End of Days

Misje - Odzyskać Mirt

Faust272 - 2013-02-22, 10:57
Temat postu: Odzyskać Mirt
Racje żywnościowe:

WAŻNE - Poza grą
Oto racje żywnościowe wydedukowane według KP. Z każdym dniem na wyprawie, będę wam je odejmować.

7 litrów wody do podziału (wymagane minimum 2 litr na dzień dla osoby - jako pełna racja. Mniej nie da przyjemnych skutków.)



Debowy:
Jedzenie: 6 dni
Woda: 1 dni

Lowca:
Jedzenie: 6 dni
Woda: 1 dni


Jogurt:
Jedzenie: 4 dni
Woda: 5 dni

Rollin:
Jedzenie: 3 dni
Woda: 1 dni

Messiah:
Jedzenie: 1 dni
Woda: 4 dni

Słowik:
Jedzenie: 3 dni
Woda: 1 dni

Kastyl:
Jedzenie: 10 dni
Woda: 7 dni

Altaris:
WYWALONY Z MISJI PRZEZ DOWÓDCĘ: ALBRECHTA

Mroczny:
Jedzenie: 1 dni
Woda: 1 dni







Ranek nadszedł jak zwykle w towarzystwie pięknego wschodu słońca i chłodnej temperatury. Do czasu. Temperatura wkrótce wzrośnie, nadejdzie skwar i żar, a gwałtowne wiatry będą wciskać piasek w każdy niechroniony otwór.

Na Obrzeżach Baraków zostało ustawione niewielkie zgromadzenie. Była tam kilku krasnoludów wraz z inżynierem Enderusem, którzy przygotowywali wyprawę do Mirtu.

Niedaleko znajdował się tłum gapiów, którzy oglądali to zjawisko. Nieczęsto się zdarza.

Był tam mały, drewniany wóz (drewno specjalnie sprowadzane z gór) z 3 parami kół. Każde boczne koła były ze sobą połączone metalową gąsienicą. Na tym wozie zmieścić się mogły wszelkie pakunki podróżników, jak również można było go natychmiastowo zamienić w drewnianą ścianę poprzez szybki demontaż. Wóz ogółem był dziwny. Pełno było w nim zawiasów i przekładni, jakby bycie wozem nie było jedynym jego zadaniem. Do wozu zostały przeczepione dwa wielbłądy, które cierpliwe leżały na piasku w cieniu rozłożonej dla nich płachty.

***

Do miejsca zbiórka przyszedł już Alojzy. Rzucił swój dosyć pokaźny bagaż na wóz, po czym sam rozłożył się w cieniu swojej płachty by zająć się konserwacją swojego ekwipunku. Czekał na resztę. Od czasu do czasu wdawał się w rozmowę z krasnoludami lub inżynierem.

Zezwalam na pisanie w tym temacie wszystkich uczestnikom wyprawy niezależnie od ich pobytu w innych miejscach Bolgorii

Lowcakur - 2013-02-22, 15:09

<Na placu pojawił się Albrecht. Mile zaskoczył go widok tego pokracznego wozu i wielbłądów, nie będzie musiał dźwigać tego całego kramu na plecach. Położył cały swój sprzęt na wozie, zostawił przy sobie tylko lunetę, gwizdek sygnałowy, oraz wszystkie bronie. Po czym przywitał Alojzego, a następnie zagadał do tego śmiesznego faceta od dynamitu>

- Hej, widzę iż pan przygotowuję naszą wyprawę. Czy rusza pan także z nami?

Debowy_Mocny - 2013-02-22, 15:23

W sumie i tak nie mam niczego innego do roboty i się nudzę. A poza tym ktoś musi zadbać o to by to cacko... było cacy, bo transport to tylko jedno z jego możliwości. Zresztą ja mam ochotę posiekać parę zasrańców mieczem, mam tu na myśli orków czy nieumarłych


Odpowiedział Enderus, dogłębnie sprawdzając wóz, czy wszystko jest w porządku i że można spokojnie wyruszyć w drogę.

Lowcakur - 2013-02-22, 15:35

- No, mam nadzieję iż na misji się spiszesz, tymczasem pozwolisz iż zajmę się innymi sprawami.

<rzekł Albrecht i podszedł do kusznika>

-Mości Alojzy, korzystając z chwili, iż i tak musimy czekać na resztę, czy nie chciałbyś może pokazać mi paru kuszniczych sztuczek? Kupiłem sobie takową broń, ale nie za bardzo wiem jak z tego korzystać.

//jeśli Alojzy się zgodzi, chciałbym awansować moją umiejętność strzelana z kuszy na poziom adepta, czyli przeznaczając na to 1000 expa.

Jogurt - 2013-02-22, 15:53

Chwilę później na miejscu zbiórki zjawił się Marwyn. Wyglądał dość dziwnie, ponieważ był cały szczelnie opatulony w obszerną, beduińską szatę. Przygotowany był doskonale, przed wyjściem posprawdzał jeszcze wszystkie paski, sprzączki, napełnił bukłaki i naostrzył broń. Przygotował się na to, że większość ekwipunku będzie dźwigał na plecach, jednak zastało go miłe zaskoczenie, którym był widok dziwnego wozu. Uprzejmie zapytał o pozwolenie umieszczenia na nim swoich klamotów, po otrzymaniu zgody właściciela rzucił tam kilka największych tobołów, czyli namiot, posłanie i większość żywności. Reszta nie powinna mu przeszkadzać, a i rozstawać się z tą częścią wyposażenia nie miał zamiaru.

-O widzę, że nasz spec od demolki również idzie z nami. Miło mi, jestem Marwyn. Chyba nie mieliśmy wcześniej okazji się sobie przedstawić.- powiedział uprzejmie do Enderusa. Następnie ukłonił się nieznacznie w stronę reszty na znak powitania. -Co to właściwie za konstrukcja, na zwyczajny wóz to to mi nie wygląda.- zagadnął po chwili wskazując na pojazd.

Debowy_Mocny - 2013-02-22, 16:14

Enderus odwrócił się w stronę Gościa w beduińskiej szacie.
Miło mi nazywam się Enderus.
Gdy został zapytany o wóz to odpowiedział.
Ano to jest wóz. Tyle, że jest zmodyfikowany i dostosowany do mniej przyjaznych terenów. Zresztą drobiło się to i owo co uczynić ten wóz przydatny podczas walki. W sam raz na takie wyprawy..

Rollin Dices - 2013-02-22, 16:20

Zgodnie z umową Ivi stawił się na umówionym miejscu. Ucieszył go fakt obecności wozu, na którym pojadą bagaże, wrzucił tam swoje bagaże, po czym podszedł do reszty kompanów.

- Witam, witam. Nie wiedziałem, że będziemy podróżowali w takich warunkach - wskazał na wóz, uśmiechając się - Bardzo mnie to cieszy... A swoją drogą, kiedy wyruszamy?

Altaris - 2013-02-22, 17:06

Zakapturzona postać wyznawcy Obaliana przemknęła bez słowa w kierunku wozów, nie odezwawszy się do nikogo. Jednooki nadszedł do miejsca w którym zaczynały zbierać się cząstkowo kolejne organy ich prawdopodobnie długiej eskapady. Cicho kierując się w stronę wozów stanął tam i rozejrzawszy się po zebranych, udał najzwyczajniej w stronę stojącego przy karawanie przywódcy tej wyprawy - Albrechta.

A więc, Mitr. Miasto zaginione wśród pustyń i nieskończonych piasków, zagadkowo zapomniane, zgubione. Co tam możemy zastać? Tego nie wiem. Czyniłem już pewne spekulacje, ale wszystko, co wyśniłem, wydawało mi się nieprawdopodobne, albo stanowiło niewiadomą. Nie mogę się doczekać tajemnic, które odkryje... Kolejnych. Ostatnimi czasy moje całe życie polega na wyskakujących nagle znikąd sekretach i tajemnicach. Ale cóż... Takie życie, jednego z Pięciu.

- Witaj, Albercie... Piaski stanowią wspaniały mur przed zewnętrznym światem. Masz już jakiś pomysł, jak przedrzemy się aż do Mitru? - zagaił zachodząc rycerza z flanki Altaris. Ambasador uśmiechnął się lekko i nieznacznie, czekając na wyjaśnienia. Dłoń zastukała w rękojeść miecza.

Messiah - 2013-02-22, 19:09

Przybył Teherij. W zbroi ćwiekowanej, założonych rękawicach i masce. Tarcza odpowiednio założona, miecz w pochwie, Heerem przypięty.

Cholera, jak ja wyglądam?! Trzeba będzie szybko znaleźć jakieś lepsze ubranie. Nie mogę chodzić w zbroi na wierzchu!

Rzucił swój bagaż na wóz, po czym podszedł do Iviego. Stojąc koło brata, położył ręce na biodrach.

-Popatrz, mówiłem że lubie burdele.

Uśmiechnął się. Takie życie... Jednego z Kapłanów Muz. I raczej jedynego. Cały kult zniknął wraz z Błyskiem Beliara. Przynajmniej jemu, jako jednemu z nielicznych kapłanów udało się zachować życie w antyreligijnej Bolgorii.

Mirt... Miasto które zniknęło. Nagle i niespodziewanie. Zniknął każdy, kto tam ruszył, i kto pojechał szukać zaginionych. W sumie nie obchodzi mnie co się tam stało, ale jak płacą, to idę.

Zauważył zakapturzonego gościa, rozmawiajacego z Albrechtem.
-Patrz, Ivi. Kolejny. Ciekawe czy Słowik przyjdzie. Po tym co mieliśmy w karczmie to przydałaby się sprytna kobieta. I potrafiąca walczyć. Przy okazji. Pamiętasz, że Tobie lepiej szła walka? Mógłbyś mi pokazać parę zagrań, których mógłbym używać w walce?

//Jeśli Ivi się zgodzi, Teherij chce awansować swoją walkę mieczem na poziom Adepta. Ivi zna się na Walce mieczem o wiele lepiej od brata, lecz jeśli zechce, na pewno będzie potrafił go czegoś nauczyć.

Słowik - 2013-02-22, 19:41

Słowik przyszła na miejsce w którym zbierała się wyprawa. Prawie od razu zobaczyła Adama rozmawiającego z Ivim. Podeszła do nich i powiedziała:

- Mirt. Jak widzę zbiera się gromadka nieustraszonych wojowników. Nie widzę tylko łucznika. Wszyscy pozakuwani w zbroje, a tu się też spryt liczy. Dobra, ale z kim mam tu gadać, abym mogła dołączyć?

Dziewczyna uśmiechnęła się do Adama i naciągnęła wyżej rękawice.

kastyl - 2013-02-22, 20:10

Thor podszedł do zgromadzenia i przyjrzał się wszystkim z ubocza. Zbroja była schowana pod płaszczem, także raczej nie powinna zwracać uwagi wszystkich naokoło.
Świadomy zauważył Albrechta, który rozmawiał właśnie z człowiekiem na wozie oraz z zakapturzoną postacią. Kiedy złapał kontakt wzrokowy kiwnął mu na przywitanie. Później elf znalazł wzrokiem dziwnie opancerzonego typa, który wcześniej wysadził karczmę a teraz grzebie coś przy wozie który miał służyć za ich transport podczas wyprawy.
Mam nadzieję, że nie zechce nas wysadzić "bo i tak się nie uratujemy". Byłoby głupio stracić ciało w tak głupi sposób.
Reszty postaci Thor nie rozpoznał.
Przydałoby się "poznać" ich trochę bliżej. Nadmiar ostrożności raczej nie zaszkodzi.
Tellan oparł się o coś w pobliżu wozu po czym opuścił ciało.
Dusza świadomego z niewielkim trudem wyswobodziła się z więzów ciała, a zew nie był już aż tak mocny, jak poprzednio, choć dalej dawał o sobie znać.
Thor zaczął przyglądać się duchowo wszystkim zgromadzonym. U większości nie znalazł nic dziwnego, ale przyglądając się zakapturzonemu elfowi, zobaczył dziwną rzecz. Wyglądało to, jakby obserwowany miał przy boku jakąś duszę, która jakby nachodziła lub zazębiała się z nim. W każdym razie wyglądało to, jakby obie dusze nawzajem czerpały korzyści z takiego stanu rzeczy.
Dziwne. Będę musiał się wypytać albo przypatrzeć przy innej okazji.
Tellan po zakończeniu inspekcji wrócił do swojego ciała. po czym wyciągnął osełkę i zaczął ostrzyć zwykły miecz oraz Bratobójcę.

Faust272 - 2013-02-22, 20:46

Albrecht

Alojz zgodził się. Albrecht otrzymał kilka przydatnych wskazówek. Dla ułatwienia najemnik poprosił o chwilo zniesienie tytułów.

- Opieraj kuszę na ramieniu. Dzięki temu będzie stabilniejsza a układ celowniczy będzie na poziomie Twoich oczu, co ułatwi celowanie. Pamiętaj, że kusza ma większą siłę odrzutu, więc musisz ją pewnie trzymać, inaczej Ci wypadnie z ręki. Im dalej cel się tym bardziej musisz podnosić albo opuszczać kuszę. Bełt w małej odległości leci prosto, ale im cel dalej, tym wyżej musisz unieść kuszę.

I inne proste wskazówki. Wszystko to, co powinien wiedzieć Adept kusznictwa.

Adam

Czekamy na Iviego

Wszyscy

No cóż, czekamy na Albrechta. Zobaczymy jak sobie poradzi jako lider.

P.S. Zkajo wyraził chęć poprowadzenia questa. A więc przygotować się.

Rollin Dices - 2013-02-22, 21:28

- Witaj Słowiku - rzekł starszy Teherij - Jeśli szukasz "szefa", to jest ten bawiący się kuszą - wskazał w stronę Albrechta.

Potem postanowił się odnieść do prośby Adama:
- Wiesz, że chyba rzeczywiście walczę lepiej - odrzekł kpiąco, po czym podjął dalej - Cóż, wiesz dobrze, że walczę inaczej niż wszyscy. Myślę że nie ma w Bolgorii, drugiego coby walczył dwoma mieczami na raz, dlatego myślę, że mój trening może nie być aż tak efektowny, skoro ty władasz jednym mieczem, jednakże zawsze jakoś Ci dopomogę.

Ivi odchodzi z Adamem trochę dalej, by potrenować. Zaczyna od tego czy brat, w ogóle pamięta poprawna postawę, potem krótki trening, a na koniec pokazuje mu kilka pożytecznych cięć i sztychów, które będzie mógł wykorzystać w walce jednym mieczem. Przy okazji Ivi też ćwiczy, by być przygotowanym na wszelkie wypadki podczas wyprawy.

Trening Adama powiódł się

Altaris - 2013-02-22, 22:03

Jednooki robiąc pauzę w rozmowie z Albrechtem rzucił spod kaptura łypiąc okiem wokoło. Zebrało się tutaj dobrze prawie tuzin różnorakich poszukiwaczy przygód i awanturników. Każdy polegający na tych samych, prostych, podstawowych zasadach tradycyjnego rąbania mieczem, albo strzelectwa. Każdy z nich także prawdopodobnie posiada w sobie coś wyjątkowego - coś, co go wyróżnia. Jaka z nich była zbieranina? Tego elf nie wiedział... Wszyscy wyglądali raczej na ludzi mało doświadczonych, ale swoje rzemiosło znających. Może się okazać, że spiszą się lepiej, niż on sam...

Banda nierobów i ludzkich żółtodziobów. Pewnie będą kulą u nogi, narobią hałasu i wyżrą ostatnie zapasy żywności darmozjady jedne. A chyba nie poradzisz sobie bez jedzenia, prawda? Chociaż, jedzenie jedzeniem. Przy Twoim trybie życia trzeba uważać na Twoje alkoholowe podboje pijaństwa...

Wojownik dotknął palcami rękojeści i postukał w nią kilkakrotnie uspokajająco, a na jego surową twarz wypłynął lekki, nieznaczny, prawdziwy uśmiech. Lucjon ostatnimi czasy jakby poweselał, gdy zrzucił z siebie brzemię tajemnic i sekretów. Chociaż i tak wiele spraw zostało nieodgadnionych, a wyprawa do Mitru pewnie tego nie zmieni.

Nie bądź taki surowy, Lucjonie... Na pewno potrafiliby uciąć łeb wilkowi, a i awanturnicy ostatnimi czasami są bardzo przydatni. Ściągają na siebie uwagę rzesz przeciwników i tych najgroźniejszych potworów. Przydają się też jako odgromniki i "wyłapywacze" cudzych zaklęć, jak ten szaleniec z Portu, co wskoczył w zbroi płytowej w lecący piorun... Tak czy inaczej. Lepiej tacy, niż inni, nie? W Czarnej Kompanii większość to tacy jak Ci tutaj, albo o wiele gorsi... A, poza tym jest też elf!

Obróciwszy się przez ramię spojrzał w kierunku zagadkowo i zimno wyglądającego elfa. Jednookiemu uśmiech zszedł twarzy i zastąpiła go ciekawość i niepewność. Wojownik wyglądał na równie doświadczonego i zdeterminowanego, co sam Altaris, jeżeli nie jeszcze bardziej, niż on. Jego oblicze było dziwnie zimne i pozbawione wszelkiego wyrazu. Tak, jakby był nieobecny. A pomimo tego czuł na sobie jego wzrok, chociaż oczy skierowane były gdzieś indziej. Po ciele Jednookiego przeszedł dreszcz.

Cholera, kto to jest? To nie jest nikt zwykły, prawda? Wyczuwasz od niego jakąś siłę Beliara albo Angrogha? Kogokolwiek, z kim musielibyśmy uważać, Lucjonie?

- Słuchaj, Albercie... - imię Albrecht niezbyt przypadało mu do gustu, więc postanowił je sobie uprościć. Łamało jego elfi język - Gdybyś potrzebował pomocy, spróbuję usłużyć Ci moimi umiejętnościami. A tymczasem idę zapoznać się z co niektórymi... - odrzekł, po czym z zagadkowym uśmiechem i błyskiem w oku ruszył w kierunku smukłego wojownika. Zlustrował go swoim okiem i trzymając paradnie dłoń na rękojeści Lucjona, jak to miał w zwyczaju, podszedł blisko i wyciągnął swoją prawą rękę przed siebie, w geście powitalnym.

- Jestem Jednooki, mściciel z dalekiego Zachodu.... - zaczął, czekając na rękę elfa, dzięki czemu Lucjon będzie miał łatwiej z wywiadem, kim on tak na prawdę jest - A dla zaufanych i elfów Altaris, elf o wielu wcieleniach - zakończył z gracją, delikatnie unosząc kąciki ust. Nie wiedział, jako kto mógł się przedstawić. Ambasador? Poseł? Szpieg? Kapitan Królewskiej Straży Pałacowej? Wielki Mistrz Czarnej Kompanii? Ostatni z Abalonów? Tego było zdecydowanie zbyt wiele...

kastyl - 2013-02-22, 22:39

Thor spokojnie pracował nad swoją bronią, gdy podszedł do niego zakapturzony elf i przedstawił się. Skądś znał to imię, ale nie mógł sobie przypomnieć dokładnie skąd. Może gdzieś pod słyszał tyko.
Świadomy wstał, schował broń i szybko uścisnął dłoń Jednookiego elfa, po czym zabrał rękę. Być może nie zauważy tego, że jego dłoń jest dość zimna. W tym czasie poczuł znów tą dziwną więź, która łączy tego elfa z kimś innym.
- Witaj Altarisie. Jestem Thor, najemnik aktualnie w służbie u Regenta. - Tellan przyjrzał się obliczu towarzysza. Było naznaczony wieloma bliznami z których najbardziej rzucająca się w oczy przebiegała przez jego oko.
Ten facet zna się na walce, prawdopodobnie nie gorzej ode mnie. No i ma tą dziwną duszę. Trzeba by się z nim bardziej zapoznać. Może być albo dobrym sprzymierzeńcem, albo poważnym wrogiem.
- Więc mówisz, masz wiele wcieleń. Jest ich tak wiele, czy wiedza o nich może być w jakiś sposób niebezpieczna? -

Lowcakur - 2013-02-22, 22:56

- Panienko, ze mną trzeba się rozmówić <rzekł Albrecht do nowoprzybyłej> - Jak dla mnie możesz dołączyć do wyprawy, choć będzie ona ciężka. I nie oferuję żadnych gratyfikacji, poza podziałem łupów, całe moje oszczędności mam przeznaczone dla innych uczestników tej misji. Jednakże, potrzebuję panienki imienia, miana czy innego słowa, którym mógłbym się do panienki zwracać. Jednakże, zanim pani mi się przedstawi, pozwolę sobie przemówić, abym nie musiał wyjaśniać wszystkiego każdemu z osobna.

<po czym dwornie się skłonił, odwrócił się na pięcie, zebrał wszystkich uczestników na placu, po czym sam wlazł na wóz i rozpoczął tyradę. >

- Jak pewnie wszyscy wiecie, nazywam się Albrecht von Hackfleish i zgromadziłem was tutaj w wiadomym celu. Jedziemy do Mitru. Po co? Misja jest jasna: zrobić porządek! Z tego spichrza naszego świata od dawna nie dochodzą żadne sygnały, nie wyruszają karawany, nic. Cisza.

<dla podkreślenia efektu Albrecht zrobił dramatyczną pauzę. Chwile przedłużył, i wyczuwając moment kulminacjyjny kontynuował.>

Dlatego wezwałem was tu zebranych, gdyż cała ta awantura nas wszystkich dotyka. Zwykłych ludzi, krasnoludów... Każdego w tym samym stopniu. Trzeba zakończyć ten okres dezinformacji!

<Albrecht na chwile przestał mówić, zbierając słowa>

Lecz, nie dokonam tego sam. Od was oczekuję trzech rzeczy. Po pierwsze, honoru. Po drugie, odwagi. Po trzecie, szanowania mnie jako dowódcy oddziału i wykonywania moich rozkazów. To moje słowo będzie ostatecznym w każdej sprawię, co nie znaczy iż nie będę słuchać waszego zdania. Ale ostateczną decyzję podejmuję zawsze ja.

Teraz druga strona medalu. Nie będę tolerować kombinatorstwa. Nie będę tolerować cwaniactwa. Nie będę tolerować oszustwa, tchórzostwa i matactwa. A co najważniejsze, zapomnijcie o niesubordynacji. Otwarte sprzeciwienie się dowódcy równać się będzie oddaniem się pod sąd polowy, który dla przestępcy przewiduje jedynie karę śmierci.

Jednakże, to tylko w przypadku przestępstw.Podczas misji będę dla was jak ojciec, a wy będziecie dla mnie jak synowie(i córki). Każdą siłą będę starał was się wyratować z każdej opresji i tego samego oczekuje od was. Pełne, obustronne oddanie sprawie. Gdy któryś z was będzie spragniony, odstąpię mu swoją rację wody. Gdy będzie głodny, oddam mu swoje zapasy. Gdy któryś z was zginie, godnie go pochowam i będę szukał za niego zemsty. Tego samego oczekuję od was.

Czy to jasne, towarzysze broni?! <Albrecht wręcz wykrzyczał te ostatnie słowa, kończąc tym stwierdzeniem swoją wypowiedź. >

Altaris - 2013-02-22, 22:56

- Jedno nie wyklucza drugiego... - na jego twarzy zagościł lekki, szczery uśmiech - Niektórych zagrożeń jest tak wiele, że trudno byłoby je zliczyć, a niebezpieczeństwo niektórych jest tak wielkie, że wiedza o nich to wyrok śmierci. Niektórych też sam nie potrafię, lub nie chcę pojąć, obawiając się konsekwencji - odparował zmyślną frazą elf, wypinając lekko pierś do przodu, w geście dumy i pewności siebie. Pomimo wszystkiego czuł się jak ktoś ważny. Jego tytuły i funkcje mogłyby zmienić się w całkiem długą i pokaźną listę, która po rozwinięciu mogłaby niczym dywan pokryć całą salę bankietową Króla elfów.

- Nie chcę przesadzać, ale gdyby lepiej się przyjrzeć mojej osobie, to skromnie bym przyznał, że zostałem naznaczony klątwą przymusowego bycia legendą, jeżeli nawet siedziałbym całymi dniami w tawernie i popijał tanie, rozcieńczone, ludzkie piwo - rzucił z udawaną pychą, trochę nieudanym żartem, po czym zreflektował się, czując lekkie swędzenie na dłoni, którą witał się z mężczyzną, zwącym siebie samego Thorem. Wydawał się bardzo dojrzałym i prawdopodobnie przydatnym w bojowym rozgardiaszu weteranem, a pomimo to najął się u człowieka. Chociaż, jest może w tym coś więcej?

- A tak, porzucając tematy tajemniczych wcieleń i masek, które na co dzień zwykliśmy nosić zapytam o naszą wyprawę. Czego się spodziewasz, Thorze, gdy dotrzemy do Mitru? - zapytał z nieudawaną ciekawością szermierz, przebiegając nerwowo palcami po rękojeści Lucjona, który niemo wyrażał zainteresowanie rozmową, chociaż jego uwagę po chwili przykuła rozległa i pełna heroizmu wypowiedź Alberta. Elfa trochę śmieszył dramatyzm i powaga tej sytuacji, w jakiej się znaleźli. Nie wyobrażał sobie nigdy wcześniej podpalającego lepianki z błota za pomocą taniego trunku krasnoludów szlachcica, jako dowódcy sporej wyprawy. Nie wiedział, jak sprawdzać się będzie jako dowódca, ale wstępnie lekko uraziły go jego słowa. Mówił o przykrościach, jakie spotykają Bolgorię, wszystkich - ludzi i krasnoludy... A elfy? To cholera co? Dodatkowo był zbyt zaborczy, zdaniem elfa. Altaris nie podlegał pod żadnego człowieka - był ochotnikiem, który według prawa ustanowionego w Bolgorii przez Cesarzową Ninę mógł w każdej chwili wycofać się z wyprawy. Tak czy inaczej, może być zabawnie.

Uśmiechnąwszy się lekko na myśl o tej eskapadzie pokiwał niemo głową w kierunku przemawiającego na potwierdzenie jego słów i rzucił okiem w kierunku Thora.

Jogurt - 2013-02-22, 23:16

Marwyn czuł się nieswojo, właściwie to czuł się źle. Grupa poszukiwaczy przygód stawała się coraz większa, co nie wpłynęło dobrze na samopoczucie dość aspołecznego człowieka. Było co prawda kilka sympatycznych osób, jak na przykład ci dwaj bracia, jednak tych nowych trochę się obawiał. Zwłaszcza ten w kapturze wydawał się wyjątkowo nieprzyjemny.
Podczas gdy wszyscy rozmawiali, Crane stał sam. Zupełnie nie wiedział co ze sobą zrobić, nie wiedział jak zachowują się normalni ludzie w takich sytuacjach. Udał, że poprawia jakiś pasek, wrzucił jeszcze trochę zbędnego ekwipunku na wóz, by po prostu czymś się zająć. Po kilku chwilach spośród wszystkich obecnych tu osób wybrał towarzystwo... wielbłąda. Pogłaskał zwierzę, pomruczał coś do siebie pod nosem i zwyczajnie czekał na wymarsz. Jednak podczas wszystkich tych pozornie bezmyślnych czynności przede wszystkim intensywnie słuchał. Jest to jedna z tych niedocenianych i prawie zapomnianych dzisiaj umiejętności, zresztą zupełnie niesłusznie. Słuchał o czym rozmawiają członkowie ekipy, jakich słów używają, co mówią o sobie. Teoretycznie nie rozmawiał z nikim, praktycznie wyciągał informacje ze wszystkich. Nawet nie tyle wyciągał, co po prostu zbierał, zezwalał na zarejestrowanie dźwięków, które same pchały się do niego.

Marwyn spokojnie wysłuchał przemówienia Albrechta. Wreszcie coś się działo. Większość rzeczy o których mówił dowódca jak najbardziej mu odpowiadała, gdyby oczywiście ująć ten dziwny patos. Większość rzeczy poza tym sądem polowym. Marwyn zaciągał się na wyprawę zwiadowczą a nie do wojska. Gdyby chciał w pewnym momencie ratować własną dupę mogłoby się to źle skończyć na tych warunkach.
-Jasne, panie kapitanie. Jak słoneczko.- odpowiedział dowódcy spokojnym głosem jakby od niechcenia jednak bez śladu ironii. Widać było, że mówił prawie szczerze.

Spodobał mi się ten post
+ 50 EXP

kastyl - 2013-02-22, 23:19

Thor wysłuchał Altarisa starając się wyodrębnić jego słowa od słów wypowiadanych przez Albrechta.
Ciekawa postać. Jak również śmieszna i niemalże przewidywalna jeśli chodzi o zachowanie. Pycha i duma, to takie elfie. Zawsze można było poznać moich ziomków po tym.
- Uważaj z tą swoją pewnością. Niejeden wielki elf upadł przez swą wyniosłość i dumę. Patrząc z góry na innych najczęściej nie dostrzegali cienia za samym sobą. -
Tellan końcem oka zauważył jak Jednooki bawi się bronią.
Chce mnie zaatakować czy boi się, że ja to zrobię? I tak nie zrobi mi nic poważnego. Pewnie z łatwością bym go zabił.

- Nie wiem, czego można by się spodziewać w Mircie. Zapewne nie będzie to błahostka, inaczej jakieś wieści by do nas wracały. Według mnie albo ktoś przejął władzę tam i nie życzy sobie żadnego kontaktu z Bolgorią, albo ktoś odcina ten kontakt za pomocą miecza i strzał, zabijając każdego, kto się zbliży do tej wioski. osobiście wolałbym pierwszą opcję, bo wtedy łatwiej byłoby walczyć. Choć jeśli trzeba będzie w Mircie kogoś po cichu usunąć, raczej znajdzie się ktoś do tego. -
Elf jeszcze raz rzucił okiem na rękę na mieczu elfa gotów wyciągnąć swoją broń i bronić się w razie ataku..

Debowy_Mocny - 2013-02-22, 23:27

Enderus nadal zajmował się wozem, czasami co jakiś czas rozglądał się dookoła.

Potem Przyuważył ładną kobietę, i całkiem ładny głos dla niego miała. Ciekawiło go jakby "brzmiała" podczas "namiętnego uniesienia". Enderus przez długą chwilę się jej przyglądał. Miał ochotę do niej zagadać, jednak stwierdził że może później się coś zbajeruje.

Zauważył także znajomego barda, który nie był sam.

Zauważył także ciemno ubranego elfa, o dość ponurym wyglądzie, jego wygląd nie przypadł za bardzo inżynierowi do gustu czy to niewielka niechęć do elfów ze strony inżyniera czy też ta ponura aura która od niego bije.



Enderus przysłuchał powitalną przemowę jednookiego elfa, którego też po chwili zauważył.
Elf o wielu wcieleniach? Se wymyślił. Starczy jedno a porządne, a nie bawienie się w "dwulicowca". Bo jedno wcielenie zdurnieje, a drugie się potknie o duże ego... O

Gdy Albrecht rozpoczął przemowę, Inżynier na chwilę przerwał poprawki i odwrócił się w stronę Kapitana. Wysłuchał owego wykładu. Odpowiedział.
Przyjąłem i zrozumiałem. I zrobię wszystko by ta wyprawa zakończyła się sukcesem

Po czym powrócił do szykowania wozu do podróży.

Rollin Dices - 2013-02-22, 23:32

Po zakończeniu treningu z Adamem, wysłuchał przemowy Albrechta. Cóż warunki jak warunki, zobaczymy, jak będą egzekwowane...
- Jasne - rzucił po słowach dowódcy - Lepiej wyruszmy zanim słońce osiągnie górowanie, chyba że wolimy podróżować nocą...

Duża ilość osób przytłaczała nie tylko Marwyna, Iviemu też się to nie podobało, szczególnie Ci dwaj, nowi, którzy przyłączyli się do wyprawy. Nie wzbudzali oni zbyt wielkiego zaufania. Wiedział też, że czym więcej osób tym łatwiej o kłopoty, przekonanie to niewątpliwie wzmacniał fakt, że dotąd praktycznie zawsze działał sam.

Messiah - 2013-02-23, 00:49

Adam zauważył szybko, że jego brat ma pewne... niepokoje. Klepnął go po ramieniu.

-Ivi, spokojnie. Może nas nie zjedzą? - spojrzał na Jednookiego, i tego drugiego Elfa -Może.

Uśmiechnął się, i schował miecz Teherijów do pochwy. Spojrzał jeszcze na Enderusa.

-Co za ludzie. Jeszcze parę godzin temu był na celowniczku kuszy Albrechta, a teraz ślubuje mu lojalność? Zaprawdę, burdel.

Podszedł do Słowika, położył jej rękę na ramieniu, drugą próbując się ewentualnie obronić przed odruchem obronnym kobiety.

-Witamy w domu. - mruknął, po czym spojrzał na Albrechta -Kapitanie, na chwałę Muz! -rzekł. Wskoczył na wóz obok Albrechta, i zakrzyknął, tak jak zawsze to robił, mówiąc do szerszego grona.

-Wielu z nas wyrusza, oby wszyscy wrócili! Niech Duchy Opiekuńcze mają na was oko! Znacie pieśń o bohaterskiej Siódemce? - ściszył głos, wyczekując odpowiedzi... Usiadł na wozie...
Szepnął głośno, jak wówczas w karczmie:

-Nie znacie. Ta pieśń dopiero się zaczyna...

I zeskakując, klasnął w dłonie. Zaintonował, próbując rozpalić serca towarzyszy, przyszłych bohaterów legend, które śpiewać będą tacy jak on. Próbował zasiać nadzieję, wolę walki, optymizm. Nie można przecież iść na wyprawę ze złym humorem. TO od razu porażka.

Było nas siedmiu, każdy plecak miał
za siedem sztabek za Albrechtem gnał!
A gdy my piliśmy za zwycięstwa
Każdy szukał dla się męstwa
I tak się skończyło na krańcu...
że leżelim w wielkim kacu!

Plecaki jechały, ludzie szli
Słońce głowę PALI, Hej!
Dojdziem do Mirtu, dla nas cześć
i najlepsza łupu część!

HEJ!


zkajo - 2013-02-23, 14:06

Do Albrechta szybkim krokiem podbiegł młodo wyglądający chłopak z kręconymi, czarnymi włosami. Miał na sobie zabrudzoną koszulę, a twarz umazaną czarną mazią prawdopodobnie pochodzącą z kopalni. Z wyglądu miał może 16 - 17 lat, nie więcej. Z jego pasa zwisała przyczepiona patelnia która dyndała podczas biegu, uderzając o przypasany sztylet. Chłopak był pulchny, ale nie na tyle by nazwać go grubym. Kiedy podbiegł już do wozu, na którym stał Albrecht, na chylił się opierając o kolana, zdyszany oddychał głęboko. Po chwili wykrztusił z siebie:

- Panie Hackfleish, drogi panie Hackfleish... - mówił, co słowo łapiąc powietrze. Po chwili wyprostował się - Jestem Ami, to znaczy Amirnam, ale matka mówiła mi Ami. Ojciec też, no i bracia i rodzina. Znajomi w sumie też - kontynuował, lecz szybko zorientował się że przywódca grupy raczej jest tym mało zainteresowany - No bo ja... - rzekł nieśmiele - chciałem się przyłączyć do wyprawy! Gotować wam mogę, bo droga długa, a dobre potrawy robię! Nie pożałujesz, panie Hackfleish! - mówił, kłaniając się.

EDIT:

Na PW. poproszę dokładnie to co znajduje się w wozie. Prowiant, woda itp. oraz wszystko inne.

Debowy_Mocny - 2013-02-23, 14:10

Enderus zakończył inspekcje wozu.
Wszystko w najlepszym porządku..

Podszedł do Adama, podał mu hubkę i krzesiwo.
Witam ponownie. Oddaję to co pożyczyłem.







Jak już wszyscy byli gotowi ruszać, to Enderus wskoczył na wóz, to głównie rozmyślał nad kolejnymi wynalazkami jakie by zrobi po powrocie.

Altaris - 2013-02-23, 14:50

Twarz elfa zmieniła się, gdy Thor rzucił krótkim monologiem o upadku elfów z powodu ich dumy, pewności siebie i pychy. Jako zagorzałemu patriocie, który całe życie poświęcił na walce z wrogami swojego kraju, Jednookiemu nie przychodziło na myśl nigdy coś takiego, aby pouczać innego elfa o tym, że duma i pycha są zgubne. Jego twarz jednak nie była pełna złości, czy gniewu. Wystąpiło na nią jedynie kilka gam niepewności oraz zaciekawienia.

- W takim razie przeżyć tyle lat, co ja, w ciągłym poczuciu dumy z tego, kim jestem, musiało być niesamowitym wyzwaniem - odparował z lekkim, bezbarwnym uczuciowo uśmiechem, po czym rozejrzał się po karawanie widząc, że wszyscy się przygotowują. On też chciałby przynajmniej dawać pozory zatroskania i staranności - wszystko, co miał i co było mu potrzebne, miał przy sobie.

- Ale to nie duma i pycha ze mnie płyną... Tylko determinacja i pewność siebie, które prowadzą mnie przez życie i pomagają mi wypełnić życiowy cel. Marzenie... - kontynuował niewzruszony. Robiąc koliste ruchy na głowni Lucjona czuł się bezpieczny. Uspokajało go to i utwierdzało w swojej silnej pozycji - Chociaż, jak już mówiłem, mam wiele wcieleń... Niech Cię one nie zmylą

Elf odwrócił się w kierunku wozu i stanąwszy na palcach zajrzał, co jest w środku i czym dysponować będą podczas podróży. Dawno nie podróżował tak po prostu. Zazwyczaj z jakąś tajną misją wywiadowczą lub poselską, albo w celu zmierzenia się z wrogami Starego Królestwa.
- Ja obawiam się, że może się za tym kryć coś większego... - rzucił nagle znienacka, znowu odnawiając rozmowę... A przynajmniej próbując - Pustynie mogą skrywać tajemnice, które mogą nas przerosnąć... Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że będzie to ogromnym wyzwaniem i będziemy musieli się natrudzić, by przetrwać.

Lowcakur - 2013-02-23, 17:48

<Albrecht wyraźnie się rozpromienił. Piosnka Adama przypadła mu do gustu, spodobało mu się również jego zaangażowanie. Takich ludzi mu potrzeba! Odnotował sobie w pamięci jednakże słowa Iviego. "Ten człowiek kompletnie nie zna się na pustyni, trzeba na niego uważać. A Marwyn coś dziwnie..." i wtem rozmyślania rycerza przerwał ten wyrostek. Wyglądał co najmniej komicznie, zachowywał się podobnie. Ale sam fakt iż przy tak wielu ludziach bezpośrednio się do niego zwrócił, świadczył o zdeterminowaniu i pewnej formie odwagi. W duszy się uśmiechając, na twarzy pozostał poważny i równie poważnie odparł>

- Panie Ami, mam nadzieję iż słyszał pan, iż ta wyprawa nie będzie łatwa. I na pewno nie będzie pokojowa, choć nie wiem czy będziemy ścierać się z ludźmi, czy może jeszcze innymi kreaturami. Skoro jednak podjęliście decyzję, nie mam zamiaru was od niej odwodzić. Masz żywność i wodę dla siebie? Jak tak to pakuj to na wóz, a jak nie to leć ją kupić. Po co nam kucharz, który nie będzie miał czego gotować?

<skończywszy z chłopcem, zwrócił się do reszty>

- A więc, wyruszamy na wyprawę gdy tylko zapadną wieczorne zorze. Teraz macie jeszcze chwilkę czasu, aby zebrać siły czy zapoznać się z towarzyszami. Ja tymczasem chciałbym chwilę pomówić z Thorem i Altarisem.


<po czym zszedł z wozu, odciągnął kawałek Altarisa i Thora, po czym rzekł>

- Przepraszam iż przerywam waszą fascynującą dyskusję, jednakże interesuję mnie jedna rzecz. Jak się tutaj znalazłeś, Altarisie? Jak się powiodła Twoja misja, Thorze?

Altaris - 2013-02-23, 18:32

Jedno oko oderwało się od twarzy Thora i spoczęło na Albrechcie. A drugie... A drugie... No cóż. A drugie nie miało zdania na ten temat. Jednooki uśmiechnął się lekko, widząc pierwszy raz znajomą twarz i zmierzył szlachcica wzrokiem, kiwając pokrzepiająco głową i udając starego dziadka, który nie widział swojego wnuczka od kilku lat zlustrował mężczyznę od stóp do głów. Szczerze, to czuł się nawet swobodniej w pobliżu rycerza, niż w pobliżu elfa. Prawdopodobnie ten pierwszy szybciej wychyliłby z nim garnek pełen miodu pitnego podejrzanej wytwórni.

-Nic się nie stało, Albercie... Miło Cię znowu widzieć. Widzę, że powodzi Ci się w Kopalni. W tak krótkim czasie zostać przywódcą takiej wyprawy. No, gratuluję - zaczął ciepło swój monolog rycerz i zaczął rozwijać rzemyki swojej szaty i zdjął ją z siebie, wraz z płaszczem i zawinął ją w podróżny płaszcz, po czym umieścił tobołek na wozie. Było mu strasznie gorąco w ciężkiej, czarnej szacie. W końcu to nie wilgotne doliny, a gorące piekło pustyni...

- Pozwolisz, Thorze, że pierwszy zabiorę głos - rzucił krótko do poprzedniego rozmówcy, by wzajemnie nie wchodzili sobie w drogę podczas przemowy i nie przekrzykiwali się. Mogłoby to utrudnić komunikację i wytworzyłoby tak zwany szum komunikacyjny.

- Długą drogę pokonałem od czasów popijawy w Porcie. Zgłosiłem się u Regenta na ochotnika, jak zdałem mój raport. Przyda mi się jakiś mały wypad rekreacyjny - kontynuował z niepodobnym do niego, promiennym uśmiechem. Zakasawszy rękawy rozwiązał rzemyki swojej czarnej, delikatnej koszuli z szerokim wcięciem na klatce piersiowej i podwinął od dołu odzienie, ukazując swój blady tors, a na nim świeżą, szeroką, przechodzącą przez klatkę piersiową i bok ranę, zszytą ze średnią wprawą. Zabawnie wyglądała, gdy przechodziła przez inne blizny i świeże zadrapania. Elf wyglądał trochę jak pole do gry w szachy.

- Miałem wesoły wypadek w Porcie i pomimo rany świetnie się tam bawiłem. Problem polega na tym, że musiałem wcześniej wracać. I tak oto pokrótce, bez większych przygód, znalazłem się tutaj, Albercie - nadal uważał, że Albrecht to raczej nieprzystające do wymowy elfiej imię. Ale w języku krasnoludów, który znał, wymawiało się nawet całkiem płynnie.

Słowik - 2013-02-23, 19:10

Słowik usiadła na wozie obok Adama. Słuchając jego piosenki poczuła się lepiej. Słońce paliło więc naciągnęła kaptur. Plecak z prowiantem już dawno wylądował na wozie razem z rzeczami innych członków drużyny. Dziewczyna nie rozstała się tylko ze swoim łukiem.

- Masz całkiem ładny głos kapłanie. Wiem co mówię.

To mówiąc patrzyła na Adama. Czuła, że lubi tego wesołego idiotę.

Debowy_Mocny - 2013-02-23, 19:32

Enderus wstał. Wyciągnął nakręcany czołg. Wypuścił niech jeździ dookołą. Na pewno to towarzystwo nawet nie wie co to takiego.
W sumie Enderus lubił patrzeć na ruch różnych maszyn. Nawet jeśli to nakręcana zabawka.
Ciekawe czy to wezmą za jakieś zwierze czy niebezpieczny materiał wybuchowy

W każdym razie miał nadzieję, że ponabijanie się z dziwnych domysłów kompanów rozwieję nudę choć na chwilę.

zkajo - 2013-02-23, 19:41

Powoli zapadał zmrok, a z nim nadchodziło coraz chłodniejsze, wręcz zimne powietrze. Pustynia w nocy wydawała się inna, jeszcze bardziej sroga niż za dnia, choć i wtedy stanowiła śmiertelną pułapkę dla wędrowcy bez poidła i jadła. W piaskach rozciągających się przed kopalnią dostrzec można było swego rodzaju piękno. Nieskażona niczym ziemia, pusta i spokojna - a jednak tak niebezpieczna.

Albrecht analizował w myślach trasę i wspominał mapy które uważnie przestudiował. Droga wydawała się prosta - na północ. Jedyne co miał jednak to gwiazdy i kompas, jako że o budowie solidnego i trwałego szlaku można było zapomnieć; zostałby on zasypany w przeciągu kilku dni, z powodu gwałtownych i silnych wiatrów noszących piekielny piasek. Gdzieś w oddali słychać było skowyt jakiegoś zwierzęcia, przypominającego wilka. Dźwięk nadchodził z południa, i uczestnicy ucieszyli się że to nie tam się kierują. Idea wyprawy jednak coraz bardziej drążyła w myślach jej uczestników. Gwałtowny zanik wieści zdecydowanie nie wróżył nic dobrego, a przynajmniej tak się domyślali.

Gapie stali dookoła, przyglądając się wozowi - jako że takiej konstrukcji jeszcze nie widzieli. Dwoje młodych dzieci, chłopak i dziewczyna podbiegło do tylnej części, po czym patykiem stukały w metalową obudowę. Enderus popatrzył się na nich srogo, po czym te szybko wróciły do tłumu, i od tej pory trzymały się z daleka.

Amirnam wtargał się na wóz, usiadł obok Słowika* po czym zaczął szperać w swoim plecaku. Wyjął dwie manierki, po czym odkręciwszy pierwszą poniuchał jej szyjkę (manierki, ma się rozumieć). Skwasił się, zakręcił i przeszedł do drugiej, chowając tę pierwszą z powrotem do plecaka. Wziął ogromnego łyka, po czym westchnął głęboko, i oparł się na wozie. Słowik uderzyła silna woń halunówki. Domyśliła się, że w tej pierwszej manierce musiała być woda.

* Jak to do cholery odmienić w formie żeńskiej?! xD

Lowcakur - 2013-02-23, 21:00

<Albrecht gwałtownie przerwał rozmowę z Thorem i Altarisem, podszedł do Adama i rzekł>

- Panie Adamie, zagrajcie no coś marszowego na waszym flecie, jak tylko wyruszymy.

<po czym rozkazał przypiąć wielbłądy do wozu i dopakować ostatnie rzeczy. Gdy tylko wóz gotowy był do wymarszu, ustawił ludzi w następującym porządku

--Enderus--Altaris-[=wóz=]--Alojzy--Słowik-------Albrecht
--Marwyn--Thor--- [=wóz=]--Ivi------Amirnam---Adam

I dał głośny rozkaz do wymarszu. >
- Kompaniaaaa, wstać! Rzeeczy pakowaaać! Za mnąąąą marsz!

<po czym ruszył na północ, na Mirt, przy prawdopodobniej akompaniacie fletu. >

Debowy_Mocny - 2013-02-23, 21:22

Enderus jedynei na wóz dał mechaniczny czołg. Oraz dał swoje narzędzia na wóz.
No to komu w drogę temu w czas.

W sumie nie planował ucinać pogawędki z gościem obok. No cóż. Wyglądał na kogoś kto raczej nie byłby zainteresowany rozmową.

No cóż. W sumie Enderus pomyślał nad kolejnymi planami.
Kurcze, mam nadzieję że w mircie znajdę coś ciekawego. Byłbym szczęśliwy gdybym tam zdobył coś co by posiadało w sobie niewyobrażalne pokłady energii. Tyle możliwości bym miał. Lepsze, i sprawniejsze maszyny. Skuteczniejsza broń, zwłaszcza broń. Mam nadzieję że przed spotkaniem z Necrimniusem uda mi się stworzyć dość spory arsenał. Lisza byle czym się nie ujebie.

Messiah - 2013-02-24, 00:59

Adam kiwnął głową do Enderusa, gdy ten wręczał mu krzesiwo i hubkę.
Uśmiechnął się również do Słowika, gdy ta pochwaliła jego głos.

Cholera, za grosz umiejętności wokalnych, a ona mnie chwali. Czy ona ma słuch?!

Gdy grupa wyruszyła, Adam chwilę nasłuchiwał. Najpierw każdy szedł jak chciał. Jedynie miarowy odgłos skrzypienia wozu mógł trzymać rytm. Trzeba to zmienić.

Raz, i dwa... i trzy.... i cztery

I odpiął flet. Przyłożył go do ust.

Skrzypnięcie, raz dwa trzy cztery, skrzypnięcie...

I z Heeremu popłynęła melodia. Jednostajna, wytyczona skrzypnięciami. Cztery kroki i skrzypnięcie.
Czad

I tak właśnie szli. W rytmie marszowym, wyznaczanym przez flet.

Gdy Teherijowi znudziło się grać jednostajnie, zaczął dodawać rożne ozdobniki - nagłe wariacje, podwyższenia dźwięków i ich obniżenia. By nie znudzić towarzyszy, i nie uśpić ich czujności. Ale jednocześnie nie napawać złym humorem.

Szedł obok Albrechta. Nie będzie mógł grać zbyt długo, zmęczy się. Gdy tylko poczuje suchość gardła lub zmęczenie spowodowane grą fletem, kończy melodię szybką wariacją, po czym przypina flet i nawilża gardło wodą z bukłaku.

zkajo - 2013-02-24, 01:43

Chodź zapadła już noc, świecące gwiazdy i księżyc oświetlały pobliskie tereny wystarczająco dobrze by grupa mogła przeć do przodu w kierunku Mirtu. Było cicho, a bynajmniej tak się zdawało. Gąsienice które wydawały dźwięk ocieranego się nawzajem metalu towarzyszyły parsknięciom wielbłądów które nieugięcie ciągnęły wynalazek. Tereny dookoła były puste tak bardzo jak tylko mogły być. Sam piasek i wydmy, za którymi widać było jeszcze więcej piasku, i jeszcze więcej wydm. Albrecht zaczął się zastanawiać jak długo potrwa droga. Wyliczył że kilka dni to absolutne minimum. Kilka dni na pustkowiu, na piekącym słońcu.

Każdemu chciało się już pić, chociaż tak naprawdę nie przebyli długiej drogi. Muzykant w szczególności, po zagraniu paru melodyjnych nut zaczął odczuwać suszę w gardle która nie dawała mu spokoju i utrudniała dalszą grę. Przez chwilę pomyślał nawet, że o śpiewaniu nie ma nawet mowy. Mowy - nawet na tym przydałoby się oszczędzić energię.

Rollin Dices - 2013-02-24, 11:23

Szedł spokojnie, co jakiś czas sącząc wodę, nie chciał zaspokajać pragnienia, chciał tylko nawilżać gardło. Szedł cicho, nie odzywał się bez potrzeby, szedł rozglądając się bacznie, na tym wielkim pustkowiu. Myślał, co przed nimi. Do tej pory nie miał dużej styczności z pustynią, był ciekaw jakie zagrożenia mogą czyhać na nich w takim środowisku.
Lowcakur - 2013-02-24, 12:34

<Albrecht, na pierwszym postoju rozpoczął gadkę dla drużyny, wprowadzająca ich w marszowe zasady>

- A więc, widzę iż co niektórzy nigdy nie bywali na pustyni. Mam dla nich więc parę przydatnych informacji. Mianowicie, po pierwsze, poruszać się jednostajnym tempem, nie zwalniać ani nie przyśpieszać.

Po drugie, starać się nie wystawiać głowy na działanie promieni słonecznych, ja na przykład mam na mym czepcu założoną tą fantazyjną szmatę. Nie wygląda to może poważnie, ale ustrzega głowy przed usmażeniem zawartości.

Po trzecie, poruszać się będziemy jedynie w nocy, zaczynając od zmroku a kończąc wczesnym popołudniem. Spać będziemy w największą spiekotę, najlepiej pod wozem.

Po czwarte, nie życzę sobie spożywania alkoholi w ilości zakłócającej percepcję. Tyczy się to wszystkich, ja także nie będę się upijać.

Po piąte, nie życzę sobie wewnętrznych waśni, a wszelkie konflikty proszę kierować do mnie.

Po szóste, w dzień będą wystawiane warty. Skoro podróżować będziemy mniej więcej 14 godzin, zostaje nam 10 godzin odpoczynku. Będą wystawiane warty podwójne, każda trwająca po dwie godziny. Stawać na nich będziemy w parach, w jakich rozpoczynaliśmy wymarsz, czyli pierwszą wartę będą mieć Enderus i Marwyn, później Altaris i Thor, Alojzy i Ivi, Słowik i Amirnam a na końcu ja i Adam.

I na końcu, racjonowanie wody. Czeka nas co najmniej kilka dni podróży, a więc jesteśmy zdani na to, co mamy ze sobą. Możliwe iż natrafimy na różne źródła wody po drodze, jednakże wodę z nich trzeba będzie najpewniej podgrzać nad ogniskiem, nigdy nie wiadomo co lub kto tam zdechł. A wody w tych warunkach to co najmniej z litr dziennie trzeba pić.

A, abym nie zapomniał. Wodę trzeba pić systematycznie w małych ilościach, aby jej nie wypocić, jakby to się stało z wielką ilością wody wypitej na raz.

No, skończyłem. Teraz maszerować dalej, jeśli nie ma pytań


<po czym napił się wody mineralnej i kontynuował marsz>

Altaris - 2013-02-24, 13:51

Elf wysłuchał kolejnych rad wygłoszonych przez "wodza" orszaku i pokiwał potwierdzająco głową, grzebiąc trochę w swoim tobołku i wyjął z niego czerwony materiał, wolną ręką łapiąc za swoje nakrycie głowy. Jego pokryta prawie w całości jedną wielką blizną połowa twarzy wydawała się bledsza i jaśniejsza od reszty. Może to kwestia opalenia? Albo, oby nie, choroby?

Tak czy inaczej Altaris postanowił podmienić czarną chustę na czerwoną, oraz nie obciążać się pancerzem, zanim nie dotrą do Mitru. Kto jak kto, ale akurat on w cienkiej koszuli nie powinien się piec tak, jak Ci w zbrojach płytowych i żelaznych pancerzach na przedzie i tyle. Dziwne, że wybrali się marszem po pustyni w daleką podróż w pełnym rynsztunku.

- Thorze. Mam nadzieję, że nie oceniłeś mnie zbyt pochopnie... - rzucił nagle półszeptem w kierunku jeszcze bardziej bladego elfa i spojrzał na wyraz jego twarzy, próbując z niej coś wyczytać - Nic nie poradzę na mój charakter, a nie chcę podróżować w niezręcznej atmosferze. Prosiłbym więc, abyś zaakceptował moją pychę. Nie odzwyczaję się z dawnych nawyków w ciągu jednej nocy...

Jednooki nachylił się do przodu, aby dobrze usłyszeć wzmiankę o tym, że nie można pić takich ilości, jakie zagłuszyłyby możliwość odbierania bodźców świata zewnętrznego. Wprawdzie, jeden łyk jego małego skarbu nikomu nie zaszkodzi, prawda? Tak się usprawiedliwiając, wyciągnął z tobołka butelkę z czarnego szkła, z odlanymi w niej ozdobnymi stemplami, wzorami i zawijasami, po czym szybko przechylił ją, przedtem odkorkowawszy i pociągnął lekki łyk, czając się za wozem przed Albertem.
- Chcesz? Najlepszy i najmocniejszy miód pitny, jaki zagościł na dworze królewskim, oraz w najczarniejszych i najbardziej zepsutych zaułkach elfich miast. Tylko nie wypij za dużo, bo zaraz byś prześcignął wóz i znalazł się do świtu w Mitrze... - dodał, a na jego twarz wypłynęła lekka czerwień. Co jak co, ale alkoholem mógł się pochwalić. Nie miał konia, domu ani bogactwa. W Bolgorii nie miał prawie niczego. Ale jego miodowi pitnemu tylko Glamdring mógłby dorównać, albo jego odmiany.

kastyl - 2013-02-24, 15:51

Thor ustawił się w kolumnie i ruszył razem z pozostałymi.
Ustawił mnie razem z tym elfem. Może i dobrze, przynajmniej nie będę musiał znosić żadnego z tych ludzi.
Tellan wyciągnął łuk z kołczanu i sprawdził czy wszystko z nim w porządku, po czym nałożył cięciwę na jeden z końców łuku i oplótł ją dookoła broni.
Po wypowiedzi Jednookiego świadomy wziął od niego trunek i pociągnął niewielki łyk. Zmysł smaku miał lekko stępiony, ale odczuł smak i moc oferowanego prze elfa trunku.
- Wyśmienite. Dawno nie piłem tak znamienitego miodu. -
Oddał butelkę i powiedział.
- Wybacz i za moje słowa, być może trochę za nerwowo zareagowałem. Dawno nie podróżowałem z jakąkolwiek ekipą, więc muszę trochę zacząć uważać na mój język.
Jednak Twoja pycha jest Twoim problemem. Uważaj na nią, żeby kiedyś nie wpakowała Ciebie w zbyt duże kłopoty. W każdym razie w tej misji możesz spokojnie patrzeć przed siebie. Ja będę w tym czasie patrzył za Twe plecy. Z tego co widzę jesteśmy jedynymi elfami w tym gronie. Wątpię, żeby ludzie chcieli za nas poświęcić swój kark. -

Słowik - 2013-02-24, 15:53

Tuż przed wyruszeniem dziewczyna zdjęła jednak plecak z wozu.

"To pustynia, nie wiadomo co możemy tam napotkać."

Teraz szła równym krokiem za Albrechtem. Ciężar łuku dodawał jej otuchy. Ufała Wronie, wierzyła, że jej nie zawiedzie. Głowę miała zasłoniętą kapturem. Miejsce pierwszego zapału zajęło skupienie. Patrzyła na horyzont.

" Kilka dni wędrówki. Miejmy nadzieję, że miną spokojnie. Tylko co zastaniemy na miejscu?"

Debowy_Mocny - 2013-02-24, 16:00

Enderus jakoś nie męczył się słońcem czy piaskiem. Jego zbroja pomimo, że lekko ciążyła jednak razem z hełmem zapewniały ochronę przed promieniami słonecznymi oraz piaskiem.

W sumie to wykalkulował jak powinien sobie dawkować wodę. Co godzinę pił niewielki łyczek wody. Przez co nie czuł pragnienia a zużycie wody minimalne.

No cóż, jak była warta to poprostu. Spokojnie i powoli patrolował dookoła wozu uważnie rozglądając się dookoła.

O tym czy się męczysz czy nie, decyduje ja słonce ty moje :)

zkajo - 2013-02-24, 16:51

Niebo powoli rozjaśniało się, a księżyc schodził coraz niżej. Zbierał się wiatr, który z każdą godziną stawał się coraz bardziej gwałtowny i silny. Wiał on z północy, susząc usta i oczy każdego z grupy, od czasu do czasu uderzając ich prosto w twarz garścią piasku. Nad ranem, kiedy stawało się coraz cieplej wiatr był już bardzo natrętny. Wielbłądy powoli odmawiały posłuszeństwa co jakiś czas kładąc się na ziemie. Albrecht patrząc na nie miał wątpliwości co do ich zdrowia, i czy wytrzymają tę wędrówkę. Wydawały się być przestraszone choć od początku nie widać było żadnego zagrożenia, ale też schorowane co nie sprzyjało niczego dobrego. Tak czy inaczej, miał tylko nadzieję że to wyolbrzymienie sprawy przez jego umysł, aniżeli prawdziwa ocena sytuacji.

Wiatr był już bardzo silny. Utrudniał widoczność, a piasek wbijał się w każdą dziurę czy zagięcie na ubraniu. Wielbłądy stanęły, po czym usiadły na ziemię. Odmawiały ponownego wstania krótkim prychnięciem.

Przy okazji, jak możecie męczyć się słońcem skoro wyruszyliście w nocy? Zaraz zacznę odejmować ekspa ; ) Czytajcie ze zrozumieniem.

