Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Nomin
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2013-02-03, 23:11   Nomin

Gracz: Nomin

Imię: Sceotend „Wyklęty” z rodu Sihtric
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Człowiek
Wiek: 28
Nierozdane punkty doświadczenia: 100
Stan: OK

Wierzenia:
    Sceotend nie wyznaje żadnego z trzech Bogów niegdyś czczonych na kontynencie. Za prawdziwego wyznaje inny panteon bogów. Najważniejsi to:

    Arandar: Bóg wojny i burzy
    Venesena: Bogini urodzaju
    Geweran: Bóg morza i oceanu


Wygląd:

    180 centymetrów wzrostu na oko, ostre rysy twarzy i lekko wysunięte kości policzkowe. Krótki wąsik oraz zarost.



Umiejętności:

    Walka Wręcz (długi miecz) - Adept
    Walka bronią i tarczą – Zaawansowany
    Kowalstwo – Uczeń



Cechy:

    Błyskawiczny refleks
    Chłonny umysł
    Determinacja
    Silny



Atuty:

    Zwiększenie tempa - Specjalny trening ludów północy pozwala postaci na zwiększenie tempa w walce. Skutkuje to obniżeniem obrony u przeciwnika nie znającego tego stylu o 50% (dotyczy to umiejętności wroga do uników, parowania, zasłaniania się tarczą) oraz wymęczenie organizmu postaci gracza. Zwiększenie tempa bez skutków ubocznych trwa 1k3 minuty, oraz można go używać regularnie co 2k4 godzin. Używanie tego atutu częściej może spowodować zmęczenie uniemożliwiające walkę.


Postać:

    - Długi miecz jednoręczny stalowy
    - Mała, czerwona, drewniana tarcza okuta żelazem.
    - Stalowy hełm otwarty z nosalem z przyczepianym kołnierzem kolczym
    - Kolczuga ze skórzanym pasem zapinanym na 5 klamer
    - Przeszywanica
    - kolcze nagolennice
    - buty z twardej skóry z wszytymi blaszkami (glany ;) )
    - Wełniana koszula i spodnie
    - Szare rękawice z wilczej skóry
    - Manierka na wodę zaczepiana na pas (1,5l)
    - sakiewka przy pasie, a w niej:

      * 2 samorodki złota (każdy wielkości połowy pięści)
      * 1 opal czarny(wielkości pięści)



Ekwipunek:

    - Skórzany plecak, a w nim:

      - Hubka, krzesiwo, menażka (blaszana, litr pojemności,)
      - Ręczna osełka do ostrzenia miecza
      - Młot kowalski
      - Kawałek pergaminu zaświadczający o przynależności do Straży jako szeregowiec
      - zwinięty szary płaszcz
      - racje żywnościowe (orzechy, suszone, solone mięso, suszone grzyby, suchary) na 3 dni

    - śpiwór spięty linką
    - jednoosobowy namiot (śledzie, tyczki i olinowanie w zestawie)
    - 3 pochodnie
    - kryta, stalowa latarnia i litr nafty do niej (drążek w zestawie)
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2013-02-04, 22:28, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
REKLAMA 
Namiestnik

Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Wysłany: 2013-02-03, 23:12   

_________________

Ostatnio zmieniony przez Vanilla 2013-02-04, 22:28, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2013-02-03, 23:12   

Historia postaci:

    Urodzony w roku 4091p.p.w.b w Tobrecan, jednym z Siedmiu Królestw które właśnie zostało włączone do jeszcze bardzo młodego, Akilijskiego Cesarstwa. Sceotend był pierwszym synem Lundena I Sihtric’a zwanego „zdobywcą”.


