Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
M
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2010-02-22, 21:50   M

Gracz: Matiddd

Imię: Ethiel Inglorion
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Elf
Wiek: 54 lata
MANA: 65/70
Nierozdane punkty doświadczenia: 950






Historia postaci:

Archiwa Szkoły Magii i Kapłaństwa w Todorii, 5 lat wcześniej




W kominku wesoło trzaskał ogień, oświetlając mały, obskurny pokoik. Profesor siedział wygodnie na fotelu, obserwując, jak ogień trawi kolejne akta uczniów szkoły. Na jego kolanach leniwie rozciągał się stary kocur, wygrzewający się przy ogniu. Obok fotela stał zniszczony, spróchniały już stoliczek zawalony stosem dokumentów szkolnych. Archiwum szkolne było już przepełnione, dlatego dyrekcja nakazała spalić najstarsze świadectwa studentów. Zadanie to zostało przydzielone Edelberdowi, wykładowcy magii elementarnej ognia. Staruszek wykonywał więc swoje obowiązki, pijąc herbatkę, głaszcząc swojego pupila i obserwując, jak krople deszczu uderzają o okno. Polecenie dyrektora zdecydowanie odpowiadało profesorowi - w całej szkole, w tym w pokojach nauczycieli panował straszny przeciąg, który nie działał dobrze na jego chory kręgosłup. Czasem sięgnął po nowy zbiór papierów, by dorzucić do ognia. Ogień zaczął powoli gasnąć, więc Edelberd chwycił następną porcję dokumentów. Miał już zamiar cisnąć w kominek, gdy jego uwagę przykuło nazwisko wypisane na rozpadającej się papierowej teczce - Ethiel Inglorion. Profesorowi cierpiącemu na zaawansowaną sklerozę to nazwisko było dobrze znane, nie był jednak pewien, skąd. Zrzucił więc kocura z kolan, który dobrowolnie nie miał zamiaru zejść ze swojego legowiska i zaintrygowany sięgnął po swoje okulary. Otworzył gruby zbiór i zaczął zachłannie czytać, starając sobie przypomnieć coś o tym uczniu.


LIST 1



Do dyrektora Szkoły Magii i Kapłaństwa,


zwracam się z prośbą o ponowne rozpatrzenie podania mojego syna, Ethiela Ingloriona o przyjęcie do Pańskiej placówki. Zdaję sobie sprawę z młodego wieku mojego syna (jak na elfickie standardy) oraz wymagań, jakie są stawiane nowym studentom, lecz jestem przekonany, że mój syn podoła nauce. Wykazywał już zdolności magiczne podczas zabawy, które nie pojawiały się u żadnego innego z moich dzieci. Jestem przekonany, że w nim drzemie potencjał. Przy rozpatrywaniu tego podania proszę mieć na względzie to, że profesor Edelberd jest moim krewnym i jednocześnie krewnym Ethiela. Zgodził się już na przypilnowanie postępów mojego syna w nauce. Jestem gotowy także pokryć wszystkie koszta utrzymania mojego syna i wpłacić dodatkową sumę na renowację szkoły.

Nataniel Inglorion


Świadectwo zdobycia stopnia Ucznia




Uczeń Ethiel Inglorion , student szkoły Magii i Kapłaństwa w Todorii zdał egzamin pozwalający mu kontynuować naukę w szkole. Poniżej znajdują się zapisane oceny ucznia z poszczególnych przedmiotów:

Religia (Angrogh) - dobry
Etyka - dostateczny
Wiedza elementarna - dostateczny

Posługiwanie się magią - dobry
Magia Elementarna - dobry
Magia Psychiczna - dopuszczający
Magia Iluzji - dostateczny
Magia Energii - b. dobry
Magia Bitewna - brak przedmiotu
Alchemia, przygotowanie komponentów - dobry


Dod. uwagi: Uczeń zdał z wyróżnieniem test praktyczny przedmiotu Magia Energii. Nie ma problemów z dyscypliną ucznia. Wykryto nieznaną chorobę. Sugerowana wizyta u cyrulika.


LIST 2


Drogi Edwardzie,


Chcę zwrócić ci uwagę na pewnego mojego ucznia - Ethiela Ingloriona. Chłopak ten jest utalentowany w posługiwaniu się Magii Energii. Profesor Rutherford przekazał mi ostatnio jego oceny ze sprawdzianów. Wiem, że nie praktykujemy tego w naszej szkole, ale radziłabym przenieść go natychmiast na konkretny wydział i skończyć naukę podstawową. On ma talent, czuję to! Nie będzie dla niego problemem zdanie wszystkich testów po kolei. Przynajmniej nie przy Magii Energii. Ale sądzę, że stara Adela da się przekonać, by go przepuściła z magii Elementarnej. Nierzadko zdarza się, by ktoś w takim wieku zdaje wszystkie testy bez poprawek! Dlatego proszę cię, zwołaj komisję egzaminacyjną. Wiesz dobrze, że nigdy nie proszę cię o przepuszczenie ucznia, jeśli nie mam ku temu wystarczających powodów.

I na litość boską, powiedz coś Edelberthowi! Wiem, nie jest to moja sprawa, jak on wychowuje swojego podopiecznego, ale w moim mniemaniu za ostro go traktuje. To tylko dziecko! Rozumiem, że on i ojciec Ethiela przywiązuję wielką wagę do dyscypliny, ale chłopakowi przyda się trochę luzu. Ufam, że porozmawiasz z nim na ten temat.

Daglis Inedet


*************



Nagle w pomieszczeniu zrobiło się ciemno. Profesor wrzucił więc przeczytane już kartki i rozpalił je, pstrykając w powietrzu palcami. Tak, teraz sobie zaczął przypominać. " Twój Ojciec pokładał w tobie wielkie nadzieje, Ethielu. Byłeś jedynym jego dzieckiem ze zdolnościami magicznymi, nieważne czy dużymi. Gdyby mnie on tak nie napierał na przygarnięcie cię, może byłoby dla nas wszystkich lepiej...." zamyślił się Edelberth, oddając się wspomnieniom.




