Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Świadomy sen Raven
Autor Wiadomość
Kalkstein 
Alchemik



Dane w grze
Rasa: Człowiek
Miano: Raven
Pełna KP

 
Wiek: 30
Dołączył: 24 Lut 2013
Posty: 205
Skąd: Obywatel Świata.
Wysłany: 2013-06-19, 18:08   Świadomy sen Raven

Uczucie wznoszenia to pierwsze, co poczuła. To było dziwne, jak zawsze zresztą. Pamiętała, jak niegdyś dookoła nie było niczego poza najciemniejszą czernią. Nicością. Teraz jednak w oddali coś majaczyło. We snie nie potrzebowała nóg ani skrzydeł. Momentalnie zmniejszyła dystans do obiektu, którzy wraz z malejącą odległością prezentował swoją budowę. Wielka, gigantyczna wręcz sfera z jednolitej materii. Czy aby na pewno jednolitej? Uważny obserwator mógł ujrzeć kilkumetrowej średnicy kręgi na powierzchni kuli i zastanawiać się czy nie służą one czemuś więcej jak ozdobie. Mniej spostrzegawczy… cóż, trudno było nie zauważyć platformy wyrastającej wprost z obiektu. Ta pojedyncza narośl zawierała idealnie płaską powierzchnię. Tak gładką, że można by używać jej jako lustra. Na środku platformy leżał z kolei pięknie zdobiony, inkrustowany pentagram portalu do środka. Wylądowała tuż przy nim ledwo dotykając palcami stóp tafli. Znaki na obrzeżach lekko się jarzyły. Miała gościa.

Zechciała otwarcia przejścia i zdobienia pentagramu zajarzyły się błękitem a w jego środku materia się zapadła i odsłoniła lej prowadzący do środka. Bez wahania podleciała do krawędzi i pozwoliła sobie spaść w głąb portalu. Uczucie wywrócenia na nice. Jak zwykle.

Gdy otworzyła oczy po raz kolejny znajdowała się już w środku Sfery. To było niezwykłe miejsce. Jej wewnętrzne ściany były pokryte labiryntem murów, żywopłotów i bibliotek.
Okazy każdego stworzenia o jakim kiedykolwiek słyszała były tutaj i żyły w korytarzach tego niezwykłego miejsca.
Każda roślina, która opisana została w starych księgach tutaj dostawała swoje życie i mogła się rozwijać.
Każde zdarzenie, jakie kiedykolwiek przeżyła było zapisane na jednej ze stron tego księgozbioru.
To była Sfera. Świat, który był jej własnym dziełem.

Uwagę przykuwało jednak najpierw coś innego. Druga kula znajdująca się dokładnie pośrodku całego kompleksu. Choć grawitacja była tutaj bardzo umowną rzeczą, to była jakby zawieszona na sześciu zrośniętych z nią, obsydianowych kolumnach. Pięknych, zdobionych w lecące kruki belkach wulkanicznego szkliwa. Sama Sfera w środku też była pokryta czernią. Nie było jednak widać żadnego wejścia ni platformy, ta kula była całkowicie gładka i odbijała światło jak lustro. Jak tam dotrzeć? Co znajduje się w środku? Żaden z obserwatorów nie miał szansy tego dociec.

Posadzka i ściany były wyłożona niezwykłym kamieniem, który wytwarzał światło. Niegdyś znany wynalazek, teraz padały w mrokach niewiedzy istniał tylko we śnie lekarki. Smutne.
Kiedy to pomyślała z cichym sykiem narodził się obok niej gremlin. Jeden z wielu, które chodziły po korytarzach jaźni. Stworzenia tak dawno niewidziane w jej świecie stały się uosobieniem przemyśleń i pomysłów.
-Wróciłaś, Pani.

