Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
W klatce - Maya
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2012-12-28, 14:43   W klatce - Maya

Otworzyła oczy, ale nadal nic nie widziała. Całę ciało dygotało jak w febrze. Czuła się, jakby właśnie dopiero co wyszła z lodowatej wody. Ciepłe, duszne powietrze kąsało jej skórę. Była tak zimna, że to delikatne ciepło paliło ją żywym ogniem. Opadła, poczuła metal stykający się z ciałem. To miejsce eksplodowało bólem. Całe ciało było wyziębione i skostniałe.

***

Pamięć ją zawodziła. Po prostu była w drodze. Nie pamiętała gdzie, ani kiedy, ale na pewno była w miejscu ciemnym, idealnym na zasadzki. Były chyba zamieszki. Tak, teraz wraca. Akila, Cesarstwo, stolica, zamieszki przeciwko Cesarzowej. Tabuny ludzi na ulicach, pomiot Beliara za murami, niebo zasnute czerwienią.

Uciekała przed tłuszczą. Nic nie zrobiła, po prostu wymknęło się to spod kontroli. Tłuczone były witryny sklepów, kradzieże zdarzały się na każdym kroku.

Była w byłym zakładzie Rica. Jeszcze stał, opuszczony, ale był. Po prostu brakło ludzi by go znowu uruchomić. A teraz ktoś się włamał, ktoś podkładał ogień. Zobaczyli ją. Nie spodziewali się konsekwencji, dla nich świat już się skończył. Teraz był czas robienia wszystkiego, czego zabraniał prawo, sumienie. Beliar i tak ich zniszczy, ale czemu przedtem się nie zabawić.

Uniknęła jednego który chciał ją złapać i sprzedała mu kopa w krocze. Następny chciał ją ogłuszyć pałką. Trafił najpierw w stół, a potem Maya pomogła mu trafić w płonące palenisko. Gdy już znudziło im się i chcieli ją po prostu zabić, uciekła. Nigdzie na ulicach nie było bezpiecznie, więc schowała się w jakimś domu. Zeszła do piwnic. Tam zauważyła sześciu ludzi w kapturach. Zaatakowali. Chcieli zabić, żadnych innych powodów. Unik, cios, unik cios. Utarty schemat. Niestety było ich za dużo, a drzwi nie miały zamka ani klamki od wewnątrz.

Gdy upadała zdzielona pałką ostatnim co usłyszała była urwana rozmowa:

- Przeszkodziła. Nie zdążymy! - głos z nutką paniki
- Musimy uciekać!
- Zabierzcie wszystko co się da.
- A co z nią?
- Ją też.

***

Ciało przestawało boleć, odzyskiwała zmysły. Słyszała jakiś odległy mlask, świst wiatru, plusk wody. Czuła zapach podziemi, kurzu i pleśni. Coś szeleściło niedaleko jej. Oczy przestały piec i zaczęła coś widzieć, ale na niewielką odległość.

Wisiała w pordzewiałej klatce zawieszonej u sufitu na łańcuchu. Jej ciało było mokre. podłoga klatki była mokra, okrągła i miała średnice dwóch metrów. Drzwi były zablokowane pordzewiałym łańcuchem. Obok niej leżał ludzki szkielet. Gdyby nie miała hipotermii, to może by się tym przejęła.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
REKLAMA 

Dołączył: 26 Gru 2012
Posty: 7
Wysłany: 2012-12-28, 16:42   

 
 