GABINET MAGII ENERGII, 21 LAT TEMU



Sala jak zwykle była przepełniona studentami. Ci, czasem nie mogąc znaleźć wolnych krzeseł, siadali na pustych regałach czy szafkach pełnych komponentów, wyciągów i innych magicznych przyrządów. W środku sali stał wysoki, siwy nauczyciel otoczony z każdej strony słuchaczami. Trzymając fajkę w ustach chodził zataczając kręgi i wywołując kolejne nazwiska ze swojej listy. Zawołani uczniowie przestraszeni występowali przed tłum i czekali na zadanie. Nauczyciel był wymagający i srogo karał brak umiejętności, nic więc dziwnego, że nikt nie był skory do wyjścia na środek. Wykładowca doskonale o tym wiedział i sprawiało mu dziką satysfakcję, gdy ktoś nie wykonał jego polecenia. Kolejne "ofiary" wychodziły na środek i wracały do tłumu z zadaną pracą "w nagrodę". Po odpytaniu kilkunastu uczniów, wykładowca rzucił swoim notesem o biurku i zaczął krzyczeć na uczniów:
- Jak chcecie zdać na następny rok, jeżeli nie znacie podstawowych zaklęć! Wymagam od was jedynie wiedzy elementarnej, a wy co? Przychodzicie na zajęcia nieprzygotowani! Może gdy zaczniemy usuwać was za słabe wyniki ze szkoły, to wtedy będziecie się uczyć! No, Elizabeth, co powiesz na to? Dlaczego nie umiesz tak prostego zaklęcia jak błyskawica i to z odległości czterech metrów? -

- Panie profesorze, przepraszam, nie miałam czasu się przygotować, muszę pomagać mojej matce przy gospodarstwie i.... -

- Może więc powinnaś zostać gosposią, a nie czarodziejką! - przerwał jej wykładowca. Dziewczyna spuściła głowę i zarumieniła się. Po policzku spłynęła jej pojedyncza łezka.

- Siadaj do ławki. Ethiel Inglorion! - zawołał głośno nauczyciel, rozglądając się po tłumie.

- Tak, panie profesorze Rutherford? - odezwał się cicho jeden z uczniów, przeciskając się przez tłum żaków. Stanął dokładnie przed belfrem, oczekując na polecenie. Widać było, że jest lekko zestresowany. Poprawił lekko kołnierzyk koszuli i wpatrywał się w sęk na drewnianej podłodze, trzymając ręce z tyłu. Nauczyciel sięgnął po drewniany ciężarek z biurka i ustawił na stoliku, 2 metry przed uczniem

- Pamiętasz, jak na ostatniej lekcji poprosiłem cię byś nauczył się używać fali? Chciałbym, byś teraz zademonstrował swoim kolegom, jak się naprawdę czaruje - nagle zmienił ton. Mówił teraz zdecydowanie spokojniej, bez złości. - Zrzuć proszę ten ciężarek z mojego biurka - po czym odsunął się i zaczął obserwować ucznia. Młody elf wziął głęboki oddech, wyciągnął ze swojej kieszeni jakiś komponent i skupił się na zadaniu. Nie mógł widzieć, że do sali wszedł jego wuj. Ścisnął maleńki przedmiot w dłoni, po czym zaczął wykonywać skomplikowane gestykulacje, wypowiadając jednocześnie zaklęcie. Całość trwała 6 sekund. Przy rzuceniu od Ethiela rozeszła się fala energii, głównie jednak była skoncentrowana w ciężarek. Ten wywrócił się i przeleciał metr, upadając przed profesorem. Ten zaczął klaskać w ręce, podchodząc do ucznia.

- Bardzo dobrze, Ethielu! Dokładnie o to mi chodziło! Widzicie, wasz kolega opanował zaklęcie, którego od was nawet nie wyma... -

- Wcale go nie opanował, Panie Rutherford. - odezwał się nagle głos z tyłu. Przez tłum zaczął się przeciskać profesor Edelberth, wuj młodego ucznia. Starszy elf stanął obok swojego podopiecznego i oparł się na lasce. - Wiesz dobrze, że zwalenie kilogramowego ciężarka nie można nazwać czarem fali. Od naszych adeptów wymagamy zwalenie co najmniej przedmiotu wagi człowieka - mówił spokojnym tonem, wpatrując się w nauczyciela. Ethiel uważnie go obserwował, nie powiedział jednak ani słowa.

- Na dzisiaj kończymy lekcje. Kto za tydzień nie będzie umiał użyć pomniejszej błyskawicy, niech nie liczy, że będzie mógł się tu dalej uczyć. Ty Ethielu zostań - powiedział stanowczo profesor Rutherford. Uczniowie w pośpiechu zaczęli opuszczać salę. Gdy już w pomieszczeniu została tylko trójka, profesor zaczął:

- Wiesz dobrze, Edelberdzie, że w materiale nie ma fali. Już nauczenie się samej formuły, nie mówiąc już o wywołaniu jakiegokolwiek efektu powinno być nagrodzone. - mówił.

- Czemu więc wymagasz od niego nauczenia się tego czaru? Zresztą, skoro już miał się nauczyć, to niech zrobi to porządnie - odparł elf. - O ile się nie mylę, wymagane jest, by siła fali powaliła dorosłego człowieka lub elfa. Spróbujmy więc, Ethielu, spróbuj mnie chociaż zmusić do cofnięcia się o krok. - zaproponował, stając przed swoim podopiecznym.

- On jest zmęczony, powinniśmy dać mu odpocząć, a nie zmuszać go do takiego wysiłku - protestował wykładowca. - To nie jest dobry pomysł. -

- Prawdziwy mag mógłby mnie odrzucić tym czarem na koniec tej sali. Nie uczmy naszych studentów karczemnych sztuczek, tylko prawdziwej magii. Czekam Ethielu. - powiedział i ze spokojem wpatrywał się w chłopaka.

Młody uczeń wyjął kolejny komponent i wziął głęboki oddech. Wuj jak zwykle chce wystawić go na próbę i ośmieszyć. Ale nie uda mu się to tym razem. Ethiel z tym przekonaniem wymówił głośno formułę zaklęcia, wykonał gestykulację i rzucił czar wykorzystując całą energię, jaką mógł. W sali było słychać świst powietrza. Elf oparł się o biurku, mocno dysząc. Po chwili dopiero podniósł głowę, by zobaczyć, co udało mu się zrobić. Jego wuj stał dokładne w tym samym miejscu, w jakim był wcześniej. Jedyne widoczne na nim efekty działania czaru to rozwiane włosy. Starzec tylko uśmiechnął się i powiedział:
- Jak masz zamiar powalić przeciwnika tym czarem, skoro staruszka opierającego się na lasce nie udało się ci przesunąć nawet na krok? Idź dalej na zajęcia, jesteś wolny - po czym obserwował, jak jego bratanek zły opuszcza salę.

- Nie powinieneś był tego robić, Edelberdzie. W ten sposób zniechęcisz go do magii. - stwierdził profesor Rutherford, przynosząc dla swojego gościa krzesło.

