Carl obudził się, czując chlust zimnej wody na twarz. Otworzył oczy. Przebywał w jakiejś zimnej, brudnej piwnicy. Ręce i nogi miał związane, siedział na krześle. Głowa bolała go setnie. Zapewne nie został opatrzony po wypadku z nekromantą...
-Doszedłeś już do siebie - odrzekł jakiś głos - Gadaj.
_________________
Cały tworzony przeze mnie kontent jest na licencji WTFPL
"What a strange world we live in where porn sites are suspect, but defense contracting for gun wielding robots is a plum assignment."
Przez chwilę nie wiedział, gdzie się znajduje. W końcu jednak przypomniał sobie korytarz wentylacyjny. Cholera! Nie spodziewał się tego, że nie zdąży wprowadzić w nim swojego planu i oberwał falą Avenkera. Jeśli się nie mylił, widział tam też nekromantę. Ciekawe, czy też tu jest. Może pomoże mu uciec? Wątpił, pewnie zabili go na miejscu. Nagle drgnął rozumiejąc, co właśnie się dzieje. Spróbuje rozejrzeć się po pomieszczeniu, zaś następnie przypomnieć sobie, czy zna skądś ten głos. Drgnął ponownie wiedząc, że musi udzielić odpowiedzi.
-Co niby mam kurwa powiedzieć?! I gdzie ja niby jestem? Wypuśćcie mnie, skurwysyny! - wrzasnął głośno, jednak zaraz potem tego żałował. Łeb mu od tego pękał. Mimo to ponowił rozkaz - Czy ja niewyraźnie mówię?!
_________________ Ilość hejterów jest wyznacznikiem fejmu
-Z jakimi dwoma do cholery - wydyszał. - Przestańcie gadać o czymś, czego nawet nie nazywacie. Chodzi o Arnolda i Retara Proszę bardzo, powiem wam wszystko, tylko stawiajcie bardziej konkretne pytania. Tak więc wraz z kilkoma osobami zeszliśmy do Katakumb. Nie pamiętam imion wszystkich, to pewnie przez to, że musiałem wyrżnąć o coś łbem. Jednymi z nich byli Retar z Avenkerem, to sobie przypominam. Po jakimś czasie rozdzieliliśmy się. Ja wędrowałem wraz z... kimś. Potem znowu mgliste wspomnienie. Następnie wlokąc się po ciemku samotnie dotarłem do jakieś komnaty. Ucieszyłem się, bo spotkałem tam Retara, jednak nie samego. Był tam też niejaki Arnold, z którym wydobyli poszukiwane kamienie - w tym miejscu zrobił krótką pauzę nabierając powietrza.
-Zaproponowali mi olanie starego zlecenia i poprosili o pomoc. Ową prośbą była rzecz jasna groźba. Miałem wybór: zginąć, albo poprzeć nieznaną organizację. Gadali coś, że mogą zaoferować więcej niż Gildia, ale więcej i tutaj nie mogę sobie przypomnieć. Chcieli, aby reszta starych kompanów także się do nich przyłączyła, w razie czego miałem odciągnąć uwagę jednej osoby, która również była wojownikiem. Tak, aby nie zakradł się czasem za plecy jednego z magów. To by była przykra sytuacja. W końcu doszliśmy do komnaty, w której znaleźliśmy resztę wraz z kimś nowym. Niestety dalej nic nie pamiętam, pewnie oberwałem jakimś zaklęciem i wyrżnąłem głową o ścianę. Powiedziałem już wszystko co wiem. Wypuścicie mnie teraz? Muszę powtórzyć to jeszcze w Gildii, może odpalą za to trochę złota, które pokryje koszty leczenia, ewentualnie może nawet uzupełni sakiewkę, która mogła się napełnić przez ten czas w inny sposób.
_________________ Ilość hejterów jest wyznacznikiem fejmu
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
| 
| 