Altaris - 2013-02-24, 17:15

Elf radośnie i dziarsko kroczył do przodu, mając twarz tuż za wozem, unikając więc niemiłych cięgów wiatru oraz piaskowej zawieruchy. Można było nawet powiedzieć, że czuł się całkiem nie tak źle. Skryty za wozem, od tyłu chroniony przez żywą tarczę z pana w płytowej zbroi i jakiegoś poszukiwacza przygód, nie narzekał tak bardzo na piasek, chociaż czuł jego potęgę. Obawiał się, że nagle przez pustynię przejdą ogromne kłęby piaskowej burzy, która zmiecie ich z powierzchni pustyni. Mogły to też być jakieś diabelskie, magiczne sztuczki.

-Zaraz wracam! - krzyknął w kierunku Thora, po czym chwycił swoją szatę z pancerzem i wsunął go przez głowę na siebie. Co prawda będzie bardziej męczył się nadchodzącym upałem oraz ciężarem dodatkowego ubrania, ale powinno uchronić go przed niechcianymi ziarnkami piasku w niechcianych zakamarkach. Ruszył przed siebie, zakrywając twarz połami płaszcza i podbiegł w kierunku Alberta, delikatnie klepiąc go w ramię i zwracając na siebie jego uwagę.

- Albercie! Nie wiem, czy Ty to widzisz, ale jeżeli nie, to powiem Ci, co ja widzę. Widzę malutkie drobinki piasku, kurewsko mocno wbijające mi się w dupsko przez ubranie... Nie znam się na pustyni, ale to może być burza piaskowa! Może spróbujemy jakoś się przed nią zabezpieczyć, co? - zapytał, próbując przekrzyczeć zgiełk i wycie wiatru. Nie lubił Bolgorii. Miała zbyt egzotyczny klimat.

zkajo - 2013-02-24, 17:17

WAŻNE - Poza grą
Oto racje żywnościowe wydedukowane według KP. Z każdym dniem na wyprawie, będę wam je odejmować.

Debowy:
- Zapas krasnoludzkich sucharów (pieczywo) na 10 dni
- 2 litry wody - to na długo nie starczy, 2 dni max.

Lowca:
- Zestaw żywnościowy (garniec masła, bochny chleba, suchary,suszone warzywa
i owoce, orzechy, solone mięso, 5 litrów wody mineralnej) - jedzenie na 10 dni, picie na 4.
- 3 butelki halunówki - halunówka da ci kolejne 3 dni, ale będziesz miał ostre jazdy.

Jogurt:
- bukłak (1 litr) z wodą
- 4 x dzienna racja żywnościowa z wodą
- racje podróżne (suszone, solone mięso, suszone grzyby, orzechy, suszone jabłka, wędzona, sucha kiełbasa, czosnek) na 4 dni
Podsumowuję że jedzenie i picie na 8 dni.


Rollin:
- Prowiant (suszone, solone, mięso, orzechy, suszone grzyby, suchary) na 3 dni
- x4 dzienna racja żywności (z wodą)
Razem jedzenie na 7 dni, woda na 4 dni.

Messiah:
- bukłak z czystą wodą, przydatny na pustyniach. (2l)
- 5x dzienna racja żywnościowa z wodą
Razem: picie na 7 dni, jedzenie na 5


Słowik:
-Bukłak z wodą (2l)
- Bochenek chleba, solona dziczyzna, sól i butelka z winem (prowiant) (2 dni)
Razem: jedzenie i picie na 2 dni.

Kastyl:
- pożywne racje podróżne na 10 dni (zawiera mięso, wodę, minerały, witaminy i makroelementy)
Razem: widać powyżej ; )

Altaris:
w związku na zagięcie czasoprzestrzeni daję mu racje żywnościowe i wodę na 5 dni.

Wszystko to będzie w PIERWSZYM poście tego tematu, gdzie obserwować możecie stan swoich racji żywnościowych.



JEŚLI KTOŚ CHCE, MOŻE NAPISAĆ ŻE SPOŻYWA POŁOWĘ RACJI ŻYWNOŚCIOWEJ DZIENNIE. TO JEDNAK BĘDZIE MIAŁO EFEKT NA POSTACI.

Debowy_Mocny - 2013-02-24, 17:36

Jak był odpoczynek. To enderus postanowił się przyjrzeć wielbłądom. Chciał sprawdzić jakiej płci są i czy można je wydoić.

Przy okazji rozejrzał się dookoła czy nie ma w pobliżu odpowiednich kaktusów. Które można przeciąć, i spijać ich soki. Owszem enderus nie wziął za dużo wody, więc na wszelki wypadek postanowił obadać czy znajdzie się z czegoś innego wodę.

Jeśli z kaktusów można było wydobyć sok to Enderus pił ile trzeba, i uzupełniał tym sokiem bukłak.

MrocznyKefir - 2013-02-24, 18:21

Słyszał o wyprawie. Był ciekaw. Nie miał co robić. Nie zdążył niestety na zebranie, miał kilka spraw do załatwienia. Zapytał się ludzi kiedy opuszczono miejsce zbiórki - niedawno.
Szybkim krokiem wyruszył ich tropem.
*******************************

Był troszkę zmęczony ale dogonił ich. Ujrzał duży orszak ludzi, razem z Wielbłądami, dziwnymi zwierzętami, które mało piją. Ludzie stali i się naradzali. Podszedł do nich wolnym krokiem i zatrzymał się przed przywódcą.
Zawiadacko oparł prawą rękę o rękojeść półtoraka i uśmiechnął się delikatnie
- Można się dołączyć? Spóźniłem się na miejsce zbiórki... Proszę o wybaczenie.

kastyl - 2013-02-24, 21:13

Ahahaha, ja mogę jeść mniej bez większych skutków ubocznych, HA! Choć mam Kiro na utrzymaniu, wychodzi na jedno, kurrrrna



Thor szczelniej opatulił się płaszczem.
Mogłem kupić coś do ochrony przed piaskiem. Sam płaszcz to trochę za mało, ale powinno wystarczyć.
Gdy wielbłądy po raz kolejny stanęły elf niemal wyrżnął w wóz, nie zauważając że ten stanął.
- Co do cholery? -
No tak. Nasze "wierzchowce" odmówiły posłuszeństwa. Nie mogli wybrać czegoś mniej upartego? W sumie piasek też im może dokuczać.
Thor nie ruszył się z miejsca. Za to oparł się lekko o wóz, tak żeby nie upaść, i wyszedł z ciała. Przeszukał okoliczny teren w poszukiwani jakichkolwiek zagrożeń, po czym wrócił do ciała.

Lowcakur - 2013-02-24, 22:41

<Zobaczywszy tego nowego przybysza, Albrecht teatralnie załamał ręce, po czym spojrzał w niebo i głośno wyrzekł>

-Angroghu, za coś mnie pokarał. Chciałem wyruszyć z czterema towarzyszami, a tyś zesłał mi na głowę małą armię, a jeszcze teraz na dodatek przychodzi do mnie kolejny człowiek. Na dodatek, nie sposób mu odmówić bo zasuwał po pustyni jak głupi, idąc naszym tropem... Za coś mnie tak pokarał?

<po chwili jednak mu przeszło i rzekł do człowieka>

-Eh, jak się nazywasz, zesłana z piekła cholero? Masz prowiant? Nie mam zamiaru utrzymywać dodatkowej gęby do wyżywienia, na pewno nie na tej jebanej pustyni. KURWA! Cholerny piach, ja pierdolę...

<Albrecht skrzywił się i wyrzucił z siebie potok plugawych, żołnierskich słów, gdy do oka wleciała mu drobinka piachu niesiona z wiatrem. Udało mu się jednak z nią uporać, choć oko łzawiło strasznie.>

- I jak się nazywasz, w końcu ciężko będzie nam się porozumiewać, nie znając Twojego miana. Ja, jak pewnie wiesz, jestem Albrecht von Hackfleish, dowódca tej wyprawy.

<po zadaniu tych pytań zakrzyknął do reszty>

- Przerwa, dopóki wielbłądy nie odpoczną. Ktoś zna się tutaj na cholernych zwierzętach?!

<przypomniał sobie jednak, iż jest z nimi Słowik>

- Słowiczko, Ty jesteś tutaj kobietą, masz delikatny dotyk i empatię. Zajmij się tym włochatym dziadostwem, zaopiekuj się nimi jak matka dziećmi! Nadaj im imiona, pobaw się z nimi, daj piersi, cokolwiek, byle ruszyły te cholerne włochate dupy i nie zatrzymywały na pochodu!

<wreszcie Albrecht skończył psiocząc na cały świat pod nosem i czekając na odpowiedź przybysza. Wyraźnie wszystko dążyło do tego, aby biednego rycerza ostatecznie wkurzyć. >

MrocznyKefir - 2013-02-24, 22:46

Baldwin popatrzył załamany na dowódcę wyprawy. Nie wydawał się człowiekiem, który umie dowodzić.
- Baldwin Bordword, syn Rhaegara Bordworda... Setnikiem w dawnym wojsku Akilijskim. Wierny sługa rodu. Jestem również zabójcą potworów i błędnym rycerzem. Przebyłem nawet splugawioną po wybuchu Akilię. I chwilowo nie mam co ze sobą robić... Ot tyle. A czy zapierdalałem jak głupi? Wy się kurwa wlekliście i ślepy starzec bez kutasa by za wami nadążył. I jeszcze łatwiej wyśledził.
A czy słyszałem o tobie? Szczerze powiedziawszy nie.
Spojrzał na resztę jego kompanii
- Witam wszystkim. I coś tam prowiantu mam.

Lowcakur - 2013-02-24, 23:00

<Albrecht zmierzył spod oka tego przybysza. Nie dość że wprasza się na krzywy ryj, to jeszcze bezczelny. Jednak, wzmianka o setniku spowodowała pojawienie się ogromnego uśmiechu na twarzy Albrechta, zaraz jego zły humor wyparował. "Ja go już utemperują, setnika chędozonego" pomyślał.>

- Skoro tak stawiasz sprawę... Jestem kapitanem w armii Cesarskiej, setniku Bordwordzie! Twoja służba się nie skończyła, skoro się tytułujesz. A więc jesteś moim przełożonym, bo Cesarstwo istnieje dalej tu, w Bolgori! Nie będę wnikać w to, czy jesteś dezerterem czy nie, i tak bym do tego nie doszedł.

A więc, więcej szacunku do Twojego dowódcy, setniku! Pozwalam więc zostać ci i brać udział w tej wyprawię, służ dalej Akili.

Znalazłem także sposób na Twoje znudzenie i brak roboty, panie setniku. Gdy tylko wrócimy do Bolgori zaprowadzę Ciebie przed obliczę Regenta, on na pewno ucieszy się z tak znamienitego podoficera.


<Uhahany Albrecht z wielkim uśmiechem na twarzy wpatrywał się na najprawdopodobniej zdziwioną twarz Baldwina. "Wpadłeś, bratku, oj wpadłeś...>

MrocznyKefir - 2013-02-24, 23:05

Baldwin splunął mu pod nogi i popatrzył na niego z grymasem pełnym drwiny:
- Akilia nie istnieje. Gdzie byłeś, jaśnie urodzony, chędożony w dupę mać złamasie, gdy stolica była oblężona? Gdzie byłeś gdy watahy orków atakowały rubieże? Siedziałeś tutaj na dupie. Akilii nie ma. A ja służę tylko swojemu ojcu i rodowi. Możesz być i kurwa jebanym generałem dawnego cesarstwa. Mam to gdzieś. Jesteś tutaj dowódcą. W czasie tej misji słucham się ciebie. Po za nią - udowodnisz swą wartość na ubitej ziemii. Pochodzę z biednej rodziny. I to, że zdobyłeś coś przez urodzenie - gówno znaczy.
Nie jestem dezerterem. Biłem się za prostych ludzi, by ich obronić. Królowie i cesarzowie, miałem ich gdzieś. Uratowałem resztki mojego oddziału. to tyle.

Baldwin nie był zdziwiony. Zdziwiony był wtedy, gdy widział magiczną mutację krowy z skorpionem, ujeżdżającej kawałek ziemi, który oparł się prawom grawitacji.

Debowy_Mocny - 2013-02-24, 23:11

Enderus usłyszał zalecenia albrechta co do słowika.
Dać wielbłądom cycki? Zaraz połowa wyprawy będzie udawać uparte wielbłądy dla cycków. Te prawdziwe wielbłądy co najwyżej ją tam dziabną. Szkoda że nie mogę się na głos ponabijać.


Potem jak Nowoprzybyły się wita do ekipy to odpowiedział.
Że też ci się chciało tak iść?

Lowcakur - 2013-02-24, 23:25

<Albrechta aż zatkało. Nie spodziewał się, iż na świecie istnieją tacy kompletni idioci... albo szaleńcy. Rycerz jednakże nie chciał jednakże, aby ten człowiek skończył swój żywot w tak bezsensowny sposób. Postanowił dać mu ostatnią szansę. Zwrócił się do towarzyszy wyprawy>

- Słyszeliście go, kompani? Nie dość że to dumne, to głupie i pyskate. On myśli, iż jako jedyny walczył o Akilie. Zarzuca mi, MI iż unikałem walki. Miałem pod dowództwem sześciuset ludzi, walczyłem z orkowym pomiotem na ich Ziemiach. Potem, przebijałem się wraz z mymi ludźmi przez zgliszcza Cesarstwa, ale demony nas ciągle zaganiały na wschód. Niejedną blizną noszę po tych walkach, niejeden ork czy nieumarły padł z ręki mojej i moich ludzi! Potem, przybyłem do Bolgori i dalej służę Cesarstwu, które istnieje w osobie Regenta! A ten banita, dezerter, błędny rycerz, gdzie on wrócił na służbę? Włóczył się i polował na potwory! Gdzie obowiązek, gdzie honor?

Daję ci ostatnią szansę, setniku Baldwinie, jestem wyrozumiałym człowiekiem. Przestań obrażać ludzi, o których nic nie wiesz. Odwołaj swoje plugastwa wyrzeczone wobec mnie, a potem włącz się do służby Cesarstwu, dalej istniejącemu! Pomóż je odbudować! Nie zmarnuj tej szansy...

kastyl - 2013-02-24, 23:32

Thor miał dosyć słuchania tej rozmowy. Gdy tylko Baldwin zaczął naskakiwać na Albrechta, elf wyciągnął sztylet i podszedł od tyłu do nowo przybyłego i powiedział szeptem, aby tylko Baldwin i kapitan go słyszeli.
- Słuchaj, jak chcesz pyskować, to proszę bardzo, w karczmie i przy winie. Tutaj słowo tego człowieka jest święte, jasne? Teraz grzecznie przeproś go i odwołaj swoje słowa, albo spędzisz resztę podróży na wozie. Lub skończysz ją tu i teraz, przykryty pustynnym piachem. Ewentualnie możesz jeszcze zawrócić, mam dzień dobroci. Wybieraj. -

MrocznyKefir - 2013-02-24, 23:34

- Och jakże patetycznie. Kolejna walka o tron? Król, Cesarzowa... nadeszła pora na Regenta! A czymże on się wsławił? Zdobył kieł smoka, oczy bazyliszka czy naplet z kutasa Beliara?
Obowiązkiem była ochrona prostaczków! Walczyłem z Elfimi banitami, orkowymi zagonami, nieumarłymi bandami i potworami w imię Honoru i Godności! Zwiesz mnie dezerterem? Nie zdezerterowałem nigdy. Mój suweren nie żyje. Nie przysięgnę mego miecza tobie. Tu jestem dla pracy czysto-zarobkowej. A teraz skończmy ten temat. Będziemy go kontynuować po misji.
Nazwałeś mnie banitą, chociaż nikogo nie okradłem. Dezerter, chociaż nikomu nie wypowiedziałem służby. Błędny rycerz... Tak, jestem nim. Daję kromkę chleba biednym, bronię przed gwałtem kobiety, ludzi chronię przed potworami. W tym jest obowiązek. W tym jest honor. Jestem niczym mój imiennik z legend. Zabijesz mnie za to, że chronię ludzi? Dobrze. Po misji. Wiec jedno, Albrechcie, dumny kapitanie. Dowódco. Awatarze potęgi Cesarstwa. Baldwin Bordword, syn Rhaegara Bordworda, dezerter, banita i przybłęda nie podda się bez walki. Przysięgam ci to. Na mój honor. I na moje ostrze.

Jogurt - 2013-02-24, 23:34

http://www.youtube.com/watch?v=OZOuy4YM0AI można sobie puścić

Marwyn szedł równym tempem starając się dostosować do swoich towarzyszy. O ile przed wyruszeniem czuł się kiepsko, to teraz było z jednej strony lepiej, a z drugiej gorzej. Cieszył się, że w ogóle wreszcie idą, ma co ze sobą zrobić, z drugiej strony idą teraz dwójkami i wypadałoby porozmawiać z towarzyszem obok. Tego się obawiał, nie wiedział o czym mógłby mówić i w końcu się nie przełamał. Widział jednak, że Enderus również nie pali się do rozmowy, to dawało mu trochę spokoju.

Była noc, wyjątkowo piękna. Ciemność wyraźnie przeszywał jedynie wspaniały okrąg księżyca, który wyglądał jak srebrna moneta rzucona na czarny aksamit przetykany perełkami gwiazd. Marwyn nigdy nie był o tej porze na pustyni i nawet nie spodziewał się takiego widoku. Pustynia nocą zdawała się... fioletowa, barwą przechodząc w górę ku absolutnej czerni nieba. Zdawało mu się jakby był w innym świecie, jakby wędrował gdzieś wysoko w górze za drogę mając chmury, a za krajobraz fiolet zorzy. Bezmiar kosmosu wydawał się tak bliski, że można byłoby go dotknąć ręką, przeczesać palcami.
Zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że przez ten cały czas gada do siebie. Już dawno przestał zdawać sobie sprawę. Wcześniej musiał to robić w czasie swych długich wypraw w górach, po prostu by nie zwariować, żeby nie nabawić się pomieszania zmysłów od samotności. Cały czas mamrotał pod nosem, pozwalał swoim myślom swobodnie przepływać przez usta.

-Wpatruję się w nic, a wszystko patrzy na mnie. Czy to jest świat? Świat o bezdennej twarzy, odziany we fiolet. Świat, który odszedł, jego czarne zwłoki płyną wyschniętą rzeką znikąd ku niczemu. Czy zawsze tak było? Czy zawsze będzie? Powietrzny całun wieje na mrocznym trupie, równie piękny co straszliwy... Na niebie ciągły ruch, pochód niebiańskich mogił, jak po drugiej stronie lustra. Zatrważający obraz końca, który zaczął się przedwcześnie.-

Marwyn szedł tak w ciemności zamyślony, wsłuchany tylko w muzykę wiatru. Z otępienia wyrwała go dopiero wyłaniająca się zza horyzontu się tarcza słońca. Przypominała latarnię wznoszoną coraz wyżej, przed światłem której mrok zapadał się pod ziemię. Pustynia stała się teraz pomarańczowa, jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Jednocześnie myśli wraz z otoczeniem stały się jaśniejsze. Byłoby wspaniale, gdyby nie ten przeklęty piach...
Rozmyślania wreszcie przerwało mu zatrzymanie się drużyny i pojawienie się dziwnego przybysza. Atmosfera zrobiła się nieprzyjemna, a myśli znów się zachmurzyły. Przez chwilę przypatrywał się powstałej sytuacji, która jako kolejna już rzecz odbierała mu nadzieję na sens cywilizacji człowieka. Drą się, przekrzykują, licytują na osiągnięcia. A wszystko to jak się okazuje w imię zasad, które już dawno przestały istnieć i systemów, które runęły, zdechły wraz z zachodnim światem. Marwyn uznał na razie, że kolokwialnie rzecz ujmując ma to wszystko w dupie. W każdym razie do póki dwaj wojacy nie przejdą do rękoczynów.

zkajo - 2013-02-24, 23:38

Akcja się rozwija, to nie będę wam przeszkadzał :) Poczekam aż skończycie te swoje zabawy. Kastyl dostał PW z tym co widział poza ciałem. To czy się z wami podzieli to zostawiam jemu.
Lowcakur - 2013-02-24, 23:51

<Albrecht westchnął. Na jego twarzy malował się smutek i gniew jednocześnie. Ten człowiek przeciągnął strunę. Nie dość że kontynuował obelgi, to jeszcze dodatkowo obraził Regenta, jego suwerena. Tego już nie mógł puścić płazem, honor i przysięga na to nie pozwalała. Szkoda mu było tego setnika, przydałby się taki w służbie powstającemu z ruin Cesarstwu.>

-A więc, tymi słowami wydałeś na siebie wyrok. Złożyłem ci propozycję nie do odrzucenia, która odrzuciłeś. Za to jest tylko jedna kara. Jednakże, chciałbym wykonać to absolutnie zgodnie z prawem, nie pozostawiając wątpliwości. Mości Thorze, jeśli ten człowiek sięgnie po miecz, możesz dowolnie zadźgać go sztyletem.

Setniku Baldwinie


<Rzekł Albrecht wyciągając schmeidera i chwytając go oburącz>

-Aresztuję Ciebie w imieniu Regenta. Za Twoją służbę mogę ci obiecać sprawiedliwy wyrok. W Twoim przypadku będzie to godna żołnierza śmierć, przez ścięcie toporem. Ami, przynieś no linę z moich sakw, nie trudno ją zauważyć.

<i gdy tylko Ami podał mu linę, Albrecht, podtykając mizerykordię pod pachę Baldwina, odpiął mu pas z bronią, stając w takiej pozycji aby kopnięcie otrzymać ewentualnie w nogę lub tyłek. Przy najmniejszej próbie oporu Albrecht wbija mizerykordię w pachę Baldwina. Po odpięciu pasa rozkazał go związać. >

kastyl - 2013-02-24, 23:53

Thor przytknął sztylet do karku Baldwina w szparę między hełmem a zbroją. Końcówka sztyletu delikatnie nacięła skórę człowieka, a minimalna dawka trucizny powinna dać o sobie znać nieprzyjemnym pieczeniem i bólem.
- Jeden ruch a ból stanie się nie do wytrzymania. Lepiej przeproś za to, co mówiłeś.

- Albrechcie, musimy znaleźć jakieś schronienie. Ten wiatr wcale nie ustępuje, tylko nabiera wciąż mocy. Do tego coś kieruje się na nas, może nie jest to nic niebezpiecznego. -
Jeżeli tylko świadomy ma taką możliwość, przybliża się lekko do dowódcy, dalej mając Balwdwina w zasięgu i mówi cicho.
- Co prawda to tylko pewnie niewielki szczury, ale zawsze lepiej o tym wiedzieć. Mogą jakieś choróbsko przenosić. -

Był edit

Debowy_Mocny - 2013-02-24, 23:59

Co za idiota z tego człowieka. Bardziej pyszny od przeciętnego elfa.

Enderus jakby ożył. W końcu się coś ciekawego działo. Ciekawe jakie widowisko będzie. No cóż.

I co zrobimy z tym gościem. Panie Albrechcie?

Bolgoria jest wzorowana na Saharze, na której nie ma kaktusów. Te są tylko w Ameryce. Twoja postać nawet nie wie co to kaktus.
Jak będziesz widział kaktusy to znaczy że z tobą bardzo źle, a będzie jeszcze gorzej (Mt 24:8)

MrocznyKefir - 2013-02-25, 15:56

Baldwin uśmiechnął się. Nawet się nie upierał.
- Łatwo ci tak Albrechcie wyręczać się innymi. Wy, w czepku urodzeni. Za grosz honoru by wyzwać mnie na pojedynek jeden na jednego. Za grosz. Oddałem Cesarstwu najlepsze lata dzieciństwa. Chroniłem jego poddanych. A teraz zostanę zabity przez pysznego i zadufanego w sobie szlachcica....

Za nim podszedł do niego Thor i zadufany w sobie dowódca, Baldwin wyciągnął swoją rękawicę i rzucił ją pod nogi Albrechtowi
- Zatańczymy? - wyszczerzył zęby w uśmiechu - Tylko ja i ty. Ja, przedstawiciel biednych, który zdobył stopień nie przez urodzenie a przez przelaną krew i ty. Wierny sługa Cesarstwa. Ostatnia linia obrony. W końcu na pierwszą posyła się takich jak ja. Podniesiesz rękawicę, Albrechcie, czy Honor Rycerski umarł wraz z zniszczeniem Cesarstwa przez pomiot akolitów?

Debowy_Mocny - 2013-02-25, 17:01

Enderus zaczął chochotać patrząc na zachowanie Nowoprzybyłeo kolesia co uważał się za błędnego rycerza.
Kurde, nie mogę co za idiota z tego gościa..
Enderus wyciąga buławę i mówi do Albtrechta.
- Panie kierowniku. Czy pan będzie walczyć z nim czy poprostu wybijamy głupie pomysły z tego durnego łba nowoprzybyłego tą oto buławą. Pożyczę moją buławę na ten szczytny cel.
No cóż. W azgardadzie wśród rzemieślników i inżynierów panem kierownikiem określano każdego kto dowodził lub kierował, trochę żartobliwie ale nadal to określenie jest wyrazem szacunku.

Lowcakur - 2013-02-25, 18:59

<Albrecht bez pardonu pakuje mizerykordię w pachę tego człowieka. Gwałtowny ruch setnika spowodował jego usprawiedliwioną reakcję. Po wbiciu sztyletu odsuwa się do tyłu, pozwalając Baldwinowi się wykrwawić. W razie jego ataku po prostu blokuje ciosy, choć wątpi aby ktokolwiek był w stanie cokolwiek zrobić po przerwaniu głównej tętnicy. >
MrocznyKefir - 2013-02-25, 19:08

//Przecież rzuciłem rękawicę przed twoim podejściem z mizerykordią....
zkajo - 2013-02-25, 19:41

Rzuciłem kością, 1-6 trafiony, 7-8 unik. Padło 6... Sorka.

Sztylet zatopił się w ciało Baldwina, a na jego niebieskawym dublecie pojawiła się świeża krew. Poczuł przeszywający ból, i jeszcze większy kiedy Albrecht gwałtownie wyciągnął go z jego ciała. Baldwin patrzył się zdezorientowany, po czym runął na ziemię. Krew płynęła, plamiąc pustynną wydmę na której się znajdowali. Do świeżej rany dostawały się garstki piasku rzucane przez wiatr. Leżał, zwijając się z bólu, i krwawiąc.

W tym samym momencie nadszedł ogromny wiatr. Burza - złapała grupę zbyt zajętą innymi sprawami. Widoczność nagle ograniczyła się do jednego metra, a wszystko dalej zostało jakby zamazane ogromną ilością wirującego piasku. Wielbłądy zaczęły panikować; wstały gwałtownie, po czym ruszyły przed siebie. Jeden z dzbanów znajdujących się na wozie spadł, po czym rozbił się na drobne kawałki.

(tracicie 5 litrów wody z wozu. Widoczność jest bardzo ograniczona, Lowca widzi tylko nogi kefira).

Lowcakur - 2013-02-25, 19:51

- Poznaj oto me miłosierdzie, wiedz iż nie chciałem Twojej śmierci.
<Albrecht rzekł to do umierającego błędnego rycerza. Po czym, przeklinając swoje szczęście, chwycił umierającego za nogi i rozpoczął powolny marsz w stronę reszty grupy. Może i nadszedł wiatr, ale nie stał on daleko od reszty, oraz doskonale pamiętał gdzie ona się znajdowała. Uważał jednakże na ewentualną reakcję dogorywającego człeka, będąc gotowym do ewentualnego odskoku. Choć w jego stanie taka reakcja nie była raczej możliwa.

Próbując przekrzyczeć burzę wrzasnął>

- Nie oddalajcie się, trzymajmy się razem w grupie! Wszyscy do mnie!

kastyl - 2013-02-25, 19:52

Kiedy Albrecvht ranił Baldwina w pachwinę, Thor cofnął się krok do tyłu i patrzył jak człowiek zaczyna się wykrwawiać.
Bezsensowna śmierć. A mógłby nam się przydać.
Thor dalej stał nad ranionym człowiekiem patrząc się na niego i poszerzający się okrąg szkarłatu krwi.
To przywoływało wspomnienia. Szereg wspomnień, gdy nie raz w podobny sposób ranił kogoś. Choć śmierć zadawana przez niego zawsze była szybsza i mniej bolesna. Lub bardziej, zależy czy akurat miał odpowiednią truciznę.
- I wcale Ciebie to nie rusza? Potwó -
Zamknij się.
Tellan uciszył ten przedziwny głos w swoich myślach.
Gdy wiatr się zerwał, elf podszedł do umierającego i wyczekał moment, aż jego dusz opuści ciało i skoncentrował się, wychwytując duszę człowieka, po czym skrystalizował ją w formie odłamka duszy. Trwało to niewiele, a piasek powinien zakryć go przed oczami wścibskich.

MrocznyKefir - 2013-02-25, 19:56

- Chuje.. bez honoru! - wykrzyczał. W jego krzyku słychać było ból i strach. Tylko głupcy nie boją się śmierci.

Musiał działać. Wykrwawiał się. Ale nie takie rzeczy już przeżywał... Był zdeterminowany. Przebicie pachy nie musi być raną wewnętrzną. Wolnym ruchem, nie zranioną ręką chwycił torbę i wyjął bukłak z winem. Szybko zwinął się w kłębek i upił troszkę, by zwilżyć usta i się ocucić. Następnie obmył ranę. Wyjął swoją koszulę/dublet (co mu pierwsze wpadnie do ręki) i starannie obwinął nią sobie ranę tak by zatamować krwawienie. Prosto, po żołniersku.

Jak ukryć się przed czymś takim? Nie wiedział. Zwił się w kłębek i położył się plecami do wiatru. Starając się nie zasnąć i co jakiś czas wylewając troszkę wina na ranę tak, by ją odkazić. I co chwila też te wino popijał dla pobudzenia...
A nuż przeżyje.

Jogurt - 2013-02-25, 20:14

Wszystko działo się trochę za szybko. Marwyna cały czas bardziej niepokoiła nasilająca się burza piaskowa. By lepiej widzieć zamieszanie z przodu coraz bardziej musiał posuwać się w stronę reszty towarzyszy, widoczność skracała się z każdą minutą. W ciągu kilku chwil gryząca zawierucha stała się tak gęsta, że ledwo widział na wyciągnięcie ręki. Trzeba było coś zrobić.

Marwyn szybko rozejrzał się w poszukiwaniu któregoś z towarzyszy. Jeśli zobaczył kogokolwiek prócz umierającego na piachu przybysza postanowił iść w jego kierunku i nie stracić go z oczu. Zawsze lepiej trzymać się w kupie, nawet 2-osobowej. Gdyby to się jednak nie udało szedł po prostu w kierunku krzyków Albrechta. Dobry słuch powinien mu w tym pomóc. Na razie wolał nie krzyczeć, by nie pomieszać kierunków reszcie. Lepiej żeby wszyscy szli do jednego miejsca.

-Cholera, to nie jest zwykła burza...- przeszło mu przez myśl.

Rollin Dices - 2013-02-25, 20:27

Co to się do cholery dzieje? Ivi nie potrafił pojąć tej sytuacji. A może raczej tej głupoty?
Mąż, który pędem gonił wyprawę przez pustynię, przyszedł tylko po to, by naubliżać dowódcy całego zamieszania? Coś tu nie pasowało. A potem bezpardonowy sztylet w pierś, po rzuceniu wyzwania do walki.
Zdecydowanie, coś nie tak. Nie mieściło mu się to w głowie. W ogóle co tu się kurwa działo?

Pewnie próbowałby załagodzić sytuacje, gdyby nie dwie rzeczy. Całość odbyła się za szybko, a Ivi obiecał Albrechtowi bez graniczne posłuszeństwo na czas wyprawy. Wolał nie tworzyć ewentualnych niejasności co do jego lojalności.

Chciał coś powiedzieć, jednak nagła burza mu przeszkodziła. Może i dobrze, pewnie nie powiedziałby nic mądrego... Starał się zasłonić jak najszczelniej potrafił. Szedł przy wozie, dlatego od teraz bacznie go obserwował, by w razie czego asekurować kolejne spadające dzbany z wodą.

Wystarczy już tych nieszczęść na dziś - pomyślał. Czuł jednak, że to dopiero początek...

Słowik - 2013-02-25, 20:29

"Kurwa! Co to znowu?"

Słowik stała nie daleko wielbłądów zastanawiając się jak nakłonić te uparte szkapy, aby raczyły się ruszyć. Całe szczęście odskoczyła szybko, kiedy nagle zwierzęta zapragnęły rozprostować nogi, unikając tym samym poturbowania. Kiedy zaczęła się burza dziewczyna prawie nic nie widziała. Usłyszała tylko okrzyk Albrechta.

"Nie oddalać się od grupy. To nie takie proste kiedy nic nie widać. "

Mniej więcej pamiętała, jednak gdzie stali jej towarzysze. Aby nie udławić się pisakiem zasłoniła twarz chustą. Wyciągnęła zza pasa nóż i powoli ruszyła w kierunku, miejsca gdzie powinni stać członkowie ekipy.

"Nie wiem czy to "normalna" pustynna burza, ale wiem, że nawet jeżeli tak to lepiej mieć się czym bronić."

Altaris - 2013-02-25, 20:38

To, co się działo na przodzie kolumny było co najmniej dziwne i niemożliwe do zrozumienia dla Jednookiego. Dowódca ich małej karawany przyjął jakiegoś chłystka, po czym zadźgał go sztyletem. Elf od zawsze uważał, że ludzie to dziwni i nieprzewidywalni idioci. No, ale widocznie bycie idiotą sprzyja sile - ludzie w ciągu tysiącleci zawładnęli całym Eredanem. A takie osoby, jak Thor czy Altaris, odchodzą na drugi plan. Czy słusznie?
-Pieprzony kurwa w dupsko orczego pomiotu Todoriański z kurwy syn! - zaklął siarczyście i głośno po krasnoludzku. Miał chyba o tyle szczęścia, że nikt nie zrozumie jego mowy. A co dopiero podczas burzy piaskowej.

Widząc, że wiatr przybiera na siłę, a całe swoje ubranie ma już na sobie chwycił podróżny, materiałowy plecak, w którym miał swój prowiant i będąc tuż obok wozu wczołgał się do niego prostopadle, przed tylnymi kołami w taki sposób, że jego stopy oraz czubek głowy wystawały po obu stronach. Przytulił do siebie zawiniątko i opatulił się szczelnie płaszczem, w pozycji embrionalnej próbując osłonić się płaszczem z kapturem, samym plecakiem jak i wozem. Nic innego go narazie nie interesowało - jeżeli ktoś nie przeżyje burzy piaskowej, to najwyraźniej nie nadawał się na tą wyprawę.

Po prostu czekał...

Debowy_Mocny - 2013-02-25, 21:04

ENderus, przybliżył się do wozu. I jedną ręką trzymał wozu a drugą ręką osłonił wizjer w hełmie. Dzięki czemu Enderus był całkowicie chroniony przed burzą piaskową. A trzymając jedną ręką wóz miał pewność że się nie zgubi. Więc tak mógł spokojnie przeczekać burze.

Najwyżej tym martwym idiotą nakarmimy wielbłądy. Może po mięsku będą lepiej ciągnąc wóż zażartował.

Ta burza piaskowa jest podejrzana, i to bardzo.

kastyl - 2013-02-25, 21:38

Elf ruszył w stronę wozu, szczelniej otulając się płaszczem.
Muszę coś wymyślić, inaczej będzie po mnie. Może Kiro mi pomoże.
Thor wczołgał się pod wóz, napotykając tam Altarisa.
Może on być pewnym utrapieniem, ale raczej nie powinien nic innym powiedzieć. W końcu oboje jesteśmy elfami. A ja raczej byłem. Nieważne
- Prosiłbym, żebyś to, co zobaczysz, zachował dla siebie. Później wszystko będę mógł wytłumaczyć, na razie musisz mi zaufać. -
Tellan pomógł Kiro wyjść z plecaka i ochronił go swoim własnym ciałem po czym wyciągnął odłamek duszy z plecaka.
- Musisz mi pomóc, mały. Możesz wyczarować osłonę, która uchroniłaby nas od piasku? Jego też - Thor wskazał na elfa. - Pomogę Ci. Na początek masz ten odłamek. -
Thor wyszedł z ciała i wysłał mentalnie do chowańca, co chce, żeby ten zrobił.
Elf pokazał Kiro obraz bariery, która zatrzymywałaby pęd powietrza i noszonych przez niego drobin piachu, następnie zaczerpnął od siebie trochę mocy i "przekazał" ją impowi.

Messiah - 2013-02-25, 22:05

Teherij stał najbliżej, gdy wybuchła kłótnia z przybyszem. Kapłan spokojnie przysłuchiwał się wymianie zdań, a gdy na piach padła pierwsza krew, wzdrygnął się.

To sen? Śpię teraz kopnięty przez konia w mojej posiadłości. Uwielbiam ten sen.

Gdy zerwała się burza, wyciągnął miecz, krzycząc do Albrechta
-Mieliśmy to w planach?

Rzucił się pędem do wodza. Stał najbliżej, wiedział gdzie jest. Położył mu rękę na ramieniu. Musiał trzymać się go blisko, a ten wojownik był ścianą.

Próbował też przez moment pomóc mu nieść jegomościa który przedstawił się Setnikiem. Ale gdy tamten postanowił wylewać zacne wino, Teherij pomyślał krótko i treściwie:

Idiota

Jeśli Albrecht potrzebował pomocy, Teherij robił co powiedział przywódca. Założył maskę i owinął głowę chustą. Poprawił zbroję, i zarzucił pelerynę na ramiona tak, by osłonić się przed piaskiem. Wyjął również koc, i jął się nim zasłaniać.

-A może by tak się czołgać? Wtedy nas nie zwieje!

zkajo - 2013-02-25, 22:08

Po kolei, bo robi się tutaj burdel. Kastyl, nie udaje ci się zabrać odłamka z duszy. Kefir, nie ma mowy żebyś zrobił to wszystko w czasie kilku sekund. Sorka, ale stoję za Albrechtem.

(na razie jesteś wyłączony z gry Kefir).


Ogólnie:
Wiatr natężał się z każdą sekundą. Stawał się też coraz głośniejszy, a wszelkie okrzyki wydawały się zostać zagłuszane po przebyciu tylko kilku metrów. Rozpoczynał się poranny horror, i wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.

Lowca & Jogurt:

Albrecht złapał człeka za nogi, po czym pociągnął go za sobą. Ten, krwawiąc stracił przytomność. Ustawił się po prawej stronie wozu, nie będąc pewien czy reszta go słyszała. Wiatr był naprawdę głośny, a widoczność zmniejszała się z każdą sekundą. Po krótkim jednak czasie, zauważył figurę idącą w jego stronę. Rozpoznał towarzysza, był to Marwyn.

Altaris i Kastyl:

Położyli się obok siebie, obaj nakryci szczelnie płaszczami. Kiro wyszedł z plecaka, po czym zgodnie z poleceniem wytworzył przeźroczystą bryłę, która okryła obu mężczyzn. Piasek nie przedostawał się przez nią, tylko opływał ją. Po paru minutach nawałnicy jednak, zaczął zbierać się nad nimi, powoli zakrywając ich całkowicie - stawało się coraz ciemniej.

Rollin:

Ivi okryty płaszczem czuł piasek uderzający jego ubranie. Trzymał się blisko wozu, i zakrył twarz ręką kiedy piasek o mało co nie wdarł mu się w oczy. Nagle, kiedy spojrzał w dół zauważył coś co przebiegło obok jego nogi. Było to wielkości niewielkiego psa, szarego koloru. Żadnego innego detalu nie zdążył wyłapać, jako że to coś zniknęło mu z oczu.

Dębowy:

Piasek obijał się o jego pancerz, lecz wdzierał się w miejsca złączeń. Zaczęło mu to przeszkadzać, i zdawał sobie sprawę że będzie miał nie lada czyszczenia do wykonania po całej burzy. O ile piasek nie był problemem, to przez wiatr, zaczynał on powoli tracić równowagę.

Messiah:

W jednej chwili, Tehrej potknął się o coś. Nie był pewien co to było, wiedział jednak że uderzyło o jego nogę. Przewrócił się, i potoczył w dół, spadając z wydmy na której stali. Było to kilka metrów drogi. Kiedy już doszedł do siebie, nie mógł zauważyć niczego, ani nikogo naokoło siebie. Był sam, zdezorientowany. Nie był nawet pewien, z której strony się stoczył.

Słowik:

Słowik zakryła się chustą, lecz piasek wiał jej w oczy. Ruszała się do przodu, na ślepo. Była obok wielbłądów, które teraz leżały spokojne, jakby wtulone w siebie. Chroniły się przed piaskiem jak mogły. Wymacała coś ręką, było twarde. Zrozumiała, że musiał być to kraniec wozu. Jej towarzysze musieli być po drugiej stronie.

Lowcakur - 2013-02-25, 22:16

<Albrecht przekrzykując burzę krzyknął do Marwyna>

- Trzymajmy się razem, nie dajmy zasypać się przez piasek! Teraz będę gwizdać, wszyscy powinni mnie usłyszeć!

<po czym wyciągnął gwizdek i gwizdał ile mocy w płucach, osjaniając go rękoma przed piaskiem>

Debowy_Mocny - 2013-02-25, 22:21

Enderus pomyślał chwilę. No tak. Zapomniał że wóz ma schowany kojec który był przeznaczony do przewożenia rannych. Enderus postanowił się położyć na kojcu. I zakrył wizjer w hełmie ręką. Enderus zawsze robił wytrzymałe i długotrwało rzeczy. Kojec spokojnie wytrzyma czas póki jest burza piaskowa. No cóż. Enderus zrobił to i Enderus korzysta.

W takiej pozycji wiatr go na pewno nie zwieje.
Dobrze że pomyślałem o dorobieniu ukrytego kojca.

Wszyscy trzymać się wozu. To się nikt nie zgubi od reszty!!!

Messiah - 2013-02-25, 23:10

Złośliwość rzeczy martwych - Mistrzowstwo Grozy

Pomyślał Teherij, wypluwając piach z ust. Co to do cholery jasnej było?

Ni stąd ni zowąd coś pod nogami. Wstał, stanał stabilnie na swoich wielkich stopach. Wytrzepał piasek z ucha. Maska je odsłaniała.

Użycie fletu w tej sytuacji to nonsens. Ale pogładził go chociaż.

Prowadźcie Me ciało, Duchy Opiekuńcze!

I jego czuły słuch wykrył coś. To chyba gwizdek sygnałowy.

-Albrecht! IVIIIII!!! - najpierw szepnął, potem krzyknął wniebogłosy. Jutrzenka podczas burzy. Kiedyś napisze o tym pieśń.

Idąc za swym słuchem, korzystając ze stabilności jaką dają mu stopy, poszedł w kierunku gwizdka. Jeśliby coś poczuł na nodze, coś włochatego (może psy pustynne?) ma w to od razu zap... uderzyć z miecza lub kopnąć. Jak najdalej. Przymrużył oczy. Trzymał koc tak, by zminimalizować uderzenia ziarenek. Mogły go pokaleczyć. Ufff, dlatego nosił maskę...

Altaris - 2013-02-26, 15:25

Jednooki z trwogą rozglądał się po natarczywym piachu i okalającym ich chaosie, gdy Thor postanowił wyjawić mu swoją tajemnicę zaraz po tym, jak ten się do niego wczołgał pod wóz. Co prawda, mieli większe szanse razem przetrwać tą nawałnicę i jego zdaniem powinni trzymać się razem, jako doświadczeni wojownicy, a zarazem elfy.
- Jak romantycznie... - wykrzyczał cicho w kierunku drugiego elfa, gdy nagle otoczyła ich półkolista bariera, na szczycie której zaczął zbierać się piasek.

Nie wiedział, kim był ów elf. Czy jakimś rodzajem maga lub czarnoksiężnika, albo ma po prostu jakąś specjalną, nietypową moc, tak jak Jednooki. On jednak zaskoczył go czymś innym - pojawieniem się czegoś, co według jego mniemań przypominało małe, diabelskie stworzenie. Z początku wojownik aż lekko podskoczył, prawie, że zrywając się z miejsca, po czym widząc wyraz twarzy Thora zrozumiał, że to nic zaskakujące. Ot szatan pojawiający się znikąd.

- Tajemnice mego brata są moimi tajemnicami... Dobro naszego narodu jest moim priorytetem - wypowiedział do niego, gdy ten zamknął ich w tej dziwnej bańce. Po czym podniósłszy rękę w geście uspokojenia wyjął spokojnie swój miecz z pochwy i patrząc w jego klingę ustawił nad sobą tak, aby była pomiędzy jego twarzą a warstwą piasku. Thor mógł zaobserwować, jak ostrze poszerza się znacząco, prawie, że do długości jelców.

- Zaradzisz coś na ten piasek na górze? - zapytał w stronę Thora, po czym nachylił się do rękojeści swojego miecza i dodał półszeptem - Potrzebuję pomocy...

kastyl - 2013-02-27, 00:34

Thor ucieszył się. Miał z czego. Kiro zdobył nową umiejętność, dzięki której piasek nie obedrze go ze skóry, no i Altaris nie wyda tego, co widział. Być może drugi elf stanie się całkiem silnym sprzymierzeńcem.
Po kilku sekundach jednak uśmiecha na twarzy świadomego jednak znikł. Nawiewający piasek co prawda nie zagrażał im bezpośrednio, ale zaczął przysypywać ich. Dla nieumarłego to nie była może duża przeszkoda, ale dla Jednookiego - śmiertelna.
- Kiro, musisz utrzymywać tarczę dookoła nas. Altarisie, musimy wstać i iść dalej za wozem, nic innego nie wymyślę. Osłona powinna zatrzymywać większość piachu na zewnątrz. -

Słowik - 2013-02-27, 18:57

Słowik trzymała jedną ręką coś co według wszelkiej logiki powinno być wozem. Piasek był nie do wytrzymania. Postanowiła, że lepiej będzie iść na czworaka. Posuwała się do przodu, mając nadzieję, że znajdzie jakąś przyjazną, żywą duszę.

"Spokojnie. Najważniejsze to nie panikować. Nie sądziłam, że to kiedyś powiem, ale teraz oddałbym, może nie wszystko, ale wiele, żeby zobaczyć chociażby Albrechta."

Dziewczyna usłyszała przytłumiony przez wiatr dźwięk gwizdka. Dochodził z biska. Natalia zaczęła iść trochę szybciej. Może za chwilę kogokolwiek zobaczy.

zkajo - 2013-02-27, 19:28

Lowca
nie słyszysz wołania Messiah'a


Gwizdał ile sił w płucach, a było ich coraz mniej przez ogromną nawałnice która powodowała że ledwo co mógł oddychać. Miał tylko nadzieję, że reszta go usłyszy. Nagle, poczuł że coś mocno otarło się o jego nogę.

Debowy

Enderus nachylił się, by wejść do kojca. Nie minęła sekunda gdy silny powiew wiatru sprawił iż stracił on równowagę, po czym runął na ziemię niczym głaz. Starał się podnieść, lecz piasek sprawiał że jego ręce zatapiał się w nim. Nie miał się czego oprzeć, nie mógł zrobić nic by podnieść swoje zakute w metalowe więzienie ciało.

Messiah

Słyszał pogwizdywanie, choć zdawało się ono być bardzo daleko. Lepiej jednak, słyszał piasek i wiatr który cały czas nacierał na niego. Starał się zlokalizować kierunek z którego dochodził dźwięk. Nie mógł - nie wiedział ani gdzie jest, ani jak daleko spadł, ani gdzie jest jego drużyna. Był sam, a przy nogach umknęła kolejna szara istota, lecz było to tak szybko, że nawet nie zdążył zareagować.

Słowik

Słysząc gwizdek udała się na czworaka w jego stronę. Była tuż przy wozie, trzymając go jedną ręką. W tej pozycji wiatr nie wydawał się być aż tak silny, co ułatwiało jej poruszanie się. Z każdym krokiem była coraz bliżej, kiedy nagle zdawało się weszła w kogoś, lub coś, uderzając to głową. Zdała sobie sprawę, że musiał to być jeden z jej towarzyszy, a przynajmniej miała taką nadzieję.

Kastyl i Altaris - zdecydujcie się czy wstajecie czy nie.

Debowy_Mocny - 2013-02-27, 19:38

KURWA MAĆ!!!

Enderus starał się nie wykonywać gwałtownych ruchów. To tylko bardziej go wtopi. Postanowił powolnym ruchem się wygrzebywać, po czym chwycić za patyk, wóz, czegokolwiek.

Jeśli nie dało rady, to przynajmniej miał pewność że go nie zagrzebie żywcem.
Jebana burza. Pieprzona pustynia. Cholerny wiatr.

kastyl - 2013-02-27, 20:13

Jako że Altaris chwilowo nie odpisuje.

Thor wyczołgał się spod wozu, wstał na nogi i pomógł towarzyszowi zrobić to samo.
Dobrze, nikt nic nie widzi. Nie trzeba będzie się tłumaczyć.
Świadomy chwycił się wozu i przytrzymał się go. Myśli miotały się mu w głowie nie słabiej niż piach dookoła.
Jak mamy to przetrwać? Co z resztą? Kiedy to minie? Pierdolony piasek.
- O. Martwisz się o towarzyszy? Ciekawe kiedy o nich zapomnisz. -
Morda w kubeł. Nie twoja sprawa.
- Moja. O mnie już dawno zapomniałeś, a byliśmy kiedyś -

Głos ucichł.
Więc kiedyś Ciebie znałem. Tylko wciąż nie mogę sobie przypomnieć skąd.

Rollin Dices - 2013-02-27, 20:15

Piach szczypał w oczy. Sytuacja stawała się nie do zniesienia. Ivi co raz mocniej zasłaniał się czym mógł i co raz mocniej zaczynał trzymać się wozu. Coś przebiegło mu pod nogami, cholera, co teraz? Zaczął czujnie stąpać, na wszelki wypadek szykował się do ewentualnej walki. Słuchał też bacznie, czy ktoś nie woła/gwiżdże.
Nie można powiedzieć nie. Wyprawa była co raz ciekawsza.

Altaris - 2013-02-27, 21:33

Elf jedynie skinął pospiesznie głową i zręcznymi, zamaszystymi ruchami, chwytając się wozu wyciągnął się siłą ramion za niego, z pomocą Thora ustając bez problemu za ich środkiem transportu, opatulony płaszczem podróżnym, szatą i swoją chustą na głowie. Zakrywszy usta, by nie wpadł w nie piasek wydał okrzyk będący ujściem frustracji oraz gniewu, spowodowanych tym całym zajściem:

- Kurwa mać! - zaklął szpetnie i przytulił się torsem do wozu, odwrócony do żywiołu piachem, gdy targnęła nim nagle kolejna wizja - jedna z tych, jakie na przykład trawiły jego duszę i ciało podczas bitwy w Porcie.

Przez chwilę otoczyły go mroczne zawieruchy tornad i piasku. Uderzały w niego raz za razem, a wokół pobłyskiwały sine, jakby sporządzone z ognia, dziwnie powydłużane twarze zmarłych, zupełnie mu obcych, a dziwnie znanych. Nie wiedzieć czemu, wyczuł tam obecność Thora, tak jak wcześniej Renegata. Wyrwało go to z transu...

Wszystko skończyło się tak szybko, jak się zaczęło...

- Pierdolona Bolgoria! - krzyknął i zacisnął mocniej pięści. Czuł się trochę bezsilny.

Słowik - 2013-02-28, 18:55

"Cholera"

Słowik uderzyła o coś głową. Nie wiedziała o co. Widoczność była naprawdę ograniczona. Podniosła głowę i starała się zobaczyć cokolwiek. Wydawało się jej, że to w co uderzyła było metalowe. Mogła to być zbroja. Albrecht i Enderus nosili zbroje, więc..

- Albrecht? Enderus? - zapytała z nadzieją.

"Czyżby jakimś cudem moje życzenie zostało spełnione?"

Debowy_Mocny - 2013-02-28, 19:08

Ten post liczy się tylko jeśli słowik się na mnie natknęła.
Enderus walczył z piachem, głównie pilnował tego by nie zostać zakopany żywcem. Nagle ktoś się na niego natknął. Usłyszał słowa słowika. Chyba potrzebna mu będzie małą pomoc by wstać.