Dziewczyna nawet nie musiała się odwracać w stronę głosu. Wiedziała, że dworskim ukłonem przywitała ją Kultura. Kultura, Lojalność, Gniew… Postaci o jej wyglądzie, antropomorfizacje jej cech osobowości. Żywe esencje kolejnych warstw jej charakteru ożywały i karmiły się wyborami swojej pani. To była ona w dziesiątkach odcieni- mszcząca się, ale i wybaczająca. Gniewna i spokojna. Zimna i łagodna. Póki człowiek nie pozwoli swojemu charakterowi ożyć, dopóty nawet nie ma szans poznać ogromu swoich sprzeczności. Nie zaszczyciła Kultury nawet spojrzeniem. Nie musiała.
-Masz gościa, Pani. Oczekuje w Błękitnej Bibliotece.

Znowu nie musiała nic mówić. Jej wcielenie wiedziało, że spełniło swoją powinność i… kulturalnie nie dopraszało się o potwierdzenie odbioru informacji. Zrodziło się jeszcze w Verragorskim pałacu i widziało ją przez całe dorosłe życie. Nauczyło się wiele, również tego, kiedy należy się w obecności wielkich zamknąć. Imiona nie były tylko imionami. To były definicje.

Raven wylądowała do końca na podłodze i powolnym chodem ruszyła ku gościowi. Mijała stojące po bokach skrzydlate zbroje z czarnej stali, kiedy trafiła na starego gremlina układającego książki na półce. Przypomniała sobie jego myśl. Brzmiała „Powinnam mieć nowe buty”. Ciekawy zbieg okoliczności, właśnie potrzebowała nowej pary. Kiedy odchodziła dalej odmłodzone już stworzenie było w pełni sił i ze zwiększoną energią przykładało się do pracy.

W końcu dotarła do Błękitnej Biblioteki. Czemu błękitnej? W miejscu gdzie grawitacja i kompas przestają mieć rację bytu mapę sektorów najlepiej oznakować barwami. Chodząc między lazurowymi regałami trafiła w końcu na tego który postanowił złożyć jej wizytę. Przeglądał jakąś książkę i mamrotał do niej dziwne słowa. A wyglądał jak… Eri. Zauważył ją zanim zdążyła powiedzieć słowo.
- Robisz postępy. Ostatnim razem kiedy cię odwiedziłem mogłem złamać twoje zabezpieczenia w minutę. Teraz potrzebowałbym na to paru godzin. W ogóle ile czasu minęło od naszego ostatniego spotkania?-Pokazał jej pustą, niezapisaną kartami księgę.

-Zbliża się rok od Błysku, a ty odwiedziłeś mnie w przeddzień.- wzięła od niego wolumin, zamknęła i potem otworzyła. Wspomnienie się już nie maskowało i wyraźnie widziała siebie jedzącą jabłko. Wspomnienia bywają banalne. Podniosła wzrok – Czemu mnie ostrzegłeś, że ojciec spróbuje mnie zabić?

Gość podniósł głowę. Wyglądał dokładnie jak Eri, choć oczy były puste i nieruchome. Nadrabiały to usta, które w niezwykły sposób zwracały na siebie uwagę. Jego po prostu chciało się słuchać. Jak zwykle. Uśmiechnął się.
-Czemu pomogłem swojej małej uczennicy? Dobrze, opowiem, ale trochę to zajmie. Masz ochotę na mały spacer?

-Z tobą? Z przyjemnością.-odłożyła książkę na stolik i poprowadziła przybysza między półkami aż barwa mebli nie zmieniła się w ogrodową zieleń roślin i szmaragdu. Kiedy odeszli z biblioteki wypucowana dłoń wyczyściła księgę i odłożyła na właściwe miejsce. Schludność jak zawsze czuwała nad porządkiem w Sferze.