- Na pewno tak się nie stanie. Pilnuje go, czy ćwiczy wystarczająco długo. Wierzę, że to kwestia czasu, aż w pełni opanuje to zaklęcie. - odparł staruszek, siadając na przeciwko swojego rozmówcy. Do sali wpadł stary, tłusty kocur. Z gracją godną każdego dachowca ruszył ku swojemu panu, miaucząc, by ten go wziął na kolana. Gdy już się usadowił w ciepłym miejscu, oddał się błogiej drzemce pozwalając, by jego właściciel go głaskał po grzbiecie. Rutherford obserwował kocura. Edelberd miał już tego liniejącego sierściucha, gdy on zaczynał uczyć. A to było dobre 20 lat temu. Nauczyciela z zamyślenia wyrwało spojrzenie elfa, który wpatrywał się w jego oczy. Profesor aż się poczuł nieswojo i poprawił swoje ubranie. Wtedy gość odchrząknął i powiedział:

- Znam dobrze swojego bratanka. Może i ma talent, ale nie ma zacięcia i jest uparty. Dlatego tak go podpuszczam. Wtedy stara się za wszelką cenę udowodnić, że potrafi to, co jest od niego wymagane. Teraz rozumiesz? Nie przejmuj się jego złością, obaj przecież chcemy dla niego jak najlepiej. Ucz go dalej fali. Chciałbym, by jeszcze do końca tego roku był w stanie chociaż mnie odrzucić do tyłu. A kot ma 34 lata. - powiedział elf, po czym wziął pupila na ręce i bardzo powoli wyszedł z sali, zostawiając Rutherforda w zamyśleniu.



CHATKA CYRULIKA, 19 LAT TEMU


- Badanie skończone, możesz już się ubierać - powiedział cyrulik, odchodząc od rozebranego Ethiela. Byli w małym pomieszczeniu, urządzonym w sposób dość...ekscentryczny. Każda deska podłogi była wykonana z innego gatunku drzewa. Każda też miała wyrzeźbiony duży napis informujący o pochodzeniu drewna. Do sufitu były przyczepione różne linki, na których były zawieszone najróżniejsze rzeczy - najwięcej było warzyw i owoców, a szczególnie czosnku. W kącie, pod brudnym oknem stał stolik, na którym leżały zasuszone zioła różnego gatunku. Po drugiej stronie, obok drzwi wykonanych z kory dębu był wbudowany kominek, a w środku gar stojący na ogniu. Całość przypominała raczej domek wiedźmy niż gabinet lekarski, a cyrulik w spiczastej czapce i z długą, siwą brodą wyglądał bardziej na wioskowego znachora i dziwaka niż na dyplomowanego medyka. Mimo to był jedyną znającą się na leczeniu osobą w promieniu 60 kilometrów, a po za tym jego metody leczenia i profilaktyki nie raz uratowały komuś życie. Nic więc dziwnego, że kapłani, zamiast kazać spalić go na stosie woleli sami się u niego leczyć, darując mu zabobonne rytuały i przekonania. Co ciekawsze, obok chatki osadzonej na drewnianych palach wbitych w ziemię stał normalny, kamienny dom cyrulika, a on sam wychodząc do wioski nigdy nie miał spiczastego kapelusza ani długiej do piersi brody. Czemu do cholery przyjmował on swoich gości w takim stroju, nikt nie miał pojęcia.

- Gdy będziesz wychodził, stań pierw na desce dębu, potem jesionu, przeskocz na klon i dotknij buku, potem wejdź na cis. Pod żadnym pozorem nie stawaj na desce kasztanowca i osiki! - krzyczał cyrulik, mimo, że doskonale było go słychać. Sam w drodze do drzwi wykonał skomplikowany i jakże efektowny taniec, skacząc po różnych dechach. Przed domkiem czekał na niego stary Edelberd przechadzający się wokół chatki i wąchający klomby ziół. Cyrulik podszedł do niego i zaprosił na ławeczkę przed chatką. Gdy obaj usiedli, elf się spytał:

- Czy Ethiel nas nie usłyszy? -

- Nie ma takiej szansy. Kazałem mu pójść taką drogą, którą nawet nie przeszłaby kozica górska. Minie parę minut, zanim się wygrzebie. - odparł znachor. - Do rzeczy. Oprócz uciekającego lewego oka, ziemistej cery, opuchłego dużego palca u prawej nogi i niedoboru witaminy D z pańskim podopiecznym jest wszystko w porządku. Nie licząc nieznanego choróbska, którego nijak nie mogę rozszyfrować. Przeszukałem całe góry pergaminu i nie znalazłem żadnego opisu choroby, której objawy by się zgadzały. Może być pan dumny. Ethiel jest pierwszym przypadkiem, gdzie nie mogłem zdiagnozować choroby znając wszystkie objawy. A to jest sztuka. Wedle moich skromnych rachunków, Ethiel może dożyć co najwyżej 100 lat. Ale proszę się nie martwić. Kiedyś leczyłem krowę, która miała głowę tam, gdzie powinna mieć odbyt. Do było dopiero utrudnienie! No, ale nie będę już zabierał pańskiego czasu, widzę, że pański podopieczny wychodzi. Muszę się zbierać. Do widzenia i życzę miłego dnia! - powiedział cyrulik, po czym uśmiechnął się odsłaniając śnieżnobiałe zęby i poszedł do swojego domu, machając, z uśmiechem na ustach oczywiście, swoją czapką. Stary mag odwzajemnił uśmiech i pomachał na do widzenia znachorowi, lecz gdy ten tylko się odwrócił, wziął do ręki trochę piasku, ścisnął i obserwował, jak znachor z krzykiem wznosi się na parę metrów do góry i upada za domkiem. Po chwili z chatki wyszedł Ethiel.

- Gdzie jest znachor? - spytał, nie widząc swojego lekarza.

- Źle się czuł, poszedł do swojego domu. Chodź, powiedział, że nic ci nie jest - odparł stary elf, po czym oboje poszli polną drogą ku szkole.




PARK PRZED SZKOŁĄ, 18 LAT TEMU


Edelberd siedział na ławeczce ukryty pod czarem niewidzialności. Obok siedzieli Ethiel i Natariel*, jego sympatia. Młody elf był pochłonięty właśnie opowiadaniem dziewczynie pewnej historii.

- ...no i gdy on się na mnie rzucił, to ja szybko dmuchnąłem mu piaskiem w oczy, i gdy był oślepiony, wyczarowałem błyskawicę, którą podpaliłem mu buty. Uciekał do rzeki, aż się kurzyło! -

- To już na pewno zmyśliłeś, nie przesadzaj!

- Nic nie zmyśliłem, prawdę mówię! A jak jego kolega chciał mu pomóc ugasić buty, to jemu z pomocą kuglarstwa zawiązałem sznurówki i wpadł twarzą prosto w błoto!