Tutaj ENDERUS. Złap mnie za ręke i pomóz mi wstać. Musimy złapać się wozu i go trzymać z całych sił wtedy będzie pewność, że przeżyjemy tą burze.
Jeśli ENderusowi udaje się wstać to szybko podchodzi wozu i się go mocno chwyta, by znowu uniknąć przewrócenia się

Podkreślam JEŚLI. Słowik, na razie nie odpowiadaj. Poczekaj na mój post ; )

Messiah - 2013-02-28, 20:20

~~~~

Wycisz się.
Nie myśl.


Adam złapał miecz oburącz. Wyciągnął przed siebie. Zamknął oczy, i skupił się całkowicie na tym, co było jego życiem. Na dźwięku.


Wszystko słychać. I wszystko można odkryć

Słyszał nie raz orkiestry czy chóry, i jako muzyk, jako KAPŁAN MUZ, potrafił odróżnić instrumenty i głosy.

Muzy, wspomagajcie mnie. Nie mogę ich zgubić.

Zaczął pomijać dźwięk wiatru i piasku. Starał się nie brać go pod uwagę. Starał się zanurzyć w "głębszych", mniej słyszalnych dźwiękach. Najpierw to coś.

Co biegało po pustyni? Nie słychać szczekania? Odgłosów tabunu? CZEGOKOLWIEK? Coś musi mu dać wskazówkę!

Potem powoli wyciszył również i odgłosy tego co biega. Skupił się na dosłyszanym pogwizdywaniu. Skupił się. Wyodrębnił ten dźwięk. Chce wyciagnąć jak najwięcej cech. Czy to sygnałowy gwizdek? Jak daleko jest? Z której strony dobiega?

Trzymał miecz. Jeśli dosłyszał szarżującą na niego istotę, ciął mieczem. Był ślepy w tym momencie. Słuch absolutny ufał jedynie Muzom. Jeśliby zlokalizował gwizdek, rusza w jego kierunku.

Lowcakur - 2013-02-28, 22:54

<Coś stuknęło w nogę Albrechta. "Może ktoś zareagował na ten gwizdek... Lub coś. Thor wspominał coś o małym zwierzątku. Trudno, raz się żyje, sprawdzamy" - pomyślał. Po czym pochylił się i przybliżył do tego czegoś, chwytając to lub go oburącz. Czując w dotyku człowieka, Albrecht przyciąga go do siebie i stara się utworzyć z ciał barierę przeciw piaskowi.

Czując stwora, demona czy inne paskudztwo Albrecht mocno zaciska na tym ręce, jednocześnie próbując wpakować w to mizerykordię.

Ogarnąwszy już co nieco sytuację, Albrecht ponownie ponawia próbę zawezwania oddziaału gwizdkiem sygnałowym, płukając uprzednio gardło wodą >

zkajo - 2013-02-28, 23:51

Ogólnie: Kontakt wzrokowy maja Słowik, Jogurt (nieodpisuje), Dębowy, Rollin oraz Łowca. Łowca widzi też leżącego obok Baldwina który jest ciągle nieprzytomny.
Grupa 2: Altaris i Kastyl


Dębowy:

Enderus powoli zaczął się podnosić. O ile pierwsza próba zakończyła się fiaskiem, to za drugim razem pomimo przygniatającej stali udało mu się złapać za koło wozu. Podniósł się na kolana, lecz nadal nie mógł wstać z powodu wiatru który za każdym razem wytrącał go z równowagi. Udało mu się jednak poruszać na kolanach, wzdłuż wozu. Znalazł się ze swymi kompanami.


Słowik i Lowca:

Znalazła go. Spoglądając w górę, dziewczyna zobaczyła znajome ubranie swego kompana, Albrechta który także ją rozpoznał. Wyciągając rękę, pomógł dziewczynie wstać. Złapała się wozu, i trzymała tak mocno jak tylko mogła. Wiatr popychał ich do tyłu, za wóz, lecz drużyna trzymając się razem mogła przeciwstawić się tej potwornej sile natury. Obok nich, leżało ociężałe ciało Baldwina. Rana z pewnością dawno pokryta została warstwą tego piekielnego piasku.


Altaris i Kastyl

Thor wraz z towarzyszem wyczołgali się spod wozu, a imp trzymał się swego pana jak tylko mógł. Kreatura była wystraszona, nie widziała czegoś takiego nigdy wcześniej. Wszyscy byli jednak bezpieczni w środku bariery. Altaris jednak, po minucie zaczął być bardzo zdyszany. Powietrze zdawało się być ciężkie... tak naprawdę domyślił się że było go coraz mniej. Zwierzak, wystraszony starał się przerwać barierę. Pocierał łapami jak najszybciej tylko mógł, lecz nic nie działało; nie mógł przerwać zaklęcia które stworzył.

Rollin:

Człowiek starał się trzymać wozu tak mocno jak tylko potrafił, jednocześnie bacząc na to czy coś nie przebiega obok niego. Wszystko wydawało mu się nadzwyczaj dziwne. Nie podobała mu się zaistniała sytuacja, i szczególnie fakt że nie widział swoich towarzyszy których zgubił z oczu w przeciągu paru sekund. Nagle jednak, doznał cienia nadziei. Usłyszał gwizdek swego dowódcy i natychmiast ruszył ku niemu. Obszedł wóz dookoła, przechodząc obok leżących wielbłądów, co naprowadziło go na resztę swojej grupy.

Messiah:

Wyciszył się zamykając oczy, starając się nasłuchiwać wszelkich dźwięków. Wpadł w swego rodzaju trans, nagle wszystko dookoła ucichło, przez chwilę jakby stracił słuch. Nie słyszał nic, jego umysł wyłączył ten sens kompletnie. Powoli dźwięki zaczęły powracać, jeden po drugim. Najpierw muzyka wiatru, która była bardzo cicha, przytłumiona. Potem piasek uderzający o jego ubranie, gdzie wychwytywał niemal każde ziarenko uderzające o jego strój. Gdzieś w oddali usłyszał gwizd, też przytłumiony. Starał się wytężyć swoje zmysły na tym właśnie dźwięku, dźwięku który mógł nieść ze sobą ratunek o ile tylko potrafiłby się do niego dostać, i kiedy już miał ruszyć w jego stronę usłyszał swego rodzaju stąpanie po piasku. Jego umysł skoncentrował się właśnie na tym. Obróciwszy się w kierunku z którego pochodził ten oto dźwięk, zaciskając miecz w swej dłoni otworzył oczy, przysłaniając je rękawem. Widział, chociaż słabo, sylwetkę dużej, półtorametrowej, brązowej bestii pokrytej włosami na całym ciele które ciągnęły się aż do ziemi. Biegła w jego stronę, a rogiem oka zauważył że ma ona ogromne, grube i potężne niczym dąb rogi wyrastające z głowy w obydwie strony. Znajdowała się kilka metrów od niego, a zbliżała z ogromną wydawałoby się prędkością.

Debowy_Mocny - 2013-03-01, 00:29

Enderus dokładnie przyjrzał się kto jest w pobliżu a kogo nie ma. Zauważył że w pobliżu są wszyscy poza Adamem oraz Elfami.

Widzę że wszyscy są cali... chyba

Enderus mocno trzymał się koła od wozu. Jedyne co może zrobić.

Jogurt - 2013-03-01, 15:38

Marwyn jakimś cudem wśród tego piekielnego wiatru zdołał usłyszeć gwizdek dowódcy i dobrnąć do niego. Zaraz później zauważył, że wokół pojawia się reszta towarzyszy.
-Raz, dwa, trzy... cztery i pięć.- policzył Crane. -Kapitanie, brakuje jeszcze kilku osób.- powiedział z niemałym trudem. Zaraz poczuł w zębach nieprzyjemny chrzęst piasku. -Cholera-
Marwyn dziękował losowi, że wpadł na pomysł kupna tego płaszcza. Dzięki niemu był dość dobrze chroniony od piachu, jednak w czasie takiej burzy nie było możliwości, by uwierający pył nie dostał się w jakieś zakamarki materiału. Uważał w każdym razie, że jest nieźle.

Przypominam że jest jeszcze najemnik Fausta i mój jako NPC, chociaż faust w ogóle się nim nie zajmuje więc... :)
Dzięki. Zedytowałem, gapa ze mnie.

Altaris - 2013-03-01, 18:10

Jednooki z lekkim zdumieniem spoglądał na towarzysza, który beztrosko stał sobie w magicznej barierze, utrzymującej piasek z daleka od niego. W jego posturze było coś dziwnego. Był niczym nieruchomy, kamienny posąg, wyciosany starannie przez rzeźbiarza, który tchnął w niego życie. Właśnie, życie! Pierś elfa w ogóle nie podnosiła się, ani nie opadała. On od dłuższej chwili nie oddychał... Więc, albo był zjawą, albo kimś zupełnie martwym. To pierwsze można było wykluczyć, ponieważ wcześniej podawał mu rękę...

Elf sięgnął wgłąb swojej wiedzy i korzystając z pomocy Lucjona odszukał w nich wątek o Świadomych i pokiwał znacząco głową w stronę elfa, lecz od razu spojrzał się w innym kierunku, aby Świadomy nie pomyślał sobie, że Altaris próbuje go jakoś urazić, lub go negatywnie ocenia.

- Duszę się... - powiedział do niego z dziwnym, zagadkowym uśmiechem. Nie mówił nic więcej, by nie tracić powietrza, ale chciało mu się dziwnie śmiać z zaistniałej sytuacji, więc stał tak, z lekko podniesionymi kącikami ust.

Świadomi też potrzebują powietrza i jedzenia, tylko w znacznie mniejszych ilościach.
Faust to kiedyś wyjaśniał w którymś z questów kastyla

Messiah - 2013-03-01, 19:42

Kapłan chwycił miecz silniej w prawą rękę. Wbił wzrok w cień biegnący w jego stronę. Wsłuchał się w rytm ... kopyt?
Rozpędzona istota. Nie zatrzyma się tak łatwo.
Teherij stanął w pozycji z lewą nogą z przodu. Trzymał równowagę na swoich dużych stopach. Odwrócił miecz w dłoni. Trzymał go teraz ostrzem w dół.
Półtora metra mięsa...
Adam przesunął się nieco w lewo i ugiął nogi. Siła jego ud była wystarczająca do tego co chciał zrobić. Zgiął łokieć, przycisnął rękojeść do piersi, kierując ostrze w przód.

Mieczu Teherijów! Za Muzy!

Czas zwolnił dla Kapłana. Słyszał bicie swego serca i oddech. I bieg potwora.

Adam na zgiętych nogach uchylił się przed prawym rogiem potwora. Słuchał cały czas, i gdy potwór znalazł się odrobinę za nim, wyprostował łokieć w bok, wbijając Miecz Teherijów w plecy monstrum.

Po zrobieniu tego, wyrywa miecz, prostuje się staje w prawej pozycji, wyciągając miecz w stronę cielska żywego bądź nie, potwora.

Burza nie może trwać w nieskończoność. Wreszcie wszystko ustanie, i zaczną mnie szukać.

Słowik - 2013-03-01, 19:52

"Jest drużyna. To już coś."

Dziewczyna trzymała się wozu jak tylko mogła. Obok niej stał Albrecht. Widziała też innych członków wyprawy.

- Musimy coś zrobić. Jak będziemy stać tak cały czas nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie wiadomo kiedy skończy się ta burza.

Zwracała się o dowódcy. Stał najbliżej. Usta miała zasłonięte chustą, więc w miarę mogła mówić.

- Trzeba się jakoś osłonić. Bo nas zasypie. Tylko ja, kurwa, nie wiem jak.

Mówiąc starła się obserwować to co dzieje się pomiędzy wirującymi ziarnami piasku. W ręku cały czas trzymała nóż.

kastyl - 2013-03-01, 22:36

Thor spojrzał na chowańca i oddychającego z trudem Altarisa i próbującego znieść zaklęcie chowańca.
- Cholera, powietrze też nie jest wymieniane. -
Elf wyszedł z ciała i spojrzał na magiczną barierę. Była silna, za silna, choć w sumie spełniała swoją rolę.
Przydałoby się ją albo przerzedzić, tak aby wpuszczała jakoś powietrze, albo znieść całkiem. tylko pytanie jak.
- Przygotujcie się, postaram się coś zrobić z tą barierą. Chwyćcie się czegoś. -
Świadomy podszedł swoją duszą do chowańca i mentalnie przesłał mu instrukcje w jaki sposób mógłby zmienić barierę tak, żeby przepuszczała tylko powietrze, lub obie te rzeczy spowalniając je tylko. Przynajmniej piach nie będzie tak dokuczliwy.
Jeśli zadanie przerosło małego chowańca, Tellan podszedł do bariery i spróbował zerwać jej połączenie z źródłem jej energii, czyli Kiro, neutralizując czar, po czym szybko wrócił do swojego ciała, lepiej przytrzymał się wozu i pomógł chowańcowi ukryć się przed piachem.

Altaris - 2013-03-01, 23:00

Jednooki oddychał spokojnie i powoli, nie marnując powietrza. Zamachnął się lekko i wbił klingę Lucjona w piach, który pod powierzchnią żółtawego proszku wytworzył spore haki, przypominające trochę nasady motyk. Dwa takie, płaskie haki, powinny utrzymać miecz w ziemi, a Altarisa, kucającego teraz i trzymającego się rękojeści, w jednym kawałku.

Wszystkie klątwy na mnie idą...

Lowcakur - 2013-03-02, 10:22

<Albrecht zaczynał uzyskiwać grunt pod nogami. Drużyna zaczęła się zbierać w jednym miejscu. Albrecht miał przy sobie wszystkich... poza elfami. I Adamem. I Alojzym. I Amirnamem. "Cholerne osobniki z imionami na literę "A"" - pomyślał.

Postanowił dalej gwizdać w gwizdek co jakiś czas, nic innego nie mógł uczynić celem odnalezienia pozostałych. Oraz w międzyczasie wspólnie zmagał się z burzą wraz z towarzyszami. >

- Widzę, widzę iż brakuje nam pięciu towarzyszy. Tylko, jak ich odnaleźć? Hmm...

Mam pomysł! Obwiążmy się liną i razem przeczeszmy ten teren, może uda nam się znaleźć kompanów!


<po czym starał się wyciągnąć z wozu swoją 30 metrową linę. Gdy mu się udało, obwiązał każdego z zgromadzonych tutaj ludzi liną w pasie, pozostawiając parę metrów luźnej liny pomiędzy każdym z ludzi. Gdy wszystko było gotowe, Albrecht dał rozkaz do wyruszenia i poszukiwania ludzi. Podczaas wędrówki co jakiś czas gwizdał w gwizdek>

Jogurt - 2013-03-02, 13:37

-Hmmm... To zły pomysł, bardzo zły pomysł.- pomyślał Marwyn. -Jeden z elfów mówił coś o jakiś zwierzętach, jeśli rzeczywiście w tej burzy grozi nam niebezpieczeństwo to ta lina chyba je spotęguje. Powinniśmy zostać przy wozie i czekać. No ale słowo dowódcy to świętość-.- myślał obwiązując się już liną wraz z resztą oddziału.

-Tych dwóch elfów było gdzieś tam.- powiedział Crane i wskazał ręką w kierunek z którego wydawało mu się, że przyszedł. -Ale mogli się gdzieś oddalić. Może powinniśmy szerokim szeregiem okrążyć wóz?-

zkajo - 2013-03-02, 15:41

Ciężko odpisywać wszystkim, skoro jest taka wielka grupa. Dlatego ten zastój, ale wybaczcie bo naprawdę ciężko mi to sensownie prowadzić. Dlatego wolę czekać aż odpisze większość. Mam nadzieję że wam to nie przeszkadza, ale jeśli wolelibyście styl "pojedynczy" w którym pisałbym krótsze posty, ale szybciej to napiszcie małą czcionką, zrobimy mini głosowanie.

Słowik, Lowca, Jogurt, Rollin i Dębowy

O ile kilku osobom pomysł się nie podobał, wszyscy postanowili usłuchać się kapitana. Wiedzieli że z tym człowiekiem nie było żartów, a nieposłuszeństwo doprowadziło by do nieprzyjemnych konsekwencji. Wszyscy więc obwiązali się liną którą przygotował Albrecht, włączając w to oklepanego stalą Enderusa.

W jednej chwili, usłyszeli przerażający krzyk jednego z towarzyszy. Był to Amirnam.
- Pomóżcie! Kurwa, pomóżcie mi! - wrzeszczał. Grupa rozglądała się w panice, zastanawiając się co było przyczyną potwornych wrzasków człeka. Enderus, poczuł że coś złapało go za nogę, wytrącając go z równowagi po raz kolejny. Zobaczył Amiego, który złapał się go, i ciągnął go do tyłu wraz z sobą. Ami z kolei ciągnięty był przez dziwną bestię, wielkości dużego wilka. Chodziła na czterech łapach, a pysk miała podzielony na cztery części, pośrodku których widniały zęby i długi język. Wyglądem przypominał otwór gębowy pijawki. Ciągnęła biedaka z wielką siłą za sobą, mając jego nogę w gębie. Ami ściskał nogę towarzysza jak tylko mógł, sprawiając że omal nie puścił wozu i się nie przewrócił. Największym kłopotem było to, że był on też przywiązany do reszty towarzyszy.

Kastyl i Altaris

Chowaniec panikował, mimo instrukcji danych mu przez swego pana. Wyglądał na bezradnego, chociaż zdawał sobie sprawę z zaistniałej sytuacji. Zdecydowanie było to inteligentne stworzenie. Skupił się, organizując całą swoją energię. Nagle, z tyłu bariery pojawiły się małe otwory, przez które swobodnie wchodziło świeże powietrze. Altaris odetchnął z ulgą po wzięciu ogromnego wdechu tlenu.

Messiah

Kapłan skupił się, bestia była coraz bliżej, dystans wynosił może dwa metry. Widział jej rogi, wiedział że za chwilę być może przebiją go na wylot. Uniósł swój miecz, i kiedy już miał przygotowywać się na odskok, zauważył że bestia widząc go spanikowała po czym starała się uniknąć zderzenia, dokładając starań by zatrzymać się przed człowiekiem. Nie tracąc czujności, Adam był gotowy na ewentualny atak. Bestia rzuciła się w bok, lądując plecami tuż obok niego. Wiedział, że za chwilę będzie starała się wstać. Była ogromna, z długim futrem sięgającym aż do piasku, które pokrywało całe jej ciało.


Edit: Przywiąznanie w kolejności:

Słowik > Rollin > Lowca > Jogurt > Debowy

Jogurt - 2013-03-02, 16:04

-Jasna cholera- wyrwało się Marwynowi. W jednej chwili zobaczył tamtego chłopaka z nogą w paszczy potwora. Sytuacja przedstawiała się najogólniej mówiąc do dupy. Przez tą nieszczęsną linę nie mogli normalnie zaatakować stwora, musieli najpierw go otoczyć. Marwyn w mgnieniu oka wyszarpnął miecz z pochwy i postanowił czekać na rozkaz bądź jakiś ruch dowódcy. Teraz bardzo ważną rzeczą jest, by działać wspólnie i nie dopuścić do sytuacji, że każdy będzie przeszkadzał sobie nawzajem.
Marwyna przez chwilę kusiła myśl, by odciąć tą linę i zaatakować bez żadnej przeszkody. Bardzo szkoda mu było chłopaka, a krzyki zmuszały do jakiegoś działania. Pohamował się jednak, przynajmniej na razie.

-Kapitanie... rozkazy!- rzucił tylko krótko pokazując swoją gotowość do ataku.

Debowy_Mocny - 2013-03-02, 16:04

Enderus wyciągnął krwawego zdzicha.
wspnij się po mnie, ja załatwię to bydle.

Jeśli bestia była w zasięgu to Enderus włączył miecz. By przyranić porządnie głowę potwora.

zkajo - 2013-03-02, 16:14

Dębowy:

Enderus wyciągnął miecz, po czym aktywował zębatkę. Usłyszał jakiś trzask dobiegający z mechanicznego miecza, i zorientował się że ogromna ilość piasku zablokowała tryby.

Lowcakur - 2013-03-02, 16:14

<Albrecht z obrzydzeniem spojrzał na bestię. Wyglądała na groźną, ale tylko w stadach, jak wilki. Samotna pewnie nie stanowi większego zagrożenia... Wydał więc rozkaz>

- Towarzysze, NAPIERDALAĆ! <po czym ruszył w stronę bestii, mając nadzieję iż razem z innymi. Gdy tylko znajdzie się ona w zasięgu schmeidera, rycerz pakuję w nią ostrze topora, celując w tylną część korpusu>

zkajo - 2013-03-02, 16:20

Przypominam że maszerowaliście całą noc, a jest już ranek. Jesteście też zmęczeni, głodni i spragnieni.

Lowca:

Albrecht ruszył w kierunku bestii jako pierwszy, widząc bezradnego i oszołomionego towarzysza, i zdziwionego Enderusa który w tym momencie najbardziej przejmował się swoim mieczem. Kiedy zbliżył się do bestii, ta puściła człeka po czym nagle skoczyła na kapitana. Nie miał on ani czasu, ani siły by zareagować na tak szybki i zaskakujący atak. Mężczyzna upuścił swój topór, starając się okiełznać pysk bestii która najwyraźniej miała zamiar rozszarpać jego gardło.

Lowcakur - 2013-03-02, 16:30

<Albrecht nie zamierzał marnować energii na krzyk. Oddział sam widział, iż ich kapitan znajduje się w tarapatach. Ale, nie zamierzał zdać się na tylko ich pomoc. Jedną ręką złapał płat szczęki bestii, starając powstrzymać się takową przed rozszarpaniem swojego gardła. Drugą za to starał się wyszarpać mizerykordię, po czym wbić ją w trzewia bestii. Jeśli nie udało mu się wyciągnąć ostrza, po prostu chwyta bestię za przyrodzenie(jeśli takowe posiada) i miażdży je w palcach. Jeśli jednak takowego nie posiada, Albrecht wbija palce w oczy potwora. >
Debowy_Mocny - 2013-03-02, 16:31

Kurwa, No cóż, narazie go nie uruchamiam będzie jak zwykły miecz.

Enderus nie uruchamiał miecza. Narazie nie miał czasu na czyszczenie z piasku. WIęc wyciągnął buławę. Zaszedł bestie od boku i postanowił przyłożyć jej mocno i solidnie, w bok besti by tą odrzucić od albrechta. Potem to można się zabrać za uderzenie jej od góry łamiąc jej czaszkę lub kręgosłup.

STarał się by Albrechtowi nic nie uszkodzić.
Prawie już miał zrobić porządny zamach. Ale przerwał gdy zauważył że Albrecht próbował chwycić to coś za jajca, By mu ręce połamał jakby teraz uderzył. Więc jedynie co zrobił to Enderus wyciągnął miecz i nie właczając go, ciachał potwora ostrzem.

Altaris - 2013-03-02, 16:42

Elf odetchnąwszy znów nabrał swojego zdrowego, blado-sinego koloru, a cera wróciła do naturalnej, białej niczym kreda. Odetchnął kilkakrotnie z wyraźną ulgą rozejrzał się po barierze i dostrzegł swoim czujnym, jastrzębim okiem malutkie otwory i zbliżywszy do nich swoją twarz zaciągnął się haustem powietrza z widoczną przyjemnością. Co prawda malutkie drobinki piasku zachrzęściły mu delikatnie między zębami. Jednooki potraktował to łykiem ognistego napoju ze swojego tobołka i krzywiąc się z dziwnie teraz wyglądającym uśmiechem wyciągnął w kierunku Thora butelkę z trunkiem. Jego wzrok przejechał po małym stworzonku, które stworzyło barierę. Spojrzawszy na niego ciepło rozpiął jeden z pakunków.

-Spokojnie Kiran... Już tak nie wieje, możesz wyjść! - wyszeptał i wyciągnął na swój bark sporego, brązowego jastrzębia, który zaskrzeczał jednokrotnie i inteligentnymi oczami zaczął wpatrywać się w demona i elfa - Jesteś zimny, używasz magii podobnej do piekielnej, nie oddychasz, nie mrugasz... Albo więc jesteś Świadomym, albo nieumarłą marionetką, kierowaną przez nekromantę - wyraził swoją opinię, po czym wpatrując się ze spokojem i bez wrogości w twarz wojownika zwężając oko dodał, zaciekawiony - Świadomy, prawda?

Po czym po odpowiedzi towarzysza podał mu trunek i nachylił ucho w kierunku otworów w tarczy. Nasłuchując nie usłyszał już nic i podejrzliwie zbity tropu spojrzał w kierunku Thora, rzucając pytaniem - Słyszałeś coś? Chyba coś się dzieje wokół nas... Pewnie to tylko jakieś demony lub magiczni strażnicy Mitru. Albo, co gorsza, cesarscy poborcy podatkowi...

Messiah - 2013-03-02, 17:23

Ja Ci dam leżeć, gnoju...
Teherij złapał miecz mocniej, ogarniając szybko sytuację. Widząc, jak bestia leży plecami do góry, postanowił działać szybko, tak jak każe mu instynkt.

Bestia była tuż obok. Adam podniósł prawą, silniejszą nogę, i zadał potężne uderzenie od góry w kręgosłup bestii. Tąpnięcie z wielką siłą, wielką stopą. Pełne furii. Jednocześnie chwycił miecz oburącz i wbił w szyję potwora.

Nikt nie będzie straszył Teherija!

Po wykonaniu tych dwóch czynności, siadł okrakiem na bestii, łapiąc mocno za futro i ściskając udami tułów. Próbując ruszyć się z Teherijem na plecach, to coś na pewno jeszcze bardziej uszkodzi sobie kręgosłup. Jeśli wstanie, ujeżdżający bestię Kapłan zada cios mieczem w bok monstrum, wbijając ostrze jak najgłębiej w jego trzewia, i wykorzystując swoje obite metalem rękawice to wymierzania ciosów w tył głowy.

-Giń, suko!

kastyl - 2013-03-02, 17:23

Tellan uspokoił się widząc, jak jego towarzysz wraca do normalności. Sam też zapewne ucierpiałby od braku tlenu, lecz dopiero wtedy, gdyby naprawdę go zabrakło. Na razie sytuacja opanowana. Słysząc pytanie Jednookiego, elf uśmiechnął się.
- Jakbym był marionetką, to nie ratowałbym Ciebie. Beliara nienawidzę tak samo, jak nekromantów i jakiegokolwiek innego plugawego pomiotu. Tak, jestem Świadomym. Dziwi mnie że znasz tą nazwę, bo tacy jak ja powstali całkiem niedawno, a pierwszy kontakt z ludźmi był jeszcze mniej odległy w czasie. Ale nie ważne. Ciekawi mnie co się dzieje z resztą towarzyszy. -
Thor chwycił bukłak i upił parę łyków.
- Może i jestem martwy, ale smak czuje, choć stępiony. Dobre. Z potworami i strażnikami raczej byśmy sobie poradzili, gorzej by było z poborcami. Ci zawsze wracają. -
Świadomy oddał bukłak i zaczął nasłuchiwać co się dzieje dookoła niego,poza barierą. Przyłożył ucho do jednej z dziurek i próbował usłyszeć cokolwiek w skowycie piasku dookoła.

Altaris - 2013-03-02, 17:59

Elf szczerze roześmiał się i uśmiechając się na swój zimny sposób rozejrzał się po otaczającej ich burzy piaskowej. Na jego twarz wychynął dziwny grymas i Jednooki wyglądając na lekko zatrwożonego sytuacją powiedział:

- Ja też mam swoje tajemnice... Chociaż nie tak spektakularne i dziwnie zagmatwane. Jestem sługą Obaliana - zaczął, kończąc także krótki monolog o tym, skąd wie, jak rozpoznać Świadomego. Poprzez Lucjona dowiedział się masy nowych i wartościowych informacji. Dowiedział się na przykład o równowagach pomiędzy bóstwami i poznał na prawdę wiele sekretów i tajemnic, powiązanych z Angroghem, Beliarem, czy Cesarstwem.

- Jak myślisz? Ile to potrwa? Wydaje mi się, że te burze piaskowe pochłoną nas wszystkich, zanim dotrzemy do Mitru. Od samego początku miałem dziwne przeczucie, że widocznie jest jakiś powód, dlaczego karawany przestały kursować... I nie musi on być koniecznie w Mircie - dodał na sam koniec i obrócił miecz w dłoni, drugą ręką gładząc jastrzębia po głowie. Gdyby Thor spojrzał wtedy na broń Jednookiego, zauważyłby, jak ta lekko wydłuża się i poszerza, a na jej bokach pojawiają się małe haczyki do rozpruwania pancerza.

Słowik - 2013-03-02, 19:53

"Jasna cholera! Tylko tego brakowało"

Dziewczyna nie miała miecza. Nóż trzymała cały czas w ręku. Widząc potworka rzucającego się na dowódcę nie zastanawiała się długo. Odwiązała linę. Nie mogła liczyć na swoją siłę, ale lata spędzone w lesie zaprocentowały zręcznością. Mocniej ścisnęła nóż.

" Zachciało pieskowi zabawy? To niech ją ma."

Natalia podbiegła jak mogła najszybciej zważając na wiatr. Biegła od tylu bestii. Tuż przy niej odbiła się mocno i skoczyła. Przeskoczyła nad bestią wbijając sztylet prosto w czaszkę potwora. Miała doświadczenie. Chcąc przeżyć nie raz musiała stosować podobne zagrania. Wychowała się w dziczy. Radziła sobie.

Jogurt - 2013-03-02, 21:33

Marwyn spodziewał się jakiegoś konkretniejszego rozkazu. Musiał się jednak zadowolić tylko tym niezbyt wyszukanym słowem.
Widząc sytuację w jakiej znalazł się kapitan, Crane podbiegł szybko z boku potwora i już miał zatopić sztych miecza w jego cielsku, gdy zobaczył, że Słowik wykonuje nad potworem jakieś dziwne akrobacje. Odruchowo wstrzymał atak, by niechcący nie zranić dziewczyny. Zaraz później jeśli nadarzyła się taka możliwość Marwyn ścisnął miecz mocniej i wyprowadził zwykłe, proste pchnięcie w bok potwora napierając na niego ciężarem ciała. Przez piach ciężko było mu ocenić czym pokryty jest stwór i czy cięcie byłoby skuteczne. Sztych natomiast skuteczny jest zawsze.

zkajo - 2013-03-03, 22:48

Messiah:

Wykorzystując moment słabości potwora, mężczyzna postanowił wbić swój miecz w szyję bestii, by zakończyć jej żywot raz na zawsze. Jego ostrze znalazło drogę wśród grubych kłębów futra które rosło na ciele zwierza. Ta, w bólu postawiła się na nogi jednym szybkim ruchem, przerzucając Adama na drugą stronę. Mężczyzna upadł, a jego miecz ciągle zatopiony był w szyi bestii. Zrozumiał, że ogromna adrenalina jak i ból musiały ją rozwścieczyć, i wykorzystała ostatnie siły na obronę. Zanim zdążył wstać, zauważył ogromne cielsko potwora które spadało prosto na niego. Poczuł ból jak i smród - bestia przewróciła się prosto na niego, przygniatając jego nogi. Nie był złamane tylko dzięki miękkiemu piaskowi który wtopił je w dół. Tak czy inaczej, nie mógł się oswobodzić. Na szczęście piasek wiał z drugiej strony. Potwór nie ruszał się, najprawdopodobniej był martwy, lub bynajmniej nieprzytomny. Miecz mężczyzny ciągle zatopiony w karku stwora.

Starał się wyciągnąć, odkopać. Nie mógł. Po godzinie prób z wycieńczenia i pragnienia, zasnął.

odpadasz z gry do odwołania



Grupa Albrechta:

Albrecht leżał na ziemi, oszołomiony, starając się złapać istotę za szyję. Towarzysze ruszyli na pomoc. Pierwszy dotarł Enderus, któremu tym razem udało się uniknąć niefortunnych upadków z powodu piasku czy wiatru. Jednym ciosem zmiótł bestię z kapitana, która zaskomlała dotkliwie. Spadając ze swojej ostatniej ofiary, odzyskała równowagę i rzuciła się na Słowika. Dziewczyna jednak zachowała refleks, i uniknęła skoku. Na obronę jej gotowy był Marwyn, który widząc towarzyszkę w potrzebie, ruszył jej na pomoc. Jednym, długim dźgnięciem zakończył żywot bestii. Kiedy wyciągnął ostrze z jej cielska, zauważył że krew była o wiele ciemniejsza niż się spodziewał. Albrecht wstał na nogi, szybko odzyskując równowagę po zaistniałej sytuacji. Grupa stanęła przy wozie, gotowa do odparcia ewentualnego ataku ze strony innych bestii, jeśli takie miałyby się pojawić.

Ogólnie:

Burza była słabsza z minuty na minute. Trwała kilka godzin, i było już południe. Grupa była wykończona, spragniona, głodna. Całonocny przemarsz i kilkogodzinna walka z żywiołem nie wpłynęły dobrze ani na morale, ani na stan fizyczny uczestników wyprawy. Ami miał pogryzioną prawą nogę z powodu ataku bestii, i nie mógł chodzić bez pomocy, przynajmniej na razie.


Przyjmijmy że przeczekaliście burzę. Kastyl, jeśli chcesz to zaakceptuję też że kiedy widoczność była już dobra, a burza ucichła to bariera prysła a chowaniec uciekł ci do plecaka, tak żeby chronić twój martwy zad.

Debowy_Mocny - 2013-03-03, 23:13

Panowie, ja sądze że przyda się mała przerwa.

Jak byłą przerwa to Enderus pokolei posprawdzał wszystkie tryby w jego mieczu i zbroi. I rozpoczął proces usuwania piasku który poprostu przeszkadzał.

Gdy już piach usunięty, Enderus był gotowy na dalszą drogę. Byle tylko znowu nie nastała burza piaskowa.

Jogurt - 2013-03-03, 23:25

-Nie tym razem bydlaku.- rzucił wyciągając miecz z cielska stwora. Ostrze weszło dość głęboko, trzeba było zaprzeć się nogą. Zaraz spostrzegł dziwną krew na ostrzu... czarną krew. Wytarł miecz o futro potwora i schował z powrotem do pochwy.
Adrenalina nieco zelżała, Marwyn powrócił do rzeczywistości. Znów usłyszał okrzyki bólu wydawane przez Amiego. Całe szczęście, że chociaż żyje, mogło być z nim źle.
-Dawaj rękę, pomogę ci iść.- powiedział łapiąc chłopaka za ramię. Musiał go mocno trzymać, by zachować równowagę dwóch osób jednocześnie. Postarał się dotrzeć z nim do wozu.
-Będzie dobrze.- powiedział krótko starając się podtrzymać go na duchu. W jakiś sposób w tym otyłym, nieco zagubionym dzieciaku widział siebie sprzed kilku lat. Tyle, że Marwyn nie zaznał takiej pomocy od innych osób, nie miał oparcia w ojcowskim ramieniu, kiedy tego najbardziej potrzebował. Dlatego teraz tym bardziej chciał pomóc Amiemu, choć słowa przychodziły mu z trudem i składały się dość niezręcznie.
-Jeszcze kawałek, zaraz będziemy przy wozie. Jeszcze chwila.-

Altaris - 2013-03-04, 06:51

Wszystko jakby prysło. Cała ta bariera piachu - cały ten chaos, rozgardiasz i kataklizm zniknęły. Wszystko opadło, a pozostało tylko złudne wrażenie i poczucie zagrożenia. Elf otoczony całunem piaskowego pyłu stał, niczym posąg, spoglądając za wozem, w stronę znikającej wśród wydm pustyni burzy. Próbował znaleźć coś, co przyszło i teraz odeszło z burzą. Szukał ciemnych konturów sylwetek, być może nawet znikających dopiero w piasku istot/ludzi.

Spoglądając na Thora obdarzył go chłodnym spojrzeniem i skinieniem głowy pozdrowił go, odchodząc w stronę wozu, za którym ujrzał ich drużynę. Wyglądali jak banda obdartusów i dezerterów, którzy nie poradzili sobie poza armią z niebezpieczeństwami lasu. Zakrwawieni, cali w piasku, po widocznych śladach walk. Nie wyglądali zbyt szykownie. Wręcz źle. Elf spojrzał na nich nieprzytomnym trochę, obojętnym wzrokiem. Wydawało mu się, że coś słyszał, no, ale cóż... Jedyne, co ich spotkało podczas burzy piaskowej (Jego, oraz Thora), to kilka ziarenek piasku, nic więcej. Najwidoczniej tylko elfy w tej kompanii mogą sobie jakkolwiek poradzić. Rycerze na pustyni, to nie był dobry pomysł. Ale każdy walczy na swój sposób, prawda? Każdy żyje, tak jak chce. To, że ktoś zginie, elfa raczej nie obchodzi.

Podniósłszy miecz do góry zauważył leżącego u dołu wydmy mężczyznę z jakimś stworem nad nim. Altaris wypuścił jastrzębia w niebo, podczas gdy sam ruszył truchtem w tamtym kierunku, z obnażonym mieczem. Podbiegając bliżej zauważył, że oboje się nie ruszają, więc aby nie zranić leżącego pod spodem człowieka, który chyba, jak dobrze Jednooki pamiętał, był członkiem tej eskapady, kopnął od boku w żebra stwora, by zrzucić go z leżącego i potem zataszczyć do wozu. Nie mógł przecież dostać udaru słonecznego.

- Albercie! Nie wyglądacie na dobrze się bawiących. Czy coś się stało? - rzucił przez ramię, strzepując malutkie cząstki piasku z jego czarnej szaty.

kastyl - 2013-03-04, 20:51

Gdy tylko widoczność się zaczęła poprawiać a piach przestał być tak dokuczliwy, Thor kazał chowańcowi rozproszyć czar, a jeśli ten nie dał rady, sam to zrobił, po czym pomógł chowańcowi schować się do plecaka.
Kiedy piasek już całkowicie opadła Tellan wyciągnął kawałek mięsa i zaczął go jeść, jednocześnie w ukryciu odkładając kawałek dla swojego podopiecznego, który łapczywie zaczął jeść ze smakiem przekąskę.
Następnie świadomy rozejrzał się dookoła, uważnie obserwując towarzyszy, którzy nie wyglądali najlepiej. Większość była niemal zasypana piachem, który zapewne dostał się w każde zakamarki ich ubrań.
Najwyraźniej nie mieli tyle szczęścia co my. Znaczy się, umiejętności. Cóż, ich głupota, że wybili większość magów.
- Za to ty nie masz nic przeciwko, żeby przez to cierpieli. -
Nic a nic. Za głupotę się płaci, kolego.
- Jestem kimś więcej niż tylko kolegą. -
Podejrzewam. A teraz daj mi spokój, muszę poudawać trochę.

Tellan już całkowicie przyzwyczaił się do głosów w głowie. Wiedział, że to nie jest nic normalnego, ale on sam nie był nijak normalny. W niczym. Ani nie był normalnym elfem, ani świadomym, ani wskrzeszeńcem Beliara. Był jedyny w swoim rodzaju, unikatowy.
- Tylko nie popadnij w samozachwyt. -
Thor stwierdził, że była to na tyle celna uwaga, że przydałoby się do niej dostosować.

Elf podszedł do towarzyszy i zaczął pomagać reszcie w wydostaniu się z sznura i wstaniu na równe nogi, samemu niemal nie przewracając się przez jeszcze sypkie piaski pustyni.
- Co się tutaj stało, może mi ktoś powiedzieć? I czym są te monstra? -
Tellan sprawdził jeszcze tyko czy jakiś "pies" jeszcze żyje lub umarł na tyle niedawno i czy nie uda się z niego wydostać odłamka. Sama krystalizacja duszy nie jest widowiskowa, więc nie powinien zwrócić niczyjej uwagi, tym bardziej, że wszyscy są raczej zbyt zajęci ogarnianiem siebie i swojego ekwipunku po burzy piaskowej.

Lowcakur - 2013-03-06, 16:27

- Stało się, atak bestii cholernej. Weźcie to obejrzyjcie i powiedzcie, czyście to już widzieli. <rzekł Albrecht do Altarisa i reszty kompani. Powoli zaczynało go wkurzać nazywanie go Albertem, ale postawał się tego nie okazywać>

- Dobra kompania, przerwa będzie jak odnajdziemy Adama. Enderusie zbadajcie wschód, a potem południe. Marwynie, udajcie się na zachód a potem na północ. Nie oddalajcie się za daleko od wozu, trzymajcie go w zasięgu wzroku.

Reszta, macie czas wolny. Ja w tym czasie zajmę się Amimem


<rzekł Albrecht i podszedł do ułożonego Amima. Podwinął mu nogawkę spodni i starał się zbadać uszkodzenia>

Debowy_Mocny - 2013-03-06, 16:47

Dobrze panie kierowniku.
Enderus dokładnie odmierzył kąt padania słońca lub gwiazd (Zależy od pory dnia). I rozpoczął poszukiwania według instrukcji Albrechta. Oczywiście pilnował by samemu się nie zgubić.

Na szczęście wszystko obczyszczone z piachu. Więc miał broń i tarcze w pogotowiu.

Jogurt - 2013-03-06, 19:09

Marwyn na początku przystąpił do określenia właściwych kierunków świata. Posłużył się starą, sprawdzoną metodą, którą miał okazję używać już wielokrotnie. Wykorzystuje ona to, czego na pustyni nigdy nie braknie- słońce.
Wbił miecz w ziemię, a na końcu cienia, który padał na piach zrobił palcem głęboką linię. Musiał odczekać kilka minut, więc w tym czasie jeszcze obczyścił się trochę z piachu i poprawił ekwipunek. Po upływie tego czasu na końcu przesuniętego cienia zrobił drugą linię. Połączenie dwóch linii wyznacza teraz kierunek wschód-zachód. Teraz wystarczyło, by Marwyn postawił lewą stopę na pierwszej linii, a prawą na drugiej i był skierowany w kierunku południowym. Teraz wystarczyło tylko się odwrócić i wyruszyć na północ. Oczywiście uprzednio zabierając miecz.

Marwyn cieszył się, że mógł wreszcie iść sam. Nie musiał się do nikogo odzywać ani nikogo słuchać. Teraz wystarczyłoby mieć tylko góry pod stopami i czułby się jak w raju. Już w czasie marszu przypomniało mu się, że Albrecht prosił go, żeby wyruszył najpierw na zachód. Trochę się przestraszył, jednak uznał że taka zmiana kolejności w niczym nie zaszkodzi.
Cały czas odwracał się, by nie zgubić swojego jedynego punktu odniesienia- wozu. Kiedy poszedł wystarczająco daleko, zrobił duży łuk w lewą stronę otaczając wóz i skierował się z powrotem do niego. Mógłby co prawda się wrócić ale zajęłoby to dużo więcej czasu, a zbadałby mniej terenu.

Altaris - 2013-03-06, 19:51

Altaris wesoło sobie pogwizdując podszedł do dowódcy kompanii i wskazał ręką na truchło dziwnego potwora, nogą sprawdzając, czy jest na pewno martwy. Kopnął go lekko raz jeszcze na wszelki wypadek i ukucnął obok, wyjmując ze swojej pochwy długi, zakrzywiony nóż, doglądając nim gardła i łba maszkary.

- Nie znam się na istotach z tych stron, ale to coś wydaje się być z normalnego mięsa. Moglibyśmy go upiec na ogniu i zjeść, jak dziczyznę... - powiedział, wstając i chowając nóż do pochwy, uprzednio wycierając go w bok zwierzęcia. Spojrzawszy pytająco na Albrechta odwrócił się i pomaszerował w kierunku wozu. To od tego mężczyzny zależy, czy upieką stwora, czy nie. To on podejmował ryzyko, oraz to na niego spadną laury, jak się okaże, że ten podobny diabłom pies będzie smakował jak miękka wołowina w ziołach i sosie pieczarkowo-maślanym.

Bez problemów rozbił swój rozkładany, elfi, pojemny, dwuosobowy namiot, w którym spędził wiele nocy podczas podróży przez prawie cały Eredan, od Starego Królestwa poprzez Istorach, Stare Królestwo, Todorię, Akilię i kilka innych, mniejszych lub większych krain, na Bolgorii kończąc. Schował się spokojnie do namiotu i wlał sobie do pucharu małą cząstkę magicznego trunku, po czym rozcieńczył to wodą. Zamiast pić zwykłą wodę pitną pił napój o posmaku wybornego miodu pitnego, a kilka kropel alkoholu dodawało mu sił i go odprężało.

Rozkoszując się samotnością zdjął szatę i podwinął lekko czarną koszulę, zdejmując ją całkowicie. Nasmarował swój bok, a szczególnie złamane żebro specjalnie do tego dobraną maścią. Po chwili leżał już, próbując odpocząć i się odprężyć i zapomnieć o tym, co działo się w Porcie. Tamten rozdział życia na długo zapadnie mu w pamięć. Na długo będzie pamiętał, jakimi ludzie są zdrajcami i są niewarci tego, aby im wierzyć. Dlatego też pozabija wszystkich... Tych tutaj nie. Przynajmniej nie wszystkich...

Skoro Albrecht nie nakazał pilnowania obozu, Jednooki próbował uciąć sobie drzemkę. Nie potrafił spać pełnym snem, lecz czujnymi, cały czas niespokojnymi drzemkami, gotowy się zbudzić w każdej chwili. Czekał, aż być może ktoś coś upichci. Był chyba taki chłopak, który umiał gotować. Elf jednak stracił go z oczu. Miał nadzieję, że wszystko było z nim w porządku. Miecz miał ciągle u boku. Leżał tak, oczami (a raczej okiem) spoglądając na to, co działo się przed wozem.

kastyl - 2013-03-06, 20:37

Thor przysiadł koło wozu, wcześniej otrzepując się z tej małej ilości piasku i pyłu, która na nim osiadła. Następnie wyciągnął trochę wody z plecaka, wypił parę łyków i zjadł coś jeszcze. Skoro miał wolne, mógł uzupełnić zapasy energii.

Gdy skończył, udał że kładzie się w cieniu wozu do drzemki i zasypia, podczas gdy naprawdę wyszedł ze swojego ciała i rozejrzał się po okolicy, szukając jakichkolwiek innych form życia, niż jego kompani. Obserwował też oddalających się od wozu, pilnując żeby nigdzie przypadkowo nie znikli. Choć nic by nie zrobił, ale przynajmniej wiedziałby, czy coś się z nimi stało czy nie.

Słowik - 2013-03-07, 18:10

"Czas wolny. Chwila odpoczynku? To chyba nie możliwe. Raczej nie wierzę, żeby stał się cud i dane nam było odpocząć. Ale cóż, chwilo trwaj."

Dziewczyna usiadła na ziemi opierając się o wóz w miejscu gdzie rzucał on cień. Zsunęła z twarzy chustę tak, aby ta opadała luźno na szyi. Zdjęła z pleców Wronę i położyła ją na kolanach. Wyjęła bukłak z wodą i napiła się. Zjadła też co nieco. Nie wiele- tyle, aby zaspokoić głód. Sprawdziła też, czy z ekwipunkiem jest wszystko w porządku. Było dobrze. Po wykonaniu tych czynności wsunęła się trochę pod wóz z nadzieją na krotką drzemkę. Tutaj słońce nie paliło. W razie czego broń miała pod ręką.

zkajo - 2013-03-10, 10:35

Albrecht wydał rozkazy, i kiedy już miał sprawdzić co stało się z jego rannym kompanem, zauważył coś brązowego jakieś 30 metrów w od wydmy na której się znajdowali. Wraz z kompanami popędzili w dół, gdzie znaleźli włochate cielę, rozmiarem przypominające dorosłego byka. Pod nim, leżał Adam który chociaż przytomny, to wyglądał na wyczerpanego.

Poranne słońce nie było aż tak złe. Choć zdecydowanie ciepłe, to jeszcze nie parzące. Drużyna była jednak wyczerpana cało nocnym marszem, głodem i pragnieniem. Każdy chciał odpocząć, a niektórym już zamykały się oczy, jako iż adrenalina spowodowana burzą już dawno się ustatkowała. Albrecht i Enderus ciągnęli Adama za ręce, kiedy reszta kompanów pomogła osunąć tę cholernie ciężką bestię. Chłopak wydostał się, i z pomocą mężczyzn mógł iść w kierunku wozu.

- Hej! Chodźcie, szybko! - usłyszeli krzyk Amiego, który został przy wozie. Drużyna przyśpieszyła kroku, niektórzy nawet udali się lekkim truchtem by zobaczyć co się stało. Mieli już dość przygód jak na jeden dzień, lecz kiedy dostali się na górę czekała ich miła niespodzianka. W oddali, jakieś 100, 200 metrów od wozu, poprzez parującą pustynie szło stado bestii, około trzech tuzinów. Szły wolnym krokiem, w kierunku zachodnim, trzymając się razem. - Piękne bestie - powiedział chłopak, a Adam tylko obrócił oczy wiedząc że jedna z tych bestii go o mało co nie zabiła.

Drużyna posiliła się, większość postanowiła także się wyspać. W cieniu płacht które rozłożyli jak i wozu, nigdy nie spało im się tak dobrze. Wycieńczenie powodowało że sen był głęboki, ale zarazem i słodki. Słowik przyjrzała się uważnie swoim zapasom, i zmartwił ją fakt że wody i jedzenia miała tylko na jeden dzień...

Albrecht:

Kapitan przyjrzał się ranie chłopaka. Widział dokładnie gdzie zęby były wbite, i domyślił się że prawdopodobnie uszkodziły mięśnie chłopaka. Nie mógł chodzić, i każdy ruch przyprawiał mu ból. Kość nie była jednak złamana, choć nie był pewien czy także nie była uszkodzona. Krew nie tryskała, lecz mięso było widoczne. W tej chwili, zauważył że Baldwin się przebudził. Był on oszołomiony, nie do końca wiedział co się stało: zdecydowanie jednak miał błogi i spokojny sen. Jego rana przestała krwawić, z powodu piasku który podziałał jak opatrunek. Mężczyzna jednak nie mógł wydawać żadnych gwałtownych ruchów, by nie rozpocząć krwawienia od nowa - przynajmniej nie przez paręnaście godzin.

Kefir wracasz do gry, jesteś jednak przez parę następnych godzin cholernie nieudolny.

Altaris - 2013-03-10, 11:32

Leżąc w samych spodniach, półnagi elf nie wystawiając głowy z okrytego błogim cieniem namiotu przyglądał się w zadumie całej jego drużynie, która pomagała chłopakowi, który bodajże był tym całym muzykiem. Będzie znacząco spowalniał marsz. Dochodził do tego jeszcze ten cały awanturnik, co ich dogonił i zaczął obrażać. Aż dziw, że nikt go jeszcze nie dobił. Zamierzają go uratować i poprosić o łaskawe dołączenie do wyprawy i nie atakowanie innych? Czy może pastwią się nad nim z samego faktu jego cierpienia i chcą, żeby umarł po wielu godzinach, w gorączce i halucynacjach? Jego właściwie to nie obchodziło, chociaż chętnie zatopiłby swoje ostrze w ciele jakiegokolwiek człowieka. Ludzie, to były podłe i chytre skurwysyny... A on nie lubił podłych i chytrych skurwysynów. Musiał też przeprowadzić próbę doświadczenia z nowym zaklęciem bojowym, polegającym na sile Obaliana...

Gdy usłyszał wzmiankę o jakichś zwierzętach wystawił pozbawioną chusty, jednooką głowę za namiot i od razu poczuł ciepło słonecznych promieni na karku. Jego skóra, jeżeli będzie poddawana coraz bardziej trudom i znojom promieni słonecznych, będzie jeszcze bardziej uwydatniać kilkadziesiąt blizn, które stanowią około 20-25% jego ciała. Słońce dziwnie łaskotało go w w poparzone ramię. Ale, mniejsza z tym...

Przyglądając się pustyni widział na horyzoncie linię ciemnych kształtów, które całymi stadami zlewały się w dziwne, podobne bykom stworzenia. Wyglądały na wędrujących, koczowniczych roślinożerców. A jeden z jego kompanów, którego imienia nie znał, zabił właśnie takiego. Jeżeli bestie by się o tym dowiedziały, pewnie by na nich zaszarżowały. Głupi człowiek... Ludzie nigdzie nie uszanują życia innej osoby i stworzenia. Tylko zabijanie i chęć wzbogacenia się. Ja przynajmniej zabijam w jakimś celu...

Altaris spoglądał na masywne stworzenia i chowając głowę wgłąb namiotu spoglądał jeszcze kilka chwil na podróżujące stado. W jego głowie zakłębiło się multum myśli filozoficznych. Zaczął przypominać sobie, jak to w jego stronach bywało ze zwierzętami i zafascynował się tymi "bykami". Tak daleko, od zielonych lasów... Oko elfa rozszerzyło się i wystawił głowę raz jeszcze, spoglądając na przechodzącego do wozu Albrechta.

- Albrechcie! - wymówił tym razem dobrze jego imię, spoglądając na niego jednym okiem, nie zważając już na brak drugiego, który otwarcie pokazywał - Tego rannego, albo zakopmy, bo zwabi sępy, albo dajmy na wóz. Mamy coraz mniej żywności i wody, więc i tak będzie lżej. I tu jest ten problem, a ja mam dla niego rozwiązanie... Widzisz, to zwierze jest masywne, pełne mięsa... - wskazał w kierunku futrzanego czegoś, które zabił człowiek. Było bezbronne, a on zaszlachtował je jak rzeźnik. No, ale cóż. Najwyraźniej tylko on potrafił uszanować życie bezbronnej istoty. Co innego, zabić człowieka, a pasywne zwierze.

- Możemy go upiec podczas postoju, a część miejsca zwędzić i wrzucić na wóz. Tamto stado to zwierzęta wędrowne. Wątpię, by żyły na pustyni cały czas... Muszą gdzieś niedaleko mieć wodopój. Zalecam jechanie w kierunku, z którego przybyły - nie zboczymy za bardzo z drogi, a może znajdziemy sporo wody. Moglibyśmy w ten sposób zaopatrzyć się i w pożywienie i w płyny. Bo, jak tak dalej pójdzie, to niektórzy pomrą z głodu... - mówił bez przerwy. Co jak co, ale kiedy chodzi o powodzenie misji, potrafił być wygadany. Teraz zaś czekał, aż Albrecht, dowódca całej drużyny, coś postanowi. No, może prawie całej. Elf, jako ambasador, nie jest zależny. Jest tutaj raczej w formie pomocnika i towarzysza, niż podwładnego.

MrocznyKefir - 2013-03-10, 12:01

... delikatnie pogłaskał Lianne po policzku. Była blada - jak każda arystokratka. Uśmiechnęła się nieśmiało i przybliżyła swojego usta do jego....

JEB

Otworzył oczy. Łeb bolał jak skurwysyn. Poruszył ręką KURWA MAĆ jak boli! Jakiś człek się nad nim nachylał. Cholera, nie jest chłopcem już, ma ponad trzydzieści lat!
Co ja tu do cholery robię?! Myślał zły. Przypomniał sobie, jak bezsensownie wdał się w pyskówkę z przełożonym. Zmęczenie i słońce robią swoje. Szef to Albrecht? Chyba tak
- bdfrfewwrw - wycharczał i wypluł piasek - ekhm... - podniósł się bardzo powoli i oparł się o wóz - Albrechcie, proszę o przebaczenie... - powiedział dość cicho, był pełen zmęczenia - ja... nie wiem co we mnie wstąpiło. Zapewne po prostu słońce i zmęczenie... nie spałem w porządnym łożu od kilku zgoła lat... Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie zrozumiałem o co chodzi z Regentem... tak dawno tu nie byłem... Myślałem, że ktoś... Sam ogłosił się kolejnym Cesarzem i źle... to zrozumiałem. Przypomniałem sobie... że przecież Morphiusa regentem ogłosiła sama cesarzowa... - przymknął na chwilę oczy. Kurwa - Jeśli jestem ciężarem zostawcie mnie... Wiem dobrze, jakim obciążeniem są ranni... Nie będę miał wyrzutów wobec twej zacnej osoby, dowódco....

Messiah - 2013-03-10, 13:47

Adam oparł się o wóz, i machnął do pomagających mu.
-Wszystko w porządku. Potrzebuję tylko złapać oddech...

Schował miecz do pochwy, i odsunął maskę. Przetarł pot z czoła. Wyspał się pod tym czymś. Pozostało mu jedynie coś zjeść.
***

Gdy już się posilił, wysłuchał co mówi elf... Nie znał jego imienia. Mówił logicznie, ale chciał porzucić kogoś, z kogo ucieka życie. Kaplan nie mógł na to pozwolić.

-Na wóz z nim. O sępach niech nie mówi nikt, kto nie umoczył miecza w krwi podczas tego poranka - trąci to hipokryzją. - Kapłan mówił stanowczo -Ani nikt, kto nie wylał swej krwi.
Potem wysłuchał, co jęczał ten "umierający".
Żałosne.

Teherij był jednak kapłanem. Znał wartość życia ludzkiego, mimo tego że nie wyznawał otwarcie panteonu z Akilii. Podszedł do żołnierza i przyklęknął przy nim.
Przeżyjesz.
-W Imieniu Muz, biorę w opiekę twą duszę. Nie tkną jej złe siły, pókim żyw. Nie zostanie poddana mocy innej niż Duchów Opiekuńczych.
A twe życie pozostanie przy tobie... lub da życie innym życiom.
-I tak jak nakaże natura, umrzesz lub postaniesz żyw. Wyroki Duchów zapadły, niech przeznaczenie się wypełni!
Kapłan uczynił na czole żołnierza znak, znany tylko jemu. Nikt z obecnych nie dojrzał go. Lecz Teherij wiedział, że to znak który poddaje duszę tegoż człowieka w opiekę Duchów Opiekuńczych i samego Kapłana. Ujął następnie głowę rannego oburącz, i zniżył swą twarz na równy poziom. Oczy Adama wbiły swe spojrzenie, z szerokimi źrenicami wprost w oczy Baldwina.
Do Mirtu lub do piachu.
-Pokaż innym, że potrafisz. -szepnął Kapłan tak, by słyszał to jedynie ranny.

Wstał, i obrócił się w stronę Elfa. Po przelaniu pierwszej krwi na wyprawie zaczął czuć adrenalinę. Teherij nigdy nie należał do przewidywalnych, a teraz, gdy poczuł ryzyko był nieobliczalny. Przeszył Jednookiego spojrzeniem pełnym dumy, i jednocześnie zdziwienia.
Dziwił się postawie Elfa. Zero życzliwości, mimo tego że wrogość nie spotkała go w tej drużynie. Adam nie zwykł wędrować z elfami. Ale dużo z nimi pijał. Wiedział, czego można spodziewać się po takich - próżności.

Albo pokaże, że ludziom również należy się szacunek, albo Jednooki wywnioskuje, że można nami pomiatać.

-Mamy za mało czasu. Wrzućmy go teraz na wóz, i niech ktoś kto potrafi, niech go oskóruje i oddzieli mięso. Można go piec partiami, podczas kolejnych postojów.

Rzucił spojrzenie Iviemu, Enderusowi i Słowikowi. Po nich spodziewał się jakiegokolwiek wsparcia. Miał nadzieję że zrozumieli jego intencję.

MrocznyKefir - 2013-03-10, 17:20

- Umiem walczyć mieczem - odrzekł spokojnie Baldwin - I jestem wszechstronnie wykształcony. Znam podstawy dowodzenia. Jeśli mnie nie wywalicie, to szybko się wykuruję. Nie jestem żółtodziobem ani dzieckiem.
Dziękuję ci za błogosławieństwo kapłanie. Nie wiem czy twoi bogowie istnieją bądź nie, lecz wiem, że wiara w pewne siły pomaga... i dodaje.. sił. Ach, te masło maślane - zaśmiał się lekko i zakasłał z bólu - Pokażę, nie martw się... I dzięki. W dzisiejszych czasach trudno o nutę sympatii bądź wybaczenia. Ród Bordword ci tego nie zapomni - odpowiedział cicho kapłanowi.

kastyl - 2013-03-10, 21:11

Thor wykorzystał przerwę w podróży na oczyszczenie ekwipunku i sprawdzenie zapasów jedzenia i wody. Gdy skończył to przysłuchał się wymianie zdań członków drużyny w sprawie rannego zawadiaki.
Jego wina, mógł się nie awanturować.