-Więc… pytasz czemu ci pomagam, choć według wszelkich prawideł jestem potworem, którego musisz się bać? Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Ojciec zaczął cię kroić, a ty modliłaś się do pozostałych z trójki aby przestał, ale oni nie odpowiadali. Minęło tak jakieś pięć lat, czyż nie? Bliska obłędu poważyłaś się na ostateczność i wezwałaś Pana Mroku. Kiedy jednak wysłał mnie, abym skusił cię paktem nie chciałaś siły, ani zemsty. Prosiłaś o coś niezwykłego- o koniec bólu. Dziecko, które nie powinno było już pamiętać ni czuć miało w sobie tyle siły, aby zaniechać zemsty. Hah, to mnie zaintrygowało. Nie zabrałem cię, zgarnąłem za to do Piekieł duszę jakiejś wieśniaczki, która akurat umierała w pobliskiej wiosce. Ciebie zaś postanowiłem poznać, a parę lat później uczyć.

-Czyli zamiast mnie na wieczną niewolę udała się niewinna kobieta?

Przybysz tylko pokręcił głową.
-Ona już jest wolna. Jej duszę wtłoczono w jednego z zombie, które zaatakowały Akilę. Kiedy nastał Błysk część dusz po prostu spaliła się na miejscu, ale i tak pozostało ich wiele. Pierwsza po wybuchu pojawiła się jednak na pobojowisku Grabia.- Spojrzał jej głęboko w oczy, choć jego własne były puste i bezbarwne. Tylko usta zdradzały cień satysfakcji- tam gdzie kroczy Śmierć władzy nie ma żaden z braci. Praktycznie wszystkie uwolnione dusze przeszły to, co niektóre sekty zwą ostateczną granicą. Nie przeczę jednak, ta kobieta nieco się nacierpiała dla twojej wolności.

-Nadal mi jednak nie wyjaśniłeś, czemu nauczyłeś mnie chociażby ignorować ból, Shaidzie.

-Ach tak… Wiesz zapewne jak czasami mnie nazywają. Mroczny Świadek, Głód Duszy… Każdej nocy, kiedy tylko mogłem, obserwowałem cię, kiedy byłaś krojona. Widziałem twoją walkę i… miłość do swojego ojca-oprawcy. Byłem świadkiem, jak każdego ranka budzisz się i próbujesz walczyć z tym, co będzie miało nastać. Obudziłaś we mnie jakąś czułą nutę. Hahaha! Zabawne. Ten który z całej dawnej jedenastki miał być zawsze zimny i nieprzejednany niczym bryła lodu dał się ponieść emocjom. Ale tak to się właśnie zaczęło.

-Więc swoje życie zawdzięczam nagłemu przebłyskowi litości.

-Tak, można to tak ująć. Nic bym jednak nie zrobił gdybyś sama nie miała dosyć woli. Ja otworzyłem drzwi, ale to ty wykonałaś krok przez próg. –podniósł palec do góry- Pierwsza zasada kuszenia. Pamiętaj że zawsze to ty podejmujesz ostateczną decyzję. Nikt inny.

Przeszli przez ogród botaniczny i wkroczyli do kolejnej części kompleksu. Zalana karmazynowymi barwami pracownia, gdzie stado gremlinów cierpliwie kuło figury z kawałów przeróżnych materiałów. Głównie kruki- symbol rodu, ale zdarzały się także figurki ludzkie i inne. Obok walała się sterta planów kolejnych rzeźb, jak i puste, niezapisane pergaminy. Dziewczyna ruchem dłoni uniosła arkusz i wyrysowała na nim obraz Świadomego elfa w niezwykłej zbroi. Wzięła także drugi i przelała na niego obraz niedawnego przeciwnika z podziemnej jaskini. Dopiero potem zauważyła, że wargi Emisariusza uformowały regularne „o”
-Ty tam byłaś?! Całe piekła aż huczą od plotek na temat tego, co naprawdę się stało z markizem, a teraz dowiaduję się, że ty tam byłaś i pomogłaś go ubić?! –zamiast zdziwienia usta uformowały szeroki uśmiech, a ręce zaczęły klaskać- No no no… Zaskakujesz mnie moja droga. Neatel był potężnym magiem. Nie wiem czy nie byłby w stanie pokonać nawet co słabszych książąt Otchłani. Przyczyniłaś się do paru ciekawych zmian w rozkładzie sił. Widzisz, piekielna polityka jest bardzo podobna do tej w Ederanie. Z tą różnicą, że ta ziemska jest mniej… krwawa. A ja nieco zarobiłem na zakładach odnośnie tej walki, choć stawiałem tylko na Thora. Ktoś, kto oparł się tak silnej magii zasługuje na docenienie. Chodźmy stąd. Widzę, że nie chcesz mi się tłumaczyć, a ja tego nie oczekuję.