Królewski szlak


    Nocne, pieniste fale tłumiły dźwięk skrzypiącego drewna setek statków czekających na plaży w Faran. Okrzyki żeglarzy zmagających się ze sztormem i problemami na ich okrętach cichł wraz z powiewami hucznego wiatru, który zrywał flagi z masztów i strzępił pozwijane jeszcze żagle, a jedynymi źródłami światła które pozwalały na jakiekolwiek rozpoznanie kształtu były palące się pochodnie i pobłyski piorunów. Tak wielkiej, zjednoczonej pod jedną banderą floty te wody nie widziały od niepamiętnych czasów, a widok jej potęgi przerażał nawet samego jej dowódcę, Lundena. Stał on na skalistym klifie, oddalonym około 50 metrów od linii brzegowej. Statkom nie było końca – było ich tak wiele, że zanikały daleko w deszczu gdzie tylko sięgnęło oko. To wszystko jego. Czuł się jak bóstwo, czuł że może wszystko. Trzymając w prawej ręce topór, a w lewej drewnianą tarczą uniósł głowę do góry patrząc w czarne niebo. Zamknął oczy, słyszał deszcz uderzający w jego otwarty hełm, grzmoty piorunów i pokrzykiwania gdzieś w oddali. Jego ciężkie futro unosiło się lekko na potężnym wietrze. Rozpościerając ramiona, jak orzeł skrzydła, wziął głęboki oddech po czym wydał z siebie głośny, wojenny ryk „Aerdea aet min gefind!”. Najpierw, ci którzy byli najbliżej by usłyszeć swego kapitana powtórzyli za nim: „Aerda aet min gefind!”. Po chwili, kolejne głosy dołączyły do krzyczących. Słowa te przeszyły całą flotę jak jedna wielka fala. Stojący obok oficer Cesarski popatrzył na towarzyszącego mu dworzanina, który znał język i obyczaje tutejszych ludzi.
    - Co to znaczy? – zapytał z niepokojem, i zarazem podziwem jak bardzo podporządkowani, a zarazem pełni furii byli żołnierze Lundena.
    - Śmierć mym wrogom – odrzekł.


Oblężenie Aldenhal - stolicy Tobrecan, 4091 p.p.w.b, dzień 31


    Pomiędzy piaszczystą linią brzegową a kamiennymi, wysokimi murami Aldenhal było około 20, 30 metrów. Był to dystans nad którym panowała śmierć – setki strzał spadały na biegnących żołnierzy którzy starali się kryć pod drewnianymi tarczami. Pole wypełniały ciała rannych, umierających lub już martwych wojowników. Z okrzykiem na ustach biegli do murów. Za nimi, ciągnięte były tarany i drabiny które miały otworzyć drogę do miasta. Z murów sypały się strzały, a z katapult zamieszczonych na wieżach, na statki wroga miotane były podpalone za pomocą żywicy gruzy. Za każdy kamień który spadł nieopodal lub wprost na statek oblegających, ci odpowiadali tym samym. Ten atak, miał być ostatnim. Aldenhal, choć zbudowane by wytrwać atak z lądu jak i z wody, nie mogło oprzeć się nieustannie nadciągającym falom rozwścieczonych wojowników. Morze przyszło, by pochłonąć miasto. Morze nad którym panował Lunden.

    Atakujący wdarli się do środka, mordując wszystkich którzy stanęli im na drodze. Gwałcili, plądrowali i palili. Nad tym Lunden nie miał już kontroli. Nie mógł zabronić tego swym ludziom, którzy byli gotowi oddać za nie go życie. Walczyli dla niego – należała im się zapłata. Spaliłby i milion miast, byle ocalić te jedno. Tego dnia jednak, nie mógł zrobić już nic.

    Na tronie siedział mężczyzna w sędziwym już wieku. Miał on 65 lat. Eamon II z rodu Kenric – który zasiadał na tym właśnie tronie od 20 lat. Wyglądał na przerażonego, lecz wiedział dobrze że nie miał dokąd już uciec. Do Sali wdarł się Lunden, za którym szedł oficer Cesarskiej armii. Wyglądali oni jak ogień i woda – jeden dziki, pełen furii i potężnie zbudowany, a drugi niższy, bardziej opancerzony, ale nawet w połowie nie wyglądał na tak groźnego. Lunden stanął na chwile, rozglądając się po sali i prześwietlając wszystko co się w niej znajdowało. Kolumny były bogato zdobione, a nad tronem wisiała rzeźba płonącego miecza – znaku Angrogha przyjętym na północy. Starzec nie mógł wydać z siebie ani słowa. Przeszył go strach, i wtedy zrozumiał błędy swej młodości. Zgubiła go chciwość i duma. Zgubiła go zdrada którą popełnił. Wzrok Lundena spoczął na nim. Udał się szybkim krokiem w kierunku starca który zaczął coś do siebie szeptać i poszlochiwać pod nosem. Rzucił tarczą z taką siłą, że roztrzaskała się o kamienną kolumnę i posypała na drobne kawałki. Starzec zadrżał i jękną ze strachu, przyglądając się zakrwawionemu toporowi Lundena. Był tuż przy nim. Mężczyzna lewą ręką złapał starca za gardło, po czym dusząc go podniósł go w górę. Eamon wił nogami i wiercił się, jednak siła Lundena była zbyt wielka. Patrząc królowi prosto w oczy rzekł:
    - Zdradziłeś mego ojca – ścisnął jego gardło jeszcze mocniej, tak że oczy starca latały na prawo i lewo – zabiłeś go – mówił powoli, poprzez ściśnięte zęby – pokutuj do swego boga – rzekł, po czym cisnął starca na kamienną podłogę, przycisnął go nogą i jednym, szybkim ruchem topora odciął mu głowę.