 
Dosiek 

Wiek: 29
Dołączył: 26 Gru 2012
Posty: 7
Skąd: Wałcz
Wysłany: 2012-12-28, 16:42   

- Hmm?... - wydałam z siebie krótki odgłos... w zasadzie to ni zaciekawienia, nie zmartwienia. Bardziej niż te dwa, doskwierała mi niewiedza. Świat realny? Hmh, trudno określić. Przełknęłam ślinę. Boli. Coś nie tak z gardłem. Przetarłam drżącymi dłońmi twarz - "Zimno? Piecze... czyli gorąco?" - pojawiła mi się myśl w głowie. Nie wiedziałam czy jest mi zimno, czy gorąco. Moja niegdyś nieskazitelnie czysta, roześmiana twarz, wyglądała teraz jakbym wyszła z lochu. Cała zmarznięta. Czułam, że ciało w jakimś stopniu odmawia mi posłuszeństwa. Odsunęłam dłonie od twarzy i spojrzałam na nie. Niezdarnym wzrokiem skanowałam każdy ich milimetr, jadąc z góry na dół. Znowu przełknęłam ślinę. Jestem spragniona. Jestem głodna. Doskwiera mi dziwne, nieznane dotąd zimno - "Co się ze mną dzieje?" - nawet nie zaprzątałam sobie w tej chwili głowy, gdzie tak do końca jestem. Przerzuciłam wzrok z dłoni na brzuch, następnie jadąc jeszcze niżej - na nogi. Stopy były sine, a co gorsza - siedziałam na mokrym. Zawroty głowy... cholernie nieprzyjemne. Z trudem da się myśleć, a w dodatku z natury nie byłam w tym dobra. Rozejrzałam się dookoła. Klatka jak klatka. Dziwna i jak dla przerośniętego ptaka. Co w takim razie robię w niej ja, człowiek? Szkielet obok... w takim stanie, to dla mnie było wszystko jedno czy on jest, czy go nie ma. Chciałam wstać. Wstać jakkolwiek tylko organizm mi na to pozwalał. Po raz trzeci przełknęłam ślinę... sucho... sucho w gardle, mokro na ciele. Czemu właśnie tak? Szczękę miałam tak bardzo zmrożoną, że ledwo nią mogłam poruszać. Nie mówiłam nic. Nie chciałam, nie mogłam, nie miałam po co. Wzywać pomoc? Dlaczego? Coś mi się dzieje? W tym stanie ciężko jest mi ocenić moją sytuację. Jest źle. Nawet bardzo źle. Czy może być gorzej? Starałam się dotargać swoje cielsko do skraju klatki i spojrzeć co jest na dole. Błądziłam oczyma w różne strony, nawet nie wiedząc do końca po co.
_________________
"Czy porozmawiamy? Ymm... nie, raczej wolę pięści."
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2012-12-28, 17:00   

Nie widziała dobrze. Znajdowała się w jakieś ciemnej jaskini o wysokim stropie. Jej klatka była połączona łańcuchem do stropu, po czym on gdzieś ciapnął się w dół ku ścianom. Było ciemno, nie mogła rozpoznać szczegółów, ale dostrzegła jasne światło poranka wlewające się do środka, chyba wyjście. Problemem jest to, że znajdowała się jakieś 20 metrów nad ziemia.

Przy wejściu coś się ruszało, ale nie można było dojrzeć co dokładnie. I było tego dużo, albo duże.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Dosiek 