- Naprawdę? Nie boisz się, że cię dopadną? - pytała Natariel, której najwidoczniej zaimponowała historia Ethiela.

- A niech tylko spróbują! Teraz umiem zdecydowanie więcej, nie odważą się! - stwierdził z dumą chłopak. Edelberd uśmiechnął się patrząc, jak młoda elfka wpatruje się w jego bratanka. Edelberd obserwował ich spotkania od początku. Lubił mieć pod kontrolą Ethiela i często za nim chodził ukryty pod czarem, czasem jako niewidzialny, a czasem jako kot.

- Gdzie pójdziesz po szkole? - spytała się Natariel, zbliżając się lekko do Ethiela. Ten, widząc to, lekko się zarumienił i zmieszał, lecz starał się, by nie było to widoczne. Nie zdawał sobie sprawy, jak źle mu to wyszło. Elfka uśmiechnęła się.

- Jeszcze nie wiem, ale pewnie pojadę zwiedzić parę miast. A ty wiesz, co będziesz robić? -

- Nie mam jeszcze planów, w ogóle się nie zastanawiałam. -

- No to pojedź ze mną, będzie fajnie! -

- Jesteś pewien, że mogłabym? - spytała nieśmiało Natariel. Spojrzała się prosto w oczy Ethielowi. Ten natychmiast przestał się uśmiechać i odpowiedział niepewnie:

- No, jeśli tylko chcesz....bardzo bym się z tego cieszył... - po czym przybliżył się do dziewczyny.

W tym momencie Edelberd stwierdził, że zostawi Ethiela i Natariel sam na sam. Był to pierwszy raz, gdy stary elf przestał śledzić poczynania swojego bratanka.




POKÓJ ETHIELA, 11 LAT TEMU




- Jak mogłeś mi to zrobić! - krzyczał wściekły Ethiel na swojego wuja. - Przez tyle lat oszukiwałeś mnie, mówiłeś, że nic mi nie jest! To dlatego chodziliśmy tak często do tego cyrulika! - krzyczał. W wściekłości zrzucał różne przedmioty z biurka, miotał się po pokoju, rzucał się na łóżko.

- Uspokój się, twoja złość nic ci nie pomoże. Przyjmij to jak na mężczyznę przystało. - powiedział chłodnym tonem Edelberd. Próbował zachować spokój, jednak tak naprawdę nim również targały emocje.

- Jak mam to przyjąć? Tyle lat swojego życia zmarnowałem w tej szkole, na co mi to? Nawet nie wiecie kiedy umrę, czy ten dzień nadejdzie za 100 lat, za 10, czy może jutro! Łatwo ci mówić, by być spokojnym, gdy masz pewność, że nazajutrz wstaniesz ze swojego łóżka! - krzyczał dalej Ethiel. Ich rozmowę było słychać w całej szkole. Za drzwiami nasłuchiwała Natariel, zszokowana tą wiadomością. Chciała tam wejść i pocieszyć swojego przyjaciela.

- Nikt nie powiedział, że umrzesz. Może to się da wyleczyć. Musisz ufać Angroghowi. On na pewno cię nie opuści - odpowiedział wuj, siadając koło swojego bratanka.

- Nie wierzę w Angrogha. Jest bogiem głupców i tchórzy. Nie wierzę w niego! -

- Opamiętaj się w porę, Ethielu, zanim będzie za późno! -

- Nie wierzę w niego! Nienawidzę go! Nie wierzę! -

Edelberd patrzył z trwogą na swojego bratanka. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Na naukę Ethiela poświęcił 10 lat. Pilnował go na każdym kroku, dbał o jego naukę, sprawdzał, z kim się zadaje, był po prostu pewien, że zna go na wylot. Teraz jego podopieczny zrobił coś, czego elf nawet sobie nie wyobrażał - zaparł się Angrogha. Edelberd nie wiedział, co o tym myśleć. Przede wszystkim bał się o swojego podopiecznego - co on zrobi, gdy Angrogh go opuści? Nie będąc pewny, co ma zrobić, elf postanowił zostawić Ethiela samego. Może gdy ochłonie, będzie można z nim porozmawiać i pomóc mu naprawić ten błąd. Starzec więc bez słowa wstał z łóżka, wziął swoją laskę i wyszedł z pokoju, zostawiając w spokoju młodzieńca. Po chwili do pokoju weszła Natariel. Gdy zobaczyła zrezygnowanego elfa, zachciało jej się płakać. Usiadła więc obok niego i przytuliła się, mając nadzieję, że go pocieszy.

- Jak on mógł mi to zrobić..... - powiedział już spokojnie Ethiel, ocierając łzy. - Był wobec mnie od początku nieuczciwy...Wiem, że mnie kontrolował na każdym kroku. Nie wierzył we mnie. Nigdy moje sukcesy go nie zadowalały. Nie chcę go znać - stanowczym tonem oświadczył elf. Natariel słuchała go z niepokojem. Ethiel mówił dalej, z widocznymi coraz bardziej zdecydowaniem i spokojem.

- Nie pozwolę, by tak się stało, jak oni mówią. Nie pozwolę na to. Znajdę sposób na przeżycie. Nie wiem jeszcze gdzie i jak go szukać, ale jestem pewien, że mi się to uda. - mówił.

- Pomogę ci w tym, Ethielu, nie martw się. Przejdziemy przez to razem - odparła Natariel. Oboje przytulili się do siebie i wpatrywali się w gasnący ogień kominka.



*************



Po poliku Edelberda spłynęła łza. Teraz już dobrze pamiętał tamte wydarzenia, a szczególnie następstwa. Przypomniało mu się, jak prosił, by jeden z profesorów zablokował jego pamięć z tamtego okresu. Odnalezienie jednak teczki Ethiela przypomniało staremu profesorowi o wszystkich smutnych wydarzeniach. Wrzucił cały zbiór z wyjątkiem jednego listu do kominka i ponownie oddał się bolesnym wspomnieniom...