Wyszli z powrotem do szmaragdowego ogrodu. W oddali zauważyła Przyzwoitość niby to przypadkiem przechadzającą się po alejkach. W końcu dotarli do altanki z jednolitego kryształu. To było właściwe miejsce na rozmowę.
-Opowiesz mi więc, czego w zasadzie ode mnie oczekujesz? Nie ma nic za darmo, i za wszystko powinniśmy kiedyś zapłacić. Jaka jest twoja cena?

-Od razu do konkretów? Dobrze więc. Chcę, abyś znalazła sposób na moją śmierć.

-Co?

-Dokładnie to, co usłyszałaś. Śmierć, skończenie trudu, przeprawa przez nurty Syil. Chcę, abyś znalazła sposób na przekroczenie przeze mnie ostatecznej granicy.

Choć oczy były martwe widać było po Emisariuszu, że to co mówi sprawia mu ból.
-Ja… pamiętam. Pamiętam swoje życie przed splugawieniem. Nie wiem czy to efekt mojego częstego przebywania wśród ludzi czy silnej woli, ale pamiętam swoją żonę i dzieci. Chcę do nich dołączyć. Zbyt długo już żyłem na tym świecie jako człowiek i jako mroczny posłaniec, aby mieć wątpliwości.

Raven była zdezorientowana. Nie spodziewała się takich wynurzeń.
-Rozumiem, że jesteś zmęczony ale…

-NIC NIE ROZUMIESZ!!! Nie wiesz jak to jest być potworem pamiętającym swoje dawne życie! –opanował się i dalej powiedział już tylko z bardzo cierpka nutą- Nie masz pojęcia jak przerażające jest tracić z każdym rokiem te wspomnienia, które czynią mnie tym kim jestem. Nie mam wieczności, a lata. I nie chcę się stać jak reszta Emisariuszy, rozumiesz?

-Ale… czemu ja? Możesz mieć każdego maga tego świata, a wybrałeś mnie. W czym jestem taka wyjątkowa? Jak niby mam ci pomóc w czymś tak trudnym?

Zagryzione wargi. Trzęsące się ramiona. Shaid, Strażnik Sekretów, jeden z Emisariuszy Cienia właśnie ostatkiem woli powstrzymywał się od płaczu przed śmiertelniczką.
-Dzięki tobie zdobyłem nadzieję. Nie uleczą mnie rytuały Denagogha, ani nie zabiją Anghrogowe. Magowie z kolei niewiele mogą stworzyć. Lepiej im wychodzi niszczenie. Moje istnienie jest już zbyt silnie związane z Panem Cienia, żeby móc się uwolnić konwencjonalnymi metodami. Za każdym razem, kiedy zostaję odegnany odradzam się w studni krwi w dolnych kręgach Piekieł. To po prostu nie działa, a jedynie pozbawia wspomnień. Alchemia jednak… alchemia pokazuje mi inne wyjście. Pozwala ona cofać zmiany, które już nastąpiły. Widzę w tej sztuce szansę na wolność.
Pewnie chcesz się spytać, czy stawiam wszystko na jedną kartę? Cóż… teraz już tak. Wcześniej miałem jeszcze nadzieję w machinie czasu tworzonej przez pewne małżeństwo. Coś jednak pomylili i trafili do strumienia czasu. Nawet nie wiem gdzie ich zacząć szukać. Jesteś teraz moją jedyną szansą.