Wiek: 29
Dołączył: 26 Gru 2012
Posty: 7
Skąd: Wałcz
Wysłany: 2012-12-28, 17:45   

Źrenice jakby wcale nie reagowały mi na światło.. albo po prostu takie miałam wrażenie. Chciałam przetrzeć jeszcze raz swe dziecięce oczęta, ale problem w tym, że po chwili docierało do mnie krótkie wspomnienie o piekącym bólu. Czemu miałam zamiar to zrobić? Taki jakiś odruch. Źle widzisz - przecierasz oczy, bo a nóż coś Ci do jednego wpadło. Tym razem chyba było inaczej. Zmrużyłam oczy, aby zmusić organizm do włożenia większego wysiłku w zmysł wzroku. Oddech miałam trochę płytszy, chociaż nie wydawało się to sprawiać jakichś problemów. Wdech. Raz przez nos, raz przez usta. Wydech. Tak samo, przemiennie. Rytmika serca kulała, a ciało od czasu do czasu lekko drżało - "Przeziębienie?" - pojawiła się na horyzoncie jedna myśl. Błędna. Bardzo. Czułam się jakby to było kilka przeziębień połączonych w jedno. Co u licha się ze mną działo? - "Ktoś tu jest..." - skomentowałam niezbyt wyraźny obiekt widziany gdzieś przy smudze światła - "Pomoże mi?" - co chwilę łapałam jakieś nowe idee - "Widzi mnie?" - byłam jak bezradny paralityk, o którym wszyscy zapomnieli - "Ciemno..." - cała jaskinia była skąpana w czerni i ciemnej niebieści, nie licząc wyjścia. Wystawiłam ramię przez szpary w klatce, jakbym chciała dać o sobie znać. Drżąco, powoli, niepewnie gnałam ręką do przodu, do celu, do obiektu. W pewnym momencie do głowy biła mi się jednak jakaś taka... niepokojąca myśl... - "A co, jeśli to coś mnie tutaj trzyma?" - zakrzywiłam palce w dłoni i jeszcze tak przez chwilę trzymałam rękę poza klatką, po czym w miarę energicznie postarałam się ją zabrać z powrotem do klatki. Przełknęłam ślinę w pośpiechu i rozszerzyłam oczy do prawie granic możliwości. Panika. Panika.... panika? Czy na pewno? Chciałam dobyć oczami miejsce, w którym mógłby gnieździć się klucz, mechanizm otwierający, cokolwiek, co miałoby w sobie wygląd wejścia do klatki. Zaczęłam oddychać coraz szybciej, coraz głębiej. Nie byłam pewna, na ile pozwoli mi organizm, ale wolałam wycisnąć z niego trochę więcej, niż na co pozwalał mi teraz. Jeśli znajdę to, co chcę, to wtedy zaczynam kombinować z otwieraniem klatki. Potrzeba klucza - korzystam z kości, które mi "towarzyszą". Nie potrzeba klucza - robię to, na co mnie stać. Jeśli jednak nie znajdę czegoś takiego, to biorę jedną kostkę, tą największą, i próbuję machnąć nią w stronę tego obiektu. Jednego, bądź kilku. W obecnym stanie nie było w mojej mocy dokładnie ocenić sytuację.
_________________
"Czy porozmawiamy? Ymm... nie, raczej wolę pięści."
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2012-12-28, 18:23   

Łańcuch był spięty kłódką. Wszystko było zardzewiałe i skorodowane, więc nie było jak otworzyć tego normalnymi sposobami. Całość sypała z siebie odłamki skorodowanego żelaza z każdym ruchem.

Maya słyszała ujadanie, mlaskanie i zauważyła grę świateł na suficie. Kiedy się odwróciła, nie mogła dostrzec w przejściu żadnego ruchu.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Dosiek 