GABINET DYREKTORA, 7 LAT TEMU


- Ethielu Inglorionie, zostałeś oskarżony o kradzież zakazanych ksiąg ze szkolnej biblioteki. Dobrze wiesz, że za ten uczynek grozi wyrzucenie ze szkoły. Znaleziono w twoim pokoju ukradzione przedmioty. Daj mi choć jeden powód, by cię nie wyrzucić. Tamtej nocy widziano dwie osoby w bibliotece. Przyznaj się - kto ci pomógł je ukraść? - powiedział groźnym tonem dyrektor szkoły. On, Ethiel i paru profesorów, wraz z Edelberdem znajdowali się w jego gabinecie. Pomieszczenie było wysokie i bogato zdobione. Strop był podtrzymywany przez cztery smukłe kolumny , które równomiernie wbudowane tworzyły kwadrat w środku pomieszczenia. Na każdej z nich zawieszony był świecznik, na których paliły się po trzy świece. Nie było okien, a światło do środka wpadało jedynie przez dziurę w suficie, idealnie oświetlając biurko dyrektora. Środek podłogi był obniżony i schodziło się tam schodkami. Na ścianach znajdowały się nierównomiernie porozwieszane portrety wszystkich dyrektorów. Profesorowie siedzieli po trzech przy każdej ścianie, nie licząc tej, w której znajdowały się drzwi. Ethiel miał wrażenie, że jest osaczony, więc co chwila ozglądał się z niepokojem na kamienne twarze belfrów. Dyrektor, siedzący w centrum przed dębowym biurkiem wpatrywał się dokładnie w chłopaka, którego miał zaraz wyrzucić. Bardzo nie lubił takich sytuacji. Rzadko wychodził ze swojego gabinetu i nie znał dobrze uczniów, ciężko mu było więc sprawiedliwie ich oceniać. Przekonał się już, jak grono pedagogiczne potrafi być subiektywne. Zdawał sobie jednak sprawę, że musi wypełnić ten obowiązek, więc złożył ręce i czekał na tłumaczenie ucznia.

- Nikt mi nie pomaga, sam to zrobiłem - odparł Ethiel. Akurat, bez pomocy Natariel nie miałby szans zdobyć ksiąg. Całe szczęście, że etyka zawodowa zabrania nauczycielom grzebania w jego wspomnieniach. Nie chciał zdradzić przyjaciółki. Już przed spotkaniem zdecydowali, że cokolwiek się stanie, elfka ma dalej się uczyć bez względu na jego odejście. Nie miał zamiaru kręcić i podlizywać się nauczycielom. Zbyt wiele sekretów mają przed uczniami. Bez cienia strachu, śmiało zaczął mówić.

- Sam się podjąłem wykradnięcia tych ksiąg. Miałem dość waszych absurdalnych reguł. Traktujecie wiedzę magiczną jak waszą własność. Ona jednak powinna być dostępna dla każdego i bez żadnych utrudnień. - na sali słychać było ciche szmery, zaś dyrektor zmarszczył w skupieniu brwi. Ośmielony Ethiel mówił dalej, z coraz większym zaangażowaniem.

- Nie żałuje też swojego czynu, wręcz przeciwnie, jestem dumny z tego, co zrobiłem. I gdybyście mnie nie znaleźli, gwarantuje, że rozprowadziłbym wiedzę zawartą na tych księgach dalej. Krew mnie zalewa na samą myśl, że tak cenne książki są w posiadaniu takiej bandy ignorantów. Wasza placówka nie nauczyła mnie niczego oprócz paru marnych sztuczek niesłusznie nazywanych czarami i przekonania, że jeśli się czegoś chce, to nie można pozwolić, by inny cię ograniczali. Nie boję się usunięcia. Nie po tym, czego się dowiedziałem. Doskonale wiem, że zostałem już spisany na straty. O nic was nie proszę, oprócz streszczenia się z orzeczeniem oczywistego, i jednocześnie absurdalnego wyroku. Bo nie jest normalnym, że w szkole każe się ucznia za żądzę wiedzy. To wszystko, co miałem do powiedzenia. - powiedział i z dumą rozejrzał się po oburzonym gronie nauczycieli. Dyrektor patrzył zamyślony w jakiś nieokreślony punkt w powietrzu, myśląc o słowach chłopaka. Sam pamiętał, jak był młodym buntownikiem. Jednak jak zwykle durne procedury uniemożliwiają mu zrobienie tego, co jest słuszne. A profesorowie domagali się ostrej reakcji, zdecydowania i braku litości. Spokojnym tonem zaczął więc mówić, kierując swój wzrok ku Ethielowi:

- Szkoła nie ogranicza ci dostępu do wiedzy. Jednak twój zbyt...wybuchowy temperament doprowadził cię do złych decyzji. Zdaje sobie sprawę, że zależy ci na wyleczeniu swojej choroby, czy zdobyciu nieśmiertelności. Szanuję to i doceniam twoje starania, jednak nie mówimy o czytaniu poradnika, jak sadzić lecznicze ziółka czy jak wyczarować dynię na sto sposobów, lecz o studiowaniu księgi nekromancji i czarnej magii. Już sam fakt kradzieży to wystarczający powód, by wydalić Ciebie ze szkoły, lecz zawartość księgi.... to za dużo jak na adepta, chłopcze. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, do czego mogło cię to zaprowadzić, gdybyśmy w porę nie odebrali tej księgi. Masz wielkie szczęście, bo kto raz wpadnie w sidła mrocznego boga, ten nie ma szans na ratunek... Otwarte są dla ciebie wszystkie księgi Angrogha, Denagogha czy Girath. Czemu nie szukasz mocy tam, gdzie ona jest najsilniejsza? -

- Bo nie wierzę w tą kocią wiarę. Angrogh jest dla głupców i słabych. Teraz wiem, jego kult zasłania prawdę, nie daje wolności. Opiera się na wątpliwych zasadach moralnych, które tylko ograniczają człowieka. Prawdziwa wiedza nie kryje się za ołtarzem Angrogha. Ona przerasta wszystkich jego wyznawców. Dlatego się boicie, kryjecie te księgi, modlicie się do swojego marnego boga, a on jest tylko marnym pyłem wobec prawdziwej siły, jaka drzemie w wiedzy. - odparł z przekonaniem Ethiel. Choć profesorowie mówili szeptem, dokładnie słyszał ich zarzuty. Heretyk! Bluźnierca! Szalony! Bałwochwalca! Ale oni wszyscy są ciemni. Oszukują siebie nawzajem. Są pewni swojej niezależności, ale są marionetkami. Wiara odbiera im swobodę myślenia.

- Opanuj się synu, nim Jego rozgniewasz na dobre. Boga łatwo jest obrazić, przeprosić jest ciężko - powiedział z typowym dla siebie spokojem dyrektor. - To wszystko, co masz do powiedzenia? W porządku. Darujmy sobie te głupie narady. Wyrok jest oczywisty. Zostajesz na zawsze wykluczony z grona uczniów tej szkoły. Nie masz prawa powrotu. Odbieram ci wszystkie dyplomy i tytuły magiczne, jakie do tej pory zdobyłeś. Od dziś w gronie magów nic nie znaczysz. Smuci nas ten fakt, ale dla nas jesteś skończony. Żałuję też, że nie można odebrać ci zdobytej wiedzy. Jestem pewien, że wykorzystasz ją w złym celu. - powiedział dyrektor. Przykre, ale mimo swojej opinii musiał to zrobić. Chłopak pogwałcił główne zasady jego szkoły. Mimo sympatii do wyszczekanego elfa musi go wydalić.