-Więc to jest twoja cena? Za naukę kontroli nad bólem? Za świadome sny? Za władzę nad ciałem?

-Jak mówiłem, to ty sama to osiągnęłaś. Ja tylko wskazałem ci furtkę. Ale owszem, za wskazanie chcę wskazania. Pokaż mi jak osiągnąć śmiertelność i wolność. Dostarczę każdy materiał i każdy komponent, ale błagam, znajdź lekarstwo na nieśmiertelność. Znajdź innych poszukiwaczy wiedzy i połącz ich umiejętności. Każdy czarodziej, który potrafił stworzyć cokolwiek trwałego za pomocą magii zajmował się badaniem materii od strony naukowej. Ty poszukaj magii w nauce.

Była niepewna. Tak wiele pytań, a tak niewiele odpowiedzi…
-Jak zdołałeś wytrzymać tyle lat? Ja poddawałam się po pięciu, a powiedziałeś, że jestem silna. Jak można znieść tyle lat samotności?

-Jak? Nie wiem. –widać było, że ze sobą walczy. Dłonie zaciśnięte na balustradzie altany tak mocno, że aż było słychać jęk pękającego kryształu- Może to świadomość, że nie jestem jedyny? Eh… widzisz, przysięgi składane z nadzieją nieśmiertelności to pułapki. Myślisz, że nagle zdobywasz potężną władzę, a tak naprawdę na końcu czeka cię pustka, a nie żadne szczęście wiekuiste. Dlatego rozumiem Grabię. Nie, nie rób zdziwionych oczu. Ona też chciałaby w końcu zakończyć wartę. Wiesz, że kiedyś wyglądała jak przepiękna ludzka kobieta? Mężczyźni i niektóre kobiety aż wzdychali na myśl tego, że zabierać ich będzie nieziemska piękność. Coś się jednak zmieniło. Angrogh w swej głupocie dał Kostusze rok prawdziwego życia. To był niezwykły rok. Nikt w ciągu niego nie umarł, choć stoczono wiele walk i wiele sztyletów wbito w plecy. A sama Grabia wykorzystała go bardzo dobrze. Zakochała się, tańczyła, jadła, piła… Słowem: uczyła czym jest życie. Kiedy czas minął trzeba było ją odrywać od ciała wołami.

Shaid pokręcił głową ze smutkiem.
-Pan Światła to głupiec. Zasiał w strażniczce końca ziarno, pasożyta który trawił jej umysł przez lata. Jako Strażnik Sekretów widziałem te myśli. „Stać się człowiekiem”, „Wrócić do niego”, „Umrzeć i się odrodzić”. W końcu Grabia postanowiła popełnić samobójstwo. Rzuciła się z kamieniem młyńskim u szyi w dół urwiska. I jeszcze raz. I znowu. Śmierć wzgardziła Śmiercią, kości łamały się i momentalnie zrastały. To dzięki temu wygląda teraz jak wygląda, choć… pewnie mogłaby wrócić do poprzedniej postaci równie łatwo jak pstryknąć palcem. Lubię myśleć, że każdy jej kulawy krok to wyrzut w stronę Angrogha, że pokazał jej to, czego dzisiaj nie może zapomnieć. Ani zabić.

Więc to tak ma się wydarzyć… Ona, dziewczyna nieznająca wiele więcej od podstaw sztuki transmutacji jest proszona o osiągnięcie czegoś więcej jak mistrzostwo w tej dziedzinie.
Dobrze więc niechaj tak będzie. Jest mu winna wiele i o wiele może ją poprosić. Ujęła jego twarz w obie dłonie i odwróciła jego usta ku swojej twarzy.
-Shaidzie, Strażniku Sekretów. Obiecuję, ci, że jeśli tylko zdołam tego dokonać uwolnię cię z okowów śmiertelności. Daję ci słowo krwi, że kiedy nadejdzie czas wypełnię swoją przysięgę, albo zginę na drodze do jej osiągnięcia.