Wiek: 29
Dołączył: 26 Gru 2012
Posty: 7
Skąd: Wałcz
Wysłany: 2012-12-28, 18:53   

- "Łańcuch i kłódka... cholera..." - nawet nie miałam co się rozpowiadać na ten temat. Rdza i korozja, więc trzeba by było pewnie jakiegoś młota, miecza, po prostu mocniejszego rąbnięcia. Szkoda tylko, że jedyne co miałam przy sobie, to kości i krzemień, a te pierwsze to pewnie jeszcze spróchniałe. Gdybym zaczęła się z tym szarpać, o ile organizm by mi na to pozwolił, to każda istota zarówno w samej jaskini, jak i poza nią by mnie usłyszała. Co robić, co robić... - Eh? - uniosłam prawą brew do góry z powodu lekkiego zaciekawienia. Czyli głucha nie jestem. Chociaż o tyle dobrze. Migotanie, światełka, szybki obrót i błąd - "Zniknęło?" - dreszcz zagościł na moim ciele, bawiąc się jak nigdy dotąd. Skakał raz tu, raz tam, wzniecając we mnie uczucie bojaźni. Zmrużyłam oczy na wypadek, gdybym jednak czegoś nie mogła dostrzec. A może... a może nie było mi dane tego ujrzeć? Nie ma kroków, albo ich nie słyszę. Nie ma obiektu, albo go nie widzę. Mam omamy? Chyba byłoby to jednym z najbardziej racjonalnych wyjaśnień, podsuwanych mi przez słabo pracujący mózg. Zdjęłam dłonie z zardzewiałego łańcucha i podsunęłam się do granicy klatki. Przytknęłam twarz do szczeliny, aby móc objąć już i tak nie do końca sprawnym wzrokiem większy teren. Nadal się nie odzywałam. Doszedł tutaj jednak przy okazji efekt lekkiej bojaźni - "W przejściu niczego nie ma, 'u mnie' niczego nie ma... jestem tutaj sama?" - jeśli się okazało, że właśnie tak jest, to wyszukuję najgrubszą, największą kość ze szkieletu obok i próbuję rozwalić zamek. Jeśli nic mu się nie dzieje, to łańcuch. Dobieram po kolei jak największe "narzędzia", gdyby te poprzednie miały się złamać. Natomiast jeśli okaże się, że w jaskini dotrzymuje mi ktoś towarzystwo, to też łapię za jedną z większych kości i w chwili nieuwagi rzucam temu czemuś kością w głowę.
_________________
"Czy porozmawiamy? Ymm... nie, raczej wolę pięści."
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2012-12-28, 19:02   

Łańcuch pod wpływem uderzeń kością udową i po wydaniu z siebie kilku głośnych zgrzytów pękł z trzaskiem. Łańcuch spadał, a gdy dotknął ziemi przeleciawszy 20 metrów zgrzytnął bardzo głośnie i donośnie. Klatka była otwarta.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Dosiek 

