Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Rollin Dices
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2013-02-04, 23:20   Rollin Dices

Gracz: Rollin Dices

    Imię: Salomon z Dali/Salomon Wędrowiec
    Płeć: Mąż
    Rasa: Człowiek
    Wiek: 30 lat
    Nierozdane punkty doświadczenia:0
    Stan: OK


    Wygląd imć Salomona:


      Salomon jest szczupłym, wysokim mężem (około 189,(3) cm ), o postawie bynajmniej niewyglądającej na agresywną. Jego ciało przeżyło wystarczająco dużo, by widniało na nim wiele blizn. Najbardziej szczyci się blizna po cieciu na lewym policzku tuż pod okiem. Oprócz blizny jego twarz ozdabiają szare oczy, nad krótkimi widnieją bujne brwi.
      Jego zarost jest koloru brąz. Włosy nosi długie, splecione w dredy, do tego brodę długości jednej stopy (około 30 cm).
      Salomon nosi się najczęściej w niewyszukanych, poniszczonych szatach, do których noszenia bardzo przywykł. Swoją twarz często chowa w cieniu brązowego kaptura. Używa go przede wszystkim podczas podróży.
      Wszystko to powoduje, że jest osobnikiem rozpoznawalnym, charakterystycznym.


    Umiejętności:
      Walka kijem/kosturem – Adept

      Uniki/parowanie – Uczeń

      Dyplomacja/Zastraszanie – Adept


    Cechy:
      Chłonny umysł
      Wytrzymały organizm
      Odporność na uzależnienia (alkohol, narkotyki itp., itd.) Żyć nie umierać normalnie


    Atuty:
      Obieżyświat - Wiele widział, wiele poznał, gadał z wieloma; postać łatwiej się dogaduje z ludźmi, po prostu wie jak zagadać, jak pociągnąć rozmowę i czy w ogóle warto rozmawiać; od taki szósty zmysł do konwersacji; poza tym potrafi rozpoznać rzeczy, jaki człowiek światowi powinien lub może znać


    Postać:

      - Okuty stalą kij - Kij należał do ojca, ojca, ojca i tak dalej. Jest bardzo stary i ponoć drzemie w nim moc magiczna, to by wyjaśniało, dlaczego jeszcze istnieje i nie jest zniszczony. Jak głosi legenda jest to kij wykonany przez przodka Salomona, który zapoczątkował tradycje walki darami drzew. Młody wędrowiec jest jego imiennikiem i ponoć odziedziczył po nim zdolności, bo włada tą bronią perfekcyjnie. W każdym razie kij ten jest powiązany z Salomonem wielkim sentymentem.
      Dokładniej opisując broń. Jest to podłużny kij (183 cm) posiadający na obu końcach stalowe okucie (20 cm z każdej strony). Na samym kiju, w miejscu, na którego wysokości chwyta się broń dłońmi wyryte okrężnie są słowa:
      „Odpowiedź przyjacielu niesie wiatr.
      Odpowiedź niesie wiatr.”

      - Nakładki na obite stalą końcówki kija - Salomon do poważnych walk używa nakładek na końcówki, które posiadają krótkie, metalowe ostrza dookoła.
      - sztylet
      - 2 sztuk żelaza sakiewce
      - Ubranie: (skórzane spodnie, lniana koszula, skórzane buty, obdarta szata koloru brąz, brązowy kaptur)
      - Torba podróżna


    Ekwipunek:

      - Prowiant na 2 dni
      - Hubka i krzesiwo
      - litr wody w skórzanym bukłaku
      - metr kwadratowy szmaty
      - doskonały, hartowany, nierdzewny łom
      - Biała, porządna, droga szata.
      - Błękitna, porządna, jeszcze droższa szata.
      - Namiot
      - Akt potwierdzający szlachetne urodzenie, sprytnie schowany w torbie, tak by żadna nie pożądana osoba nie dowiedziała się o jego istnieniu.


_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




Ostatnio zmieniony przez Faust272 2013-07-08, 21:56, w całości zmieniany 22 razy  
 
 
 
REKLAMA 
Namiestnik

Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Wysłany: 2013-06-15, 17:17   

_________________

Ostatnio zmieniony przez Faust272 2013-07-08, 21:56, w całości zmieniany 22 razy  
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2013-06-15, 17:17   

Historia postaci:


    - A więc, jesteś narkomanem? – Spytał Salomona jeden ze strażników więziennych.
    - Narkomanem? Skądże… - Odpowiedział znudzonym głosem.