To powiedziawszy stworzyła z niczego nóż, nacięła sobie serdeczny palec lewej ręki i przyłożyła go do ust.
-Lub zginiesz próbując. Niech tak będzie.

Emisariusz stanął na środku altany i zaczął się przeistaczać. Urósł dobre półtora metra. Już nie miał na sobie dawnego ubrania, a habit. Pasek zwęził się, zmienił sznur, a przy nim z kolei pojawił się pęk kluczy i kaseta na talię kart. Oczy… oczy po prostu wypadły i potoczyły się w dal ze szklanym brzdękiem. Dziury po nich z kolei zaczęły się zarastać tworząc w końcu gładką powierzchnię. Usta zaczęły wiązać pojawiające się wprost ze skóry nici mięsa, choć ostatecznie pozwalały postaci otworzyć szeroko usta. Słowa, które szeptem kształtowały wargi brzmiały zaskakująco łagodnie.
-Do zobaczenia moja uczennico. Ja muszę wracać do swoich zadań, gdyż nie chcę zostać tutaj wykryty. A jeśli się zastanawiasz, czy mówiłem prawdę… cóż, musisz mi chyba zaufać.

Po ostatnich słowach szeroki uśmiech odsłonił ukryte pod językiem oko Emisariusza. On sam w jednej chwili zmienił się w czarny kamień, a powietrze przeszył trzask pękającego głazu. Rozsypał się na kawałki, a te zanim spadły na szmaragdową podłogę zostały porwane przez niespotykany tutaj podmuch potężnego wiatru. Wir ciemnego pyłu leciał wprost do wyjściowego pentagramu wyjąc po drodze coś, co brzmiało jak „liczę na ciebie”.

Obserwowała Shaida aż do wrót wyjściowych strzeżonych przez skrzydlate zbroje. Nie potrzebowała do tego oczu- w końcu była we własnym umyśle. Mogła zajrzeć w każdy zakamarek Sfery. Nie martwiła się też o to, że pomogła w wykryciu Podmroku. Nić, po której ją odnajdywał była dziwnym połączeniem, ale na pewno uniemożliwiającym wykrycie miejsca pobytu rozmówcy. Sprawdziła to dokładnie już lata temu.
-Czy to było na pewno rozważne?

Wątpliwość. Od momentu, kiedy Raven wyruszyła w podróż mogła zauważyć, jak ten fragment jej osobowości z niedołężnej staruszki młodnieje i zyskuje na siłach. Początek wojny z Portem był momentem jej największej siły. Później jednak, po spotkaniu z dzieckiem kupca z Portu, wraz z każdym kolejnym dniem spędzonym na opiece nad Bolgorią błyskawicznie traciła moc i teraz znowu była tylko staruszką. Dzięki małej dziewczynce z pociętą twarzą lekarka miała dosyć determinacji aby dyktować warunki Cesarzowej a potem walczyć z demonem. Wszystko się zmieniało. Ruchem dłoni odegnała Wątpliwość precz.

Miała tutaj coś do zrobienia. Zażyczyła sobie dotrzeć do kuli w środku Sfery. Owszem, mogła tam się teleportować, ale wolała unieść całą altanę i poszybować na niej na środek swojego świata. Jej sen, jej wybór. Kiedy się unosiła rzeźbione kruki na prowadzących do centrum kolumnach zalśniły szkarłatem i zaczęły latać po powierzchni obsydianu. Im bardziej się zbliżała do wewnętrznej kuli, tym więcej ptaków przelatywało z belek na jej powierzchnię. W końcu, kiedy altanka zrównała się z ciemną powierzchnią szkarłatne ptaki szybowały coraz bliżej zataczając coraz mniejsze kręgi wokół fragmentu kuli naprzeciwko niej. Zlewały się tam i stopniowo tworzyły ze swojej czerwieni przejście. Raven weszła do środka.