Tellan znalazł sobie miejsce pod płachtą, które dawało mu najwięcej prywatności, po czym usiadł plecami oparty o wóz. Siedział tak jakiś czas, aż w końcu usnął. Ciało nie potrzebowało snu, ale umysł wymagał jednak pewnego odpoczynku. Wszakże nie spał już od dawna.


Thor zapadł w sen. Początkowo nic mu się nie śniło, lecz po pewnym czasie zaczęły nawiedzać go sny.
- Bracie, gdzie jesteś? -
Młody elf za pomocą prostego zaklęcia ukrywał się przed swoją siostrą.
- Nie wygłupiaj się, nie mamy czasu. Niedługo kolacja. -
Głos dziewczyny był przyjemny i spokojny. Słychać było w nim nutę irytacji, ale też zabawy. Elfka szła powoli, uważnie rozglądając się i szukając kogoś. W końcu jej wzrok skierował się na bardzo niewidoczną sylwetkę.
- Tu się schowałeś. Jakby było ciemniej, bym Ciebie nie znalazła. Chodź, teraz ja Ci coś pokaże. -
- A kolacja? - spytał elf.
- Jeszcze mamy chwile czasu. Jak się pośpieszysz, to może coś z tego wyniesiesz, urwisie. -
- Pamiętaj, kto tu jest starszy -
- Co z tego, skoro zachowuje się jak dzieciak? -
- Ty młoda - Chłopak rzucił się w stronę dziewczyny, chcąc ją wyczochrać, ale ta zrobiła zręczny unik i odbiegła w stronę z której przyszła.
- Kto pierwszy w domu ten sprząta po kolacji. -
- Dziś Twoja kolej. -
Elf pobiegł za siostrą.

Rodzeństwo siedzi w małym pomieszczeniu, w którym było rozłożonych pełno ziół i kilka ksiąg.
- To jest Szczaw Królewski. Mama mówiła, że jest to potężna roślina, rzadko spotykana. Dzisiaj je znalazłam. Ponoć alchemicy bardzo jej pożądają, ponieważ ma naprawdę wielki magiczny potencjał. Można z niego przyrządzić potężne mikstury. -
- A potrafisz jakieś stworzyć? -
- Jeszcze nie. Mama mówiła, że najpierw muszę poznać wszystkie podstawy, ale z czasem mnie i tego nauczy. -
Dziewczyna odłożyła ziele na bok i sięgnęła po kolejne ziele. Miało ono podłużne, ząbkowane liście.
- To jest jedno z ziół uzdrawiających. Bardzo przydatne, bo nie trzeba nic z nim robić, wystarczy potrzeć w rekach, żeby lekko puściło soki i przyłożyć do rany. Pamiętaj tylko, żeby roślina nie była zbyt brudna. -
Następnie potarła w rękach jeden z liści i dała go elfowi.
- Masz powąchaj. Ma on charakterystyczny zapach, zapamiętaj go. -
Elf powąchał liście i skrzywił nos.
- Ale cuchnie. Naprawdę to ma pomóc na gojenie ran? -
- Tak. Naprawdę pomaga. Pamiętasz ostatnio, jak rozciąłeś sobie nogę? Mama dała Ci opatrunek właśnie z tymi ziołami. Są bardzo mocne i całkiem powszechne.
Po tym elfka jeszcze przez jakiś czas pokazywała bratu kolejne zioła i objaśniała ich zastosowanie.


Thor obudził się nagle. Nie działo się nic nadzwyczajnego, po prostu się przebudził.
Minera... Siostro. Ciekawe co u ciebie.
- Pewnie niezbyt dobrze. Wszakże widziała, jak zabiłeś jej brata. -
Skąd to wiesz?
- Zgadnij, Tellanie. Zgadnij. -
Bo jesteś tym bratem, prawda, Santisie?
- Nawet nie śmiej wymawiać mego imienia! Tak! I TY mnie zabiłeś. -

Głos był pełen jadu i nienawiści.
Thor dalej był niemal niewzruszony. Niemal. Cząstka zapomnianych uczuć jeszcze się w nim kotłowała. Czuł złość, gniew, ale także smutek i poczucie straty. Szybko się opanował.
- Co, nic nie powiesz, zabójco? -
Nie. Ponieważ żadne słowa nic tu nie zmienią.

Elf stłumił w sobie głos jego brata, po czym zamyślił się nad tym, co się stało. Jego brat, Santis, w jakiś sposób się z nim komunikuje. Będzie musiał zbadać jak. Ale to kiedy indziej.
Tellan wstał, po czym przypomniał sobie fragment snu, w którym Minera uczyła go podstaw zielarstwa.
Ciekawe ile z tego pamiętam. Aż dziw, że o tym zapomniałem. O tym i o wielu innych sprawach.
Thor wstał, przeciągnął się i rozejrzał się dookoła, co robi reszta drużyny.
Obiecuje Bracie, że od teraz nie zabije nikogo, kto nie będzie zagrażał mi, lub komuś mi bliskiemu.

Debowy_Mocny - 2013-03-10, 23:05

Enderus popatrzył mało chętnym okiem na stado. Nie wzbudzało to w nim przesadnego zainteresowania. W sumie jedynie o czym myślał to pójście spać.

W końcu tak jak inni postanowił pójść spać.
Zaczął go nawiedzać dość dziwny sen.

Śnił, jak odnalazł na pustyni grotę w której znajdowała się wyborna pracownia, podobna do tych w których wcześniej pracował razem z Czadorbem. Zbudował w niej czołg parowy, potężny stalowy kolos którego nie da się łatwo powstrzymać.
Posiadał 4 pary koł połączone gąsienicami. Z przodu maszyny na górnej części znajdowały się dwie ogromne lufy. W dolnej części z przodu maszyny znajdował się taran który wysuwał się z niesamowitym pędęm poprostu uderzając we wszystko co znajdzie ię w zasięgu taranu.

Usiadł za sterami. Wyruszył w podróż. Przez pustynie przemierzał.

Enderus mrugnął, i nagle zamiast pustynnego krajobrazu, dookoła widział tylko zniszczone ruiny jakiegoś miasta, gdzie nie gdzie się palił jakiś budynek. Jechał dalej. Nagle przed jego oczyma pojawiła się zakapturzona postać. Wyciągnęła w jego stronę ręke. Nie miała ręka ani skóry ani mięśni. Po chwili postać odsuwa kaptur ujawniając oblicze. Lewa połowa twarzy była pozbawiona mięsni i skóry, tylko kość, natomiast prawa połówka twarzy zawierała nadgnite resztki ciała. W oczodołach jarzyły się dwa zgniłozielone światła.

TO był Necrimnius, lisz a zarazem kapłan beliara odpowiedzialny za zaginięcie rodziców Enderusa.

Enderus wysunął łeb z czołgu parowego
W końcu ciebie dopadłem skurwysynu. Teraz zapłacisz za śmierć moich rodziców, i polegniesz ostatecznie w kołach mojej maszyny
Zakrzyczał inżynier. Po czym ponownie wszedł do środka czołgu. I już chciał poprostu rozjechać lisza. Spojrzał przez wizjer, zauważył że lisz zniknął. Poczuł nieprzyjemne zimno za plecami. Odwrócił się. Lisz był w środku czołgu zaśmiał się złowieszczo. Nagle Enderusa ogarnęła ciemność, zniknął czołg, zniknął lisz, zniknął także apokaliptyczny krajobraz. Była tylko ciemność. Nagle rozległo się echo.

A więc szukasz zemsty za śmierć rodziców tak?
Enderus poczuł lekkie zdenerwowanie.

Kim ty jesteś? Odpowiedział inżynier.

Nagle przed oczami Enderusa ukazała się postać. Był to wojownik zakuty w zbroję, posiadał także kryty hełm. Przez jego wizjer widać było tylko jego oczy. Jego wzrok był przeszywający. Tors w zbroi miał dziurę, dookoła dziury były jakieś wgniecenia. Tarcza którą nosił posiadała większą dziurę. W pochwie miał schowany półtoraręczny miecz.

Jestem tutaj, zaoferować ci pomoc. Ten, na którego polujesz nie jest łatwym przeciwnikiem. Potrzebujesz pomocy. Bycie błąkająca się duszą nie jest wcale zajebiste. Jeśli uda ci się odnaleźć moje ciało, i sprowadzić mnie spowrotem do świata żywych to będę twoim sprzymierzeńcem.

Enderus słuchał tego co wojownik powiedział. Jednak inżynier odpowiedział.
Twoja pomoc? Myślisz, że ja będę uganiać się za znalezieniem sposobu by sprowadzić jakiegoś wojownika do świata żywych... skoro mogę dużo szybciej wynająć wojowników na pęczki.

Na twarzy wojownika można było zauważyć uśmieszek.
Ja nie jestem pierwszym lepszym wojownikiem.
Wojownik odwrócił się w prawą stronę, wyciągnął ręke, z ręki wystrzeliła ognista kula. Po chwili odwraca się w stronę Enderusa, wyciąga w jego stronę ręke. Inżynier zauważył że jego nogi zostały skute lodem do ziemi.
Ja jestem czymś więcej niż wojownikiem. Gdybym nie był to bym nawet nie zawracał komukolwiek dupę. Dodał wojownik.

Zaraz, to czemu akurat do mnie się wzracasz z taką propozycją czy tam prośbą. Jest wiele osób które by lepiej sobie poradziły ze sprowadzeniem ciebie do świata żywych.

Wojownik spojrzał się w stronę Enderusa
Będąc duszą jest tak, że mogę nawiedzać tylko sny tych co jeszcze żyją i mają coś wspólnego ze mną. Powiedział

Enderus skrzywił twarz, jakby czegoś nie zrozumiał.
Zaraz, ja cie pierwszy raz w życiu widzę, co ty masz na myśli z tym, że ja mam coś z tobą wspólnego.

Wojownik się zaśmiał i odpowiedział.
Twój ojciec... zanim poznał twoją matkę to pospędzał parę przyjemnych chwil z innymi kobietami..




Enderus obudził się. Nie wiedział czy ten wojownik co był we śnie to był prawdziwym wojownikiem, ale martwym. Czy po prostu to tylko był sen. Jednak zawracał swojej głowy owymi snami.

Lowcakur - 2013-03-11, 22:16

- Twoje rady zostały odnotowane, Altarisie. A teraz idź odpocząć.

<rzekł Albrecht dość znudzonym tonem. Ozdrowienie Baldwina zaskoczyło go, ale rannego nie wypada zostawić bez pomocy. "Pewnie i tak umrze... Ale, skoro Angrogh go uratował, to niech ratuje go dalej, wpierw trzeba zając się Amim" - pomyślał.

Wyciągnął z torby swój zestaw medyczny. Rozłożył swój pokaźny arsenał narzędzi na rozłożonej sakwie tuż obok Amiego, tak aby widział co on będzie robić. Nie znał się na tym zbyt dobrze, tyle co parę lekcji w Akademii, ale i tak lepsze to było niż nic. Potem podał mu butelkę halunówki i rzekł>

- Lepiej się napij, chłopie. To nie będzie przyjemne. To halunówka, najlepszy specyfik na znieczulenie znany światu. <po czym skinął na Enderusa i Altarisa i rzekł do nich>

- Przytrzymajcie go, jeśli łaska. nie chcę aby mi się za bardzo wiercił... A reszta jak już wypocznie niech postara się zebrać coś do rozpalenia ognia, o ile takie coś tutaj rośnie.

<Gdy już go złapali, Albrecht założył Amiemu opaskę uciskową nad raną. Po czym umoczył skalpel w jodynie, po czym delikatnie rozpoczął oczyszczanie rany z rozerwanego ciała, skóry i piachu. Starał się zostawić gładkie, czyste dziury, oraz za bardzo nie poszarpać mięśnia. Gdy tylko zakończył czyszczenie, oblał ranę odrobiną jodyny i wytarł jej okolice bandażem. Później położył na ranach parę listków krwawniku, i owinął nogę bandażem. Zawiązał go, ściągnął opaskę i rozkazał puścić delikwenta. Pewnie był zemdlony, nikt nie wytrzymałby takiego dłubania. >

- Uf, gotowe. ami sprawiony i prawie jak nowy. Dawajcie mi tego przybłędę, skoro Angrogh chce aby żył to nie w moim interesie pozostaje stać mu okoniem. Połóżcie go na wozie, zaraz się nim zajmę.

MrocznyKefir - 2013-03-11, 23:08

Baldwin patrzył zmrużonymi oczyma na operację przeprowadzaną na chłopcu. Pokiwał głową - starannie, prosto, po wojskowemu. Sporo bólu, ale cóż, nie jest to zbyt wysoka zapłata w zamian za kończynę.

W międzyczasie wyjął swoją koszulę z torby i owinął sobie nią głowę tak, by chroniła przed słońcem. Zaleca to wiele ksiąg ludów koczowniczych. Powinien wkrótce sobie przygotować coś gorącego do picia. Absurdalnie zrobi mu się wtedy chłodniej. Kolejna mądra rzecz wyczytana w książkach.

Gdy już usadowił się na wozie przed Albrechtem wyjął sztylet i rzekł:
- Podziwiam twoją wiarę w siły wyższe po Świcie Akilijskim, dowódco - rzekł krótko i zacisnął zęby na rękojeści. Będzie boleć. To zawsze boli. Lecz w tym podłym świecie nie ma nic za darmo.

Jogurt - 2013-03-12, 13:59

Marwyn dość szybko wrócił ze zleconego mu przez Albrechta marszu. Nie znalazł nic poza wszechobecnym piachem. Ucieszył się na widok Adama, reszcie najwyraźniej udało się go odnaleźć. -O, widzę że jesteś i to cały. To dobrze... to dobrze.- powiedział do chłopaka.

Crane nie lubił siedzieć bezczynnie. To znaczy lubił ale nie na pustyni bez osłony nad głową. Postanowił więc rozbić swój namiot naprzeciwko wozu, wejściem do środka "obozowiska".
Kiedy już siedział sobie wygodnie pod daszkiem i posilał się kawałkiem mięsa usłyszał rady Jednookiego. -Kapitanie, nie wiem czy to dobry pomysł jeść to bydle. Jego krew jest bardzo dziwna, praktycznie czarna. Mogłoby zaszkodzić. Zresztą i tak nie ma jak go usmażyć, nie mamy drewna. No nie licząc wozu.- stwierdził spokojnie, jednak jakby bez przekonania. Odpowiedź niezależnie od treści najwyraźniej średnio go interesowała.
Odpoczywał dalej, nie miał za bardzo czym się zająć. Wyjął tylko swój grzebień i postanowił wyczesać włosy. W tym klimacie piasek dostawał się praktycznie wszędzie, a chyba najgorzej było z tym na głowie. Drewniane ząbki trochę opornie przechodziły przez splątane, zesztywniałe pasma. Marwyn ogólnie dziwnie podchodził do tej czynności, był tym pochłonięty bez reszty. Jednak jakaś namiastka higieny w tych okolicznościach sprawiała jakiegoś rodzaju przyjemność. Po jakimś czasie wstał, przypomniał sobie o leżącym Baldwinie. Wojownik jakimś cudem przeżył, byłoby trochę głupio po tym wszystkim umrzeć od słońca. Marwyn wstał więc, wziął z wozu swój zielony płaszcz i przykrył nim człowieka.Przynajmniej słońce nie spali mu skóry- pomyślał i odszedł bez słowa. Mimo wszystko trochę szkoda mu było tego człowieka. Póki co jednak postanowił niczym więcej się nie przejmować i po prostu iść spać.

Altaris - 2013-03-12, 17:45

Elf spoglądając na Marwyna i zamykając swój namiot wypuścił w niebo swojego jastrzębia, po czym rzucił okiem na wóz i rzucił półszeptem, aby nie usłyszał tego Albrecht - Marwynie... - Nachylił się ku mężczyźnie i kontynuował krótki dialog - Może jakbyśmy zabrali jedną deskę, to Wasz dowódca by tego nie zauważył... - po czym swobodnie, bezstresowo podszedł do operującego kapitana Straży Bolgorii i przyglądając się chłopakowi przygniótł kolanem jego bark, a drugim kolanem przedramię. Nie nastawał na niego całym ciężarem, by nie spowodować jakichś długotrwałych obrażeń wewnętrznych, czy zewnętrznych. Po prostu trzymał chłopaka, by ten nie poderwał się nagle.

- Albrechcie... Nie jestem pewien, czy możemy zaufać temu nowemu... Jest jakiś pojebany... - szeptał w kierunku dowódcy tego wozu Jednooki, tak, że tylko on i młody chłopak go słyszeli. Siedzącego na wozie nie obdarzył nawet spojrzeniem. Pewnie był on z jakiejś sekty pochodzącej od Denagogha, albo Beliara.

Dobrze, że u Obaliana nie ma takich popierdolonych ludzi... Dobrze, że w ogóle jest tam mało ludzi. Mniejszy chaos i mniej hołoty do opanowywania.

Tak, ludzie zawsze sprawiali problemy. Altaris rozejrzał się po całej drużynie i mówiąc bez żadnego stresu, czy obaw rzucił, w języku Mrocznych elfów, który chyba tylko on znał:
- Za dwa dni połowa z nich będzie martwa... Misja, to misja... - elf nie mówił jednak zbyt głośno. Od, tak, normalnie, żeby sobie ulżyć. Musiał to powiedzieć na głos. Wiedział, że ktoś może znać mowę krasnoludów, dlatego użył mowy dla nich nieznanej.

Debowy_Mocny - 2013-03-12, 18:04

Enderus usłyszał słowa Marvyna
Wozu to nawet nie tykaj. To jest jedno z cudów inżynierii a nie drewno na opał. Można zawsze mięso wysuszyć na słońcu. odpowiedział.

Enderus zrobił to o co Albrecht poprosił. Póki co to mu nie szkodziło przytrzymać kogoś podczas operacji.

Panie kierowniku. Ja sądzę że jeśli już mamy brać ze sobą tego... samobójce to chociaż niech będzie pod baczną obserwacją. Jeśli on zawsze jest taki to będzie z niego idealna żywa tarcza powiedział do Albrechta.

Mam nadzieję że już niedługo dobijemy do mirtu. I to bez kolejnej burzy piaskowej.

Jogurt - 2013-03-12, 20:14

Marwyn nie przerywał sobie odpoczynku. Mimowolnie lekko uśmiechnął się po słowach Altarisa. Wygadany był złośliwiec ale Marwyn wyjątkowo nie lubił złośliwców. W każdym razie takich, którzy czepiają się innych bez powodu, a już zwłaszcza takich, którzy dużo gadają a mało robią. Crane mało przebywał z innymi ludźmi, a co za tym idzie nie miał do nich cierpliwości. Miał co prawda w ostatniej chwili zrezygnować z odpowiedzi w kierunku Altarisa ale doszedł do wniosku, że w ten sposób pokazałby, że można nim pomiatać. A na to nie zamierza pozwolić.
-Nie ma sprawy, chcesz to wyjmuj. Możesz się nią przy okazji pieprznąć w łeb, może będziesz mniej wredny... Albo nawet dwie, skonstruować narty i zapieprzać za wielbłądem. W każdym razie w obu przypadkach zawołaj mnie, chętnie popatrzę. - tu zrobił krótką pauzę- Jak powiedziałeś, wasz dowódca? Wydawało mi się, że nasz. Czyżby się coś pozmieniało?- rzekł i znów przegryzł kawałek mięsa. Nie mówił szeptem jak Jednooki. Marwyn zawsze brał odpowiedzialność za swoje słowa i przed nikim się z nimi nie krył.

Tym razem odpowiedział Enderusowi: -Spokojnie Enderusie, przecież nie mówiłem serio. Twoje cudeńko nie ucierpi, spokojna głowa.- rzekł z uśmiechem. Facet najwyraźniej nie załapał żartu ale nie miał mu tego za złe, przynajmniej go nie denerwował w przeciwieństwie do elfa, a co więcej pokazał już dwukrotnie, że jest przydatny w sytuacji zagrożenia. A Marwyn oceniał ludzi po czynach, nie po słowach.

Debowy_Mocny - 2013-03-12, 20:33

Gdybym nie zrozumiał twojego żartu to byś teraz nie miał kilku zębów. Z zawadiackim uśmiechem odpowiedział Enderus. Do marvyna.
Messiah - 2013-03-12, 21:29

Teherij już czuł się o wiele lepiej. Siadł obok namiotu Marwyna, wyciągając się na brzuchu, i osłaniając głowę maską, a resztę ciała płaszczem.

-Obija mi się o uszy wasza sympatia. Wzajemna, jak mniemam. -zwrócił się kapłan do Altarisa i Crane'a, wbijając rozmarzony wzrok w przestrzeń.

-Atmosfera jest cholernie przyjazna. Dzięki wam nie boję się, że wymordujemy się tu nawzajem. - Ironia w głosie Adama była ostra -Albo po zdobyciu Mirtu nie wyjadę z niego z nożem w plecach.

Wbił oczy w Marwyna.
-Nie lubicie elfów, co? - mruknął -Taaak, niewątpliwie. Rasa unoszących się honorem istot. Twarde, lecz skurwiele a nie sojusznicy.
Wstał.
-Jestem człowiekiem! - rozłożył ręce kapłan -I to LUDZKA wyprawa.

Uśmiechnął się, i postawił krok w kierunku Altarisa. Muzy szeptały mu niepokojące słowa. Czuł mrok dookoła. Nie wiedział, czy to mrok Beliarowy, czy mrok jedynie ludzkich uczuć.

-Elfie, nie zapominaj się. Tu twoje pochodzenie się nie liczy. Możesz być szlachetnie urodzonym, możesz być chłopem, żołnierzem czy synem hodowcy owiec. Nikogo to nie obchodzi, ryzykujemy tu życie w równym stopniu.
Teherij zamilkł na moment. Kolejny krok w stronę Altarisa.
-Wzywam Cię, Jednooki. Nasz towarzysz już powiedział to co trzeba. Splunąłbym na pewne wasze zachowania "elfickie". Szkoda mi jednak śliny. - wzniósł palec na wysokość oczu, w geście takim, jak karze się małe dzieci -NASZ dowódca. Bierzesz udział w wyprawie, więc to twój dowódca. Nie? Jesteś intruzem. Nie mam pojęcia co powie na to reszta. - Oczy Kapłana rozszerzyły się, od środka rozsadzała go furia. Muzy, wspomóżcie...

-Gówno mnie obchodzi co na to reszta. Podlegam tylko Muzom i NASZEMU dowódcy.

Krzyknął do znajdujących się dookoła ludzi
NASZEMU DOWÓDCY?

Takim głosem, by wzbudzić ich entuzjazm. Jeśli ktos ma nas prowadzic, niech będzie to Albrecht!
Gdy usłyszał reakcję ludzi, spojrzał na Jednookiego znacząco.
Nie będzie mnie miał za byle kogo. Jestem Teherijem. Kurwa mać.

Słowik - 2013-03-12, 21:57

Dziewczyna leżała w cieniu wozu. Do tej pory nie wiele obchodziło ją to co działo się w obozie. Przyglądała się temu w milczeniu. Dopiero kiedy Kapłan wrócił cały i zdrowy uspokoiła się i o dziwo ucieszyła. Zostało to jednak odsunięte na bok, a miejsce tych uczuć zajęła wściekłość. Elf nie podobał jej się od początku wyprawy, ale teraz przekroczył pewną granicę. Granicę, która nie powinna zostać naruszona.

"On uważa się za lepszego od nas. Za lepszego tylko dlatego, że jest elfem? Kapłan ma rację- tu pochodzenie się nie liczy. Sam musisz udowodnić ile jesteś wart."

Kiedy Adam wyzwał elfa dziewczyna szybkim ruchem poderwała się z ziemi chwytając Wronę.
Popatrzyła przez chwilę na nich obu i zdecydowanym krokiem podeszła do Adama. Stanęła tuż obok niego.

-On ma rację.- dziewczyna zwróciła się do elfa- My jesteśmy ludźmi i zaręczam ci, że nie jesteśmy nic nie warci. Możemy to udowodnić. Teraz jednak bierzemy udział w jednej wyprawie na równych prawach. Wszyscy. Ale powtórzę raz jeszcze, że Kapłan ma rację.

Natalia zacisnęła palce na łuku i podniosła głowę. Spojrzała w oczy elfa. Jej spojrzenie rzucało mu wyzwanie .

"Jesteśmy ludźmi i nie jesteśmy, kurwa, gorsi od nich."

kastyl - 2013-03-12, 22:34

Thor przysłuchiwał się w cieniu wozu "rozmowie" prowadzonej przez jego towarzyszy. Wpierw słuchał jej tylko kątem ucha, ale gdy padły zbyt nerwowe słowa zainteresował się bardziej tym, co się działo w obozie. Gdy Teherij i Słowik rzucili swoje słowa w stronę Jednookiego, obrażając nimi również niego samego, Tellan wstał i wyciągnął dwie naznaczone strzały, po czym podszedł po cichu do prowokatorów, stanął tuż za nimi po czym powiedział.

- Chciałbym napomknąć, iż jest tu też jeszcze jeden elf, który BARDZO nie lubi być obrażany. Do tego ten elf trzyma dwa ostrza wycelowane w was z trucizną zapewniającą szybki, czterogodzinny odpoczynek, więc odradzam gwałtowne ruchy.

Po pierwsze to NIE jest ludzka wyprawa. To, że przeważnie biorą w niej udział ludzie, nic nie znaczy.
Po drugie, nie radze obrażać elfów, gdy samemu prezentuje się postawę, za którą się owe elfy gani.
A po trzecie, ludzie są zazwyczaj większymi skurwielami niż elfy. My zazwyczaj nie krzywdzimy innych bez powodu. Ale za to mamy długa pamięć, znacznie dłuższą niż ludzkie życie, i najczęściej vendetta jest adekwatna do krzywd. Choć duma i honor są często naszymi wadami, to też należą do naszych zalet. My dotrzymujemy naszych słów.

Bądź świadom, że pod względem wyprawy podlegam tej samej osobie co wasz, jeśli dalej uważasz to za "ludzką" wyprawę, kapitan, ale słucham się jego rozkazów. Jednooki także.
Twierdzisz, że my, elfy, traktujemy innych z góry? Nic dziwnego, skoro spotykamy na swojej drodze takich, jak TY.

A więc bądź łaskaw i stonuj swoje słowa, CZŁOWIEKU. I przestań atakować tych, którym być może będziesz musiał powierzyć swoje życie. Inaczej zajmiesz miejsce obok rannych na wozie. Ty także, Kobieto. O ile Albrecht nie zadecyduje inaczej i nie zostaniecie z tyłu zamiast tego prowokatora tam. -

Thor przystawił końcówki strzał do nieosłoniętych zbroją miejsc na ciałach dwójki ludzi stojących przed nim.

-Obiecałeś, że nie zabijesz nikogo -
Nikogo, kto mi nie będzie zagrażał. Poza tym, nie mam zamiaru ich zabijać. Tylko chwile sobie poleżą.


- Więc jak, odwołasz swoje słowa? Czy dalej chcesz zgrywać ważniaka i obrażać innych? -

Debowy_Mocny - 2013-03-12, 22:37

Enderus uważnie słuchał tego co wygłaszał Kapłan muz.
Widzę że tu zaczyna być ciekawie. W końcu ktoś dojebał temu pedałowi uszatemu. Kurwa, jak elf to od razu lepszy.

Enderus zwrócił się w stronę Altarisa.
Ja słyszałem wiele o elfach. Zwłaszcza to, jak bardzo gardzą ludźmi. Niestety ty jesteś dowodem na to ze to prawda. Nikt nie rodzi się zajebistym, wspaniałym, zasługującym na szczery szacunek. I nie decyduje o tym żadna rasa. Decydują o tym czyny. Chcesz być szanowany? Rób tak byś na ten szacunek kurwa zasłużył. To że jakiś człowiek jest chujem to nie oznacza że wszyscy ludzie to chuje.. Cieżko stwiedzić jakim głosem powiedział. W połowie spokojny, w połowie zdeterminowany.

Po wykładzie w stronę elfa wzrócił się w stronę Adama. Podniósł kciuk w górę, uśmiechnął się i powiedział.
Jeszcze sporo życia przed sobą masz. Jednak już teraz mówisz mądrze.

Potem zwołał do wszystkich
Póki tu wszyscy bierzemy udział. To wyprawą kieruje nie kto inny jak Albrecht. On jest naszym kierownikiem i zostanie nim póki będzie kierował nas w stronę sukcesu.

MrocznyKefir - 2013-03-12, 22:43

- Uspokójcie się - powiedział głośno Baldwin - jeśli myślicie, że rasa ma jakikolwiek wpływ na zachowanie czy intelekt - jesteście w błędzie. To, że ktoś ma spiczaste uszy, a inny okrągłe jest gówno warte. Kłócicie się jak dzieci. I wy, "honorowe elfy" i "niedający sobie w kaszę dmuchać ludzie". A tak poza tym Thorze... cóż to za honor zachodzić od tyłu swoich towarzyszu celując w nich z łuku? I cóż to za maniery, moi ludzcy towarzysze, by atakować słownie grupą. Jak dzieci - pokręcił głową zrezygnowany Baldwin - jak dzieci. Zachowajcie agresję i siły na wroga, a nie na siebie.
Messiah - 2013-03-12, 22:56

Teherij podniósł brew. Sytuacja wydała mu się śmieszna. Czy znowu śnił?

-Nie bądź śmieszny. - rzucił do drugiego elfa.

-Dotknijże mnie, na Patronę! Niewygodne słowo najłatwiej uciszyć bronią. - zwrócił się do reszty.
-Ja także dotrzymuję swych słów. Jestem Teherijem, i raz już straciłem rodzinny honor. Teraz wiem, co mówię. Mówisz iż prezentuję postawę dumną? Nie, to tylko pojednawczy gest z mej strony. W przeciwieństwie do was, ja głupotę likwiduję słowem, nie bronią.

Przymrużył oczy.

-Ja tonowałem swe słowa, wy powinniście uczynić to samo. Przestańże wytykać mi moje błędy. Możliwe że Ty kiedyś będziesz musiał i mi zaufać. Nie psuj tego.
Zwrócił się do Enderusa i reszty
-Powiedzcie mi sami, chcemy walki? Ja chcę jedynie współpracy. Bez niepotrzebnej dumy.
Położył rękę na ramieniu Słowika, nakazując jej spojrzeniem schować łuk.
-Grozisz mi bronią, "Elfie"? Honorowo atakujesz. Trucizną, w plecy. Podnieś broń na towarzysza wyprawy, na Kapłana, i co ważniejsze - na głosiciela prawdy i proszącego o myślenie.

kastyl - 2013-03-12, 23:08

Thor roześmiał się na słowa kapłana.
- Tonowałeś swe słowa? Ilu znasz elfów i co wiesz o ich przeszłości? Nic, a nazwałeś wszystkich skurwielami. Chyba że się przesłyszałem.
A wiec mówisz, iż wyzwanie kogoś do walki jest "pojednawczym gestem i chęcią współpracy"? O ironio. Owszem, niewygodne słowo najłatwiej uciszyć bronią. Od tego ona jest.
Owszem, w moim aktualnym postępowaniu nie ma nic honorowego. Przynajmniej nie z Twojego punktu widzenia. Lecz w ten sposób nikt nie utraci życia. Wzywałeś do walki i teraz prosisz o myślenie? Dziwnym jesteś człowiekiem. -

Jogurt - 2013-03-12, 23:12

Marwyn nie spodziewał się, że krótka wymiana zdań rozwinie się w ten sposób. Powstałą sytuacją był na tyle zaskoczony, że na początku w ogóle nie zareagował, tylko siedział i machinalnie przeżuwał kawałek solonego mięsa. Niestety robiło się coraz goręcej, a po wystąpieniu Thora Marwyn uświadomił sobie, że to może skończyć się naprawdę źle. Jako jeden z prowodyrów poczuł się zobowiązany, by wstać i przerwać to szaleństwo. Zrobił to jednak w miarę spokojnie, by nikt nie zareagował w sposób, którego mogliby później wszyscy żałować.
Miał zacząć spokojnie, jednak emocje wzięły górę. -Do diabła, skończcie to szaleństwo! Że też mnie coś podkusiło... Odłóżcie tą cholerną broń, chcecie się teraz nawzajem pozarzynać?!- powiedział po czym zrobił krótką pauzę, by zastanowić się co powiedzieć dalej.- Wyprawa nie jest ani ludzka ani elfia, wyprawa to wyprawa. Każdy ma swoją wartość, każdy umie co innego, jeden jest młody, drugi stary, są mężczyźni, jest i kobieta, są ludzie i są też elfy. I co z tego? Ano gówno. Bo od kiedy wyruszyliśmy razem jesteśmy drużyną, nie jednostkami ale grupą, która tworzy całość. A drużynę na takiej wyprawie powinno łączyć coś więcej niż sztabki jakich się spodziewają po zakończeniu misji. Takimi rzeczami jest braterstwo, oddanie, poświęcenie i odwaga. I przysięgam, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to za każdego kto tu stoi wyleję tyle krwi ile starczy w żyłach. Nawet za ciebie, elfie.- rzekł dobitnie celując palcem w Jednookiego.- Pamiętacie o czym mówił nam Albrecht zanim wyruszyliśmy? Bo coś mi się wydaje, żeście już pozapominali.- powiedział szybko, po czym musiał wziąć głęboki wdech. W sumie sam nieco zdziwił się, co przed chwilą powiedział. Zawsze miał się za jednostkę, samotnika dbającego o własne interesy. Jednak w jakiś sposób okłamywał sam siebie. Przeszłość pozostawiła w nim jakieś dziwne, niepraktyczne wartości, których nie udało się wyprzeć. Był stanowczo za dobry jak na swój fach, a kto ma miękkie serce musi mieć i twardą dupę. Być może przyjdzie mu zapłacić za te słowa. Ale czy to coś zmieni, czy nazwanie ukrytego sprawi, że zadziała inaczej?

Teraz zwrócił się w kierunku Altarisa. -Wszystko zaczęło się ode mnie i od Jednookiego i na tych osobach powinno się skończyć. Nie wiem co masz do mnie ale powiedz to i wyjaśnij od razu. Wrogość i pogarda biją od ciebie na sążeń. Chcę wiedzieć czym sobie na to zasłużyliśmy. I załatwmy to od razu, jak mężczyźni bez szeptania za plecami, głupich uwag i pogardliwych spojrzeń. Tak, właśnie takich jak to którym raczysz mnie w tym momencie. A oprócz tego chcę wiedzieć co miały do cholery znaczyć te słowa "wasz dowódca"? Czyżbyś uważał, że jest tu miejsce dla jakiś wolnych strzelców? Odpowiedz więc za swoje słowa i to, co niewymówione.

Debowy_Mocny - 2013-03-12, 23:23

Enderus zobaczył, że nauczanie jednego niepozornego elfa zamienić się może w niezłą awanturę. Trzeba ludzi trochę potemperować.

Enderus wstał i donośnym głosem powiedział, tak żeby każdy usłyszał.
Panowie, kurna. Spokój ma być. Każdy walnął swoje 3 grosze. Teraz zakończmy tą rozmowę i niech każdy sobie to przemyśli i wyciągnie nauki z tego. Jeśli ta misja ma się powieść to musimy póki co działać razem. Jak misja nasza się skończy to wtedy ja pójdę do siebie, do pracowni a wy se róbta co chceta, możecie się pozabijać, pozasiekać, wyruchać jeden drugiego w dupę, będę to miał w głębokim poważaniu. Jednak teraz powinniśmy się skupić na celu swojej misji. Bo jeszcze nawet do mirtu nie dojechaliśmy.

Messiah - 2013-03-12, 23:25

-Nie wyzwałem nikogo do walki. Wzywałem do opamiętania. Niektórym trzeba to dwa razy powtarzać.

Teherij roześmiał się szaleńczo.

-Moje słowa słyszało zbyt wiele osób, by mnie uciszyć. Rób co chcesz. Ale przyznaję, nic o mnie nie wiesz. Czterogodzinny odpoczynek? Odpocząłem raz siedem dni i siedem nocy! - wybuchła furia Kapłana.

-Miałem do czynienia z elfami. Wielu zachowywało się tak jak wasza dwójka.

Zamilknął, jakby ważąc słowa.
-Muzy rozliczą ze słów i czynów. W ich imię wołałem o odrzucenie dumy na czas wyprawy. Spotkało mnie wsparcie ze strony nieszanowanych, a ze strony nieszanujących groźby i obelga. Wołałem.

Rozejrzał się po krajobrazie. Przez całą jego mowę nie było momentu, w którym z jego twarzy zszedłby uśmiech. Jego oczy patrzyły chaotycznym optymizmem na każdego. Miał wiarę w to, że każdy jest z natury dobry. Nawet skurwiele.

-Ale to głos wołającego na pustyni!

Gdy Marwyn wygłosił swą mowę:

-Słowiku, Marwynie. Odsuńcie jegomościa z jego zabawkami na jakąś odległość. Dziś już odpoczywałem. Niech będzie tak jak mówisz, towarzyszu. Załatwcie to między sobą. Też chcę wiedzieć, czy NASZ dowódca to też dowódca Bezokiego.

kastyl - 2013-03-12, 23:44

- Wzywałeś, czy wyzywałeś, to teraz bez znaczenia. Twe słowa uderzyły we mnie i w Jednookiego. Znając jego temperament, nie skończyłoby się to wiele lepiej niż teraz.
Ty także NIC o mnie nie wiesz. Ale bądź świadom, że swymi czynami nie pokazałeś nic lepszego niż ja, czy ten, kogo atakowałeś. -
Thor schował strzały z powrotem do kołczana.
- Bądź świadom tego, iż na naszej wyspie prowadzimy życie wyzbyte ze zbytniej dumy. Na tych, którzy tułają się po świecie nierzadko ciąży cień tak wielki, iż większość ludzi upadłoby pod jego ciężarem. Nasza duma i honor są jedynym co nam pozostało. Staramy się żyć, walczyć z tym cieniem. Lecz także bądź świadom tego, iż widziałem wielu ludzi na tym kontynencie, którzy nie rozmawialiby z Tobą. Zatopiliby swe ostrza tylko dla tego, że spodobał się im kawałek Twego ubrania, a tą "rozmowę" wykorzystali jako pretekst. Ludzie też nie są idealni. Każdy ma jakiś cień, który ze sobą dźwiga. -
Tellan skierował się do swojego poprzedniego miejsca spoczynku.
- Adamie, waż swe słowa. Jednooki, Marwynie, wy także. Nasi wrogowie czekają daleko przed nami. Zadbam o wasze plecy. Przynajmniej do momentu, aż każdy z nas nie rozejdzie się w swoją stronę. -
Minero, Santisie. Być może kiedyś moje czyny pozwolą mi błagać was o przebaczenie.
- Zobaczymy, "bracie" -

Messiah - 2013-03-12, 23:54

-Duma to dziwka. - rzucił Adam. Obrócił się w stronę elfa. Wciąż się uśmiechał. Thor, tak nazywano elfa. Spojrzał na Thora. Takiemu optymiście ciężko byłoby się bać kogokolwiek, szczególnie teraz.
Thor mógłby zauważyć nienaturalne źrenice Adama. Musiał go zdziwić ruch człowieka.

Wyciągnął rękę na znak pokoju.

-Również będę murem. Za waszymi plecami, i przed waszą piersią.

Popatrzył na dziewczynę, mówiąc ostatnie słowo. Wzruszył ramionami.

Wiedza o mroku, jaką mi zesłano.
Szepnął do elfa:
-Każdy ma cień. Wiem, że i ty go ze sobą nosisz. Duchy Opiekuńcze będą mieć Cię w opiece, tak długo, jak będę obecny.

kastyl - 2013-03-13, 00:05

Thor usłyszał słowa kapłana.
- Twe duchy nie są w stanie nawet osłabić cienia zżerającego moją duszę. Lecz jestem Tobie i Twym Duchom wdzięczy za opiekę. -
Tellan odpowiedział tak samo kapłanowi, jak ten zwrócił się do niego.
Elf usiadł na swoim poprzednim miejscu i zamyślił się. Ostatni sen przywołał niemal zapomniane wspomnienia z jego dzieciństwa. Wspomnienia pełne beztroski i niewinności. Wspomnienia wyparte przez "trening" zabójców.
Co się do cholery ze mną dzieje! Jeszcze parę dni temu wszystko było w porządku. Nie dokuczał mi ani głos Santisa, ani żadne wspomnienia. CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE?
- Bardzo proste. Stajesz się sobą.-
Co masz na myśli?

Cisza.

Lowcakur - 2013-03-13, 09:14

- To bydle zostawić, dopóki mamy własne zapasy lepiej nie tykać się każdego świństwa napotkanego na drodze. <rzekł kapitan do Marvyna>

<Jednak, gdy skończył operować Amiego, cała sytuacja powoli zaczęła wymykać się spod kontroli. "Pierwszy konflikt, zawsze tak jest" - pomyślał, ale nie zmaierzał zostawić tego sobie. W końcu był dowódcą, on musiał zaprowadzić porządek. Walnął z całej siły w dno wozu, po czym głośno i wyrażnie wypowiedział.>

- Cisza! Altarisie, jestem również TWOIM dowódcą, jak zdążyli ci już uświadomić nasi towarzysze. Nie unoś się nad nich pychą i dumą, na tej wyprawie wszyscy jesteście na tym samym szczeblu. Nie życzę sobie żadnych konfliktów na ten temat, zrozumiano?!

Thorze, Ty także nie wyciągaj broni zbyt prędko, czasem może to nieść głębokie konsekwencje.

Do pięknych słów Marvyna mogę dodać jedynie to, iż na tej wyprawie musimy sie trzymać razem, aby przeżyć. Sami widzicie, ile tych potworów rano przemaszerowało. Założę się, iż nawet szlachetny elf nie dałby im rady sam... Nigdy nie wywyższaj się nad Twojego brata... lub siostrę.
<dodał Albrecht spoglądając na Słowiczkę>

A więc zamiast trwonić energię na spory, odpocznijcie. Do zachodu słońca jest jeszcze trochę czasu.

<dopowiedział rycerz i sam zabrał się za badanie rany Baldwina>

Altaris - 2013-03-13, 12:51

// http://www.joemonster.org...Kabaret_Czesuaf tak się czuję...


Elf stał sobie swobodnie. Nostalgicznie wpatrując w zaistniałą sytuację. Ludzie burzyli się, krzyczeli, wygrażali, próbowali udowodnić, że są czegoś warci. Banda awanturników, która chciała pokazać, że są lepsi od niego? A on? A on stał sobie spokojnie, stojąc tuż obok wozu. Przysłuchiwał się, bezbronny całemu zajściu.

- To, czy mam dla Was szacunek, czy nie, zależy tylko ode mnie. Na razie go nie mam, bo jedyne, co z Waszej strony mnie spotkało, to jakieś groźby, krzyki, burdy i awantury... Nawet nie można się spokojnie napić. Tak szybko Wam do bitki? Pobijcie się między sobą, ja nie mam ochoty... - skwitował wszystko Jednooki. To, co się działo, było dla niego bardzo irytujące. Ludzie skakali mu do gardła, niczym ghule kilka tygodni temu, gdy odnalazł Lucjona. Właściwie, ta garstka awanturników, rasistów i widocznie zbyt odważnych śmiałków, była mu bardzo obojętna.

Rozejrzawszy się po wszystkich twarzach i spoglądając kątem oka na Albrechta rzucił, jakby od niechcenia, odchodząc krok od wozu:
- Zamiast obrażać mnie, możemy stanąć w szranki. Każdy chętny, po kolei, pojedynczo... - wyciągnął rękę lekko do góry, a w jego dłoni zabłysnęła boska poświata, która błyskiem zamieniła się w materialny przedmiot - długi miecz, który z lekką łuną wydłużył się. Altaris trzymał teraz w ręku miecz o dwumetrowej klindze, który trzymał blisko ziemi. Zręcznie przerzucił broń do drugiej ręki - była lekka jak piórko.

- Zamiast robić ze mnie kozła ofiarnego, spójrzcie na siebie. Jedno słowo wystarczyło, byście pokazali swe prawdziwe oblicza. Pełni pychy, dumy, że potraficie się sprzeciwić majestatowi elfów! Tych pięknych, dumnych, gardzących innymi! - parodiował tutaj zebranych. Zdecydowanie zdenerwowało go, że takie byle co uważało się za równych jemu. Miał ich wszystkich gdzieś. Byli mu obojętni. Rzucali się na niego, niczym stado kundli na jednookiego wilka. Tacy właśnie byli ludzie - perfidnie awanturniczy, porywający się co chwila za jakieś własne dopowiedzenia i rasiści. Z tym ostatnim elf nie miał problemu. Też uważał większość za podrasę.

- Chyba wiesz, Albrechcie, komu tak na prawdę postanowiłem się przysłużyć, prawda? - zwrócił się do kapitana drużyny - Powiedziałem jej, że nie służę żadnemu człowiekowi. Ale wyświadczę jej przysługę i Ci pomogę... Nie odpowiadam przed nikim. Jestem niezależnym, oficjalnym ambasadorem innego państwa. Moim dowódcą jest kto inny, ale przez szacunek do Ciebie i niechęć do innych słucham się Ciebie i wykonuję rozkazy. Uszanuj to i zobacz, kto tu tak na prawdę unosi się pychą... Ja jedynie chcę się w spokoju napić. Inni dążą do burdy... Jednak jeżeli ktoś chce nadal obrażać mnie i moją rasę, zapraszam do pojedynku na śmierć i życie - gdy skończył, rozejrzał się po wszystkich, jeżeli nikt nie rzuca mu wyzwania, udaje się do namiotu. Nie zamierzał pomagać już Albrechtowi w zabiegu. Widok krwi sprawiłby, że rzuciłby się na wszystkich po kolei z mieczem. Lub dwoma, trzema... Zależy od tego, czy Obalian akurat miałby taki grymas.


- Gdy tylko dotrzemy do Mitru, Anwysar zabije wszystkich. Muszę go uprzedzić o Thorze. Nie pozwolę mu zginąć... - dodał na odchodnym cichym szeptem, w języku Mrocznych elfów, wracając do namiotu, i delikatnie osadzając tam miecz o klindze długości metra rzucił raz jeszcze okiem za siebie. Wszedł do środka i nie zamykając klapy spoglądał na jastrzębia, który poszybował w stronę Mitru, a potem nagle ostro zakręcił. Wiadomość została przechwycona.

Usiadł ze skrzyżowanymi nogami na środku swojego małego schronienia i zamknąwszy oczy wyciszył się, kładąc Bliźniaczą Furię, jeden z Pięciu Świętych Artefaktów, tuż obok rodowego Błysku. Jego naszyjnik, po zmarłym na jego rękach podczas bitwy o niepodległość elfów bracie, zakołysał się na torsie pełnym blizn, poparzeń, ran i skaz po walkach, torturach, zabójczych zaklęciach i ostrych zębach.

Czym oni sobie zasłużyli, na brak szacunku? Dlaczego jestem taki pyszny i dumny? Cóż. Już ponad 150 lat gardzę ludźmi za to, co zrobili mi i mojej rodzinie. Ja, królewskiej krwi, który zrzekł się tronu, walczę z nimi, dla dobra mojej rasy, a oni nazywają mnie pysznym? Takich jak oni ścinałem w elfickich wioskach jako jeńców wojennych. Mógłbym być dziadkiem ich matek.

Jogurt - 2013-03-13, 17:31

Marwyn stał dalej z założonymi rękami i słuchał wypowiedzi Altarisa. Nie podobało mu się jego podejście, jak i to, że nie potrafił odważnie odpowiedzieć na jego pytanie. Na widok dziwnego błysku wychodzącego z ręki elfa odsunął się na krok do tyłu wyraźnie zdziwiony. Był to raczej odruch, strach zostawił za sobą kilka lat temu. Mimo wszystko nie zamierzał przerywać swojej wypowiedzi.
- Czyli mamy rozumieć, że na razie będziesz naszym sojusznikiem? Na razie... bo może niedługo ci się to odwidzi i postanowisz zostawić rannego w potrzebie albo zbratać się z wrogiem, bo akurat tak będzie dla ciebie wygodniej i bezpieczniej. Jeśli tak, to chyba można już zacząć odliczać czas do pierwszych poważnych problemów albo i fiaska całej wyprawy.- powiedział i przerwał na moment patrząc na dziwaczny miecz i wahając się przez moment. W końcu jednak się przełamał. - Poza tym zadałem ci pytanie. Widzę jednak, że nie kwapisz się do odpowiedzi. Trudno, tylko następnym razem oszczędź sobie głupich docinek, jeśli nie potrafisz powiedzieć wprost o co chodzi. Jeśli masz coś do mnie, to chętnie przyjmę rękawicę. Ale ja się prosił nie będę, kolejność nie ta panie elfie.- powiedział na odchodnym. Udał się w stronę swojego namiotu. Był już zmęczony całą kłótnią, złymi emocjami i przelewającymi się falami gniewu. Po chwili dotarło do niego co przed chwilą powiedział. Jednak mimo wszystko nie bał się. Może i Jednooki jest od niego silniejszy ale nadal jest tylko podłym pyszałkiem, a Marwyn nie da sobie odebrać honoru przez kogoś takiego. I to za co? Za cenę życia? Za tą bezwartościową chwilę egzystencji? Nigdy.
-Sojusznik na pół gwizdka, cholera...- myślał stawiając kroki na miękkim piachu.

Lowcakur - 2013-03-13, 17:47

<Albrecht nie był wkurzony, był wkurwiony. Tylko ostatnimi nitkami dyplomacji zamaskował swój wszechogarniający gniew. On nie był jedynym, którego niesamowicie denerwowała jego pycha i duma. Na dodatek, nie posłuchał jego rozkazu i zamiast przytaknąć, zaczął jeszcze bardziej zagłębiać się w bagno własnego pomyślunku. >

- Zasady ogłaszałem jeszcze zanim wyruszyliśmy, wszystko było jasno przedstawione. Kładąc swój worek na wóz przypieczętowałeś swój los.

Altarisie, jako niezależnemu elfowi powiem ci jedno. Szanuję Twoją dumę i Twoją niezależność. Szanuję to że jesteś ambasadorem. Szanuję to, że jesteś elfem. Ale na tej pieprzonej wyprawie nie jesteś ani dumny, ani niezależny, nie jesteś ambasadorem i nie jesteś elfem. Powiem ci, kim jesteś. Na tej wyprawie jesteś moim podwładnym i dopóki tego nie zaakceptujesz będę zmuszony Ciebie wypędzić, razem z Twoją dumą i Twoim pochodzeniem. Nie mam zamiaru patyczkować się jeszcze z kolejnym problemem, jakby obecnych mi było mało.

Zrozumiano?


<Albrecht nie żywił zbyt wielkiej sympatii do tego elfa, a teraz ona zupełnie zmalała. Nie dość że zachowywał się jakby był co najmniej pępkiem świata, to jeszcze myślał, iż ma na tej wyprawie szczególne prawa>

Słowik - 2013-03-13, 18:25

Dziewczyna nie odezwała się więcej. To co powiedziała wystarczyło. Kiedy Jednooki opuścił towarzystwo ludzi opuściła łuk i rzucając Adamowi ostatnie spojrzenie usiadła w cieniu wozu opierając się o niego (wóz). Wściekłość powoli mijała. Natalia opuściła głowę i zamknęła oczy. Była zmęczona. Oddychała głęboko.

"Wszędzie toczy się walka. Wszędzie, cholera. Nawet tutaj na środku pustyni. Spory o wszystko. O władzę, wartość, honor. Każdy z nas chce coś udowodnić innym. Co się dzieje z tym cholernym światem? To co się tu stało tak naprawdę było niepotrzebne. Ale ja zauważyłam to dopiero teraz."

Pogrążona w takich myślach przypomniała sobie scenę z przed lat. Kiedyś też siedziała oparta o wóz. Wtedy płakała. Może ośmioletnia dziewczynka płacząca tylko dlatego, że jest dziewczynką. Dlatego, że ona nie mogła uczyć się rzemiosła, a jej bracia tak. Wtedy była to dla niej największa niesprawiedliwość świata. Wtedy właśnie zobaczył ją płacącą jej brat. Pocieszał ją i ocierał łzy. Niedługo potem w jej ręce trafił pierwszy łuk. A potem kolejne. Aż do Wrony.
W tej chwili otworzyła oczy i pogładziła ją. Ufała jej.
Brat był jej bliską osobą. Od tamtej pory była sama. Nie brała pod uwagę myśliwych, u których pełniła nie jako rolę służącej. Była sama. Od czasu dzieciństwa zawsze. Ale teraz dorosła i nikt nie będzie ocierał łez dziewczynki.
Natalia popatrzyła na niebo i westchnęła.

"Dosyć tego użalania się nad sobą. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Do samotności też. Choć czasami przydałby się ktoś kto..."

Tej myśli nie dokończyła.

Debowy_Mocny - 2013-03-13, 19:48

Enderus, raczej nic nie powiedział. Poprostu nie miał niczego ciekawego do powiedzenia.

Poprostu albo odpoczywał pod wozem, albo przeprowadzał inspekcje wozu. Poprowstu wolał się nie wtrącać w kłótnie.
A niech ten elf spierdala. Duma to nie gardzenie ludźmi których uważa za gorszych tylko dlatego że jakiś człowiek wlaz mu na szkodę.

Rollin Dices - 2013-03-13, 21:00

Trochę się wydarzyło. Oj tak, trochę się wydarzyło od czasu, kiedy Ivi ostatnio się odezwał, jak na razie robił to co było trzeba. Burza piaskowa minęła, krótki odpoczynek i od razu druga. Tym razem między kompanami wyprawy.

Ech Klasyka. - Westchnął w myślach, wiedział że wyprawa bez sporów to nie wyprawa. Oby tylko po dotarciu do Mirtu go nie zamordowali, a uzna ją za udaną.

Zachowanie elfów, trochę go poruszyło. Cóż w końcu jeden z nich celował do jego brata z kuszy, a ten drugi? Tego nigdy nie lubił. W ogóle nie lubił. Elfów. Chyba w ogóle za mało kim przepadał. Jednak elfów nie lubił na pewno i była to wyjątkowa niechęć. Dumni, pyszni. Pyszni. A był taki głodny. Pyszne elfy. Chętnie bym jednego...

Po chwili ocknął się i uświadomił, że po woli mu odbija na tej pustyni. Przetarł czoło z potu, poprawił okrycie głowy. Napił się, coś przegryzł.

Wariuję, odbija mi - przeszło mu przez myśl - Zdecydowanie

Trochę się wydarzyło. Oj tak, trochę się wydarzyło od czasu, kiedy Ivi ostatnio się odezwał.
Postanowił zachować ten stan.

Pozostał w ciszy.

Messiah - 2013-03-14, 23:50

Teherij skończył swoją kłótnię. Cofnął się parę kroków. Zauważył że Słowik posłusznie się cofnęła, gdy tego chciał. Teraz siedziała przy wozie, wbijając wzrok w niebo. Adama coś tknęło. Ruszył w jej kierunku. Siadł obok, i przyjrzał się jej łukowi. Piękna robota.

-Nie bądź zła, oni tacy są... -rzucił, patrząc w niebo tak jak ona. -Uspokoją się.

Sam jednak nie był spokojny. Potrzebował uspokojenia, otuchy. A flet spoczywał przypięty do jego pasa. Nie mógł grać. Stada zwierząt przechodziły nieopodal, a ponadto było zbyt gorąco.

Spojrzał na Słowika. Zarzucił na lewą stronę włosy. Zwrócił uwagę na jej sylwetkę - wcześniej nigdy nie miał na to czasu ni chęci.
Wysoka i szczupła. Szczupła, lecz nie chuda. Umięśniona w stopniu odpowiednim dla kobiety. Ciekawe, gdzie tak się wyćwiczyła?
Nie wygląda jakby nadawała się do walki. Widział dziewczyny o podobnej budowie - były to szlachcianki na wydaniu. A Słowik bynajmniej nie wyglądała na szlachciankę. Tym bardziej na wydaniu. Na szczęście Teherij był tym niedumnym szlachcicem - zadawał się także z "plebsem". I też na wydaniu.

Słowik - 2013-03-15, 20:22

Natalia oderwała wzrok od nieba i popatrzyła na Kapłana. Kiedy dołączył do niej poczuła się spokojniejsza. Słysząc jego słowa zaśmiała się cicho.

- Och, nie jestem. Najwyżej pół drużyny powyrzyna się zanim dotrzemy do tego cholernego Mirtu.

W tej chwili coś kazało jej zamilknąć. Kobieca intuicja. Coś mówiło jej, że Adam pociesza ją, ale sam się martwi.Była mu za to wdzięczna. Uśmiechnęła się do niego. Chciała, żeby wiedział, że nie jest sam. Nie wiedziała co powiedzieć. Życie nauczyło ją wiele, ale nie tego jak rozmawiać z ludźmi. Po prostu patrzyła. Trwało to kilka sekund. Potem opuściła oczy.
Strzały i łuk położyła na pisku blisko siebie. Po burzy jej warkocz prawie całkiem się rozsypał . Rozpuściła włosy do końca i przeczesała palcami. O dziwo zawsze były lśniące. Potem zaczęła splatać je od nowa. Zauważyła, że kapłan uważnie ją obserwuje.

- Przepraszam. Nie powinnam tego mówić. Nie chcę żeby tak się stało. Naprawdę. Emocje biorą górę. - mówiła wolno i cicho. Tak by słyszał ją tylko Adam- Przez bardzo długi czas nie miałam kontaktu z ludźmi, cywilizacją. To chyba widać... Ale nic nie będę zanudzać cię historią mojego życia.

Związała włosy rzemykami i odrzuciła do tyłu. Nie wiedziała czemu, ale z Adamem czuła się spokojnie. Dobrze.

Messiah - 2013-03-16, 00:48

-Nauczyłem się by nie przywiązywać uwagi do rzeczy, które nie są niezmienne, stałe. Lub przez długi czas pielęgnowane. Tak samo z historią - wybacz, poznam historię świata, lecz twojej nie. Swojej również Ci nie powierzę, na pewno nie teraz, gdy możemy umrzeć chociażby jutro.

Skrzywił się. Przełknął ślinę, przez gardło ściśnięte nagłym rozpamiętywaniem swej historii. Nie powinien, ale przypomina ją sobie. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu... Dotknął Heeremu.

Kapłana zdziwił Słowik. Dziewczyna, która pojawiła się znikąd w tawernie chwilę przed wypadkami. Dziewczyna, której nic nie ruszyło, zaraza jej nie tknęła. Która pojawiła się w jego domu po stoczeniu walki z samym sobą.

Przez umysł przebiegła mu niepokojąca myśl - czy ona była przyczyną wypadków? Nie, w istocie. Czuł tu aurę mroku, na tej wyprawie, aurę która tą eskapadę otaczała i oddzielała od mirtu. Aurę mroku między uczestnikami, powodującą wrogość. I Mrok w każdym z nich.

W Słowiku była ta tajemniczość, w jego bracie były to wspomnienia. Jednooki i jego duma przeplatana z tajemnicą. Drugi elf emanował Kapłanowi mrokiem. Teherij to czuł.
Albrecht był bezlitosny i bezwzględny. Baldwin nierozważny i brawurowy - przybył znikąd. Marwyn był mrocznym ze względu na swe skrycie. A Teherij? W nim mrokiem było to, co sprezentował mu Beliar w jego własnym domu.

Za dużo myślał. Walczył z chorobą. Nie dręczyła go fizycznie. Ale ciążyła na jego umyśle, przykrym wspomnieniem i rozpaczą. Mimo to, Kapłan nie bał się Beliara. Najpotężniejszy z Bogów, który zniszczył Cesarstwo, nie wywoływał u Adama strachu... Ufał sobie, i Duchom Opiekuńczym. Nie wiedział nawet, czy ufać Słowikowi, która teraz się do niego uśmiechała.

Wrócił do siebie. Siedział koło Słowika. Zmęczył się myśleniem. Poczuł głos plagi w swym umyśle. Był to głos plagi, czy Beliara? Teraz nie był sam. Miał w swym mózgu gościa. Mimo to, wolałby samotność od wątpliwej przyjemności towarzystwa Boga Zła.

Był pewien że zauważyła jego zamyślenie. Teraz również szybko myślał. Siedział obok niej i zauważył różnicę w kolorach skóry.

Słowik nie opalał się, to było pewne. Różnice w ich kolorach skóry były znaczące. Przestał się przyglądać, i wbił wzrok w ziemię. Postanowił poruszyć "bezpieczniejszy" temat.

-Przed tym wszystkim żyłaś w Cesarstwie? Gdzie się urodziłaś? Ja w Akilii. Z tego co pamiętam to są to...
Teherij przełknął znów ślinę. Wspomnienia.
-Były to piękne ziemie.

Słowik - 2013-03-16, 19:45

Dziewczyna uniosła brwi. Kapłan pytał o jej pochodzenie? Cholerna ironia.

"Co mam mu powiedzieć, skoro sama nic nie wiem? Wiem o sobie tyle ile o dowolnym członku wyprawy. Kim byli rodzice? Też było by dobrze to wiedzieć."

Słowik była zła na Adam, że przypomniał jej o rodzinie. Ciekawe, czemu to go tak interesuje? Chociaż, z drugiej strony mogła mu powiedzieć. Nic na tym nie traciła. Ale pozostawała jeszcze kwestia zaufania.

-Też w Akilii. Prawdopodobnie. A żyłam w lasach. Największej głuszy i dziczy. Nic więcej nie wiem.


Dziewczyna miała nadzieję, że nikt tego nie słyszy. Oparła głowę o wóz. Kapłan intrygował ją. Nie był taki jak inni.

"A cholera , niech wie."

zkajo - 2013-03-23, 00:12

Radziliście sobie dobrze bez mojej obecności, nie spodziewałem się takiego obrotu wydarzeń. Naprawdę przepraszam, postaram się teraz być częściej, chociaż mogę mieć problemy za 2 tygodnie, jako że będę na wsi w Polsce, a tam nie wiem jak z netem będzie.

Ami siedział na wozie, a Albrecht przygotowywał narzędzia. Chłopak wpatrywał się w niego z przerażeniem, jego twarz była mleczno-blada, z czoła lał się pot przerażenia, a zęby zgrzytały nerwowo. Był w szoku, majacząc co chwila sam do siebie, pod nosem:
- Nie chcę stracić nogi, nie, nie to, nie chce stracić nogi - nie był jednak oporny, i pozwalał Albrechtowi na dokładne przestudiowanie rany. Zrozumiał że to musiała być pierwsza "poważna" rana w życiu tego chłopaka, i zdecydowanie nie znosił jej dobrze. Kiedy przygotowywał narzędzia do oczyszczenia zakrwawionego miejsca, wśród drużyny zaczynały pojawiać się argumenty, które coraz bardziej irytowały dowódcę. Widział on iż jego autorytet zostaje podważany, bo przecież w końcu brakowało dyscypliny, a brak dyscypliny to w pewnej części wina dowódcy który nie potrafi jej utrzymać.

Kiedy ten czyścił ranę, Ami z bólu zaczął zgryzać zęby, lecz szybko włożył do ust kawałek drewna który przyjął na siebie zacisk jego szczęki. "Lepsze to, niż miałby stracić język" pomyślał Albrecht, po czym kontynuował swoją robotę. Ami, parę sekund później zemdlał.

Po zakończonej robocie, kiedy rana była już czysta i uciszeniu grupy każdy kolejno udał się na odpoczynek w swoim czasie. Niektórzy w ukryciu cieniu wozu, inni w namiotach, a jeszcze inni w cieniu własnych płaszczy - każdy miał na to jakiś sposób. Najgorsze było to, że sam piasek na którym można by teoretycznie się miło ułożyć był gorący jak wulkan, przez co wszyscy musieli kłaść coś pod siebie. Nawet wtedy nie było wygodnie; i tak źle, i tak niedobrze. Długotrwałe zmęczenie marszem i burzą piaskową jednak robiło swoje, i każdy doczekał się jakiegoś snu; jedni lepszego, drudzy gorszego. Każdy jednak zaznał tego słodkiego czynu jakim są zmrużone powieki, i ciemność przed oczyma.

Adam, jako jedyny budził się co kilkanaście minut. Spał najgorzej ze wszystkich; nie rozumiał do końca dlaczego nawiedzało to jego, lecz kiedykolwiek zasnął śniły mu się potworne wizje. Widział ciała swych kompanów w pół zasypane piaskiem; nie ruszające się. Za drugim razem, widział ich na palu, gdzieś w zielonej krainie. Za trzecim, cała grupa zwisała powieszona z muru. Bał się.

Zapadał zmrok, grupa wypoczęta, gotowa do wymarszu. Było już chłodno, przyjemnie chociaż wszyscy zdawali sobie sprawę że ta optymalna temperatura niedługo zamieni się w potworne zimno. Taka bowiem była skrajność tej przedziwnej krainy.

kastyl - 2013-03-24, 15:20

Tellan spał niewiele. Jego ciało nie potrzebowało wiele snu, a umysł szybko się odświeżył. Wstał i spojrzał na obozowisko. Wszyscy jeszcze spali, tylko kapłan co chwila się wiercił. Reszta obozu była milcząca, spokojna. Emocje z wczorajszego wieczora uspokoiły się i zanikły.
Wiedziałem że tak będzie. Ludzie nie potrafią przebywać z innymi rasami. Elfy są dla nich zbyt wyniosłe i dumne, krasnoludy zbyt przyziemne i opryskliwe a niziołki. Właśnie, dawno żadnego już nie widziałem. A niziołki zbyt lekkomyślne. Szkoda, że moja poprzednia grupa zginęła w tym przeklętym wybuchu. Raźniej by się podróżowało z nimi niż z tymi ludźmi. Tam przynajmniej każdy mógł drugiemu zaufać.
Rozmyślenia Thora przerwał ruch w plecaku. Elf rozejrzał się dookoła i gdy stwierdził, że nikt nie widzi wypuścił chowańca z plecaka, po czym dał mu kilka kawałków mięsa, samemu też się posilając.
- Przynajmniej Tobie mogę zaufać, mały. -
Tellan wstał i rozejrzał się po okolicy. Słońce było już niedaleko horyzontu, więc niedługo wszyscy się obudzą i znów zaczną wędrówkę. Świadomy przez ten czas pobawił się z chowańcem i ukrył go, kiedy w końcu ktoś się obudził.

Gdy wszyscy się pobudzili, elf zebrał swoje rzeczy i zaczął przygotowywać się do wyprawy, jednocześnie zawołał do grupy.
- Wstawać śpiochy. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej dotrzemy na miejsce. Jeszcze kawałek drogi przed nami. -

Debowy_Mocny - 2013-03-25, 22:18

Enderus gdy się przebudził, miał jeszcze dość czasu zanim cała ekipa zacznie kontynuować podróż. Postanowi dokonać inspekcji wozu i ewentualnie wprowadzić drobne naprawy. Wiedział bowiem że jeśli by wóż nawalił. To wina spadnie na niego. No cóż. Jednak Enderus sądzi inaczej, że gdyby nie on to by oni potem musieli taszczyć ekwipunek zamiast wieźć to na wozie pustynnym. Był zbyt zajęty inspekcją by zwracać uwagę na to co inni robią.
Altaris - 2013-04-04, 19:06



Zdrajca... Morderca... Plugawy śmiertelnik! Nie nadaje się na boga! Śmierć Obalianowi! Niech zginie! Chwała Panteonowi...

Jednooki stał, a właściwie wisiał, jedynie czubkami stóp lekko dotykając ziemi, śmiertelnie zmęczony trudami walki z Baldurem, bóstwem mądrości, piękna i wiosny, ledwo zachowywał resztki swojej siły. Resztki witalnej energii jedynie tliły się w jego sercu. Baldur był jedynie młodym, szczupłym chłystkiem. Pozory jednak mylą. Ulubieniec wszystkich bóstw Mniejszego Panteonu i pupil Wielkiego Panteonu posiadał wspaniałą moc, a jego zaklęcia i umiejętne władanie Stiggirem, boską włócznią stworzoną z drewna Wiecznego Dębu było straszliwe. Elf czuł ogromne pieczenie w okolicach klatki piersiowej, łydki i lewej strony żeber. Czuł ciepło krwistej strużki, spływającej mu po nieskazitelnych płytkach białego Korrintium. Najwspanialszego metalu i tworzywa, dostępnego półbogom.

Zbroja Najwyższego Protektoratu bardzo mu ciążyła... Każda kolejna płyta dodawała kilka kilogramów. Pomimo tego, ostrze Stiggira prześlizgnęło się pomiędzy płytami napierśnika, a srebrzystymi pasami sierści Fenrira, nieśmiertelnego Wilka i raniło końcem ostrza jego pierś. Płonąc żywym ogniem spoglądał w stronę stojącego z potężnym, dwuręcznym toporem wojennym kata, zamaskowanego czerwonym workiem na głowie. Czuł, jak jego ciało rozdziera strach, gdy Trójka wpatrywała się w niego z różnego rodzaju gamą uczuć. Denagogh wyrażał ubolewanie i smutek, ale zarazem dziwne zaciekawienie. Beliar uśmiechał się wyzywająco i złowieszczo, radując się przedstawieniem i śmiercią Altarisa. A Angrogh? Zimna obojętność i opanowanie były jeszcze bardziej irytujące, niż sama radość, czy zaciekawienie. Nienawiść płonęła w nim, zagłuszając wcześniejszy strach i wtedy... Pojawiła się... Ona...

- Poczuj to, co czułem ja... Męczenniku... Poświęć się i zyskaj siłę, jak ja...


Elf zerwał się z cichym okrzykiem, a w jego dłoni błyskiem i cichym świergotem znalazł się majestatyczny jak nigdy Lucjon. Smukła i rozszerzona na końcu klinga swoim białym metalem lśniła, komponując się z lśniącą błękitnie rękojeścią. Oglądając oręż, który wręcz idealnie przypominał Korrintium, oddychał ciężko, urwawszy się z objęć nocnego koszmaru. A właściwie... Dziennego koszmaru... Klinga jarzyła się jasnymi, niezrozumiałymi dla niego runami, lekko szafirowymi z koloru. Bogato wyglądający Lucjon prezentował się wspaniale.

- No, druhu... Ładną przybrałeś dzisiaj formę... - rzucił w kierunku swojego Opiekuna, gładząc lekko klingę, po czym zabrał swoje rzeczy i wyszedł przed namiot, zastanawiając się, co takiego miał znaczyć ten dziwny sen.

Tak czy inaczej, było już całkiem chłodno i upał lekko ustał. Elf przyjął to z radością, składając namiot i swoje toboły, rzucając wszystko na wóz i zostawiając tam niepotrzebne rzeczy, zarzucając na siebie jedynie swoją czarną koszulę. Nie zapowiadało się na jakąś większą bitwę, więc nie zakładał pancerza. Dzięki temu będzie bardziej wypoczęty, niż przykładowo Albrecht, lub ten drugi w zbroi. Na E. Enderus lub Endregas.

Widząc Tellana jego kąciki ust poszybowały lekko w górę, po czym powitał go skinieniem dłoni, z przypiętym do pasa w pochwie, zupełnie nowym Lucjonem. Jak na Opiekuna, Lucjon był bardzo małomówny.

Czy coś się stało, Lucjonie? Od czasu pracy w Porcie jesteś jakoś dziwnie cichy... A ja potrzebuję Twojej pomocy i rady. Nawiedzają mnie dziwne sny i czuję Beliara za moimi plecami... A Obalian... Nie mam pojęcia, co Obalian...

Fjolswirze...

Uśmiechnąwszy się do zaznajomionego elfa napił się na pobudzenie swojego wybornego, elfickiego miodu pitnego, jeżeli można było go jakkolwiek zdefiniować. Jest to po prostu trunek. Podał mu butelkę, po czym przeciągnął się promieniście. Nowy wygląd Lucjona, który nieświadomie przybrał podczas snu, był dla niego pokrzepiający. Czuł, że jednak ktoś nad nim czuwa. Ale ten sen... Czy Obalian został zabity w Małym Panteonie? Czyli jest teraz renegatem i buntownikiem. Potężnym bóstwem spoza całej "wesołej gromadki".

- Czasami mam ochotę chwycić za ostrze i powybijać tych młodzików - rzucił w stronę Świadomego w im znanym tylko języku z lekkim półuśmiechem, po czym dodał po chwili, trochę spokojniej, chociaż z lekką nutą podejrzeń - A Ty? Masz jakiś osobisty cel w tej wyprawie, prawda? Czy to tajemnica?

Lowcakur - 2013-04-07, 15:47

<Albrecht kontynuował marsz zgodnie z planem. Sformował kolumnę marszową, zapalił latarnię, po czym dał rozkaz do wymarszu>
kastyl - 2013-04-07, 16:12

Thor był już spakowany, gdy reszta grupy zaczynała się pakować i zbierać swoje rzeczy.
Elf łyknął trochę trunku proponowanego przez Jednookiego i odpowiedział mu.
- Ludzie... Nawet z krasnoludami udało mi się dogadać, a z nimi wystarczył jeden dzień i już szukają zwady. -
Tellan przypomniał sobie swoja poprzednią grupę i zamyślił się.
- Szczerze mówiąc nie mam większego celu w tej wyprawie. Zostałem poproszony o udział w niej, a z braku lepszego zajęcia przyjąłem tą propozycję. No i zawsze można trafić na coś ciekawego. -
Gdy Albrecht zawołał do wymarszu, Thor podniósł się z ziemi, podał rękę Jednookiemu i pomógł mu wstać.
- Wstawaj, zbieramy się. Czas ruszać dalej. -

Faust272 - 2013-04-07, 18:34

Tym razem noc minęła spokojnie. Nic nie zaatakowało podróżników, ani oni sami nie pozabijali się. Gdy zaczęło świtać, drużyna powoli przygotowała się na spoczynek. Szczęśliwie znaleźli kawał skały, który dawał dach i cień. Podczas odpoczynku Baldwin odzyskał przytomność. Rana zagoiła się obrzydliwym, ropiejącym strupem, ale nie wyglądała na zakażoną.

Wszystkim odpisuje racje wodną i żywnościową.

Kolejna noc, kolejny marsz. Nic się nie działo również tej nocy. Jednakże.

Marwyn Crane, Jednooki

Zmysły płatały figle. Wiatr pustynny niósł krzyki, lecz ciężko było je zlokalizować. Coś na horyzoncie w świetle niewielu gwiazd (na szczęście widoczne było gwiazdozbiory nawigacyjne) się działo. Jakieś dziwne kształty, wzburzony piasek, błyski... Szacowana odległość? Jakieś sto metrów.

Tellan

Wzrok Thora przyzwyczajony do słabego światła oraz odziedziczone z krwi elfiej czułe uszy zlokalizowały coś dziwnego. Jakieś 80, maksymalnie 85 metrów przed drużyną coś się działo. Tak, nie było wątpliwości. Tam rozpętała się walka. Około 30 osób... Teraz 20... I czerw pustynny. Ogromny. Ktoś wylał na piasek oliwę i zapalił ją by dała chodź trochę światła.

reszta

Wiatr przynosił szum piasku i odgłosy zwierząt, nic podejrzanego. Ziąb wyciągał ciepło z ciał, ale byli do tego przyzwyczajeni. Wzrok i słuch płatał figle. Gdzieś na granicy widoczności coś błyskało.

Uwaga. Po dzisiejszym spożyciu racji okazało się, że:
Dębowy: brak wody,
Słowik: brak wody i jedzenia.

kastyl - 2013-04-07, 20:46

Thor wytężył wzrok i uczy, wypatrując i nasłuchując. Zauważył grupę ludzi walczących z czymś wielkim, chyba czerwiem. Wytężył jeszcze wzrok, ale więcej nie był w stanie zauważyć.
- Przed nami ktoś walczy, kilkanaście osób, walczą z czerwiem pustynnym. Ogromnym. Ktoś podpalił oliwę na ziemi, co daje tam trochę światła. Pewnie jeśli nie zabijemy tego potwora nie przejdziemy dalej. Pomagamy im? -
Thor przygotował swój miecz i podszedł kilka kroków w przód, żeby lepiej zobaczyć co się dzieje na przodzie.

Debowy_Mocny - 2013-04-07, 22:09

No cóż, własna woda się skończyła. Ale, ja to przewidziałem i w wozie są spore zapasy wody. Powinno starczyć na drogę

Ogromne robale, najgorsze skurwysyństwo jakiekolwiek istnieje. Ja tam jestem za tym żeby czerwa ubić.
Enderus rusza powoli za Thorem, przy okazji wyciągając i odpalając "Krwawego Zdzicha".
Jeszcze tylko dajcie jakieś mięso armatnie i zrobimy z tym co trzeba

Jogurt - 2013-04-07, 22:21

Marwyn starał się nie rozmyślać o ostatnich wydarzeniach, nie chciał się więcej stresować. Znów dał się pochłonąć pięknu nocnego krajobrazu. Tej nocy piaskowe morze znów pieniło się fioletem poświat, a w górze ponad maszerującą kolumną gwiezdne życie ukazywało swój majestat w całej pełni. Crane zamyślił się na dobre i znów mamrotał coś nieświadomie pod nosem. Myśli człowieka popłynęły gdzieś daleko stąd w niezmierzone odmęty pół-wyobraźni. Smętny, jakby śpiący wiatr pustynny przeplatał się z jakimiś pradawnymi krzykami opowiadając bolesną historię w niezrozumiałym języku. Konwulsyjne błyski światła i sypiąca lekkim piachem pustynia. Przypominała zniszczonego starca, którego serce porusza własna opowieść i wspomnienia lat minionych.

Marwyn szedł tak zatopiony w myślach, gdy z tego stanu coś go wyrwało. Po prostu potknął się, przebiegł w przód kilka kroków i złapał równowagę. Znów zorientował się w rzeczywistości, potknięcie jak widać otrząsnęło go z ciężaru myśli. Jednak coś było nie tak. Krzyki ciągle docierały do uszu. W oddali wciąż tańczyły dziwne cienie i poświaty. To jednak dzieje się naprawdę.
-Słyszycie? Wiatr niesie krzyki.- odezwał się nagle normalnym głosem. Nie czekał jednak na reakcję towarzyszy. Ruszył biegiem w kierunku Albrechta. -Kapitanie, coś się dzieje jakieś sto metrów w tamtą stronę.- powiedział szybko wskazując ręką w kierunku dziwnych anomalii.

Altaris - 2013-04-08, 19:40

Idąc tak był jak to miał w zwyczaju pochłonięty w myślach. Na grubym płacie skóry na swoich spodniach dostrzegł ciemne ślady po ugryzieniu ghula, z którymi miał do czynienia w drodze przez góry pomiędzy Bolgorią a Akilią. Tam też tak na prawdę "poznał" swojego dawnego towarzysza, Marva. Marv był prawdziwym, dzielnym mężczyzną, który przywrócił elfowi jako takie mniemanie o gatunku ludzkim. A większość osób tutaj się znajdujących zaprzeczała temu wizerunkowi. Ciekawiło go, jak tam podziewa się Marv z jego najdroższym miodem pitnym w całej Bolgorii. Ciekawe, czy ma już trochę różnorakich ludzi tu i tam. Przyda się wielu najemników i zaufanych typów, którzy wbiją nóż w żebra każdemu w Kopalni, nie ważne od kasty społecznej i wpływów. Tak, mógł Marvowi zaufać. Zdecydowanie.

Po chwili wyczuł w powietrzu jakieś dziwne poruszenie. Gdzieś na samym końcu kresu widzialności elf dopatrzył się dziwnego zamieszania, pełnego kurzu, bitewnej zawieruchy i błysków światła. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na pustynne halucynacje, albo jakąś utarczkę z użyciem odmiany magii. Ale przecież ludzie nie praktykowali już magii. Chyba, że na pustyni sprawy mają się inaczej, niż w Bolgorii i Akilii. Chociaż, w gruncie rzeczy, obie te krainy to też pustynie...

Automatycznie rzucił okiem na Tellana, który wysforował się do przodu i chyba zobaczył więcej, niż sam Altaris. Nie zadawał pytań, gdyż wiedział, że prędzej, czy później, on sam, z własnej inicjatywy opowie o tym, co tam się dzieje. Elf nie tracił czasu. Kątem oka dostrzegł nagłą zmianę na twarzy niejakiego Marwyna. Więc i on dostrzegł tą zawieruchę i ten cały tumult. Jednooki chyba go nie docenił. Jeżeli miałby mieć za towarzysza broni któregoś z tych ludzi, to pasowałby mu chyba najbardziej Marwyn. Nawet lepiej pasowałby do wspólnego siekania wrogów, niż Albrecht. Był samotnym wilkiem o niejednej bliźnie - czy to cielesnej, czy to duchowej.

Dochodząc do wozu rzucił okiem na swój ekwipunek, pospiesznie zakładając na siebie swojej średniej lub lekkiej klasy pancerz, oraz szatę i brakujące części ekwipunku. Zawiązując wszystkie rzemyki, wsłuchiwał się w rozmowę Tellana, Marwyna i tego całego szaleńca w zbroi o rozumku ceryniego. Odetchnąwszy głębiej kilka razy chwycił za czarną chustę, którą zawiązał na głowie, zasłaniając bliznę w miejscu brakującego oka i z powagą podążył za drugim elfem, odwracając się tylko do Albrechta, czekając na znak - Albrechcie? - zapytał. To w końcu on był dowódcą tej eskapady... A Jednooki może przecież zabić to i owo, dla dobra ogółu - nawet ludzkiego. Jego dłoń spoczęła na bajecznie rzeźbionej, błękitnej rękojeści Lucjona.

Czerw? Robal? Czyli można się spodziewać ogromnej, opancerzonej gąsienicy, która spróbuje ich zeżreć na surowo. Cóż. Wyzwanie podjęte. Co by to nie było - wojownik z chęcią to zniszczy. Jednakże, może być trudno, bez solidnej, brutalnej siły destrukcyjnej. Przydałyby się jakieś zaklęcia... Albo balista...

Lowcakur - 2013-04-08, 20:19

-Ty masz bystre oko Marwynie, spójrz no przez lunetę na te zbiegowisko, ja w tej ciemności i tak nic nie dojrzę. Zanim ktokolwiek tam podejdzie trzeba choćby troche więcej dowiedzieć się o tym, co się tam znajduje. Potem możesz oddać lunetę Thorowi, niech także zobaczy co się dokładnie dzieje.

<rzekł Albrecht podając Marwynowi swoją lunetę. Jednocześnie bał się najgorszego, iż to przed nimi jest bandą rozbójników. >

- Reszta niech przygotuje broń, może będzie okazja aby jej użyć.

Faust272 - 2013-04-09, 07:13

Marwyn niestety nie mógł dojrzeć dokładnie co tam się działo. Wydział ludzi, widział na pewno obły, segmentowy kształt jakiegoś ogromnego robaka. Powiedziałby tak na oko średnica 3 metrów, długość 12 metrów. Bedle jakich mało. Nie mogąc dostrzec szczegółów podał luneta Thorowi.

Thor dzięki widzeniu w słabym świetle dojrzał więcej szczegółów. Widział już tam jedynie około 10 ludzi. Część martwa. Ci co żyli, to nie byli żołnierze. Byli to giermkowie, chyba jeden lekarz i może jeszcze kilku najemników. Czerw atakował znienacka połykając w całości ofiary. Tellan przyjrzał się bliżej. Insygnia zbroi martwych strażników sugerowały pochodzenie z Portu. Czyżby Port sam wysłał ekspedycję d Mirtu?

Kluczowy jest tutaj czas. Jeśli zechcą uratować tych ludzi, muszą się spieszyć i szykować się na bardzo trudną walkę. Możliwe, że wielu zginie. Można też po prostu poczekać aż walka sama się skończy i pomóc ocalałym, lub poczekać aż najedzony czerw po prostu sobie odejdzie.

Debowy_Mocny - 2013-04-09, 10:44

Enderus przymknął lekko oczy, co było raczej odznaką wymyślania jakiegoś pomysłu. W końcu ponownie otworzył oczy i postanowił podzielić się jego planami.
Zakładając, że bydle ma na pewno mocny pancerz to ja mam parę planów na załatwienie bydlaka.

Pierwszy plan. Trzeba odnaleźć lub zrobić dziurę w pancerzu robala, odpalić dynamit i poprostu wepchać w ową lukę, jak dynamit pierdolnie to albo robal będzie martwy, będzie tak ranny a jego pancerz tak zniszczony, że będzie można dziada dobić z łuku lub kuszy. Oczywiście musi robak mieć odwróconą uwagę, by można my było wepchać coś w pancerz.

Drugim planem jest wrzucenie dynamitu robalowi do pyska, mając nadzieję że nie zgaśnie w środku i wybuchnie. Żadne stworzenie nie pożyje długo z wysadzonym gardłem czy tam żołądkiem.

Trzeci plan to poprostu ktoś musi dać się połknąć w całości i poprostu rozciachać dziada od środka. Tylko jest jeden problem, ten plan jest ryzykowny. I zapewne nikt nie chciałby pójść na ochotnika. ALe z drugiej strony, obejdzie się bez użycia dynamitu.

To który plan będzie najlepszy, ewentualnie czy ktoś ma jakikolwiek inny plan. Może będzie lepszy.

MrocznyKefir - 2013-04-09, 12:41

Baldwin mało odzywał się do towarzyszy, pozamieniał z każdym po kilka zdań, od tak, dla komitywy. Był bardzo zmęczony, więc odetchnął z ulgą, gdy znaleźli miejsce do spania. Najadł się, napił wina. Tego potrzebuje wojownik.
Rana dokuczała mu już mniej, jednakże przy bardziej gwałtownych ruchach trochę przeszkadzała, ale cóż, nie takie rzeczy się przeżywało...

**************
Wysłuchał Enderusa i wypowiedział się jako drugi:
- Najlepszy jest plan z użyciem twego wybuchowego wynalazku. NIKT nie przeżyje w brzuchu czerwa, jest to w końcu istota pustynna i w pełni magiczna, jej soki trawienne strawiłyby kogoś w chwilę <wykształcenie ma racje, a nawet jeśli nie soki, to czerw ma pełno sposkbów na natychmiastowe uśmiercenie połkniętej w całości ofiary >. Dynamit raczej zgaśnie mu w pysku, więc trzeba odwrócić jego uwagę.
Polecam również zdjąć wszystkim zbroje, założyć same braiesy i zmoczyć koszulę i owinąć łepetynę. Z tą bestią pancerz, nieważne jak magiczny, nie ma szans.
W dodatku ci ludzie nie są od nas, jak zauważył Marwyn - są z Portu. Wiem, że to strasznie złe i pragmatyczne co powiem, jednakże poczekajmy chwilę, niech zginie jeszcze dwóch i dopiero wejdźmy do akcji. Kto wie, może zechcieliby z nami później walczyć? A tak zdobędziemy prowiant i towary oraz... przyjaźń jeśli ich uratujemy.
Ja mogę odwrócić uwagę stwora, jestem wam to winny za moje majaki i zrobienie zamieszania - dodał po chwili i skrzywił się. Zdjął zbroję i obecnie był w samych braiesach, z paskiem, który obwiązywał brzuch i z pochwą na swoje tasaki. Głowa oczywiście owinięta i zmoczona - Wy w tym czasie zaatakujcie stwora od tyłu, zróbcie dziurę i wypierdolcie go w pizdu.
Niech ktoś również pilnuje ich medyka - przyda nam się.
Co zrobimy, Albrechcie?

Altaris - 2013-04-09, 18:27

- Albrechcie... Zostawmy jednego żywego... Przesłuchamy go - rzucił w stronę kapitana eskapady i przejechał po będących tutaj wzrokiem. Czekanie na to, aż zginie kolejnych dwóch nie miało sensu, bo przecież dokładnie przed chwilą zginęło ich około dwudziestu w przeciągu kilkunastu sekund, może większego marginesu czasu. Trzeba było działać i to szybko. No, ale elf nie chciał wdawać się w dyskusję z ludźmi. Nie przepadał za demokracją, a Albrecht prawdopodobnie nie zapanuje nad ogłaszaniem strategii. Tak czy inaczej, chyba tylko on ze wszystkich miał naukowy stopień doktora. Co prawda, z dziedziny mikrobiologii, ale czerwie pustynne też wchodziły w zakres nauki w Wyższej Akademii Królewskiej, w samej stolicy.

Miał jednakże wątpliwości co do tego, jak postąpić wobec jego pancerza. Czy zaliczał się on genotypem do ciał organicznych, czy nie posiadał wystarczającej materii organicznej i był uznawany za coś, co nie było w całości żywym organizmem. Oczywiście, pancerz, nie czerw pustynny. Co do Straży Portowej - chętnie poucina kilka łbów. W końcu są oni winni śmierci niewinnych. Przepełnione intrygami, mokre i zbutwiałe, portowe miasto było dla niego odpychające i niegościnne. Mógłby zostać pewnie kimś w rodzaju głównego Oligarchy, ale nie chciało mu się walczyć z Carterem - ma do tego jeszcze zbyt niewielu ludzi.

- Thorze... Niech Fjolswir ma Cię w swojej opiece... No i przekonajmy się w końcu, który z nas ubije czerwia... Kto drugi, ten człowiek - zagadnął z uśmiechem melodyjnie, w języku elfów, rzucając spojrzeniem na resztę ludzi, po czym widząc, iż muszą się pospieszyć, ruszył do przodu bezgłośnym, bezszelestnym truchtem. Musieli jak najszybciej uporać się z czerwiem, zanim nadejdą kolejne. Być może nadejdzie całe stado.

Widząc pobojowisko z odległości jakichś dwudziestu metrów, kierując się ku bestii, Altaris zabije każdego Strażnika, który stanie mu przypadkowo na drodze. No, chyba, że będzie to jakaś niecodzienna sytuacja, lub Strażników zostanie przykładowo tylko dwóch. Oczywiście, nie atakuje sam tylko czeka, aż jego drużyna go nadgoni. Będzie próbował zaczaić się NA trupie jakiegoś leżącego na ziemi, martwego przeciwnika, na którym będzie klęczeć, dopóki czerw nie wypłynie z ziemi gdzieś nieopodal. Wtedy podbiegnie do niego i dzięki swojej wprawie w walce mieczem i nadprzyrodzonej zdolności uderzy pod łuskę obnażonym Lucjonem, przy pomocy wspomagającego atak zaklęcia. Próbować będzie podwinąć łuskę swoim mieczem i spowodować tym samym atak na delikatne ciało pod łuskami.

Jogurt - 2013-04-09, 20:45

-Za ciemno, słabo widać. W każdym razie wygląda na to, że kilku lub kilkunastu ludzi walczy z jakimś wielkim robalem. To chyba jeden z tych pustynnych czerwi, tyle że cholernie wielki, na oko ze 12 metrów długości i 3 średnicy.- powiedział Marwyn po czym podał lunetę Thorowi.

-Z portu mówisz- powiedział Marwyn po wysłuchaniu opisu Thora - Czego się można spodziewać po tych ludziach? Ostatni raz byłem w tych rejonach cholernie dawno. Są przyjaźnie nastawieni czy raczej stanowią dodatkowe zagrożenie? - zapytał. Wydawało mu się to dość ważną kwestią. -Hmmm a co do robala... czerw połyka ludzi w całości, więc pewnie nawet "nakarmienie" go żelastwem po poległych na niewiele się zda. Z drugiej strony kilka mieczy czy włóczni w przełyku może zająć go na jakiś czas.- rzucił pomysłem Marwyn. -Thorze, ty lepiej widzisz, czym jest pokryty ten stwór? Ma jakiś pancerz?-

Marwyn nie marnował czasu. W czasie w którym mówił zdążył sprawdzić swoje oporządzenie i zrzucić wszystkie zbędne rzeczy na wóz pozostawiając sobie jedynie strój i uzbrojenie.

kastyl - 2013-04-09, 21:04

Thor wziął lunetę, która podał mu Marwyn, mrucząc pod nosem. Przyjrzał się ludziom walczącym z robalem i zrelacjonował wszystko towarzyszom.
Gdy inżynier wygłosił swoje pomysły, elf zamyślił się na chwilę i prawie ominął wypowiedź reszty osób.
- Poczekaj, mam pewien pomysł. - Powiedział w języku elfickim do Altarisa, po czym zwrócił się do reszty.
- Nie wiem jaki ma pancerz, ale pewnie nachodzące na siebie łuski. Kiedyś z czymś podobnym walczyłem, ciężkie jest do ubicia strasznie. Na razie podejdźcie do pola walki i przypatrzcie się jak to coś walczy, żebyście mogli unikać jego ataków. Ja muszę coś przygotować wpierw. -
Thor dał znak Albrechtowi, żeby tym razem posłuchał go, Później może marudzić o tym, że jest przywódcą itp, itd.
Tellan odezwał się jeszcze w swoim rasowym języku.
- Nie walczę jedynie mieczem, przy takich przeciwnikach wolę postawić na inne umiejętności. Może mi się uda, jak nie to rozwiążemy to w bardziej konwencjonalny sposób. -
Thor usiadł obok wozu opierając się o koło i wyszedł duszą ze swego ciała. Zew ciała, jak nazwał to dziwne uczucie, towarzyszył mu jak zawsze. Elf przeniósł się w miejsce walki i spróbował dostać się do któregoś ciała w brzuchu robala. Znalazł jedno w całkiem dobrym stanie i spróbował przejąć je. Po tym wymacał jakąś broń i zrobił z niej użytek, rozpruwając wnętrzności stwora.

Messiah - 2013-04-09, 21:57

Teherij stanął, przypatrując się stworowi.
A jednak, dobrze było mi siedzieć w domu przez te wszystkie lata... Tylko Ivi spotykał się z czymś ... TAKIM.
Mruknął cicho do Słowika, kładąc jej rękę na ramieniu:
-Możliwe że przyda się twój łuk. - po czym poprawił zbroję i nasunął maskę.

Czas czekać na rozkazy Albrechta. Sam Adam miał nadzieję na jakiś łup po zabitych. Przydałby się strój zakrywający zbroję i jakaś chusta. Może i buty, lub jakaś broń?

Adam słyszał jęki zabijanych, ryki czerwia i powietrze uchodzące z ciał. Czuł zew miecza. Zaczynał podejrzewać dawno uśpiony miecz Teherijów o coś więcej... O nutę... "tajemnicy"...

Lowcakur - 2013-04-09, 22:32

<"Pierdolone elfy, żyją tyle lat a co jeden to bardziej postrzelony... " pomyślał Albrecht. Zabolała go jego samowola, na dodatek okazana kolejny raz. Policzy się z nim później, o ile ten wariat przeżyje. Postanowił zastosować się do rady Thora i poczekać na wynik jego działań, sam w tym czasie rozpoczął wydawać rozkazy>

- Ta bestia jest ślepa, palcie świateł ile wlezie! Gotować broń! Chować obuchy, na nic zdadzą się przeciwko takiej sile. Czekać na wyniki "umiejętności" Thora, dowiemy się jaki pancerz ma ta bestia. Jeśli łuski, to mamy problem. Lecz jeśli jednakże będą to segmenty, to mam pewien plan. Ale nie będe strzępić gęby po próżnicy, potrzebuję informacji.

Ludzie z Portu są nam raczej nieprzyjaźni, a z opisu może wynikać iż to nie kupcy, a straż. Jeśli wytrzymali teraz, to wytrzymają i chwile dalej. Nie mam zamiaru tracić ludzi dla tej hałastry.

<gdy usłyszał teorię Enderusa skrzywił się i rzekł>

- Żadnych wybuchów, już niezłego zamieszania narobiliśmy w Kopalni, starczy jak na ten czas. A i nie wiadomo czy ta bestia nie jest jadowita, nie chciałbym kończyć obryzgany trucizną. Najmniejsza ranka i trup!
<spoglądając na Enderusa

Messiah - 2013-04-10, 10:34

Brak dyscypliny. Kompletna. Posypie się wszystko po kolei, a pierwsi zginą oczywiście Ci , którzy się słuchają. BO niektórzy po prostu są debilami.

Teherija w domu uczono dyscypliny i posłuszeństwa. Nigdy nie słuchał, nigdy się nie stosował. Jednak gdy zasmakował ryzyka życia, nastąpiło przewartościowanie. Sytuacja graniczna, jaką była walka z demonami na przełęczy, zauważył że czasem musi się zdyscyplinować, by przeżyć. I teraz jego życie jest zagrożone przez dwóch elfickich idiotów.

Na dupę Beliara!

Czuł wsparcie Muz bardziej niż zwykle. Po ostatnich wydarzeniach szczególnie. Był silny, był wspierany.

Czuł wewnątrz część Beliara. Zaczął się z nią oswajać. O dziwo, mrok nie zżerał jego duszy, jedynie istniał obok. I Adam zastanawiał się, czy uda mu się opanować. Ta mała część mocy, przejęta przez kapłana, i użyta w jego własnych celach... Mogłaby się mu przysłużyć.

Teherij splunął
-Słuchajmy ich. Ale będziemy musieli potem ponosić odpowiedzialność za ich głupotę. - rzucił cicho do Słowika. Rozejrzał się po ciemnościach nocy.

Debowy_Mocny - 2013-04-10, 11:48

Enderus spojrzał na Albrechta.
Ten facet chyba ma jakąś fobie przed wybuchami. No dobra, to z trucizną to dość przekonywujący argument. Zrobię tak jak ostatnio, pozwolę gościowi działać według JEGO planów. Jak nawali to wprowadzam swój. Nie będę się z nim narazię kłócił. Ostatecznie nie wiem co ten "zimniejszy" elf kombinuję. WIęc lepiej poczekam z piromanią.
Dobra, to skoro pan nie chce wybuchów to nie będę stosował wybuchów. Róbta z tym robalem co chceta, byle tylko padł.
Enderus zaczął obserwować całą sytuacje, głównie jak się potoczy.

Faust272 - 2013-04-10, 17:11

Wszyscy

Ciało Thora upadło bezwładne jak ścięte siekierą. Niby usiadł, niby się opadł, ale dosyć widowiskowo stracił przytomność.

Tymczasem Alojz zrzucił z wozu trochę prowiantu stawiając na jego miejsce balistę. Pomagał mu w tym chłopiec kuchcik. Wcześniej oczywiście Alojz sprzedał mu siarczyste uderzenie w policzek, bo dzieciak zaczynał panikować.

Po usłyszeniu rozkazu Albrechta kusznik porzucił chwilowo pracę nad balistą i załadował kuszę jakimiś dziwnymi, cylindrycznymi bełtami. Wystrzelił trzy. Pociski poszybowały łukiem nad pole walki, gdzie buchnęły jasnym światłem, by potem zamienić się w spore ognie różnych kolorów: żółty, czerwony, zielony. Teren był teraz elegancko oświetlony przez te trzy kolory

Albrecht i Enderus rozpoznali jedne z najnowszych osiągnięć krasnoludów: flary.

Kastyl

Wiele ciał było jeszcze nierozłożonych. Thor przejął pierwsze z nich. Próbował się poruszyć. Nic. Bydle w jakiś sposób paraliżowało swoje ofiary niszcząc ich układ nerwowy. Na rozkazy duszy Thora nie reagował mózg pożartego, a więc nie potrafił zmusić reszty ciała do posłuszeństwa. Zobaczył jednak jak stworzenie połyka.

Połknięta ofiara zostaje natychmiast ciasno otoczona tkanką tak że nie może zrobić ruchu. Dosłownie natychmiastowo wokół niej zacisnęły się warstwy mięsa pod takim ciśnieniem, że nieszczęśnik nie miał jak się zamachnąć. Dodatkowo ta tkanka była dziwnie gumiasta, ale niewrażliwa, bo nawet jak coś ją przebiło, czerwa to nie ruszało. Ofiara potem natychmiastowo była paraliżowana jakimś jadowitym śluzem i oparem, dodatkowo, jeśli nie była przegryziona jadowitymi zębami, to w przełyku znajdowało się coś na wzór żądeł, które przebijały nawet stalową zbroję. Połknięcie oznaczało śmierć.

Wracając do swojego ciała Thor zauważył, że skóra tego czerwia była skórzasta, segmentowa, i pokryta jakąś szczeciną. Nie miała łusek, ani pancerza, ale grubą warstwę zrogowaciałej skóry. Otwór gębowy był idealnie okrągły a brzegi były pokryte rzędami szpiczastych zębów. Dodatkowo chyba znajdowały się tam uchyłki gruczołów kwasojadowych.

Altaris

Jednoooki nie znalazł wolnych zwłok. Wszystkie zostały najwyraźniej pożarte. Musiał zadowolić się jakimś odłamkiem drewnianego wozu i to właśnie na nim stanął. Aktualnie między wozem oraz walczącymi znajdował się sam czerw, więc nie widział co się dokładnie tam dzieje. Mógł za to przyjrzeć się potworowi. Ciało tego czerwia była skórzaste, segmentowe, i pokryta jakąś szczeciną. Nie miał łusek, ani pancerza, ale grubą warstwę zrogowaciałej skóry. To pewnie przez tą "szczecinę" wykrywał ruchy ofiar na piasku. Może nie wykształcił pancerza, bo do tej pory każda ofiara łatwo dawała się połykać w całości?

Wszyscy

Aktualnie nie było widać dokładnie walki. Czerw zasłonił wszystko.

Alojz w międzyczasie kończył rozkładać balistę. Ami tymczasem z polecenia kusznika schował się pod wozem.

MrocznyKefir - 2013-04-10, 18:40

Baldwin oparł się o wóz i uśmiechnął lekko patrząc na stwora
- To co Albrechcie - poklepał balistę - napierdalamy? Rozumiem, że w razie ataku nie przyjmujemy żadnej formacji? Wiem, że głupie pytanie, ale różnych dowódców w życiu widziałem... A rozkazów słuchać się trzeba... - uśmiechnął się kpiąco - Mam nadzieję, że przeżyjemy wszyscy walkę z tym czerwiem. Nie lubię tych stworów - splunął na ziemię - pożarł mi dwóch ludzi w czasie marszu do Bolgorii... zwykłe strzały się go nie imały... Cholera, ta balista musi go zajebać...

Słowik - 2013-04-10, 19:23

"Jebane elfy. Czemu muszą mnie tak wkurwiać?"

- Nie wiem czy mój łuk się przyda, ale mam taką nadzieję. - powiedziała zdejmując łuk z pleców i wyjmując strzałę z kołczanu
Otuliła się też szczelniej chustą i podciągając rękawice.

" Wszędzie jakiś robale. Wszędzie kurwa. W całym lesie nie było tyle tego świństwa to na tej cholernej pustyni. "

-Jeżeli mamy pomóc tamtym pośpieszmy się, bo robal zaraz ich wykończy.

Słowik odwróciła się w stronę kapłana.
-Nie wiem jak ciebie, ale mnie ale mnie zaczyna poważnie wkurwiać to towarzystwo wzajemnej adoracji. -ruchem głowy wskazała na elfy- Momentami, aż się proszą, żeby o bliższe spotkanie z jedną z moich strzał. - mówiła tak cicho, aby nikt oprócz kapłana tego nie słyszał.

- I... słuchaj, jak będziemy walczyć z tym robalem...nie daj się zabić. Jesteś jedną z nie wielu rozgarniętych osób w tej drużynie.

kastyl - 2013-04-10, 20:37

Thor wrócił do swojego ciała i poderwał się z ziemi. Rozejrzał się dookoła i zauważył Altarisa stojącego na resztkach jakiegoś wozu. Jednocześnie wysłuchał co ma reszta do powiedzenia.
Będzie ciężko rozwalić to cholerstwo. Choć nie jest tak strasznie, nie ma żadnych łusek. Myśl, cholera, myśl. Mogę go wysadzić odłamkiem. I to chyba będzie najbezpieczniejsze, ale za to te ludzkie głupki będą jeszcze gorzej na mnie patrzeć. Kij z tym, najwyżej się od nich odłączę i sam dojdę do Mirtu. Mając ich na oku.
- Nie dajcie się połknąć. To będzie oznaczać dla was śmierć. Wybuchy też odpadają, to cholerstwo ma w sobie więcej trucizny niż było w waszych słowach do elfów. Na szczęście to cholerstwo nie ma żadnych łusek ani innego pancerza. Bardziej wygląda mi to na twardą skórę. -
Tellan wypowiadał te słowa głośno, idąc obok ludzi i kierując się do Jednookiego.
- Altaris ma dobry pomysł, unikajcie chodzenia po ziemi. Jeśli ta bestia jest ślepa, to musi jakoś znajdywać swoje cele. A jeśli jest pod ziemią, to możliwe że słyszy nasze kroki. I zawsze miejcie w pobliżu jakąś skałę lub coś, czego ta bestia nie przebije. -
Ciekawe co teraz pomyślą o mnie. Pewnie zamiast skupić się na walce będą myśleli o tym, skąd to wszystko wiem. Tym gorzej dla nich.
- Albrechcie, czekamy na Twoje rozkazy. -
Thor wyciągnął czarny miecz i chwycił w druga rękę Odłamek Duszy. Przystanął na czymś twardym niedaleko drugiego elfa. Odezwał się do niego w ich rasowym języku.
- Uważaj. Przyjrzyj się dobrze jak wygląda piasek tuż przed atakiem czerwia. Tobie raczej nie muszę tego mówić, ale nie chcę zostać jedynym nie człowiekiem w tej zgrai popaprańców. Mam coś, co pomoże nam rozwalić tego czerwia, jednak muszę mu to wrzucić najlepiej do gardła. Kiro teraz nie pomoże, to coś jest pewnie odporne na ogień. I poczekajmy na rozkaz Albrechta. Utrzymajmy choć te pozory dyscypliny. -

Altaris - 2013-04-10, 21:18

Kucnąwszy sobie na szczątkach wozu elf obserwował, śledząc trochę niezdarne, ale widocznie kierowane z jakimś z góry nałożonym planem ruchy wielkiego monstrum. Jego żółte oko śledziło raz za razem całe pobojowisko, przysłuchując się także rozmowie. Widząc nadchodzącego elfa uśmiechnął się lekko. Ludzie jak zwykle trzęśli dupskami gdzieś z tyłu, jak przyszło co do czego. Zaraz pewnie jakiś porwie się prosto na paszczę czerwia i trzeba go będzie ratować. Jak zwykle, zresztą bywało z ludźmi...

- Też to zauważyłeś, prawda? - odpowiedział w języku elfów, nie spoglądając na rozmówcę, chociaż wiedział, że ten go słucha. Obecność innego elfiego wojownika u boku dawała mu trochę otuchy. Nie zwykł walczyć samemu. Przez większość czasu towarzyszyli mu członkowie Czarnej Kompanii. Jego zaufani Przyboczni albo leżeli teraz gdzieś martwi, albo zostali cieślami, najemnikami, pijakami, czy żołnierzami. Cóż. Nie wszystko idzie zgodnie z planem...

- Widzisz te włosy na jego cielsku? To działa trochę jak jego oczy - dodał, z trudem dobierając słowa, gdyż nie wiedział, jak to dokładnie opisać - Rzućmy mu na piach przynętę. Niech ją połknie i się wystawi... - kontynuował, obracając w dłoni Lucjona i szukając czegoś, co było wystarczająco duże, by przyciągnęło czerwia i co było w pobliżu rozglądał się bacznie. Niestety, nie mógł użyć żadnego z ludzi, bo Albrecht by się rozgniewał.

Widząc ociąganie reszty drużyny parsknął pod nosem i wyszeptał - Czyny, nie słowa... - po chwili zaś, czekając na moment, by rzucić potworowi przynętę zamierzał najzwyczajniej w świecie, tradycyjnie sieknąć go klingą po cielsku.

Debowy_Mocny - 2013-04-10, 22:16

Enderus zauważył flary nadchodzące z góry.
No no no, na tym zadupiu mają więcej ciekawych rzeczy niż się spodziewałęm. Kto wie, może znajdzie się jeszcze jakieś magiczne przedmioty, głównie kamienie, które się nadają jako źródło mocy dla naprawdę imponującej machinerii. Byłoby zajebiście. Byłbym w stanie stworzyć dość potężną maszynę, dzięki której w końcu dokonam mojego celu.

Enderus usłyszał to co opowiadał o robalu Telian.
Wnioski, muszę pomyśleć nad innym planem awaryjnym. Poza tym skąd ten elf się tak wielu rzeczy dowiedział. W sumie będzie trzeba to w subtelny sposób sprawdzić, może jest magiem czy czymś podobnym. Ale to później, najpierw trzeba pomyśleć co zrobić z robalem. DObra to zajmiemy się tą balistą.

Enderus spojrzał w stronę Alojza rozkładającego balistę. Jeśli zauważył że Alojzowi dość kiepsko idzie obsługa balisty, to Enderus postanowił pomóc.

Lowcakur - 2013-04-10, 22:38

- Dobra panowie... i pani. Mamy informacje, mamy światło, znamy lepsze i gorsze strony czerwia. Ba, na dodatek dzięki mości Alojzemu mamy zdecydowaną ogniową przewagę. Jednakże, jak sami widzicie nie ma sensu żadna forma frontalnego ataku. Pewnie czuje każde nienaturalne brzmienie na piasku. Poruszajmy się więc jak piasek, nieregularnie, łammy szyk i gubmy kroki. Strzelcy niech rozłożą się na dystans od tego potwora, nie muszę wam mówić co macie robić, prawda? Alojzy, masz pozwolenie na prowadzenie ostrzału gdy tylko znajdziemy się mniej więcej w połowie drogi do czerwia.

A co do wojowników... Jego pancerz to segmenty. Nie znam się na zwierzętach, ale w zbroi segmentowej najbardziej wrażliwe na ciosy są łączenia blach, tak przynajmniej zaobserwowałem w wielu potyczkach. Nie ma sensu uderzanie szerokimi ostrzami, tego potwora trzeba dźgać i żgać w jego pancerne luki. A teraz, łamać formacje, zajść bestie półksiężycem i pamiętajcie o gubieniu kroku! Zabić mutanta!


< zakończywszy wydawanie rozkazów i porad, Albrecht ruszył w stronę czerwia. "Szur szur krok przerwa, szur krok szur szur przerwa." odliczał w myślach fazy nieregularnego chodu i kierował się w stronę potwora. Jeśli nic mu nie przeszkodzi a znajdzie się obok bestii, to zachowując największą ostrożność podchodzi do niej, wybiera odpowiednie miejse do zadania ciosu i drugim, długim i ostrym końcem schmeidera wbija się w ciało wynaturzenia. >

Jogurt - 2013-04-10, 23:40

Marwyna znów denerwowało zachowanie elfów. Rozmawiali ze sobą w nieznanym reszcie języku, nie potrafili także działać w drużynie. Bardzo dziwna była też nagła utrata przytomności Thora. Na tyle dziwna, że Marwyn postanowił się nad tym w ogóle nie zastanawiać i trzymać możliwie z daleka od tych dwóch typów.
W jakiś sposób Crane całkowicie zapomniał o baliście. Atak do tej pory wydawał mu się głupim pomysłem, jednak wsparcie ogniowe Alojza całkowicie zmieniało postać rzeczy. Cała drużyna powinna teraz umożliwić Alojzowi komfortowe oddanie strzału, choć jeden może nie wystarczyć. Marwyn postanowił jednak posłuchać się rozkazu, i tak stracili już dużo czasu. Zwiadowca ruszył więc naprzód zgodnie z instrukcjami Albrechta poruszając się w nieregularny sposób, jednak tak, by samemu się nie pogubić i utrzymać łuk, jakim podchodzili do robala.

Mimowolnie przypominały mu się ćwiczenia kroków wykorzystywanych w walce mieczem. "Do przodu, lewa, trzymaj dystans, do tyłu, zejście, do tyłu... Nie tak, przestawiaj prawą nogę, nie lewą, o tak... Dobrze, teraz w drugą stronę..."- rozbrzmiewał w myślach głos starego Morgana, człowieka któremu bez wątpienia zawdzięczał to, że nadal żyje i ma wszystkie kończyny. Z miłą chęcią powspominałby teraz czasy młodości w ekipie górali, naukę i wartości jakich się nauczył ale to nie czas i miejsce na takie rzeczy. "Zapomnij te brednie o honorze i odwadze. Albo ty jego albo on ciebie, nic więcej". Były to ostatnie słowa, jakie sobie przypomniał i zamierzał je teraz zastosować.

Marwyn poruszał się łukiem. Najpierw skradał się dość powoli, miękko stawiając kroki. Później przyśpieszył do truchtu. Musiał poruszać się w ten sposób, by ożywić krew w żyłach, a tym samym być gotowym na unik czy szybki wystrzał sprintem. Dzięki bardzo lekkiemu opancerzeniu powinien postawić przede wszystkim na szybkość i uniki. Miecz trzymał w prawej ręce, by zapewnić sobie dobrą równowagę. Oburącz załapie go dopiero przed samym atakiem. Zgodnie z zaleceniem kapitana zamierzał używać silnych, niskich pchnięć z krokiem do przodu, by do siły dodać masę ciała.

-Czy to dzisiaj przyszłaś po mnie?- pomyślał stawiając kroki na rozświetlonym kolorowo piasku.

Altaris - 2013-04-11, 06:25

Lucjon zabłysnął błękitnym światłem, gdy jego klinga, wąska prawie, niczym sztylet i najeżona ząbkami do wyrywania pancerza zalśniła w powietrzu.
MrocznyKefir - 2013-04-11, 14:48

Baldwin trzymał w rękach swoją dumę, swój mithrillowy Tasak, który lśnił pięknie w słońcu. Syn rodu Bordword czuł na skórze parzące słońce pustyni- raniło go to, ale również i pobudzało.
Skorzystał z rad Albrechta i poszedł za nim od razu, gdy ten ruszył w kierunku czerwia. Dwa kroki do przodu, stop, krok w lewo, trzy do przodu, trzy w prawo, stop, do przodu...
Jedną dłoń trzymał na rękojeści, drugą - w połowie ostrza, szykując się do morderczego pchnięcia. Jego broń zrobi więcej potworowi niż zwykła stal - w końcu potwory boją się Mithrillu...

Gdy Baldwin ujrzał, jak Albrecht wbijał swe ostrze w ciało potwora - zaszedł go z drugiej strony i również pchnął szybko dwa razy i wycofał się, pozostawiając pole do popisu dla innych. W trakcie ataku reszty starał się obkrążyć potwora i zaatakować go z zupełnie innej strony.

kastyl - 2013-04-11, 20:00

Thor poczekał chwilę na resztce wozu, na której stał. Przyglądał się przez chwilę ruchom czerwia, jego reakcją i szybkości. Starał się oszacować jego refleks i zapamiętać znaki nadchodzącego ataku. Następnie ruszył krokiem podobnym do Albrechtowego.
Bestia musi jakoś rozróżniać kroki osób od ruchów piasku. Albrecht ma dobry pomysł z tym łamanym krokiem. Trzeba poruszać się jak piasek. Raz tąpnąć, raz szurnąć, a innym razem coś jeszcze innego. Trzeba tylko uważać, żeby nie wpaść w rytm.

Tellan ruszył do przodu, idąc nierytmicznym krokiem. Szurną dwa razy, przerwa, trzy razy, przerwa, dwa kroki i szurnięcie, przerwa, krok, przerwa, szurnięcie, przerwa.=. Poruszał się trochę dalej od formacji ludzi. Zbyt duże natężenie dziwnych odgłosów może robala przywołać, do tego któryś z nich na pewno coś spartaczy. Thor trzymał się kilka metrów obok ludzi, przypatrywał się piaskowi. Czerw raczej nie będzie grzecznie czekać na atak, więc raczej do niego nie podejdą. Trzeba będzie wyczuć gdzie i kiedy wyjdzie.

Kiedy Thor tylko zauważył, że czerw chce w pobliży jego wyjść z piasku, przygotował się i skoczył naprzód, tnąc mieczem w poprzek ciała robala. Miał nadzieję, że trafi w ten sposób na nieosłoniętą część ciała.

Słowik - 2013-04-12, 17:54

"No to trzeba ubić robala"

Natalia ruszyła do przodu. Szła lekkim krokiem bez żadnego rytmu. Trzy kroki do przodu, krok w lewo, zatrzymała się, krok do przodu i dwa w prawo, dwa do przodu, stanęła, znów do przodu i tak dalej. Nie zamierzała podchodzić blisko, tylko tak aby, mogła dobrze wycelować. Odległość wynosiła ok. 100 metrów, ale dziewczyna chciała mieć pewność, że dobrze wyceluje. Schodziła bardziej w prawo, nie było sensu stać w jednej linii z Alojzym. Po przejściu jakichś ok.50 metrów zatrzymała się i wymierzyła.
Stanęła pewnie na nogach trzymając Wronę w lewej ręce, a prawą zakładając strzałę na cięciwę. Ręka trzymająca łuk wyprostowana, drugą napina cięciwę aż do twarzy. Mierzy tak, aby grot, policzek i potworek były w jednej linii.

"Wrono, nie zawiodłaś mnie kiedy cię potrzebowałam, nie zawiedź i teraz."

Kiedy wycelowała wypuściła strzałę. Niezależnie od tego czy trafiła zaczęła iść dalej w prawo. Tak jak wcześniej łamanym krokiem. Nie powinna stać dłużej w jednym miejscu. Po przejściu jakiś 5 metrów wypuściła kolejną strzałę. Po kolejnych pięciu metrach następną. Tu spust był bardzo precyzyjny i dynamiczny. Powinna trafić w robala. Bliżej podchodzić jednak nie chciała.

Messiah - 2013-04-12, 21:15

Teherij mruknął coś, czego nie dosłyszał nikt. Chwycił mocno miecz. Zamknął oczy, i skupił się. Rozpoczął swój taniec.

Bez taktu, bez rytmu, bez metrum. Czysta przypadkowość. Pełno wibracji, nagłych zwrotów i przyspieszeń, oraz retardacji.
Wiedział, jak to robić. Czysta improwizacja była codziennością takich jak Adam.

Zamknął oczy, słyszał ruchy reszty. Prawie niczym czerw, wiedział gdzie znajdują się inni. Przypominali ruchy piasku, i sam Kapłan czasem gubił się w ich nieregularnym kroku. Gubił się, a to mu pomagało gubić własne kroki.
Wyprawa pomagała mu. Uczył się praktycznie wykorzystywać wsparcie, jakie dają mu Muzy. Pokochał je jeszcze mocniej.

Ślepy na oczach, widział słuchem. Adam zawsze polegał na intuicji - tym razem była ona wspierana realną siłą Duchów. Trzymał się w szyku rozproszonym, podążał dalej od reszty. Czekał na pierwszy udany atak (nasz lub czerwia). Gdy go usłyszał, otwierał oczy

Faust272 - 2013-04-13, 09:07

Drużyna przystąpiła do podejścia do stwora.

Modyfikacje do powodzenia podejścia do czerwia
Kastyl
+ 25% za Umiejętność Ukrywanie się
+ 15% za opis w postach

Słowik
+ 10% za opis w postach
+ 20% za Cechę Elastyczność

Messiah
+ 15% za opis w postach

Łowcakur
+ 20% za opis w postach
- 30% za posiadany ekwipunek

Debowy_mocny
Został na wozie i pomaga Alojzowi

MrocznyKefir
- 10 % za opis w postach (głównie za opisanie palącego słońca, gdy akcja dzieje się nocy)

Altaris
+ 15% za opis w postach
+ 15% za Cechę Zręczność


Drużyna podchodziła do czerwia. Potwór jeszcze się nie spodziewał niebezpieczeństwa i ryjem szukał zabitych. Tak, to prawda, wszyscy którzy walczyli, zostali już albo pożarci, albo powaleni na ziemi. Jedyne co zostało czerwiowi, to znaleźć ich pyskiem, no bo przecież martwi nie tworzą drgań.

Bach! Adam upadł ciężko na ziemie. To jego choroba dała o sobie znać. Poczuł zawroty głowy i wyłączenie organizmu, a przynajmniej mięśni szkieletowych. Upadł na ziemie, nie zasnął, miał omamy senne, ale na wpół przytomny mózg już nie pracował nad zachowaniem łamanego rytmu, więc gdy Kapłan Muz upadał, a potem odruchowo próbował utrzymać równowagę, wzbudził rytm.

Nie było na co czekać.

Ponieważ Natalia nie musiała tak blisko podchodzić jak inni, była już gotowa do strzału. Gdy tylko rozpoznała charakterystyczne zachwianie się równowagi u Adama, wystrzeliła strzałę. Grot trzasnął, lotka świsnęła w powietrzu. Jednak strzeliła za bardzo w prawo. Kontynuowała więc wędrówkę.

Tylko Thor i Altaris znaleźli się na tyle blisko by mogli zaatakować. Zawdzięczali to tym, że podeszli wcześniej do stwora niż inni.

Czerw wyczuł drgania. Drgnął, po czym błyskawicznie pochylił głowę w stronę piasku by się zakopać.

Kastyl

Thor wyskoczył do przodu chcąc nie puścić czerwia samowolnie. Trafił, jednak nie odniosło to pożądanych skutków. Cięcie było płytkie i nie zagłębiło się bardziej niż na pół centymetra. Oparł się na segmentach i rogowym naskórku, ale pociekło trochę posoki. Thor jednak był zadowolony. Teraz wystarczy poczekać aż zadziała... Tellan teraz zobaczył, że ostrze jest matowe, suche oraz nie opalizujące. Cholera...

Altaris

Elfowi udało się zaatakować będąc tuż obok Tellana. Sztylet wbił się łatwo i przyjemnie aż po rękojeść. Jednooki wyrwał Lucjona wraz z kawałkami mięsa osadzonymi na ząbkach.

FIRST BLOOD

Wszyscy

Czerw skoczył w piasek niby pływak nurkujący skokiem na główkę w morze. Po chwili go już nie było. Został tylko charakterystyczny garb tuż pod powierzchnią piasku sunący jak błyskawica w stronę Adama.

Debowy_Mocny

Enderus otrzymywał przyśpieszony kurs posługiwania się Alojzową balistą. Wykształcenie i smykałka inżynieryjna pomagało w tym ogromnie. Inżynier szybko załapał o co chodzi, a jak mówił kusznik, dużo łatwiej, a przede wszystkim szybciej obsługuje się balistę przy pomocy dwóch osób. Tak więc czekają na okazję, aż czerw wynurzy się z piasku.