    Siedział w celi. Stęchniętej, śmierdzącej celi. Normalny człowiek nie wytrzymałby długo, ale on był przyzwyczajony. Nie pierwszy raz trafił za kratki, pewnie nie ostatni. Tym razem na szczęście wsadzili go jedynie za drobny występek. A właściwie wyimaginowany, drobny występek. Przecież klęczenie na ulicy i krzyczenie w niebiosa, podjudzając ludzi do walki przeciw władzy, chyba nie jest przewinieniem? Pewnie raczej chodziło o to, że robił to któryś raz z kolei, będąc wielokrotnie upominanym. W końcu postanowili go wsadzić do więzienia na tydzień, by nabrał rozumu. Możliwe, że u normalnych ludzi to skutkuje, ale nie u Salomona. Nie pierwszy raz, ktoś chciał go przywrócić do pionu.
    Zapewne normalnie skończyłby z gorszymi konsekwencjami za swoje czyny, ale był tylko lekko walniętym ulicznym mówcą, chodzącym w obdartych szatach. Przynajmniej na takiego wyglądał. Nikt się nie domyślał, że taka osoba może pochodzić z bogatej rodziny i mieć spory majątek w skarbcu.

    - A więc, nigdy się nie odurzyłeś? – Rzucił po pewnej chwili strażnik
    - Czasem, raz na jakiś czas się zdarzyło. Ale żeby nałogowiec, narkoman?

    Zdążył zaprzyjaźnić się z strażnikiem, dużo rozmawiali. A raczej zaczął tolerować strażnika. Tak, tolerować, to zdecydowanie lepsze słowo, do określenia ich relacji. Prawdopodobnie w normalnych okolicznościach szybciej byłoby im do bójki, niż do rozmowy, ale okoliczności śmierdzącego więzienia, w którym otaczały ich tylko ściany, sprawiały, że nie było innej alternatywy. Brak innych więźniów, brak innych strażników, tylko oni dwaj. Rozmowa była nieuniknionym sposobem na powszechnie panującą tam nudę.

    - A więc, chcesz mi powiedzieć, że Twoja nadprzeciętna wiedza o przekraczaniu granic umysłowych, jak ty to mówisz i kopnięty stan umysłu wzięły się jedynie z teoretycznej wiedzy?
    - Teoria? Tak, tak. Zdecydowanie. Niech strażnik zresztą na mnie spojrzy. Taki biedaczek jak ja i takie drogie specyfiki, toż to w parze ze sobą nie idzie. - Rzekł z uśmiechem na twarzy.

    Co do narkotyków zażywanych przez Salomona sprawa nie była prosta. Nie zażywał ich bezpośrednio, w czysty sposób. Zawsze dodawał je do swych cygar nabitych tytoniem. Co dodawał? Salomon w gruncie rzeczy przekraczał bariery naszego świata za pomocą grzybów halucynogennych. Ususzonych, sproszkowanych grzybków halucynków. Nie uzależniają one człowieka, co też powodowało, że Salomon nie musiał zażywać ich często. Brał je raczej sporadycznie. Czasami, raz na jakiś czas, nie żeby był od razu narkomanem. Przynajmniej taka była jego wersja. Pewnie chodzi o to, że tylko w dużych odstępach czasu, dawały wyraźne efekty.

    - A więc, co ty w ogóle robisz w tym swoim życiu, z samego gadania pieniędzy nie ma, a na złodziejaszka nie wyglądasz
    Salomon miał powoli dość strażnika. Jedyne, co przeszło mu przez myśl to:
    „Gdybym był złodziejem, to właśnie dokładnie takiego efektu bym oczekiwał, tępy cepie”

    Jednak złodziejem nie był. Od wielu lat Salomon jedynie podróżował, chodząc po świecie, głosząc swe teorie. Nie było to dochodowe, ale żył skromnie, a od czasu do czasu korzystał ze środków rodziny, która co jak co, ale miała pokaźną fortunę. Był jednym z tych niewielu, stukniętych podróżników, którzy nie wyrzekli się swej rodziny oraz jej nie stracili w magiczny sposób, który bynajmniej nie miał sensu, ale rodzina przeszkadzałaby im w życiorysie, więc w sumie jej brak był im na rękę.
    Nie, nie. Salomon kochał rodzinę i nie stracił jej w żadnym pożarze, podczas wojny czy ataku armii Beliara. Co więcej! On nawet pamiętał swoją rodzinę, bowiem bohaterzy, którzy nie pamiętali swych rodzicielów, też ostatnimi czasy byli popularni.
    Pamiętał dobrze. Ojca Abrahama, matkę Elizę oraz siostrę Adę. A no tak i starszego brata Baltazara, ale go raczej nie kochał i nie chciał zapamiętać. Gnojek z niego, zawsze był lizusem rodziców.
    Bohater opuścił dom, ponieważ nie czuł się tam dobrze i miał niepohamowaną potrzebę zwiedzenia świata. Oficjalna wersja rodziców jest taka, że odbiło mu od przedawkowania halucynków. Z resztą, taka wersja doskonale wyjaśnia jego niezrozumiały przez nich światopogląd. Do tego nie martwili się jego podróżą. Starszy syn, potencjalny spadkobierca ich przedsiębiorstwa pozostał w domu, więc majątek rodziny był bezpieczny. Przedsiębiorstwo, o którym tu mowa to dokładniej hodowla owiec. Od tego przynajmniej się zaczęło. Czym więcej rodzina Salomona zarabiała, tym więcej inwestowała. W późniejszych latach, aż do dziś oprócz hodowli owiec, swe zyski opierają w główniej mierze na handlu. Przelotnie angażując się w inne formy zysku, niekoniecznie poprawne moralnie, bo znane są opowieści o tym jak majątek rodziny powiększył się dwukrotnie na rozprowadzaniu środków odurzających. Ponoć dzisiaj to już tylko stare dzieje, ale Salomon wie, że coś jest na rzeczy. W końcu grzyby halucynogenne w pokoju brata, w ilościach, co najmniej niebotycznych nie wzięły się znikąd

