End of Days

Misje - Jak najdalej - Raven

Kalkstein - 2013-02-27, 19:54
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Temat po moim błogosławieństwie :) Wędrówka rozpoczyna się TUŻ po błysku

Raven szła traktem już od dobrej godziny. W dali zostawiła za sobą wszystkie lata izolacji od świata. Ruszała na spotkanie przyszłości, jednak z każdym następnym krokiem zaczęły ją dręczyć wątpliwości. Co, jeśli właśnie popełniła najgorszy błąd swojego życia?

Alistar nie miał problemów natury filozoficznej. W ciągu tych kilkudziesięciu minut stał się postrachem wszystkiego co się porusza w promieniu mili. Cóż, przynajmniej dwa króliki przyniósł jej pod nogi. Tętnica szyna i pomiażdżone żebra. Będzie co zjeść na obiad.

zkajo - 2013-02-27, 20:07

Był ranek, a słońce jeszcze świeciło. To co wydarzyło się na zachodzie zastanawiało Raven, która nie była pewna swego losu. Mogła żyć spokojnie w osamotnieniu, lecz bestie pojawiające się nieopodal posiadłości oraz słuch o błysku sprawiły iż postanowiła udać się na wschód - jak najdalej od skupiska złych sił. Wiedziała iż droga do pasma była długa, chociaż na mapie którą znalazła nie było określonej skali. Zdawała sobie też sprawę, że jest to najprawdopodobniej droga pełna niebezpieczeństw - jednak z drugiej strony mniej niebezpieczna niż lasy naokoło jej domu w tych właśnie czasach kiedy na ziemi władały pomioty mrocznego boga.

Kruk, wyraźnie zadowolony z polowania siedział na ramieniu dziewczyny, czasem wznosząc się w powietrze by zobaczyć co dzieje się dookoła. Nie widział jednak nic co mogłoby ich zainteresować. Droga leśna prowadziła do głównego traktu wiodącego do Bolgorii, na którym często pojawiały się wojskowe konwoje. Dziś jednak jak domyśliła się dziewczyna jest on pełen uchodźców. Skoro ten parszywy los wytrącił ją, samotniczkę z domu, to jak miałby nie zmusić i innych do ucieczki?

Kalkstein - 2013-02-27, 20:41
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Przez całą resztę dnia, z małą przerwą na odpoczynek, Raven szła naprzód drogą do imperialnego traktu. Po drodze próbowała zbierać jakieś zioła lecznicze, lecz niewiele ich znalazła, a i tak te znalezione był tak zmizerowane, że nie wymagały już suszenia. Zupełnie jakby coś sprawiało, że nie mogą rosnąć. Dla odmiany tych trujących dookoła rosło od groma. Uzbierała ich pół torby, a potem już tylko zajmowała się nimi, kiedy musiała je wyrywać z dzioba próbującemu je zjeść Alistarowi. W końcu dała sobie spokój dochodząc do wniosku, że cokolwiek by nie zrobiła, w końcu ptak dopnie swego. Ciekawe, czy ptaki są odporne na działanie zielonej wdowy...

Po południu zaczęło się robić ciut nieprzyjemnie. Cienie zaczęły się wydłużać i padać tak, że mogło się momentami wydawać, iż obserwują dziewczynę. Kruk też jakoś zamilkł, tylko spoglądał czujnie dookoła.

Kiedy słońce było już tylko jeden palec ponad horyzontem Raven dotarła do rozdroży.

zkajo - 2013-02-27, 21:20

Dziewczyna rozejrzała się. Rozdroża prowadziły na wschód i na zachód. Przy zakręcie stał drewniany słup wskazujący kierunek. Na nim, wyryty, postarzały napis "Do Bolgorii".

- Ktoś idzie! - powiedział kruk, po czym wzniósł się w powietrze, zostawiając dziewczynę w dole. Spoglądając na kierunek zachodni, dziewczyna zobaczyła zbliżający się wóz który był jakieś 60 metrów od niej, oraz grupę ludzi naokoło niego. Większość wyglądała na zmęczonych, obdartych. Był to może tuzin osób, ubranych w łachmany z kobietami i dziećmi. Wóz ciągnęły dwa konie, oba czarne jak smoła. Na przedzie, szedł mężczyzna który wyglądał bardzo groźnie, nawet z tego dystansu.

Kalkstein - 2013-02-27, 21:31
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Sprężystość kroku sugerowała pewność siebie. Człowiek na przedzie nie wyglądał jakby dawał sobie w kaszę dmuchać. Jego poorana zmarszczkami twarz i dłoń na rękojeści miecza nie zapowiadały miłego powitania. Nie było się czemu dziwić. W końcuw okolicy demony szlachtowały niewinnych ludzi, a oni byli w samym środku zamieszania.

Widziała kilka osób włącznie z przewodnikiem, ale stała frontem do wozu, więc nie wiedziała ilu z nich jeszcze znajduje się za nim.

Gdy powóz zaczynał się zbliżać, uznała że dobrze będzie się jakoś zaprezentować. Bacznie obserwując podróżnych zebrała się w sobie i stanęła na środku drogi z promiennym uśmiechem na ustach.

Następnie zlustrowała nagle przerażone twarze cywilnych członków konwoju i zrobiła w pamięci notatkę: "nie uśmiechać się do ludzi".
Jeden jedyny wojownik pozostał niewzruszonym jakby dziewczyna nie była dla niego żadną nowością. Na wszelki wypadek zaczęła analizować jego słabe punkty.

zkajo - 2013-02-27, 22:50

Ludzie, niewzruszeni dziewczynką szli przed siebie. Nie przywiązali do niej żadnej uwagi, i właśnie ją mijali. Kilka osób spojrzało tylko na nią, po czym szybko odwróciło wzrok by spoglądać się nadal w ziemię, patrząc czy przypadkiem nie potykają się o jakiś kamień na tej żwirowej, pustej drodze. Było tam 14 osób. Sześć kobiet, z dwoma niemowlętami które niosły na rękach, przy piersi, pięciu mężczyzn włączając w to przewodnika, oraz jeden chłopiec idący z tyłu, w wieku może 13-14 lat. Zdecydowanie nie miał więcej, jednak dzierżył przy sobie już krótki miecz, schowany za pasem. Wyglądał na zdołowanego i szedł ostatni, był sam.

Kiedy reszta była już na przodzie, ten zwolnił i zatrzymał się przy dziewczynie.

- Też idziesz na wschód? - zapytał, wpatrując się w nią. Był blondynem o zielonych oczach, wyższym niż ona. Wyglądał bardzo dorośle jak na swój wiek, chociaż przechodziła przez niego aura nieśmiałości czy zakłopotania. Dziewczyna nie była pewna co to dokładnie jest. Miał na sobie białą lecz ubrudzoną wełnianą koszulę, i proste szare spodnie, ze skórzanym pasem. Miał też skórzane buty - Jestem Eri, i udajemy się do Bolgorii - powiedział.

Kalkstein - 2013-02-27, 23:06
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Raven była szczerze zaintrygowana Nie tylko dlatego, że nagle została po raz pierwszy od lat zagadnięta przez obcego człowieka.
Chodziło głównie o te zielone oczy. Było w nich coś takiego, że mimowolnie chciało się w nie wpatrywać.
Pomna na to, co uczynil ojciec wiedziała już, że nie można ufać nikomu, bo każdy może chcieć ją skrzywdzić. Uznała jednak, że jak na razie wystarczy obserwować chłopaka, a w szczególności okolice rękojeści miecza.

Ale to było coś nowego. Człowiek z normalnego świata coś do niej powiedział i teraz oczekuje odpowiedzi. Trema przed tym debiutem była olbrzymia.
Zebrała się na odwagę i przez ściśnięte gardło zdołała ledwo wyjąkać

Raven. Miło cię poznać.

Dziwne. Poczuła ulgę, choć czyn wymagał od niej tak niewiele... Czuła na sobie wzrok tych niezwykłych, zielonych oczu. Ciekawość w nich ukryta unieruchamiała ją skuteczniej niż kajdany.

zkajo - 2013-02-27, 23:11

- Raven? Nigdy nie słyszałem takiego imienia - powiedział spokojnie po czym rozejrzał się.
- Jesteś tu sama? To niebezpieczne. Masz coś do jedzenia? - pytania wydawały się przytłaczać dziewczynę. W końcu od bardzo długiego czasu nie miała kontaktu z nikim poza ojcem. W tej chwili, Raven zdała sobie sprawę że Kruk siedzi na wysokiej gałęzi dębu, i obserwuję bacznie ją jak i chłopaka.

- Jeśli chcesz, możesz się z nami zabrać. Nikomu nie będziesz przeszkadzać, bo zabieramy każdego kto chce się przyłączyć, o ile nie stanowią dla nas zagrożenia. Ale kto stanowiłby dla mnie zagrożenie! Ha! - powiedział głośno, pełen chłopięcej, niewykształtowanej i nieuzasadnionej dumy. Po chwili, najwyraźniej poczuł się głupio, i drapiąc się po głowie dodał - No to powiesz mi coś o sobie?

Kalkstein - 2013-02-27, 23:50
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Młoda chirurg ogarnęła myśli i podsumowała parę ostatnich chwil.
Właśnie znalazła grupę uchodźców, a jeden z tej grupy ewidentnie chciał nawiązać jakąś nić porozumienia i zacząć rozmowę. Nieco przeraziła ją wizja wymiany zdań z obcym człowiekiem. Mówienie do kogoś, kogo reakcje zna się na wylot jest znacznie prostsze.
Z drugiej strony w końcu dostała to, o czym zawsze marzyła. Wolność. Z wszystkimi jej konsekwencjami.

Postanowiła spróbować i na przełamanie pierwszych lodów wyjęła z plecaka i dała chłopakowi jednego z królików.

Proszę. Ja i tak go nie zjem, a tobie się przyda. Jestem lekarzem i podróżuję sama do Bolgorii.

Zdecydowała się nie mówić o Alistarze. Być może jeszcze nie powinna o nim wspominać. Po chwili zamyślenia dodała jeszcze

Czemu do mnie zagadałeś? Wszyscy mnie zignorowali, tylko ty się odezwałeś. Czemu?

To było już znacznie prostsze do powiedzenia. Dziewczyna poczuła narastającą dumę z przełamania własnego strachu przed ludźmi. Nadal obserwowała chłopaka, lecz teraz jakoś spokojniej, już bez tego niepokoju zaszczutego zwierzęcia.
Nadal wpatrywała się w te wielkie, hipnotyzujące oczy...

zkajo - 2013-02-28, 00:00

Chłopak patrzył się jak dziewczyna wręcza mu upolowanego zająca z ogromnym zdziwieniem.

- Yyyy... Lekarzem? - Wpatrywał się w nią jak w osobę chorą psychicznie kiedy zauważył że dziewczyna mówi z powagą - Ile ty masz właściwie lat? 13? - zapytał, zaniepokojony lecz uradował się na widok martwego zwierzaka. Najwyraźniej od jakiegoś czasu jedzenie nie wchodziło mu w ręce od tak, nagle i bezproblemowo. Popatrzył w stronę grupy która oddalała się coraz dalej.

- Nie martw się, dogonimy ich - mówił - Jesteś stąd? Nie wyglądasz mi na... całkiem... normalną - rzekł zważając na słowa, najwyraźniej nie chciał urazić dziewczyny, lecz nie wiedział jak się do końca wysłowić - A co do grupy, to nie zwracaj na nich uwagi. Sporo ostatnio przeszliśmy, i każdy martwi się o siebie, chociaż trzymamy się razem. Wiesz, tak bezpieczniej. Jak nie bandyci to... - chłopak wziął głęboki oddech i odczekał chwile, patrząc w ziemie - jakieś potwory czy coś

Kalkstein - 2013-02-28, 00:18
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Kociooka ruszyła więc razem z Erim za resztą karawany. Szybko ją dogonili, bo wlokła sie niemiłosiernie. Po wyrównaniu szli dalej idąc noga za nogą. Przez cały ten czas, jaki dzielił ich od nieodległego noclegu wymienili między sobą tylko zdawkowe uwagi, z których wynikło że pogoda jest ładna i plaga demonów jest nieprzyjemna.
Raven zauważyła, że chłopak ma bardzo podobny problem i też nie wie co powiedzieć.

Jakis czas temu straciła z oczu gałąź, gdzie widziała Alistara. Widziała co prawda parę kruków w powietrzu, ale nie widząc już dobrze na prawe oko nie była w stanie stwierdzić, czy to byli zwykli padlinożercy, czy jej towarzysz, tylko znacznie wyżej. Ścisnęła dłonią naszyjnik. Zastanowiła się nad tym co należy zrobić, i choć nie usłyszała żadnego głosu, to i tak zdołała zdecydować się na kolejne wyzwanie. Coś czego nigdy nie robiła.

Zaproponuje pomoc.

zkajo - 2013-02-28, 18:41

Karawana była powolna, więc we dwoje szybko dogonili idącą do przodu grupę. Ludzie spojrzeli na dziewczynę, wymienili parę zdań do tych którzy szli obok nich, a potem wrócili do swoich spraw. Przywódca grupy podszedł jednak do dziewczyny i zatrzymał ją, oraz chłopca, puszczając resztę przodem.

- Jak się nazywasz? - zapytał srogo, po czym przyjrzał się jej bliżej. Wyglądał na zaprawionego w boju, o czym świadczyła szrama przechodząca od policzka do policzka. Jako młodzieniec musiał też przechodzić jakąś ciężką chorobę, o czym świadczyła jego podniszczona skóra, popękana i sucha. Ubrany był w skórzaną, ćwiekowaną zbroję, a u pasa miał miecz, a z drugiej strony topór. Jego krótkie, srebrzyste włosy nie widziały wody od co najmniej tygodnia.

- Co do cholery stało się z twoim okiem? - zapytał zimno, wyraźnie zaniepokojony.

Kalkstein - 2013-02-28, 18:56
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Panika.
To najlepsze określenie na to, co się działo w głowie dziewczyny.
Wzięła oddech i błyskawicznie przeanalizowała swoją sytuację.
Musiała szybko improwizować. Zaczęła się jąkać.

Em... Jestem Raven, miło mi pana poznać panie rycerzu...

Chyba właśnie nadszedł moment, by zacząć kłamać. Nie robiła tego od wielu lat, uważała to za coś złego, ale to była sytuacja wyjątkowa, prawda? Wyjaśni tylko, że nie ma się czym niepokoić.

To oko... choruję na nietypową formę heterochromii, która objawia się różną pigmentacją tęczówek inną budową morficzną oka. Nic, co by było groźne.

Zdała sobie sprawę, że rozmawia z profanem w dziedzinie medycyny.

Od urodzenia tak mam - uściśliła.

zkajo - 2013-02-28, 19:02

Mężczyzna popatrzył się na nią lekko zaniepokojony, po czym rozluźnił i roześmiał się.

- Cytujesz jakiegoś lekarza który wytłumaczył ci co z tobą nie tak, prawda? Oh, młoda dziewczyno - westchnął, kiwając głową. Dziewczyna zrozumiała że najwyraźniej mężczyzna wymyślił własną wersję jej historii - najważniejsze to nie dać sobie wmówić że jesteśmy słabi. Co ty tutaj robisz, i skąd jesteś? To niebezpieczne czasy, a więc gdzie twoja rodzina, twój mąż, jeśli oczywiście już go masz? - zapytał dociekając.

Kalkstein - 2013-02-28, 19:24
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Uspokoiła się nieco. Jednak kłamstwo ma czasami dobre strony.
Zdała sobie jednak sprawę, że im więcej będzie kłamać, tym więcej będzie musiała pamiętać, by się kłamstwo nie wydało. Zbyt wyraźnie pamiętała lanie, jakie sprawił jej ojciec, kiedy jako dziewięciolatka skłamała, że nie wie, kto zabrał jej wyciąg z trupikorzenia. Szkoda, że tylko tyle pozostało jej w pamięci. Była ciekawa, po co była jej wtedy jedna z najmocniejszych znanych trucizn?

Powróciła umysłem do świata teraźniejszego. Spojrzała w rozpogodzoną twarz żołnierza. Blizna na twarzy przypominała jej nieco nicienia, i tak samo się poruszała, gdy jej właściciel mówił.
Trzeba go tylko przekonać, że nie jestem potworem. - pomyślała.
Powoli, uważnie dobierając słowa zaczęła mówić.

Moja matka nie żyje, odkąd miałam jakieś dziesięć lat. Tata zginął niedawno w wyniku magicznego wybuchu. Zmierzam do Bolgorii, bo słyszałam, że tam jest bezpiecznie. Sama znam się całkiem dobrze na ziołach.

Powtórzyła w myślach swoje słowa. Tak, to była najszczersza prawda. Nie bedzie musiała pamiętać żadnych kłamstw. Niezależnie od tego, cały czas była gotowa do ewentualnej ucieczki. Wypatrywała też kruka, który jak zniknął, tak go nie było.

zkajo - 2013-02-28, 19:31

- Magicznego wybuchu? - zapytał powoli, wyraźnie zainteresowany - Chodzi ci o... błysk? Przecież tutaj go nie było - odpowiedział na swoje własne pytanie, zaintrygowany.

Dziewczyna zaczęła się domyślać że na słowo "Magia" mężczyzna nie zareagował dobrze. Nie potrafiła odgadnąć co myśli, lecz jego przyjazny wzrok obrócił się w zimny i bezkresny.

- Powiedz mi dokładnie co się stało. - zażądał.

Kalkstein - 2013-02-28, 19:49
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Raven tego nie przewidziała. Zaczęła się lekko cofać, odsuwając w ten sposób, aby widzieć i wojownika, i Eriego.
Chyba musiała znowu powiedzieć coś nie do końca zgodnego z prawdą.
Wtem, wpadła na pomysł. Otworzyła usta i powiedziała to, co nie zawierało w sobie krzty kłamstwa. Wydawało się być wiarygodnym.

Nasz dom był otoczony przez nieumarłych. Tata użył czegoś, co było chyba jakąś magią i oddał swoje życie. Wraz z jego śmiercią wszystkie zombie w okolicy wyzionęły ducha. Po tym wydarzeniu spakowałam się i ruszyłam w drogę do Bolgorii, gdzie jak słyszałam, demonów nie ma.

Czuła że głos jej się łamie, odech staje się płytszy i częstszy, a tętno przyspiesza. Po raz pierwszy odkąd sięgała pamięcią poczuła strach. Nagle stała się zwarta i gotowa do ucieczki.
Wśród tych ludzi odkrycie, że ma ona alchemiczną księgę ojca oznaczało najpewniej śmierć.
Gdzie jest Alistar?

zkajo - 2013-02-28, 20:15

Mężczyzna trzymał rękę na mieczu, gotowy by go wyjąć. Na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas, który sugerował że nie podobała mu się historia dziewczyny. Na jego czole wypatrzyła nawet kroplę potu, która spłynęła jakby malując jego bliznę. Westchnął głęboko, po czym rzekł:

- Jesteś córką maga więc... - mówił, z lekkim zaniepokojeniem. - Nie wszyscy byli źli - powiedział, osuwając dłoń z miecza. Uspokoił się zarówno i on, jak i chłopak. - Daleko stąd był twój dom? Nie widziałem nic plugawego już od jakiegoś czasu, ale maszerujemy od kilkunastu dni, z dala od zachodu. Tak czy inaczej, możemy wziąć cię pod swoje skrzydła, ale nie sprawiaj kłopotów. Mamy trochę jedzenia, które przydzielam ja za każdym razem kiedy zatrzymujemy się na posiłek. Kiedy jednak dotrzemy już do Bolgorii, do jakiegoś miasta czy obozu, będziesz najprawdopodobniej zdana na siebie. Zrozumiałaś? Młodsze od ciebie radziły sobie bez nikogo na świecie.