- Masz prawo wziąć swoje rzeczy. Zabrania ci się spotkać już z jakimkolwiek studentem. Nie chcę, byś kogoś jeszcze wciągnął w to szaleństwo. Odprowadzi cię twój wuj. Sprawa jest już oficjalnie zamknięta, wynik ostateczny. Dziękuje wszystkim za przybycie. A teraz proszę, opuśćcie gabinet i pozwólcie mi zostać samemu. - powiedział dyrektor. Ethiel tu mógłby mu zawtórować. Bał się, że Natariel zrezygnuje z nauki. Co prawda przed chwilą zbeształ instytucję szkoły i sposób nauczania, ale wiedział, jaki los spotyka takich jak on. Wolał jej ulżyć i pozwolić się ustatkować. Sala zaczęła się wyludniać. Ethiel wyszedł wraz ze swym wujem, obaj udali się prosto do pokoju byłego ucznia. Tam wszystko już było spakowane. Oboje się do siebie nie odzywali. Jedynie przy wyjściu ze szkoły Edelberd zaczął rozmowę:

- Przykro mi, że tak się to kończy. Próbowałem do tego nie dopuścić. -

- Nie mam ci nic do powiedzenia. Nie zmieniłem swojego zdania przez ostatnie cztery lata, gdy to się wszystko zaczęło. Teraz wiem, że to wszystko ujawniło całą obłudę tej szkoły. Proszę cię jednak, abyś zrobił dla mnie jedną rzecz. Wręcz ten list Natariel. Wiedziałem, że zabronią mi się z nią spotkać. - powiedział Ethiel, trzymając w ręku naszyjnik, która dała mu elfka.

- Wiesz, że ojciec zabronił ci wracać do domu. Przesłał ci jednak pieniądze. Wręczam więc ci je, obyś dobrze je wykorzystał. - powiedział stary profesor, wręczając Ethielowi pokaźny mieszek pieniędzy. - Co planujesz zrobić? Pod groźbą śmierci nie możesz tu zostać ani osiedlić się w pobliżu. Gdzie pójdziesz? -

- Jak najdalej od tego miejsca. Znajdę swój cel, nawet jeśli cały świat się sprzeniewierzy przeciw mnie. -

- Wierzysz w Beliara? - spytał starzec

- W nic, po tym, co tu doświadczyłem, nie wierzę - powiedział elf, po czym wsiadł na konia kupionego za ojcowskie pieniądze i ruszył w świat, nie oglądając się za siebie. Stary elf zaś stał przy drzwiach szkoły, obserwując Ethiela, aż ten nie znikł całkowicie we mgle.




*************



Edelberd zaczął łkać. Krople łez spadały na pergamin, rozmywając atrament. W ręku trzymał list Ethiela do Natariel. Owszem, wręczył wiadomość wedle prośby swojego bratanka, przedtem jednak skopiował list i włożył do jego dokumentów. Rozpieczętował kopertę i wyciągnął schowany w środku kawałek pergaminu.



LIST 3



Droga Natariel,


piszę ten list, bo już wiem, że zabronią mi się z Tobą spotkać. Chciałem, żebyś wiedziała, że mi na Tobie zależy. Pamiętasz, jak w parku obiecaliśmy sobie, że wyruszymy kiedyś razem w daleką podróż? Teraz zrozumiałem, że sam tego nie chcę. Proszę Cię, nie zważaj na mnie i skończ szkołę. Obiecuje, że cię znajdę i poznamy odpowiedź na nasze pytanie. Musisz zostać w szkole. Dyrektor i profesorowie nie wiedzą o Tobie, pewnie nawet nie podejrzewają. Pamiętaj, że gdy już opuścisz to miejsce, zostawiaj ślad w każdym mieście, do jakiego dotrzesz, abym mógł cię odnaleźć.

Ethiel Inglorion



*************



Za oknem przestało padać. Ogień w komuniku znowu powoli gasł. Edelberd ściskał list w ręku, patrząc się w ogień. Z zamyślenia wyrwał go jego kot, który widząc stan swojego pana ciągnął go za nogawkę. Stary mag wstał więc, wrzucił resztę dokumentów w płomienie i patrzył, jak płomienie trawią resztki jego wspomnień.




*************



GDZIEŚ W BOLGORII, 2 LATA TEMU




Dochodziła północ. Ethiel siedział w siodle, prowadząc za sobą dwóch najemników. Ci byli typowymi zakapiorami - ubrani w cuchnące szmaty, brudni i zapuszczeni, nie żądali przynajmniej za wiele pieniędzy i nie byli za bystrzy. A przede wszystkim, nie zadawali niepotrzebnych pytań. Tacy byli dla elfa najbardziej przydatni. Jeździec rozejrzał się w okół - pogoda tej nocy była paskudna. Nad polaną, przez którą przejeżdżali, unosiła się gęsta jak obłok dymu mgła. Słychać było grzmoty i wycie wiatru. Konie były zdenerwowane, zapadały się w błocie. Jakby tego było mało, do celu ich podróży został jeszcze kawałek drogi. Ethiel nie miał zamiaru dłużej czekać. Spiął konia i ruszył, zostawiając na chwilę swych towarzyszy w tyle. Ci również przyspieszyli poganiając swoje zwierzęta. Powoli z mgły wyłaniał się duży, kamienny budynek, górujący nad okolicą. W żyłach podróżnych krew zaczęła szybciej płynąć. Udało im się w końcu dotrzeć. Przed nimi stał dwór bogatego szlachcica, strasznego odludka i kolekcjonera ksiąg. Jego posiadłość była ogromna i dzieliła się na kilka budynków - sam pałac, domy dla służby i straży, spichlerz i - co najważniejsze - biblioteka. Pod budynkami majaczyły blade światła lamp strażników, którzy patrolowali teren. Całość przypominała bardziej ponurą fortecę niż szlachecki dwór. Ale wygląd nie był w stanie odstraszyć elfa. Poznał już dobrze swój cel i doskonale wiedział, jak się dostać. Cała trójka zsiadła z koni, które przywiązane zostały do starego dębu. Ethiel prowadził swoich towarzyszy przez gęste bagno, aby uniknąć wykrycia. Udało im się bez przeszkód wyminąć patrole i dojść pod samą bibliotekę. Była ona największym budynkiem w całym dworze. Zbudowana na planie prostokąta była w całości pokryta płaskorzeźbami ukazującymi sceny z ulubionych powieści szlachcica. Ściany budowli były gęsto obrośnięte zielonym bluszczem, który puścił piękne, białe kwiaty. Elf nie przyszedł tu jednak, by zachwycać się byle badylami. Ostrożnie podkradł się do ściany i pociągnął za gałąź. Wyglądało na to, że bluszcz będzie w stanie utrzymać jego ciężar. Ethiel więc chwycił się mocno i zaczął powoli wspinać ku balkonowi. Gdy już znalazł się u góry, najemnicy, do tej pory kryjący się w krzakach, ruszyli pod ścianę. Elf przywiązał linę do poręczy, drugi koniec zaś rzucił rzezimieszkom. Zaczęli powoli się wspinać. Ethiel rozglądał się nerwowo po okolicy, wypatrując strażników. Na szczęście nikogo w okół oprócz trójki włamywaczy nie było. Najemnicy weszli na balkon. Wtedy jeden z nich wyciągnął wytrych i zaczął grzebać w zamku drewnianych drzwi, drugi zaś wciągnął linę na górę. Elf słyszał tylko ciężki oddech towarzyszy i mechanizm zamka. W końcu usłyszał dziwny łoskot metali i skrzypienie drzwi. Udało się! Cała trójka weszła ostrożnie do środka.


