemaszerowała przez pomieszczenie i usiadła na jakimś wolnym krzesełku.
    - Ach, no tak! Głupi ja, głupi ja. Przecież Tyś dorosła, wysoooka jak dąb i do tego obeznana ze światem! - wymieniał po kolei z narastającym, zabawnym sarkazmem, przy okazji czochrając czuprynkę dziewczyny.
    - Ricoooo!~ - wydała z siebie Maya, będąc lekko poirytowaną zachowaniem mężczyzny. Wiedziała, iż sobie żartuje, chociaż ona i tak tego nie lubiła.

    Zawsze powtarzała, że coś małego też jest zdolne do rzeczy wielkich i ona będzie tego przykładem. Ten zaś od razu rzucał jakimś żartem, bądź czymś w rodzaju docinka, aby wkurzyć dziewczynę. Nie po to, by zrazić ją do siebie, lecz dlatego, że zabawnie wygląda, kiedy się naburmusza. Rico był w zasadzie jedyną osobą, do której Maya przychodziła w czasie wolnym od nielegalnej roboty. Sześćdziesięcioletni mężczyzna nie pochwalał tego, jednakże postanowił nie mieszać się w ambicje dziewczyny, skoro obrała sobie właśnie taką ścieżkę w życiu. Wspierał ją, dawał rady, opowiadał bajki, legendy, przeróżne mity, pomagał jej trenować.

    - Już się nie burz, Mayu. Przecież dobrze wiesz, że tylko żartuję. - mężczyzna ocierał jeszcze oczy z łez, kiedy szedł na zaplecze. Chichotał trochę, ale już nieznacznie, aby przejść do rzeczy ważniejszych. Maya natomiast tylko przewróciła oczami z krzywym uśmiechem, chociaż w jej oczach dało się widzieć radość z rozmowy z - jak ona to mówi - "starcem". Rico wrócił za jakąś minutę, lub dwie, z brązowymi, skórzanymi nagolennikami - Oto one. Co prawda nie pierwszej klasy, ale lepsze to niż jakieś inne ochraniacze na piszczele.
    - Nagolenniki, Rico. N a g o l e n n i k i. - capnęła je momentalnie i już zaczęła przymierzać. Podwinęła spodnie aż do kolan i sprawdzała czy pasują.
    - Nagoniki, tak, tak. Rozumiem. Przecież to oczywiste. - znowu zaczął z tym typowym dla niego sarkazmem - Tylko powiedz mi jedno, Mayu. Przecież to jest skóra. Nie sądzisz chyba, że zatrzymasz tym miecz, co? Prędzej połamałabyś sobie kość. - zapytał w trosce o jej bezpieczeństwo. Cały Rico.
    - Oczywiście, że nie. Ważne, że jest w miarę twarde. Od tych z mieczami będę uciekać, nie martw się! - uściskała mężczyznę o dwie głowy wyższego i kilka razy tęższego, po czym opuściła nogawki, aby ukryć skórzane cudeńka. Wyleciała z zakładu krawieckiego jak z procy, a w progu jeszcze tylko pomachała, przy okazji żegnając starca radosnym uśmiechem.