Kalkstein - 2013-02-28, 20:33
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Serce nadal waliło jak oszalałe. Jak taj dalej pójdzie, to naczynia mogą nie wytrzymać ciśnienia wytworzonego przez serce przeżuwacza. Nadal nie mogła uwierzyć w to, jak szybko zmieniają się wypadki. Człowiek, który przed chwilą ją tak przeraził, nagle zaproponował jej wspólną podróż.

Rozważyła wszystkie za i przeciw. Została dołączona do karawany. Będzie musiała strzec swojego dobytku jak oka w głowie, bo nigdy nie wiadomo, co profan uzna za magiczne. Z drugiej strony, tutaj jest bezpieczniej, niż samotnie na trakcie, a będzie miała stosunkowo zapewniony byt na drodze.

Mój dom był oddalony o jakiś dzień szybkiego marszu od rozstajów. Chcę z wami wyruszyć w dalszą drogę.

Zamyśliła się... Zupełnie obcy ludzie obdarzyli ją w tym momencie kredytem zaufania. Nauczona została, że wszystko to, czym nie kieruje magia, opiera się na równej wymianie. Poczuła się zobowiązana do zapłacenia za ofertę.

W czym mogę wam pomóc?

zkajo - 2013-02-28, 20:51

- Pomożesz nam pilnując własnej siebie - powiedział ostro, ciągle był troszkę rozkojarzony. - Wybacz dziecko, wiele ostatnio przeżyliśmy. Ci ludzie na mnie polegają, a ja muszę ich chronić. Eri się tobą zajmie, prawda chłopcze? - powiedział jakby sarkastycznie, po czym klepnął go pięścią przyjaźnie w bark. Chłopiec uśmiechnął się.
- Trzymaj się mnie, będzie dobrze. Dotrzemy za góry! - oznajmił młodzieniec. Przywódca grupy wtrącił:
- Na imię mi Connacht. Jeśli czegoś potrzebujesz to najpierw porozmawiaj z Erim, a potem możesz przyjść do mnie. Marsz będzie długi, mam nadzieję że taka dziewczyna jak ty da sobie radę. Jestem pewien że będzie dobrze - dodał po czym poszedł w stronę grupy, by wyjść ponownie na jej przód.

Byli w środku lasu, szli jakąś godzinę. Chłopak wydawał się być jedynym zaciekawionym dziewczyną. Kobiety martwiły się najwyraźniej o swoje dzieci i mężów, a mężowie martwili się o swe żony. Dziewczyna wyczuwała aurę smutku która biła od społeczności. Zostali wyparci ze swoich domów, zmuszeni do ucieczki. Rozumiała że większość jest teraz albo przygnębiona, albo roztargniona, albo po prostu zła.

Kalkstein - 2013-02-28, 21:29
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Rozpoczął się nowy rozdział życia. Po rozmowie z Connachtem, pomimo tego, że była nieco burzliwa, dała jej jaką taką nadzieję. Po tym wydarzeniu zrozumiała także, co właściwie widziała w tych zielonych oczach Eriego. Magiczna dla niej była ich życzliwość, ta wesoła iskierka, której nie widziała w człowieku od bardzo dawna. Do tej pory spotykała tylko co najwyżej przerażone spojrzenia żywych jeszcze obiektów do badań.

Cała grupa była wyraźnie zmizerowana wyraźnie było widać niedobór tłusczów i białka w diecie. Najpewniej żywili się chlebem, królik od niej prawdopodobnie pójdzie na rosół, którym obdzielona zostanie cała gromada.

Podczas podróży przysłuchiwała się także rozmowom mężczyzn. Ze zddziwieniem stwierdziła, że jedno słowo, uważane do tej pory przez nią za wulgaryzm, miało wiele znaczeń. Tym samym pojęciem podkreślało się irytację, złość, szczęście, czy niepokój. Uznała, że warto będzie zapamiętać taką ciekawostkę.
Alistar, gdzie ty kurwa jesteś - powiedziała szeptem

zkajo - 2013-02-28, 21:51

Po ptaku ani śladu - nie słyszała nawet żadnego kruczenia. Zaczynała się o niego martwić, ale miała nadzieję, że wróci i nic złego się nie stało.

Słońce kierowało się ku zachodowi, i z chwili na chwilę stawało się coraz zimniej. Kilometr po wyjściu z lasu, na miejscu gdzie drogę otaczała ogromna polana, Connacht zarządził postój wysyłając mężczyzn by nazbierali drewna na opał z pobliskich krzaków, krzewów i opadłych gałęzi z wolno stojących, samotnych drzew. Uzgodnił też zmianę wart, i przypisał wszystkim dookoła zadania. O ile młoda dziewczyna nie dostała nic do roboty, jak zresztą i reszta kobiet, to Eri wraz z dwoma innymi zabrali się za rozstawianie prostych namiotów. Składały się one z trzech słupów, na których rozciągnięte były tanie i stare skóry zwierzęce, oraz bawełniane płachty. Kiedy skończył z jednym namiotem, szybko przybiegł do dziewczyny, trzymając w ręku zająca.

- Ugotujesz? Już go przygotowałem - powiedział pokazując jej obdartego ze skóry zwierzaka leżącego w jego pokrytych krwią dłoniach. - Tamta kobieta, Samanta - wskazał na dziewczynę w wieku na oko 25 lat - da ci garnek, a zaraz powinni zrobić ognisko. Ona też będzie przygotowywać jedzenie - powiedział wyraźnie zadowolony.

Kilka chwil później ułożone zostało spore ognisko, przy którym zmieścić się mógł każdy w sporym kręgu. Nie rozpalono go jeszcze, jako że słońce, chociaż słabo, to cały czas oświetlało teren.

- To twój namiot - powiedział jakiś mężczyzna z którym wcześniej nie rozmawiała, wskazując na jeden z najmniejszych ułożonych lecz ciekawie przytulnych budowli usadowionych kilka metrów od ogniska.

Kalkstein - 2013-02-28, 22:05
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Cóż... zapowiadało się ciekawie. Raven w zasadzie nigdy nie gotowała. Owszem,wygotowywała ludzkie zwłoki tak,aby mięso odlazło od kości i mogła studiować budowę szkieletu. Domyślała się jednak, że nie o to do końca chodzi w robieniu zupy.

Całe szczęście Samantha zauważyła jej bezradność. Nauczyła ją, jak gotuje się rosół, wyjaśniła, kiedy mięso jest dobre, ogólnie sama ugotowała wywar. Wyszła z tego cienka, wodnista polewka, która do zupy miała się podobnie, jak kamień do góry. Wszystko to robiła z uśmiechem i szczerą życzliwością. Młoda lekarka zaczęła rozumieć, co to znaczy uśmiech.

Siadła przy ognisku, tak jak reszta podróżników. Podzielili się posiłkiem, każdy dostał po misce cienkiego rosołu i kawałku chleba. Mężczyźni dostali dwukrotną rację. Dziewczyna jako jedyna siedziała w kręgu mając plecak na wyciągnięcie ręki.

Pomimo przyjaznej atmosfery zachowywała czujność. Coś w tym miejscu ją niepokoiło. Nie wiedziała do końca, czy to zwidy, czy może jawa, ale miała wrażenie, że na granicy kręgu światła coś się porusza. Potrząsnęła rękawami- ciężar pochew ze skalpelami dodał jej otuchy.

zkajo - 2013-03-01, 20:17

Dwoje mężczyzn wyznaczonych przez Connachta po posiłku stanęło na warcie. Mieli się oni z nim zmienić za trzy godziny, by mogli odpocząć po długim dniu marszu. Dziewczyna jadła, i nie mogła narzekać na kiepskie potrawy - jedzenie nie było złe. Powiedziałaby nawet, że smakowało jej to co jadła. Zające były dobrze ugotowane, a ziemniaki czekały na wrzucenie do węgla. Wystarczyło dla wszystkich, i chociaż nikt nie najadł się do syta, nie można było powiedzieć że nie było co włożyć do ust.

Dziewczyna ciągle myślała o swoim kruku. Nie słyszała nic, i nigdzie go nie widziała już od kilku godzin. Nie podobało jej się to. Na wozie nic, przy namiocie nic, w powietrzu nic, a wolnostojące drzewa były za daleko by się im przyjrzeć, szczególnie po ciemku. Z minuty na minutę stawało się coraz zimniej, chociaż dziewczyna siedziała tuż obok ogniska. Chmury zapowiadały deszcz który mógł nawiedzić grupę w nocy, lecz nikt się tym zbytnio nie przejmował. Po prostu kolejne utrudnienie w wędrówce dalej.

Ludzie byli złamani. Większość nie dawała po sobie poznać, lecz tak naprawdę każdy zastanawiał się jak wyglądać będzie życie po drugiej stronie gór. Wszyscy wiedzieli że jest tam pustynia, lecz nikt tak naprawdę nie wiedział co to oznacza. Piasek wszędzie? Jak mógłby być wszędzie. Wszystko co znali to trawy, pola, łąki i inne zielone tereny. Od czasu do czasu piasek przy rzekach, lecz czy tak mogła wyglądać pustynia? Czy ten piasek mógł być wszędzie? Większość tak naprawdę nie chciała się dowiedzieć.

Większość grupy ułożyła się do snu. Chłopak pożegnał się z dziewczyną po czym poszedł do swojego namiotu. Samantha także udała się do snu, by móc wstać skoro-świt. W tej chwili przy ognisku siedziała tylko garstka z grupy; dwie osoby, oraz Raven. Rozejrzała się, światło ogniska obijało się o wóz. Zauważyła tam Kruka - wrócił. Miała przynajmniej nadzieję że to był on. Przyglądała się mu, jakby w transie. W jednej chwili, z tego pół-snu wyrwał ją głos kobiety kierujący się w jej stronę. Był on ciepły, aczkolwiek w tym samym czasie dziwnie obojętny:

- Dziecko, popatrz tam - powiedziała wskazując oczami przed siebie. Raven spojrzała w miejsce wskazane przez starszą kobietę, której włosy już siwiały, wskazując na jej wiek. Zobaczyła postać poruszającą się środkiem pola, błądzącą w niezdecydowanym kierunku. Było ciemno, aczkolwiek sylwetka była dziwnie widoczna. Była szarego koloru, wielkości przeciętnego człowieka. Poruszała się w bardzo nienaturalny sposób, krzywy. Jakby została połamana w wielu miejscach, a jednak ciągle mogła chodzić. Dziewczyna przestraszyła się, nigdy nie widziała czegoś podobnego. Czy to bestia? Nie była pewna, lecz kobieta nie wydawała się być przejęta - Wiesz co to? - zapytała, kiedy Raven nie odpowiedziała mówiła dalej - To Grabia. Mówią że pojawia się przed czyjąś śmiercią, by upewnić się że dusza osoby trafi do czarnego boga - rzekła, wpatrując się w dziwną figurę przechodzącą się środkiem pola.

Kalkstein - 2013-03-01, 23:17
Temat postu: Jak Najdalej - Raven
Grabia... Czytała o niej. Jeden z najbardziej znanych omenów śmierci w tej części świata.
Dziwne, ilustracje w książce pokazywały ją jako piękną kobietę, która drapieżnie się uśmiecha do naznaczonego. Ta tutaj była ledwo karykaturą książkowej wizji. Poruszająca się bardziej nieudolnie niż najbardziej okaleczone zombie nie robiła takiego wrażenia.

Z jakiegoś powodu jednak ta kaleka budziła niepokój większy niż ten towarzyszący Raven dotąd. Nie wiedziała czemu, ale była pewna, że to właśnie ta istota sprowadziła ten nienaturalny ziąb. Jakby wysysała energię z otoczenia, żywiła się nią. W sumie... to by wyjaśniało to załamanie ludzi. Choć starali się jakoś nawzajem podtrzymać na duchu,to momentalnie tracili każdą iskrę optymizmu...

Uważnie obserwowała Grabię. Choć na pierwszy rzut oka chodziła zupełnie chaotycznie, to widać było w jej ruchach coś podobnego do karykatury dworskiego tańca.

Jak myślisz, po kogo przyszła?
-Zapytała staruszkę.

Wyostrzyła wszystkie zmysły. Intuicja mówiła jej, że cokolwiek jest w pobliżu, jest nastawione wrogo. I się zbliża.

zkajo - 2013-03-02, 15:19

Kobieta przyglądała się figurze która ciągle wędrowała w sposób bardzo chaotyczny, jakby szukała czegoś w pobliżu miejsca gdzie stała.

- Nie wiem po kogo to coś przyszło, ale wiem że zwiastuję śmierć - rzekła - Nie martw się dziecko, z nami będzie dobrze - powiedziała pewnym siebie głosem, a dziewczyna nie miała pojęcia skąd wziął się ten optymizm. Kobieta udała się pod swój namiot, do męża i dziecka, żegnając się z Raven.

Dziewczyna obserwowała dziwną postać jeszcze przez parę minut. Kiedy większość już spała, a mężczyźni byli na warcie, kruk podleciał do dziewczyny i wyszeptał:

- Obserwowałem tę Grabię. Niedaleko niej leżą jakieś ciała, są tam już chyba od tygodnia - powiedział obojętnie.

Kalkstein - 2013-03-02, 20:23
Temat postu: Jak Najdalej - Raven
Choć teraz pojawiła się jeszcze opcja z możliwym nawiedzeniem miejsca poprzedniego omenu, to dziewczyna nie poczuła się uspokojona.
Morowa dziewica. Bolesna pani. Grabia. Legendy ludów Akili pióra mistrza Morteriusa wspominały o wielu kobiecych postaciach, które sprowadzały śmierć na ludzi. Grabia była po prostu typową dla tego obszaru wersją legendy.


Teraz wspomniana tańczyła odwrócona plecami do obozu. Raven miała nadzieję, że tak pozostanie. Zbyt wiele z podań mówiło, że naznaczonym staje się poprzez spojrzenie tej istocie w oczy.

To mogła być zwykła kobieta. Owszem, to było możliwe. Niesamowicie wychudzona, okaleczona, niemożliwie wręcz pozrastana obłąkana kobieta. Mogło tak być. Wydawało się to jednak mało prawdopodobne.

Zaczynała żałować, że z domu nie wzięła jakiegokolwiek lepszego środka obronnego. Nożyk i dwa skalpele. Mogła wziąć ten piękny grimuar oprawiony w ludzką skórę. Albo chociaż miecz pradziadka. To nie, musiała wziąć skalpele.

Jej myśli zaprzątnęła także ta kobieta. Co sprawiało, że jako jedyna z podróżników zachowywała optymizm? To pogodzenie z uciekającym życiem, czy coś więcej? To było dziwne.
Postanowiła to sprawdzić u źródła i poszła do jej namiotu, aby zapytać o przyczyny dobrego samopoczucia, jednak nadal nie zapomniała na siebie uważać.

Jakakolwiek zaraza by nie czyhała na nią w krzakach, lekarz nie da się zaskoczyć. Kurwa.

zkajo - 2013-03-03, 22:22

Kiedy już dziewczyna miała iść do namiotu kobiety, kruk odezwał się:

- Już raz o mało co nie wzięli cię za wiedźmę - przypomniał jej o sytuacji z okiem - nie narażaj się dziecko, tylko idź spać, jak każdy tutaj - rzekł, po czym nie czekając na odpowiedź, odleciał na najbliższe drzewo.

Dziewczyna zastanawiała się nad jego słowami. Spojrzała w miejsce gdzie widziała Grabię - nie było go tam. Prawdopodobnie znalazł to czego szukał, po czym odszedł z powrotem skąd przyszedł; gdziekolwiek było to miejsce. Zdecydowanie jednak musiało być zimne i puste, by chować tak przerażające i ohydne istoty.

Do Grabiego/Grabii można odnosić się w każdej formie. Nikt nie wie czy ma ono płeć. Jedni uważają że tak, inni że nie.

Kalkstein - 2013-03-03, 23:02
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Dziewczyna zastanowiła się nad słowami opiekuna. Fakt, nie było sensu się bardziej narażać. Ludzie tutaj i tak byli wystraszeni, a sama wiedziała, jakie myśli mogą się pojawić w przerażonym umyśle.

Lodowaty uścisk jakby zelżał. Może to sprawa ogniska, do którego dołożona została nowa porcja chrustu. Tak, to pewnie to.

Czemu jednak nadal była niespokojna? To stworzenie nie dawało jej pozbierać myśli. Nadal miała wrażenie, że choć ta istota wyglądała niesamowicie nieporadnie, to cały obóz miał szczęście, że się nim nie zainteresowała.

Wróciła do swojego namiotu. Spała bardzo płytkim, niespokojnym snem. Cały czas nawiedzała ją wizja tego czegoś, co chodziło po polu. Za każdym razem, kiedy śniła tej nocy, jej oczom ukazywała się ta okaleczona postać. Kiedy zaś miała się już odwrócić do Raven, sen się kończył, a dziewczyna zlana potem budziła się w swoim namiocie.

Strach. Czuła najzwyczajniejszy strach.

zkajo - 2013-03-04, 09:16

Obudziła się, naokoło było jeszcze ciemno. Ognisko paliło się nieopodal, oświetlając wszystko dookoła. Kiedy podniosła się z prostego łoża którym były stare skóry, zamarła z przerażenia. Tuż naprzeciwko niej siedział Grabia. Był szary, jego ciało podziurawione a z dziur tych kipiał gęsty, czarny płyn. Jego oczy całe białe, jednak przeszywające. Ciało natomiast wykrzywione, jakby połamane w wielu miejscach. Palce miał dziwnie wydłużone, bardzo krzywe. Jego usta zamknięte, a wargi czarne jak noc. Dłoń istoty powoli wędrowała ku dziewczynie.
Kalkstein - 2013-03-04, 16:05
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Siedziała jak sparaliżowana. Spojrzała temu czemuś w oczy. Te przerażające, mętne jak u nieumarłego oczy. Nieumarły jednak by jej nie przeraził. Miała z nimi do czynienia przez większość dotychczasowego życia.

Nie... Najbardziej przerażający był ten błysk w na pozór martwych oczach. Ta istota nie była bezwolną marionetką, ona myślała. A teraz wyciągała ku Raven swoją szponiastą rękę.

Dziewczyna nie umiała z siebie wydusić głosu. Wydała tylko z siebie cichy pisk i gwałtownie się cofnęła w głąb namiotu.
Gdy poczuła, że dotarła do ściany, zdała sobie z czegoś sprawę.

Wyruszyła z dawnego domu właśnie po to, żeby nie być już niczyją marionetką. Nie będzie iść przez życie ścieżką, której sama nie wybrała. A już na pewno nie będzie żyła w strachu. Tak sobie obiecywała od momentu rozpoczęcia nauki u ojca.

Choć serce nadal waliło jak młot, a strach próbował ją zmusić do ucieczki, Raven momentalnie przejęła samą wolą władzę nad ciałem. Wyszarpnęła nóż z pochwy za pasem i celując ostrzem w stronę mającej właśnie wejść do namiotu kalekiej postaci powiedziała zupełne spokojnie i chłodno:

Nie zbliżaj się do mnie. Kim lub czym jesteś i czego chcesz?

Alea iacta est.
Jeśli to właśnie miał być jej ostatni moment, trudno. Nie będzie jednak czekała z założonymi rękami, aż to bydle ją zabierze.

Jeśli Raven, córka Alistara van Pinkle ma tutaj umrzeć, to sama wybierze rodzaj śmierci.

zkajo - 2013-03-06, 16:11

Koścista ręka wędrowała w stronę dziewczyny, która jak sparaliżowana cofnięta była w tył namiotu. Nagle, poczuła rażący ból w dłoni, i kiedy spojrzała na nią, zobaczyła zwęglony, rażący się jeszcze nóż. Puściła go, krzycząc boleśnie. Była przerażona, wydawało się że to już koniec. Zamknęła oczy.

Zbudziła się gdy było jeszcze ciemno, a na jej głowie zimny pot. Usłyszała głos:

- Hej! Wstawaj! Ruszamy za godzinę! - był to znajomy głos Eriego, który dochodził z wejścia do namiotu - No dawaj! Nie ma na co czekać! - poganiał dziewczynę, która zrozumiała że ten koszmar był tylko wymysłem jej wyobraźni podczas długiej i zimnej nocy.

Kalkstein - 2013-03-06, 16:41
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Podróż. Tak. Miała zmierzać do Bolgorii.
Ostatni sen uświadomił ją w jednej bardzo ważnej kwestii. Nie może się bać ani ciemności, ani nieznanego, które może się w niej skrywać.

Wędrowcy jak gdyby nigdy nic zaczęli zwijać obóz. Ktoś zalał żar w ognisku, ktoś inny poszedł uzupełnić wodę w bukłakach z pobliskiego strumienia... Nastała ogólna krzątanina.

Ponieważ każdy z karawany miał swoje zajęcie, a nie zanosiło się na to, że Raven spadnie na barki jakiś obowiązek, dziewczyna postanowiła rozejrzeć się po okolicy w poszukiwaniu jakichś pożytecznych roślin. Przydałoby jej się także dorobić nieco hubki.
Jak to czytała w jakiejś książce...

Darz bór!

zkajo - 2013-03-10, 10:18

Polana była dość duża, a do lasu był kawałek drogi. Najpierw więc, dziewczyna rozejrzała się w pobliżu obozowiska. Trawa, sama trawa. Gdzieniegdzie rósł chwast, czy jakiś kwiat, ale nie mogła znaleźć nic co by ją zainteresowało.

Namiot dziewczyny w mig został zwinięty, podobnie jak pozostałe. Usłyszała gwizd, wszyscy zebrani byli dookoła wozu, paru patrzyło na nią lekko znużonym wzrokiem. Zrozumiała, że zaraz ruszają w dalszą drogę. W dalekiej oddali widziała coś, co przypominało szczyt góry pokryty chmurami, nie była jednak pewna co do tej obserwacji.

Kalkstein - 2013-03-10, 13:16
Temat postu: Jak najdalej - Raven
I ruszyli. O bladym świcie.

Raven zmęczona, niewyspana trzymała się na nogach prawdopodobnie tylko dzięki sile woli i organicznym usprawnieniom. Jednak chyba pokusi się o przeszczep drugiego płuca, jak znajdzie jakieś niepotrzebne elfiemu właścicielowi.
To w sumie zadziwiające, że to właśnie stosunkowo stateczna rasa, jaką są elfy posiada najbardziej wydajne płuca. Mniejsze, to fakt, ale wyposażone najoptymalniejszy znany jej mechanizm wymiany gazowej.

Alistar swoim zwyczajem znikał z pola widzenia i choć Raven widziała go prawdopodobnie parę razy migającego pomiędzy drzewami, to jak dotąd wędrówka przebiegała bez jego towarzystwa. Może to i dobrze? W końcu kruk był bardzo duży. Niemalże za duży, aby wznieść się w powietrze bez pomocy magicznej.
A może jednak korzystał z tej pomocy? Kolejna sprawa do zbadania.


Szła cały czas za wozem, tuż obok Eriego. Na początku chłopak cały czas mówił, a dziewczyna słuchała. Dowiedziała się, co działo się w cesarstwie przez ostatnie 30 lat, jak również w końcu otrzymała konkretną informację czym była Bolgoria przed kataklizmem.

W zamian zasypywana była pytaniami i swoją przeszłość. Po jasnym uświadomieniu towarzysza, że nie ma co liczyć na zwierzenia, ten sprowadził dyskusję na temat zielarstwa i medycyny. Tutaj lekarka czuła się jak ryba w wodzie i odpowiadała ochoczo na pytania, uważając jednak, by nie powiedzieć czegoś, co może wydawać się nienaturalne.
Jeśli młodzieniec okaże się pojętnym uczniem, spróbuje go przeszkolić w zakresie podstaw pomocy. Czasy są niebezpieczne, a nigdy nie wiadomo, kiedy umiejętność założenia opatrunku się przyda.

Bądźmy szczerzy- polubiła tego zielonookiego dzieciaka.

zkajo - 2013-03-22, 23:39

Góry były coraz bliżej, lecz wierzchołki co niektórych szczytów ciągle przykryte były białą mgłą. Niebo jednak było niebieściutkie, czyste i przepełnione kolorem niczym woda ciepłych mórz południowych. To właśnie to, choć tak piękne było najgorsze - za tymi górami woda była na wagę złota, gdyż jej zdradliwe piaski wymordowały nie jednego wędrowca; zdarzało się nawet by były to całe grupy.

Dla lokalnych góry te były krańcem świata. Układały się one w linię która kształtowała granicę pomiędzy tym co znane i bezpieczne, a tym co obce i groźne. Niewielu z nich kiedykolwiek było tak blisko piekielnych piasków; większość nawet nie widziała na oczy skał które teraz były przed nimi. Jeśli Bolgoria jest rzeczywiście tak gorąca jak mówią, tak niebezpieczna jak szepczą i tak groźna jak każdemu się wydaje było to odpowiednie miejsce na kolonie karną.

Grupa wspinała się drogą na wzgórze. Polany dookoła były żyzne i wiele z nich było polami do uprawy; na niektórych niegdyś pasły się zwierzęta, a w lasach polowali księża i lordowie byłego królestwa; zanim jeszcze stało się cesarstwem. Niewielu jednak pamiętało te czasy, niewielu chciało. Większość zaakceptowała nową rzeczywistość, i postanowiła iść przed siebie, by spotkać się z nowym losem.

Grupa była już na wzgórzu, było południe. Connacht gwałtownie uniósł rękę w górę, po czym głośno powiedział
- Hola! Stać! - Konie zatrzymały się, a wszyscy dookoła wpatrywali się osłupieni w widok rozciągający się przed nimi. Droga dalej była prosta, prościutka, lecz wysiana nabitymi na pale nagimi ciałami. Wśród nich były też dzieci, i kobiety różnego wieku. Niektóre młode, drugie stare. Większość była dość świeża, miała kilka najwięcej pięć dni. Niektórzy zaczęli wymiotować na widok ciał, a Eri wpatrywał się w szoku, i osłupieniu. Jego oczy wędrowały od ciała do ciała, od palu do palu, a na twarzy pojawił się blady strach. Cesarstwa już nie było; panowało bezprawie. Nikt nie był do końca pewien kim za życia byli męczennicy...

Kalkstein - 2013-03-23, 18:13
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Ten widok była bardziej pobudzający niż najmocniejszy pity przez nią napar. Lekarka uważnie obserwowała sytuację. Spojrzała na wymiotujących i zielonych na twarzy towarzyszy. Zbyt wiele zwłok widziała w swoim życiu, by tak reagować.

Zbiorowa śmierć... Kiedyś czytała o czymś analogicznym... W taki sam ponoć sposób przed wiekami robili orkowie. Kiedyś, zanim jeszcze wszyscy byli poddani władzy Beliara ta rasa była rządzona przez radę szamanów. Tak, legendy mówią o tym, że ta rasa także umiała władać magią. I to potężną. Jeśli wierzyć opowieściom, to miejsce obrad rady pieczętowano niezwykłym zaklęciem. Każdy, kto nie miał odpowiedniego amuletu popadał w smutek, tym głębszy, im bardziej się zbliżał to miejsca samego wiecu.
Taki zbłąkany podróżnik tracił sens życia tak swojego, jak i innych. Po prostu chciał zakończyć bezsens istnienia swojego, jak i każdego w pobliżu. To właśnie stąd wzięły się opowieści o lesie wisielców, poprzebijanej własnymi mieczami armii, czy utopionych zombie.
Tak... jeśli wierzyć historii magia szamanów była tak potężna, że umiała doprowadzić do rozpaczy bezmyślnego nieumarłego. Być może była nawet na tyle silna, że orkowie potrafili zbuntować się przeciw swojemu boskiemu twórcy?

Otrząsnęła się z zamyślenia. Po raz kolejny zachowuje się nienormalnie. Kiedy inni zaczęli zwracać wczorajszego królika na kostkę traktu ona bezwiednie ruszyła ku ciałom i była już dziesięć kroków od karawany. Od razu zawróciła i ruszyła ku Eriemu. Chłopak ewidentnie bliski był wzięcia nóg za pas. Podeszła do niego, próbowała jakoś go podtrzymać na duchu. Trzeba przyznać, dobra w tym nie była- poprzestała na chwyceniu za rękę.

Była spokojna. Cokolwiek by się nie działo, teraz ostateczna decyzja zależy od Connachta. A ona się dostosuje. Chyba że znowu zacznie rozważać oskarżenie jej o czary i spowodowanie tego czegoś. Ogólnie trzeba będzie się przyjrzeć tym ciałom z bliska. Może to pomogłoby odpowiedzieć na parę pytań?

zkajo - 2013-03-24, 00:37

Pomimo sprzeciwom i przerażeniu obecnych, Connacht wskazał dłonią drogę dalej, tak więc grupa ruszyła do przodu. Szli niechętnie, blisko siebie, bali się jak nigdy dotąd. Eri trzymał się blisko dziewczyny, i spoglądał na ciała z wielkim niepokojem. Chłopak do tej pory myślał że nie będzie bał się niczego - jak bardzo mylne i pełne naiwności są myśli młodocianych.

Dziewczyna spoglądała na ciała z zaciekawieniem, studiując uważnie rany widoczne na martwych. Niektórzy zginęli śmiercią dość powolną; zostali nabici żywcem. Innych ominął ten los; byli ci z poderżniętymi gardłami, ranami kutymi i ciętymi. Byli nawet tacy, którym brakowało kończyn. Każda kobieta obecna w grupie zalana była łzami, i te które miały pod opieką dzieci zasłaniały im oczy, upewniając się że oszczędzą im chociaż malutką cząstkę horroru które same właśnie doświadczały.

Sama droga naszpikowana palami ciągnęła się jakieś 300 metrów. Wtedy to, grupa zeszła ze wzgórza, a przed nimi stanął wielki las; ostatnia przeszkoda na drodze do przejścia pasmem górskim na ich drugą stronę. Im byli bliżej, tym bardziej dziewczyna wyczuwała zaniepokojenie. Coś jej się tu nie podobało: o ile przy ciałach czuła się dość komfortowo (w końcu niejedno już widziała), to las jej się nie podobał. Zauważyła też gdzieniegdzie rosnące rośliny, których wcześniej nie znała. Były one małe, przypominające chwasty. Zielone liście jednak im bliżej środka robiły się czarne, i wyrastały z nich krwisto-czerwone owoce, jakby jeżyny; im bliżej lasu, tym więcej.

Kalkstein - 2013-03-24, 15:02
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Te kwiatki były... dziwne. Pierwszy raz widziała, by naturalnie rosła jakakolwiek roślina o kwiatach koloru czarnego. Być może była to kolejna konsekwencja Błysku. Na wszelki wypadek uznała, że lepiej będzie, jeśli nie będą jeść tych owoców. Zerwała jednak parę i schowała do jednej z buteleczek ze szkatułki- cokolwiek to jest, spróbuje to zbadać i jakoś wykorzystać.

Eri był przerażony. W sumie nie wiedzieć czemu. Connacht słusznie założył, że ktoś lub coś, co dokonało tamtej masakry już się tam nie znajdowało. Z kolei gdyby jednak nadal tam czatowało, to i tak uciekinierzy zostali zauważeni. Tak czy inaczej, najgłupszym co mogli zrobić, to zawrócić i dać się rozszarpać demonom.

I jeszcze las... coś w nim było dziwnego. Jednocześnie przerażał, a z drugiej strony jakby przyzywał. Raven patrzyła w drzewa i budziły się w niej wspomnienia...

...To był jej wielki dzień. Dzisiaj miała przeprowadzić swoją pierwszą sekcję zwłok. Nerwowo przełykała ślinę. Co jeśli jej się nie uda? Co jeśli popełni jakiś straszny błąd?

-Już czas moje dziecko- To ojciec wyszedł z laboratorium i zaprosił ją do środka.
W komnacie, na tym kamiennym stole, na którym poprzedniego wieczora była krojona ona sama teraz przykuty był jakiś człowiek. Mężczyzna, lat około trzydziestu, rasa ludzka.

-Proszę, wypuśćcie mnie! Mam żonę, dzieci! Weźcie wszystko co mam! Czego jeszcze chcecie?

Malisa przyjrzała się obiektowi. Był nagi, widać było po bliznach na całym ciele że wiele przeszedł. Podeszła do niego i się nachyliła.

-Nie bój się, wszystko będzie dobrze- Spojrzała mu w oczy i pogłaskała po włosach. Ładnych, długich, splecionych w warkocz włosach. Obok stołu stał przesuwany stojak na narzędzia- kilka skalpeli różnych rozmiarów, rozwieracze, nożyce do kości... słowem wszystko co było potrzebne do sekcji. Jej wzrok podążył ku narzędziom, a ręka chwyciła jedno z ostrzy.

-C-co ty chcesz zrobić?! Proszę cię, puść mnie! Nikomu nie powiem! Przysięgam na Angrogha!- źrenice człowieka były tak rozszerzone, że niemal nie widać było tęczówki. Tak.. bał się i to strasznie.

-Zaczynamy, moje dziecko- jeśli Malisa miała choć cień wątpliwości, to ten ciepły głos rozwiał je wszystkie. Dziewczyna bez namysłu sięgnęła po skalpel i przyłożyła go do skóry człowieka. Krew pociekła małą strużką. Potem nacisnęła mocniej i rozkroiła skórę wzdłuż linii mostka. Mężczyzna zawył z bólu.

Wył nadal, kiedy rozdzielała skórę po skosie piersi.
Wył nadal, kiedy odklejała i obciążała szczypcami kolejne płaty, by móc badać głębiej.
Przestał wyć, kiedy Malisa niechcący ukłuła go w płuco i mężczyzna zaczął krztusić się własną krwią. Wtedy już przestał krzyczeć, a tylko oddychał płytko i spoglądał ze zgrozą na dziewczynkę grzebiącą mu w wnętrznościach.

Początkująca lekarka jednak na tym nie poprzestała. Sięgnęła po szczypce i rozkroiła żebra po lewo od mostka. Czuła, że musi podjąć się tego wyzwania. Krew, która płynęła jej po palcach wprowadziła ją w amok. Nie zauważała już, że operowany z powrotem zaczął krzyczeć, jak i tego, że kilkakrotnie w trakcie całego zabiegu oblizywała z krwi swoje palce. Miała cel. Musiała go dzisiaj osiągnąć. Szybkimi i precyzyjnymi ruchami przecięła się przez warstwy mięśni i zobaczyła to czego tak szukała- serce, jeszcze zamknięte w worku osierdziowym.

Rozcięła go, a następnie wyjęła sam organ. Trzymając je jeszcze bijące w lewej ręce prawą wyciągnęła w stronę żywego jeszcze człowieka i wyszeptała

-Wszystko będzie dobrze...


Wróciła do rzeczywistości. Zorientowała się, że ostatnie słowa powiedziała na głos. Rzuciła patrzącemu na nią Eriemu nieśmiały uśmiech, którego nauczyła się w ciągu ostatniej doby i pobiegła na prżód karawany.

-Proszę cię, nie wchodźmy po nocy do lasu! Przenocujmy jeszcze przed nim!

Connacht mógł nie wiedzieć co się dzieje. Ona wiedziała- las był siedliskiem czegoś niezwykłego. Tak silnego, że zdołało na nią wpłynąć nawet tutaj, w znacznej odległości od drzew. Nie mogła dopuścić do tego, by weszli tam w nocy. Nie chciała, by stali się potworami jak ona.

Faust272 - 2013-04-06, 20:57

Connacht zagryzł wargi z niezdecydowania. Wieczór jeszcze był daleko, ale nie był pewny tej drogi.

- Gari i Watari!

Do przywódcy karawany podeszło z ociąganiem dwóch mężczyzn. Obserwowali las w trwodze, ale nie zamierzali ignorować wołania.

- Przeprowadzicie zwiad. Obejdźcie las i poszukajcie drogi. Najlepiej, gdyby to była droga omijająca to mroczysko.

Gari i Watari spojrzeli po sobie i zacisnęli szczęki, ale kiwnęli głowami i udali się do jednego z wozów. Po chwili byli już przyodziani w zbroje łuskowe, lampy, miecze i kusze. Ruszyli zabierając dwa konie. Pojechali razem, nie rozdzielali się.

- Tymczasem my spoczniemy.

Karawana zacieśniła się a wozu utworzyły okrąg, wewnątrz którego nie rozbijano obozu. Najwyraźniej Connacht miał nadzieje, że jednak wyruszą dalej.

Raven słusznie zauważyła wady jednolitej diety. Wiele osób miało sińce mimo braku stłuczeń. Ludzie co chwile rozcierali bolące mięśnie i stawy. Ich skóra była sucha i pokryta różnymi plamami. Rozmowa z nimi sprawiała nieprzyjemności spowodowane złym zapachem z ust: mieszanki krwi, gnicia i grzybów. Był to delikatny zapach, normalnie niewyczuwalny przez przeciętnego człowieka, ale doświadczony lekarz wyłapywał po prostu skutki braku witamin, białek i tłuszczów.

Kobieta tymczasem spoglądała w las. Bez wątpienia widziała tam omen śmierci. Grabia przechadzał się po tym bujnym lesie jak hrabia po ogrodzie.

- Nic dziwnego, że taki rozrośnięty jest ten las. Rośnie na bogato użyźnionej ludzkim mięsem glebie. - posłyszała głos kruka.

Tymczasem Connacht zwrócił się do Raven.

- Mi również się nie podoba to miejsce.

Spojrzał na nią badawczym wzrokiem, jakby tasującym.

- Wiesz coś o tym miejscu?

Kalkstein - 2013-04-07, 11:19
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Dziewczyna zamknęła oczy. Zadano jej pytanie o wiedzę o tym miejscu. Co miała powiedzieć? Że z tej gęstwiny emanuje siła budząca w niej chęć by zaszlachtować któregoś z towarzyszy?

Nie... już była uznawana za córkę maga, jednego z klasy która sprowadziła tyle nieszczęść na ten świat. Każda kolejna wzmianka o tym, do jakich dopuściła się czynów doprowadziłaby prawdopodobnie do co najmniej wykluczenia jej z grupy.
Z drugiej strony, w tym momencie ważyły się losy tej karawany. Wiele spośród poprzednich użyźniało teraz ten las. Spróbowała sobie przypomnieć, co mogło wywołać taki a nie inny efekt.

W posiadłości znajdował się olbrzymi księgozbiór. Zapis kilkuset lat historii rodu badaczy- botaników, lekarzy, chemików... nawet magów. Tak unikatowy, że nawet kiedy postanowiła spalić dom, to większość książek schowała w chronionej runami ukrytej komnacie w piwnicy. Tak, miała dzięki temu kilka teorii na temat tego, co tam się znajduje.

Chyba wiedziała już co powiedzieć.

-Jak pamiętasz, przy samym moim dołączeniu się dowiedziałeś się, że jestem córką maga. Pomimo tego, że sama nie umiem w najmniejszym stopniu czarować, to jednak odziedziczyłam po ojcu pewną... wrażliwość na magię. Wyczuwam w tym lesie coś bardzo mrocznego.
Jeszcze w domu wiele czytałam na temat takich miejsc. Tam mogła się zagnieździć jedna z Crocoa, potężnych sług Beliara. To istota żywiąca się gniewem i nienawiścią. Jeśli mam rację, to po wejściu do tego lasu każdy nasz żal do kogokolwiek rozrośnie się do niebotycznych rozmiarów i nie będziemy w stanie nad nim zapanować. Po prostu powyrzynamy się nawzajem.


Zamilknęła na chwilę. Spojrzała w oczy żołnierzowi. Pewnie nie do końca jej ufał. Nie mogła mieć o to do niego pretensji. Pewnie sama podobnie by się zachowała.

-Też chcę przeżyć -powiedziała cicho - Wiem, że to ty decydujesz czy ruszymy, czy nie. Próbowałam tylko pomóc.

Faust272 - 2013-04-07, 20:04

- Crocoa? Nigdy o czymś takim nie słyszałem.

Przywódca patrzył w las rozmyślając.

- No, ale to nie znaczy, że tego nie ma. Nie będę ryzykował. Poczekamy na zwiad.

Tymczasem powrócił kruk.

- Wewnątrz jest orkowy ołtarz. Rośliny tak naprawdę rosną głównie na orczym mięsie. Rozpoznałem ludzkie tylko dlatego, że znam ich zapach. Teraz wiem, że większość jednak to orki. Za to te rośliny co tu rosną to Zwłokorośla. Ich jagody to prawie czysta esencja krwi, a kwiaty to czysty rozkład i gnicie. Dlatego wewnątrz jest od cholery much.

Teraz dziewczyna zauważyła, że kwiaty są czarne nie tylko z powodu swojej naturalnej barwy, ale z powodu olbrzymiej ilości robactwa, które na nich się znajdowało.

Zwiad powrócił. Nie wyglądali na rannych.

- Ni ma drogi na około. Trza nam przez las iść. Spostrzegliśmy ścieżkę. Niedawno zapuszczona, to da się przebić. Ino robactwa wszystek wszędzie, jakby cały gaj trupem był.

Connacht odprawił zwiad.

- Cholera, i co zrobić? Iść lasem? Zawrócić nie możemy...

Kalkstein - 2013-04-07, 21:23
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Zwłokorośla... niezwykłe, że pojawiły się z powrotem akurat teraz.

Jamala van Pinkle opisywała w swojej książce walkę Zakonu Paladynów z kultem Siewców Szału.
Ponoć ta sekta rozsiewała rośliny o takiej nazwie. Ponoć sam zapach doprowadzał ludzi do chęci mordu. Zjedzenie z kolei nie powodowało ani śmierci. Robiło coś gorszego. Osoba, która zjadła owoc tej rośliny stawała się według podań jej przodkini bezwolną marionetką- ta mała sadzonka kiełkowała w ciele, przejmowała władzę nad układem nerwowym ofiary i zmuszała ją do zabijania.
Co straszniejsze, osoby, które zostały obezwładnione i uwolnione od pasożyta świadczyły, że miały pełną świadomość tego co robią.
I podobało im się to co czyniły.

Dotychczas stała na uboczu i czekała na powrót zwiadu. Teraz podeszła do dowódcy karawany i zaczęła do niego mówić tak cicho, aby nikt poza nim niczego nie usłyszał.
-Chyba wiem, co to za roślina. To zwłokorośle, wywołujące swoim zapachem szał zabijania.

Mówiła powoli i ostrożnie dobierała słowa. Rozmawiała z człowiekiem, który mógł w każdym momencie ją zlinczować za samo posiadanie ojca maga.

-Musimy się po pierwsze ochronić przed samym zapachem. Potrzeba nam na twarz chustek z lawendą, perfumami, czy czymkolwiek innym o silnym aromacie. Nie możemy czuć tego zapachu. Im dłużej będziemy go wdychać, tym bardziej będziemy myśleć o zabijaniu się nawzajem. Jeśli myślisz, że mówię nieprawdę, odpowiedz sobie w duchu na pytanie, czy sam nie zacząłeś myśleć o krwi od tamtych ludzi na palach?

Spojrzała na Connachta. Sprawiał wrażenie przekonanego jednak nie znała się na tym. Zbyt wiele lat spędziła w samotności by móc odczytywać ludzkie emocje.

- Kolejna kwestia: trzeba zapytać się reszty karawany o to, czy ktokolwiek jadł te czarne owoce. Jeśli jadł, a ja się nie mylę, to niedługo nie będzie w stanie nad sobą zapanować i spróbuje nam popodrzynać gardła.

Powiedziała to. Zdradziła się przed tym człowiekiem, jak wiele wie o zjawiskach nadnaturalnych. Mogła mieć tylko nadzieję, że postąpi on słusznie. Nie było innej drogi. Nie było innego wyjścia.

Faust272 - 2013-04-09, 07:20

Connacht pokiwał głową. Chwile rozmyślał, spojrzał na karawanę (od razu spojrzała na niego z wyczekiwaniem rzesza oczu), spojrzał na las, znowu na jeden z wozów...

- A chrzanić to. Nie mamy tyle ziół, ani szmat, ani niczego. Załatwimy to cholerstwo tak jak trzeba.

Dowódca zawołał Eriego.

- Synu. Zbierz 10 ludzi, poświęć 10 litrów oliwy i podłóżcie ogień. Spalcie ten cholerny las do ostatniego chwasta.

Eri uśmiechnął się.

- Tak ojcze.

Grupa najwyraźniej była zadowolona z tego rozwiązania. Nikt z karawany nie oponował, każdy chciał pomóc pozbyć się tego złowieszczego gaju.

Po chwili oliwa była już rozlana i podpalona. Ogień zajmował wilgotny las powoli, ale był umiejętnie rozpalony. Wraz ze swoim rozprzestrzenianiem osuszał okoliczne drewno, co dalej sprzyjało ekspansji.

- Chyba nic się nie stanie jak spalimy... - mruczał Connacht

Kalkstein - 2013-04-09, 10:18
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Głupi pomysł.

Ten gaj nie wyrósł z powodów naturalnych i z powodów naturalnych nie obumrze. Możliwe, że sam fakt poświęcenia oliwy spowoduje, że będą mogli przejść po tym lesie bez szwanku, ale to coś odrośnie. Istota odpowiedzialna za powstanie tego lasu raczej nie będzie zadowolona że ktoś zniszczył jej dzieło i odbije to sobie na następnych grupach uciekinierów. No ale powiedzmy sobie szczerze, mieli inny wybór?

I jeszcze kwestia tego Zwłokorośla- niektóre rośliny podczas procesu spalania wytwarzają bardzo intensywny zapach. Co jeśli ogień tylko pogorszy sprawę? Może związek w nich zawarty ulegnie rozkładowi, lecz co jeśli jest na tyle trwały, że przetrwa w takiej temperatrze i po prostu wymiesza się z powietrzem?
Ta czarna przeklęta roślina rosła wszędzie. Halny wiejący z gór poruszał nimi sprawiając wrażenie, jakby poruszały się w poszukiwaniu czegoś... To pewnie tylko wiatr. Miała taką nadzieję.

Obserwowała czujnie las. W południe minęli ludzi na palach, więc większa część dnia już przeminęła. Zaczynało już powoli zmierzchać, a dzięki temu Raven zaczęła dostrzegać znacznie więcej szczegółów z otoczenia. Może coś wypatrzy w tej gęstwinie.

Faust272 - 2013-04-10, 17:21

Las płonął. Ogień na początku krztusił się produkując zamiast ognia sporą ilość dymu, ale po dokarmieniu go kolejnymi porcjami nafty w końcu załapał drewno i zaczął popielić zieleń.

Rozległy się krzyki zwierząt, swąd palonego lasu i ciał, jakieś gwizdu, trzaskanie drewna. Nabrzmiałe, czerwone jagody zwłokorośla pękały pod wpływem ciepła dostarczając nutkę odoru krwi.

- COFNĄĆ SIĘ!

Krzyczał Connacht do ludzi znajdujących się najbliżej lasu. Nie chciał by ogarniający wszystko wokół dym dotarł do jego karawany.

Las palił się dobrze. Drzewa pękały i z głośnym trzaskiem spadały na ziemie. Z każdym walącym się drzewem wszyscy czuli pod stopami drżenie ziemi.

- Mogłaś mnie uprzedzić!

Z wyrzutem rzucił w jej stronę kruk przysiadując gdzieś za skalnym załomem. Ciągnął się za nim niewielki dymek spalonych piórek.

Kolejne drzewo upadło. Wszystkich z karawany ogarnęło nieprzyjemne ciepło bijącego ognia, który tymczasem sięgał nawet 30 metrów w sprzyjających warunkach.

- RAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Rozległo się nagle z wnętrza lasu. Zwierzęta zadrepały w miejscu lekko spłoszone.

- GRAAAAAAAAAAAAAA!!!

Konie wyrywały się z uzd i dyszli, jednak nadal nie mogły uciec. Psy podkuliły ogony i schowały się pod wozami. Jedne niemowlaki zaczęły płakać ze strachu, inne przeciwnie, straciły głos.

- Co do diabła?

Z lasu, gdy ten był już spalony do połowy, wygramoliła się jakaś postać. miała 3 metry wysokości, półtora szerokości. Miała kręcone, baranie rogi wielkości małych tarcz, długie, umięśnione ramiona, szpetne nogi zakończone kopytami. Demon wybiegł z lasu wściekły i płonący ogniem. Był zły.

Kalkstein - 2013-04-10, 18:13

Chóralne "o kurwa" było chyba najlepszym podsumowaniem wydarzeń ostatniej minuty.

Stał tak na skraju płonącego gaju, może sto ludzkich kroków od wozu karawany. Wielki, rozłożysty, przerażający. Chciałoby się dodać kudłaty, gdyby nie to, że oliwa była poświęcona. Prawdopodobnie ogień płonący na grzbiecie potwora wżerał się teraz głęboko w skórę i Raven zaczęła mu kibicować, aby wypalił jak najwięcej tkanki.

Podsumowując, demony są niemal całkowicie odporne na działanie oręża nieumagicznianego. Posiadają znaczącą odporność na ból. To stworzenie z kolei należy do podgatunku demonów kopytnych. Ich cechą charakterystyczną jest to, że potrafią się rozpędzić do dużych prędkości, nawet i 70 km/h. Dwunożna postawa z kolei powoduje w połączeniu z kopytami, że całe stworzenie jest mocno niestabilne. Problemy z utrzymaniem równowagi w pionie, niezdolność do szybkiej zmiany kierunku ruchu... tak, te cechy można wykorzystać.

Spalono dopiero połowę lasu. Ludzie zabrali się za to systematycznie, ale przewidująco, dlatego sporo oliwy pływało jeszcze w dzbankach. Poświęconej oliwy. To też można by było wykorzystać. Może także użyć swoich skalpeli. Nie ma za bardzo pojęcia, co zrobił z nimi jej ojciec, ale kroiła już tymi ostrzami kilka demonów i przebijały każdy pancerz jak gorący nóż masło. Wiedziała gdzie to stworzenie ma nerwy. Pytanie brzmiało, jak obezwładnić łapsko, które jest tak długie, że posiadacz je niemalże wlecze po ziemi? Musiałaby zajść go z zaskoczenia.

Jak na razie nie widziała aż tak wiele. stwór był daleko, ona miała lekką wadę wzroku. Zresztą... to stworzenie jak na razie po prostu stało jakby czegoś oczekiwało.

Musi coś zrobić, bo to że to bydlę zaatakuje, to pewne. Uciec się przed nim nie da, można tylko przejść po nim. Raven obserwowała tak jego, jak i Connachta.

Faust272 - 2013-04-10, 18:45

- DO BRONI! BRONIĆ SIĘ! GDZIE SKURWYSYNY!? BRAĆ BROŃ ALBO WON! NIE MA GDZIE UCIEC!

Ludzie z przerażeniem w oczach ledwo się powstrzymali. Ci, co uciekali, z drżeniem wrócili. Bezwładna grupa wojowników w niepełnym uzbrojeniu stanęła w rozsypce.

Demon nie czekał. Zaatakował. Szarżował mając opuszczone rogi. Wszyscy dreptali w miejscu nie wiedząc gdzie uciec. Kusznicy i łucznicy, którzy zachowali przytomność umysłu, wystrzelili swoje pociski. Widać było, że są niedoświadczeni. Strzały i bełty nie trafiały. Cel osiągnąć udało się jedynie może dwóm bełtom. Jednak to nie przerwało szarży demona. Bies uderzył najbliższego piechura i podrzucił łbem wysyłając nieszczęśnika w powietrze. Wszystkich wokół obsypał grad wnętrzności o organów. Na wszystkich bryznęła krew. Dzieci i matki zaczęły krzyczeć. Demon nadal płonął, ludzie bali się do niego podejść, a co dopiero zaatakować.

Kalkstein - 2013-04-10, 19:03
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Raven stała ukryta za wozem, może pięć metrów od demona. Kiedy ten pastwił się nad resztkami nieszczęśnika, ona chwyciła jeden z dzbanków, wyskoczyła zza wozu, rzuciła temu bydlęciu oliwą w w najmniej opancerzoną część ciała, czyli nogi i momentalnie się schowała.
Nowa oliwa powinna się momentalnie zapalić od tej już płonącej. Jeśli będzie się palić wystarczająco długo, to weżre się w znajdujące się płytko pod skórą nerwy. Na podstawie badań mogła ocenić, że jakieś półtorej minuty powinno wystarczyć.

Po trafieniu stwór się wścieknie nie na żarty. Nie jest jednak sprytny. Raven obiegnie wóz od drugiej strony i zakosami będzie uciekać przed tą kupą mięsa. Jest wolniejsza niż on, ale także o niebo zwinniejsza. Uniki nie powinny być trudne, a czas jest jej sprzymierzeńcem.


Gdyby jednak nie trafiła, cóż... to nie był jedyny dzban z oliwą. T takiej sytuacji chwyciłaby ten drugi i od razu zaczęła uciekać zakosami. Po drodze rzuciłaby w to coś naczyniem, a gdyby i tym razem nie trafiła, to zapamiętałaby miejsce jego rozbicia.

W każdym razie, musi szybko przypomnieć sobie jak się robiło przewroty w bok podczas biegu.

Faust272 - 2013-04-11, 09:11

Rzuciła za wysoko. Dzban uderzył stwora w poroże. Naczynie pękło zalewając demona oliwą, która zapaliła się błyskawicznie. Stwór ryknął przeraźliwie. Jego oczy po prostu się wypaliły. Był zły. Miotał się w każdą stronę rozrywając wielkimi pazurami wszystko wokół. Ludzie uciekali jak najdalej. Tylko ci najwolniejsi oberwali i leżeli na ziemi z rozciętymi brzuchami, bokami lub kończynami. Niektórzy zostali ochlapani płonąca oliwą i sami stanęli w ogniu.

No kto by pomyślał. 2% szansy, a krytyk.

Demon upadł na kolana i zaczął rzęzić nie mogąc oddychać. Przytomni, a zwłaszcza dzięki odległości, bezpieczni strzelcy szyli w potwora wszystkim co mieli. Po chwili demon zmienił się w w coś na kształt spalonego, martwego jeża.

- Mogłaś tez zniszczyć ołtarz, do którego był ten demon przywiązany, ale najwyraźniej miałaś więcej szczęścia niż procesów myślowych. - szepnął Alistar

+ 50 EXP za demona
+ 50 EXP za krytyk
+ 10% = 10 EXP za Chłonny umysł

Kalkstein - 2013-04-11, 17:32
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Spojrzała na kruka z politowaniem. Jak za życia, tak i teraz wolał iść po trupach do celu i nie zwraca uwagi na koszty.

-Ci ludzie potrzebowali pomocy tu i teraz. -wycedziła przez zęby- Oboje wiemy jak wiele różnych zastosowań mają ołtarze, jak i oboje mamy świadomość, co ten potwór by zrobił z karawaną, gdybym nie rzuciła tym dzbanem. Tak należało, rozumiesz?

Nie chciała zrazić kruka. Nie będzie jednak tolerować dłużej mentalności socjopaty z która miała do czynienia przez tyle lat. Nie po to się uwolniła i uciekła z posiadłości, by teraz zostawiać ludzi którzy ją przygarnęli. Powiedziała to jednak dość głośno. Emocje wzięły górę i teraz ktos mógł usłyszeć ich rozmowę.

Rozejrzała się po pobojowisku. Demoni tłuszcz wesoło skwierczał na oliwie, a wszyscy strzelcy stali nadal jak słupy soli. Ranni- to nimi w pierwszej kolejności musiała się zająć. Poszła do wozu po drodze mijając Connachta i Eriego stojących w grupce z innymi mężczyznami- obaj szczęśliwie stali na skraju zasięgu rozbryzgu oliwy. Zwróciła się do nich głośno i wyraźnie.

-Mamy kilku rannych. Przenieście ich na płaski teren tak aby można było ich zbadać. Uważajcie przy tym, aby niczego nie uszkodzić albo nie zgubić. Nieopodal mijaliśmy mały strumień- oparzonych należy ochłodzić w uszkodzonych miejscach. Dalej, niech ktoś ugasi tego najeżonego demona- nie mamy zbyt wiele zapasów, a czarcie istoty wbrew pozorom mają sporo jadalnego mięsa.

Tyle powinien wiedzieć każdy z członków karawany. Teraz podeszła do żołnierza i zwróciła się ciszej, tak, by słowa dotarły tylko do dowódcy.

-Connachcie, nie kłamałam, kiedy mówiłam że jestem córką maga. Nie kłamię i teraz mówiąc, że jestem lekarzem. Zgodnie z tradycją wojskową potrzebuję od ciebie zgody na operację każdej osoby w oddziale, która takowej pomocy będzie wymagała. Dysponuję w tym zakresie znacznie większą wiedzą niż na to wyglądam. Pójdę po narzędzia chirurgiczne, a ty podejmij słuszną decyzję.

Oddalając się od weterana zaważyła, że dwóch młodych mężczyzn cąły czas się na nią gapiło i jakby znajdowało się w lekkim szoku. Poparzeni, sztuk może trzy zaś nadal cierpieli... Chyba będzie musiała użyć ich wulgarnej gwary.

-Co tutaj tak stoicie? Macie wziąć wiadro i zapierdalać do tego jebanego strumyka! ALE NA JEDNEJ KURWA NODZE!

Powinna zadziałać, a przewodnik karawany powinien się ostatecznie z nią zgodzić. Sprawiał wrażenie człowieka któremu zależało na podopiecznych. Po dotarciu do wozu odnalazła swoje tobołki, wyciągnęła puszkę z narzędziami i poszukała jakiejś wódki w celach odkażających. W sumie... napić też by się napiła.

Faust272 - 2013-04-13, 09:31

Ludzie posłusznie chcieli oddać rannych dziewczynie. Gdy jednak usłyszeli o "jedzeniu demona", stanęli jak wryci. Zaczęli szeptać coś pomiędzy sobą.

Ranni przeciwnie, wołali o pomoc, kogokolwiek. Dla nich ważne było ich własne ciało, kto ich uleczy, mieli to w dupie. Taka natura człowieka. Nieufny, podejrzliwy, przewrotny i zdradziecki. Ale nich tylko coś się stanie, potulnieje i pokornienie w try miga.

Connacht po wysłuchaniu skarg i słów dziewczyny zarządził.

- Od teraz ta dziewczyna jest naszym lekarzem. Natychmiast wykonać jej rozkazy!

"Lekarz karawany" próbował "zachęcić" dwóch młodych mężczyzn do przyniesienia wody. Niestety nie była aż tak pewna siebie i głos dosłownie utknął jej w gardle.

Na szczęście Eri miał głowę na karku i posłał tamtych po wiadra i po to, do czego one służyły.

***

Tak więc miała 5 rannych, 3 już zabitych. Pierwszy zginął od szarży demona. Nie było co z niego zbierać. Uderzenie przerobiło jego mostek, płuca i wątrobę na mielonkę. Upadek złamał kark. Dwóch pozostałych wykrwawiło się od przecięcia tętnicy. Znaczy, żyli, ale byli nieświadomi, i nie było sensu ich ratować. Nie miała krwi do transfuzji, a oni stracili po 3 litry każdy.

Pozostało pozostałych 5. Dwóch miało ciężkie poparzenia twarzy, przełyku, dłoni oraz stóp. Pozostała trójka miała rany cięte na brzuchu, żebrach i kończynach.

Kalkstein - 2013-04-13, 13:45

Poparzenia mogą zaczekać. Priorytet mają rany otwarte- z każdą chwilą tracili coraz więcej spośród tych pięciu litrów życiodajnego płynu. Szybko zbadała każdego z rannych- rany na klatce piersiowej mogą być niebezpieczne przez przebicie płuc, bo poszkodowany mógłby zakrztusić się własnymi płynami.

Zbadała każdego z poszkodowanych. W międzyczasie poinformowała przyglądające się kobiety jak należy udzielić pierwszej pomocy pozostałym. Należało uszczelnić ewentualne rany sięgające płuc, możliwie zatamować uciskowo odpływ ze wskazanych przez nią dużych naczyń krwionośnych, kontynuować schładzanie poparzonych miejsc na ciele...
Jeśli uznałaby, że nastąpił nawrót treści żołądkowej na uszkodzony nabłonek, lub wystąpiłaby jakakolwiek komplikacja tego typu, poleciłaby podać pacjentowi mleko, lub w razie jego braku- wodę. Neutralizacja kwasu, albo ewentualne jego rozcieńczenie powinny zahamować dalsze uszkadzanie tkanki.

Dwóch było w szczególnie ciężkim stanie- co prawda jeszcze żyli, ale utracili tak wiele krwi, że bez przetoczenia jej od dawcy nie było najmniejszych szans na uratowanie- ponad połowa wylała się strużkami w ziemię. Przecięte tętnice... Nawet gdyby udało jej się dokonać transfuzji, to dała dodatkowa krew od razu poszłaby w ziemię. Cholera. Będzie musiała wygłosić znienawidzoną formułkę każdego medyka.
Zwróciła się do rodziny prawie-już-zmarłych. Mogła mieć tylko nadzieję, że powie to delikatnie.

-Medycyna niestety nie jest już w stanie im pomóc. Nie w takich warunkach. Pożegnajcie się z nimi, póki jeszcze żyją.

Odwróciła się od nich- kobieta z dzieckiem na rękach i najpewniej zmęczona życiem matka drugiego z nich. Nie potrafiła im spojrzeć w oczy, choć powiedziała prawdę- nie mogła pomóc. Czemu więc czuła się tak podle? Czy ojciec też tak miewał, kiedy jego sztuka zawiodła?

W drugiej kolejności przebadała ofiary rozbryzgu oliwy.
Poparzeni- fakt, będzie ich bolało. Bardzo. Co prawda mogą poczekać nawet do dwóch dni (w końcu tutaj nie ma niesamowitej utraty krwii), ale trzeba jak najszybciej oczyścić górne drogi oddechowe. Miała nadzieję, że obędzie się bez rozcinania- w końcu sama jama ustna i gardło nie wymagają aż takiej ingerencji chirurga.
W wypadku poparzenia również przełyku dziewczyna będzie potrzebowała jakichś środków znieczulających. Zabieg będzie przecież rozcinał praktycznie całą długość szyi. Nie może tego zrobić bez uśpienia pacjenta. Zapytała się okolicznych o jakiekolwiek substancje tego typu. Zaznaczyła, że mogą to być zwykłe zioła, silny alkohol także narkotyki.
Cel uświęca środki, ucieszyłaby się nawet wtedy, gdyby dostała żywicę snów- ewentualne uzależnienie byłoby lepsze niż śmierć.

W razie problemów z oddychaniem wykonałaby tracheotomię. Nieopodal rosło nieco nadających się do niej trzcin, więc w razie potrzeby posłałaby po nie.

Po bardzo szybkim przeprowadzeniu wstępnych badań zabrała się za operowanie pierwszego pacjenta. Odkaziła ranę znalezioną na wozie pszeniczną wódką i zabrała się za część właściwą. Jej dłonie tańczyły tak szybko, że niekiedy obserwator widział nie igłę i nici, a rozmazaną smugę. Każdy ruch był jednak precyzyjny jak zawsze. Choć był późny wieczór, ona widziała wszystko jak na dłoni. Jednak kocie oko nie było takim złym pomysłem.

Wiedziała, że gdzieś w tej łunie pożaru stoi Grabia i czeka na dusze.

Wyścig ze śmiercią rozpoczęty, jak na razie 3:0 dla niej.

Faust272 - 2013-04-16, 18:58

Szybka ocena pacjenta, obserwacja, diagnoza, analiza, działanie. Większość uczestników karawany gwałtownie wciągnęło powietrze, gdy Raven nagle zamachnęła rękami a z rękawów wyskoczyły dwa skalpele. Widok nagle poławiających się ostrzy był jednocześnie imponujący co budzący niepokój. Kto bym się tym jednak przejmował. To był jej żywioł, tutaj ona rozdawała karty.

Czyste cięcia, szybkie łatanie ran wyparzonymi, jedwabnymi nićmi. Ludzie przyglądali się ze strachem, ale jednocześnie z podziwem na igłę zszywającą ludzkie mięso. Nie każdemu podobał się widok przywiązanych do desek towarzyszy wrzeszczących z bólu. Jednak co robić? Connacht kazał oddać się pod opiekę tej dziewczynce. Jaki z niej lekarz? Przecież ona dopiero ma kilkanaście lat. By leczyć trza szkoły kończyć, doktorem zostać, a nie być taką smarkulą ledwo od piersi odciągniętą.

Kolejny pacjent zszyty. Tak jak się spodziewała, 3:0.

Tracheotomia poszła trochę gorzej. Nie miała dostatecznej ilości medykamentów, ani potrzebnego doświadczenia. Właściwie ominęła problem poparzeń poprzez tracheotomię. Szczęściem wyjątkowym było znalezienie odpowiednich substytutów rurek. Tak czy siak, poszkodowani przez jakiś czas będą żyć na zupach.

5:0. Omenu śmierci nigdzie nie było widać.

***

- Widziałeś co zrobiła! To wiedźma! Ona nas wszystkich zaszlachta!
- Szaleju się nażarłeś, czy co? Uratowała życie pięciu ludziom!
- Ona nas zgubi! Wiedziała, że ten gaj jest niebezpieczny, a nie powiedziała nic o demonie!
- A skąd do cholery miała wiedzieć?
- A skąd w takim razie wiedziała jak go zabić? I mimo tego, że była bliżej lasu, demon jej nie zaatakował.
- To był nieszczęśliwy wypadek...
- MÓJ BRAT NIE ŻYJE! TO JEST NIESZCZĘŚLIWY WYPADEK?!

Connacht miał problem z jednym z członków karawany. Brat kłócącego się mężczyzny był właśnie tym mężczyzną, który zginął od szarży demona. Chodziła plotka po karawanie, że tylko dzięki umarłemu całą rodzina była tutaj, gdyż pozostali męscy członkowie rodziny stali za porzuceniem karawany i wyruszeniem inną drogą przez ich ukryte majątki ziemskie. Zmarły brat uwierzył jednak Connachtowi, że Błysk pochłonął wszystko, i nie ma po co wracać. Teraz kiedy tamten mężczyzna nie żyje, rodzina postanowiła wziąć sprawy we własne ręce.

Raven kompletnie nie rozumiała o co chodzi. Przecież to bez sensu. Zawsze lepiej razem iść. Potem okazało się, że Connacht wygrał jakąś sprawę w sądzie o majątek, a potem nie pozwolił tamtym dojść do władzy w opiece nad karawaną. To było za dużo na jej głowę.

- Mam tego dość! Nie zamierzam tolerować tego dziwactwa!

Raven naprawdę nie rozumiała o co dokładnie chodzi. Pozostali członkowie karawany jednakże wyglądali jakby doskonale wiedzieli o co chodzi w tym wszystkim. No ale cóż, nieśmiałość wobec ludzi zbiera swoje żniwa.

- Nie możesz odejść! Jesteście olejarzami, na waszym wozie jest cała nasza nafta!
- HA! Oczywiście, że mogę. Tylko popatrz.

***

Ostatecznie jeden wóz z jedną rodziną oraz całym zapasem oliwy odłączył się od karawany i pojechał przodem.

Cała reszta karawany zatrzymała się na popas.

Korzystając z okazji Connacht zapytał się Raven:

- Ile czasu potrzebują ranni, zanim będziemy mogli ruszyć?

Kalkstein - 2013-04-16, 23:09
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Zastanowiła się. Czwórka z poszkodowanych mogła w sumie dalej ruszać już za jutro, kiedy rany zaczną się zasklepiać. Cięcia nie naruszyły nerwów ani mięśni, nie mogli tylko wykonywać gwałtownych ruchów aby nie pozrywać nici.
Inaczej miała się sprawa z jednym z poparzonych- ten był w najcięższym stanie. Stał najbliżej demona i został ochlapany płonącym płynem całkiem poważnie. Stopy pomimo wszelkich starań będą się nadawały do użytku najwcześniej za tydzień. Musiał być umieszczony na wozie.

-Jeśli będą się dobrze goić, będziemy mogli ruszyć już wieczorem. Im szybciej stąd odjedziemy, tym lepiej. Ja też nie chcę przebywać w tym miejscu.

Oddaliła się od grupy. Spojrzała na praktycznie wypalony las. Połowa tego przeklętego gaju spłonęła do wczoraj wieczora. dziki, niekontrolowany ogień do tego momentu spalił prawdopodobnie większość drzew na przełęczy, wystarczająco dużo, aby można było przejechać widząc prześwit na drugą stronę. Gdzieś pomiędzy kikutami tych pni powinno znajdować się miejsce mocy, na nim ołtarz, a na ołtarzu z kolei artefakt. To mogło być cokolwiek- amulet, czaszka, fiolka z krwią... Cokolwiek to było, działało na pomiot złego boga jak magnes. Jeśli tego nie zneutralizuje, nie będą bezpieczni. Nikt nie będzie bezpieczny w tej okolicy. Zawróciła do obozu.

- Connachcie, mogę cię prosić na słowo?

Kiedy ten podszedł upewniła się, że nikt nie podsłuchuje.

- Choć nie rozumiem waszych sporów, ten olejarz miał rację z jednego powodu- coś tutaj nie jest w porządku. Zwłokorośla ostatni raz widziano setki lat temu, a demony nie chadzają ot tak sobie po lesie. Najpewniej w środku lasu jest coś, co je przyciąga. Gdybym miała zgadywać, jest to jakiś ołtarz, a na nim przedmiot emanujący złą energią. Piekielne istoty lgną do tego jak ćmy do ognia. To coś trzeba stamtąd zabrać, inaczej następna grupa uciekinierów może nie mieć tyle szczęścia co my. Sam widziałeś, że niewiele brakowało, a cała karawana stałaby się nawozem pod ten gaj.
Po znalezieniu tego czegoś należałoby umieścić przedmiot w wodzie święconej, czy czymś podobnym- rozwiąże to chociaż tymczasowo problem wpływu tej rzeczy na otoczenie. Wiem, jaki macie stosunek do bogów, ja mam podobny. Wiedz jednak, że kapłan bóstwa nałożył klątwę i tylko inny kapłan może tą klątwę zdjąć.

Spojrzała na rozmówcę. Dowódca był zatroskany. Stracił właśnie jedną rodzinę, najpewniej najdalej za tydzień będzie gniła gdzieś na uboczu. Raven nagle awansowała. Została obdarzona kredytem zaufania i wykorzystała go najlepiej jak umiała. Widać było, że ostatnie godziny kosztowały go wiele nerwów. I zrobił to dla niej.

-Ja... Broniłeś mnie, choć wcale mnie nie znasz. Stanąłeś za mną, choć mogłeś rzucić mnie na pastwę losu. Dziękuję.

Pierwszy raz od trzydziestu lat jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech.

Faust272 - 2013-04-17, 09:39

Connacht uśmiechnął się po ojcowsku i pogłaskał Raven po głowie.

- No dobrze dziecko, nie martw się, przy mnie możesz być bezpieczna.

Raven poczuła przyjemny dreszcz przepływający wzdłuż kręgosłupa. Nie była pewna co to jest, czy kiedyś czegoś takiego doświadczyła? Czyste ojcowskie uczucia, nieskazitelna troska o młodszą członkinie stada, o dziecko, o przyszłość watahy. Czy to tak interpretować?

Connacht z drugiej strony bardzo się ucieszył. "W końcu mimo wiedzy, to jeszcze dziecko. Biedne dziecko, takie młode i już musi znosić takie nieprzyjemności"

Czysta, ojcowska troska.

Zażenowany Alistar zakrakał gdzieś w tle.

***

Wyprawiono pogrzeb tworząc kamienne groby, zebrano i naprawiono uszkodzony ekwipunek, ułożono jęczących rannych na wozach. Transportu wymagała dwójka poparzonych. Pocięci przez potwora czyli się zadziwiająco dobrze i raźnie maszerowali wzdłuż kolumny zadowoleni, że otarli się jedynie o śmierć.

Prestiż Raven wzrósł wśród mężczyzn. Wiedzieli, że jeśli coś się stanie, ta dziewuszka postawi ich na nogi.

Eri korzystając z chwili wytchnienia podszedł do Raven.

- Byłaś bardzo dzielna wtedy. Cieszę się, że jesteś z nami, miło mieć lekarza za plecami.

Chłopak uśmiechnął się do dziewczyny. Nawet teraz pamiętała, jak stał on tam jako jeden z mieczników. Wyszedł bez szwanku głównie dlatego, że bał się walczyć.

- Wstyd mi, że ja nie walczyłem. Ty, młoda, zdolna i ślicz... silna. A ja nie broniłem moich ludzi. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co ojciec o mnie myśli

Kalkstein - 2013-04-17, 16:01

Nadal była w lekkiej euforii po zaakceptowaniu jej jako części karawany. Connacht poświęcił jej tyle uwagi i troski przez ostatnie dwa dni... Zamyśliła się głęboko. co miała odpowiedzieć?

-Jest wiele rodzajów odwagi. Czasem więcej od nas wymaga powstrzymanie się od walki i przeżycie, niż pewna śmierć.

Niby cytat ze starej książki napisanej pół tysiąca lat temu przez stratega. Teraz jednak te słowa ożywały i nabierały nowego sensu. Ile zastanawiała się nad tym z pozoru banalnym zdaniem napisanym przez przodka, a odpowiedź była taka prosta. Wystarczyło znaleźć się w środku walki by się przekonać o jego prawdziwym znaczeniu.
Nieśmiało położyła rękę na ramieniu chłopaka.

-Sam wiesz dobrze, że nie umiałbyś pomóc. Jesteś młody, niedoświadczony, całe życie przed tobą. Nauczysz się jeszcze jak walczyć. Nie smuć się, widziałam jak opiekowałeś się rannymi., kiedy wielu bało się do mnie nawet bliżej podejść. Pewnie ty także się bałeś. Sprzeciwienie się własnemu strachowi- właśnie to nasi przodkowie zwali odwagą.

To była ciekawa kompilacja tekstów z romansu i podręcznika do psychoanalizy. Gdyby tak tylko posiadała o ludziach jakąs wiedzę praktyczną...

Coś nia tąpnęło. To, co powiedziała o pokonywani strachu przypomniało jej pewną ważną kwestię. Odwaga... Tak, wiedziała co zrobi. Bała się cholernie odrzucenia. Nie mogłaby jednak spojrzeć sobie w oczy, gdyby się tego nie podjęła.
Rozstała się ciepło z Erim i ruszyła do jego ojca. Każdy krok był dla niej bolesny, z każdym następnym rodziły się wątpliwości i strach. Szła jednak dalej, aż znalazła Connachta. Był zajęty nadzorowaniem zwijania obozu, ale udało jej się odciągnąć go na chwilę od grupy.

-Mam dwie sprawy. Po pierwsze- musimy szybko się zastanowić nad wykorzystaniem tego demona. Mięso tego stworzenia nadaje się do jedzenia nie gorzej jak dziczyzna, ale decyzja należy do ciebie. Zwróć uwagę jednak na to, że zapasy mięsa skończył się już dawno, a nie wiemy kiedy będzie następna taka okazja by zdobyć jakiekolwiek zaopatrzenie. Jak zaważyłam, kiedy karawanie będzie naprawdę źle, wtedy nie będzie także głosów, że mięso demona jest nieczyste. zresztą, możemy je poświęcić.

Głos jej się łamał, łzy same leciały do oczu. Zdołała jednak zebrać się w sobie i powiedzieć to, czego tak strasznie nie chciała mówić.

Druga rzecz jest znacznie ważniejsza. W tym lesie nadal jest źródło magii, które spowodowało tyle zła. Trzeba przeszukać ten las póki nie odrośnie i zabrać to coś. Nie mogę tak tego zostawić- nie wiemy ile jeszcze grup będzie tędy po nas przechodziło. Ta przełęcz pochłonęła już zbyt wiele istnień. Nie odejdę stąd póki nie załatwimy tej sprawy. Nie mogę

Klamka zapadła. Teraz jej nowy opiekun musiał podjąć decyzję- ruszać dalej i ją zostawić, czy raczej rozpocząć poszukiwania źródła mocy. Wiedziała jedno- nie będzie nigdy taka jak ojciec.

Faust272 - 2013-04-18, 19:06

Connacht słuchał tego z uwagą. Po skończonej przemowie nakazał:

- Demona zabrać, poćwiartować, wyparzyć i oprawić. Mięso jak mięso. A w przyszłości pochwalicie się, że demony jecie na śniadanie.

Rozległy się nerwowe chichoty, ale nikt już nie protestował. Z czasem nabiorą apetytu nawet na mięso demona, nawet jeśli to miało nastąpić po kilkudniowym poście. Soli nie brakowało i uwędzić też się da.

Connacht tymczasem mówił do Raven jak do0 dziecka.

- Ale co Ty mówisz dziewczyno. Zostawmy to, mamy ponad pół tuzina ludzi do ochrony. Nie lepiej się nimi zająć? Pomogłaś nam teraz, pomagaj nadal. Zawsze możesz tutaj wrócić. Jak już znajdziemy schronienie.

Do rozmowy dołączył się Eri.

- To prawda. Teraz nikt tędy nie przejeżdża. Jesteśmy ostatnimi. To miejsce nie ucieknie, a potrzebujemy Ciebie teraz.

Kalkstein - 2013-04-18, 22:02
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Hm... Las nie powinien odrosnąć zbyt szybko. Spłonął od poświęconej oliwy i teraz ołtarz musiał będzie przez dłuższy czas gromadzić energię. Chyba będzie mogła wrócić jakby co. Trzeba jednak zadbać o bezpieczeństwo ewentualnych niedobitków za karawaną.

-Dobrze, myślę, że masz rację. Proszę cię jednak, byśmy posypali solą i poswięcili chociaż ścieżkę przez przełęcz. nie mam dowodów na to, że jesteśmy ostatni, a nie chcę mieć na swoim sumieniu życia innych ludzi. Obiecajcie mi także, że będziecie się bacznie rozglądać na boki w poszukiwaniu czegoś niezwykłego.

Niezależnie od odpowiedzi Connachta odstąpiła na jakąś odległość od karawany, w miejsce w którym znajdował się czarny jak smoła ptak. W tym ciele znajdowała się dusza jej ojca, opiekuna nauczyciela i oprawcy. Nie będzie jak on. Choć będzie to trudne podoła wyzwaniu i pogodzi się z przeszłością. Pogłaskała ptaka po łbie i spojrzała m prosto w lśniące opalami oczy.

-Już już, spokojnie. Nie chciałam cię skrzywdzić ani urazić. Wiedz jednak, że nie będę już się ciebie we wszystkim słuchać. Czytałam wiele książek w bibliotece. W tych najstarszych mówiło się, że sam Denagogh wybrał naszą rodzinę byśmy szli i przecierali szlaki. Muszę wybrać własną ścieżkę, wiesz o tym dobrze.
Czasami jednak jak każdy potrzebuję pomocy. Bądź moimi oczami tam, gdzie nie mogę spojrzeć. Bądź moimi uszami tam, gdzie nic nie słyszę. Broń mnie, kiedy znajdę się w potrzebie i służ radą, kiedy nie będę wiedziała co czynić. Chcę się od ciebie uczyć o rzeczach, których jeszcze nie pojmuję.
Jesteśmy rodziną, i trzymamy się razem cokolwiek by się nie stało.
Na dobre i na złe.


Pogłaskała kruka jeszcze raz i już miała się odwrócić, kiedy nagle ją olśniło. Po co miałaby angażować poszukiwania artefaktu, jeśli ma do dyspozycji przewodnika?

-Właśnie wpadłam na pomysł. Zaprowadziłbyś mnie do tego ołtarza? Powinniśmy go zneutralizować, a i sama magia przedmiotu mogłaby posłużyć do czegoś znacznie szczytniejszego jak wiązanie demonów.

Gdyby kruk się zgodził, to Raven wzięłaby dzbanek z wodą, poświęciła najsilniejszym znanym jej błogosławieństwem Denagogha i tak wyposażona ruszyłaby ostrożnie za ptakiem wgłąb spalonego lasu. W przeciwnym razie- zabierze się za sprawianie demona. Jadalny jadalnym, ale po ostatnim kotlecie z demoniej łydki miała sraczkę cztery dni.

Faust272 - 2013-04-19, 08:26

- Za 2 godziny wyruszamy!

Connacht oznajmij swoim donośnym głosem czas wymarszu. Tymczasem Raven rozmawiała z krukiem.

Sam Alistar niespokojnie zatrzepotał skrzydłami.

- Dziwnie brzmią te słowa. Jednocześnie mnie smucą, bo wcześniej Cię skrzywdziłem, ale i cieszą, bo teraz mogę Ci pomóc. Jako kruk nie mam dużego pola do popisu, ale póki mam umysł, jestem przydatny.

Raven naszykowała wodę.

- Wątpię by było to skuteczne. Do tego potrzebny jest kapłan. Weź lepiej młotek.

Dziewczyna już szukała i znalazła dobry, pięciokilogramowi młotek. Zauważył ją Eri.

- A gdzie Ty idziesz, Raven? Przecież niedługo wyruszamy.

Kalkstein - 2013-04-19, 11:04
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Ojejku... Co powiedzieć temu chłopakowi? Nie chciała kłamać, prawdy powiedzieć nie mogła...

-Idę... poszukać w okolicy minerałów. Być może coś znajdę w pobliżu

Eri pewnie będzie chciał za nią pójść. Wolała nie ryzykować bliskiego spotkania tego dzieciaka z resztką magii. Gdy sobie o tym przypomniała postanowiła go czymś zająć. A nuż jej pomoże?

- Dla ciebie też mam zadanie. Poszukaj jakichś środków znieczulających. To mogą być zioła, używki... cokolwiek, co uśmierza ból. Nasz poparzony będzie pewnie ich potrzebował w najbliższych dniach.

Chłopak został odprawiony z poczuciem przydatności, ona miała go na jakiś czas z głowy i nikogo nie okłamała. Przecież jak trafi na jakiś znany jej minerał, to go wydobędzie. Wzięła jeszcze drugi, mniejszy młotek do bardziej precyzyjnego wykuwania i ruszyła ostrożnie miedzy popalone pnie. Miała ledwo dwie godziny.

Faust272 - 2013-04-23, 18:30

Eri nie był przekonany.

- Minerały? Tutaj? Teraz? Ale dlaczego? Po co?

Eri podrapał się w głowę.

- A ja nie znam żadnych ziół ani leków. Nie wiem, czego mam szukać.

Teraz chłopak spojrzał trochę podejrzliwie.

- Nie mówisz mi całej prawdy, co?

Kalkstein - 2013-04-23, 23:07
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Cholera. Nie umiała przekonująco kłamać. Kręcić dalej? Nawet najmniejsze kłamstwo oznaczało teraz spore ryzyko, że chłopak momentalnie pobiegnie do ojca, a ten ją na swój sposób osądzi. Nie, musiała powiedzieć chociaż trochę prawdy. Rozejrzała się- znajdowali się w pobliżu wozu tylko we dwójkę, nikt nie miał nawet szansy ich usłyszeć.

-Eri... Dobrze, nie będę zmyślać, i tak mi to idzie beznadziejnie. Pamiętasz, jak mówiłam o czymś, co spowodowało tutaj te wszystkie nieszczęścia? Myślę, że jestem w stanie znaleźć i odciąć od magii, a chociaż przenieść do jakiegoś kapłana. Uważam, że potrafię znaleźć to miejsce, a nie mówiłam ci tego wcześniej nie tylko z powodu obawy o oskarżenie o magię, ale także dlatego, że nadal może to być całkiem niebezpieczna wyprawa. Czy mogę liczyć na twoje milczenie?

Gdyby chłopak obiecał milczeć, Raven ruszyłaby za ostrożnie Alistarem do ołtarza.
Gdyby z kolei dzieciak nadal dociekał, wtedy zaprowadziłaby go do kruka i uspokajając (oraz opcjonalnie chroniąc chłopca przed stworzeniem próbującym pozbyć się świadka) starałaby się go przekonać, że sprawa jest ważna, niebezpieczna i żeby trzymał dziób na kłódkę.

Faust272 - 2013-04-24, 13:44

- I sama chcesz tam pójść?

Eri wziął jeden z młotów, ten cięższy i zarzucił sobie na ramię.

- W takim razie pójdę z Tobą. Nie mogę przecież narazić na niebezpieczeństwo naszego lekarza.

Powiedział z wahaniem, ale wyprostował się i stał pewnie. Ciężko będzie go przekonać do nie pójścia z dziewczyną.

***

Raven kończyła opatrywać swoją ranę. Kruk wraz z chłopakiem siedzieli niedaleko. Alistar siedział na drzewie poza zasięgiem chłopca szydząc z niego, ale nie atakując. Sam Eri rozmasowywał sobie bok po tym, jak Raven boleśnie uderzyła go w nerkę i żołądek, by Eri znowu nie próbował zabić kruka.

"Cholera, krucze szpony są ostre."

Mruknęła do siebie w myślach Raven kończąc opatrywać zranioną przez kruka swoją rękę. Pomimo nieciekawego pierwszego wrażenia teraz przynajmniej mogą pogadać.

***

Alistar poprowadził parę do ołtarza.

Był to prosty, kamienny ołtarz o długości 3 i szerokości półtora metra. W sam raz na składanie ofiar z ludzi. Był poryty delikatnymi rowkami rozchodzącymi się od środka do brzegów, gdzie tworzyły fantazyjne zawijasy. Zaschnięte przebarwienia od krwi podpowiadały ich przeznaczenie.

Na środku ołtarzu znajdowała się czarna od sadzy, zniekształcona czaszka z rogami.

Kalkstein - 2013-04-24, 15:58
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Hm... demonia czaszka. Zmasakrowana, wgnieciona do środka czaszka demona o rozmiarach sporego indyka. Została prawdopodobnie opalona poświęconym czarnym ogniem, czy czymś podobnym. Raven nieco żałowała teraz, że nie czytała więcej o magii szamańskiej. Przyjrzyjmy się ołtarzowi...

-Eri, stój jeśli ci życie miłe!

Chłopak próbował już zamachnąć się na kamienny postument, kedy w ostatniej chwili chwyciła go za rękę i odciągnęła do tyłu. Miała swoje powody.

Miejsce ofiar służyło do ciekawego rytuału. Teoria magii nazywała go "nasycaniem". Chodziło z grubsza o to, że krew, albo inny wysoce magionośny czynnik była rozprowadzana w rowkach w ołtarzu. Znała ten symbol- rowki układały się w niemal idealny labirynt Ashalisa, jeden z silniejszych symboli wiążących magię. Sam symbol wiążący pełnił rolę magicznego zbiornika. Im większy, tym więcej mógł magii uwięzić, a wsparty działaniem krwawej ofiary zdolny był gromadzić energię do potężnych zaklęć, jak choćby zaklinanie dusz w przedmioty. Czaszka była prawdopodobnie rodzajem strażnika, który wykorzystywał nadmiar energii do ochrony tego miejsca. Teraz ołtarz z powrotem się ładował, a sama czaszka była tylko... czaszką. Zdeformowaną, splugawioną złą aurą, ale bezbronną czaszką.

Co robić? Dotknie ołtarza, a cała zgromadzona w nim energia popłynie przez nią i się uziemi. Oznaczało to szybką, bezbolesną i pewną śmierć. wiedziała o tym dobrze. Zbyt wiele istot nadnaturalnych kroiła by nie wiedzieć, co to oparzenia magiczne.
Mogła także chwycić jakiś kawałek miecza czy innego wynalazku i po prostu nim rzucić w nadziei, że ukruszy albo rozłupie ołtarz... Może faktycznie wykorzysta leżący przy pobliskich trupach ekwipunek? A może... same trupy? Chyba miała pomysł...

-Alistarze, potrzebuję rady. Mamy do czynienia z czymś, do czego nie możemy się dotknąć. Powiedz mi, czy można by spróbować odprowadzić energię z ołtarza przez jakiegoś z tych trupów? Ktoś tutaj uczynił zbyt wiele złego, ten ołtarz trzeba rozbić.

Jeśli kruk uzna pomysł z dobry, to alchemiczka poprosi Eriego o pomoc w przesunięciu pod ołtarz jednych z najbliższych zwłok. Będzie przy tym uważała, aby nie mieć fizycznego kontaktu ze zwłokami kiedy te będą się już opierały o miejsce kultu. Najlepiej wykona końcowy zabieg sama- dzięki ulepszeniom ma siłę porównywalną do siły dorosłego mężczyzny, a popioły z niedawnego pożaru dawały mocne oparcie na stopy. Poradzi sobie.

Faust272 - 2013-04-24, 16:52

Czaszka nie jest "zmasakrowana, wgnieciona", tylko zdeformowana czaszka z rogami. Może mieć guzy, narośla, zgrubienia, skostnienia, dziwny kształt szczęki, zębów, ale to nadal czaszka z rogami i to w całości, tylko czarna od sadzy.

Nigdzie w okolicy nie ma trupów, tylko pogorzeliska po spalonym lesie.


- Nie wiem od kiedy to tu stoi, ale skoro las zdążył narosnąć tak mocno, to prawdopodobnie nie składano tutaj ofiary od sporego czasu. Poza tym zwłokorośla są delikatne. Rosną długo i są wrażliwe na uszkodzenia mechaniczne, dlatego przypuszczam, że skoro ich spalone resztki nadal tutaj są, to dawno nikt nie odwiedzał tego miejsca.

Kruk podrapał się dziobem pod skrzydłem.

- Co do ołtarza to rób co uważasz. Nie po to przekazywałem Ci całą wiedzę, byś jej nie wykorzystała.

Kalkstein - 2013-04-24, 17:26

Kruk ją irytował. Był przemądrzały i cały czas prowokował chłopaka. Najbardziej wnerwiające było jednak to, że ptak miał rację. miał oto przed sobą dawny ołtarz w orkowym stylu, który mimo tego, że jego twórcy mogli już dawno nie żyć, nadal działał. Energia magiczna ciągle była uwięziona w postumencie i zasilała moc czaszki.

Ciała, które dzięki opowieściom kruka uważała za w miarę świeże zwłoki okazały się bezładną, przegniłą kupą mięsa. Nie dało się ich wykorzystać do odprowadzenia energii. W sumie... sam ołtarz mógł sobie zostać. Jego twórca już dawno tutaj nie zaglądał i raczej nie zanosiło się, aby miał nagle sobie przypomnieć o tym miejscu. Pozostawała kwestia czaszki.

Dziewczyna odłamała jedną z uschniętych gałęzi ze spalonego drzewa i rzuciła nią w czaszkę. Próbowała zrzucić artefakt i odciąć go od źródła mocy.
Następnie spróbowałaby na wszelki wypadek zbadać empirycznie czy gałąź może robić za odgromnik- jeśli tak, to profilaktycznie zmasakruje ołtarz.
Następnie ostrożnie chwyci długi patyk i zatknie na nim głowę potworka. Lepiej, aby się do tego nie dotykała.

Faust272 - 2013-04-24, 17:37

Nie trafiła. Próbowała wytrwale tak, że nawet pot wystąpił jej na skroni.

Eri stanął obok przyglądając się. Po chwili odłamał sporych rozmiarów gałąź.

- Patrz jak to się robi! - Rzucił dumnie.

Chłopak zamachnął się i rzucił patykiem pionowo. Odłamek drzewa koziołkując uderzył dolną częścią w czaszkę zrzucając ją z ołtarza. Usłyszeli tylko głuche puknięcie pustej kości o kamień, a potem o ziemie. Nic się nie stało poza tym.

Kalkstein - 2013-04-24, 17:54
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Gdy zauważyła komizm całej sytuacji zaczęła się po raz pierwszy od dawna śmiać. Ona, lekarka mogąca spokojnie pobić wiedzą praktyczną całą dawną cesarską szkołę medyczną przeoczyła taki ważny element! Ona, która naiwnie myślała, że będzie w stanie rzucać trucizny zamknięte w butelce nie była w stanie dorzucić patykiem w cel oddalony o kilka metrów! Jak wiele szczęścia miała z tym dzbanem?

-Hahaha.... Przepraszam Eri, nie śmiałam się z ciebie, a z siebie. Będziesz musiał mnie nauczyć jak się rzuca. Może nawet strzela z procy... kto wie?

Uśmiechnęła się ciepło. Jeśli czegoś nauczył ją ojciec dobrego w kontaktach z ludźmi to pokora. Ten chłopak uświadomił jej, jak mało umie.

Po ogarnięciu się Raven dokona wspomnianej wcześniej procedury- próby uziemienia ołtarza, ewentualnego zniszczenia oraz transportu czaszki na kiju. Nie powinno być problemu z wykryciem uziemienia- jednak nieczęsto się widzi skwierczącą ziemię.

Faust272 - 2013-04-25, 09:18

- Jasne, nie ma problemu.

Odpowiedział zadowolony Eri przypieczętowując tym samym posadę nieoficjalnego prywatnego nauczyciela Raven.

Chłopak przyglądał się, jak dziewczyna coś kombinuje z konarem.

Zatrzymał ją chwytając delikatnie, ale stanowczo jej drobne ramię.

- Co Ty chcesz zrobić? Nie lepiej, bym ja to zrobił? Chcesz rozwalić ołtarz? Przecież mam młot, poczekaj, zaraz to załatwię.

Eri już ruszał z młotem na ołtarz.

Kalkstein - 2013-04-25, 10:36
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Nie namyślała się długo. Jak najszybciej rozbroiła chłopaka, jeśli było trzeba nawet i siłą.

-STÓJ! Cholera. Eri... zrozum, że mamy do czynienia z czymś, czego nawet ja sama do końca nie pojmuję. Obawiam się, że w tym ołtarzu... jest zamknięty jakby magiczny piorun. Nie chcę, żeby cię poraził, a jest duża szansa, że tak się właśnie stanie kiedy tylko dotkniesz kamienia.
To drzewo chciałam wykorzystać, by sprawdzić, czy magię można wysłać po gałęzi tak jak piorun uderza w drzewo i spada w ziemię. Rozumiesz?


Mogła mieć tylko nadzieję, że dzieciak zrozumie. Nie miała żadnego doświadczenia w tłumaczeniu ludziom zawiłych pojęć. Nieco złagodniała. Po co krzyczy na człowieka, którego cała wina leży w tym, że nie miał pojęcia o magii?

-No już, spokojnie. Na przyszłość pamiętaj- do czegoś czego nie znasz podchodź ostrożnie. Lepiej poświęcić nieco czasu na zbadanie, niż potem żałować, że czegoś się nie zrobiło.

Wiedziała co mówi. Kiedyś rozkroiła larwę czerwia pustynnego i z rozpędu zapomniała o okularach ochronnych. Jak chlusnęło na nią sokami trawiennymi to przez tydzień nie mogła wyraźnie mówić.

Aha, trzeba przypominać, że będzie próbowała wznowić zaplanowany wcześniej algorytm?

Faust272 - 2013-04-29, 14:31

- To co mam zrobić z tym ołtarzem? Mam dotknąć go kijem? I co z czaszką? Zostawiamy ją?

Eri podrzucił młot na ramieniu.

- Ja mówię, najprościej jest rozwalić to w drobny mak. Jeśli wiesz coś co z tym zrobić, to powiedz co trzeba.