Następstwa



    Wszystkie królestwa pozostały w rękach prawowitych władców, którzy zmuszeni zostali do zapieczętowania przysięgi wierności cesarstwu. Część z ich podatków, statków jak i wojska mogła zostać powołana na każde żądanie Cesarzowej. Ojca Sceotend’a obowiązywała taka sama przysięga. Miał on jednak, z racji tego że wcielił wszystkie siedem królestw do Cesarstwa wiele przywilejów: zaniżone podatki były tylko jednym z wielu. Sceotend doczekał się także dwóch braci, Aoenda i Leofa.



Młodociane Lata i nauka




    Sceotend wdał się w ojca – widać to było nie tylko po wyglądzie i ostrych rysach twarzy, ale też po jego zamiłowaniu do wojny i sprawnej dłoni w walce. Przewyższał on młodszych braci w sile oraz umiejętnościach, i zawsze był faworyzowany przez ojca który widział w nim godnego wojownika i następcę do swego tronu. Po Lundenie przejął instynkt północnego wojownika, siłę, żar i gorliwość – to co najpotrzebniejsze dla wojownika. Od ojca uczył się metod walki, metod które praktykowane są tylko na północy...

    - Popatrz na nich – rzekł Lunden do swego syna, wskazując na dwóch Akilijskich żołnierzy którzy ćwiczyli walkę wręcz późnym wieczorem. Cesarzowa nakazała, by przez pierwsze sześć lat w stolicy część straży pochodziła właśnie z kontynentu, by dopomóc w integracji królestwa – Powiedz mi, co oni robią?
    - Walczą... to znaczy, ćwiczą walkę – odpowiedział Sceotend patrząc się dwójkę dzierżącą średniej długości miecze i tarcze
    - Nie, to nie jest walka. Ja tak nie walczę, i ty też nie będziesz tak walczyć. Południowcy nie walczą. Oni co najwyżej tańczą – rzekł po czym przerwał, by zaobserwować reakcje syna. Młodzieniec nic nie powiedział, tylko przyglądał się dalej, w kompletnej ciszy – Unoszą ręce wysoko w górę, by wziąć zamach. Jedyne co musisz zrobić by zabić, to szybkie cięcie w odsłonięte żebra – powiedział, kładąc rękę na ramieniu swego syna – Stoją daleko od siebie, dają przeciwnikowi szansę i czas na przewidzenie ruchu, i zasłonięcie się tarczą, czy sparowanie mieczem. Przedłużają tylko walkę. Nie o to w tym chodzi. Musisz podejść blisko, krócej niż na wyciągnięcie miecza. Musisz być szybki, i pełen furii. Nie przejmuj się utratą sił, siła przyjdzie wraz ze złością. Musisz zaatakować ich dziko, wić się we wszystkie strony. Bić ich mieczem i tarczą. Stracą orientację, nie są przyzwyczajeni do tego typu walki. Rozumiesz synu? – powiedział po czym czekał na odpowiedź syna. Ten przyglądał się dalej, i pokiwał głową – Świetnie, jutro pokaże ci o co chodzi, a teraz, idź już spać – rzekł, i zaprowadził Sceotenda do komnaty.