MrocznyKefir - 2013-04-13, 11:03

Baldwin nawet nie zdążył dojść do potwora - gdy był już blisko ten zapadł się pod ziemię. Działo się to tak szybko, że wstrząsnęło synem Rhaegara. "Cholera... jak walka z rybą w wodzie. TO nas wszystkich zabije..."
Wreszcie zobaczył co się dzieje - Czerw zaczął szybko poruszać w stronę kapłana Muz, który z niewiadomego mu powodu (Baldwin go prawie nie zna) padł na ziemię i nie ruszał się. Wzbudził rytm. Stał się dla stwora widoczny.
Lecz co zrobić? Jeśli wszyscy pobiegną na pomoc Adamowi potwór będzie znał ich położenie i zginą wszyscy.

Westchnął. On spowodował zamieszanie, więc to on musi odpokutować. Tak każe mu honor, tradycja i... szczeniacka chęć wykazania się. Niby dorosły facet, a marzenia z dzieciństwa zostały. Śmieszne.

Mocno odbił się od ziemi. Walił w nią z całych sił. I zaczął biegać w kółko - nie ma chuja, Czerw musiał to usłyszeć.
- Odsuńcie się wszyscy o de mnie! On teraz zaatakuje mnie! Nie możemy stracić kapłana ! - wrzasnął do towarzyszy.

Gdy Czerw zaczął błyskawicznie poruszać się w stronę Baldwina ten starał się w "ostatniej chwili" przeturlać się/odskoczyć w prawo bądź lewo tak, by Czerw go nie trafił. Jeśli się uda - pchnie go mieczem. I następnie znowu spróbuje zmylić stwora krokami.
Lewa prawa, stron, lewa, przód, przód, lewo, przód, prawa, tył...

A jeśli stwór go połknie - Baldwin postara się wbić blisko paszczy i się trzymać tak, by kwasy go nie zeżarły...

Altaris - 2013-04-13, 14:23

Z szaleńczą wręcz satysfakcją wyrwał spory kawał mięsa z ciała czerwia, przebijając się przez osłonę z dziwnych, segmentowych, zrogowaciałych warstw. Dosięgnął bezproblemowo czułego punktu potwora już za pierwszym uderzeniem. Nikt nigdy nie powinien lekceważyć siły Bliźniaczej Furii - legendarnego Lucjona, jednego z Pięciu Boskich Mieczy, artefaktu wykutego dla Przybocznych Obaliana przez samego Widurra, boskiego kowala z Mniejszego Panteonu. Zamknięta w mieczu dusza Opiekuna nadawała metalowi silniejszemu prawdopodobnie nawet od adamantium i od mithrilu jeszcze większej mocy, którą on - wojownik bez większego wtajemniczenia dzierżył od niedawna. We wspólnocie religijnej Fjolsnira - tego o rozległej mądrości, dzierżący Jednego z Pięciu miał rangę kapłana. Altaris jednak nie miał raczej smykałki do bycia kapłanów. Za dużo łbów do ucięcia pała się po świecie, oraz za dużo dam czeka na ratunek.

Błękitnym światłem oręż zalśnił raz jeszcze, gdy Altaris widząc, jak czerw odpływa kontynuował serię przemian. Klinga, długa niczym w mieczu jednoręcznym, pozostawała nadal cienka i niesamowicie ostra, przeznaczona do ran kutych. Ząbki lekko się zakrzywiły, tworząc widoczne haczyki. Widząc, jak ludzie próbują zrobić to samo, co on zrobił przed chwilą - zranić czerwia, śmiał się pod nosem, kucając na resztkach wozu, na których się skrył. Rozejrzał się też za siebie i po okolicy, czy aby nie został żaden przeciwnik, który wbiłby mu nóż w plecy. W lekkiej łunie światła z ognia flar, Jednooki musiał być prawie, że niewidoczny.

Przyglądał się niekształtnej, ludzkiej bieganinie, po czym usiadł sobie wygodnie ze skrzyżowanymi nogami, z mieczem na kolanach, czekając, aż czerw znowu się wystawi. Nie było powodu, żeby jeszcze on dołączał do tego chaosu. Niech sobie biegają i ryzykują. On znalazł sposób na bezpieczną walkę i tam zostanie. Nie będzie próbował udawać bohatera.
- Tellanie - zagaił z uśmiechem do bojowego pobratymca - Jak Twoje "niemieczowe" sposoby? - być może ich działanie dopiero teraz, lub za chwile się pokaże. Altaris wolał tradycyjnie rąbnąć mieczem.

Debowy_Mocny - 2013-04-13, 14:44

Tak więc robal "kieruje się" ruchem piasku? No to chyba mniej więcej wiem gdzie powinien wyleźć.

Enderus próbował wypatrzeć miejsce w którym jest najwięcej zamieszania w piasku (Czyli gdzie ktoś najintensywniej nogami porusza piaskiem). Największa szansa że właśnie z tego miejsca wyskoczy robal. Jak już wypatrzył to postanowił balistą wycelować w to miejsce by robal na dzień dobry dostał balistyczną strzałą.

kastyl - 2013-04-13, 22:07

Tellan spojrzał na ostrze i skarcił się w duchu. Miecz nie był zatruty. W tej chwili nie miał czasu na zatruwanie broni, zostaje mu sztylet. Spojrzał na niego, kurwa, też czysty. Zapomniał zatruć broni po walce z drzewcem.
Czekając aż czerw dojdzie do nowej ofiary (czy to Baldwin, czy ktoś inny) świadomy wyciągnął fiolkę z trucizną i zaczął pokrywać ostrze zatrutym płynem. Nie śpieszył się, działał metodycznie i powoli. Im wolniej będzie to robił, tym szybciej skończy, wiedział o tym. Gdy tylko ukończy dzieło, ruszy w stronę skaczącego człowieka starając się łamać rytm kroków. Szurnięcie, krok, krok, przerwa. Krok, szurnięcie, krok, przerwa. Krok, krok, przerwa. Szurnięcie, krok, przerwa. Podszedł na odległość skoku, po czym poczekał na atak robala i zaatakował go w momencie, gdy ten się wynurzył

Altaris - 2013-04-13, 23:30

Elf siedząc tak sobie parsknął cicho pod nosem, naśmiewając się z szamoczących się niczym bydło w za ciasnej zagrodzie ludzi - Nie możemy stracić kapłana? Kurwa... Nie ma to jak ludzki kapłan, który czci muzykę... - prawda była taka, że owy mężczyzna, którego imienia Jednooki nawet nie chciał zapamiętać, nie był żadnym kapłanem, tylko podróżnym minstrelem, co ubzdurał sobie po o jednej za dużo butelce taniej wódki, że ma jakieś nadprzyrodzone właściwości. Muzy... Wolałby raczej słuchać dźwięku kopulujących z krowami nosogłowów na rykowisku dzikich bobrów, niż gadaniny o jakichś Muzach. Wielki Wotan pewnie śmieje się do rozpuku na swoim złoto-białym tronie, z dala od Trójcy. Muzami pewnie nazywane są damy do towarzystwa w Podchmurnych Salach Alizonu, stolicy boskiej siły.

A więc pokaż im, co to znaczy siła prawdziwego boga. Co to znaczy siła Fjolsnira, Tego, który kroczy w chwale, nosząc dumnie Koronę z Jelenich Rogów. Zacznij krucjatę heretyków... Teraz!

Usłyszał w swojej głowie, niby wołaniem gdzieś z oddali. Dochodziło to do niego jakby z ogromnego dystansu. Jakby odległy grom uderzał podczas każdej sylaby w samotne drzewo wykonane w całości z metalu. Z drugiej strony, czuł, że ten głos rozchodzi się w nim i z jego miecza, będąc wszędzie wokół blisko i dalekoa. Zarówno blisko, jak i daleko. Widząc przebiegającego obok wojownika zakrzyknął doń:
- Annon Aglar! Adan akaliabeth, ish maen seshimen... Nimrais heru abna inis RIS! Nimrais heru dim... Nimrais atar beleg, melion, aina... Adan dagnir, gor - lok! Adan sheiente kiesenis, pureilan. Adab thaur edhei... Edoras palan, henne formen enna faroth Ereb... Adan sheiente kiesenis... Melion - uśmiechnął się lekko i rozejrzał po okalających ich ludziach.

W jego dłoni Lucjon zajarzył się błękitnym światłem, gdy wstał i szepcząc coś o Dulinie spoglądał spode łba w kierunku Słowika. Wcale nie pasowała do słowika. Oczywiście, czarna opaska i względne ciemności nie pozwalały ujrzeć potulnego uśmiechu na jego twarzy. Czerw zapewne zje połowę z nich. Pozabijają się sami przy drobnej pomocy tego potwora. Głupiutcy ludzie.

Messiah - 2013-04-14, 00:58

Na dupę Beliara! - Teherij nie wiedział, który to raz podczas tej wyprawy powiedział bądź pomyślał.

To coś jest głuche.
Dla niego słuch był cudem. Najszczerszym z ludzkich zmysłów. Wzrok oszuka, słuch nigdy. A szczególnie nie Kapłana!

Kątem oka, strasznie przyciśnięty przez jego "Senną Zmorę" zauważył Baldwina, odprawiającego dziwne tańce na środku pustyni.

To coś jest głuche, i czuje.
Zrozumiał. Baldwin chce uratować mu życie. Teherij przestał walczyć z chorobą. Położył się bez ruchu na piasku. Dla bestii miał być martwy i niewykrywalny. Leżał. I ufał rycerzowi.

Błogosławiłem go. O! Patrono, daj mu odwagę. Duchy Opiekuńcze, dajcie odwagę wszystkim ludziom!

Zamknął oczy. Usłyszał krzyk Jednookiego w innym, obcym języku. Słuch Kapłana sięgał dalej, niż to co słyszalne dla reszty. Teherij słyszał też emocje i myśli. A teraz usłyszał pogardę.
Duchy Opiekuńcze, wspierajcie i jego, gdyż jego duma kiedyś może go zgubić. Proszę was o prawo łaski. Nie dbam o innych Bogów, was proszę o wsparcie, i was mam za przyjaciół. Nie jestem jak inni wyznawcy. Jestem waszym sługą, wyznawcą, przyjacielem, zwierzchnikiem i kochankiem. Adam Teherij, jedyny tego imienia, dziedzic wasz i Pan wasz, zaklinam Duchy. Stańcie w naszej obronie. Pokładam w was nadzieję, jak każdego dnia. I tak jak wy pokładacie we mnie, i tak, jak ja was bronię.

Wyciszył oddech. I oddał się swej senności. Ufał całkowicie. Na tym polega powołanie jego Kultu. Ufaj Duchom Opiekuńczym, a dla Muz Świata bądź przyjacielem.

Muza mówiła we śnie, niegdyś:

Zawsze myśl o Mnie, zostań Moim wielbicielem, czcij Mnie i składaj Mi hołd. W ten sposób na pewno przyjdziesz do Mnie. Obiecuję ci to jako Memu bardzo drogiemu przyjacielowi.

Słowik - 2013-04-14, 18:34

"Jebany robal! Czemu akurat Adam? I czemu nie mogło się to przytrafić któremuś z z cholernych elfów?"

Teraz czerw będzie chciał zjeść albo kapłana, albo Baldwina. Ale raczej Baldwina. Dziewczyna zrobiła jeszcze kilka naprawdę delikatnych kroków i odwróciła się w kierunku biegającego. Stała tak, żeby mogła strzelić i w kierunku Baldwina i Adama, jeżeli zajdzie taka potrzeba.

Wyjęła z kołczanu jeszcze jedną strzałę. Teraz musiała się na prawdę skoncentrować. Tym razem nie mogła chybić.
Stanęła w pozycji strzeleckiej. Założyła strzałę na cięciwę i uniosła łuk całkowicie się skupiając Od tego mogło zależeć czyjeś życie. Na sekundę przymknęła oczy. Do koła nie było niczego. Tylko ty, twój łuk, i twój cel. Otworzyła oczy i naciągnęła cięciwę. Przy policzku poczuła znany dotyk lotki. Jeżeli wcześniej nie trafiła mogło to być tylko jej winą. Wronę uważała za doskonałą.
Ten strzał musiał być perfekcyjny. Mocny i dynamiczny. Skupiona obserwowała co się dzieje. Kiedy tylko robal wynurza się z piachu Słowik dokładnie celuje i wypuszcza strzałę.

Faust272 - 2013-04-16, 19:15

Czerw błyskawicznie dostał się do Adama. Z ziemi wystrzeliła okrągła, najeżona spiczastymi zębami paszcza, która pochłonęła kapłana oraz wszystko w promieniu półtora metra od niego.

Adam poczuł, jak otacza go miękka tkanka, jak mokra pierzyna, a potem poczuł gdzieś na nodze kolec pompujący jad. Potem jego świadomość zgasła.

Słowik wycelowała w czerwia i posłała strzałę w jego kierunku. Strzała zadrasnęła potwora rozrywając mu wierzchnią warstwę skóry na głębokość 1 centymetra.

Alojz wycelował z balisty błyskawicznie dzięki pomocy inżyniera. Pocisk o długości półtora metra z ciężkim, kutym grotem trafił idealnie w sam środek ciała stwora.

Potwór zanurkował znowu w piach. Podczas tego manewru wyrwał z siebie pocisk balisty, który został na piasku wraz ze sporą ilością zielonej krwi.

Czerw znowu był pod piaskiem i pędził w stronę Baldwina.

Thor jeszcze nakładał toksynę.

Debowy_Mocny - 2013-04-16, 19:46

I robal wpierdolil nam barda. Dobra, skurwysyn dostał, trzeba jeszcze raz przysolić. I to lepiej. Ja mam wrażenie że robal teraz poleci w stronę tego idioty co nazwał kierownika dezerterem, facet taki taniec robi że na pewno wzbudza wielkie zainteresowanie dziada.

Enderus poinformował Alojzego by balistę wycelować w stronę baldwina. By móc szybko ustrzelić robala.

MrocznyKefir - 2013-04-16, 19:51

Kurwa.
To była jedyna reakcja Baldwina. Nie dość, że czerw i tak pożarł Adama i pędzi obecnie Baldwina. Co zrobić?
Uciekać nie ma sensu. Z tego co zauważył potwór pożarł ogromny teren wokół samego barda, więc wcześniejszy pomysł z odskokiem również nie miał sensu. Pozostało tylko jedno - stać w bezruchu. Może ktoś zrobi jakiś ruch, cokolwiek, przez co potwór go zostawi. Baldwin stał spokojnie trzymając miecz tak, by w razie czego wbić się potworowi w paszczy i nie wpaść do środka.

Jogurt - 2013-04-16, 20:54

Marwyn przestał biegać. Zauważył już sposób przemieszczania się czerwia, więc dalej wydawało się to bezsensowne. Teraz zamierzał wykorzystać swoje umiejętności w skradaniu się aby co jakiś czas powoli poruszać się lekko i niezauważenie po piasku. Chciał przemieszczać się w stronę innych osób zacieśniając krąg wokół potwora, tak aby jednocześnie nie zasłaniać pola strzału baliście.

Crane stał przez chwilę z rozdziawioną gębą patrząc jak czerw połyka w całości Adama. W jednej chwili rozszalała się w nim rozpacz i gniew. Bardzo szkoda było mu młodego chłopaka, zwłaszcza, że został pożarty na oczach własnego brata. Tak tragiczna chwila, a tak krótka i bezdźwięczna jak nic nie znaczący epizod.
Jednocześnie zauważył, że potwór mimo potężnej wydawałoby się rany nadal porusza się błyskawicznie i zamierza pożreć kolejnego człowieka. W tej chwili poczuł beznadziejny gniew. Jako maleńki człowieczek nie był w stanie wyrządzić potworowi choć w połowie takiej krzywdy jak balista, a musiał działać, nie chciał oglądać jak robal pożera kolejnych towarzyszy. Jedynymi możliwościami były albo brak reakcji, czyli ratowanie własnej skóry albo beznadziejny atak. Wahał się przez ułamek sekundy, przypomniał sobie słowa jakie niedawno wypowiedział. O braterstwie, poświęceniu, odwadze. Ostatecznie zdecydował, że woli śmierć od tchórzostwa. Nawet tak okropną śmierć w oślizgłej paszczy stwora.

Musiał działać. Jedynym skutecznym ratunkiem dla Baldwina wydawała się balista. W mgnieniu oka odwrócił się i spojrzał w jej kierunku sprawdzając, czy jest już gotowa do strzału. Ma dobry wzrok, powinien to dostrzec. Jeśli Alojz nie będzie jeszcze gotowy, a Crane znajduje się dostatecznie blisko potwora po jego bokach lub z tyłu, to jedyna nadzieja w nim. Potwór porusza się najwyraźniej płytko pod ziemią. Marwyn zamierza to wykorzystać. Odwracanie uwagi skakaniem nie ma sensu, jak pokazała sytuacja w jakiej znalazł się Baldwin. Marwyn wystrzelił więc jak z procy i porwał z ziemi pocisk z balisty łapiąc go przez długi rękaw pustynnej szaty. Zamierzał rzucić nim jak oszczepem bezpośrednio w poruszający się pagórek piasku. Na razie to było jedyne wyjście jakie widział. Po tym zejdzie kawałek na bok odsłaniając teren Alojzowi i zastygnie w bezruchu.

kastyl - 2013-04-16, 21:11

Thor dalej siedział i nakładał mocną toksynę na ostrze.
Nie ma bata, to musi wywołać na nim jakiś efekt.
Tellan wysłuchał co Altaris miał do powiedzenia. Już miał mu coś odpowiedzieć, gdy w tym momencie zauważył jak kapłan muz, który wcześniej tak wiele mówił o tym, żeby wykazać się a nie tylko gadać właśnie się wykazywał. Wpierw wzbudził rytm swoimi krokami, a teraz po prostu padł na ziemię oczekując cudu. Nawet nie próbował się ratować.
- Głupcy. Sami głupcy. Wszyscy tutaj zginą. - Thor powiedział do cicho pod nosem.
W tym momencie słowa Jednookiego nabrały większego sensu dla elfa. Odpowiedział mu coś w ich wspólnym języku i dalej nakładał truciznę.

Lowcakur - 2013-04-17, 00:45

<Albrecht zaklął szpetnie w najgorszym wojskowym żargonie. Zrobił to jednak w myślach, aby nie wzbudzać dodatkowych dźwięków. "Cholera, już go nawet polubiłem, a teraz wpieprzył go ten czerw. A teraz pędzi prawdopodobnie w stronę Baldwina... Cóż, raz go bogowie uratowali, niech ratują i drugi. Ja w tym czasie spróbuję mu wpakować trochę bełtów w cielsko, może to mu nieco ochłodzi temperament"

Jak pomyślał tak zrobił. Ściągnął z ramienia kuszę, naciągnął mechanizm i... do głowy przyszedł mu inny pomysł. Wrzasnął z całych sił do inżyniera w śmiesznym pancerzu>

- Enderusie, pakujcie tej bestii dynamit w samą jape! Niech mu wyrwie trzewia i wywróci na nice! Inaczej powyżera nas człowiek za człowiekiem!


<mocny, doświadczony głos powinien przebić się przez ewentualny harmider na polu chwały. Zakrzyczawszy, zwolnił mechanizm kuszy, założył ją z powrotem na plecy i oczekiwał w jendym miejscu na rozwój wydarzeń, wypatrując bardziej skalnych terenów. >

Debowy_Mocny - 2013-04-17, 10:47

Enderus sam nie mógł uwierzyć słowom Albrechta.
Toż to zapalony przeciwnik dynamitu teraz chce dynamitu? No cóż jego zakuty łeb teraz zrozumiał co należy zrobić.

ENderus wzrócił się do Alojza
DObra, balista nastawiona. Jak robal wyskoczy to oddaj strzał, ja w tym czasie dam mendzie karme dla robali... o wybuchowym smaku

Enderus chwycił pierwsze lepsze krzesiwo z hubką (Pod nogami akurat miał ,nie ważne czyje). Wyciągnął jedną laskę dynamitu.

Robak niedługo miał znowu wyskoczyć, na szczęśćie miał dość czasu by na szybko obliczyć siłe i kąt rzutu dynamitem by ta wpadła do japy bestii, lub przynajmniej tak dynamit poleciał by wybuchając poranił czerwa po "Twarzy".

Jak robal się wynurzy, to ENderus rzuca odpalonym dynamitem tak, jak na szybko to rozplanował.

Altaris - 2013-04-17, 19:43

Elf rozsiadł się wygodnie, siedząc na resztkach wozu, z lekkim półuśmiechem oglądając wyczyny ludzi. Nie przyłączał się. Zwykłe miecze nic nie zdadzą, a on nie chciał ryzykować próby siły Lucjona z segmentami czerwia. Co prawda, wyrwał z niego już trochę mięsa, jako pierwszy w ogóle go trafiając, poza próbą Thora - najwidoczniej jakiś jego plan nie związany bezpośrednio z mieczem, się nie powiódł. Widząc, jak poczwara połyka barda nie przejął się zbytnio. Spodziewał się, że prędzej, czy później, ludzie zaczną ginąć. Chaotycznie szturmując swoją żądzą władzy i chciwością doprowadzą do swego upadku.

Jednooki spoglądał, jakby jedno uderzenie serca trwało cały dzień, w spowolnieniu dostrzegając, jak ciało krzykliwego i agresywnego mężczyzny było pochłaniane. Wzruszył jedynie nieznacznie jedną brwią i spoglądał dalej, na wyczyny tam zebranych. Po chwili westchnął i skierował wzrok ku gwiazdom, nucąc coś o mężczyźnie, mianem przedstawionym jako Tom Bombadil.
- Hej dol, merry dol, ...dziń-dzi-liń-dziń-dillo!
Ding i dong, hop w snop - wierzbo wydziwillo!


Zakończył, po czym oglądając wysiłki drużyny pokiwał z niewiadomymi intencjami głową, po czym uniósł swój miecz do góry, szepcąc mu w kierunku rękojeści - Wiem, że za tym nie przepadasz, ale spróbuj, proszę, Lucjonie, zmienić swą klingę na kształt partyzany - poprosił, po czym skierował dosłownie energię duchową w kierunku swoich dłoni, wolą napierając na rękojeść miecza, próbując go sobie uformować. Chciał stworzyć z klingi coś na kształt bardziej podłużnego i mniej spłaszczonego płazu, na końcu którego, ostrze będzie zaopatrzone w dwa "haki", które będą mogły wyrwać całe kawały mięsa.
http://www.gutenberg.czyz...12/g1214101.gif - Środkowa.

Faust272 - 2013-04-18, 19:00

Kastyl

Thor skończył nakładać toksynę.

Miecz został i sztylet zostały zatrute Paraliżującym Bólem

Altaris

Lucjon nie zamierzał się zmienić.

- A co ja jestem? Chłop? Partyzana? Broń zwyczajnej piechoty? Nie, nie zmienię się w partyzanę, ani w dzidę, ani w pikę. Poza tym, jakim prawem śmiesz żądać przemiany bez poproszenia po tym, jak się żeś sprzymierzył z pomiotem Beliara? Sztylet rozumiem, sam chciałem wyrwać mięso temu robalowi, ale partyzana? Chyba w głowie masz coś nie tak.

MrocznyKefir

Pod Baldwinem zaczęła się usuwać ziemia. Wojownik stał nieruchomo, był idealną, nie walczącą przekąską. Po chwili zacisnęły się wokół niego jakieś tkanki i stracił przytomność.

Reszta

Czerw znowu połknął kolejnego członka karawany w całości. Jednak teraz miało mu się to odbić dosyć nieprzyjemnie.

Pocisk z balisty Alojzego znowu trafił idealnie w środek stwora z takim impetem, że pocisk przeszedł na wylot i utknął w piasku.

Marwyn wziął pocisk i cisnął nim jak dzidą. Tylko że to nie była dzida. Sam też rzucający nie potrafił obsługiwać się taką bronią. Jednakże trafił. Zagłębił się tylko grot, ale trafił.

Enderus rzucił dynamitem. Pocisk leciał obracając się powietrzu i zostawiając za sobą smużkę dymu. Jednakże lont był za krótki i dynamit eksplodował w połowie drogi zrzucając z nóg Słowika.

Czerw znowu zakopał się w piasku. Zatopiony w niego pocisk balisty rzucony przez Marwyna wypadł z rany zostawiając kolejne zielone ślady krwi.

Piasek znowu został wzburzony i czerw tym razem pędził w stronę Słowika.

kastyl - 2013-04-18, 20:17

No nareszcie. Teraz robala trochę zaboli. Gorzej jak nie odczuwa bólu. Wtedy kolejny człowiek zginie. Przez głupotę dowódcy.
Thor wstał i ruszył łamanym krokiem w stronę kobiety.
Ratować ją? Czy darować sobie... A niech będzie, może mi za to podziękuje
Tellan dalej szedł łamanym krokiem, uważając, żeby nie stanąć w polu rażenia balisty. Jeśli ta trucizna nie zadziała, zostaje mu jeszcze ta na strzałach. Choć do tego przydałaby się pomoc tej łuczniczki. O, powód żeby jej pomóc pomyślał elf.
- Ruszaj się, nie stój jak słup. Pamiętaj, tylko łamany krok, nie wzbudzaj rytmu. A jak to go nie zmyli to skacz w stronę, z której nadchodzi. -
Thor podszedł na bezpieczną odległość. Gdy robal wynurzy się, zabójca zaatakuje mieczem i niżem. Nożem wykona szybkie pchnięcie, natomiast mieczem będzie ciął tak samo jak ostatnio. Chciał, aby jak największa dawka trucizny dostała się do ciała czerwia.

Lowcakur - 2013-04-18, 22:41

<Albrecht ucieszył się, widząc iż balista przebiła tego skurczysyna na wylot. Skoro miał trujące wnętrze, to teraz to wszystko wylało się na jego właściwe ciało. Zebrał się w sobie i zakrzyknął >

- Uciekajcie gdzie pieprz rośnie, ten pieprzony robal zaraz sam się sparaliżuje własnym jadem!

<po czym sam dał przykład godnego poruszania się, biegnąc w kierunku przeciwnym od wozu. Starał się robić jak największy hałas i drgania, aby przyciągnąć uwage tego wynaturzenia>

Debowy_Mocny - 2013-04-18, 23:38

Kurwa mać, kolejnego wpierdolił. Dobra, myśl, dynamit tak poprostu nie doleci.

Celujmy w stronę dziewczyny, prawdopodobnie cholerstwo tam się prawdopodobnie wynurzy. Ja mam kolejny pomysł

Enderus rozejrzał się. Wziął linke, sznurek, cokolwiek odciął niezbędny kawałek. Przywiązał dynamit do pocisku balisty. Mniej więcej za grotem by dynamit mógł wcisnąć się do środka. Jeśli robal wyskoczy a Enderus zdążył przywiązać dynamit. To szybko go odpalił zanim został wystrzelony strzał w stronę robala. A jeśli enderus nei zdążył przywiązać to i tak wystrzeliwuje pocisk z balisty.

Jeśli jednak zauważył że czerw prawdopodobnie ciśnie w stronę inżyniera, to enderus odpala tarcze i miecz i ucieka od robaka, jeśli jednak robal może go dopaść to Enderus rozkłada ręce z mieczem i tarczą tak, bybyło największe prawdopodobieństwo, że robaka bardzo mocno zaboli podczas próby połknięcia inżyniera

Faust272 - 2013-04-23, 18:25

- Nie ma czasu na zmianę pocisku, czekamy na okazję.

Tak Alojz skwitował próbę modyfikacji bełta balisty. Rozkazy rozkazami, ale prawdopodobnie Alojz sam nie ufał wynalazkowi inżyniera bojąc się eksplozji na wozie lub przynajmniej zmiany wyważenia pocisku, a co z tym idzie, zmiany na gorsze celności broni.

Jednak sam Enderus dostrzegł błysk w oku kusznika oraz dziwny pocisk załadowany do balisty, ciekawe, jaki będzie skutek.

Altaris tymczasem wciąż kłócił się z mieczem.

Robal wyburzył się nie zwracając na hałas tworzony przez Albrechta. Słowik została połknięta w całości jak pozostali.

Brzęknęła cięciwa. Tym razem wystrzelony został całkowicie wykonany ze stali ogromny harpun z haczykami oraz liną przywiązaną do oczka z tyły. Pocisk leciał nisko, ale szeroki grot i delikatnie spłaszczony promień pozwolił mu na delikatne szybowanie, a co z tym idzie, dalszy zasięg.

Pocisk przebił robala i utknął w ziemi przeprowadzając przez ciało potwora grubą linę. Czerw próbował się zakopać i wyciągnął ciało z ziemi. Szarpnięcie liną było bardzo silne. Balista wyleciała z rąk Alojzego i Enderusa. Wóz, do którego broń była przybita, również się poderwał wywracając się i przywalając znajdujących się tam ludzi.

Czerw już wkopał głowę, ale zatrzymał się, gdy poziom piasku doszedł do liny utkwionej w jego ciele. Potwór szarpnął się i wyciągnął głowę. Werżnięta próbą zakopania się lina zagłębiła się jeszcze bardziej w ciało. Wyglądało to tak, jak cięcie liści cienką żyłką.

Wykorzystując chwilową dezorientacje czerwia krokami Albrechta, Thor ciął swoim zatrutym ostrzem.

Potwór zesztywniał i zaatakował, ale jakby był otępiały. Tellan z łatwością odskoczył i dalej atakował. Celował różne części czerwia by zatruć jak największy obszar.

Enderus widząc co się dzieje odpalił swój miecz i ruszył do ataku. Ostrze zamienione w piłę wgryzło się w ciało stwora jak w masło rozchlapując wszędzie posokę i tkankę. Enderus ciął wszerz starając się odciąć otwór gębowy.

Udało się. Po chwili potwór był martwy z rozbebeszonym cielskiem 5 centymetrów poniżej otworu gębowego.

Ale co z połkniętymi? Pewnie siedzą gdzieś głębiej...

Debowy_Mocny - 2013-04-23, 18:48

Enderus spojrzał na robala, leżącego martwego robala.
Ehh, nie będzie to przyjemna część, ale ktoś musi wyciąć dalej to badziewie i wyciągnąć pechowców. Jacyś chetni?

Faust272 - 2013-04-24, 13:46

Enderusowi na pewno nie pomoże Alojzy. Leżał biedaczyna na piachu nieprzytomny z raną ciętą na skroni, z której leniwie sączyła się krew. Opodal niego leżała balista, gdzie jeden z jej wsporników był ubrudzony lekko krwią.

Kuchcik wyglądał na zdezorientowanego i w szoku. Trzymał się za swoją ranę i płakał.

Debowy_Mocny - 2013-04-24, 16:57

Enderus spojrzał na to towarzystwo.
No tak. I znowu inteligent musi się brudzić.

Enderus odpalił miecz, i zaczął ostrożnie rozcinać mieczem robala, by uwolnić tych co zostali połknięci przez robala. Także z chęcią wydobędzie wszystkie metalowe czy wartościowe i ciekawe rzeczy jakie robal połknął. Zachował wszelką ostrożność by nie zrobić większej krzywdy pechowcom w brzuchu robala.

Faust272 - 2013-04-24, 17:11

Enderus rozciął brzuch. Nie było to łatwe, ale jego miecz (piła) był ostry a rozcinając skórę na górze cielska potwora miał pewność, że płachty ciała rozwarstwią się pod wpływem ciężkości, oraz że nie potnie ofiar, gdyż będą wtedy znajdować się za sprawą grawitacji w niższych partiach żołądka.

***

Posoka pełna kwasu i enzymów wylała się na zewnątrz. Enderus wyciągnął wszystko co przypominało człowieka zostawiając pozostałości w żołądku. Na szczęście ich towarzysze byli ostatnimi połkniętymi, więc nie doświadczyli tak wielkich obrażeń jak pierwsi nieszczęśnicy.

Chociaż co prawda są sparaliżowani i nieprzytomni, ale oddychali.

Pozostałe ofiary już nie żyły. Główną przyczyną zgonu było uduszenie. Tylko jeden z karawany Portu, ten połknięty jako ostatni, był cały poparzony, ale oddychał.

Lowcakur - 2013-04-24, 21:06

<Albrecht, lekko zasapany po biegu w kolczudze podszedł do truchła czerwia. Spojrzał się na wyciągnięte z niego trupy oraz ledwo żywych ludzi, zobaczył także na Alojzego leżącego obok wozu i płaczącego kuchcika. Wszystkiego mu się mentalnie odechciało. Już od samego początku był problem z tą wyprawą, a to co teraz zaczęło się dziać to była już katastrofa. Czerwie, wyprawy z Portu, waśnie międzyrasowe, konflikty ideologiczne, renegaci... "Trzeba będzie w końcu napisać ten cholerny raport do Cesarzowej, tyle rzeczy ile zdarzyło się podczas tej misji nie uświadczy się nawet w najbardziej fantazyjnych opowieściach. " - pomyślał.

Jednakże, chcąc nie chcąc, był tutaj dowódcą, jedynym człowiekiem który mógłby dowodzić taką wyprawą. Czuł, iż mimo wszystko wzbudza szacunek u swoich podkomendnych, postanowił go nie zawieść. Podszedł do Enderusa i wyciągniętych z czerwia ciał, po czym zagwizdał w gwizdek sygnałowy, wzywając wszystkich ludzi. >

- Enderusie, zanim inni nadejdą, pomóż mi opatrzyć tych rannych. Ja znam jedynie nieco wojskowego felczerstwa, a ci tutaj wyglądają jakby czegoś więcej potrzebowali jak jedynie opatrzenia ran. Ten z Portu chyba wygląda najgorzej, od niego zacznę. Rozpal ognisko, na pewno znajdziesz jakiś palący się materiał. Jak to zrobisz, nalej wody do mojego blaszanego rondla *ew. do menażki, jeśli w zestawie naczyń nie ma rondla*, zagotuj ją nad ogniskiem i dosyp tego kwiecia krwawniku. Potem musi się to nieco zaparzyć, gdy będziesz czuł zapach zielska znaczy się że już jest dobre do podania. Potem to nieco przestudź i napój najbardziej oparzone osoby. Z liści za to zrób papke mieszając je z wodą, po czym nakładaj bezpośrednio na rany. Ja zajmę się chirurgicznymi sprawami. Jak przyjdą nowi, poślij ich po Alojzego, niech go przyniosą tu, w pobliże czerwia.

<wyliczał rycerz, szybko pokazując inżynierowi co ma robić. Po czym wyłożył wszystkie swoje medyczne osprzęty na rozłożoną sakwę, przysiadł się do człowieka z portu i zdiagnozował jego stan. Jeśli uznał, iż nie jest w stanie mu pomóc podał mu sole trzeźwiące i starał się go wypytać o wyprawę Portu. Jeśli jednak Albrecht był w stanie uratować tego człowieka, to rozpoczął od przemywania największych ran jodyną, a największe oparzenia traktując odpowiednią warstwą maści na oparzenia. Starał się zrobić wszystko co potrafił, aby uratować tego człowieka. >

Altaris - 2013-04-24, 21:24

Jednooki spojrzał z ukosa na rękojeść swojego miecza i ścisnął ją lekko, jakby z gniewu, lub irytacji. Oczywiście, wiedział, że nie sprawi to mieczowi żadnego bólu, czego nie zamierzał uczynić. Po prostu czuł się trochę obrażony. Gdyby Lucjon przybrał postać organicznego humanoida, to chętnie skopałby mu dupsko.

- Wiesz przecież, że chciałem go zabić... Tylko ta Straż... - wycedził przez zęby, wpatrując się z gniewem w miecz, po czym spojrzał na walkę z czerwiem. Zwykłe miecze, nawet takie, jak jego - czyli też i te niezwykłe, były mało zdatne przeciwko robalowi. A nie chciał ginąć. Czekał więc na dogodną okazję.

- Dobrze Ci poszło, człowieku - rzucił bez uśmiechu elf, chowając swój miecz w postaci jednoręcznego miecza do dopasowanej pochwy i skierował się w kierunku robala. Obserwował ruchy miecza, którym popisywał się wynalazca, bawiący się tymczasowo w rzeźnika.

Dzięki swojemu wykształceniu i wieloletnim doświadczeniu w oglądaniu oręża próbował zapamiętać układ broni. Dotykając końca rękojeści wysłał ku mieczowi prosty przekaz myślowy.

Potrafiłbyś się nauczyć przemiany w takie coś?

*** edit by Faust ***

Miecz jakby zapomniał o chwilowej kłótni. Perspektywa stania się nową bronią zdolną rozpruć takie potwory jak czerw pustynny stała się zbyt kusząca, by nadal kłócić się z Altarisem.

- Hmmm. Tak, potrafię przyjąć identyczny wygląd, ale nie będę potrafił tak obracać brzeszczotem jak tamten. Hmmmm. Przynajmniej na razie...

*** end of edit ***

Po chwili zaś, wzruszył ramionami i zaczął przeszukiwać swoje odzienie. Nie znalazł jednak tego, na co liczył, iż znajdzie. Z lekko skwaszoną miną skwitował to tylko podejściem do dwóch gorączkujących się zwykle ludzi, którzy jeszcze niedawno wygrażali mu śmiercią. Przyklęknął obok nich i zaczął oględziny. W końcu jako jedyny był doktorem. Po dłuższej chwili oświeciło go. Żyją.

- Jako ambasador Starego Królestwa, nadanymi mi przez władze Kopalni do tego prawami, biorę tego Strażnika jako tymczasowego jeńca - rzucił nagle, podchodząc do poparzonego mężczyzny. Nie miał nic, co pozwoliłoby na przetrwanie mężczyźnie. W kieszeni wygrzebał pieczęć Ambasadora, nadaną mu przez samą Cesarzową - z tego faktu chociażby Albrecht powinien uszanować jego... prośbę i obwieszczenie.

Spojrzał na niego, bez żadnych emocji przypatrując się przez chwilę jego twarzy. Nie wiedział, czy wniesie sprzeciw, czy pozostanie pasywny. Dodał więc, dla spokoju:

- Jak skończę i przeżyje, zrób z nim co będziesz chciał. Ja tylko wykonam swoją robotę względem naszego... znajomego... - dokończył niby zagadkowo, po czym upewniając się, że nie dotyka mężczyzny gołymi dłońmi, przeciągnął go w kierunku wozu. Sprawdził też, czy tamten jest na pewno nieprzytomny, uderzając go lekko otwartą dłonią w policzek. Gdyby doszło do nagłej konfrontacji, elf spróbuje zadać błyskawiczny cios sztyletem, który schowa w rękaw.

Następnie spróbował w ogóle zrozumieć, co stało się z wozem i poszukać na wozie czegoś, co mogłoby służyć za dźwignię. Musieli w końcu postawić wóz na koła, prawda?
Okiem obserwował ciemny, brązowy kształt. Uśmiechnął się lekko.

A więc jednak znów się spotkamy. Mirt otworzy przede mną swe wrota.

Poparzonego spętał liną, albo jakimś sznurkiem/sznurem.

Lowcakur - 2013-04-24, 23:33

<Albrecht przerwał na chwilę opatrywanie rannego. Posłuchał tego co ma do powiedzenia, po czym ledwie hamując wściekłość, powstał z klęczek, obrócił się w stronę elfa. Stanął pomiędzy nim a rannym, delikatnie odsuwając od niego spiczastouchego i resztką woli powstrzymując się od przekleństw wypluwał pojedyncze zdania>

- Mości Altarisie, nie doprowadzajcie mnie do ostateczności. Wasze zaangażowanie w tę wyprawę zasługuję co najmniej na naganę, jeśli nie na oficjalne wypier... znaczy się, wyproszenie. Nie dość, że jesteście impertynenccy to na dodatek wasze zaangażowanie w pokonanie tego robaka było równe zeru. A ten człowiek jest ranny, nie wiadomo czy przeżyję, a wy go jeszcze chcecie brać na spytki.

<jednak tutaj cierpliwość puściła Albrechtowi i głośnym, ba, prawie wrzeszczącym tonem wypuścił grad pocisków ze swych ust>

Za przeproszeniem, żar pustynny zagotował wam cerebrum in tuus cranium. A wasze pozwoleństwa mam in meus anus, na tej wyprawie to JA jestem dowódcą, odpowiadam jedynie przed Regentem Bolgorii! I pieczęć wsadźcie sobie w tuus anus, bo ja także posiadam glejty od Regenta i jestem wam równy starszeństwem! Jak się nie podoba, w podskokach biegnijcie do Kopalni wypłakać się lokalnym kurwom! Albo waszemu przyjacielowi, kto tam wie elfy, bylebyście nie mącili na MOJEJ wyprawie! Zrozumiano?!

<szlachcic założył ręce na piersi, jeszcze bardziej zmarszczył czoło, zadarł nieco dawno niegolony podbródek i oczekiwał odejścia pysznego elfa>

Debowy_Mocny - 2013-04-25, 00:19

Enderus usłyszał "Komplement" elfa. Jednak miał wrażenie że nie był to do końca odznaka szacunku.
Elfia pycha nie pozwala gościowi na szczere uznania. Elfia logika, tak samo jak kobieca. POJEBANA

Enderus usłyszał to co albrecht robi.
W sumie chyba na kogo innego poza mną nie ma co liczyć chyba. No to zobaczę co da się zrobić
Enderus zaczął robić wywar według instrukcji rycerza.

Usłyszał jak elf zaczął się kłócić z Albrechtem.
Tego elfa pojebało chyba do reszty
Odwrócił się i powiedział w stronę elfa próbując ukrywać podirytowanie.
Szkoda że twoja inteligencja nie równa się z twoim EGO. Jeśli chcemy coś wyciągnąć z tego człowieka to trzeba sprawić żeby nie był w tak ciężki stanie. BO gówno powie mając nadzieje że go zabijesz by się nie męczył. Zresztą i tak on BĘDZIE musiał zatańczyć jak my zagramy, innego wyboru nie będzie miał.

Faust272 - 2013-04-25, 09:06

Korzystając jeszcze z wolnej chwili, póki sytuacja się nie rozwinie, postanowiłem rozdać EXP.

Łowca: 800 EXP + 80 za Chłonny umysł = 880
Altaris: 800 EXP
MrocznyKefir 700 EXP + 80 za Chłonny umysł = 770
Messiah: 700 EXP + 70 za Chłonny umysł = 770
Słowik: 650 EXP + 65 za Chłonny umysł = 715
Jogurt: 650 EXP + 65 za Chłonny umysł = 715
Thor: 450 EXP
Debowy: 400 EXP + 40 za Chłonny umysł = 440

Na ocenę składały się:
- posiadany ekwipunek i umiejętności
- własne posty, przemyślenia, opowieści, storytelling
- rany zadane stworowi
- moja subiektywna ocena

Podsumowując: za czerwia i za zainicjowanie konfliktu Altaris vs Albrecht i za całe poprzednie gadanie dostaliście 5150 EXP

Jogurt - 2013-04-25, 10:56

-A więc jeszcze nie dzisiaj...- pomyślał Marwyn, kiedy bestia wydała swój ostatni, śmierdzący dech. Adrenalina spadała, czas zaczął jakby płynąć innym tempem. Zwiadowca rozejrzał się wokół, by zobaczyć jakie straty poczynił czerw. -Nie jest dobrze.- pomyślał -No ale czas się więc wziąć do roboty- Crane zauważył leżącego bez ruchu Alojza. W końcu chyba wszyscy żywi są jego dłużnikami, więc wypadałoby mu pomóc.
Marwyn ruszył w kierunku wozu. Im bardziej się do niego zbliżał, tym bardziej przyśpieszał kroku. Widząc, że kusznik krwawi zaczął praktycznie biec. Na szybko przyjrzał się ranie, sprawdził czy jest głęboka. -Wygląda na to, że rozbił sobie łeb spadając z wozu, czysty pech-. Wtedy przypomniało mu się, by sprawdzić czy facet w ogóle żyje. W tym celu sprawdził oddech. Jeśli nie oddychał zabrał go najszybciej jak potrafił do Albrechta. Jeśli natomiast żył, to podszedł do wozu po swoją sakwę w której znajdowały się opatrunki, spirytus i czyste płótno. Do rany musiało nalecieć piachu i innych niepożądanych rzeczy, więc obmył ją odrobiną spirytusu i postarał się zatamować krwawienie kawałkiem materiału. Po tym wszystkim zabrał już dzisiejszego bohatera w kierunku innych rannych.

kastyl - 2013-04-25, 22:41

Po ubiciu robala Thor podszedł do truchła robala i skupił się szukając duszy stworzenia. Gdy już ją znalazł, skrystalizował ją i schował Odłamki do plecaka. Poszukał też śladu po duszach ofiar czerwia, ale nie miał większej nadziei na znalezienie jakiejś jeszcze duszy.
Następnie pomógł w przenoszeniu rannych i schylił się, oglądając stan rannych z ich drużyny W międzyczasie Jednooki i Albrecht rozpoczęli kolejną kłótnię. Tym razem był gotów stanąć po stronie dowódcy, ale jego odpowiedź wytrąciła go z równowagi.
Już miał zdjąć Pierścień Biesowych Enzymów i założyć go na palec Adama, aby ten za pomocą swych Muz (o ile byłyby one na tyle silne) pomógł pozostałym rannym, ale rozmyślił się. Upewnił się tylko, że Baldwin nie jest w ciężkim stanie i ruszył w stronę pobojowiska.
- Czyny, nie słowa. Ładne mi czyny. - Powiedział pod nosem przechodząc obok kapłana i łuczniczki.
Idąc rzucił jeszcze przez ramię.
- Jak na razie najwięksi mąciciele leżą tam obok czerwia. No, chyba że był to wybitny plan wielkiego dowódcy, aby ich uciszyć. -
Thor rozejrzał się po terenie, na którym ludzie z portu walczyli z czerwiem. Szukał czegokolwiek, co mogłoby być przydatne.

Altaris - 2013-04-28, 20:44

- Jak widać to, że jako pierwszy w ogóle zraniłem robala, się nie znaczy - odparł, po czym nie chowając miecza kontynuował - Jeżeli sądzisz, że ta bezwładna plątanina zmieniłaby się w coś innego, gdyby jak na tacy podać robalowi jeszcze jedną osobę, to się mylisz. Wybacz, że przeżycie jest dla mnie ważniejsze, niż Wasze ludzkie pragnienie chwały - skwitował, wytarł klingę z krwi robala o ubranie poparzonego Strażnika Portowego, po czym obrócił mieczem w dłoni i schował go do pochwy. Odchodząc w kierunku dwóch rannych - kapłana Muz i łuczniczki, rzucił jeszcze przez ramię - A co, polecisz mi jakąś? Słyszałem, że często bywasz w burdelach. Nie wszyscy muszą płacić za kobiece usługi.

- Nie o Regencie mówiłem... - wyszeptał z uśmiechem pod nosem, oglądając leżących na piasku, niedawno jeszcze tak walecznych kompanów w tej podróży - Nie mogę się doczekać powrotu do Kopalni. Jeżeli ktoś w ogóle do niej wróci. Czarna Kompania przywita nas winem i krwią, strawą i mieczem - Jednooki zaśmiał się cicho. Nie mógł się doczekać momentu, w którym Ci zbyt pewni siebie ludzie będą lizać mu buty.

Podszedł powoli, krok za krokiem w kierunku drugiego elfa i z grobową miną zacisnął pięść, zaczynając od razu w języku elfów - Już niedługo nastanie Krwawy Księżyc... Widzę to w mych snach... - po chwili jego głos, wijący się szeptem przeszedł w długi, rozciągający się, niczym masło na zbyt wielu kromkach monolog, pełny złowieszczych, zatrzymujących się w powietrzu słów.

Lucjonie... Niedługo będziesz miał okazję przyjrzeć się tej broni z bliska.

Lowcakur - 2013-04-28, 22:27

<Albrechtowi drgała warga, a ręka dość niebezpiecznie zaczeła drgać w pobliżu Schmeidera. Zdziwiło go, iż wiedział o jego wizycie w burdelu. Lecz, nie miał się czego wstydzić, prawdziwy mężczyzna potrzebuje od czasu do czasu wyładować swe pożądanie>

- Dobra dobra, Twoje kłamliwe tłumaczenie mnie nie obchodzi. Fakty są faktami. Znałeś moje wymagania i obowiązki, jakie ciążą na uczestnikach tej wyprawy. Na dodatek, zaufałem ci, przyjmując Ciebie na ostatnią chwile. Złamałeś umowę. Na dodatek, grozisz mi i Cesarstwu jakimiś czarniawymi, tego nie będę tolerować. Masz minute, aby zabrać swoje manele i odłączyć od mej wyprawy. Jak się nie zastosujesz, osobiście wymierzę ci sprawiedliwość. Masz nakaz zachować milczenie, wystarczająco jadu już z Twojej strony usłyszeliśmy. Jedno słowo i nie ręczę za Twój bezpieczny powrót gdziekolwiek masz zamiar się udać. Żegnam i obyśmy się więcej nie zobaczyli.

<Albrecht mówiąc to, wyciągnął zza pasa schmeidera, chwycił go pod toporzyskiem i trzymał opuszczonego. Był gotów do reakcji, na wypadek gdyby elfowi chciało się bitki. >

Debowy_Mocny - 2013-04-28, 23:07

Ja pierdole. Ten elf to kurna chce nas pozabijać? No cóż. Jeśli rzeczywiście ma kontakty z jakimiś podejrzanymi czarnymi typami, to wolę jednak stanąć po stronie Albrechta. Jest on bardziej godny zaufania. A poza tym on może być szybszą drogą do kontaktu z regentem i zdobyciem lepszych możliwości.

Enderus zaczął skupiać uwagę na ową kłótnie. Jednocześnie przygotował się do pomocy ALbrechtowi jesli by doszło do walki między Jednkookim a rycerzem,

Faust272 - 2013-04-29, 14:12

Wszyscy z wyprawy Kopalni odzyskali przytomność. Oprócz Alojzego. Żył, oddychał i był stabilny, ale nadal był nieprzytomny. Na szczęście dzięki pomocy Albrechta i Marwyna wszyscy zostali opatrzeni.

Kolejnym nieprzytomnym jest ocalały z Portu, ale jego życiu również nie zagraża na razie niebezpieczeństwo.

Marwyn i Albrecht nie mają już "apteczek"

Kastyl

Thor zebrał energie życiową i skrystalizował ją. Zebrał całkiem pokaźną ilość.

+ 24 Odłamki Dusz


Dodatowo Tellan odkrył w resztkach wozu sporo ekwipunku: żywność, amunicję do kuszy i łuków, broń, narzędzia i przyrządy konserwujące wóz i broń, namioty, ubrania, stelaże, mapy, przyrządy nawigacyjne oraz zestawy medyczne. Brakowało wody, beczki zostały roztrzaskane, a płyn wsiąkł w piasek.

Debowy_Mocny - 2013-04-29, 14:25

Enderus przyglądał się dalszej kłótni między elfem a rycerzem. Uznał że interwencja będzie zbędna. DLa niego jednooki elf był debilem, jednak uznał że nie jest AŻ tak głupi by rzucić się do walki z resztą wyprawy. Więc postanowił zrobić coś bardziej dla niego pożytecznego. Zauważył że ten "Mroczniejszy" elf coś może w resztkach wozu odnalazł. Postanowił sam sprawdzić czy się nie odzyska jakiś kawałków drewna, czy się nie znajdzie różnych ciekawych rzeczy, z których taki człek jak on mógł zrobić pożytek. Choćby coś co by powiększyło jego kolekcje narzędzi. Ewentualnie inne ciekawe rzeczy. Zawsze się przyda. A jeśli sporo drewna dobrego się znajdzie i materiałów to i można się pokusić o zmodernizowanie "własnego" wozu.
MrocznyKefir - 2013-04-29, 14:33

Baldwin w trakcie połknięcia był przerażony. Szczerze powiedziawszy zeszczał się w gacie. Ale to nikogo nie powinno dziwić. Był zdezorientowany. W ciele stwora było jakoś tak... miękko. Po chwili poczuł szpikulec wrzynający się w ciało. Nie czuł już nic....

Po ocknięciu był bardzo zdezorientowany i obolały. Nie rozumiał szczerze powiedziawszy co się dzieje. Słyszał, że Dowódca i Emisariusz Elfów kłócą się ze sobą. Nie widział co się dzieje, gdyż widok przesłaniał mu spokojny Marwyn, który go opatrzył. Po chwili uścisnął mu po rycersku rękę, dziękując skinieniem głowy.

Gdy zaczął ogarniać już, co się wokół niego dzieje powstał. Świat zawirował i Baldwin upadł na dupę. Zaśmiał się cicho. Żył, to jest najważniejsze. Znów fortuna uśmiechnęła się do niego. I nie żałował tego, że mógł umrzeć - nie jest wstydem przegrać walkę w imię poświęcenia, godności i honoru.

Podszedł do Albrechta, gdy ten skończył się kłócić z Elfem.
- Przepraszam za kłopot, Sir. Chciałem poświęcić siebie, by uratować kapłana, jednakże moje starania spaliły na panewce i obciążyłem tylko kompanię. Jestem gotów ponieść stosowną karę za niesubordynację. - stał na baczność i patrzył się spokojnie na dowódcę. Baldwin szczerze powiedziawszy nie lubił hierarchiczności w społeczeństwie, jednakże jakaś ta hierarchia jakaś obowiązywać musi. A po Błysku by się utrzymać Albrecht nie mógł być idiotą, więc na szacunek zasługiwał - I jak by co... mój miecz służy pomocą w walce przeciwko temu Elfowi.... Thor jest bardzo w porządku jednakże jednooki.... - dodał cicho syn rodu Bordword i skrzywił się nieznacznie.

Messiah - 2013-04-29, 19:02

Kapłan leżał na plecach. Otworzył oczy. Po chwili znów je zamknął. Pulsowało mu w uszach.
Zawsze tak jest. Jego choroba potrafi mu przeszkodzić. Jednak jeśli zaatakowała teraz, ma spokój na jakiś czas. Zaraz...

JESTEM CAŁY!

Nie został pożarty!

Na dupę Beliara!

Znów odezwał się jego niesamowity fart. Dziwnie. Teherij czuł się świeży. Wydobyty z czerwiego brzucha czuł się jak nowo narodzony. Prawie jak wyjście z brzucha matki.

Każda sytuacja graniczna, każda pozorna śmierć lub walka ze śmiercią utwardzała go w wierze w dobroczynność i pomoc Muz. Pomoc stawała się też silniejsza.
Słyszał kłótnię. Znowu oni...

Szlag mnie trafi zaraz.

Teherij. Spokojny nawet w obliczu śmierci. Wyprostował się, i otworzył oczy. I zaczął oglądać Słowika. Ta najwyraźniej jeszcze nie wstała.

kastyl - 2013-04-29, 23:43

Świetnie, sporo ekwipunku jak na taka wyprawę. Dzięki temu, że ci dwaj idioci się kłócą, mogę wybrać co chcę. Ludzie i elfy zawsze były i będą takie same.
Thor wyszukał dobrego krótkiego miecza. znalazł jeden, doskonale odpowiadający. Miła lekko zakrzywioną klingę i był podobnej długości co jego stary miecz.
- Cudeńko. Marnowałaś się w rękach żołdaków z portu., -
Do tego elf zabrał jeden zestaw medyczny, mały, jednoosobowy namiot, jedzenia na 5 kolejnych dni, głównie suszone mięso, mapy i przyrządy konserwujące miecze i łuk. Zabrał też całe żelazo, jakie znalazł.

Po wszystkim, elf schował dodatkowy ekwipunek do plecaka, wstał i odezwał się.
- Altarisie, wybacz, ale prezentujesz wszystko to, za co znielubiłem naszą rasę. Dlatego proszę Ciebie, zamknij się. Jak mówiłem wcześniej, schowaj swoją dumę.
Natomiast ty, Albrechcie, nie możesz szafować ludźmi. Jednooki jest równie cenny, jak każdy członek tej wyprawy. Jest nas zbyt niewielu, żeby pozbawiać się kolejnej osoby. A jak pokazał dzisiejszy dzień, nawet dużo większa i silniejsza grupa nie jest w stanie sprostać przeciwnością pustyni.
Oboje się uspokójcie. -

Słowik - 2013-04-30, 21:18

Słowik otworzyła oczy. Niebo, piach.

" Czyli jednak żyję. Zaraz, co się właściwie stało?"

Dziewczyna chciała podnieść się gwałtownym ruchem, ale szybko stwierdziła, że nie jest to dobry pomysł. Kiedy próbowała wstać strasznie kręciło jej się w głowie. Usiadła podpierając się rękami i znowu zamknęła oczy. Tak czuła się lepiej.

"Ach, pan inżynier rzucał dynamitem. Nieźle walnęło. Chyba ktoś próbował mnie ratować. Tak, ten elf. Thor? Będę musiała podziękować. A potem... Adam. O cholera!"

Natalia rozejrzała się i zobaczyła kapłana niedaleko niej. Zaśmiała się cicho. Zawroty głowy prawie ustąpiły.

- Więc żyjemy. Czerw ubity. Ale mamy dziś szczęście.

Ostatnie zdanie zostało już wyśpiewane. Cicho, ale wesoło. W sumie już dawno nie śpiewała. Słowik sprawdziła co z Wroną. Całe szczęście cała, strzały też, jest i nóż. Wydaje się, że wszystko jest dobrze.
Zobaczyła też, że Jednooki znowu kłóci się z dowódcą.

"Trudno, tym razem nie będę się wtrącać."

Lowcakur - 2013-04-30, 23:38

<Albrecht na chwile oderwał się od rozmowy z Jednookim, skupiając się na powstających "do życia" towarzyszach. Cieszył się, iż jego zabiegi odniosły sukces, a towarzysze nie wyglądają na specjalnie uszkodzonych. Uśmiechnął się do nich(co czynił bardzo, bardzo rzadko) i wesoło zagadnął >

- No, ptaszki, ładnych mi to zmartwień narobiliście. A już myślałem że na zawsze pozbyłem się takiego wesołego balastu jak wy, Adamie, oraz tak pięknego ozdobnika jakim jesteście wy, Słowiczko. No, ale koniec słów, macie odpoczywać. Pomóżcie w drobnych pracach, obejrzyjcie wasz sprzęt, na dzisiejszą noc koniec maszerowania. Może i ja(oraz wy, mości Thorze) mógłbym jeszcze długo maszerować, ale wasze przypadki z czerwiem zdecydowanie nie służą spacerom.

<rzekłwszy to, spojrzał się na człowieka z Portu. Podszedł do niego i odezwał się dobrodusznie. >

- Mości człowieku, jesteście jedynym ocalałym z waszej wyprawy. Prawcie, co was tutaj sprowadzało, jak macie na imię i cokolwiek ciekawego potraficie mi opowiedzieć.

Faust272 - 2013-05-01, 12:28

Debowy

Enderus przeszukał resztki wozu z Portu. Tak jak się spodziewał, części zamiennych było od groma. Właściwie to tylko one, gdyż niewiele zostało przedmiotów w jednym kawałku. Uzupełnił też zapas swoich narzędzi wzbogacając się o precyzyjne narzędzia zegarmistrzowskie. Tak więc inżynier wziął się do roboty przy naprawie wozy.

Alojz przytomny już zaczął zajmować się swoim ekwipunkiem, naprawą i konserwacją. Jednak załadowaną kuszę miał cały czas w pobliżu.

Kastyl

Thor zebrał interesujące go rzeczy. Szczególnie dobrym kąskiem był zestaw medyczny. Niestety mapy były podarte i poplamione krwią. Niewiele z nich da się odczytać.

Zaktualizowano posiadane pożywienie na początku tematu w pierwszym poście.


Tellan znalazł też dziwną, zamkniętą na głucho, czarną szkatułkę.

reszta

Jeńca potraktowano solami trzeźwiącymi i już biedak był przytomny i świadomy otoczenia. Początkowo w oku błysnęła chęć walki, ale potem rozejrzał się i umysł wymusił ponura rezygnację.

Nieznajomy miał 180 centymetrów wzrostu na oko, ostre rysy twarzy i lekko wysunięte kości policzkowe. Krótki wąsik oraz zarost.

- Nazywam się Sceotend. Jestem zwykłym najemnikiem chcącym zarobić na transporcie tego wozu do Mirtu. Naszym celem była ochrona wozu. Po dotarciu na cel mieliśmy ochraniać ludzi przeprowadzających operację. Zapłacili dobrze, więc podjąłem się tego zadania. Co do okolicznych terenów, to niewiele mogę powiedzieć. Właściwie nie spodziewaliśmy się niczego, co nas do tej pory spotkało, a zwłaszcza tego czerwia. Prawie udało nam się go zabić używając trucizn, alembików i sztyletów, ale bestia bardzo szybko się regenerowała. Walczyliśmy dobre kilka minut, zanim urąbaliśmy dostatecznie tyle, by przestała się regenerować, ale było już za późno, większość przez ten czas została pożarta.