    - A więc, widać o narkotykach nic mi nie powiesz – orzekł strażnik z wymuszonym uśmiechem – Może jednak dowiem się jak to się stało, że tak świetnie władasz bronią? Hmm, iście imponujące.
    - Bronią? To, od kiedy laskę strudzonego wędrowca można nazwać bronią?

    Laskę, a raczej kostur, do tego okuty żelazem, zdecydowanie można nazwać bronią. A taką broń w rękach Salomona można oznaczyć mianem śmiercionośnej. Był to tak naprawdę wydłużony, okuty kij, ale ponieważ Salomon lubił nazywać go kosturem, to tak go nazywał.
    Strażnik miał rację, bronią nasz wędrowiec władał świetnie. Salomona pewnego razu zaatakowało parę rabusi. Głupich rabusi. Zaatakowali strudzonego biedaka, licząc że będzie łatwym celem. Nie pomyśleli, że biedacy zazwyczaj nic nie mają i nie przynoszą zysków z rabunków. Do tego jak się okazało nie było ani łatwego celu, ani jakichkolwiek zysków. Zostali powaleni kosturem Salomona, w tak efektowny sposób, że potem całe miasto mówiło o tym, przez co najmniej dwa dni, a najwytrwalsze plotkary miło wspomniały tę walkę jeszcze przez tydzień.
    Można być ciekawym, gdzie Salomon nauczył się tak władać tym orężem. Właściwie to w domu. Jego rodzina kultywowała starą tradycję walki kijami. Pochodziła ona jeszcze z czasów, gdy byli biednym rodem i nie stać ich było na jakkolwiek broń, dlatego do perfekcji opanowali walkę tanimi darami drzew, bo tak je nazywali. Rodzina potem stała się bogata, mimo to nie zapomniała o tradycji i po dziś dzień uczy się w niej perfekcyjnej walki niosącymi śmierć kijami.

    - A więc, o twych sztukach walki pewnie też za wiele się nie dowiem, ostatnio byłeś bardziej gadatliwy.
    O dupach Maryni, to ja nadal mogę z Tobą rozmawiać, ale co Ci do mojego życia? – Pomyślał Salomon
    - A więc, może mi powiesz, czemu ty właściwie narażasz się na bicie, więzienie, tymi swoim bezsensownymi, kontrowersyjnymi mowami? Ludziom nie podoba się to, co mówisz. Oj nie. Może lepiej zamilknąć. Hę?

    Nie, Salomon nie miał zamiaru milknąć. Jego życie było oparte tylko na zwiedzaniu świata, ale wygłaszanie swoich sceptycznych wierzeń, było miłym ubarwieniem podróży. Wierzeń, właściwie Salomon nie wierzył w siłę wyższą, w prostym tego słowa znaczeniu. Uważał, że „siła wyższa” jest na równi z ludźmi. Twierdził, że to ludzie ją tworzą. Dlatego też był przekonany, że jeśli człowiek czegoś naprawdę mocno pragnie, to się to prawdopodobnie stanie. Jeśli za to większość ludzi chce by coś się stało, jest to niemal pewne. Czasami modlił się do boga, w chwilach strapienia. Zazwyczaj bóg go słuchał, bo strapienie przechodziło.
    To dziwne podejście do sił wyższych powodowało, że po swych przemówieniach Salomon był bity, szantażowany, zastraszany, torturowany, karany, wsadzany do więzienia, katowany i tak dalej. Przyzwyczaił się, był zdeterminowany w głoszeniu swoich przekonań na świecie. Uważał, że ma prawo do wolności słowa, tak jak każdy inny człowiek.

