Ogromna Cytadela bez swoich lochów była by niekompletna.
Lochy były kompleksem korytarzy, cel, sali tortur i przesłuchań. Trafiali tutaj najgroźniejsi kryminaliści w Telding. Więźniowie mogli tutaj znaleźć głównie szczury, pleśń i cały katalog chorób.
***
Argon obudził się w celi. Był ubrany w jakieś szmaty. Nie miał przy sobie nic z ekwipunku. Głowa pulsowała mu tępym bólem. Leżał na jakieś kupie słomy, siana i odchodów. Gdzieś w rogu dostrzegł pustą i wyszczerbioną miskę ze szczurem śpiącym w środku. Ściany były murowane, wejściem do celi były ciężkie, stalowe drzwi z zamkniętym aktualnie wizjerem. Jedynym źródłem światła była brudna pochodnia wisząca przy przeciwległej ścianie. Poczuł ból w stopie. To jakiś szczur obgryzał mu palce...
_________________ Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata
Argon odruchowo ruszył nogą i kopnął szczura. Tym samym poczuł ból. Przeraźliwie jęknął.
- No maleńki...Nie jestem jeszcze trupem. Jeszcze...
Mijały kolejne minuty. Człowiek, przykryty sianem, spędził godzinę na odganianiu się od szczurów i pół-drzemce. Z wyczerpania organizmu zresztą. Nie chciał otwierać ponownie oczów . Chciał, by wszystko skończyło się dobrze. Zasnął ponownie...
***
Głośny trzask krat w oddali wyrwał człowieka z błogiego snu. Przetarł oczy i spróbował wstać. Nic z tego. Powoli jednak coś sobie przypominał. Wyprawa...podziemia...towarzysz...księga...błysk...kapłani...rękojeść miecza.
Ale co tu się stało? Dlaczego przeżył? Co robili kapłani w cytadeli, która wyglądała jak pole bitwy? te pytania dręczyły Argona równie mocno, co pulsujący ból w skroniach. Musiał odnaleźć zleceniodawcę tego feralnego zadania, na które się zgodził.
W końcu, ponownie postanowił wstać. Zrobił to bardzo powoli, bo czuł, że ból w głowie go rozsadzi od środka. W końcu zaczął coś kojarzyć. Wstał i podszedł do oświetlonej części krat.
- Hej! Jest tam kto?! Wypuśćcie mnie! Gdzie są moje rzeczy?! To bardzo ważne!!
W krzyk włożył dużo energii. Po chwili znów upadł.
PS: Fauście, dostaniemy jakiś exp za to 2-miesięczne zadanie?
Oczywiście, ale dopiero jak się quest skończy. On jeszcze parę postów potrwa.
- Cicho diabelski pomiocie. - odezwał się ponury i suchy głos - Ciesz się że jeszcze żyjesz! Normalnie za to, co zrobiłeś, powinieneś już być martwy. Ale przez wojnę potrzebujemy każdego człowieka. A ostatnio o skazanych na śmierć, którzy bez gadania wypełnią samobójcza misje jest trudno he he. Tak właściwie to Ci nie zazdroszczę. Będąc już martwym nie musiałbyś się martwic o nic. A tak zginiesz w okropnych męczarniach u orków albo na innych paskudztwach, gdy wyślą Ciebie na "misje".
Jakieś oczy pojawiły się w wizjerze
- Aaaa... Tutaj jesteś. No dobra - drzwi się otworzyły - wychodzimy.
Strażnik miał około 40 lat. Był ubrany w standardowy mundur strażnika. Nosił kolczugę i płaty skórzane. Przy pasie miał zawieszony sporych rozmiarów topór.
_________________ Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata
Argon wstał. Na widok człowieka straży miejskiej od razu zrobiło mu się lepiej.
- No nareszcie...jakiś normalny człowiek. Proszę mnie zaprowadzić natychmiast do dzielnicy świątynnej. Kapłani ze Świątyni Angrogha wszystko wam wyjaśnią i poręczą za mnie...
Wtedy człowiek zauważył dziwny wyraz na twarzy strażnika. Jakby nie wiedział o czym on mówi.
- Oj chłopie. Żal mi Ciebie. Nawet się nie dowiesz co tutaj się wydarzyło. Tak mało czasu Ci zostało. Chociaż może lepiej nie wiedzieć?
Z zadumy wyrwało strażnika pytające spojrzenie Argona.
- No dobra. Chodźmy. Idziemy na Twój proces.
Chyba walnę Ci dodatkowy exp za klimatycznośc
Jak chcesz to teraz możesz napisać swoje przemyślenia czy coś. Ja nie wiem czy zdążę dzisiaj kontynuować Twój wątek, ale spróbuje.
_________________ Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata
- Zaraz, zaraz...proces? Jaki proces? Co ja zrobiłem? Dostałem tylko poufne zadanie ok najwyższego kapłaństwa Angrogha! Nie możecie mnie sądzić!
Strażnik złapał Argona za prawy bark i wyciągnął go szybko z jego celi, jednak ten się cały czas wyrywał i krzyczał.
- Nie szarp się, maleńki. Mam za sobą 20 lat służby więziennej. Jeszcze nie takich byczków prowadziłem...spokojnie. Wszystko będzie w porządku...
Argon czuł, że to ostatnie zdanie strażnik powiedział tylko dlatego, żeby się nie wyrywał. Człowiek coraz bardziej się bał. Przez ostatnie 24 godziny tylko takie uczucie mu towarzyszyło - strach. Czuł, że jak tak dalej pójdzie, skończy w wariatkowie...
...Orkowie? Jacy orkowie? Przecież te bestie są w lasach, daleko stąd. O czym ci wszyscy ludzie mówią? A jeśli jednak orkowie zaatakowali? To by tłumaczyło, dlaczego kapłani utrzymują barierę. Ale zaraz! To przecież niemożliwe...Haha, no pewnie. Gdzie by orkowie weszli do miasta, haha. To przecież oznaczałoby jedno - koniec ludzkości...
Te wszystkie myśli kłębiły się w umyśle idręczyły Argona coraz bardziej. Czuł się taki bezradny...Na Angrogha, tak bardzo chciał usłyszeć od kogoś prawdziwe "Wszystko będzie w porządku"...
Lochy składały się z dwóch szerokich korytarzy, które przecinały się, tworząc charakterystyczną literę "L". Wzdłuż nich, po obu stronach znajdowały się małe i większe cele, chociaż większość z nich była i tak pusta. Strażnik i Argon szli dalej. Co jakiś czas do niektórych krat podchodziły różne osoby i z dziwnym wyrazem twarzy patrzyli się na Argona.
Wydawało mu się, że te lochy nie mają końca, jednak po kilkunastu minutach i kilku szarpaninach ze strażnikiem, wreszcie dochodzili do pewnych starych, zniszczonych, drewnianych drzwi...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach