Obrazki strony End of Days są hostowane na serwerze photobucket.com. Jeśli nie ładują się ona prawidłowo, najprawdopodobniej strona photobucket.com jest chwilowo niedostępna. Przepraszamy za utrudnienia.
SzukajUżytkownicyGrupyStatystykiRejestracjaZaloguj się

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: zkajo
2009-10-13, 20:15
A
Autor Wiadomość
Faust272 
Namiestnik


Wiek: 34
Dołączył: 11 Kwi 2008
Posty: 2598
Skąd: Słupsk
Wysłany: 2009-04-14, 19:50   A

Gracz: Argon



Imię: Argon
Nazwisko: Tyberiusz (przybrane)
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Człowiek
Wiek: 25 lat
Doświadczene: 3025

CAŁKOWITA ODPORNOŚĆ NA TRUCIZNY POCHODZENIA PAJĘCZEGO! (patrz, przeklęty pierścień)


Wyznanie: Angrogh. Postać wierzy w dobro, niesienie nadziei i nie poddawanie się przeciwnościom losu. Twierdzi, iż „Po każdej burzy, przychodzi poranek”, nowa nadzieja. Dba zarówno o kondycję fizyczną, jak i duchową. Wie iż nie każde środki uświęcają cel. Uważa, by podczas swoich działań, nie krzywdzić innych w koło. Nie jest fanatykiem. Wierzy w kompromis oraz w to iż wszyscy jesteśmy ułomni i popełniamy błędy i możemy się nawrócić, oraz, że życie jest pięknym cudem.


Wygląd: Dobrze zbudowany (180 cm wzrostu) młody mężczyzna. Posiada długie, czarne włosy i duże zielone oczy. Twarz charakterystyczna, lekko kanciasta z zarysowaną dolną szczęką i sprawiająca wrażenie srogiego, lecz sprawiedliwego człowieka. Lekki zarost na twarzy. Tatuaż w kształcie oka na klatce piersiowej.

Historia postaci:

Gdzieś pomiędzy Kaldinją a Veragorem

Słońce kryło się już w połowie za równą linią morza, czerwienią barwiąc błyszczące grzbiety spokojnych fal i zawieszone w nad nimi bezchmurne niebo. Mężczyzna w sile wieku zatrzymał się na łagodnej skarpie pokrytej kępami trawy, w którą zaczynał się wgryzać piasek wybrzeża. "Cisza po burzy" - pomyślał człowiek pod nosem wygwizdując wojacką piosenkę. Wpatruje się w nienaruszoną niczym i spokojną taflę jeziora.
Długą chwilę stał i mierzył wzrokiem ukołysujące się do snu morze. Następnie podjął sprężysty marsz wzdłuż linii brzegu, od czasu do czasu rzucając przelotne spojrzenia w stronę zachodzącego słońca. Szum fal zagłuszyło znajome ujadanie. Wkrótce przy człowieku pojawił się młody szary wilk, o srebrzystej sierści. Wprawny myśliwy nie dałby mu więcej jak cztery lata. Zwierzę obiegając właściciela dookoła nie przestawało szczekać.
- Co jest Fenix? Co jest piesku? - pytał ożywiony podekscytowanym zachowaniem psiego towarzysza. Nie wiedział dlaczego, ale jakoś nie przechodziło człowiekowi przez gardło słowo „wilk”. Po prostu, traktował go jako psa.W odpowiedzi Fenix odbiegał kilka metrów wyraźnie dając do zrozumienia o co mu chodzi, wbiegajac spowrotem do lasu.

Za plecami człowieka zaczynają wychodzić ludzie. Jest ich trzech i zachowaniem przypominają zwierzęta. Krzyczą głośno, bluzgają się nawzajem i wymachują mieczami tnąc co się da. Podchodząc bliżej, zauważają postać siedzącą na pniu. Wreszcie uciszają się i otaczają pień z trzech stron. W końcu, mogą dostrzec starszego mężczyznę, który drzemie sobie swojsko. Zatrzymują się.
- Oddaj całe swoje złoto, chuju! - krzyknął jeden z nich.
Nie widząc żadnej reakcji ze strony osoby do której się zwracał, podszedł bliżej i tępą stroną miecza szturchnął w ramię oponenta. Mężczyzna nie wyrażając żadnych emocji otworzył powoli oczy i spojrzał na awanturnika, który trzymał miecz gotowy do zamachu.
- Opuść swoje ostrze. - powiedział spokojnym tonem do złodzieja - Chyba... że chcesz posmakować mojego... - Dodał, patrząc niewzruszonym wzrokiem na przeciwnika.
- Myślisz, że w jakiej ty jesteś sytuacji?! Oddaj nam swoje złoto, a darujemy ci życie! - Wykrzyczał złodziejaszek dalej trzymając podniesiony miecz.