Wiek: 29
Dołączył: 26 Gru 2012
Posty: 7
Skąd: Wałcz
Wysłany: 2012-12-28, 19:43   

Można powiedzieć, że radość przepełniała moją skażoną duszę i ciało. Nie zdobyłam się jednak na uśmiech, bądź gest uciechy, bo na pierwszym miejscu pojawił mi się cel - ucieczka. Tylko jak? - "Ups, mogło być za głośno." - delikatnie rozejrzałam się dookoła po wnętrzu jaskini, lecz nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek mógł to usłyszeć, a jeśli nawet, to pewnie nie zwrócił na taki hałas uwagi - "No dobra, Maya, myśl! Jest źle, bardzo źle. Ruszam się wolniej, głowa mnie naparza od myślenia i jest mi zimno jak nigdy." - pociągnęłam nosem i przełknęłam ślinę. Nadal sucho. Już instynktownie chciałam zmoczyć gardło własną wydzieliną i bynajmniej nie chodzi tutaj o mocz, a właśnie o ślinę. Miałam za pasem wodę, ale kto by w takiej sytuacji zwracał uwagę na pragnienie. Z innymi emocjami panującymi w mojej świadomości, graniczyła obojętność, raz za razem zatruwając resztę swoich towarzyszy jej przyzwyczajeniami - "Lina, muszę mieć linę." - rozejrzałam się po klatce, ale takowej nie było. No tak. Dziwnym by świat się stał, gdyby znikąd pojawiały się przedmioty w losowym miejscu. I to do tego jeszcze takie, jakie chcemy, bądź są nam potrzebne. Spojrzałam po sobie. Spodnie. No, tych to raczej ściągać nie będę, nawet jeśli są przemoczone do suchej nitki. Bransolety, pasek, bluzka, drugi pasek - "Wstążka..." - zrobiłam krótką pauzę na namysł. Przydałaby się, gdyby nie to, że jest zrobiona z materiału, który nie ma mowy na nieporwanie się pod moim ciężarem. Około czterdzieści kilogramów, ale jednak - "Chwila!" - rozbrzmiało w mojej głowie. No tak! Przecież miałam sznur przy spodniach i to do tego mokry. A skoro mokry, to zdawałoby się, że wytrzymalszy! Tylko... to są zaledwie trzy metry... a upadku z takiej wysokości raczej nie miałam najmniejszego zamiaru sobie fundować. Macałam drżącymi dłońmi po całym ciele, aby wyszukać czegoś jeszcze. Czegokolwiek. Wprawdzie miałam przy sobie bandaże, które łącznie dawały dziewięć metrów, kiedy leżą sobie luźno - "Może się uda... może..." - podkreśliłam to jedno, napędzające mnie niepewnością słowo. Chwyciłam za bandaże i zaczęłam je rozwijać - "Wszystko mokre. Po prostu wyśmienicie." - skomentowałam ironicznie. Starałam się związać końce improwizowanej liny trwale, chociaż korzystać z jak najmniejszej jej ilości, aby nie stracić na długości. Liczył się każdy milimetr. Na koniec przyszedł czas jeszcze na sznur przy moich spodniach. Rozwiązałam kokardkę, zdjęłam go i obleciałam wzrokiem spodnie - Oby mi tylko nie spadły... - przywiązałam sznur do bandaż i tak oto powstała pseudo lina, która niby miała mi pomóc w wydostaniu się z więzienia. Odmierzyłam dobre czterdzieści centymetrów pierwszego bandaża i zaczepiłam go o tą długość za klatkę. Pociągnęłam dwa, trzy razy, całkiem energicznie, aby sprawdzić czy się nie zerwie. Zrzucam następnie pozostałość liny w dół. Wyciągam jeszcze w dodatku bardzo rzadko używany płaszcz i owijam go sobie wokół stóp. Dlaczego? Miał on robić za pewien rodzaj amortyzatora, jak już znajdę się na ziemi. Złapałam dłońmi za bandaże i powoli opuszczałam się w dół, chwytając kolejne porcje prowizorycznej liny. Patrzyłam raz w dół, raz na linę i starałam się wypatrzeć czy nie ma żadnych pęknięć, rozerwań, bądź czegoś w ten deseń. Jak już znajdę się na koniuszku, zaciskam dłonie z całych sił na czerwonym sznurze i energicznie usiłuję zerwać linę, mając na względzie w miarę bezpieczny spadek na ziemię. Nigdy nie mierzyłam maksymalnej wartości rozciągnięcia się trzymetrowego bandaża, bo najzwyczajniej nie miałam w tym interesu. Mogłam jedynie się domyślać jaką długość liny uda mi się osiągnąć. Jeśli uda mi się w miarę szybko wstać, to rozglądam się po jaskini, w międzyczasie przywiązując do spodni swój czerwony sznur.

Prosiłbym o opis wszystkiego, co będę w stanie zobaczyć, gdyby udało mi się dotrzeć na dół.
_________________
"Czy porozmawiamy? Ymm... nie, raczej wolę pięści."
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2012-12-31, 18:33   

Maya zsuwała się po zaimprowizowanej linie. Wszystko dziwnie trzeszczało, ale utrzymywało ciężar. Schodziła szybko, po całość rwała się bardzo szybko. Ale też słyszała dziwne odgłosy. Walkę, kwik zarzynania.

Gdy znalazła się na dole, poczuła pod stopami kości. W niewielkim świetle zauważyła, że znajduje się na kamiennej podłodze pokrytej szczątkami i różnym ekwipunkiem. Niewiele mogła zobaczyć, ale też niewiele czasu mogła na to poświęcić

Gdy tylko dotknęła ziemi, coś uderzyło w skałę na lewo od wyjścia. Coś plasnęło, chlupnęło. Nieprzyjemny mlask miażdżonych tkanek i trzask łamanych kości. Coś odpadło od tego dziwa i przekoziołkowało w stronę Mayi. Jedna z tych rzeczy uderzyła ją w brzuch odrzucając ją, ale nie powalając. Druga przekoziołkowała obok, po czym znikła w ciemności jednocześnie wydając jakiś plusk.