Przepych sali, w której się znajdowali, zaparł im dech w piersiach. Stali na najwyższym stopniu wysokiej sali, do którego z dołu prowadziły marmurowe schody. Na suficie wisiały kryształowe żyrandole z srebrnymi stelażami. Wszystkie świece były zapalone, choć była już noc i pan dawno spał. Na drugim końcu sali były ogromne drzwi, czy może raczej wrota. Nad nimi wisiały trzy proporce z herbem rodu właściciela. W środku sali, w kamiennym kręgu stały ustawione najzwyczajniejsze meble - stoliczek do kawy, dwie pufy, trzy fotele. W ściany wbudowane były ogromne witraże wykonane z setek elementów. Resztę ogromnej sali wypełniały regały wysokie na 3 metry i uginające się pod ciężarem tomów na nich ustawionych. Pod schodami stały drabiny. W sali nie było żadnego strażnika. Właściciel był przewrażliwiony na punkcie swojej kolekcji i nie dopuszczał, by byle kmieć spojrzał chociaż na jego zbiór. Strażnicy mieli wchodzić tylko w razie pewności, że w środku są złodzieje. Dostęp do biblioteki miał sam właściciel, jego rodzina i sługa, który odpalał świece na żyrandolach. Włamywacze mieli więc dużo czasu, by znaleźć interesujące ich księgi.



- Szukamy księgi o nazwie "Dzieje Talana. Kronika Stulecia". - powiedział elf do najemników, rozglądając się po sali.

- Jak ją rozpoznamy? - spytał jeden z rzezimieszków.

- Na grzbiecie książki powinien być wypisany tytuł. -

- Tylko żaden z nas nie umie czytać. -

- Durnie! Idźcie więc i pilnujcie, czy nikt nie nadchodzi - powiedział Ethiel. Nie przewidział że trafi na takich ignorantów. Ta sala jest ogromna i być może nie uda mu się znaleźć tego, czego szuka. Ale nie podda się! Spędził 4 lata na odszukaniu chociażby wzmianki o księdze z zawartą na swoich stronach mocą. Wszystkie poszlaki wskazują, że w tej bibliotece będzie kronika, która go doprowadzi. Ostatni właściciel tego tomu zadbał, by jej nie odnaleziono, lecz wiedza o jego podróżach kryje się właśnie w tym pomieszczeniu. Dzięki niej ruszy śladem tego człowieka i spełni swój cel.

Przeszukując bibliotekę, natrafił na indeks ksiąg. Właśnie tego potrzebował! Otworzył gruby, ciężki tom i zaczął szukać. Regał 19, pozycja 492....jest! Elf poczuł, jak jego serce szybciej bije. Pobiegł szybko do odpowiedniego regału, i z pomocą najemników wyniósł księgę na najwyższy stopień budynku, tuż przed drzwiami prowadzącymi na balkon. Wyciągnął z kieszeni kałamarz, pióro oraz pergamin i zaczął kartkować gruby tom w poszukiwaniu potrzebnych mu fragmentów.

Tymczasem na dole jego towarzyszy kradli wszystko, co nie było przymocowane do podłoża. Wszelkie srebrne przedmioty trafiały do ich bezdennych kieszeni. W pewnym momencie jeden z nich zrzucił świecznik srebrny świecznik ze stołu. Za drzwiami było słychać rozmowę strażników i ich kroki. Kierowali się ku sali. "Idioci!" pomyślał Ethiel i przepisywał dalej. Miał mało czasu, a wciąż nie znalazł tego, czego szukał. Do sali wpadło trzech strażników. Widząc włamywaczy, rzucili się ku nim z bronią. Najemnicy w pośpiechu wyciągnęli ukryte miecze i zaczęli walczyć z napastnikami. Jeden z nich zaczął wołać Ethiela:
- Potrzebujemy pomocy! Pomóż nam! -

Ethiel nie miał zamiaru przerywać pisania. Niech ci głupi ludzie spełnią swoją rolę jak należy. Wreszcie odnalazł fragment, na którym mu zależało. Szybko zaczął przepisywać. Nagle usłyszał krzyk i odgłos upadającej stali. Gdy spojrzał na dół zobaczył martwego kompana. Drugi cofał się ku schodom, walcząc z dwoma żołnierzami. Trzeci ruszył z drugiej strony ku Ethielowi. Nie było już czasu na przepisywanie, więc elf wyrwał jedną z kart księgi i wepchnął do kieszeni. Ostatni najemnik leżał zakrwawiony i bez broni na ziemi. Jeden z strażników celował do niego mieczem, krzycząc:

- Poddaj się i rzuć broń, inaczej twój kompan zginie! - mówił, gdy jego towarzysze coraz bardziej zbliżali się do elfa. Ten wypuścił trzymany sztylet, przygotowując się do puszczenia zaklęcia. Gdy tylko strażnicy się zbliżyli, od maga rozeszła się fala energii. Żołnierze spadli ze schodów, zaś elf szybko wyszedł na balkon. Usłyszał za sobą tylko cichy jęk najemnika....

Elf znajdował się na balkonie. Droga ucieczki była już tylko jedna. Ethiel szybko zrzucił zaczepioną o poręcz linę i ześlizgnął się z niej w dół. Zaraz po tym na balkon wbiegli strażnicy. Widząc uciekającego elfa, jeden z nich zaczął wołać na alarm, zaś pozostałych dwóch schodziło powoli z pomocą liny. Byli jednak obciążeni całą stertą żelastwa i nie mogli być tak szybcy jak zwinny i lekki elf. Mag tymczasem zdążył zniknąć w gęstym lesie. Słyszał za sobą już skowyt psów spuszczonych z łańcuchów i okrzyki straży. Był już jednak za daleko, by go złapali....z mgły wyłoniły się sylwetki koni przywiązanych do drzewa. Uratowany! Szybko wskoczył na siodło swojego wierzchowca, po czym mieczem przeciął linę, którą zwierzę było przywiązane do drzewa. Elf spiął konia i ruszył drogą, zostawiając w tyle pogoń.