Dwaj pozostali milczeli i spoglądali z niepokojem na obu mężczyzn. Człowiek siedzący na pniu odwrócił wzrok od oponenta, spojrzał to na drugiego, to na trzeciego i wzrok skierował na ziemię pod swoimi stopami. Szybkim ruchem włożył rękę w piasek między stopami i wyciągnąwszy ciężki, pozłacany miecz. Jednym zamachem ściął rękę przeciwnika, w której ten trzymał swój oręż. Łotrzyk padł na ziemię krzycząc i turlając się bez celu. Jego towarzysze skamienieli i nie odważyli się podejść do mężczyzny, który małym zamachem, pozbył się krwi na swoim ostrzu. Odwrócił się i przystawił swój miecz do gardła leżącego złodzieja, gdy ten trochę się uspokoił.
- Deleghit z rodu Tyberiuszów, to moje imię... imię, które zapamiętasz do końca życia.
Po chwili towarzysze złodziejaszka ocknęli się i pobiegli ratować swojego kompana. Rycerz zamachnął się, aż rozniósł się świst ostrza przecinającego wiatr. Wbił swój miecz w ziemię, jednocześnie dając tym do myślenia swoim przeciwnikom. Jeden zatrzymał się i pomyślał sobie Co on robi? Tak mizernie chce skończyć? Opuścił swój miecz i spoglądał na dalej biegnącego kolegę bez konczyny. Będąc jakieś 3 metry od swojego przeciwnika zaczynał podnosić miecz ku górze. Gdy już miał zamiar zatopić swoje ostrze w ciele Deleghita... nagle jego ręka zatrzymała się. Tyberiusz odepchnął się jedną nogą i chwycił za nadgarstek swojego oponenta. Nim ten zdołał zareagować. Szybkim uderzeniem powalił przeciwnika wyrywając jednocześnie mu miecz z ręki, który z hukiem upadł na ziemię. Przestraszony łotrzyk zaczął uciekać na czworaka, jakby nie potrafił stanąć na nogi. Deleghit z pogardą wbił sztylet łotrzyka w jego udo, jednocześnie przytwierdzając go do ziemi. Po chwili, podchodził już do trzeciego ze złodziei, jednocześnie wyciągając swój miecz. Zbój z wymalowanym przestraszeniem na twarzy zaczął uciekać w stronę lasu. Gdy złodziejaszek był już przy pierwszym drzewie... ostrze dosięgło jego pleców. Przebiło nieszczęśnika na wylot, a ten padł na ziemię. "Ofiara napadu" podeszła do martwego już przeciwnika, wyjęła swój miecz i włożyła do pochwy na swych plecach.

Wiatr wiał na tyle mocno, aby roznieść wszędzie zapach krwi. Deleghit podszedł do dwóch poprzednich przeciwników i zauważył, że ten, któremu odciął rękę już jest martwy, natomiast drugi leży spokojnie, jakby pogodził się ze śmiercią. Podszedł do tego z przebitym udem i wyciągnął wbite ostrze.
- Już chyba dość ofiar, jak na tak szkarłatny wieczór, nie sądzisz? - powiedział spoglądając w niebo - Jesteś wolny. Jeżeli uda ci się przeżyć samotną wędrówkę przez las, to warto było darować ci życie... - Mówiąc to, rzucił na ziemię monetę z wybitymi krzyżującymi się ostrzami.
Po chwili popatrzył się na jezioro, ukłonił głowę, jakby chciał złożyć hołd i odszedł, pozostawiając rannego złodzieja przy życiu.