    Rok temu. No, a dokładniej, to półtorej roku temu. Młoda Maya ukończyła wtedy osiemnaście lat i zaszyła się gdzieś w lesie. Wschodnia część Akilii, z tego co jej było wiadomo. Nie dawała o sobie znaku życia, jeśli chodzi o rodzinę i sąsiadów. Jedyną osobą, która wiedziała o istnieniu dziewczyny, był nie kto inny, jak sam Rico. Czy daleko domu? Nie. Może pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt kilometrów. Czy radziła sobie? Radziła. Ale cóż to tak właściwie znaczy? Zdobywać pieniądze, żywić się porządnym jedzeniem, mieć dom, pracę? A może najzwyczajniej w świecie żyć na tyle, ile wystarcza to, co zdobyliśmy w danym dniu? Jedzenie - nic prostszego. Pójść do okolicznej wioski, ukraść coś, walczyć za pieniądze, pobić tego i tamtego w zamian za jakąś kwotę i wszystko jakoś sprowadzało się do możliwości zapewnienia sobie czegoś na ząb. Miejsce zamieszkania? Trudno powiedzieć. Było to coś na rodzaj namiotu, chociaż strasznie nietypowego. Higiena? Płynął nieopodal całkiem czysty strumyk, tak więc nawet z tym nie było większego problemu. Co było powodem wyboru takiego stylu życia? Tutaj wszystko sprowadza się wszystko do jednego czynnika - kształcenie się. I nie, nie chodzi wcale o widzę typu książki, książki i jeszcze raz książki, aby stać się typowym jajogłowym. Może "kształcenie się", to niepoprawne słowo. Bardziej dokładnym będzie "szlifowanie ciała". Bowiem właśnie tutaj, na terenie tego lasu, Maya była w stanie szkolić się w tym, co uwielbiała najbardziej - walką na gołe pięści i nogi. Biegała, aby wyrobić sobie kondycję. Kopała i biła drzewa, wykonując przy tym opracowane przez siebie pozy. Z biegiem czasu wykształciło się jej to poczucie, że słowa, które powtarzała od gówniarza, a były nimi "Małe potrafi wiele i ja będę tego istnym przykładem.", mogły się stać się prawdą. Dążyła do tego celu prawdopodobnie nie dokładnie tą ścieżką, którą powinna, jednakże samorealizacja jest najważniejsza. Doszła też w końcu do tego, że bardziej opłaca się jej szkolenie nóg, skoro już skupia się na walkę tylko nimi, aniżeli rąk. Te drugie będą potrzebne tylko do pomocy. Spędziła w taki sposób blisko półtorej roku. Ćwicząc, opracowując nowe pozycje, dopracowując kroki w walce, uzależniając się od samotności i indywidualności. Przez te długie i wydawałoby się, że najdłuższe półtorej roku jej życia, nie widziała się z Rico ani razu.

    - Hia!! - rozległ się głośny, w miarę groźny krzyk w dotychczas głuchej dziczy lasów Akilii - Ała, ała, ałaa~ - Maya zaczęła syczeć z bólu, kiedy złamała dwucentymetrową belkę z drewna przy użyciu nogi. Instynktownie przytuliła się do promieniującego miejsca i energicznie pocierała. Czy pomagało? Ani trochę. Tutaj przydałaby się zimna woda i bandaż. Oczywiście obydwie te rzeczy znalazłyby się szybko, jednakże jak to zwykle było z myśleniem Mayi - zero oszczędzania się. Jakiś tam pierwiastek radości powstał po spostrzeżeniu złamanej belki, chociaż to i tak nie było to, czego oczekiwała - Cholera no! Nie potrzebnie się dzisiaj tak męczyłaaAaa ałaa~ - i znowu zasyczała z bólu, kiedy próbowała się podnieść. Niestety, ale jednak wbrew swoim zasadom musiała skorzystać z bandaża. Pozbierała się do kupy i zasiedziała się - uwaga, uwaga - myśląc. Łagodnym, dziecięcym wzrokiem błądziła po ziemi - Półtorej roku... - spojrzała na swoje dłonie i nogi. Zadrapania, lekko widoczne siniaki, zaczerwienione miejsca, które ukazywały codziennie znoszony trud poprzez postawiony sobie cel - Półtorej roku... - powtórzyła Maya i przełknęła delikatnie ślinę - ...a minęło jak dziesięć... - dopowiedziała krótko. Momentalnie jednak zabrała wszystkie swoje rzeczy, w których skład wchodziło dzienne ubranie, płaszcz, krzesiwo, woda i inne takie, po czym ruszyła w kilkugodzinną wędrówkę do starego, dobrego Rico. Uliczki pamiętała tylko połowicznie, więc zajęło jej to trochę dłużej niż zwykle, zanim dotarła na miejsce. Raz zabłądziła, drugi raz zawędrowała nie do tego domu co trzeba, jednakże w końcu znalazła całkiem spory szyld z napisem "Zakład Rico - krawiectwo". Złapała za klamkę i niepewnie pchnęła drzwi, które srogo zaskrzypiały.
    - Rico? - rozbrzmiał w pomieszczeniu słodki głosik dziewczynki - Jesteś tu? - i znowu. Światło było zapalone. Chociaż... było tutaj pełno brudu i trochę porozwalanych rzeczy. Niby to naturalne w zakładach krawieckich, ale nie u Rico. Coś tu było nie tak... albo może gdzieś wyszedł? Jak najciszej, jak najwolniej, Maya stawiała swoje gołe stópki na drewnianych panelach pomieszczenia, lustrując błyskotliwymi, a zarazem bojaźliwymi oczyma otoczenie. Wyglądało to jak istne pobojowisko. Nawet drzwi na zaplecze były wyłamane z zawiasów i przerobione na wióry. Na środku biurka, na którym zawsze stała maszyna krawiecka, leżały jakieś czarne maleństwa. Oczywiście podeszła tam z czystej ciekawości. Ta niewinna nadpobudliwość, którą ukazywała Maya, niosła także ze sobą nieodpartą ciekawość do wszystkiego, co obce/nieznane. Zauważyła obok kartkę, na której ktoś nabazgrał coś węgielkiem. Było tego dużo. Najpierw bez czytania przeleciała wzrokiem bo obu stronach i poznała, że pismo było nieco podobne do Rico. Tylko... jakieś takie zniekształcone...