    Nazajutrz Lunden czekał na syna wraz ze swoim sztandarowym Kaelrisem. Obaj byli odziani w wyścielone skórzane ubranie, kolczugi, i otwarte hełmy. Wyposażyli się w specjalne miecze treningowe, tępe na obu końcach by upewnić się że żadnemu nie stanie się krzywda – coś co jest gwarantowane przy tym stylu walki oraz małe, drewniane tarcze z metalową obróbką.
    - Pokażemy ci młodzieńcze, jak walczą prawdziwi żołnierze północy – sztandarowy zaśmiał się po czym ugiął się lekko, gotowy do walki. Młodzieniec obserwował. Mężczyźni rzucili się na siebie w furii, będąc tak blisko, że dystans pomiędzy nimi był na długość ich miecza. Ciosy były szybkie, i wyprowadzane jeden po drugim bez dłuższego zastanawiania się. Zmieniali oni pozycje powoli, osuwając się to na prawo, to na lewo. Kaelris odskoczył do tyłu, kiedy to Lunden zauważył odsłonięty brzuch swego przeciwnika i postanowił wyprowadzić długie cięcie. W mgnieniu oka jednak powrócili do poprzednich pozycji, gdzie instynktownie wyszukiwali miejsc podatnych na zranienie. Kaelris uniósł miecz do góry, by wyprowadzić cięcie. Lunden widząc to, obniżył się, tarczę uniósł nad wysokość głowy blokując rękojeść sztandarowego, i uderzył go w odsłonięte żebra. Kaelris stracił równowagę od uderzenia po czym przewrócił się i wylądował na ziemi.
    - Odsłoniłeś się – rzekł srogo patrząc się na „poległego” przeciwnika. Nastała chwila ciszy, która wydawała się być dla chłopca bardzo nieswoja. Nagle obaj mężczyźni wybuchli śmiechem, a Lunden pomógł sztandarowemu wstać.
    - Widzisz synu, tak trzeba walczyć. Tak właśnie chcę żebyś ćwiczył, a Kaelris ci pomoże. Od dziś, on cię uczy – powiedział po czym poszedł do siebie.

    Lekcje ze sztandarowym były częste i bardzo wymagające, i nie raz chłopak wracał do komnaty poobijany od uderzeń tępego miecza. Sińce były na jego ciele czymś codziennym, a ból tylko i wyłącznie w jednej kończynie luksusem. Pomimo tych wszystkich nieudogodnień chłopakowi bardzo podobały się lekcję, i cieszył się że robi postępy. Co jakiś czas, podejmował się nawet walki z ojcem. Ten jednak, nie upraszczał dla niego walki i zawsze też dawał z siebie wszystko. Chłopiec widział więc do czego dąży, i jakie umiejętności powinien osiągnąć. Do nich, była jeszcze długa droga, no ale, miał przecież tylko 13 lat.

    Wraz z byciem następcą tronu pojawiły się też inne obowiązki. Jego ojciec uczył go jak zarządzać królestwem, nauczał jazdy konno oraz taktyk militarnych. Pokazał mu nawet pewnego rodzaju grę, która służyła do treningu gdzie przesuwali pięknie wyrzeźbione, drewniane figury żołnierzy po mapie i rozgrywali walki używając kości – To jest zabawa która uczy – powtarzał jego ojciec – jeśli masz popełniać błędy, to tylko i wyłącznie teraz. W prawdziwej bitwie, nie ma czasu i miejsca na błędy – mówił, a młodzieniec słuchał – to tylko figury. Przewrócisz je, to i podniesiesz. Tego samego nie możesz robić ze swymi ludźmi. Szanuj ich, opiekuj się nimi, a oddadzą za ciebie życie.

    Trening trwał dalej, a młodzieniec starał się jeszcze bardziej. Sceotend coraz więcej czasu spędzał w królewskiej kuźni, gdzie wytwarzano broń specjalnie dla członków dworu, jak i rodu Sihtric. Pracujący tam kowal, sędziwy już człowiek przekazywał wiedzę na swego młodego syna który miał go niebawem zastąpić. Sceotend także skorzystał z tych nauk, przyglądając się pracy chłopca którego mógł zdecydowanie nazwać swoim przyjacielem. Kowalowi podobało się to, że jego syn ma tak dobre kontakty z przyszłym królem, a Lunden widział że jego syn wyrasta na władcę który traktuje i szanuje wszystkich którzy są godni tego właśnie szacunku – nie tylko tych którzy są wysoko urodzeni. Choć silny i gorliwy, mądry i uczciwy. Takiego właśnie syna wymarzył sobie Lunden.

    Pewnego dnia rozmyślając nad tym co mówił jego ojciec na temat walki, Sceotend wpadł na pomysł. Udając się do kuźni i prosząc kowala o pomoc, stworzył replikę swojego miecza treningowego, która jest jednak dwa razy cięższa. To samo zrobił z tarczą, obijając drewno metalem. Trenował używając tego właśnie ekwipunku. Kaelris zdziwił się pomysłem młodzieńca, nie widząc w nim sensu. Szybko jednak zrozumiał, że ekwipunek ten wymagał o wiele większego wytężenia fizycznego, a walka prawdziwym orężem wydawała się o wiele łatwiejsza. Pomysł bardzo spodobał się Lundenowi, który wcielił go w życie wymagając by na każdym treningu żołnierze używali tego właśnie oręża.