W tym miejscu jej sekrety były najbezpieczniejsze. Azyl przez duże A. Nawet nie wszystkie części osobowości miały tutaj dostęp- tylko te najsilniejsze uzyskiwały prawo do przechadzania się po korytarzach. Staranność, Cierpliwość, Duma i kilka innych. Tutaj było też więzienie, gdzie zamknęła siejące zniszczenie Gniew, Nienawiść i… coś jeszcze. To tutaj trzymała najważniejsze wspomnienia i wiedzę, którą niewielu powinno móc choćby poznać. Z każdej strony mijała drzwi do kolejnych komnat zawierających posegregowaną wiedzę. Kroczyła po dywanach, które były wyhaftowane w każde znane jej runy ochronne. Mijała potężne zbroje z czystego diamentu trzymających adamantowe miecze. Azyl.

Dotarła w końcu do jednej z okrągłych sal. Ściany były pokryte mozaiką mogącą spokojnie służyć za podręcznik anatomii. Na środku zaś, na zdobionym w ogniwa łańcuchów blacie leżała ona sama. W tym miejscu spędziła wiele lat. To tutaj poznawała swoje ciało tak naprawdę. Podeszła do siebie i odłączyła prawą nogę. Dosłownie- odjęła ją tak, jakby był to kawałek już ukrojonego chleba. Zawiesiła ją w powietrzu i nakazała jej się… trudno to określić. Tak jak zdjęcie może uchwycić na wieczność chwilę wybuchu, tak ciało gwałtownie się rozszerzyło i zastygło w powietrzu ukazując lekarce swoją wewnętrzną strukturę.

To był rytuał, który wykonywała za każdym razem, gdy wszczepiała sobie kolejny organ. Dokładnie przejrzała kolejne części swojego nowego nabytku. Zbadała nowe, demoniczne krwinki i przemieszała stare tkanki z nowymi. Wygładziła bliznę poniżej kolana i wyrównała pigment na całej skórze. Właśnie, może wykorzysta pigment jako kolejną zabawkę dziwiącą ludzi? Cichy syk oznajmiał narodziny kolejnego gremlina, który momentalnie uciekł z komnaty. Kiedy skończyła przyłączyła kończynę do ciała i zabrała się za kolejną sprawę.

Ciało było narażone na bardzo dużą liczbę czynników. Grzybowy gaz z jaskini, brud, śluz i możliwe zakażenie... To trzeba było sprawdzić. Przebadała dokładnie każdy fragment ciała w poszukiwaniu najmniejszych ranek, choć po tylu podobnych zabiegach była także wyczulona na wszelkiego typu wysypki i przebarwienia. Kiedy tylko zakończyła tą część przeglądu zabrała się za analizę wnętrza ciała. Możliwe zakażenia, toksyny, zatory... to wszystko trzeba było zdusić w zarodku. Zbyt wiele razy zwijała się z bólu, aby sobie lekceważyć sprawę. "Chciałaś się bawić to teraz cierp. Morfina jest droga."- Tak, ojciec był bezwzględnym, ale i bardzo dobrym nauczycielem odpowiedzialności za swoje czyny. Jedna zaczynająca się infekcja, lekki obrzęk w lewym płucu spowodowany eksplozją zarodników, trzy ranki na plecach i mocno zanieczyszczona rana na łokciu. Będzie musiała ją otworzyć i oczyścić. Ogólnie jednak organizm poradził sobie dzielnie i nie było większych problemów. Nawet nie było żadnej z tych jej niezliczonych alergii poza jedną, której powtórka jej nie grozi.