Po kilkuset metrach mężczyzna zauważył poruszane przez powracające fale ludzkie ciało. Po odwróceniu na plecy postać okazała się być młodym chłopakiem, niemal dzieckiem o bardzo ciemnych, prostych włosach, które wyraźnie kontrastowały z jego niemal bladą jak mąka skórą. Mężczyzna odnajdując ledwo zauważalne znaki życia w młodym ciele, ostrożnie ułożył sobie chłopca na barkach i żwawym krokiem ruszył przez wydmy spowrotem w stronę, z której przyszedł.

Telding, sześć lat później

W zatłoczonej bramie głównej zgiełk i zamieszanie towarzyszył od świtu do zmierzchu. Dwie młode dziewczyny trzymając się za rękę przeciskały się przez tłumy. Właśnie dzisiaj miał przyjechać kolejny duży transport towarów z Crumbles. Właśnie tutaj w bramie, kupcy, żołnierze, podróżni, rzemieślnicy i wszelakiej maci typy, wszyscy wymieszani z garstką mieszczan chcieli jak najszybciej pozbyć się swojego towaru, który nie zawsze był zdobyty w legalny sposób. W końcu, kobiety zatrzymały się przy jednym z kupieckich straganów, obserwując coraz szybszy wjazd kolejnych wozów do miasta.
- Zobacz, jest! - zachichotała blondynka wskazując ruchem głowy na długowłosego szatyna, zajętego rozładunkiem drewnianej skrzyni z kupieckiego wozu.
- To on? Przystojny... - wyszeptała rudowłosa dziewczyna, nie odrywając wzroku od młodzieńca - Jak się nazywa?
- Argon.
- Argon… jak? - zapytała odrywając wzrok od chłopaka.
- Po prostu Argon. - wzruszyła ramionami blondynka i po chwili przeczesując dłonią włosy dodała. - To sierota. Ojciec mówił, że znaleźli go na brzegu na wpół nieżywego! Jak był jeszcze dziecięciem... Morze go wyrzuciło ze statku z Bologii! Romantycznie, co nie? - zapiszczała.
- Jego rodzina zginęła?
- Nie wiem. Nawet on tego nie wie, bo nie pamięta kim był i skąd... Tylko imię. Imię pamiętał. Zamieszkał ze starym kupcem Deleghitem, który go znalazł.
- Argon... - zamyśliła się śliczna rudowłosa, z przymrużonym okiem obserwując młodzieńca.
- Przedstawisz mnie? - spojrzała na koleżankę.
- Jasne!

Północna Bortia, rok później

Ognisko wesoło trzeszczało palonym suchym świerkowym drzewem i strzelało małymi iskrami ku czarnemu niebu. Płomień rozjaśniał prawie całą niewielką kotlinkę w lesie.

- Deleghicie? - podjął młody mężczyzna ze wzrokiem utkwionym w koniec kija, na którym piekł się spory kawał boczku.
- Tak, Argonie? - odpowiedział starszy mężczyzna zajęty tą samą czynnością.
- Długo nad tym myślałem. - zaczął niepewnie szatyn i jakby przekonując siebie, ciągnął dalej bardziej stanowczo. - Chciałbym zaciągnąć się do armii.
- Po co? - skrzywił się starszy mężczyzna udając obojętność.
- Chciałbym się sprawdzić. Sam wiesz, że kupiec ze mnie jak... Nie chcę być...
- Jaki? Taki jak ja? - wtrącił w słowo Deleghit.
- Nie! Wręcz przeciwnie! - odpowiedział młodzieniec urażonym tonem. - Ty też służyłeś przecież! Opowiadałeś mi kiedyś!
- I nic dobrego ani z tego nie było, ani nie ma... - dokończył rozmówca spokojnie i spojrzał na Argona. - Kilka ran i wspomnień, wszyscy przyjaciele na tamtym świecie... Ani żony, ani dzieci, tylko ciebie mam dzięki Angroghowi...