Raven wiedziała, że albo ołtarz jest naładowany i walnie całą mocą jak się go zniszczy, albo jest rozładowany gdyż od jakiegoś czasu nie był tą mocą ładowany. Czyste ryzyko. A czy może pozwolić sobie na zostawienie tego po prostu samemu sobie? A może tylko wystarczy roztrzaskać czaszkę?

Kalkstein - 2013-04-29, 17:25
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Czas do odjazdu się kończył. Nie chciała zrobić nikomu krzywdy, ale czuła się zobowiązana, by choć osłabić magię tego obiektu. Wystarczyłoby małe uszkodzenie symbolu, aby energia magiczna uciekała na bieżąco jak woda z pękniętego dzbana. Jej wzrok padł na spory, na oko dwudziestokilogramowy kamień...

-Nie dyskutuj ze mną. Młotkiem okładać będziesz, kiedy to ja uznam, że to bezpieczne.

Odsuwając od ołtarza chłopaka oparła gałąź o gładki kamień i przeszła do drugiego punktu planu.

Chłopak był chętny do pomocy, ale też niesamowicie nieświadomy zagrożenia, więc to było jedyne wyjście. O tej zdolności nie powiedziała nawet ojcu. Przez lata uczyła się kontrolować swoje ciało i je ulepszać. Tysiące godzin spędziła na trenowaniu w samotności mechanizmów swojego ciała.
Teraz miała zamiar to wykorzystać.

Skupiła się na swoim wnętrzu, tym najdoskonalszym z mechanizmów na świecie. Powstałym z prób i błędów, przez tysiące lat udoskonalany prawami doboru naturalnego. Wsłuchała się w bicie serca i szum krwi płynącej w żyłach. Przejrzała filtry nerek i laboratoria wątroby. Napawała się swoim wnętrzem bardzo długo, choć dla obserwatora trwało to ledwie ułamek sekundy, jedno mgnienie oka. Otrząsnęła się i wróciła do myślenia o zadaniu.
Wyszukała w plątaninie tkanek układ nerwowy. Jej celem była substancja, która jej przodkom pomagała bronić się przed jednymi stworzeniami i uciekać przed innymi. Adrenalina. Ten hormon sprawiał, że ludzie w krytycznych sytuacjach zyskiwali siłę. Czasem nawet tak wielką, że mogli z łatwością zerwać żelazne kajdany.

Uwolniła jej nieznaczną ilość, tyle aby starczyło. Krew poniosła cały jej zapas do mięśni rąk, i tylko tam. Poczuła to przyjemne mrowienie, siłę, jaką niesie za sobą nowy potencjał.

-Eri, odsuń się z łaski swojej i nie podchodź póki nie pozwolę.

Chwyciła znaleziony kamień jakby ważył dziesięć razy mniej niż w rzeczywistości, podeszła do ołtarza na odległość kroku, a potem z całej siły walnęła pionowo głazem o krawędź tafli z symbolem. Uderzenie granitowym głazem powinno z łatwością odłupać całkiem spory kawał prawdopodobnie gipsowego ołtarza. Uważała przy okazji, aby w ostatniej chwili odsunąć ręce od głazu. Jeśli jakaś energia tliła się w tym kawałku skały, to tym razem powinna być zneutralizowana, a sama pułapka na magię ulec trwałemu zniszczeniu.

Wiedziała, że patrzące na jej czyny Eri i Alistar będą mocno... zainteresowani jakim cudem ktoś, kto wygląda na 13-latkę ma dosyć siły by zrobić coś takiego, ale chyba nie miała innego wyboru...

Faust272 - 2013-05-01, 12:03

Organizm posłuchał. Umysł ćwiczony poprzez medytacje i poznanie dotarł swoim jestestwem do wnętrza organizmu. Szukał, nie znalazł. Potrzebował jednak, a gdy mózg potrzebuje, ciało słucha. Adrenalina została wykryta w układzie nerwowym, stamtąd też przyszło polecenie. Polecenie zostało zinterpretowane przez organizm jako impuls walki, potrzebę siły.

Nowy Atut: Umysł ponad ciałem

Gruczoły produkowały adrenalinę. Według Raven to była nieduża ilość, ale w rzeczywistości była spora. Wszystko poszło w ręce, które napęczniały od zgromadzonej tam energii. Raven nie mogła czekać, nie wiedziała, ile ten stan potrwa.

Sięgnęła po głaz i rzuciła nim. Gdy go podniosła poczuła jeden z błędów. Wzmocniła ręce, ale zapomniała o grzbiecie i nogach. W wymienionych, niewzmocnionych częściach ciała coś nieprzyjemnie chrupnęło i trzasnęło. Nie miała czasu, rzuciła kamieniem.

Uderzenie było potężne. Rzeczywiście, jak na nastolatkę posiadła siłę godna orków. Kamień uderzył w ołtarz odłupując cały jego brzeg. Pod wpływem uderzenia cały ołtarz pękł w pół szeroką szczeliną.

Upadła bez czucia. To była jej cena.

- 800 EXP

Teraz byłą nieprzytomna i korzystając z tego wypadałoby wyjaśnić, co się stało. Sama Raven tego nie wie, bo gdyby wiedziała, nie popełniłaby tego błędu. Adrenalina produkowana jest głównie w nadnerczach lub tarczycy, szukanie jej w układzie nerwowym było więc błędem. Tym bardziej, że sama adrenalina jest niezbędnym towarzyszem neuroprzekaźników aktywujących receptory. Pozbycie się adrenaliny upośledziło przesył informacji. I to wzmocnienie. Wielcy siłacze podnoszący ciężary ćwiczą nie tylko ręce, ale i nogi by mogły utrzymać ciało w odpowiedniej pozycji a także mięśnie grzbietu wprost niezbędne by obciążenie nie uraziło kręgosłupa. Pominięte zostały pomniejsze błędy jak np. zwiększenie stężenia glukozy we krwi, co jest niezbędne przy gwałtownym wysiłku i walce, gdyż bez tego mięśnie pozbawione energii po prostu przestają działać.

Tym i innymi błędami Raven prawdopodobnie spowodowała wielkie wstrząs dla organizmu, który może w przyszłości spowodować przedwczesne starzenie lub upośledzenie tkanek.

Aktualizacja Cechy: Młody Wygląd
Z "Postać pomimo prawdziwego wieku wygląda na 13-15 lat." na "Postać pomimo prawdziwego wieku wygląda na 16 lat."


Raven obudziła się. Czuła się błogo, jak po ciężkim wysiłku, ale czuła również zbierający się kwas mlekowy, duże ilości. Obudziła się w ramionach Eriego, który miał naprawdę zaniepokojony wyraz twarzy. Bliskość chłopca spowodowała dziwną reakcję organizmu. Puls jej przyśpieszył, a jej skóra stała się gorąca, zwłaszcza w okolicach policzków i cebulek włosów przy grzywce.

Kalkstein - 2013-05-01, 18:11
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Cóż... chytry dwa razy traci. Chyba pobawimy się w opanowywanie tego atutu tak konkretniej, bo sam pomysł ma wiele zastosowań.

Spojrzała na chłopaka. Te zielone oczy, jakby ją wołały... To było miłe uczcie, coś jakby połączenie satysfakcji po ukończonym krojeniu i spoczęcia na łóżku po długim, męczącym dniu...

-Eri...

Spróbowała się podźwignąć i od razu na miejscu poraził ją ból przebijający się nawet przez jej odporny umysł.
"Ty profanko! Jak mogłaś popełniać takie błędy?! Jak można było zapomnieć o proporcjach i własnościach związków, no pytam się jak!? Gdzie ty miałaś głowę, że brałaś nie ze zbiornika, a z miejsc gdzie jest potrzebny?"
Surowy głos ojca huczał jej w głowie i utrudniał trzeźwe myślenie. Nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni miał rację. Zepchnęła go na dalszy plan i zabrała się za analizę ciała.

Nie potrzebowała do tego żadnych oględzin fizycznych. Zbyt wiele razy widziała umysłem swoje tkanki by się pomylić. Hm... organy wewnętrzne nieuszkodzone, gorzej z mięśniami szkieletowymi. Pobieżna analiza wykazała naderwania mięśni w kilku punktach rąk i wewnętrzny krwotok na lewym przedramieniu. I kwas mlekowy w ilościach wręcz przemysłowych. Nic, czego jej ciało nie dałoby rady naprawić w ciągu może nawet dwóch godzin, jednak musiała uważać na nienadwerężanie konkretnych części.
Nakazała tętnicom lewej ręki się zwęzić. Mniejszy wpływ, taki sam odpływ... naturalne odprowadzenie krwi przez żyły powinno znacząco odsączyć krwotok.
Zaprzęgła także samą krew do pracy, której narzuciła zadanie rozprowadzenia kwasu mlekowego po całym organizmie. Prędzej poradzą sobie z nim wszystkie mięśnie niż napęczniałe teraz ręce.
Największy problem wydawało się sprawiały naderwane mięśnie kończyn. Co prawda organizm sam sobie powinien z tym szybko poradzić, ale wolała jednak na wszelki wypadek nadzorować całą operację. Nie wymagało to przecież skupienia.

Otrząsnęła się z transu. Nadal leżała jak kłoda na ramionach chłopaka, który patrzył na nią z taką... troską? Cokolwiek by to nie było, podobało się jej. Chciałaby tak siedzieć i na niego patrzeć godzinami. Pewnie oboje chcieli.
Musieli jednak wracać.

-Eri... zbliża się czas odjazdu karawany. nawet jeśli sie nie spóźnimy to i tak twój ojciec chyba spróbuje nas ukatrupić.

Pomimo tego, co mógł widzieć, chłopak nadal przy niej pozostał. Nie wiedziała jak się odwdzięczyć, choć nie była nawet świadoma jak wiele zdołała przekazać samymi gestami.

-Dziękuję. Za wszystko.

Podźwignęła się bez użycia rąk i tak samo wstała. Z uśmiechem na ustach ruszyli szybko w drogę powrotną. Bezwładne ręce powoli zaczynały odzyskiwać sprawność, za godzinę Raven powinna odzyskać pełnię możliwości.

Zaraz zaraz, jakim cudem ma teraz większe piersi?!

Faust272 - 2013-05-01, 19:03

Krakanie kruka rozległo się w lesie. Był to akompaniament do mentalne wstrząsu na Raven.

- DOSYĆ! Głupia! Chcesz zamknąć dostęp krwi niezbędnej do regeneracji? Oszalałaś? Po co organizm wynalazł fibryny i trombocyty, hę? To zwykły siniak! Do diaska, po prostu zaciśnij zęby i to znieś. Masz doskonałe ciało, chlubę inżynierii tkankowej, skorzystaj z tego i po prostu odpocznij. Nie chcę, żeby coś Ci się więcej stało.

Od Alistara biła prawdziwa troska. Troska o córkę, czy o bardzo cenny eksperyment medyczny?

Prawdę powiedziawszy Raven nie miała większych piersi. Zmiany fizjologiczne następujące po nagłym zestarzeniu mentalnym przyjdą z czasem. Jednak umysł już był w fazie dojrzewającej nastolatki, która zauważa takie rzeczy. Nagły zaskok w psychice wymusił dostrzeżenie rzeczy (jak piersi), które przedtem umykały jej świadomości.

Eri podrapał się po policzku.

- Tak, musimy już ruszać.

Chłopak wziął Raven pod ramię. Nie opierała się, i tak nie mogła za bardzo chodzić a szkoda ryzykować też kolejnego wybuchu kruka.

***

Para była już daleko od ołtarza. Czaszka leżąca za ołtarzem sczerniała jak najlepszy antracyt. Kość pękła, a z wnętrza wysypała się gęsta, mroczna para. Pełznąć po ziemi podążała świeżym, ludzkim tropem. Tropem pozostawionym przez silnego chłopca i bezwładną dziewczynę. Niewykrywalnie, kompletnie niezauważalnie...

***

Connacht patrzył na Raven i Eriego z podejrzliwości. Dziewczyna wiedziała, że podejrzewa ich na pewno nie o niszczenie starodawnych ołtarzy.

- Dobrze, skoro już wszyscy są w komplecie, jedni mniej wyczerpani od innych - spojrzał wymownie na Raven, której ten wzrok nic nie mówił, jeszcze - To wypadałoby się zbierać.

***

Podróżowali kolejny dzień i noc. Wznowili podróż o kolejnym świcie. Powietrze stawało się coraz bardziej suche i gorętsze. Zmagał się też wiatr, który smagał ciepłym powietrzem.

Zupełnie nagle odezwał się do niej mentalnie Alistar.

- Zaraz spotkamy znajomych. Nie będą w dobrym stanie ani nawet w jednym kawałku. Trzy obecna tam osobniki już się o to zatroszczyły.

Kalkstein - 2013-05-01, 20:16
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Siedziała w niewielkiej komnacie. Zza drzwi słychać było jakieś głosy i pokrzykiwania. Obok było łóżko, a na nim leżał chyba nieprzytomny człowiek. Próbowała wstać, ale nie miała żadnej władzy nad ciałem.
Ach, więc to taki sen. Dobrze, pozostańmy biernymi obserwatorami.

Osoba w której się znajdowała była zirytowana. Właśnie miała za zadanie doglądanie chorego. Wstała i spojrzała na lustro znajdujące się w pokoju. Raven znała symbol wpleciony w ramę lustra. Czarne ostrza, znak rozpoznawczy Cieni. Wyglądało na to, że to pomieszczenie znajduje się w Kiman, a ona sama patrzy oczami swojej kuzynki.

Pierwszy domysł od razu się potwierdził, jak tylko wspomnienia wojowniczki napłynęły niepowstrzymaną falą.
Widziała w nich jak rozpaczliwe były walki o Akilę, jak jej nosicielka brała udział w przesiedlaniu ludności...
Zaraz zaraz, w tych wspomnieniach był Connacht? Zawdzięcza więc nieznanej rodzinie więcej niż się spodziewała...
Potem sam Błysk i rozpaczliwa obrona fortecy Cieni. A jej kuzynka nie mogła nic zrobić. Frustracja z tego faktu była dość zrozumiała. Teraz ona, pułkownik najpotężniejszego zakonu zabójców na tym świecie dostała rolę pielęgniarki!
Młoda lekarka choć była tylko gościem poczuła niemal namacalny policzek, kiedy pani oficer przywracała się do porządku. Teraz dopiero, gdy emocje nie grały roli Raven mogła zrozumieć kim jest mężczyzna na łóżku obok. Mag, jeden z tych, którzy walczyli o utrzymanie twierdzy. Był jedynym spośród tych, którzy "poszli wgłąb" i przeżyli, cokolwiek to według innych magów znaczyło. Teraz leżał w śpiączce, a Cień była jego strażnikiem.

Wdech. Rozpaczliwy wdech, jakby następnego miałoby nie być. Mężczyzna się przebudził i chciwie łapał powietrze, a gdy już odruch przestał działać zaczął się śmiać. Szczery śmiech i łzy szczęścia.

-To była ona! Kobieta w bieli jest nowym czempionem! Mamy jeszcze szanse!


Wyrwał ją z wizji kruk. Choć informacja była ważna poświęciła chwilę na przetrawienie tego, co się wydarzyło we śnie. Nie miała wątpliwości, że była to szczera prawda. Ta wizja była jedną z wielu, jakie widziała i widzieć będzie w przyszłości. Van Pinkle'owie nie byli zwykłą rodziną. Choć nie musieli być spokrewnieni, to łączyły ich więzy krwi. Każdego rodzaju i każdej rasy.

Ramiona były już od ponad dwóch dni sprawne. Nie zmarnowała tego czasu- polowe przyrządy alchemiczne poszły w ruch i udało jej się wykorzystać część ziół do wytworzenia co ciekawszych trucizn wziewnych, jak również tych konwencjonalnych Nikt już się nie dziwił, że mogła mieć coś takiego w torbie. Szkoda, że były dość słabe, ale destylacja w takich warunkach byłaby możliwa chyba tylko wtedy, gdyby ktoś w pobliżu miał aparaturę bimbrowniczą.
Korzystała z każdej okazji aby móc wypróbować działanie adrenaliny w prostych sytuacjach. Nie próbowała już niepotrzebnie forsować ciała, jednak umiała już dawkować adrenalinę tak, aby mogła rzucić trzymanym w dłoni kamieniem na odległość, która nieco przerażała Eriego.
Z drugiej strony średnio szło jej z celowaniem. Pomimo chęci oraz uporu z jednej strony i łopatologicznych tłumaczeń chłopaka trafienie w cel wielkości pięści z dalej jak pięciu kroków pozostawało nadal w strefie przypadku.
Z poszkodowanymi podczas ataku demona też było coraz lepiej. Rany cięte się goiły, a stosowane płukanki praktycznie zredukowały obrzęk przełyku. Może obędzie się bez rozcinania i tkanka sama się zagoi? Ciało jest mądre, powinno wiedzieć co robić.

Teraz szli od dwóch dni przez pustynniejący obszar. Ludzie już nie patrzyli na nią wilkiem, a nawet przekonali się do demoniego mięsa. Jak zwykle- kiedy nie wiadomo jak coś smakuje, to prawdopodobnie smakuje jak kurczak. Connacht z kolei... rozmowa z nim była jakby sztywna. Czegoś nie mówił, choć chciał. Może i była społecznym analfabetą, ale pewne rzeczy wyłapywała. Jego syn z kolei jakby odwrotnie- lgnął do niej i szukał okazji do rozmowy. Lubiła to uczucie, kiedy był blisko.

No ale nic nie trwa wiecznie. Poszukała Alistara w pobliżu, a jesli go nie znalazła po prostu zapytała się go w ten zam sposób jak on sam się porozumiewał- telepatycznie. Przynajmniej miała taką nadzieję, że nasłuchuje. Chciała się upewnić o jakich trzech osobników chodziło, jak i gdzie konkretnie się znajdują. Nawet gdyby jej się nie udało skontaktować, to i tak wolałaby nie ryzykować z istotami, które rozczłonkowały znajdujących się tam ludzi.

-Connachcie, rozkaż proszę, aby twoi ludzie trzymali broń w pogotowiu. Wiem, że od jakiegoś czasu masz do mnie o coś żal, ale jeszcze się na mnie nie zawiodłeś. Mam złe przeczucia.

Faust272 - 2013-05-05, 15:53

Connacht mruknął jedynie coś w odpowiedzi. Nie zrozumiała. Po chwili nadeszły stosowne rozkazy.

- Watari i Eri, szykujcie broń. Pozostali pilnować wozów i opiekować się rannym Garim.

Gari z jednej strony czuł ulgę, z powodu oparzeń nie musi walczyć, ale z drugiej był zdenerwowany tym, że gdy coś się stanie, nie będzie mógł walczyć.

Dwie kobiety schowały się w wozach. Niemowlę instynktownie przestało wydawać z siebie odgłosy.

Connacht zatrzymał wozy przy zakręcie. Sam zszedł i ubrał przyszwę oraz płaty skórzane. Watari otrzymał pomoc od jednej z kobiet, która pomogła mu zasznurować skórzany kubrak oraz założyć kolczugę. Potem Connacht pomógł Eriemu zapiąć napierśnik z blachy. Kobieta z dzieckiem trzymała się blisko oparzonego i głaskała go po głowie.

Gorący wiatr wiał im w twarze, więc mogli być pewni, że cokolwiek czai się za zakrętem, nie wywącha ich pierwszych.

Connacht jako pierwszy, a po jego bokach Watari oraz Eri zniknęli za zakrętem.