Wiezień westchnął.

- Cieszę się, że mnie nie zdołała połknąć i zwymiotowała mnie. Pewnie za dużo pożarło to monstrum. Dziękuje też za waszą pomoc, jestem wam winny życie.

kastyl - 2013-05-01, 14:39

Thor zawiną szkatułkę w namiot i przywiązał całość do plecaka. Następnie schował resztę przedmiotów. Zauważył, że w plecaku zaczęło się robić mało miejsca dla Kiro.
- Musisz chwilę wytrzymać, mały. Dzisiaj postaram się coś wymyślić dla Ciebie. -
Teallan wziął jeszcze kawałek materiału z któregoś zniszczonego namiotu.

Świadomy podszedł do pozostałych członków wyprawy i zwrócił się do Albrechta.
- Przemyśl moje poprzednie słowa. Dzisiaj raczej nie wyruszymy już. Naprawcie wóz i znajdźcie dobre miejsce na odpoczynek. Najleiej na czymś, czego czerw nie przebije. Ja pójdę na zwiad, żeby nas nic podobnego do tego robaka nie zaatakowało. Aha, i będę chciał w dzień przesłuchać naszego jeńca. Spokojnie, nic mu nie zrobię. Zadam tylko kilka pytań i ocenie ile naprawdę wie. -
Thor wszystko to powiedział szeptem.

MrocznyKefir - 2013-05-01, 14:58

Baldwin skinął głową Thorowi i sam zaczął przeszukiwać wóz w poszukiwaniu czegoś przydatnego dla jego osoby.
Przydałaby się kusza z bełtami i trochę żarcia w sumie...
Po przeszukaniu wozu podszedł do kapłana muz i uścisnął mu dłoń:
- Cholera, chciałem odciągnąć tego Czerwia od ciebie, ale skurwysyn nie zareagował. Dopiero po pożarciu się na mnie rzucił - uśmiechnął się i klepnął go po plecach w komitywie.
- A ty jak się trzymasz, Łuczniczko? - zwrócił się do Słowik - Ciekawi mnie czemu Czerw rzucił się akurat na ciebie, w końcu tylko do niego strzelałaś!

Messiah - 2013-05-01, 19:20

Kapłan schował leżący obok niego miecz Teherijów do pochwy, i widząc że Słowik się obudził, wstał. Gdy podszedł do niego Baldwin, Adam powiedział mu:

-Przepraszam że musiałeś reagować. Moje ciało zawiodło w momencie w którym nie powinno. Ale dziękuję Ci za chęć pomocy, Muzy doceniły to. Otoczą Cię jeszcze większą opieką, jeśli przyjmiesz je do swego serca.

Kapłan uśmiechnął się do rycerza. Mąż o czystym sercu, Muzy chętnie przyjmują takich sługów. I obdarzają ich swymi błogosławieństwami.
------

Teherij szybko ogarnąwszy się, ruszył do Albrechta.

-Dziękuję, Sir. To waszej organizacji zawdzięczamy przeżycie. - Adam autentycznie był wdzięczny. Miał nadzieję, że dowódca domyślił się o tym co stało się kapłanowi. Lub chociaż o to spyta i zrozumie.
-Dziękuję w imieniu nas, zjedzonych. Patrona czuwa nad Pańską duszą.

Kapłan spojrzał na człowieka z portu. Sceotend, tak? Ciekawe jakie wydadzą rozkazy. Albrecht potrafi opatrywać, jednak jest dowódcą. Zostawiając strażnika w towarzystwie elfów, ryzykują. Kapłan miał nadzieję, że z racji profesji zostanie mu powierzona opieka nad "gościem".
Póki co postanowił jednak czekać i słuchać.

Słowik - 2013-05-02, 17:17

- Nie ważne, w końcu żyjemy. A ty jak się czujesz?- zapytała Baldwina wstając.
Zawroty głowy minęły, czuła się już dobrze. Popatrzyła z obrzydzeniem na truchło robala. Bycie połkniętą żywcem zdecydowanie nie należało do najmilszych wspomnień.

-Zastanawiam się tylko co będzie następne na naszej drodze do Mirtu. Skorpion wielkości pagórka?
Natalia zwróciła też uwagę na mężczyznę ocalałego po pożarciu.
"No, ten też miał szczęście."

- Przydałoby się zatroszczyć o jakiś prowiant. Nic już nie mam.- mruknęła rozglądając się dookoła

MrocznyKefir - 2013-05-02, 17:23

- Ważne ważne... - Baldwin spoważniał na chwilę - Taka wiedza mogłaby uratować nas w przyszłości.
Wiesz, czuję się jak facet zgnieciony przez atakujące zewsząd kwasy i mięso - uśmiechnął się delikatnie - Całkiem całkiem. Mogło być gorzej. Nie umiem walczyć z takimi wielkimi bydlakami.
A skorpion wielkości pagórka... - uśmiechnął się od ucha do ucha - Kto wie kto wie, ja osobiście wolałbym już dotrzeć do Mirtu bez takich wydarzeń. Chodźmy do wozu ludzi z Portu, może znajdziemy coś do jedzenia...

Rzekłszy swą kwestię skierował swe kroki w poszukiwaniu pożywienia.

Lowcakur - 2013-05-04, 13:18

<Albrecht z uwagą przysłuchiwał się opowieści najemnika. Spodobała mu się jej krótkość i rzeczowość, więc postanowił złożyć mu pewną propozycję>

- Sceotendzie, wyglądacie na dobrego żołnierza. Nie chcielibyście może kontynuować podróży do Mirtu wraz z moją drużyną? Jeśli nie to w porządku, jednakże będziecie skazani na samotny powrót i dziwne, hm, żądze tego tam elfa z jednym okiem, gdyż opuszcza on właśnie tę misję i może ruszać gdziekolwiek ma ochotę.

<zwrócił się potem do Adama>

-Kapłanie Muz, cóż z wami się tam wyprawiało? Zwaliło was z nóg jakbyście oberwali kafarem. Niedomagaliście? Może słońce podgrzało wam nieco pod czaszką za dnia i zmiana temperatury w nocy zemdliła was?

<po czym odwrócił głowę do Altarisa i Thora rzekł krótko>

- Przykro mi, Altaris musi opuścić drużynę. Nie zniosę niesubordynacji. Nie ma odwołania koniec dyskusji. <podrapał się pod brodą, otrzepał ją trochę z wszechobecnego piachu i kontynuował>

- Co do przesłuchania tego człowieka, wydam wam na to pozwolenie jak tylko Jednooki zniknie za horyzontem. Zbyt mu zależy na tych informacjach, aby miał się ich dowiedzieć



//Oficjalnie i nieodwołalnie wypieprzam Altarisa z misji. Powody? Hamowanie akcji mimo aktywności na forum i sb, paskudne zachowanie oraz ogólną niechęć Albrechta do pysznego elfa. Dałem mu już dwa razy szansę na poprawę, nie dam trzeciej. Oczywiście, co zrobi to teraz decyzja jego.

Debowy_Mocny - 2013-05-04, 14:25

Enderus usłyszał to co Albrecht powiedział do jednookiego elfa.
No i w końcu spokój.
Enderus postanowił zebrać wszystko o się przyda. Przy okazji postanowił zrobić inspekcje wozu oraz naprawy. W końcu z wozu portowców tyle materiałów wydobył. A to co zostało wpakował na wóż. Na zapas się przyda drewno. Enderus jeszcze postanowił jeszcze przeszukać w okolicy, może coś w piachu ciekawego leży, leży i czeka aż inżynier się tym zaopiekuje.

Słowik - 2013-05-04, 16:46

Natalia poszła za Baldwinem.
-A ile czerwi planujesz jeszcze spotkać? Ja żadnego. A co do naszej podróży... Chciałabym dotrzeć do Mirtu jak najszybciej. Zaskakuje mnie ta pustynia. Przez tyle lat życia w lesie nie spotkałam się tak... osobliwą przyrodą jak tutaj.- dziewczyna uśmiechnęła się.

Przy wozie ludzi z Portu Słowik znalazła zapas wody i jedzenia na 4-5 dni i postanowiła z niego skorzystać. W końcu nie wiadomo ile jeszcze potrwa podróż. Oprócz tego wzięła jeszcze siedem strzał. Lepiej żeby nie zabrakło "amunicji". Strzały włożyła do kołczanu, a prowiant do plecaka.

Faust272 - 2013-05-05, 15:34

Oficjalnie prowiant z wozu z Portu się skończył

Enderus

Inżynier zajął się naprawą wozu. Części było niewiele, ale to nie był większy problem. Po jakimś czasie wóz był gotowy do drogi. Jednakże nie było miejsca, by załadować części zamienne na zapas.


Tymczasem Alojz jeszcze skołowany po odzyskaniu przytomności reperował i konserwował balistę.

Kuchcik, kiedy już emocje opadły a jego ciało przestało się trząść jak w febrze, zebrał się do cięcia mięsa czerwia, rozpalania ogniska i przygotowywania gulaszu. Brak nogi bardzo mu dokuczał. Większość czasu spędził na ziemi wykonując swoje obowiązki na brzuchu lub plecach. Robił to, gdyż bał się jakkolwiek urazić miejsce zranienia.


Thor

Thor spakował znalezione zapasy. Tellan także próbował przywiązać szkatułkę do plecaka. Początkowo chochlik wewnątrz plecaka był jedynie niezadowolony zmniejszającą się, dostępną dla niego objętością w plecaku oraz ciekawy nowego pakunku, ale po chwili stał się... PRZERAŻONY.

Wszyscy

Rozległ się wysoki pisk, a właściwie skrzek. Wszyscy tymczasowo przerwali swoje czynności by spojrzeć w kierunku wydobywającego się dźwięku. Niektórzy szykowali broń.

Z plecaka Thora wypadł demon. Rogaty, z przekrwionymi oczami, z wykrzywionym pyskiem i ostrymi pazurami. Był wielkości średniego psa. Wypadł na piasek skrzecząc i wierzgając jakby nagle utracił zdolność poruszania.

Po chwili stał otumaniony przez sekundę patrząc to na Thora, to na obserwujących go nieznajomych. Demon zanurkował w piach próbując się schować, a nie wpadł na lepszy pomysł niż zakopanie się w piasku.

Trwało to kilkanaście sekund. Pozostała jedynie niesymetryczna kupka piasku zaopatrzona w oczy, różki i ogon, który falował delikatnie w powietrzu.

Sceotend poderwał się ściskając naprędce chwycony kawałek żelastwa.

- Na ludy północy! Demon!

MrocznyKefir - 2013-05-05, 17:00

- Oj tam czerw w to czy wewte.... - Baldwin uśmiechnął się lekko idąc z dziewczyną - Też chciałbym już dojść do tego już pół-legendarnego Mirtu. Mam dosyć walki z potworami czy demonami, mam już ich dosyć... Wychowałaś się w Lesie? Jak to się... - po chwili Baldwin usłyszał pisk. Odwrócił się jak na komendę od razu wyjmując swój tasak. Ujrzał demona. Po ułamku sekundy, wystarczającym do tego by jego mózg przeanalizował to co się dzieje skoczył na przód, starając się jednym szybkim cięciem zabić bydlaka.
Messiah - 2013-05-05, 17:57

Adam wysłuchał co mówił mu Albrecht. Strzepnął płaszcz, i rzekł:


-Mości Albrechcie, pamiętacie walki w Barakach? Zapewne jad tych pająków dziwnie na mnie zadziałał. Pomioty Beliara, ale dobrze się trzymam! Zło nie ima się duszy chronionej przez Muzy. Nie martwcie się, tuszę że więcej takich sytuacji nie będzie.

Wysłuchał, jak Albrecht rozkazuje Elfowi się oddalić. Spojrzał na Jednookiego. Co zrobi? Odejdzie bez słowa czy będzie robił problemy?

Gdy pojawił się demon, Teherij wyciągnął miecz. Nie atakował, zauważył że Baldwin rusza do ataku. Skupił się, by udzielić swego duchowego wsparcia temu rycerzowi. Sam trzymał miecz w pogotowiu, Był gotowy na atak i od demona, i od Jednookiego którego teraz trzymał z tyłu. W pełni się skupił, i polegał na tym co usłyszy.

Lowcakur - 2013-05-06, 01:34

<Albrecht wykrzyczał do ludzi> -Stać, nie atakować tego latającego zwierzaka! To stworzenie należy do Thora, jest jego pupilkiem. Nie jest groźny, przynajmniej mniej groźny niż ja podczas gniewu! A teraz dajcie mi chwile spokoju, muszę napisać raport do Regenta! Wytnijcie lepiej zęby czerwia, mogą posłużyć jako groty strzał lub bełtów, a może nawet ostrze sztyletu.

<po czym podszedł do wozu, do sowy, nakarmił ją co nieco jakimś smakołykiem, napoił. Przysiadłwszy na skraju pojazdu wyciągnął z torby podstawkę do pisania, kawałek papieru, kałamarz i pióro, podświetłił sobie co nieco lampą i zaczął pisać>

Jaśnie wielmożna miłościwie nam panująca Cesarzowo Nino!


Posłusznie melduję, iż wyprawa nie zaprzestaje w podróżowaniu do miasta Mirt. Wyruszyliśmy początkowo w 10 osób. Poza mną i Thorem, dołączył do was znany wam elf Altaris(o nim później), inżynier Enderus, łuczniczka zwana Słowikiem, bracia Adam(kapłan Muz, gra na flecie) oraz Ivi(wojownik), doświadczony najemnik Marwyn, posiadający balistę i kolekcję kusz Alojzy oraz młodzieniec z kopalni, zwany Amirnamem, który nam gotuje. Wymarsz przebiegał bez przeszkód, problemy wynikły dopiero w trakcie marszu.

Wielbłądy które nam dostarczono są niestety dość słabej kondycji. Ciężko idą już po tak krótkim czasie, obawiam się o powrót z wozem(jeśli na ziemiach Mirtu nie będzie można dłużej zabawić). W pewnym momencie zupełnie staneły i nie chciały iść dalej. Jak się okazało, nadeszła burza piaskowa. Normalna rzecz, jakoś ją przeżyliśmy bez większych strat, zabiliśmy również psopodobną bestię, jakiej jeszcze w całym mym życiu nie widziałem. Przed samą burzą jednak spotkaliśmy człowieka, setnika armii Cesarskiej, Baldwina syna Rhaegara. Niestety, wynikły pewne konflikty i Baldwin miał zostać skazany na śmierć(jednakże Angrogh czuwał nad nim i musiałem dać mu żyć, co jak na razię się opłaciło). Drobny incydent, ale przysporzył wam kolejnego wiernego wojownika. Moim zdaniem, po swojej odmianie zasługuję na powrót pod Twoją pieczę, Pani.

Kolejnej nocy, naszą uwagę zwróciły płomienie i krzyki na pustyni. Bystroocy z naszej drużyny zauważyli karawanę walczącą z czerwiem. Tak więc, trzeba było im pomóc, gdyż wyglądali na ludzi z Portu, mogli posiadać cenne informacje. Po długiej potyczce, podczas której doszło do paru niemiłych incydentów, udało nam się pokonać bestię(dzięki nieocenionej pomocy Alojzego i Enderusa, chwała im), oraz wyciągnąc jedynego ocalałego człowieka. Wstępnie dowiedziałem się, iż jest on zwykłym najemnikiem, miał ochraniać wyprawe zmierzającą do Mirtu. Po co, nie wiem, ale jeszcze postaram się tego dowiedzieć. Najwidoczniej nie tylko Wy, Pani, interesujecie się losem Mirtu.

Niestety, nie mogę pisać jedynie o pozytywach. Amirnam został poważnie ranny w nogę, stracił nieco mięsa. Słowik i Adam są osłabieni po kontakcie z wnętrznościami czerwia, Baldwin ma ranną pachę, Alojzy ma rozbitą głowę, a mi skończyły się wszystkie medykamenty. Wydaliłem z drużyny Altarisa, jego zachowanie bylo karygodne. Prowokował kłótnię i dyskusję na tematy rasowe, wywyższał się ponad wszystkich członków wyprawy, na dodatek(za przeproszeniem) gówno robił, tylko mącił, oraz podważał każde moje polecenie, nawet jeśli dotyczyłoby zawiązania sandała.Tyle ran, tyle problemów, a nawet do Mirtu nie dotarliśmy...

Jednakże, dość o wyprawie. Cesarzowo, jak układają się sprawy w Kopalni? Podczas mojego wyjazdu było dość gorąco, nie wiem jak teraz wygląda sytuacja. Te zarazy Beliara, gorąca atmosfera w mieście... Mam nadzieje że nie doszło do kumulacj i wybuchu tych nastrojów. Jak zdrowie Regenta, moja pani? Powraca do sił? Cesarstwu szkoda byłoby straty tak zacnego człowieka. Proszę życzyć mu powrotu do zdrowia w mym imieniu.

Jak ma się jednakże moja Pani? Czy mój raport nie spowodował tylko zmartwień? Nie mogę się doczekać chwili, aż ujrzę wasz Majestat ponownie, ciężko mi na sercu bez waszego głosu, waszej urody, Pani.

Wasz oddany wasal
Kapitan Albrecht von Hackfleish, sługa wasz i Cesarstwa.



<rycerzem miotało wiele emocji, podczas pisania tego listu. Chciał tyle opowiedzieć, tyle przekazać, o tak wielu uczuciach dać znać... Dyplomacja i hierarchia go przez długi czas, jednakże pod koniec emocje dały znać o sobie i wyciekły małym kranikiem z duszy Albrechta, przelewając się na ostatnie zdania listu. Czerwony jak burak, dyszący jak po najcięższej bitwie rycerz zapieczętował list, pogłaskał sowę po głowie, posadził ją sobię na rękę i wzniosł ją wysoko nad siebie, głosem wzywając do lotu do Kopalni, do jego Cesarzowej. Jedynej osobie, której zaufał jak żadnej innej. Jedynej osobie, której udało się dostać do jego szczelnie zamkniętego w kamiennych murach serca.>

Debowy_Mocny - 2013-05-06, 15:39

ENderus spojrzał na demona wyskakującego z plecaka.
Uznał że to coś musiało siedzieć dużo wcześniej w plecaku gdyż niemożliwe jest by tak poprostu otworzył się w jakiejkolwiek torbie portal piekieł jednocześnie nie robiąc sajgonu z plecaka.

A zatem inżynier według swojej dedukcji doszedł do wniosku. Że to prawdopodobnie chowaniec Elfa. Słowa ALbrechta były potwierdzeniem jego teorii.
Przydałoby się dogadać się z thorem. Kilka takich stworzonek przyda się jako siła robocza do wprawienia wielu maszyn w ruch.

Enderus postanowił przyjrzeć się sytuacji. Jak thor podejdzie. TO postanawia z nim zagadać w sposób dyskretny.
Widzę że możesz być tym kto może mi naprawdę pomóc w mojej działalności. W każdym razie, nie wiem jakie cele masz ale sądze, że jeśli po wyprawie wpadniesz do mojego warsztatu, to wtedy można pomyśleć nad współpracą. Jeśli nie cierpisz liszów beliara to sądze że na pewno się dogadamy.

Faust272 - 2013-05-06, 16:58

Wszyscy na komendę Albrechta powstrzymali się przed zadaniem morderczych obrażeń. Zatrzymali się wszyscy czekając na dalsze rozkaz.

Sowa zahukała i odbiła się silnie od ramienia Albrechta wznosząc się w powietrze. Po chwili szybowała już wysoko na niebie by po chwili zniknąć z oczu.

Rogata kupka piasku kichnęła.

MrocznyKefir - 2013-05-06, 17:25

Baldwin z westchnieniem schował broń do pochwy i rozmasował sobie pachę.
- Thor, mogłeś ostrzec nas przed swoimi magicznymi zwierzakami. Teraz to tylko ręka mnie boli, ot co... - powiedział z udawanym wyrzutem po czym zrobił naburmuszoną minę i sentencjonalnie skrzyżował ręce na piersi - Żądam przeprosin mości Thorze! No już, czekam! - i potupał nogą niczym 10 letnia dziewczynka.

Ech. Demon wyskakujący z plecaka. No cóż Baldwin bardzo się nie zmartwił - nie czuć żadnego odoru Beliara. Jednakże takie stworzenia... Poczuł nieprzyjemne mrowienie na plecach. Nie lubił takich istot. Po prostu nie lubił. Ale ufał temu tajemniczemu magowi. W końcu byli razem w kompanii a wcześniej pokonali jedną bestię w Kopalniach. Swoją drogą, ciekawe czy Albrecht już wiedział....
<Hej Faust, tak w ogóle, te questy się dzieją równolegle, czy Mirt jest po lub przed Regentem Morphiusem?>

kastyl - 2013-05-06, 18:34

Thor był niemal tak samo zdziwiony jak reszta uczestników wyprawy, ale otrząsną się szybciej niż inni. Gdy tylko Baldwin ruszył na chowańca Tellan chciał sparować uderzenie człowieka, ale uprzedził go Albrecht.
- Dziękuję, Kapitanie. Oszczędziłeś trochę zachodu. -
Elf zwrócił się do Baldwina jednocześnie schylając sie po Kiro.
- Powinieneś go pamiętać, Baldwinie. Choć być może zapomniałem wcześniej go przedstawić. -
Thor wyciągną chowańca z piasku uspokajając go trochę, po czym odezwał się do reszty drużyny.
- Ten mały demon istotnie jest moik pupilem. Nazywa się Kiro. Nie jest złośliwy, ale za to niezwykle pomocny. Coś musiało go wyprowadzić z równowagi, dlatego wyleciał w tak efektowny sposób z plecaka. -
Thor odłożył plecak na bok i ułożył chowańca na swoim ramieniu.
- Co ciebie tak zaniepokoiło, mały. To pudełko? Powinienem jego nie otwierać? Wybacz, jeśli ono Ciebie przeraziło, nie widziałem co w nim jest. -
Thor chwycił plecak i położył go w pobliżu wozu, następnie poczekał aż Albrecht skończy pisać i podszedł do niego i powiedział po cichu.
- Wybacz za tą scenę, ale to przez coś, co znalazłem w rzeczach tych ludzi z Portu. Jest to mała szkatułka, ale Kiro bardzo gwałtownie na jej obecność zareagował. Powinniśmy przepytać naszego nowego kompana, czy nie wie nic o niej. MoŻe się to okazać dość ważne. Przygotuj wszystko do tego, ja postaram się do tego czasu jakoś ją wybadać. Nie będę jej otwierał -
Tellan chwycił plecak i trzymając go z daleka od Kiro odszedł kilkanaście kroków od grupy tak, aby zniknąć im z oczu.
Gdy przechodził obok inżyniera odpowiedział mu tylko skinieniem głowy.

MrocznyKefir - 2013-05-06, 18:36

- Wybacz Thorze. Myślałem, że straciłeś nad nim kontrolę... a nie lubię niekontrolowanych demonów - odparł już całkiem poważnie - I w sumie wtedy wyglądał troszkę inaczej... Albo po prostu w wirze walki nie zdążyłem mu się przyjrzeć - odparł już normalnym, wesołym tonem.
Faust272 - 2013-05-07, 07:14

Kiro skrzeknął przytakująco. Ta szkatułka go niepokoiła.

Tymczasem w głowie Thora odezwał się bratni głos:

- Wyszło Ci lepiej niż myślałem, najwyraźniej ufają Ci lepiej niż przypuszczałem. Co do szkatułki to rzeczywiście jest w niej coś, co mierzwi. Jakby znajdowała się tam jakaś głodna zaraza.

***

- Ależ o czym wy mówicie! To DEMON! Przecież to pomiot Beliara! Zapomnieliście dlaczego w ogóle tu jesteśmy? I kto to jest? Wygląda jak martwy, a może on jest zdechlakiem jeszcze, co? To Kopalnia podróżuje nie dość, że z demonami, to jeszcze z nieumarłymi?

Sceotend stał uzbrojony i wskazywał na Thora. Korzystając z chwili nieuwagi zebrał swój ekwipunek, na który składało się między innymi: długi miecz jednoręczny stalowy, mała, czerwona, drewniana tarcza okuta żelazem, stalowy hełm otwarty z nosalem z przyczepianym kołnierzem kolczym, kolczuga ze skórzanym pasem zapinanym na 5 klamer, przeszywanica, kolcze nagolennice, buty z twardej skóry z wszytymi blaszkami, wełniana koszula i spodnie, szare rękawice z wilczej skóry.

Messiah - 2013-05-07, 10:51

-W istocie... jest to demon. - prychnął Adam. Kapłan nie okazywał trwogi, gdyż jej nawet nie czuł. Od czasu pogodzenia się z częścią mocy Beliara nie obawiał się jego pomiotów.
Leniwie wyciągnął fajkę i nabił ją tytoniem. Zapalił, i popatrzył na Sceotenda. Ostentacyjnie wyjął fajkę z ust, i dmuchnął dymem w górę.
-Pytanie co zrobi demon, co jego właściciel, co zrobisz Ty, a co rozkaże Albrecht.
Spojrzał po drużynie
-Albrecht nie pozwoliłby nam na wędrowanie z Orkami czy Nieumarłymi. A demony da się ścierpieć... o ile ten Elf naprawdę nad nim panuje.

Lowcakur - 2013-05-07, 10:56

<Albrecht zeskoczył z wozu, wyprostował się jak struna i podszedł do dość agresywnego najemnika z Portu. Założył ręce za plecami i stojąc prawie na baczność powiedział łagodnym, lecz nie znoszącym sprzeciwu tonem>

- Mości Sceotendzie, ręcze moim słowem iż ten spiczastouchy jest równie żywy co ty i ja. Sam widzisz, je, porusza się, pije wode... Gdyby się przyjrzeć, to i jego fekalia nie różniłyby się od naszych. Tak więc, nie jest martwy, co to to nie.


<tutaj przerwał na chwilę, westchnął i kontynuował>

- A co do tego ptaszka, to nie jest pomiot Beliara. Niejednego widziałem gdy Cesarstwo upadało, z niejednym się biłem twarzą w twarz. Ten skrzydlaty to zwierzak z odległych, elfich krain. Jak widać po nim, jest absolutnie niegroźny, czyli należy najwidoczniej do rasy łagodnych padlinożerców, jak, dajmy na to, jeże czy raki. Podczas leśnego spaceru także rzucasz się na jeża z mieczem, krzycząc "giń pomiocie Beliara!" ?

MrocznyKefir - 2013-05-07, 12:42

- Nie masz się czego bać, nasz ukochany najemniku - Baldwin ukłonił się błazeńsko Sceotendowi i szczerze się uśmiechając - nasz przyjaciel Thor kontroluje swojego zwierzaczka i gwarantuję ci, iż jest on użyteczny w czasie walki. Sam go widziałem w akcji, a jak widzisz, żyję i mam się dobrze. Zaufaj naszemu długouchemu. Nie ufasz jemu - to nie ufasz naszej kompanii. A zaufanie to podstawa udanego pożycia seksualnego i przygody!
Faust272 - 2013-05-07, 17:40

Najemnik z Portu patrzył tępo po członkach kompani. Słowa kapłana muz, Baldwina, a przede wszystkim Albrechta dał mu do myślenia. Zwłaszcza mowa wasala regenta zatkała go i zrobiła z mózgu sieczkę. Trochę to trwało, pot wystąpił na czoło, ale złamał się. Uwierzył.

Najemnik usiadł na ziemi chowając miecz i odkładając tarczę. Wyciągnął chusteczkę i wytarł się na twarzy i karku.

- Ech, mam powoli tego dość. Pustynia, czerwie, łagodni padlinożercy demony z krain elfów...

Pociągnął zdrowo z manierki.

- A do diabła z tym, niech będzie.

Albrecht + 100 EXP + 10 za Chłonny umysł = 110 EXP

Lowcakur - 2013-05-07, 18:48

- To skoro wszystko już jest w porządku, może czas na jakiegoś głębszego po tych walkach, co wy na to? Niestety, nie mogę was ugościć niczym lepszym jak halunówką i to na pewno nie w dużej ilości, ot parę łyków aby wypłukać z ust zapach tego robaczywego parcha. W końcu i tak musimy czekać do wieczora, to i napić się nieco nie zaszkodzi na lepszy sen. Mości Scoetendzie, siadajcie proszę, napijemy się bruderszafta.

<Albrecht zatarł ręce i przyniósł z wozu trzy butelki dziwnego trunku, zabierając ze swoich jedzeniowych zapasów kiełbasy i chleba na zagrychę. Uklepał sobię miejsce bod butelki i swój kubek, postawił wszystko na piachu, przysiadł nieco i czekał na resztę chętnych. Mrugnął w międzyczasie do Thora. Miał nadzieje, iż zrozumie jego sygnał i dadzą radę wypytać lekko podchmielonego najemnika z Portu. >

MrocznyKefir - 2013-05-07, 19:03

Baldwin uśmiechnął. Jego uśmiech nadał nowe znaczenie stwierdzeniu "od ucha do ucha".
Wyjął swoją manierkę, pochlapał jakąś szmatę wodą i założył na głowę mokrą szmatę, coby mu było chłodniej i przyjemniej. Wziął od kapitana jedną butelkę i zrobił ogromny łyk. Skrzywił się lekko po czym ( !!! ) uśmiechnął się jeszcze bardziej. Podał butelczynę Słowikowi i usiadł rozradowany na piasku
- No i to się nazywa przygoda. Czerwie, zaginieni najemnicy, dynamity, balisty, demony padlinożercy i ostre napierdalanie! Mirtu nie ma ale też jest zajebiście.

kastyl - 2013-05-07, 23:35

Ufa mi ich dowódca, a to mi wystarczy. Swoją drogą już prawie o tobie zapomniałem, przysnąłeś czy jak?
Thor nie czekał na odpowiedź, chciał odparować zarzuty najemnika z portu, ale Albrecht ciekawym sposobem przekonał młodego wojownika, aby ten się uspokoił.
Elf usiadł z resztą ludi odmawiając jednak halonówki.
- Dzięki za to, ale kiedyś raz piłem tego mózgotrzepa. Dobrze że kolejnego dnia obudziłem się w swoim pokoju a nie w kopalni. Od tego czasu unikam tego jak mogę, nie mam głowy to tego typu alkoholu. Poza tym chcę objąć pierwszą wartę w dzień, żeby nic nam nie przeszkodziło w odpoczynku. -
Tellan sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął z niego kilka kawałków mięsa, po czym nakarmił nimi chowańca przyglądając się rozwojowi rozmowy.
Gdy druga butelka zaczęła sięgać dna, elf zapytał się Sceotenda.
- Możesz powiedzieć kim byli ci nieszczęśnicy, którzy nie mieli tyle szczęścia co Ty? To byli głównie najemnicy czy może jakieś szychy z Portu? Jak to drugie to może coś przy nich się jeszcze znajdzie. Nie żebym był jakąś hieną czy coś, ale każdy przedmiot może się przydać. -
Thor popatrzył wymownie na truchło czerwia.

Lowcakur - 2013-05-08, 00:16

<Albrecht tlyko umoczył ust, czekał z dopiciem kubka na potencjalnych nowych towarzyszy do kieliszka. Potem i tak nie zamierzał sobie dolewać i innym też nie pozwalał na za dużo swobody. Misja to misja, trochę można ale bez przesady>
Debowy_Mocny - 2013-05-08, 00:19

Enderus przyjął butelkę halunówki.
No cóż, mam nadzieję że chociaż od tego nie zgłupieję. A opić tak zacne zwuciętswo trzeba.
Enderus otworzył butelkę, zaciągnął nosem poczuł zapach, nie był to dla niego trunek pierwsza klasa. Pił seriami średnich łyków by za szybko to mu nie uderzyło do głowy.
Potem poszedł spać, no chyba ze ktoś tam będzie chciał z nim uciąć pogawędkę.

Faust272 - 2013-05-08, 08:50

Zaktualizowano pierwszy post tematu.

Albrecht:
- 1 butelka halonówki


Na skołatany i zmęczony myśleniem mózg, do którego dobijało się wiele nie akceptowalnych informacji jak istnienie demonów, które są tak naprawdę padlinożernymi pupilkami elfów, propozycja oderwania się od rzeczywistości dzięki trunkom była niezwykle kusząca. Sceotend nie dał się długo namawiać. I o ile pozostali wstrzymywali się, ten już na początku wydoił połowę butelki. Przyjął również zagrychę z wielką chęcią. Dobre jedzenie, mocny trunek i chęć odpoczynku całkowicie rozluźniła najemnika z Portu.

***

Baldwin
- osuszony jeden bukłak z winem


Impreza trwała już kilkanaście minut. Podczas gdy pozostali jedynie "moczyli usta", najemnik dał się porwać i był już wstawiony.

Zaczął poważnym głosem, jak to ludzie wstawieni gdy chcą coś ważnego dla nich powiedzieć.

- Osobiście to coś mi się tutaj nie podobało. Płacili dobrze, ale nie dali na początku żelaza. Cwane bestie. Podobno jest to ze zlecenia jednego człowieka. I nie uwierzycie! Podobno kobiety. Kto by w to wierzył, ja myślę, że krasnoludy maczają w tym palce, jaka kobieta mogłaby się tym interesować. Najpierw kazali się rozbroić, założyli nam opaski i poszliśmy w nocy. Wyruszył nas 30, pilnowało nas 50. Gdy byliśmy za daleko, by wrócić do Portu, zostaliśmy rozwiązani. Ochrona odeszła do Portu a my zostaliśmy z niewiedzą jak wrócić tylko z mapami do Portu. Wtedy dopiero widziałem, z kim ja w ogóle wyruszyłem.

Łyk trunku

- Było sporo najemników, wojowników, ale także medyk, ciury obozowe no i nasz przywódca. Podobno mieliśmy też maga i kapłana, ale to bzdura. To zawsze jakieś pierdoły. A jak byśmy mieli, to nie mielibyśmy problemu z czerwiem.

- Tylko dowódca wiedział jak wrócić do Portu, a nie miał map. Więc musieliśmy go bronić i słuchać, inaczej pomarlibyśmy na pustyni.

- Nie było z nami żadnych szych poza dowódcą. Ale miał łeb na karku, mówię wam.

- No i tak szliśmy i walczyliśmy z różnym pustynnym ścierwem. Dotarliśmy w końcu do jakieś dziwnej płyty. Myślałem że to kawał skały a tu kazał nam go podnosić. TAKI KAWAŁ GRANITU. No pogrzało go, ale mus to mus. W 30 daliśmy radę i co się okazało? Jakiś grobowiec jak w mordę strzelił. Wszedł do środka i wyciągnął po godzinie jakąś szkatułkę. Oczywiście nie powiedział co to jest...

- Potem znowu biliśmy się że ścierwem aż napadł nas czerw. Walczyłem dopóki coś czerwonego mnie nie oślepiło. Nie wiem, czy w oczy krwią dostałem? No ale krew nie świeci, dziwna sprawa. Zjadło mnie, wyrzygało i jestem...

Przetarł oczy.

- Cholera od tego błysku i kwasu to ledwo widzę.

Oficjalnie pozwalam pisać w innych tematach a tą misję traktować jako poboczną dziejącą się równolegle. Czyli traktujcie tą misję jak np. sesję. Jednakże wszystkie zmiany co do waszych postaci (ekwipunek, śmierć), będą miały wpływ na wasze postacie w Kopalni i vice versa.

Lowcakur - 2013-05-08, 10:36

-Szkatułkę powiadasz... <Albrecht zainteresował się co nieco tym grobowcem, sprawę z czerwiem już znał a tajemnica przy wyjeździe była dość oczywista. Jednakże do tego kobieta jako dowódca, mag i kapłan. Coś się dzieje, a Albrecht nie ma pojęcia co. Nie może podpasować sobie tylu faktów, które nie mają miedzy sobą praktycznie żadnego powiązania. Dziwna sytuacja... Na razie jednak trzeba skupić się na misji, a po powrocie sowy napisać o tym co się tutaj dzieje Cesarzowej>

- A teraz, powiedz coś o tym człowieku co wyniósł tą szkatułkę. Z opowieści brzmi jak gość, który jest mi dłużny sporo sztabek. Pomóż mi, a znajdziemy sukinsyna i wydusimy z niego dług, już ze dwa lata jak mi nie oddaje.

MrocznyKefir - 2013-05-08, 13:18

- A cóż to za ścierwo, co z nim walczyłeś ? - zapytał się Baldwin i umoczył usta w swoim winie - Jak wyglądało? Jakie miało słabe punkty? - oczy mu świeciły - Ta wiedza przyda nam się na przyszłość. W końcu jakieś gówno może nas znowu zaatakować...
Ech, jak tak sobie siedzimy to aż mi się przypomina kampania przeciwko orkowym klanom.. Ach... - uśmiechnął się delikatnie i utonął w rozmyślaniach, jednocześnie słuchając tego co mówi najemnik - wiedza jest ważna. A Baldwin kochał wiedzę i się nią fascynował!

Słowik - 2013-05-08, 17:41

Natalia siedziała razem z towarzyszami. Ją też zaciekawiła opowieść najemnika. I Baldwin miał rację. Nie wiadomo z czym się jeszcze zetkniemy. Odkąd przybyła do Bolgorii jej życiorys wzbogacił się o kilka interesujących przeżyć między innymi połknięcie przez robala. Była ciekawa o co chodzi z tą szkatułką, miała jednak nadzieję, że dowie się czegoś więcej. I, że nie upije się, nawet taką ilością alkoholu, koniec końców nie była do niego przyzwyczajona.
kastyl - 2013-05-09, 00:10

Thor z uwagą słuchał tego, co miał do powiedzenia najemnik.
Jedna kobieta to wszystko zorganizowała? Musiałaby mieć mnóstwo pieniędzy i ogromne wpływy. Do tego sama organizacja i sposób w jaki to zostało zaplanowane. Dokładnie, bezlitośnie, nie dając im żadnej możliwości powrotu. Skądś znam te metody. Są bliźniaczo podobne do tych, jakie stosowano w Akilli. Ale to niemożliwe.
- Co niby niemożliwe? -
Żeby Cesarzowa dalej żyła. Przecież ten cholerny wybuch rozwalił wszystko w ogromnym promieniu od miasta.
- Sam myślisz, że była ona zawsze doskonale przygotowano. może i miała coś przygotowane na taką ewentualność. Poza tym mogło jej już tam nie być. -
Masz rację. Jeśli ona żyje, mogą być problemy. Będą problemy. Wynika z tego że Cesarzowa ma spore wpływy w Porcie. Ostatnio słyszałem jakieś pogłoski z portu. Cholera, będzie kłopot.
- No to będą kłopoty. -
Swoją drogą, co ty ostatnio taki rozmowny, co?
- Od jakiegoś czasu rozmowa mnie mniej męczy. W sumie wcześniej nie mogłem mówić i pamiętam tylko urywki z tego co się działo wcześniej. Zaczęło się zmieniać dopiero po tym, jak trafiłeś do podmiasta, wtedy coś przestało mnie jakby krępować. -
Dobra, porozmawiamy o tym później. Teraz mamy kilka problemów natury bardziej materialnej.
- Ok, Ty tu rządzisz. -

Tellan dalej słuchał najemnika. Gdy ten skończył, zapytał się go, jak tylko doszedł do głosu.
- Nie pamiętasz może czy były na tej płycie jakieś napisy lub znaki? Albo gdzieś przy wejściu. Swoją drogą nieźle się wkopałeś z tą misją. -

Faust272 - 2013-05-09, 07:04

- Nieeeeee. Napisów tam żadnych nie było. Po prostu granitowa płyta. Temu nie chciało się jej nam podnosić. No na cholerie zwykłe płytry podważać. Dopiero szef kazał, to musieliśmy, wyjścia nie było. Zszedł na dół i nie wziął nas ze sobą, tylko jakiś "zaufanych". Nigdy ich nie lubiliśmy. Banda wymoczków. Tacy ważni, tacy wyszkoleni, tacy ynteligentni, a co wyszło! HA! Wszyscy martwi w brzuchu czerwia, a ja jeden został. Tyle o z nich wyszkolonych.

- Yo, z misją to ładnie mnie urządzono. Pierwszy raz coś takiego widziałem. Normalnie płaciło się i miało się nadzieje, że najemnik nie spieprzy. A tu? 30 chłopa i żadnej dezercji, miał ktoś łeb na karku...

kastyl - 2013-05-09, 21:46

- Skądś jakbym znał te metody. Ciekawe co było w tej skrzynce. Ale kij z tym, pewnie gdzieś się wala na pobojowisku. -
Thor wstał i odszedł od grupy.
- Zajmę pierwszą wartę i zrobię mały zwiad, wy idźcie odpocząć. Dzisiaj był ciężki dzień. -
Tellan założył plecak, posadził Kiro na ramieniu i ruszył w stronę, w którą jutro udadzą się dalej do momentu, w którym zniknął wszystkim z oczu. Poszedł jeszcze kawałek dalej, znalazł dobre miejsce, zdjął plecak i zwrócił się do Kiro.
- Słuchaj mały, przejdę do świata dusz, ty w tym czasie popilnuj mnie. Jakby coś się działo daj mi znać mentalnie korzystając z naszej więzi, dobrze? -
Elf usiadł wygodnie i opuścił ciało. Wpierw rozejrzał się po okolicy szukając jakichś dusz
które mogłyby zagrozić drużynie.
Następnie świadomy skupił swoją uwagę na skrzynce i starał się wyczuć czy drzemie w niej jakaś moc. Zbliżył się do niej i starał się dokładniej wybadać. Następnie wrócił do swojego ciała i dokładnie ją obejrzał, czy nie ma na niej żadnych znaków.

Lowcakur - 2013-05-09, 21:50

- Dobra, miło sie gadalo, ale ja ide spać. Obudźcie mnie na moją warte. I wieczorem ruszamy ze zdwojonym tempem, trzeba nadrobić stracony czas. <rzekł Albrecht zbierając się i kładąc spać w śpiworze. Ułożył się pod wozem, w jego cieniu>
MrocznyKefir - 2013-05-09, 22:01

- Dobranocki kochani ! - rzekł Baldwin kładąc się obok Albrechta na swojej przeszywanicy.
Faust272 - 2013-05-09, 23:36

Wszyscy kładli się powoli spać, już zaczynało świtać.

Thor obejrzał szkatułkę z perspektywy eterycznego świata. Wyczuł wewnątrz niej uśpione życie. Coś jak ziarno może. Ciężko to było zidentyfikować. Nie wyglądało to groźnie, nie miało dużej mocy ani nie pulsowało. Po prostu było, uśpione i nieszkodliwe.

kastyl - 2013-05-11, 23:51

Thor ostrożnie przybliżył się do tego uśpionego życia. Próbował wybadać, czy to istnienie jest naznaczone złem, lub też dobrem.
Nie wydaje się to być mocne, ale jest uśpione. Ciekaw jestem jaką moc ma ta istota.
Tellan bardzo ostrożnie zaczął zbliżać się do istnienia. Starał się nawiązać mentalny kontakt, odczytać emocje, wyczuć moc tego stworzenia. Wszystko to robił nie ingerując bezpośrednio w odpoczynek istoty, nie wysyłając żadnych bodźców. Tylko się przyglądał i wychwytywał to, co iskra życia wysyłała.

Faust272 - 2013-05-13, 10:23

Życie w szkatułce nie było ani dobre, ani złe. Nie było niczym naznaczone. W ogóle było czymś innym niż do tej pory spotkał się Thor. Nowa forma życia? Tak więc nie wyglądała groźnie.


Odpisujta bo przez wasze rewelacje w Bolgorii na gwałt potrzebuje nowych źródeł żarcia. Brać się za Mirt.

MrocznyKefir - 2013-05-13, 12:31

Baldwin maszerował dalej, trzymając się blisko Thora i Albrechta, jednakże starał się rozmawiać również z resztą kompanii, w tym z jedyną kobietą, czyli Słowiekiem. No cóż, był facetem, a ona była miła. I była jedyną kobietą, więc automatycznie zyskiwała w rankingu sympatii. Zamienił również kilka słów z kapłanem muz, pytając się o jego przeszłość i opowiadając o swojej. Pogadał również z Marwynem i Enderusem o uzbrojeniu i technikach walki.
Jogurt - 2013-05-13, 13:07

Marwyn przez ten cały czas marszu wpadł już w jakiegoś rodzaju rutynę i szczerze mówiąc nudziło mu się niemiłosiernie. Dzięki liczeniu kroków przypomniał sobie jak płynnie liczyć do tysiąca, a wydmom zaczynał już nadawać imiona. W pewnym momencie podszedł do niego Baldwin, co zwiadowca przyjął jak wybawienie. Starał się być serdeczny i dowcipny, by mieć choć trochę rozrywki. W pewnym momencie z jego ust padło zdanie:
-Hmm Baldwinie... Pomyślałem sobie, że tego... no... Z tego, co wiem o twojej historii to jesteś doświadczonym wojownikiem, który ma za sobą niejedną potyczkę. W związku z tym może mógłbyś mi pokazać jak sprawniej władać mieczem? Ostatnio rzadko miałem okazję go używać, a i w szermierce nie mam za dużo doświadczenia- częściej przychodziło mi bronić się przed dzikimi zwierzętami. Więc jeśli mógłbyś pokazać mi to i owo, to byłbym bardzo wdzięczny, w końcu i tak nie mamy nic ciekawego do roboty. Ja w zamian też zapewne mógłbym cię czegoś nauczyć jeśli chcesz.-

Jeśli Baldwin się zgodzi, to chciałbym awansować na poziom zaawansowany w walce mieczem.

MrocznyKefir - 2013-05-13, 13:18

Uśmiechnął się do chłopca i serdecznie poklepał go po rameniu:
- Zacząłem od nikogo. Jako upadły szlachcic zacząłem jako zwykły piechociarz - uśmiechnął się paskudnie - Rozumiesz, jakie to musiało być dla mnie upokorzenie. Lecz piąłem się w gorę, aż zostałem setnikiem. Dowódcą. Brałem udział w kilku kampaniach wojennych w tym dość słynnej przeciw orkom.
W sumie możemy się nawzajem pouczyć. Nie mam nic przeciwko. Ale od razu mówię, jestem kiepskim szermierzem. Nie czytałem prawie żadnych traktatów, a moja sztuka walki opiera się głównie na kopach, rantach z tarczy i mocnych ciosach moim tasakiem. A ty na czym się skupiasz?

Awansowanie na poziom Zaawansowany zakończone sukcesem.

Ja już miałem zaawansowany tasakiem xD

Ale Jogurt jeszcze nie miał nic na zaawansowanym

Lowcakur - 2013-05-13, 23:39

<Albrechtowi nigdy nie nudziło się maszerowanie, nawet tak długie i nużące jak to, które aktualnie uprawiał. Pił wodę, doglądał spraw, od czasu doc zasu odpowiedzial coś na zaczepki towarzyszy i szedł na Wschód. Zawsze na Wschód. Do Mirtu. >
Debowy_Mocny - 2013-05-13, 23:42

Enderus podczas podróży zaczępił baldwina.
Zacny towarzyszu, Całkiem niezłe są pańskie techniki walki mieczem. Mógłbym od pana dostać parę porad? Owszem moje ostrze jest... dość egzotyczne, jednak nim się macha tak samo jak mieczem półtoraręcznym

MrocznyKefir - 2013-05-13, 23:52

- A ja nie obraziłbym się za wiedzę odnośnie inżynierii - uśmiechnął się pogodnie Baldwin - Ja, wybacz, nie czytałem żadnych traktatów. Opieram się na tak zwanej brudnej walce. Może kopniaki ci się nie przydadzą, bo, wybacz za szczerość, jesteś niski - uśmiechnął się jeszcze szerzej - Za to szarżowanie i popychanie przeciwników pójdzie ci nieźle. Żartowałem. Pamiętaj, dobry kopniak może uratować twoje życie. A ten żart to wiesz, inżynierowie to zazwyczaj krasnoludy. Hehe, rozumiesz?
Jeśli chodzi o samą szermierkę to patrz... - Baldwin przy postoju nauczył Enderusa tego, co sam umiał.

kastyl - 2013-05-14, 00:05

Thor, tym razem już w swoim ciele, dokładnie przyjrzał się samej szkatułce. Szukał miejsca jak ją otworzyć, lecz jeszcze nie otwierał. Poczeka z tym aż porozmawia z Dowódcą. Jakby coś na niego by wyskoczyło, to przynajmniej nie miałby później ochrzanu że sam podejmuje takie decyzje. A do tego czasu Kiro równie dobrze może podróżować na wolności, skoro cała drużyna i tak już go widziała.
Thor jeszcze raz w planie duchowym sprawdził, czy nie ma żadnych dusz gdzieś w pobliżu obozu po czym wrócił do reszty i schował szkatułkę. Chowańcowi natomiast dał kawałek jedzenia i Odłamek Dusz, skoro zdobył ich całkiem sporo.

Wieczorem Tellan ruszył z resztą. Podszedł do Albrechta, gdy obok niego nie było nikogo, i powiedział cicho.
- Dowódco, chcę kilka słów zamienić. Po pierwsze, wczoraj znalazłem tą skrzyneczkę, o której mówił nasz nowy znajomy. Przez nią właśnie Kiro spanikował i wypadł z mojego plecaka. Jest coś w niej niepokojącego, w środku wyczuwam coś żyjącego, ale różniącego się od Ciebie czy nawet mnie. Co robimy z tym? Otwieramy przy najbliższym postoju, czy szukamy kogoś mądrzejszego? -
Thor popatrzył na Albrechta.

Lowcakur - 2013-05-14, 00:14

<Albrecht wsłuchał się w opowieść Thora o szkatułce. Nie podobała mu się wizja jej otwarcia. >

- Nie znam się na tych sprawach, rób jak uważasz. Magia i jej pochodne leżą poza granicami mojego działania. Choć wolałbym, aby pozostała ona zamknięta.

Jogurt - 2013-05-14, 00:33

-Cóż, powiadają że twarda szkoła to dobra szkoła- skomentował wypowiedź Baldwina. Sam coś o tym wiem, choć jeszcze mi mleko pod nosem widać. No ale mówisz, że jesteś szlachcicem, skąd zatem pochodzisz?- zapytał zaciekawiony

-A co do walki, to uczył mnie jej człowiek imieniem Morgan, górski zwiadowca najstarszy stażem. Taaak... stary dobry Morgan. Wydawać by się mogło, że to wszystko działo się wieki temu. Wiesz, kiedyś podobno był rycerzem, dosyć znanym, miał nawet swój przydomek. Widać było, bo bił się jak mało kto. Ale dziwny los chciał, by ostatecznie wylądował u nas, w górach, dziwna sprawa swoją drogą.- powiedział Marwyn i zaraz ocknął się jakby z zamyślenia- No ale wybacz, za bardzo się rozgaduję, jak nigdy zresztą. To z nudy, cholera mnie już bierze od patrzenia się na ten piasek. No więc wracając do tematu to jak mówiłem uczyłem się dość dawno, wiele zapomniałem a i w naszym fachu przeciwnik rzadko włada mieczem. Częściej są to kły lub rogi, a zdecydowanie najczęściej mróz. Z tego co mówisz, wnioskuję że masz dużo więcej doświadczenia w walce typowo bitewnej. Ja zawsze skupiałem się na mocnych, precyzyjnych atakach ale mógłbym mieć problemy, gdy trzeba byłoby zastosować kontratak, na przykład z przyjęcia uderzenia na jelec.- stwierdził, po czym na chwilę zamilkł.-No ale po co się ograniczać, najlepiej pokaż mi wszystko, co uznasz za godne pokazania.- powiedział z uśmiechem

***

-Dzięki wielkie, te ruchy są naprawdę niezłe. Nie spodziewałem się, że można coś takiego zrobić z mieczem.- powiedział Marwyn, po czym po raz któryś powtórzył skomplikowaną sekwencję ciosów wymierzonych w niewidzialnego wroga i uśmiechnął się od ucha do ucha. Schował broń do pochwy bogatszy o nowe techniki walki, od dziś jego stary miecz będzie przeżywał drugą młodość. No oczywiście jeśli nie zabraknie przeciwników.
-Ale zaraz... Byłbym niewdzięcznikiem gdybym nie mógł odpłacić się czymś dobrym.- powiedział po czym zastanowił się chwilę- Tak jak mówiłem jestem zwiadowcą, a więc znam sztukę poruszania się niezauważenie. Mógłbym pokazać ci w zamian to i owo, co ty na to?- zapytał.

kastyl - 2013-05-14, 01:05

- Rozumiem Twoje obawy, sam też nie jestem pewien, czy nie ma nic złego w tej skrzynce. Reakcja Kiro i... przeczucia odnośnie jej niepokoją mnie. Choć z drugiej strony to, co tam jest nie wydaje się być złe. Na razie nie będę tego otwierał. Może później to zrobię, jak znajdę do tego odpowiednie miejsce, żeby nie zagrozić kompanii. -
Tellan jeszcze przez chwilę szedł obok dowódcy, po czym poszukał wzrokiem Inżyniera. Zobaczył, że ćwiczy on z Baldwinem, więc zdecydował, że nie będzie mu przeszkadzał.

Faust272 - 2013-05-14, 09:05

Thor

Kiro pochłonął Odłamek Dusz. Widać, że zjedzenie go jest dla niego wielkim delikatesem.

Zjedzono aktualnie drugi Odłamek, szansa na wystąpienie mutacji: 20%.
Rzucamy k100 i... 34. Może innym razem.


Wszyscy

Noc podróży przeszła bez większych przeszkód. Aż było to zadziwiające, ale im bliżej Mirtu, tym mniej potworów.

Nastał świt, ale ponieważ zgodnie z mapami byli niedaleko, kontynuowali podróż. W końcu w świetle słońca coś dostrzegli. W oddali na kamiennej skorupie piętrzyły się niewysokie, gliniane mury. Jeszcze jakiś kilometr, i dojdą dosłownie pod mury Mirtu.

Dodatkowo w odległości około 200 metrów zauważyli pod zniekształceniem mirażu jakieś dwie osoby coś robiące z dziwną masą.

Marwyn dostrzegł, że było to dwóch mężczyzn oprawiające jakąś dziwną zwierzynę, chyba jakiegoś potwora.

Lowcakur - 2013-05-14, 10:59

- Kompania, stać! <zakrzyknął z lekka Albrecht>- Oto Mirt, ale zanim tam wejdziemy pozwólcie mi obejrzeć teren.

<i Albrecht dokładnie zbadał okolice miasta Mirt, spoglądając na niego ze swojej lunety. Jeśli nie zobaczył nic, co wzbudziłoby jego podejrzenia, wydał rozkaz do dalszego marszu, aż do tych dwóch ludzi. Sam zasadził za pas schmeidera i wyciągnął i naładował kuszę. Był gotowy do szybkiej reakcji >

- Ej, wy tam!
<krzyknął dowódca> - Co wy za jedni?

MrocznyKefir - 2013-05-14, 14:10

- Nie słyszałem nic o wojowniku który cię uczył, lecz ufam twym spostrzeżeniom - uśmiechnął się lekko - Nie przejmuj się. Też mnie kurwica bierze jak patrzę przed nami. Piasek, piasek, piasek, piasek, czerw, piasek, piasek piasek. Nuda też nie jest mi obca.
Jeśli chodzi o mnie pochodzę z rodu podupadłej, prowincjonalnej szlachty - rzekł po chwili - Walczyłem w kilku kampaniach wojennych. Zacząłem jako zwykły piechur, lecz szybko się na mnie poznano - uśmiechnął się lekko - Jestem gruntownie wykształcony i dość nieźle walczę, więc szybko awansowałem, aż zostałem setnikiem. To w skrócie moja historia. No ale cóż, ćwiczmy

**************************************************
- Marwyn, Enderus całkiem nieźle. Poćwiczcie jeszcze utrzymanie równowagi i będzie nieźle. A chętnie naucze się od ciebie Marwynie czegoś na temat bycia zwiadowcą. To bardzo ważna wiedza. A Enderus mógłby trochę objaśnić mi tematy naukowe....

******************
Po spotkaniu ludzi stał obok Albrechta trzymając dłoń na głowni swej broni.

Debowy_Mocny - 2013-05-14, 14:54

Teorie naukowe powiadasz. Tutaj raczej nie mam jak cokolwiek opowiedzieć, bo układając to tylko w słowa to dużo nie zrozumiesz, jak wpadniesz do mojej pracowni to coś tam się dowiesz..

Gdy już wyprawa doszła do mirtu i to dych twóch ludzi to poprostu czekał aż albrecht skończy rozmowę. I czekał na to co dalej się stanie stojąc z tyłu.

Słowik - 2013-05-14, 21:05

"Wreszcie Mirt. Wreszcie. Co za ulga widzieć co poza niekończącym się piaskiem. "
Kiedy dowódca rozmawiał z nieznajomymi dziewczyna stanęła nie daleko Baldwina czekając na rozwój wydarzeń. Na wszelki wypadek jedną rękę trzymała na sztylecie. Nie spodziewała się go użyć, ale nigdy nic nie wiadomo.

kastyl - 2013-05-15, 00:25

Thor stanął niedaleko Albrechta z łukiem w ręku. Nałożył zwykłą strzałę na cięciwę, ale nie celował w nikogo.
Zaraz się przekonamy dlaczego Mirt zamilkł. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli walczyć o wszystko i ze wszystkimi.

Jogurt - 2013-05-15, 00:51

-Albo mi się to śni albo wreszcie dopięliśmy celu- pomyślał Marwyn patrząc na mury w oddali. Wreszcie jakaś zmiana, wreszcie coś się dzieje. Choćby tam i stado wąpierzy czekało, wolę to niż ten cholerny piasek wokół.

-Spokojnie.- powiedział Marwyn do swoich towarzyszy- ci ludzie nie powinni być groźni, to chyba myśliwi. Oprawiają jakiegoś zwierza, to wszystko.- stwierdził z nutką niepewności w głosie wpatrując się w dwóch osobników.

Vanilla - 2013-05-15, 23:25

Mężczyźni przerwali pracę i wyszli naprzeciw, stojąc między truchłem a przybyszami.
-Mówiłem ci kurwa żeby tu tego tak nie zostawiać - jeden cicho rzucił do drugiego, jednak nie dość by kompani nie byli tego w stanie wyłapać - Teraz wezmą i zabiorą wszystko, psia ich mać. Patrz ilu ich, a tamten blady zaraz będzie strzelał. Kurwa..

W końcu zebrał w sobie dość rezonu by uczynić parę kroków w stronę karawany, unieść ręce w pokojowym geście i odrzec, a ściślej - wydrzeć się - chyba najgłośniej jak potrafił:
-My tylko myśliwi, tu wszystko dobrze!

Zwierz nie zwierz, to było przede wszystkim duże, no duże - z półtorej niedźwiedzia na pewno. Leżało teraz bezwładnie na ziemi, pokryte było długim, brunatnym futrem. Pysku nie było widać - co najwyżej dwie tylnie, silnie umięśnione łapy.

Tak czy inaczej, Marwyn dostrzegł coś na horyzoncie, od wschodu. Leciało w ich stronę, odległość ciężko ustalić - brakowało mu perspektywy. Nie wyglądało to jak ptak..

Lowcakur - 2013-05-15, 23:34

- Jesteśmy do kurwy nędzy ekipą poszukiwawczą. Co się stalo z tym cholernym miastem, kurwa mać?! Nie ma stąd wieści, nie ma karawan, nie ma kurwa niczego. Co to jest, do ciemnej dupy Beliara za porządek?! A teraz jeszcze na nas wrzeszczycie? Na waszych cholernych wybawicieli?! Gadać mi w tej chwili, co wy do cholery jasnej za jedni, i co się tutaj miesza?!

<Albrecht z maksymalnym wkurzeniem w głosie wydarł się na myśliwych. Podejrzewał, iż ich kryzk miał zaalarmować jakieś straże czy cuś. >

Jogurt - 2013-05-15, 23:42

Marwyn bez pardonu przerwał wymianę zdań. Podszedł do jednego z miejscowych, obrócił go na wschód i wskazał ręką na horyzont rzucając jedno proste pytanie -Co to jest?-
Vanilla - 2013-05-16, 00:01

Marwyn ruszył w stronę miejscowych zdecydowanym krokiem. Nie byli pewni jego intencji - chyba się przestraszyli. Miejscowy nie pozwolił się obrócić - na pięć metrów przed, dobył sztyletu.
-Co jest? Wy skąd?

Lowcakur - 2013-05-16, 00:03

- Bolgoria, a konkretnie to sama Kopalnia! W pokoju przybywamy, nie plądrować i rabować. co się stalo?! Odpowiadać! <ALbrecht dalej się pieklił przy wozie>
Jogurt - 2013-05-16, 00:17

-Nie rób szopek człowieku, schowaj ten kosior.-powiedział Marwyn nieco zniecierpliwiony- Chciałem spytać co to za stwór który właśnie na nas leci ze wschodu.- powiedział dość głośno, by wszyscy to słyszeli po czym wskazał ręką na punkt na niebie. Połapał się zaraz, że brzmi to jak idiotyczna próba odwrócenia uwagi, a więc wystraszeni ludzie mogli to źle zinterpretować. -Jak chcesz mieć mnie na oku, to niech twój kumpel się odwróci. Wy miejscowi, powinniście wiedzieć.-
Vanilla - 2013-05-16, 12:59

Jeden z łowców odwrócił głowę. Potem poklepał drugiego. On też. Szczęka mu opadła.

Coś zbliżało się. Stosunkowo szybko. Teraz mniej więcej jasne było że to nie ptak. Teraz widzieli to już wszyscy. Długi ogon bestii nie pozostawiał złudzeń - coś z rodziny jaszczurowatych.