Droga Mayu,

Jeśli czytasz ten list, to zapewne wróciłaś do domu. Szkoda tylko, że tak późno. Czemu tak długo Cię nie było? Wszyscy się o Ciebie zamartwiali i sądzili, że umarłaś. Nawet ja powoli zaczynałem w to wierzyć... Nie mogę się nadziwić jak przez te wszystkie lata wyrosłaś na piękną dziewuchę, która radzi sobie w życiu jak żadna inna. Czy mogę powiedzieć wyjątkowa? Tak, chyba mogę. Przez ten cały czas, kiedy widziałem Twoją roześmianą buzię, rodziło się we mnie poczucie, że jesteś jedyną osobą, dla której taki starzec jak ja może jeszcze ruszać swoje cztery litery tu i tam. Naprawdę czułem się dzięki Tobie jak prawdziwy ojciec, Mayu. Jestem w stanie chyba śmiało stwierdzić, że znałem Cię lepiej niż ktokolwiek żyjący na tym świecie i nikt mi nie wmówi, że jesteś kolejną skazą swojej rodziny. Pamiętaj, moje dziecko: jeśli ktokolwiek będzie chciał Ci wmówić, że jesteś wyrzutkiem, to zrób to, czego stary Rico Cię nauczył! Podbiegnij, powal tą osobę na łopatki jednym, mocarnym kopnięciem, napluj mu w twarz, wyszczerz zęby i bądź dumna z tego, jaką jesteś! Może i nie byłem najlepszym wychowankiem, moja droga, ale widziałem, że nie potrzeba Ci zbyt dużo. Żyłaś chwilą, cieszyłaś się z wszystkiego i wolałaś samodzielność. Już nie będzie nam dane się spotkać, bo mój czas dobiega końca, z tego co mówił mi Earl... pamiętasz go? Lekarz. Dobry człowiek. A przynajmniej nie wymienimy spojrzeń na tym świecie...

PS. Skorzystałem ze wszystkiego co zdołałem wyskrobać i wykonałem dla Ciebie te oto karwasze oraz nagolenniki. Ha! Pierwszy raz dobrze to napisałem. Wiesz, ile musiałem się natrudzić, aby to zapamiętać? W podzięce za to, że mogłem spotkać tak niesamowitą osobę jak Ty. Wiem jak bardzo cenisz sobie takie dziwactwa, więc postarałem się jak najbardziej mogłem, aby były przypadły Ci do gustu. Idź w świat Mayu. Idź w świat i nie oglądaj się za siebie. Pamiętaj o swoim postanowieniu: "Małe też jest w stanie dokonać czegoś wielkiego." I tak, Ty będziesz tego przykładem, Mayu. Proszę Cię o jeszcze jedno... oszczędź swoje drogocenne łzy na mnie...

~Twój stary, dobry przyjaciel Rico


    Maya... siedziała wpatrzona w kartkę... Nie drgnęła nawet o milimetr. A przynajmniej nie do czasu, kiedy w gardle zaczęło ją ściskać, a pierwsze gorzkie łzy spłynęły po delikatnym, dziecięcym policzku, tańcząc niezdarnie na koniuszku brody, aż w końcu uderzyły o świstek papieru. Dziewczyna powolnym, bezradnym ruchem opuściła ciało na blat, opłakując utratę jedynej osoby, która naprawdę ją rozumiała. Która potrafi powiedzieć coś dobrego NAWET, jeśli ta zrąbała coś po całości. Taka strata boli... Rozszarpuje swymi ostrymi jak brzytwa pazurami serce, otwiera je i zatruwa jadem, który nigdy nie znika, lecz pozostaje aż do śmierci. Wstała, otarła twarz, założyła "prezent" od Rico i jeszcze raz, ostatni raz, zaczerpnęła zapachu zakładu, w którym przebywała tyle czasu, że nie da rady tego zliczyć. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła na zachód w nieznane...
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL


"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,09 sekundy. Zapytań do SQL: 14