    - A więc, nie odzywasz się teraz wcale… Dziwak.
    Chwila ciszy.
    - Minął tydzień – rzucił Salomon
    - Że co? – odpowiedział zdezorientowany strażnik.
    - Nie lubię dywagować z głupcami, dlatego nie wydłużaj mi mąk. Minął tydzień, moja kara dobiegła końca. Jestem wolny…
    - A, rzeczywiście – powiedział nieco zdenerwowany strażnik. Był tak zaskoczony słowami Salomona, że nie wiedząc czemu, nawet się nie zdenerwował, tylko posłusznie otworzył celę. – Tam – wskazując skrzynię – Tam, leżą Twoje rzeczy.

    Salomon podszedł do skrzyni, lecz nawet jej nie otworzył, zabrał tylko stojący obok kostur i powolnym krokiem wyszedł z więzienia. Nie pożegnał się nawet ze strażnikiem, którego mina wyrażała całe niezrozumienie sytuacji, w której biedak nie chce zabrać całego swego dobytku, tylko rusza w świat, całkowicie bez niczego.
    Nasz bohater na szczęście był bogatszy niż mogłoby się zdawać. W obdartych szatach, jedynie z kosturem ruszył w stronę depozytu. Wypłacił z niego nie małą kwotę, po czym udał się na zakupy. Znajdował się w większym mieście, którego nazwy tak naprawdę nie znał. Wiedział tylko, że dostanie tu praktycznie wszystko.
    Jak dostał pieniądze w depozycie się pytasz? Przecież zwykłemu brudasowi z ulicy nie wypłacą pieniędzy, a co dopiero takich pieniędzy. Skąd w końcu taki brudas mógłby mieć takie pieniądze. Hę? Salomon nie miał z tym większego problemu. Był rozpoznawalnym brudasem. Dredy, długa broda i do tego charakterystyczna blizna na twarzy, to powodowało, że był nie do podrobienia. Oczywiście czasami w depozytach banków zdarzały się zrzędy i wtedy musiał użyć potwierdzenia swego szlacheckiego urodzenia. Jednak zawsze udawało mu się wyciągnąć pieniądze bez większych problemów.
    Tym razem jedna rzecz go zdziwiła, w depozycie jego stan konta sięgnął niemalże zera. Zazwyczaj rodzina przelewała na nie regularnie jakieś środki. Odszedł z domu to prawda, ale nadal rodzice go kochali, a pieniądze przelewane Salomonowi przy ich całościowych obrotach były śmiechu warte. Tym razem nie było nowej wpłaty. Teoretycznie powinno go to zmartwić, ale uznał, że prawdopodobnie znudziło im się utrzymywanie wariata. A może, pomyśleli że pewnie i tak już dawno nie żyje. Rzeczywistość była nieco odmienna. Jego ojciec umarł. Całe przedsiębiorstwo przejął jego brat, on zaś Salomona nie lubił i nawet nie chciał słyszeć próśb matki dotyczących finansowego wspierania narkomana.
    Kupił sobie nowe, czyste szaty, błękitną i biała. Oczywiście porządne buty. Kupił również nową przeszywanicę, stara do niczego się nie nadawała. Jeszcze trochę cygar, które niezmiernie lubił palić. Jeszcze trochę prowiantu, no i to byłoby na tyle, z tych ciekawszych rzeczy.
    Po zakupach Salomonowi zostało dosyć niewiele pieniędzy, ale miał wszystko, co było mu potrzebne i mniej potrzebne. Ruszył dalej w świat. Miał dość tego miasta, którego nazwy nawet nie znał. Było tu zbyt brudne więzienie, a pewne jest to, że nie minąłby dzień, by trafił tam z powrotem. Do tego ten głupi strażnik. To nie miejsce dla niego.

    Podczas swej podróży pewnej nocy schował się w jaskini, potężnej jaskini. Takiej, jakiej nigdy wcześniej nie widział. Przespał tam noc, a ponieważ był zmęczony spędził tam również następny dzień na odpoczywaniu. Gdy następnej nocy spał w jaskini. Usłyszał coś niepokojącego. Przed snem jednak wypalił jedno cygaro i pomyślał, że dalej ma zwidy. Dopiero następnego dnia uwierzył, że nie były to zwidy. Wszedł z jaskini i zamiast pięknych pól porośniętych kwiatami i trawami ujrzał pustynię, bezkresną pustynię. Długo zajęło mu dopuszczenie do siebie myśli, że to jednak nie wpływ grzybków halucynogennych. Nie wiedział, co o tym myśleć, wiec o tym nie myślał, ruszył przed siebie. W świat.

    Po świecie krążą jedynie mity i plotki, że ów wędrowiec dotarł do Bolgorii, czy tam Portu niedaleko niej. Może to jednak był Mirt. Kogo z resztą obchodzą losy tego wędrowca. Bóg (MG), wie gdzie ten czort trafił.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,41 sekundy. Zapytań do SQL: 13