*************




DROGA DO AKILLI, CZAS OBECNY



Elf był oddalony już tylko jeden dzień podróży od Akilli. Jego koń był wycieńczony i zraniony przez nieumarłego, który zaatakował podróżnego trzy dni temu. Ethiel prowadził go za uprząż, wiedząc, że zwierzę nie jest już w stanie utrzymać go na sobie. Widząc, jak oczy wierzchowca zachodzą bielmem, postanowił ulżyć mu i skrócić jego cierpienie. Wyprowadził więc go na otwarte pole. Tam koń upadł, mocno dysząc. Elf wyjął więc nóż i szybkim ciosem wbił go w kręgosłup zwierzęcia. Ethiel teraz musiał iść pieszo. Na szczęście był ranek, więc może dotrze do miasta, zanim się ściemni. Rozejrzał się po okolicy. W okół unosiła się gęsta, poranna mgła. Po drugiej stronie drogi był świeżo rozkopany grób, zapewne jego właściciel opuścił go przed świtem. Ziemia wokół była spalona i przesiąknięta krwią. Pobliskie drzewa już dawno obumarły wskutek braku wody. Jedyną roślinnością były jeszcze pojedyncze kępki trawy i mech rosnący na skałach. Ethiel miał zamiar jak najszybciej zostawić ten widok za sobą. Notatki, które udało mu się zrobić dzięki informacją z kroniki wskazywały, że odpowiedzi na swoje pytanie musi szukać Akilli. Z ponurą determinacją ruszył więc w drogę, chcąc zostawić za sobą ponury krajobraz i wspomnienia.

Umiejętności:
    Magia Energii - Adept
    Magia Elementarna ognia - Uczeń
    Uniki/Parowanie - Uczeń


Cechy:
    Czuły słuch
    Bystry wzrok
    Uroda


Atuty:
    Brak


Czary:

Kuglarstwo
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (grafit, bażancie pióro, suszone zioła)
Czas rzucania: natychmiastowy
Działanie: Jest to zbiór wielu prostych sztuczek służących raczej zabawie czy pomocy niż walce. Można tym czarem np. zapalać świece na odległość pstryknięciem palca, przenosić małe przedmioty na niewielką odległość (tak 0,5 kg na 3 metry), cerować skarpety, usuwać pleśń ze ścian, brudzić garnki sąsiadowi, sprawić by monetę zniknęła a potem pojawiła się w uchu lub ustach i tym podobne proste sztuczki kuglarskie.
Koszt many: 5
Zasięg: nieokreślony
Uwagi: brak

Błyskawica
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (kwarc o wartości przynajmniej 2 sztuk złota)
Czas rzucania: 6 sekund
Działanie: Mag zawiązuje, a potem wystrzeliwuje sporą błyskawicę, która leci zgodnie z nadanym jej kierunkiem. Błyskawica odbija się od przeszkód aż do wyczerpania zasięgu (chyba że mag żąda, by czar wyładował się na jednej z przeszkód). Porażona nią osoba automatycznie upada na ziemie i ulega paraliżowi oraz drgawkom na czas od 5 do 30 sekund. Dodatkowo istnieje 25% szans na utratę przytomności przez cel na czas od 5 do 30 minut. Dodatkowo istnieje 25% szans na to, że cel zapadnie na śpiączkę na czas od 2 do 5 dni (jeżeli wcześniej straciła przytomność na skutek czaru). Poza tym czar powoduje odrętwienie, nudności i ogólnie ofiara kiepsko się czuje.
Koszt many: 30
Zasięg: 25 metrów
Uwagi: Jakakolwiek rana, ból lub oszołomienie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia

Fala
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (perła o wartości przynajmniej 2 sztuk złota)
Czas rzucania: 6 sekund
Działanie: Czar powoduje wysłanie kulistej fali rozchodzącej się promieniście od maga. Fala jest na tyle silna, że przy samym magu potrafi odrzucić na 20 metrów masę 200 kg, a przy granicach zasięgu czar potrafi odrzucić 5 kg na odległość 10 metrów.
Koszt many: 20
Zasięg: 30 metrów
Uwagi: Jakakolwiek rana, ból lub oszołomienie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia; Mag może nakładać ograniczenia co do zasięgu czaru, tzn może ustalić, że fala nie będzie kulista, a np. przybierze formę ściany naprzeciwko niego.

Piorun kulisty
Wymagania: komponenty somatyczne, werbalne i materialne (diamentowy pył o wartości przynajmniej 10 sztuk złota)
Czas rzucania: 6 sekund
Działanie: Czar powoduje wysłanie kuli piorunów o średnicy 1 metra naturalnie przyciąganej przez istoty żywe. Kula wyładowując się czyni ogromne spustoszenia w ciele celu porażając i oparzając go. Cel automatycznie jest zwalany z nóg i paraliżowany na 1 minutę. Dodatkowo istnieje 50% szans na zapadnięcie w śpiączkę na 1 do 2 tygodni oraz 25% szans na natychmiastową śmierć celu.
Koszt many: 50
Zasięg: 30 metrów
Uwagi: Jakakolwiek rana, ból lub oszołomienie zmniejszają prawdopodobieństwo powodzenia

Postać:

    - Dębowy Kostur, obecnie ciężko wyczuć w nim jakąkolwiek moc, może raczej już służyć tylko jako laska
    - skórzany strój (patrz Ubranie, chroni przed siniakami, lecz wątpliwe, by był w stanie załamać cios mieczem
    - pusta sakiewka
    - sakwa na komponenty, a w niej:

      9 * grafit
      10 * bażancie pióro
      14 * suszone zioła
      7 * kwarc
      5 * perła
      2 * diamentowy pył

    - Ubranie: (Wysokie buty, skórzane spodnie, biała koszula, ciemnoniebieski kapok widoczny na rysunku, rękawice z zajęczej skórki, dodatkowo ciemnozielony płaszcz. Złote elementy widoczne na stroju z powodu braku środków zostały wykonane z materiału)


Ekwipunek:

    - kałamarz, pióro, trochę kartek
    - sakiewka na złoto
    - skórzana sakwa ukryta pod płaszczem
    - pochwa na miecz
    - racje podróżne na 14 dni
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,15 sekundy. Zapytań do SQL: 12