Zmysły kobiety wyostrzyły się. To co ją uderzyło, to był przeklęty ghoul. Istota nieumarła. Wyglądała jak karłowaty człowiek, tylko ze ściągniętą skórą. Mięśnie i tkanki na samym wierzchu!. Maya porzygałaby się, gdyby nie poczucie zagrożenia. Organizm czuł niebezpieczeństwo. Ghoul był złem, trzeba zabić, zanim on zabije. Walczyć. Adrenalina w żyłach, rozszerzone źrenice, przetransportowanie krwi i uwagi mózgu z organów mniej ważnych jak żołądek do mięśni. Gotowa do ataku.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Dosiek 

Wiek: 29
Dołączył: 26 Gru 2012
Posty: 7
Skąd: Wałcz
Wysłany: 2013-01-02, 14:28   

Instynktownie mój wzrok został skierowany w stronę wyjścia. Nadal niezbyt wyraźny obraz, chociaż słuch raczej nie kłamie - "Coś się ukrywa?" - może i myśl ta była mało trafna, lecz ważna jak każda inna. Po części prawdą było, że coś znajdowało się przy wyjściu z tej przeklętej jaskini, jednakże gdyby chciało ukryć przede mną swoją obecność, to przecież nie robiłoby takiego... "hałasu"... - "Łupie coś? Ale co?" - za gówniarę nie było mi dane spotkać się z dźwiękiem złamanych kości. Nawet przez ostatnie dwa, trzy lata, kiedy to sama próbowałam przetrwać w lesie, nie spotkałam się z jakimkolwiek złamaniem. Może to i lepiej? W każdym razie dobrze nie było. Coś łupnęło w mój brzuch. Heh, niezbyt przyjemne, ale to lepiej niż miałabym oberwać w głowę... W tym momencie, źrenice zmalały mi do wielkości główki od szpilki, a powieki rozwarły do granic ich możliwości. Dałam krok do tyłu - "Co to jest za stworzenie?!" - rozbrzmiał potężny ryk w mojej głowie. Całe ciało zaczęło mi się robić niesamowicie gorące. Nawet źrenice, które wcześniej zmalały, teraz wyglądały jakbym połknęła zbyt dużą ilość toksycznych medykamentów. Odruchowo zacisnęłam pięści i spięłam mięśnie w lewej nodze. Przesunęłam prawą po ziemi gdzieś tak metr za siebie i, przenosząc na nią cały ciężar, staram się jak najszybciej unieść lewą dolną kończynę do góry, aby cała była w linii prostej, tworząc z podłożem kąt prosty. Zaciskam zęby i mięśnie brzucha, uderzając wyprostowaną nogą w głowę ghula, warcząc przy tym jak pies. Jeśli atak się uda i ghul się nie rusza, to korzystam z tej okazji i na wszelki wypadek wykonuję ten sam atak drugą nogą, tym razem w korpus. Jeżeli jednak przeciwnik w jakiś sposób zrobi unik, to jestem zmuszona nie korzystać z lewej nogi, która dopiero co dotknie ziemi, tylko z prawej, na którą przełożony był cały ciężar. Dotykam całą wewnętrzną stroną lewej dłoni ziemię i z całej siły kopię piszczelem gdzieś tak w szyję ghula prawą nogą.
_________________
"Czy porozmawiamy? Ymm... nie, raczej wolę pięści."
 
 
 
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2013-01-03, 05:19   

Ghoul dostał dwa razy w głowę. Ostatni cios był trochę ryzykowny ze względu na brak zdolności akrobatycznych, ale dosiągł celu. Maya tylko kątem zobaczyła jak pożółkłe twardówki nieumarłego ulegają wytrzeszczeniu. Była to oznaka przynajmniej utraty przytomności.

Podczas jej szamotaniny inny ghoul wybiegł z jaskini przemoczony, a także coś wielkiego i złowieszczego przesłoniło wejście i zniknęło w świetle wyjścia. Maya zauważyła, że to wielkie coś było demonem i atakowało jakąś grupę ludzi przed jaskinią. Demon wydawał się być chory, powolny. Dodatkowo teraz mogła zauważyć na podłodze bronie różnego rodzaju. Pordzewiałe, ale z pewnością jeszcze użyteczne.
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,08 sekundy. Zapytań do SQL: 12