- No i jest jeszcze Fenix! - młodzieniec wyszczerzył białe zęby w szerokim uśmiechu.
Słysząc swoje imię, leżący między nimi szary wilczur, otworzył oczy i podniósł łeb nastawiając uszu.
- Taak. - mruknął przyjaźnie Deleghit, kładąc rękę na głowie zwierzaka.
- Słuch ma jeszcze wyborny, nie to co ja... - dodał drapiąc za uchem układającego się do przerwanego snu wilka.
- Chciałbym zostać zwiadowcą. Tak jak ty. - ciągnął temat Argon, przyglądając się z bliska jakości pieczeni. Musiał w końcu to załatwić.
- Taaak... - westchnął starzec zdejmując boczek z kija – Myślę, że przyszedł już czas, bym coś ci dał…

Dzień marszu na północ od Telding, półtora roku później

- Zbiółka łekłuci! W szełegu szybciołem, kułwa jego mać! - darł się gardłowo łysy olbrzym z kwadratową szczęką na środku piaszczystego dziedzińca.
Kilkunastu mężczyzn z obciętymi krótko przy skórze włosami, z czego większość stanowiła wychudzona młodzież, ustawiło się w pośpiechu ramię w ramię naprzeciw kaprala.
Rozebrani do psa, ubrani byli wszyscy w jednakowe czarne spodnie, skórzane buty i czerwone przepaski.

- Będziemy dzisiaj ćwiczyc stłelanie do celu z kuszy! - wrzeszczał przełożony mimo, że wokoło było cicho jak makiem zasiał.
- A co to jest do chuja?! - warknął zaskoczony Kapral wytykując palcem jednego z rekrutów.
Podszedł do wskazanego szatyna i zaglądając mu z odległości kilku centymetrów prosto w zielone oczy, zapytał z drwiną - Co to kułwa jest!?
- Co jest co, panie kapralu!? - śpiewająco odpowiedział pytaniem, równie zdziwiony i wyprężony jak struna młodzieniec.
- To! - bąknął żołnierz stukając rekruta palcem w klatkę piersiową.
- Melduję posłusznie, że to jest tatuaż panie kapralu!
- Slepy kułwa nie jestem! - wrzasnął mu nad uchem tamten i robiąc kilka kroków do tyłu, z rękoma splecionymi za plecami, zmierzył tatuaż krytycznym wzrokiem.
- Co znaczy ten łysunek, się pytam, nie? - kapral przekrzywił głowę lustrując wzory.
- To jest oko... Chyba... - odpowiedział chłopak niepewnie.
- Jak to kułwa chyba? Ja mam wiedzieć? Ja kułwa moge! Może to jest w pizdu tałcza do celu, ha?! - kpił rechocząc kapral.
- Ja... Nie wiem co dokładnie znaczy ten tatuaż! Mam go odkąd pamiętam! - odkrzyknął młody mężczyzna patrząc w powietrze nad przełożonym. Widać jednak było, że młodzieniec zaczynał tracić cierpliwosć w tym temacie.
- A jak się nazywacie pobołowy to pamiętacie?! - ryknął kapral.
- Argon! - odkrzyknął rekrut.
- Ałgon?! - zapytał retorycznie żołnierz podchodząc bliżej do chłopaka.
Ten przeniósł wzrok na pochyloną nad nim, pokrytą bliznami twarz kaprala.
- Nie, Argon! - ryknął ze złością, na swoje nieszczęście opluwając żołnierza przy tym niechcący.
Po chwili, stracił przytomność lądując ciężko na plecach z połamanym nosem.
- Do ciupy na dwa dni! I do cyłulika! I w takiej kolejności, do chuja! - warczał przez zaciśnięte zęby kapral do mężczyzn stojących po obu stronach pustego po szeregowcu miejsca.
- Ałgon... - mruknął kapral sam do siebie, ścierając rękawem krew z czoła.

Trzy lata później
List Kaprala Pabla, do dowódcy koszar, Harada

Kapitanie!

Zgodnie z Pańskim rozkazem wybadałem tego…Ałgona z formacji zwiadowczej. Myślę, że dobrze sprawi się w tej misji. Potrzebny nam do niej jakiś zdrowo myślący chłopak, który ma łeb na karku a nie między nogami. Niniejszym zdaję swój raport z wywiadu środowiska, między innymi z rozmowy z jego przybranym ojcem, Deleghitem. Według moich informacji to emerytowany rycerz, który służył jeszcze za czasów Drakana. Na pytanie dlaczego zamieszkał na zadupiu odparł, że nie zamierza gnić jak szczury w mieście. Gość już mi się spodobał! Ale do rzeczy.