W tym samym czasie odezwał się kruk.

- Nie chcesz popatrzeć?

Kalkstein - 2013-05-05, 20:39
Temat postu: Jak najdalej - Raven

Kruk ją nieco zirytował. Nie mówił jej całej prawdy. Warknęła na ptaka szorstko jak jeszcze nigdy.

-Mów co wiesz. Dokładnie, jak wyglądają, w co są uzbrojeni i jak rozstawieni. Mów wszystko, bez zatajania jakiejkolwiek informacji. I bądź w pobliżu. Gdyby zaszła potrzeba możesz mi się przydać. Idę za nimi.

Wsadziła za pas posiadane przez nią fiolki z toksycznymi niespodziankami. Nie była z nich zadowolona. Nie posiadała aparatury destylacyjnej ani żadnych odczynników chemicznych, co znacznie pomniejszało jej możliwości.

Dwie z bardzo cienkiego szkła zawierające szybko parującą substancję wziewną o właściwościach niebotycznie zwężających oskrzela.

Jedna była z wyciągiem tuwiły czarnej, która słynęła z silnych właściwości paraliżujących mięśnie.. Co prawda nie miała zielonego pojęcia do czego mogłaby użyć trucizny, która dla właściwego efektu powinna dostać się do krwi?

W szkatułce pozostawiła to, co udało jej się wydobyć z tych kilku witek ziół leczniczych, które znalazła niedługo po opuszczeniu domu. Uzyskana substancja była tak słaba, że chyba nie będzie się nadawała do czegokolwiek poza odkażeniem.

Zajrzała przelotnie do torby- nadal była prawie w połowie pełna najróżniejszych toksycznych roślin z tej strefy klimatycznej. Może w Bolgorii będzie miała więcej okazji, aby je wykorzystać...

Przygotowana ruszyła cicho za zwiadowcami. A nuż jednak będzie potrzebna?

Faust272 - 2013-05-06, 17:11

Rozległy się odgłosy walki i mlask wściekłego, podobnego do ludzkiego humanoida.

Za zakrętem znajdował się przewrócony wóz olejarzy. Ich ciała były wypatroszone i częściowo pożarte. Wokół czuć było rozlaną oliwę a także swąd spalenizny. Walczyli ogniem, ale wrogów było za dużo.

A skoro o nich mowa.

Olbrzymi ghoul powstały z dwumetrowego mężczyzny atakował pazurami próbując dostać się do świeżego mięsa skrywającego się pod zbroją Connachta. Watari próbował załatwić mniejsza sztukę, leć miał problemy z powodu mdlącego odoru zgnilizny, jaki tamten wydzielał. Eri walczył za to z przeciętnymi osobnikami, ale dwoma naraz, za co jego napierśnik przepłacił obowiązkowa wizyta u płatnerza a on sam niedługo również może oberwać.

Kalkstein - 2013-05-06, 18:13
Temat postu: Jak najdalej - Raven
-Jakoś mi o tym nie raczyłeś powiedzieć Alistarze... i ich jest tutaj czterech, a nie trójka jak wspominałeś. Masz mi coś do powiedzenia?

Ghoule. Inteligentniejsza od zombie odmiana nieumarłego, która odczuwa niesamowity pociąg do ludzkiego mięsa. Oczywiście, kurczakami też nie pogardzi (trzymali jednego dwa tygodnie w piwnicy), ale jednak świeży człowiek miał priorytet. Posiadają czuły węch, na zapach krwi wpadają w amok blokujący jakiekolwiek logiczne myślenie -chyba głównie przez tą cechę nie byli zbytnio popularni nawet wśród nekromantów.

Szczególną uwagę zwróciła na Watariego i jego przeciwnika. Zwiadowca sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał zwymiotować... Potwór z kolei próbował to wykorzystać i zamordować człowieka. Raven w mig pojęła, że ten egzemplarz jest wyjątkowo cuchnący i prawdopodobnie wysoce jadowity. Łażący samopas stwarzał potencjalnie nawet większe zagrożenie, jak ten dwumetrowy golem z którym mierzył się dowódca karawany.

-Alistar, pomóż Eriemu z jednym z tych umarłych. Celuj temu czemuś w oczy, jak się da to przetnij kręgosłup.

Sama z kolei sięgnęła do swojego wnętrza i chwilowo wyłączyła zmysł węchu. Nakazała organizmowi wyrzucić do krwioobiegu dawkę adrenaliny takiej wielkości jak w przypadku poważnego przerażenia. Zablokowała tylko jej dopływ do serca. Jeszcze na rozstaju miała sposobność zauważyć, jaką moc ma serce wołu.

Czas spowolnił. Kiedy hormon zaczął działać wszyscy dookoła zaczęli się poruszać jakby byli w wodzie, a nie powietrzu. Pobiegła w stronę walczących celując dokładnie na cuchnącego ghoula. Connacht był weteranem i na pewno nie da się łatwo obezwładnić. Eri prawdopodobnie walczył już teraz tylko z jednym potworem.

Jej celem było chodzące ścierwo próbujące zjeść zdrowego zwiadowcę. postanowiła wykorzystać pęd jaki nadała swemu ciału. W ostatniej chwili podskoczyła i uderzyła stwora w szyję otwartą dłonią. Nagłe hamowanie ręki powinno wysunąć skalpel z pochwy w rękawie i z samego rozpędu zagłębić go między kręgami na tyle, żeby przebić wiązkę nerwową. Srebrny skalpel, który przebijał bezproblemowo pancerze demona nie powinien spotkać praktycznie żadnego oporu w starciu z martwa tkanką, a opcja z omsknięciem się ręki nie wchodziła raczej w grę (precyzja).

Gdyby bydlę jakimś cudem zainteresowało się jednak kimś innym jak niedoszłym obiadem i próbowało się na nią zamachnąć... cóż, uniknęłaby ciosu po prostu skręcając w biegu, wyszarpnęłaby nóż i spróbowała nim rzucić z bliskiej odległości tak, aby trafić w głowę. Nie było to jednak zbyt prawdopodobne, gdyż pomimo wyższej niż u zombie inteligencji ghoule kierowały się niesamowicie instynktem. Takie zachowanie byłoby niemal tak sprzeczne z ich naturą jak one same są sprzeczne z naturalnym porządkiem rzeczy.

Faust272 - 2013-05-07, 07:28

Raven postanowiła teraz spróbować uwolnić hormony nie bezpośrednio, ale tworząc iluzję jakieś emocji. Wybrała przerażenie. Mózg zinterpretował rozkaz... I jak to zawsze bywa, coś się skiepsiło.

Kobieta poczuła lodowy ucisk na sercu. Dreszcze przechodzące od kręgosłupa do czubków palców i końcówek włosów, które powstały dęba. Oczy prawie wyskoczył z orbit, źrenice rozszerzył się. Mięśnie, wszystkie, gwałtownie zesztywniały nie pozwalając się ruszyć.

Raven wywołała u siebie przerażanie. Nie mogła się ruszyć. Była się, byłą przerażona, chce uciec. Mózg przestał myśleć, już nie panowała nad swoim ciałem. Zabawne, że czuła to wszystko jakby z trzeciej osoby, obok, jakby byłą lalkarzem a jej ciało pacynka na sznurkach, która musiała się zepsuć, gdyż jej nie słucha.

- Zaraz będzie trzy.

Mruknął kruk pikując na jednego z ghouli. Po chwili głowa celu stała się wielką plątaniną piór, szponów i krakania. Eri skorzystał z tego, że jeden ghoul został wyłączony z gry i pchnął go silnie swoją bronią. Ghoul charknął i padł na ziemie. Niestety tą chwile nieuwagi wykorzystał drugi ghoul i skoczywszy wgryzł się w szyję Eriego. Chłopak wrzasnął i upadł na ziemie próbując zerwać ghoula.

- ERI! - krzyknął Connacht, lecz po chwili oberwał ciężkim uderzeniem łapy swojego przeciwnika. Musiał sparować. Nie mógł pomóc synowi, musiał walczyć, albo i on sam zginie.

Trzecia para na razie trzymała się w szachu. Człowiek nie mógł atakować z powodu mdłości, z kolei nieumarły nie mógł się przebić przez defensywna postawę. No, ale zbroja mężczyzny długo nie będzie mogła zbierać ciosów ogromnych, 10 cm pazurów.

Kalkstein - 2013-05-07, 12:58
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Uciekać. Uciekać jak najdalej. Nieważne przed czym, ważne by jak najszybciej zniknąć z tego miejsca, ale jak?!. Nie mogła się ruszyć choćby na krok...

Poczuła czyjąś obecność. Tak, ktoś z rodu właśnie patrzył jej oczami i doświadczał tego samego co ona. Tym razem było to jednak bardzo namacalne uczucie. Coś, czego nigdy jeszcze nie udało jej się doświadczyć. Tak jakby ktoś lub co pojawiło jej się w umyśle było zdolne się z nią porozumieć... Ork!
Nie była to jednak bestia jakie spotykała w laboratorium. Nie... ten konkretny był wolny od mroku jakim przesiąknięte były pozostałe. I do tego mógł wejść do jej umysłu, czyli był powiązany z nią krwią. Był rodziną. Czuła w umyśle jak bada on całe ciało i sytuację dookoła. Przemówił do niej w swoim narzeczu, ale rozumiała każde słowo.

-Duchy nas łączą i duchy mnie tu wysłały. Potrzebujesz pomocy i pomoc dostaniesz. Niech siła Rhazaaka spłynie na Hojata, niech strach Hojata spłynie na Rhazaaka! Ur'ghanamur ur'ghrainir!


Strach ustąpił jak ręką odjął. Natychmiast odzyskała władzę nad kończynami. Orkowy szaman na tym nie poprzestał- zaczął kształtować w niej to, co chciała osiągnąć. Gniew. Zimny i niepowstrzymany. Nie zaćmiewający umysłu i dający siłę. Stan prawdziwego wojownika. Ork jednak nie odstąpił. Na coś czekał.

-Rhazaaku, nie znasz mnie ani ja nie znam ciebie. Rodzina jednak ufa sobie w każdej sytuacji. Pomóż mi i poprowadź moje ciało takimi ścieżkami, które pozwolą mi uratować tych ludzi.

Ork z kolei się zaśmiał. Dla niego pomoc była wręcz oczywista.

-Wielu przed tobą duchy poprowadziły i wielu poprowadzą. Nie nam dane kwestionować ich decyzje. Ruszajmy i razem wypełnijmy wolę duchów, Hojata!


Wystrzeliła do przodu. Szaman prowadził jej nogi a ona sama wyszarpnęła skalpele z pochew. Ich celem był ghoul, który gryzł chłopaka. Nie było to daleko, może kilka kroków. Ostrze nawet nie wsparte siłą gniewu nie miałoby kłopotów z wbiciem się w czaszkę i przecięciem kluczowego węzła neuronów. O tego zaatakowanego przez ptaka raczej nie powinna się kłopotać. Kruk raczej nie zapomniał jak wykorzystać pazury, ani gdzie konkretnie jest kręgosłup. Choć kto wie?

Pytaniem było, kiedy zapach krwi rozniesie się na tyle, że pozostałe potwory poczują go i bez zastanowienia rzucą się na rannego? Trzeba uważać na wszystkich umarlaków. Trzeźwy, nieskażony zaćmieniem umysł pozwalał szybko rozpoznać i zareagować na każdą nieprzewidzianą sytuację.

Faust272 - 2013-05-07, 18:02

Raven zaatakowała. Była prowadzona przez ducha, ale jej ciało nie znało walki. Jej cięcia nie był głębokie a musiała uważać na wciąż wierzgającego chłopaka. Wiedziała gdzie trafić, wiedziała jak to zrobić, ale nie umiała. Jej ciału brakowało treningu walki, jej ruchy był niezgrabne. Precyzyjne przy stole operacyjnym, ale w przypadku żywego, dynamicznego wroga było to prawie bezużyteczne.

Szaman zacmokał.

- Brak Ci ćwiczeń, a Twój duch jest za słaby by przełamać tą barierę. Przejmę Twoje ciało na kilka sekund, ale przepłacisz to chorobą. Nie ma jednak wyjścia.

Zdanie to nie zostało wypowiedziane. Po prostu informacja ta pojawiła się w mózgu Raven, jakby zaczęła walczyć już z tą wiedzą.

Poczuła naturalny opór jej ciała i mięśni. Ktoś jakby na siłę miał nią poruszyć. Organizm naturalnie się bronił, nie rozumiał, że tak trzeba. Dla niego obca świadomość była jak patogen, trzeba było się go pozbyć, zwalczyć.

Mimo potęgującego się bólu fizycznego i mentalnego Raven zniosła to, a orkowy przewodnik wykonał przy pomocy jej skalpeli proste pchnięcie między kręgi szyjne. Coś zgrzytnęło i mlasnęło. Nieumarły odpad od chłopaka sparaliżowany.

- Dalsza moja obecność zniszczy Twoje ciało i nadgryzie ducha. Żegnaj Hojata.

Świadomość ulotniła się.

Chłopak wstał błyskawicznie napompowany adrenaliną. Spojrzał przez sekundę zdziwiony na Raven. Jego szyja była zakrwawiona, ale dziewczyna nie widziała tryskającej krwi z tętnic lub szerokiego, ciemnego strumienia z żyły. Eri odwrócił się i zaszarżował na ghoula z krukiem. Alistar poderwał się w ostatnim momencie kracząc z niesmakiem. Nieumarły nie miał okazji do obrony. Jego czaszka uległa roztrzaskaniu.

Zwrócili się szybko do reszty.

Watari przyzwyczaił się już do smrodu. Odpowiadał teraz na ataki ghoula celnymi kontrami. Nieumarły zbierał w ustach jakąś kleistą ciecz...

Dwumetrowy pożeracz ludzkiego mięsa zamachnął się na Connachta. Garda, parowanie, przebicie bloku. Connacht został odrzucony 2 metry do tyłu i upadł ciężko na plecy wypluwając z siebie ze świstem resztki powietrza.

Eri nie wytrzymał. Zaszarżował i uderzył w plecy ghoula. Tamten zareagował jak na nieznośna muchę, którą trzeba rozgnieść. Ciężka łapa poleciała w stronę Eriego.

Kalkstein - 2013-05-07, 22:00
Temat postu: Jak najdalej - Raven
Cholera. Pomimo tego, że dwa padły to nadal sytuacja była bardzo nieciekawa. Jeden z potworów właśnie chciał zmiażdżyć chłopaka, a drugi potraktować zwiadowcę czymś... Żrącym? Trującym?

-Alistar, daj Watariemu nieco czasu. Tnij tego trującego w locie, zasłoń mu widoczność, cokolwiek. Nie wiemy co to bydlę chce zrobić, ale na pewno będzie niebezpieczne.

Mentalny przekaz powinien dotrzeć do kruka. Jednocześnie zakrzyknęła do zwiadowcy aby uważał na splunięcie.

Sama momentalnie się skupiła. Potwór stał w bezruchu i tylko jego dłoń wznosiła się do ciosu. Z jej perspektywy podnosił ja bardzo powoli, na tyle aby widziała gnijące placki na skórze monstrum. Stał tak może trzy metry od niej. Postanowiła rzucić skalpelem.

Wiedziała już jak się rzuca nożem. Trafiała już bez problemu do celu oddalonego o pięć metrów. I to do znacznie mniejszego jak ta głowa. Przejęła kontrole nad całą ręką. Każde włókno poruszyło się zgodnie z jej życzeniem. Ręka ruszyła a we właściwym momencie dłoń wypuściła skalpel. Dokładnie tak, aby się wbił. Nie było szans aby mogła spudłować.

Ostrze powinno przebić czaszkę jeszcze zanim ghoul zdąży podnieść rękę do końca.

Musiało. Od tego rzutu zależał los co najmniej jednego człowieka.

Faust272 - 2013-05-08, 08:18

Dziewczyna trafiła w głowę, ale jej siła nie była duża. Skalpel wbił się, ale nie dość głęboko, by uszkodzić mózg. Jednakże trafiła w oko, a to wcale nie było złą wiadomością. Rana była dotkliwa i bolesna. Ghoul zareagował instynktownie chcąc zasłonić ranę, co spowodowało zmianę trajektorii ciosu. Eri oberwał w ramię, ale samym brzegiem łapy. Odbił się od kończyny potwora. Bolało jak diabli, pewnie powstanie ogromny siniak, ale na szczęście wszystkie kości i mięśnie znajdują się tam gdzie powinny.

Aby dokładnie kontrolować swoją umiejętność kontroli nad ciałem musisz bardziej poznać anatomię człowieka oraz jego mechanizmy. Schrzaniłeś ze znajomością biologii na początku, więc teraz musisz ją uzupełnić. Kilka sekcji na ludziach nie powinno być dla Ciebie problemem. Mógłbyś też gdzieś dorwać jakieś almanachy, albo posłużyć się krukiem, jeśli on oczywiście będzie chciał pomóc.

Walka trwałą. Alistar zaatakował oślizgłego ghoula. To była dobra decyzja. Pozbawiony wzroku ghoul oraz skupienia wypluł to co miał w ustach. A raczej otworzył mordę w grymasie bólu i złości a trująca żółć po prostu z niej wypłynęła parując gdy zetknęła się z powietrzem.

Watari dostrzegł okazję i atakował. Po chwili mógł pochwalić się "nieumarłym na rożnie".

Walka z dwumetrowym ghoulem, była trudniejsza, ale Connacht umiał walczyć, tak samo jak Eri. Wykorzystali sytuacje i atakowali jednocześnie flankując potwora. Mniej doświadczony Eri atakował brzuch, za to bardziej doświadczony przywódca karawany celował w kolana i kostki przecinając mięśnie i ścięgna.

W końcu dwumetrowy olbrzym upadł nie mogąc znaleźć podparcia na swoich nogach. Watari, Connacht, Eri i Raven błyskawicznie go dopadli ciąć po wszystkim. Można powiedzieć, że ostateczny cios zadała dziewczyna, gdyż tylko ona wiedziała gdzie znajdują się najbardziej witalne punkty.

+ 100 EXP + 10 za Chłonny Umysł = 110 EXP


Wszsycy stanęli nad truchłem oddychając ciężko. To byłą krótka, ale bardzo intensywna walka.

- To chyba Twoje.

Odezwał się Eri podając jej jej własny skalpel.

- Dzięki za pomoc. Wolałbym powiedzieć, dlaczego tutaj przyszłasz, ale jednak cieszę się, że to zrobiłaś.

***

Wóz został wysprzątany i naprawiony. Zostało jeszcze sporo oliwy a także narzędzi oraz zapasów. Niewielki, płytki grób z usypanych kamieni musiał wystarczyć poprzednim właścicielom. Nastroje nie były wesołe, ale nie były również ponure. Niektórzy ze wstydem odkrywali jadowite głosy w swoich umysłach: "Dobrze że pojechali przed nami. To moglibyśmy być my. Mamy teraz cały wóz i towar dla siebie bez tych ludzi". Niekt się do tego złośliwego głosu nigdy nie przyzna...

Siedem ludzi i dziecko. Cztery wozy. Taki widok zastali mieszkańcy Bolgorii, gdy karawana Connachta wjeżdżała na jej teren. To miałby koniec trosk, ale życie jak zwykle chciało inaczej.

Kontynuacja TUTAJ


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group