Kiedy skończyła pracować nad zabezpieczeniem przyszła kolej na ostatni i obowiązkowy etap programu- sprawny umysł. Głowa otworzyła się równie gładko co bezgłośnie. Przez nią, za mózg, lekarka wyciągnęła z ciała cały układ nerwowy.

Miała pięćdziesiąt lat, ale potencjał do nauki zachowała jak u nastolatki. Tą możliwość zawdzięczała regularnej konserwacji swojego ciała. Każdy nerw, każdy neuron miał pełną możliwość dalszego rozwoju. W tym wieku według wszelkich prawideł medycyny powinna już mieć mniejsze zdolności poznawcze. Tak się jednak nie działo.
Eksperymentowała na swoim ciele nie raz i nie dwa, usmażyła niejeden z pustych neuronów i w końcu osiągnęła coś nietypowego- udało jej się przebudzić część mózgu, która do tej pory sprawiała wrażenie uśpionej. Nie wiedziała jak jej się to udało, ale od tamtego momentu kontrola nad ciałem była znacznie bardziej... intuicyjna, a obudzone komórki jakby ocknęły się i udostępniły miejsce na nową pamięć. Jeśli wykorzystanie dziesięciu procent układu nerwowego daje takie efekty, to co daje pełen potencjał? Może coś jest na rzeczy z teorią o magicznych nerwach i to tylko kwestia szczęścia, czy akurat one się obudziły?
Tymczasem zajęła się usuwaniem mutacji. W zasadzie to była podstawowa wada wszczepów wielogatunkowych. Ciało zawierające wiele różnych tkanek powoli się dostrajało samo do siebie. Efektem było niestety częste przemieszanie się pamięci korzeni różnych gatunków i spontaniczne, niepożądane potworki. Nie mieli z ojcem pojęcia jak określić a nawet dojrzeć ten niezwykły zapis zawierany w jądrach komórek, ale na pewno coś tam było. I odpowiadało za rozwój tkanek od początku do końca. To też był logiczny wniosek- każda tkanka mogła powstać z jednego typu komórek macierzystych. Gdyby nie te nocne starania już dawno by zmarła w męczarniach na każdą możliwą odmianę raka.

Miała czas. To, co trwało realnie kilka godzin we śnie mogło oznaczać tygodnie. Staranność jej dzielnie asystowała w pracy.

* * *
Przed przebudzeniem ruszyła po runicznych dywanach do innej komnaty. Ta z kolei nie była surowa jak sala operacyjna. Odcienie błękitu dominowały w wystroju całego pomieszczenia oświetlonego łagodnym światłem unoszących się w powietrzu kul. Na samotnym krześle siedziała Miłość, chyba jedyna jej część, która zawsze mieszkała we wnętrzu Azylu. Wpatrywała się w szklaną, wysadzaną opalami tubę wypełnioną lekko fosforyzującym płynem. W tej cieczy pływała naga kobieta, bardzo podobna do niej samej.

Zamknięte oczy barwy pięknego, bezchmurnego nieba. Głos, który potrafił uspokoić najdzikszą furię. Sięgające pasa włosy, których czerwień była równie intensywna jak krew… Spała. Podeszła do tuby. Raven wiedziała, że kobieta się nie obudzi, ani jej nie usłyszy. Mimo tego nie mogła się powstrzymać przed położeniem ręki na szkle.. Poczuła dotyk na ramieniu. To Miłość wstała z krzesła i próbowała przejąć choć część tęsknoty. Także miała zaszklone oczy. Lekarka spojrzała jeszcze raz na drzemiącą duszę. Na jej zamknięte oczy, malinowe usta, nos dokładnie taki sam jak u niej…
-Kiedyś znajdę sposób, mamo.
_________________
Choć nie wiem jak się skryjesz, twoje wnętrze nie jest dla mnie zagadką.
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,07 sekundy. Zapytań do SQL: 12