Według wspomnianego już opiekuna, Argona od zawsze interesowała walka, lecz to właśnie religię Angrogha darzył szczególnymi względami. Od momentu, gdy ten cały Deleghit go przygarnął, wpajał mu podobno te całe bzdety o paladynach. Podobno uczył go szermierki i retoryki. Podarował mu nawet kiedyś swoją Błogosławioną przez kapłanów Tarczę, ale poborowy Argon nic o niej nikomu nie wspominał. Często bywał na polowaniach w pobliskich lasach, podobno z jakimś elfem. Niestety, o nim nic się nie dowiedziałem. Tak czy inaczej, ten cały Argon często bywał w kaplicach podczas różnych świąt. Widocznie prawiczkowi nie spieszyło się do ożenku, hahaha!

Wśród rówieśników ma opinię spokojnego i rozsądnego. Szkolenie militarne przeszedł wzorowo. Był częstym członkiem straży kupieckiej w mieście. Swoimi czynami, broniąc rannych kolegów i odpierając ataki bandytów, udowadniał słuszność swojego życiowego wyboru. Tylko trzy lata spędził w nowicjacie straży. Nie często to mówie, ale ten chłopak ma talent do wojaczki. Wierzy iż należy rozmawiać, dopiero po tym walczyć. Kułwa! (za przeproszeniem, Kapitanie) Skąd ten chłopak się urwał? Tak czy inaczej, to chyba dobry kandydat do tej misji. W końcu, ostatni zwiad z południowej Kaldinji do nas nie powrócił, a jak sam Pan Kapitan dobrze wie, szkoda nam tam wysyłać większego oddziału.

Podsumowując, z wielką chęcią oddeleguję go Panu Kapitanowi do tego zadania.

PS: Nieoficjalnie, zapraszam Pana Kapitana na degustację nowowyrabianego przez mojego kuzyna szlachetnego trunku. W razie chęci…wymiany wzajemnych doświadczeń, proszę o kontakt. Ku chwale Straży, Kapitanie!

Północno-wschodnia część pustyni Kaldyjskiej, dwa miesiące później

Po pustynnej drodze maszeruje młody chłopak. Dostał pierwszą misję od samego dowódcy – miał to być rutynowy zwiad na pustynie, do pobliskiej krainy Kaldinji i zbadać obszar wokół prastarego monumentu Vakrisa, w którym od wieków płonął święty ogień. Legenda głosiła, iż tenże monument chroni swoją obecnością pobliskie krainy od wdarcia się na ich teren złowrogich mocy. Kiedyś krążyły mity, iż Vakris był mesjaszem ludzi, którzy dopiero co osiedlali się na kontynencie.

Niewielu ludzi zna historię tego proroka, chociaż wiadomo, że został zabity przez jednego z uczniów. Angrogh, płacząc nad tą straszna śmiercią swojego syna wyciął mu serce i umieścił na piedestale. Serce zapłonęło olbrzymim, nieprzeniknionym płomieniem i pali się do dziś z nieprzerwana, magiczna mocą. Historia stała się legendą. Legenda stała się mitem. Z czasem ludzie zapomnieli o swoim boskim wybawicielu. Chociaż niewielu w to wierzyło, każdy jakoś podświadomie wierzy, że Ogień Vakrisa pomaga mieszkańcom z okolicy, jednak nikt nie mógł się do niego zbliżyć bliżej niż na 100 kilometrów. Tak, właśnie tam miał się udać Argon, nie zaprawiony jeszcze w prawdziwym boju. Chłopak przez cała drogę powtarzał sobie, że nic nadzwyczajnego nie zobaczy.

Gdy przekroczył granicę Kaldinji nie spodziewał się tego nawet w najgorszych snach. To co zobaczył zmroziło w nim młodzieńczą, gorącą krew. W oddali, tam, gdzie miał znajdować się święty symbol mesjasza, rozpościerały się majaczące nieprzeniknioną mgłą bagna. Nie docierały z tamtąd zadne promienie słońca. Z oddali słychać było krzyki ludzi…i innych stworzeń. Ale najgorsze było to, że Argon nie ujrzał płomienia. Znak świetości znikł, jakby przytłoczony nieprzeniknioną ciemnością, która dochodziła od strony morza. Jakby czarna mgła ugasiło jego źródło. Strażnik sam nie wiedział ile czasu wpatrywał się w ten przerażający widok. Nie miał odwagi pójść dalej. Musiał zawrócić.