    Bliźniacy Aoend i Leof rośli w zazdrości. Nie dość, że jedyne co mieli odziedziczyć po ojcu to mała fortuna i status wasali poddanych swemu bratu, to ich ojciec nie poświęcał im połowy uwagi którą darował Sceotendowi. Matka traktowała wszystkich na równi, ale taka była jej natura. Nie byli oni o wiele młodsi, bo dzieliły ich tylko cztery lata od swego starszego brata, i rozmyślali od dłuższego czasu jak odmienić ich los. Nie okazywali tego otwarcie; traktowali go z szacunkiem, i nie dawali poznaki że spiskują przeciwko niemu. Czekali na odpowiednią okazję.



Powstanie



    Nienawiść pozostałych królów do Lundena nie malała. Był on szanowany i tolerowany, ale tylko dzięki dobrym relacjom z Cesarstwem. Wraz z błyskiem, wszystko się zmieniło. Każdy z króli ogłosił autonomię, i razem postanowili odpłacić Sihtricom za przelaną krew i 28 lat niewoli pod Cesarską flagą. Miasto zostało oblężone, i upadło w przeciągu parudziesięciu dni. Lunden nakazał Sceotendowi ucieczkę tłumacząc że on zrobił dokładnie to samo kiedy Eamon II obalił jego ojca. Dzięki temu, mógł go pomścić. Sceotend protestował, lecz Kaelris wraz z grupą strażników zmusili młodzieńca do ucieczki i przygotowali statek, odpływając pod osłoną nocy.

    - Masz prawo do tronu – rzekł Kaelris wpatrując się przed siebie. Sceotend stał obok niego, przyglądając się gwiazdom i nasłuchując fal. Był zły, że nie mógł być teraz z ojcem, i bronić tego co należy do nich – kiedyś powrócisz – mówił dalej, ale mężczyzna nie miał ochoty na odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę w jakiej sytuacji się znajduje.

    - Płyń do północnego pasma górskiego. Tam mnie zostawisz – rzekł definitywnie – Udam się na południe, do portu. Droga morska jest zbyt niebezpieczna, ale pieszo dam radę. Zajmie mi to parę miesięcy, ale dam radę – mówił, a Kaelris patrzył na niego z niedowierzaniem.
    - Służyłem twemu ojcu bardzo długi czas. Teraz służę i tobie... – mówił, lecz Sceotend wtrącił
    -Więc służ mi, i zrób jak mówię – rzekł zimno
    - Jak sobie życzysz... Wiedz tylko, że jeśli kiedyś będziesz chciał odebrać to co należy się tobie, to co należało się twemu ojcu to szukaj mnie. Kiedy znajdziesz, pomogę ci – Sceotend uśmiechną się na słowa swego towarzysza, dalej wpatrując w gwiazdy. Nie powiedział nic, tylko poszedł do kajuty.



Podróż



    Jak zechciał, tak też zrobiono. Wylądował na północnym pasmie górskim, z jedzeniem i piciem które starczyło na paręnaście dni. Miał przy sobie to co potrzebne. Podróż na południe była jednak długa i trudna. Silne wiatry, zimne deszcze i mała ilość zwierzyny utrudniały jego wędrówkę. Napełniał, manierkę gdzie mógł – przy strumieniach, rzekach. Spał w miejscach które wydawały się bezpieczne, i zawsze z dala od głównych dróg. Widział też wielu wędrowców, którzy jak najszybciej chcieli dostać się za pasmo. Nigdy nie zostawał w takich grupach dłużej niż dzień, jako że uważał iż jest to zbyt niebezpieczne. Był sam, był cichy i mniej widoczny.

    Po kilku miesiącach wolnego lecz trudnego marszu wreszcie przekroczył pasmo górskie – na samym południu. Stamtąd droga do portu była prosta, aczkolwiek gorąca. Nie był przyzwyczajony do takich ilości piasku. Preferował deszcz, lasy i wilgotne kamienne mury. Kochał też statki – nigdzie nie czuł się tak swobodnie jak na morzu – a teraz wylądował w mieście suchym i żółtym.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,1 sekundy. Zapytań do SQL: 15