Koszary Telding, pół roku później

Stłumione krzyki ludzi, odgłos walących się domostw, smród dymu…To właśnie zbudziło Argona z błogiego snu w koszarach. Słysząc w ciemnościach rosnące szepty kolegów natychmiast się podniósł. Wilk pod jego łóżkiem zaczął ujadać. Nagle, niemal wyważając drzwi, wpadł do środka uzbrojony mężczyzna.
- Wstawać nędzne śmiecie! Do bram! Orkowie oblężają miasto!



Umiejętności:
Walka wręcz: jednoręczne miecze: Adept
Walka bronią i tarczą - uczeń
Magia kapłańska

Cechy:
Przyśpieszona regeneracja
Chłonny umysł

Atuty:
Pozyskiwanie łusek, płytek, chitynowych pancerzy

Ekwipunek:
- zbroja półpłytowa
- podniszczona lekka zbroja skórzana
- mithrilowe stiletto
- Przeklęty Pierścień Pajęczych Enzymów (założony) - założony nie pozwala się ściągnąć z palca (potrzeba zdjęcia klątwy lub interwencji egzorcysty); nosicielowi nadaje całkowitą odporność na trucizny pochodzenia pajęczego; energie dla swoich właściwości czerpie z ciała posiadacza
- skórzane buty
- Święta błogosławiona Tarcza (chroni przed atakami bezcielesnymi)

- śpiwór
- duży topór
- kołczan
- 24 strzał (kute groty)
- 18 strzał (groty półksiężycowe - odcinające kończyny)
- 4 pochodnie
- lina jedwabna (15 metrów)
- hak
- zapalniczka
- różdżka (zwiększa siłę zaklęć kosztem większej ilości many; zwiększenie sił jest wprost proporcjonalne do zwiększonych kosztów many (czyli np. zwiększenie siły zaklęcia o 50% zwiększy także jego koszt o 50%)
- wisior widzenia w ciemności (zasięg 50 metrów)
- pęknięty, matowy kryształ komunikacyjny
- 4 pochodnie
- lina jedwabna (15 metrów)
- hak
- wełniany płaszcz
- skórzany kubrak
- spirytus (litr)
- łom
- ręczna osełka do ostrzenia mieczy
- ręczny topór
- plecak
- 2 bukłaki z wodą
- racje podróżne na 3 dni
- młody szary wilk imieniem Fenix, z blizną na lewym oku
- Długi jednoręczny 'miecz Trakuna'. Pięknie zdobiony miecz z okiem w klindze.

- Zwoje z zaklęciami: Święty Pocisk
- 1 sztuka platyny
- 347 sztuk złota
- 11 sztuk srebra
- 6 sztuk miedzi
- pół miedziaka
- ćwierć miedziaka
REP:

-Zna Ninę (alchemiczka z centrum, biedna dziewczyna)

-Mieszka w Zakonie, Studiuje Magię Kapłańską

-Kapitan straży u rojalistów
_________________
Avenker: budze nimfę
Vanilla: Nimfa udaje przyjacielską.
Avenker: co to znaczy udaje?
Vanilla: Nimfa uwodzi cię i odbiea ci RZUT OSZCZEPEM
Avenker: a to szmata
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Wyciągasz drąga z torby
Vanilla: Nimfa za ten czas uwodzi cię i odbiera ci eliksir ślepoty
Avenker: wale ją drągiem
Vanilla: Nimfa teleportuje się.
Avenker: a to szmata




 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

| | Darmowe fora | Reklama


Głosując na stronę na poniższych toplistach wspomagasz jej rozwój ;)
Gry Wyobraźni - Strona o grach PBF Toplista-Gier Toplista gier rpg Głosuję na GRĘ !!! Ninja Gaiden PBF
© 2007-2009 for Artur "Władca Zła" Szpot
Strona wygenerowana w 0,12 sekundy. Zapytań do SQL: 13