W tym momencie słyszeć dało się potężny i donośny grzmot, którego echo pobrzmiewało jeszcze przez kilka sekund. Potwór nie zmienił kierunku, lecąc na tej samej wysokości w kierunku karawany..

Debowy_Mocny - 2013-05-16, 13:12

Enderus zauważył stwora.
Wie ktoś co to za bydle jest?
Wyciągnął miecz, przygotował tarcze, odsuwając się lekko z tyłu czekając, na rozwój wydarzń.

Jogurt - 2013-05-16, 13:55

Miny nieznajomych wystarczyły Marwynowi za odpowiedź. Zwiadowca wyciągnął broń i biegiem wrócił do karawany. Równocześnie starał się szybko opracować jakiś sposób na gada. -Słuchajcie, jak podleci bliżej możemy schować się za wozem po przeciwnej stronie. Będzie musiał zawrócić, straci prędkość, a wtedy będzie go łatwiej trafić strzelcom.- powiedział Marwyn. Nie był pewien jakiej wielkości był ten stwór ale innego wyjścia nie widział.

Przez chwilę w jego głowie pojawiła się myśl -Czy to smok? Jeśli to smok, to pewnie zionie ogniem, a jeśli tak to zjara nam wszystkie rzeczy na wozie. Cholera...- Crane jednak zaraz doszedł do wniosku, że lepsze to, niż żeby spłonęli ludzie.

Lowcakur - 2013-05-16, 14:07

- Mein Gott! <wykrzyczał Albrecht, przypominając sobie słowa paru jego żołnierzy, gdy pierwszy raz zobaczyli orków> - Ale wielkie bydle! Marwynie, wasz pomysł jest świetny. Alojzy, ładuj baliste! Enderus, pomóż Alojzemu! Wszyscy z bronią dystansową, pełna gotowość! Reszta ściągać manaty i wsadzać je pod wóz! Ruszać się, zaraz tutaj będzie! <Albrecht wykrzyczał grad rozkazów, samemu wskakując na wóz. Na wozie szybko wyciągnął lunetę i obejrzał przez nią potwora>
Debowy_Mocny - 2013-05-16, 14:11

Enderus podbiegł w stronę balisty by razem z alojzym załatwić jaszczurowatemu piękne powitanie, strzałem z balisty.
MrocznyKefir - 2013-05-16, 14:39

Baldwin pędem dobiegł do wozu i wszystkie swoje klamoty rzucił pod wóz. Pomógł również wziąć pod niego całą wodę i wino. Po chwili szybko wyjął swój oręż, przypasał tarczę <skoro Mirt był wcześniej niż walka z tamtym bydlakiem w Kopalni to ją mam> i schował się za wozem, co chwila wyglądając na stwora.
Vanilla - 2013-05-17, 10:49

Drużyna przycupnęła za wozem. Potwór zbliżał się i choć nie obniżył wysokości, dało się zaobserwować co to właściwie jest.
Po pierwsze, wydawało się to za duże jak na wiwernę z legend. Zamiast cienkich kończyn, szyi i łap miało grube, łuskowate. Duży pysk pokryty łuskami przypominającymi bardziej skórne płytki i wyrośla skórne na górnej partii łba, mogącego zostać poczytanymi za "uszy".

Myśliwi przycupnęli za truchłem oprawianego przez siebie potwora. Enderus i Alojzy kończyli już ładowanie balisty - byli gotowi do wystrzału. Monstrum leciało w ich kierunku, pozostając na tej samej wysokości. Ciężko oszacować czy zasięg jest optymalny, jednak jeśli strzelać to teraz.

Debowy_Mocny - 2013-05-17, 11:03

Enderus szybko wycelował balistą w potwora. I razem z Alojzym szybko wystrzelili w jego pyske. Po wystrzale Enderus wyciągnął miecz. By się obronić gdyby bestia skoczyła na nich.
Lowcakur - 2013-05-17, 11:12

- NAPIERDALAĆ! <Albrecht wydał szybki rozkaz, po czym wycelował z kuszy w bestię i czekał aż wejdzie w odpowiedni zasięg, aby oddać strzał>
Vanilla - 2013-05-18, 21:22

Pocisk z balisty wyleciał. W miarę wzlotu tracił prędkość, aż zatrzymał się i zaczął odpalać. Smok leciał zbyt wysoko i miał czas zareagować, trymując lekko i skręcając w prawo.

Nagle zniżył poziom lotu. Ostro skręcił w prawo, dramatycznie obniżając lot. Wykonał tak obrót, skręcając w stronę murów Mirtu, by na łuku wykręcić w stronę bohaterów, nadciągając od kierunku myśliwych, którzy teraz schowali się przy tyłku potwora. Rozpiął skrzydła i z hukiem wylądował. Ziemia zatrzęsła się, gdy najwyraźniej kilkutonowy potwór z impetem zarył pazurami w ziemię, przesuwając się do przodu siłą rozpędu i kładąc się jednocześnie. Nie miał specjalnie innego wyboru, gdyż jego przednie kończyny stanowiły element skrzydeł.

Bestia była olbrzymia, przynajmniej cztery metry. Smok przekrzywił nieco głowę, wpatrując się w bohaterów, co utrudniało mu truchło potwora. Rozłożył skrzydła - było to widoczne zza trupa. Rozpiętości z dziesięć metrów. Na cielsku łuski, na skrzydłach gruba skóra. Ciężko było stwierdzić jaką ochronę zapewnią jaszczurowi łuski, choć sądząc po opowieściach - znaczną.

MrocznyKefir - 2013-05-18, 23:10

Baldwin przygotował się do odskoku - na szczęście szarża potwora nie nastąpiła. Cholera, syn rodu Bordword bał się potwornie. Walka z czerwiem to niby też dziwna sprawa.... ale on chociaż nie latał. Uciekać sensu żadnego nie było - stwór na pewno dogoniłby ich.

Rycerz wstał i wolnym krokiem zaczął obkrążać potwora z prawej strony. Miał nadzieję, że reszta zrobi to co on - smok nie ma podzielnej uwagi, więc będzie musiał skupić się na jednym celu... A jak celów jest kilka i wszyscy będą rozproszeni to gad będzie rozkojarzony.

Lecz niektóre z jego rodzaju potrafiły rozmawiać. Przynajmniej tak mówiły legendy. Cholera. To jest żywa legenda! Przecież one do kurwy nędzy wyginęły! A jeśli jest sługą Beliara? czy to możliwe, by ten zły bóg wezwał do walki nawet te bestie?

- Czego chcesz od nas smoku?! - wydarł się Baldwin okrążając smoka - Nie potrzebujemy zwady! Nie chcemy walczyć z tak starożytną istotą! - a nuż on myślał?

Broń była przygotowana. Baldwin tylko czekał na dobry moment by uderzyć silnym ciosem zza pleców... oczywiście wtedy, jeśli smok okaże się dziką bestią. A nuż walka nie będzie potrzebna?

Lowcakur - 2013-05-18, 23:45

<Albrecht z nieopisanym zdenerwowaniem obserwował krzywy lot pocisku i łatwosc, z jaką wyminął go smok - gdyż to była ta paskudna bestia. Kusza była bezużyteczna, przynajmniej ta o takim naciągu jak albrechtowa. Jednakże, postarał się ją jakoś wykorzystać, ale później. Teraz kusza wylądowała na plecach, naładowana, jednakże z zabezpieczonym spustem.

W lot chwycił taktykę Baldwina, okrążając bestię z lewej strony, starając się być poza zasięgiem jej łap i ogona. Postanowił wyprowadzić atak w tym samym momencie, co Baldwin, aby zdezorientować gada po całości. Użył do tego oczywiście swojego schmeidera. Postarał się zadać cios przebijającą częścią topora. >

Debowy_Mocny - 2013-05-18, 23:50

Enderus postanowił wystrzelić z balisty jak smokopodobne stworzenie będzie łatwiejsze do wystrzelenia. A smok okaże się rzeczywiście niebezpieczny.
Słowik - 2013-05-19, 19:47

"Smok. To na prawdę smok."
Dziewczyna jako dziecko słyszała bajki o smokach, ale nie sądziła, że istnieją. Czuła respekt do tego stworzenia. Wcześniej mierzyła w niego razem z innymi, ale teraz odwiesiła łuk na plecy. Zwykła strzała i tak na nic by się nie zdała, a teraz Słowik nawet nie miała zamiaru próbować zabić gada. Miała tylko nadzieję, że smok nie pozabija połowy drużyny.
Wzorem Albrechta i Baldwina postanowiła jednak zejść z pola rażenia bestii. Stanęła tak, aby nie uderzył jej łapami, ani ogonem, ani żeby w razie czego nie zrobił z niej szaszłyka. W bajkach smoki zionęły ogniem, a ponieważ to było jej pierwsze spotkanie z tego typu stworzeniem, stwierdziła, że ostrożność nie zawadzi. Miała tylko nadzieję, że druhowie nie zaatakują pierwsi. Może walka nie będzie potrzebna. W końcu przed nimi stała żywa legenda. Ale z drugiej strony musiała istnieć jakaś przyczyna zerwanego kontaktu z Mirtem. Może był nią smok?

kastyl - 2013-05-19, 21:09

Thor przyglądał się lotu smoka. Podziwiał majestat i wzniosłość tych stworzeń. Jego rozmyślania przerwał krzyk dowódcy i dźwięk spuszczanej cięciwy balisty.
- Idioci! Myślicie tylko mieczami? Skorzystajcie z tej przestrzeni pomiędzy uszami, o ile coś tam macie. -
Tellan patrzył jak smok wymija pocisk i nawraca aby wylądować.
- Nawet kurwa nie wyciągać broni, idioci. -
Thor poczekał aż smok wylądował po czym podszedł do niego przełamując swój strach i wykrzyczał.
- Wybacz nam, Prastary, za ten incydent. W imieni tych bezrozumnych ludzi błagam Ciebie o wybaczenie. Ich życie trwa krótko, często nie zdążą nauczyć się odpowiedniego szacunku dla innych istot. Czynią jak żyją, szybko, bezmyślnie i nie myśląc o tym co robią. Jeszcze raz błagam Ciebie, oszczędź nas. Powiedz co możemy uczynić, abyś nam wybaczył -
Tellan czekał chwilę i jeśli smok nie zareagował na słowa, elf powtórzył to wszystko jeszcze raz, tym razem w języku elfickim.

Vanilla - 2013-05-20, 15:16

Myśliwi zmawiali ostatnie modlitwy siedząc za truchłem. Myślałby kto że po rozbłysku bogów należy chrzanić, a tu jednak znajdują się religijni. No coś takiego.

Zarówno Baldwin jak i Albrecht po prostu się bali okrążając smoka. Ten przekładał łeb z lewej na prawą i z powrotem, obserwując wojowników. W końcu trzej znaleźli się w odległości kilku metrów od pyska smoka, na wysokości łba leżącego trupa, który wyglądał dość podobnie do niedźwiedzia, jedynie około półtora raza większej i ze zdjętą skórą z grzbietu - myśliwi o to już zadbali.

Podchodzili ze strachem. Na tym dystansie smok mógł po prostu zrobić parę ruchów łapami i mieć ich w zasięgu zębów. Baldwin popatrzył się na swój tasak i na twarde, kruczoczarne płytki chroniące pysk potwora. Podejście do gackowatego stwora na dystans pozwalający wymierzyć atak to podejście dość blisko kilkunastocentymetrowych, nieco żółtawych zębów, które bez problemu poradziłyby sobie z pancerzem.

Enderus rozpoczął wraz z Alojzym przeładowywanie balisty. Natalia stała z bezpiecznej odległości za Albrechtem, nie zbliżając się nadmiernie do potwora. Wojownicy czekali na siebie wzajemnie, nie bardzo wiedząc jak zabrać się do gada, zaś Thor wygłosił swoje przemówienie.

Smok wysłuchał wersji w języku wspólnym, po czym otworzył pysk. Kilkadziesiąt żółtych zębów, długi leżący w kufie jęzor nie sprawiały wrażenia pokojowego. Zresztą, czy smok kiedykolwiek sprawiał takiego wrażenie?

W końcu przeszedł do wersji elfickiej. Potwór przekrzywił nieco pysk.

W tym momencie rozległ się straszliwy grom, dochodzący najwyraźniej z wnętrzności smoka. Tylko po Thorze nie przeszły ciarki, jednak stanie w tak bliskiej odległości ogłuszyło jego, Baldwina i Albrechta oraz w mniejszym stopniu Natalię. Bestia zamachnęła się skrzydłami, próbując poderwać się do lotu i podnosząc łeb. W tym momencie druga fala grzmotu. W takich warunkach - nawet gdyby chcieli - o walce nie było mowy. Podmuchy wiatru od gadzich skrzydeł powaliły Baldwina na ziemię. Trzecia fala grzmotu.

Smok wyraźnie próbował wystartować - wzniósł się już w górę na dwa, trzy metry, wyraźnie mając na wzroku balistę, wraz z przeładowującymi...

Enderusowi potrzebne będzie jeszcze dosłownie kilka sekund by móc wymierzyć i oddać strzał. Będzie mógł to zrobić szybciej bez mierzenia balistą, jednak szanse trafienia będą nikłe.

Thor, próbując odwrócić się od wiatru, zauważył coś niepokojącego. Mimochodem rzucając okiem na łeb martwego, obrabianego niedźwiedziowatego zauważył że ten otworzył jedno oko...

MrocznyKefir - 2013-05-20, 15:22

Baldwin miał tego dosyć. Nie miał szans w walce z chodzącym... bądź latającym mitem. Te ogromne coś przerażało go. Było to bardzo nienaturalne, jakby ta bestia celowo wywoływała w nim strach. Walka z nim nie miała sensu.

Po pierwszym podmuchu zachwiał się na nogach, a po drugim został przewrócony na ziemię ledwo utrzymując w dłoniach swój mithrillowy tasak.

Kątem oka popatrzył na Enderusa, w pocie czoła naciągającego cięciwy balisty. Przeraził się nie na żarty
- NIE STRZELAJ KURWA, ON MOŻE NAS WSZYSTKICH ZABIĆ !! - wrzasnął Baldwin wbijając swój tasak w ziemię. Trzecia faza startu niemal wyrwała go z ziemi. Zamknął oczy - miał chwilowo tylko nadzieję to przeżyć.
Ciekawe czy jest po śmierci życie...

Debowy_Mocny - 2013-05-20, 15:42

Spokojnie panie łowca dezerterów Odkrzyczał Enerus
Ja nie strzelę póki nie będę miał całkowitej pewności że to stworzenie chce nas tylko zabić. A takiej pewności nie mam.

kastyl - 2013-05-22, 21:46

w Tellanie się gotowało.
Idioci, pojeby. Błagam o wybaczenie a te barany broń przeładowują, kurwa mam dość ich.
Thor spróbował przekrzyczeć narastający wokół hałas.
- MASZ KURWA WYPIERDALAĆ Z TEGO WOZU! OBAJ! I ZOSTAW TEN CHOLERNY ZŁOM, CHCESZ ŻEBY SMOK CIBIE ZJADŁ?! -
Elf zauważył ruch oka niedźwiedzia i krzyknął do Baldwina i Albrechta mając nadzieję, że ci coś usłyszą, jednocześnie wskazując ręką na leżące zwierzę.
- NIEDŹWIEDŹ SIĘ RUSZA. -

Vanilla - 2013-05-24, 10:27

Smok przemieszczał się, coraz szybciej. Zmierzał w stronę Enderusa, choć nie obniżał poziomu lotu. Siła podmuchu zwaliła teraz Thora z nóg. Najwyraźniej bestia chciała nabrać prędkości i w końcu wystartować.

Trup podniósł się, przekręcając głowę. Coś głośno stuknęło mu w kręgosłupie i ruszył w stronę najbliższego - leżącego Thora.

Myśliwi odskoczyli od potwora przeklinając szpetnie i wycofali się na łokciach kilka metrów do tyłu.

Lowcakur - 2013-05-24, 10:47

- Strzelać do niego z balisty! W niedźwiedzia! <ryknął Albrecht, choć wiedział iż będzie to ciężki strzał w tej sytuacji. Jednak, nie miał innego wyjścia. Po wydaniu tego rozkazu, ruszył w stronę Thora, pochylając się aby zminimalizować wpływ smoczego wiatru. On wraz ze swoim schmeiderem musiał pomóc truposzowi, aby nie był bardziej trupi niż jest.>
MrocznyKefir - 2013-05-24, 10:51

Baldwin otworzył oczy i ujrzał bestię kierującą się w stronę Thora. Powoli powstał i okrążył JAK NAJDALEJ smoka tak, by dojść do Tellana i pomóc mu w walce z potworem. Poruszał się powoli i pewnie, tak, by smok go nie strącił byle podmuchem
- Thor! Pogadaj troszkę jeszcze do tego smoka! Poproś go by nas nie pozabijał! I by może spalił tego upiora czy coś! Jak tak dalej pójdzie, to zrobi sobie z Enderusa pas startowy!!

Jogurt - 2013-05-24, 11:36

Marwyn przez cały czas trwania tej akcji stał osłupiały nie wiedząc co ze sobą zrobić. Podświadomie uznał więc, że nie będzie robił nic, gdyż w spotkaniu ze smokiem jeden nieodpowiedni ruch mógł całą drużynę kosztować życie. Thorowi na szczęście udało się opanować sytuację, Crane odetchnął z ulgą. tylko na chwilę, jak się okazało.

-Najpierw wielki robal, później smok a teraz niedźwiedzie wstają z martwych i atakują ludzi. Strach pomyśleć co będzie następne...- pomyślał. Nie był to jednak czas na rozmyślania. Kiedy smok przestał stanowić zagrożenie Marwyn zamierzał jak najszybciej pomóc Thorowi starając się zajść bydle od drugiej strony niż reszta.

Debowy_Mocny - 2013-05-24, 12:08

O kurwa. Enderus nie myślał już o wystrzeleniu z balisty. lepiej zrobie to co kazał elf i zejde z toru. Jednocześnie się zabezpieczę by smok nie wyszedł cało jeśli by się mną za bardzo zainteresował
Alojz balista gotowa, strzelaj!!!
Enderus szybko odskoczył na bok, zsuwając się z toru smoka i padł na ziemie, jednocześnie uruchamiając miecz wzrócony do góry. Inżynier jednocześnie starał się mieć smoka na oku. Starał się nie wysuwać rąk do góry, najlepiej żadnej części ciała, tylko uruchomione ostrze miecza. Smok powinien przelecieć obok inżyniera lub nad nim, jednocześnie Enderus nie odniesie żadnych ran. W innym przypadku bestia zostanie poważnie zraniona jeśli za bardzo podejdzie do inżyniera.

Vanilla - 2013-05-24, 13:09

Alojz chwilę myślał, kurczowo trzymając się balisty. Smok nadciągał, zwiększając prędkość i wysokość. Enderus odskoczył na bok, spadając z wozu. Był jednak przygotowany i upadek nie uszkodził jego ciała.

TRACH

Strzał z balisty poszedł wbijając się w tyłek potworowi. Nie wydał z siebie głosu, a obrócił się - jak na swój rozmiar nadzwyczaj zgrabnie - i zaczął się rozpędzać w kierunku wozu i Enderusa, który teraz kucał na ziemi, świeżo po upadku, w swojej ciężkiej zbroi. O dziwo, zupełnie zignorował pasywnych do tej pory Marwyna i Natalię, których miał stosunkowo blisko..

Taką kupę mięsa nie będzie łatwo zatrzymać.

MrocznyKefir - 2013-05-24, 13:12

Enderus był o wiele bliżej Baldwina niż Thor. Rycerz odwrócił się i puścił się szarżą na potwora(niedźwiedzia) tak, by wbić mu tasak w bok.
- Enderus! Zejdź mi kurwa z drogi! Alojzy spierdalaj! - wrzasnął syn Rhaegara puszczając się biegiem.

Debowy_Mocny - 2013-05-24, 13:15

Enderus postanowił szybko wstać i uciec od wozu, schodząc z toru lotu smoka. Jeśli nie ma czasu na wstanie i odiegniecię to. Z pozycji skuconej próbował znowu odskoczyć, położyć się na boku i przeturlać. Jeśli jednak ucieczka jest niemożliwa to Enderus próbował skierować tarczę w stronę smoka. I wysuwając kolce z tarczy i uruchamiając miecz próbował się bronić jeśli smok chce zaaatakować inżyniera.
Lowcakur - 2013-05-24, 13:38

<Albrecht walczył kiedyś z bykiem. Bezpośrednia szarża nie miała sensu... Jednakże atak z flanki mógł całkowicie wyhamować pęd bestii. Albrecht szybko obliczył w głowię trajektorię ruchu niedźwiedzia i runął przed niego, aby, zgodnie z jego wyliczeniami, dorwać go jeszcze przed wozem. Brał poprawki na ewentualne zmiany kierunku biegu bestii, aby móc uniknąć jej szarży. Starał się dobiec do niej tak, aby znaleźć się na wysokości jej zadu. Wtedy, korzystając ze swojego topora, szerokim cięciem ostrza postanowił rozwalić jej tylną łapę. >
kastyl - 2013-05-24, 21:27

Thor wstał rozglądając się dookoła. Niedźwiedź właśnie zaczął szarżować w stronę wozu. Elf nałożył zatrutą strzałę na cięciwę celując w rozpędzone zwierze. Stał akurat niedaleko drogi, jaką musi przebiec jego cel, więc z wycelowaniem nie powinno być problemu. Jak to było? Cholera. Lewa noga w przodzie, prawa stopa pod kątem 90 stopni. Odgiąć łokieć, łuk do góry i opuszczać napinając cięciwę. Od strony łuku dwie lotki, naciągnąć cięciwę do policzka, wycelować, plecy proste, postawa jak przy treningu. Chwilę poczekał aż cel będzie w odpowiednim miejscu i puścił cięciwę. Tak jak powinien, bez szarpania. Płynny ruch ręką. Od razu sięgną po kolejną strzałę, także zatrutą i znów oddał strzał, o ile nie będzie on groźny dla pozostałych uczestników wyprawy.
Vanilla - 2013-05-24, 22:03

Niedźwiedź był już w pełnym biegu, Albrecht po prostu nie był go w stanie dogonić, zwłaszcza po tym jak próbował okrążyć smoka po prostu był za daleko. Swoją siłą rozpędu - co stwierdził po krótkiej refleksji - byłoby mu ciężko. Zwierzę było sporo większe, i na pewno dużo cięższe od byka! Zresztą sam ognisty jaszczur, najwyraźniej nabrawszy rozumu, postanowił ulotnić się z sytuacji i wznosił się coraz wyżej i coraz szybciej, prawie już w poziomym locie. Wiatr smagał tylko włosy Alojza, który z trzeźwym umysłem przeładowywał kuszę, nie bacząc na szarżującą kupę mięsa.

Thor zastanowił się dłuższą chwilę nad wykorzystaniem trucizny przeciwko potworowi, jednak zrobił tak jak zamierzył. Jedna ze strzał chybiła celu, druga wbiła się w okolice tylniej prawej łapy potwora. Bynajmniej nie zwolnił przez to. Ani Natalia, ani Marwyn - najbliżsi trasie biegu, nie przeszkadzali.

Enderus stał tuż przy wozie. Potwór po prostu rzucił się łapami, na których inżynier zarejestrował szereg solidnych pazurów, na tarczę, jednocześnie uderzając w wóz. Alojz krzyknął chwilę gdy drewniana konstrukcja przewróciła się na bok. To musiało boleć.

Strzał balisty, wbity dość głęboko w potwora spokojnie wahał się, pogłębiając tylko mięsną, sączącą ranę.

Enderus był ciągle zapatrzony w smoka, który już teraz odlatywał. Zdecydowanie na późno zorientował się co właściwie mu zagraża. Potwór był kilka metrów obok, a ucieczka była już niemożliwa. Jedyne co spróbował to rozpaczliwie zasłonić się tarczą.

Ta w momencie uderzenia okazała się dostatecznie twarda. Sam Enderus był jednak w sytuacji bez wyjścia - przeturlany, z kolcami wystawionymi w ostatniej chwili w stronę szarżującego gigantycznego niedźwiedzia przyjął na siebie całe uderzenie.

Poczuł jak coś zgrzyta w jego ramieniu, i bynajmniej nie była to stal pancerza.

MrocznyKefir - 2013-05-24, 22:06

Baldwin kontynuował wcześniej opisaną szarżę.
Lowcakur - 2013-05-24, 22:16

<Albrecht zdwoił wysiłki pędząc w stronę stwora. Był wytrzymały, nie raz i nie dwa biegało się częściej i szybciej. Postanowił dopaść go i odciążyć inżyniera w walce z tym potworem. Gdy tylko znalazł się w zasięgu ciosu schmeidera, rycerz postarał się wpakować go w tylną łapę. Ta bestia i tak najprawdopodobniej nie czuje bólu, ale zerwane wiązadła czy zgruchotana łapa na pewno ją spowolnią >
Debowy_Mocny - 2013-05-24, 22:23

Enderusa zabolało ramie. Zasyczał, nie wiedział czy może lewą ręką.
ENderus próbował ocenić sytuacje. Jeśli była możliwość to próbował wstać, a jak nie dawało rady to skierował miecz w stronę niedźwiedzia, i szykował się by uderzyć w bestię gdy tak będzie za blisko.

kastyl - 2013-05-24, 23:28

To coś nie czuje bólu, nie reaguje na truciznę paraliżującą. Jak on się porusza?
Thor założył łuk na plecy i wyciągnął nowe ostrze.
- Ciekawe jak będzie sprawować się w walce. -
Miecz był podobny do Bratobójcy, więc powinien nie mieć problemów wynikających z braku przyzwyczajenia. Trochę cięższy, inaczej wyważony. Powinien się szybko przyzwyczaić.
Tellan podszedł do niedźwiedzia i w momencie gdy miał okazję na czyste cięcie, podskoczył do zwierzaka i zaatakował. Celował głównie w ścięgna i mięśnie nóg.

Jogurt - 2013-05-25, 02:53

Marwyn starał się kontynuować okrążanie stwora jednocześnie nie wchodząc w drogę reszcie towarzyszy. Kiedy potwór rzucił się na Enderusa zwiadowca postanowiľ wykorzystać moment i zaatakować. Jeśli niedźwiedź rzeczywiście jest jakimś ożywieńcem, to raczej nie powstrzyma go ból ani zwykłe rany. Trzeba połamać mu nogi i uniemożliwić bieganie. Marwyn postarał się więc wymierzyć przynajmniej jedno silne uderzenie zza prawego ramienia. W razie kontrataku mógł się tylko ratować szybkimi unikami i zaskakującymi zejściami na boki.
Vanilla - 2013-05-25, 22:52

Baldwin gnał ile sił w płucach. W końcu zajął pozycję i zaczął tłuc miśka w bok tasakiem. Ostrze płynnie wchodziło w mięso, by potem się z niego wynurzyć. Krew bryzgała bohatera, bez większych jednak strat dla niego samego.

Niebezpieczne okazały się potężne łapy potwora, który właśnie wyciągnął jedną z nich w przód by zamachnął się na leżącego Enderusa, który nie mógł ruszyć tarczą ze względu na złamaną rękę. Inżynier dobył tylko miecza, starając się sparować cios monstrum.

Sceotend i Alojz póki co byli ogłuszeni upadkiem wozu, jednak powoli zaczęli się podnosić.

Thor, Albrecht i Marwyn byli niesamowicie jednomyślni. W końcu zrównali się z bestią, by zacząć okładać ją silnymi ciosami po tylnich łapach, starając się ciąć ścięgna, miażdżyć kości. Taki ciężar nie utrzyma się łatwo na zniszczonych łapach.

W międzyczasie jednak potwór miał się dobrze. Pierwszy cios wytrącił inżynierowi broń z ręki, zdzierając tylko metal z rękawic.

Drugi cios, wymierzony znowu lewą łapą poszedł w ramię. Dla potęgi pazurów niedźwiedzia nie stanowiło większego problemu wyszarpanie całych płatów zbroi chroniących ramię. Enderus poczuł jak pazury głęboko tną skórę, jednak zacisnął zęby i postanowił chwycić za miecz i wyprowadzić cios. Nadcięte ścięgna nie słuchały się, jednak następny zamach monstrum poświęcić musiało na trafienie w miecz, które posłało go lotem kilka metrów dalej.

W tym czasie ciosy stali uderzały w potwora. Upadając, zdążył oddać tylko jeden cios - dramatycznie zablokowany pięścią Enderusa. Między straszliwym odgłosem dobywającym się z śmierdzącej paszczy ożywieńca, przypominającym nieślubne dziecko gulgotu i rechotania powietrze przeszył odgłos odrywanej stali i straszliwego krzyku Enderusa, którego - przynajmniej dwa - palce poleciały na piach razem z resztkami rękawicy.

Przebity potwornym bólem przeczołgał się kilka metrów dalej, pozostawiając pysk potwora na tarczy. Ten jeszcze machał kończynami, jednak teraz nie miało to sensu. Cięty coraz bardziej, leżący zadem silnie na ziemi, był bezbronny.

Smok, teraz już wznoszący się coraz wyżej, kręcił kółka nad ludźmi. W końcu wydał z siebie kolejny grzmot, dezorientując zarówno wyprawę, jak i myśliwych - którzy gnali co sił w płucach do bram miasta.

Ożywieniec przekręcił łeb i przestał się poruszać.

MrocznyKefir - 2013-05-25, 23:05

- Ja pierdole - rzekł Baldwin i usiadł na ziemi. Czuł się jak jakiś ork machając tępo swoim tasakiem i uderzając to monstrum - Kurwa - otarł śluz z twarzy, chroniąc oczy przed całkowitym zaśmiardnięciem - SPIERDALAJ! - wrzasnął w stronę smoka.

Wstał, uśmiechnął się jak idiota i zaczął uderzać truchło niedźwiedzia
- Mam dosyć całej tej zjebanej wyprawy kurwa mać! Najpierw jebany czerw, później pierdolony w dupę smok a teraz nieumarły niedźwiedź mutant komandos zjadający palce Enderusa! Niech to szlag! Perkele - wrzasnął i poszedł do Alojzego i najemnika, pomagając im wstać i próbując wraz z nimi podnieść wóz. Reszta pewno zajmie się inżynierem-idiotą.

Messiah - 2013-05-26, 13:28

Adam zamknął swoje myśli w ciemnej szkatułce głęboko wewnątrz swojego umysłu. Długo zajęło mu myślenie, znajdował się w jakby transie. Teraz, gdy prawie dotarli do Mirtu, i gdy zostali znowu zaatakowani, Teherij ocknął się.

Przeklęte nasienie Beliara. - to coś w nim tkwiło już od dłuższego czasu. Usypiało jego czujność.

Kapłan nie odzywał się. Obserwował innych. I myślał.

Niech obudzi się Magia.

Rollin Dices - 2013-05-26, 18:31

Trochę się wydarzyło. Oj tak, trochę się wydarzyło od czasu, kiedy Ivi ostatnio się odezwał.
Jednak jak widać, wszystko toczyło się po ich myśli, w końcu nie zdarzyło się nic, poza rutynowymi problemami.

Phi, nie takie rzeczy się widziało - pomyślał.

Wszystko wydawało się na tyle błahe, że sam nie wiedział, jak może pomóc. W sumie, w czym tu pomagać, same rutynowe sprawy jak to wcześniej sobie pomyślał.

Dowódca całej wyprawy mógł to jednak widzieć nieco inaczej, więc uznał za słuszne zasięgnięcie u niego opinii.

- W czymś pomóc? - rzucił do Albrechta, wykrzywiając usta w uśmiech.

Lowcakur - 2013-05-26, 23:48

- Spal zwłoki tej bestii Ivi <z równie szelmowskim uśmiechem odrzekł Albrecht. Po czym otarł czoło z potu, i powiedział > - Zajmę się Enderusem, a wy zostawcie mi jakieś opatrunki i niech ktoś idzie porozmawiać z tymi myśliwymi. I postawcie wóż. Co się do cholery tutaj dzieje...

<Znowu wyciągnął ze swojej cholernej torby cholerne narzędzia i poszedł do kolejnego cholernego rannego. Przysiadł przy Enderusie, wlał mu halunówki do gardła i zmusił do picia. Gdy już nieco go napoił, założył mu opaskę uciskową, aby zatamować krwotok. Po tym zabiegu wziął do ręki skalpel i starał się za jego pomocą delikatnie zbadać ranę. Powąchał ją i zobaczył czy krew w niej nie śmierdzi, sprawdził czy nie ma jakiejś innej barwy niż normalna krew cieknąca z rany. >

Debowy_Mocny - 2013-05-26, 23:57

Enderus leżąc spojrzał na rękę.
Szlag by to. Będę musiał skonstruować zamiennik do tych palców.

Gdy podano mu halunówkę. Nie stawiał oporu, wiedział że alkohol uśmierza ból. A ból nie jest dla inżyniera przyjemnym odczuciem.

Jedynie co mógł zrobić to poczekać, aż Albrecht zakończy swoją pierwszą pomoc mając nadzieję że skończy się tylko na tych palcach.

Vanilla - 2013-05-27, 15:55

Baldwin ruszył, pomóc w ustawianiu wozu. Po przestawieniu ładunku i odpowiedniej koordynacji nie było to trudne - wóz nie uległ nawet większym szkodom, choć wszystko wskazywało na to że balista zepsuła się.

Albrecht założył opaskę uciskową, nie zajmował się teraz czyszczeniem rany - obadał ją za pomocą skalpela. Była to zwykła krew, która zaczęła sączyć się wyraźnie wolniej po użyciu opaski. Enderus - według zrozumienia medycznego rycerza - powinien z tego wyjść.

Nie bolało. Halunówka zadziałała po chwili, przyjemnie przytępiając pulsujący ból.

MrocznyKefir - 2013-05-27, 16:04

- Alojzy - Baldwin oparł się ciężko na wozie - Da się naprawić tą balistę? Jakby co mogę pomóc tylko mnie instruuj. Oczywiście, w trakcie zmagań w przeszłości miałem dostęp, ba, używałem broni oblężniczych i mam również wiedzę książkową, ale na pewno ona przewyższa moją. Enderusa na razie do tego nie wykorzystamy, bo jest najebany i operowany.
Marwyn chodże tutaj, młodziku. Pomóż nam!

Jogurt - 2013-05-27, 16:54

Marwyn starannie wytarł miecz z krwi i schował broń do pochwy. Zaraz potem spróbował zorientować się w sytuacji. -Chaos i bajzel gdzie nie spojrzeć.- pomyślał. Poraniony Enderus wydawał się w tej chwili być największym problemem, więc zwiadowca postanowił pomóc Albrechtowi. -Spirytus i czyste płótno, może się przyda.- powiedział kładąc owe rzeczy w pobliżu miejsca operacji.
Marwyn zaraz jednak usłyszał głos Baldwina. To ten, który poduczył go w walce, więc Craneowi wydawało się, że zna go dość dobrze. -Tak? W czym pomóc?- zwrócił się do mężczyzn przy wozie.

MrocznyKefir - 2013-05-27, 17:07

- Trzeba naprawić balistę i uprzątnąć nas cały sprzęt - rzekł Baldwin rzucając swoją torbę na wóz - Alojzy będzie nas instruował. Ja też mam trochę wiedzy na ten temat w końcu, tobie jako najemnikowi pewnie też trochę jakiejś wiedzy wpadło do głowy, nie? - uśmiechnął się lekko - Kapłanie! Zbadaj tą bestię. Może i jest kurewsko zmasakrowana ale musimy mieć pewność, że znowu nie wstanie! Słowik, pomóż Albrechtowi, facet się zaraz zamęczy operując tego kretyna! Później mogłabyś tego inżynierka umyć i zdezyfekować. Nie chcemy by nam się tu choroba jakaś rozprzestrzeniła. Sceotend weź pobiegnij do tych myśliwych, bo nam spierdolą, a musimy wiedzieć co słychać w tym mieście! Miły bądź tylko!
Messiah - 2013-05-27, 18:01

-Burdel
Adam kiwnął głową do Baldwina. Podszedł do niedźwiedzia, kładąc ręce na biodrach. Mlasnął, i kopnął truchło bestii w czaszkę. Wzruszył ramionami.
-Nie żyje! - krzyknął do Baldwina. Sam przyklęknął koło tego czegoś.
-Co to za skurwysyństwo?
Zajrzał do paszczy potwora. Założył rękawicę i spróbował wyłamać ząb tego czegoś. Dobry byłby kieł, taki, który mógłby robić za ostrze do włóczni, po przymocowaniu do drzewca. Jeśli ręką nie mógł sobie poradzić, spróbował pomóc sobie mieczem, przecinając mięso.

Nie takie rzeczy się robiło...

Lowcakur - 2013-05-27, 22:17

< Albrecht podziękował za pomoc, po czym zabrał się do mniej, o wiele mniej przyjemnej części operacji. Z kamienną twarzą wyciągnął z torby leżą obok piłę do amputacji. Rzekł do Enderusa>

- Enderusie, mój drogi, trzymaj się. Muszę odkroić resztki Twoich palców, nie wiadomo co się lęgło w tym truposzu, może tężec albo paskudnik czy nawet bolak. Trzeba urżnąć.

<i zakrzyknął do reszty drużyny>

- Rozpalcie małe ognisko i zagrzejcie w nim denko mojej blaszanej menażki. Będziemy przypalać. A Ty Marwynie pomóż mi go przytrzymać.

<po czym chwilę poczekał, aż menażka się przygrzeje. Gdy tylko pojemnik ocieplał się w ognisku, Albrecht sięgnął po piłę i zaczął odkrajać nią kikuty palców. Nie zważał na niewątpliwe wrzaski Enderusa. Ranę trzeba było oczyścić i uciąć końcówki skażone trupim jadem czy paskudnikiem. Gdy tylko skończył nieprzyjemnie chrzęszczący zabieg, ujął delikatnie menażke swoimi grubymi rękawicami i zapieczętował rany gorącym metalem. po skończonym zabiegu zalał kikuta drobną ilością jodyny i zabandażował. Gotowe! >

MrocznyKefir - 2013-05-27, 22:24

- Leć szybko Marwyn. Enderus pewnie zacznie się wyrywać - skrzywił się - Odpiłowywanie palców, brrr.... Kapłanie, skoro bestia nie żyje może idź im pomóc. Słowik rozpal ognisko. My z Alojzym to naprawimy...

Przy pracy zaczął sobie wesoło pogwizdywać:
- Albrechciku mój kochany jak Ci idzie? Bardzo się wyrywa?

Lowcakur - 2013-05-27, 22:38

- Jak sam skurwysyn Baldwinie, jak sam skurwysyn <wymamrotał Albrecht paprając się w osoczu Enderusa. >
MrocznyKefir - 2013-05-27, 22:39

- Mamy mało żarcia, może zjemy Enderusa, co? - rozmarzył się Baldwin - pyszne kopytka na ogniu. Utnij mu może rękę zamiast dłoni. Słowik! Więcej drewna do ogniska!
Jogurt - 2013-05-27, 22:41

Marwyn niezbyt chętnie podszedł do Enderusa i złapał go mocno w miejscu wskazanym przez Albrechta. Chłopak zawsze starał się zgrywać twardziela ale po spojrzeniu na rany inżyniera, a w szczególności na zakrwawione kikuty palców zakończone porwanym mięsem zwyczajnie zrobiło mu się niedobrze. Odwrócił wzrok i spojrzał na dowódcę. -Kapitanie, nie lepiej byłoby jakoś zatamować krwawienie i przewieźć Enderusa do miasta? Przecież jesteśmy pod samymi murami. A rżnąć tu, na brudzie z końcówką opatrunków...- powiedział zerkając to na Albrechta to na Baldwina nie wiedząc, czy ten ostatni żartuje czy oszalał.
Lowcakur - 2013-05-27, 22:49

- Nie wiadomo czy w tym mieście nie chcą nas zabić, nie ma mowy. <powiedzial rycerz, po czym w lot zalapał o co chodzi Baldwinowi. Mimo iż miał ochotę paskudnie się uśmiechnąć, zachował twarz i wielce poważnie rzekl>

- Hmm, chyba masz racje. Trzeba będzie ujebać tuż przy łokciu, samą dłonią się nie najemy. Mmm, moja mamusia robiła taaakie pyszne ludzkie rączki w galarecie, które wyglądały zupełnie TAK SAMO jak ręka Enderusa.

MrocznyKefir - 2013-05-27, 22:52

- Jak ostatni raz jadłem ludzkie mięso smakowało jak kurczak - Baldwin niedyskretnie wytarł ślinę z policzka - Po co przy łokciu. Po co mu ten kawałek ręki od łokcia przy barku. Utnijmy tam przy górze. Więcej jedzenia! - uśmiechnął się paskudnie - Może komuś wtedy oduczy się rzucać pod nieumarłe niedźwiedzie. Ej, a jak zjedlibyśmy mu kutasa?
Lowcakur - 2013-05-27, 22:57

- Nie no, co ty. <Rzekł Albrecht z drgającą od wewnętrznego śmiechu wargą > - Kutasy lubisz? Takie
frykasy dla Słowiczki zostawmy. Właściwie, może od razu odkroję mu głowę, paskudnik pewnie i tak wlazł mu do mózgu i zginie, a my będziemy mieli ucztę! No i flaki będą, będzie można naładować w nie mięcha i pyszną kiełbaskę mamy. Tylko uwędzić nad ogniskiem i podakiliańska może się schować!

MrocznyKefir - 2013-05-27, 22:58

- Wiesz... będzie jeszcze ciepły... A ja dawno nie miałem kobiety... - Baldwin uśmiechnął się od ucha do ucha. Dosłownie.
Lowcakur - 2013-05-27, 23:01

- Hmm, ale bierzesz dół. Ja zajmę się górą... przełyk potrafi się ładnie rozciągać... <z dość jednoznacznym uśmiechem odparł Albrecht >
MrocznyKefir - 2013-05-27, 23:02

- Ja to zawsze lubiłem walić gruchę o jelita. Tak fajnie się rozciągają. Ale dobra. Dupa moja. Zachowaj sobie masturbacyjne przywileje kapitanie! - odparł Baldwin pogodnie.
Lowcakur - 2013-05-27, 23:05

<Albrecht rozmażył się > - Jak jeszcze byłem w armii, to raz złapaliśmy dezertera. Tak go rozjechaliśmy, że mu jelita z dupy wypadły a idiota płakał i próbował wsadzić je z powrotem. A wtedy Malcolm podszedł i zaczął go pakować w te wypadnięte jelita. Ahh, to były czasy...
kastyl - 2013-05-27, 23:07

Thor po walce spróbował skrystalizować duszę nieumarłego, o ile ten jakąś miał.

Później wiele nie robił, tylko przyglądał się i przysłuchiwał temu, co ludzie robią dookoła. W końcu podszedł do Baldwina i Albrechta nabijających się z inżyniera.
- A może odetniemy i ugotujemy kilka raczek, co? Zwłaszcza takich, które zbyt szybko rzucają się na kurewsko wielkie smoki, co? Bohaterowie ostatnich szeregów się znaleźli. -

Tellan nie zwracał uwagi na słowa, miały być uszczypliwe i wkurzać. Odszedł od grupki i ruszył w stronę miasta wypatrując co się tam dzieje, czy przypadkiem nie wyleci z niego jakaś ekipa powitalna. Idąc powiedział jeszcze do siebie.
- Ludzie to idioci... -

Debowy_Mocny - 2013-05-27, 23:16

A tam obetnij te resztki palców, i tak nimi gówno zrobię a będą chujowo wyglądać
Podczas procesu czasami pomimo zabolało co wywołało odruchy. Przynajmniej wyglądało jakby się wiercił.

Nagle ekipa zaczęła gadać o tym żeby zjeść inżyniera. Enderus uznał to za żart (I na pewno to jest żart). I się dołączył do rozmowy.
Elfickie mięsko dużo lepsze, w sumie mogliśmy poczekać z wygonieniem tego jednoookiego, byłby smaczny.

Potem ekipa zaczęła rozmawiać o wykorzystaniu seksualnym inżyniera. Co oczywiście też uznał za żart. Ale to odpowiedział też ciętą ripostą.
Szczerze. To nie po to mamy słowika bym JA musiał poświęcać swoją dupę. Zresztą jak panowie tacy napaleni to jak wrócimy do bolgorii, to może skonstruuje mechaniczne kobiety do pakowania.

MrocznyKefir - 2013-05-27, 23:17

- Oj tam Thor, kutasa w dupie masz, że tak się spinasz? Pożartować już nie można? - rozzłościł się - I jakich ostatnich szeregów? Wiesz dobrze, że rzucę się na każdego wroga, byle uratować swoich kompanów. Ciebie tak samo. Żyjemy krótko - dodał już spokojnej - Z każdym dniem martwimy się o to, by przeżyć. Każdy wschód słońca witamy z uśmiechem. Wy, elfy, egzystujecie nawet setki... ba, tysiące lat! Nie możesz dać nam chociaż tej odrobiny radości? Rozluźnij się. Wiesz dobrze, że nie życzymy się Enderusowi bo jest naszym kompanem. Naszym przyjacielem do cholery. Nie możemy się kłócić kurwa. Musimy na sobie polegać. Musimy się szanować i sobie ufać!

edit do Enderusa
- Ale ty jesteś bezradny inżynierze! Zawsze lubiłem ruchać pół-martwe ciała. Jak będę cię rżnął udawaj martwego i się nie ruszaj, dobra? A Jednooki wyglądał chujowo. Thor bardziej apetyczny.

Lowcakur - 2013-05-27, 23:24

<Albrecht machnąl ręką na Thora. Elfy nigdy nie rozumiały wysublimowanego szlacheckiego ludzkiego poczucia humoru. Były zawsze spięte jakby miały członka w odbycie. Powiedział potem do Enderusa. >

- Podobnie jak i Baldwin, preferuję martwe na śmierć trupy. Zaraz założę ci opaskę uciskową na gardło i będzie wporządku... <diabolicznie uśmiechnął się szlachcic>

Debowy_Mocny - 2013-05-27, 23:25

Enderus się zaśmiał.
Chciałbyś. Może zrób tak jak kiedyś w karczmie jeden gościu powiadał. Weź sieć, pohasaj po lesie, i se w sieć złap leśne dziewuchy. Podobno istnieją. Nazywały się Dyrjady czy jakoś tak? Nie pamiętam jak on je nazywał. Ale bardzo polecał tą metodę na znalezienie dziury się się wkłada chuja. A udawać martwego nie będę szkoda mi jelit. Pewnie dostają pierdolca po halunówce

MrocznyKefir - 2013-05-27, 23:26

- Driady to tylko legenda. Nie wierzę w ich istnienie - odparł Baldwin - Ale jak jakąś kiedyś spotkam to ci przyprowadzę. Obiecuję!
kastyl - 2013-05-27, 23:30

- Nie wiem jak Ty Baldwinie, ale ja nie mam zamiaru rzucać się na pewną śmierć przez jakiegoś pojeba, który chce sobie urządzić derby z samą śmiercią bo ma chwilowy zastój w mózgu. Podczas walki możesz na mnie liczyć, nawet gdy sytuacja będzie beznadziejna. Ale chyba przyznasz mi rację, że rzucanie się na tego smoka było jednak głupim pomysłem. Zwłaszcza że on sam prawdopodobnie nawet nie zwróciłby na nas uwagi.
Owszem żyjemy dłużej i może przez to bardziej cenimy sobie nasze życia. Nie sztuką jest poświęcić się za coś lub po coś, sztuką jest uratować to. -
Thor zwrócił się teraz do Enderusa.
- Elfie mięso jest gorsze od ludzkiego. Żylaste i w ogóle. Zwłaszcza moje. -

MrocznyKefir - 2013-05-27, 23:34

- Thorze... Wiem, że Enderus postąpił jak cholerny idiota. Lecz nie oznacza to, że nie spróbuję go uratować za wszelką cenę. Tak samo jak próbował odciągnąć uwagę czerwia od Kapłana. Może i jestem głupi - uśmiechnął się delikatnie w stronę Thora - W jednej z ksiąg wyczytałem, że od serca, honoru i poświęcenia ważniejsze są rozsądek, praca i zimna kalkulacja. Może i jestem idiotą, lecz wolę to pierwsze, przyjacielu.

- Jesteś dość blady i żylasty... możesz mieć rację - wrócił do normalnego, żartobliwego tonu - Ale w miarę ładnie pachniesz. Jak cię przypieczemy to się zarumienisz.

kastyl - 2013-05-27, 23:53

- Jak mnie przypieczecie to niewiele zostanie poza skórą i kośćmi. Lepiej się nadam... żywy. -
Thor zaśmiał się cicho, jakby śmiał się z dobrego żartu.

MrocznyKefir - 2013-05-27, 23:55

- Ach ten elfi humor - Baldwin uśmiechnął się - Wiem, że nie wyglądasz zdrowo, ale toć martwy nie jesteś, nie?
kastyl - 2013-05-27, 23:59

- A cholera wie. Tyle osób już uciekało ode mnie wrzeszcząc coś o zombiakach czy innych ożywieńcach, że sam już nie wiem. -
Thor wyszczerzył zęby w stronę Sceotenda.

MrocznyKefir - 2013-05-28, 00:01

- W sumie nawet jakoś tak płytko oddychasz. Ach ci zabójcy! - westchnął z udawanym znużeniem Baldwin i kontynuował robotę z Alojzym
Jogurt - 2013-05-28, 00:08

Marwyn z dziwną miną słuchał osobliwej wymiany zdań po czym parsknął i roześmiał się krótko. Z początku nie był pewny czy chcą nastraszyć jego czy Enderusa ale po opowieści o rączkach w galarecie miał już pewność że to zwykłe źarty. No ale dobry humor Marwyna trwał krótko. Jego koniec był spowodowany w pewnym stopniu przez w tym momencie już bardzo nieśmieszne żarty kompanów a w większym stopniu przez wspomnienie pewnego zdarzenia.

***
Był wieczór. Śnieg nie padał już przez kilka godzin. Zachodzące leniwie słońce chowało się w połowie za szczytem, który dwom wędrowcom jawił się daleko na horyzoncie.
-Dobra, przejdziemy jeszcze ze dwa kilometry i robimy ostatni popas. Rano wracamy. Nie wiem w ogóle po co ten cyrk. Nie wrócili przez dwa miesiące, znaczy że nie żyją, to są góry, tu zsady są proste, psia krew.- gadał pod nosem brodaty człowiek w średnim wieku. Był ubrany w znoszone i lekko porwane ubranie, podobnie zresztą do drugiego człowieka, niższego i otulonego szczelnie w kaptur. Obaj wędrowcy byli pod bronią, ten starszy dodatkowo niósł na plecach worek oszczepów. -Słyszysz co do ciebie mówię młody? Do pieruna, obudź się, nie odzywasz się już z pół godziny. Za jaką panną pewnie marzysz, a?- Chłopak idący obok odwrócił się i spojrzał nieprzytomnym wzrokiem. Wyglądał na góra szestnaście lat, dzieciak jeszcze. -No nie gap sie na mnie tylko przed siebie, psia krew. Może wypatrzysz tego chlernego Carta i tego drugiego jak mu tam... a zresztą niech ich obu cholera weźmie. Jak do jutra nie znajdziemy ich trupów to i tak wracamy, ja nie będę sobie za tych psich synów nóg odmraźa...- uciął w pewnej chwili starszy. Za chwilkę obaj wędrowcy dojrzeli czarny punkt w niedalekiej kotlinie. Punkt się ruszał.
Zwiadowcy byli już blisko. Widzieli już człowieka w ubraniu podobnym do ich własnych a także drugiego leżącego kawałek dalej, chyba spał. Ten na nogach także ich zauważył. Zaczął jednak dziwnie się zachowywać, odwrócił się szybko, przebiegł bezładnie kilka kroków i zaczął trzeć rękami swoją twarz. -To Cart-

Messiah - 2013-05-28, 00:25

Przepraszam za brak polskich znakow, mam nadzieje ze problem chwilowy.


Kaplan mlasnal, patrzac na Enderusa. Komentarze o jedzeniu ludzkiego miesa moze faktycznie bylyby zabawne, gdyby nie to ze Teherij mial juz okazje. Nie wiedzial, czy reszta druzyny sobie zartuje.
Wiekszosc to zolnierze.... mozliwe, ze faktycznie jedli ludzkie mieso...

Adam raz zrobil to dla zakladu. I od tamtego czasu wie, ze nie zrobi tego nigdy wiecej.
Komentarze padaly po kolei. Kaplan smial sie i dokazywal razem z druzyna. W sumie to lepiej pakowac Enderusa zywego, niz trupa w jelita. Gdy jednak inzynier wspomnial o Slowiku, Kaplan warknal do niego:

-Enderusie, waz slowa. Miedzy dowcipem, a przeklenstwem jest cienka granica.

Do Kaplana nalezala obrona honoru kobiet. Zarty zartami, tutaj Slowik jest jedyna kobieta. I jesliby kto nastawal na godnosc kogokolwiek, a szczegolnie jej - Teherij jest pierwsza przeszkoda.

Jogurt - 2013-05-28, 00:38

c.d

-Co u diabła?- rzekł brodaty przyglądając się zachowaniu człowieka. Po chwili jednak zwiadowcy podeszli na tyle blisko, że byli w stanie przyjrzeć się i drugiemu człowiekowi... ktôry nie spał tylko nie źył. Miał okropnie rozłupaną czaszkę na potylicy. Jednak tym co najbardziej przykuło uwagę wędrowców były pozbawione mięsa dwie kończyny leżące zaraz obok na czerwonej od krwi ziemi. Zwiadowcy byli już na tyle blisko, by połączyć w całość trupa, topór Carta i jego samego nieudolnie próbującego zetrzeć ze swojej gęby i rąk zaschnięte, brązowe ślady krwi. Wydawał jakieś dziwne dźwięki, gadał do siebie, płakał i śmiał się jednocześnie. Ale najdziwniejsze były jego ręce.
-Mistrzu ale on... on...-
-Wiem chłopcze.- odpowiedział starszy po czym w mgnieniu oka wyciągnął zza zamienia oszczep i posłał go prosto w korpus Carta. Pocisk przebił go jak jabłko.
Po tym wędrowcy zatrzymali się. Jak widać nie zamierzali nawet podchodzić bliżej. Minęła chwila, odwrócili się plecami do słońca i odeszli.
-Ale może to nie tak... może...x próbował coś powiedzieć chłopak.
-Tak.- uciął brodaty. -Widziałem jego ręce. Trzęsły się, Marwynie.-

***
Marwyn wyrwał się z zamyślenia. Roześmianym żartownisiom nie trzęsły się ręce.

MrocznyKefir - 2013-05-28, 11:15

Baldwin uważnie spojrzał na Marwyna, którego twarz nagle wydała mu się ciosana z kamienia a wzrok był nieobecny - jakby patrzył gdzieś w dal, na daleką północ, pełną mrozu i samotności
- Co jest młody - podszedł do najemnika i klepnął go w komitywie w bark - Coś tak zmartwiał.

Jogurt - 2013-05-28, 11:57

-A nic takiego, zamyśliłem się tylko.- powiedział Marwyn po czym zamilkł na chwilę -Tak się zastanawiam co nas czeka w Mircie. No i co potem, co później ze sobą zrobić.- powiedział spoglądając przez chwilę na starego żołnierza, a potem znów na zmniejszającą się w oddali sylwetkę Thora, któremu nieświadomie przyglądał się już jakiś czas.
MrocznyKefir - 2013-05-28, 12:04

- w Mircie? Pewno kolejne kłopoty - uśmiechnął się serdecznie i poklepał młodego <BALDWIN MA TYLKO PONAD 30 LAT KURDEŁE> - A potem? Możesz pomóc odbudować mój gród jeśli nie będziesz miał nic większego do roboty. I ja i Albrecht możemy Cię zapoznać z Cesarzową. Przyda jej się kolejny zaufany miecz.

Po chwili spostrzegł, że Martwyn patrzy się co chwila na Elfa.
- Thor to stara istota, która w świecie widziała wiele. Dobry towarzysz, świetny przeciwko Mrocznym Pomiotom, o czym się przekonałem w podziemiach pałacu. Razem stanęliśmy przeciwko potworowi. Ufam mu. Tobie też to radzę. Ale coś mnie niepokoi - zmarkotniał lekko - Coś przed nami ukrywa, ale nie wiem co. I pewnie szybko się nie dowiem.

Vanilla - 2013-05-28, 16:44

-Tego już było za wiele - pomyślał Enderus, dopijając butelkę z halunówką, gdy Albrecht wyciągnął piłę. Starał się po prostu nie patrzeć w tamtym kierunku. Bolało, ale cokolwiek znośnie, gdy już alkohol i opaska przytępiła nerwy.

Albrecht niewiele znał się na medycynie, jednak gdy skończył uznał że zabieg udał się po prostu wyśmienicie. Teraz została jeszcze rana po trzech pazurach niedźwiedzia, które zatopiły się w przedramieniu. Nie krwawiła obficie, może wystarczy po prostu zalać..

Alojz wzruszył ramionami. Nie miał pojęcia jak to naprawić, a nie chciał zepsuć dalej. On znał się na bitce, nie na mechanice.
-Pasuje poczekać aż inżynier strzeźwieje - stwierdził, skądinąd racjonalnie.

MrocznyKefir - 2013-05-28, 17:20

- Hmmm może ja to spróbuję naprawić czy coś... - rzekł Baldwin i przyjrzał się każdemu aspektowi balisty, wykorzystując swoje wykształcenie i doświadczenie wojskowe. Zajrzał również do swojej księgi, legendy "Baldwina Smokobójcy", która jest ogromnym kompendium wiedzy wojskowej i zielarskiej. A nuż coś wymyśli?
Vanilla - 2013-05-28, 19:46

Baldwin zabrał się do balisty. Pukał z tej, to z tamtej. Próbował sił i intelektu, ze wsparciem Alojza.

W końcu coś strzeliło.

-No to pozamiatane - mruknął Alojz. Balista wymagała teraz do naprawy konkretnych narzędzi rzemieślniczych i warsztatu.

MrocznyKefir - 2013-05-28, 19:49

- No kurwa mucha nie siada, dzięki Baldwin - komitywalnie klepnął swoją książkę - Mój imiennik ratuje nas po kilkuset latach! Jak tam idzie Albrecht? Skończone co? Weźmy Enderusa na wóz i chodźmy do tego jebanego Mirtu!
Vanilla - 2013-05-28, 21:08

EXP Commit

Słowik: 50 XP + 5 XP
Thor: 800 XP
Baldwin: BORDWORD!
Marwyn: 400 XP + 40 XP
Enderus: 600 XP + uwalone palce
Albrecht: 900 XP + 90 XP
Adam: 100 XP + 10 XP
Ivi: 100 XP + 10 XP


Wóz był ze wszech miar gotowy do jazdy.

Rollin Dices - 2013-05-28, 21:59

Ognisko miało być, a jak nie ma tak nie ma. Tak samo Ivi miał spalić zwłoki, a jak nie spalone, tak nie spalone. Pora wziąć się do roboty. Ivi poszukał czegoś na rozpałkę oraz dużo drewna, po czym wziął się układanie jak największego stosu, żeby móc spalić to bydle. Wcześniej tylko spytał:

- Jak walnę tutaj duże ognicho, nie będziecie mieli obiekcja? Przydałoby się spalić te zwłoki, jednak może dymienie na całą okolice nie jest roztropne. Hę? Zawsze mogę zrobić mniejsze ognisko... Chyba, że nie chcecie już ogniska? Hę?


Jeśli nikt nie miał obiekcji, Ivi dokończył układanie stosu, po czym rzucił do drużyny:
- Ktoś mi pomorze wrzucić tego zwierzo-skurwiela na stos? Hę?

Jeśli obiekcje się pojawiły, Ivi z układanego stosu ułożył mniejsze ognisko, po czym usiał przy nim by popatrzeć w ognień. Zawsze fascynował się ogniem, widział w nim życie. Widział w nim historię życia. Kolokwialnie mówiąc, kurewsko lubił siedzieć przed ogniskiem.

Zawsze mogli też odmówić chęci do ogniska, w takim wypadku gotował się do dalszej podróży, rozmarzając jak pięknie byłoby usiąść przed ogniskiem i popatrzyć w ogień.

Jogurt - 2013-05-28, 22:17

Marwyn zwrócił się do Iviego -Przecież nie mamy nic na rozpałkę, a wokół tylko piach. Może znajdziesz parę deseczek ale na pewno nie tyle, by spalić takie bydle.-stwierdził przyglądając się porąbanym zwłokom niedźwiedzia. -Nie wstanie już. To była sprawka tego smoka, jestem pewien. Nie ożył sam z siebie, to i zapewne nie ożyje więcej.- powiedział dziwiąc się sam sobie jak pewnym głosem môwi. - W razie czego można poobcinać mu nogi. Pełzając na brzuchu nie zrobi nikomu krzywdy. Choć i to jest bez sensu moim zdaniem, szkoda zachodu. Chodźmy juź lepiej do tego cholernego miasta.
MrocznyKefir - 2013-05-28, 22:17

-A Pomorze to daleko na północy, za Akilią, ale pomogę chętnie! - rzekł radośnie Baldwin i podszedł do Iviego - Dojeb wielki ogień, niech nas w Bolgorii widzą! Spalmy kurwiego syna i wpierdolmy go, a następnie wyruchajmy Enderusa! - dodał uśmiechając się od ucha do ucha i razem z towarzyszem wrzucili potwora do ognia.

//Van to ile tego questa xd

Debowy_Mocny - 2013-05-28, 22:20

Enderus spojrzał na baldwina. Wyciągnął miecz w górę i odpalił. Po czym powiedział.
Ciekawsze wrażenia będziesz miał jak ja ci to w dupe wsadzę. Zaśmiał się
Po czym szybko wyłączył i schował.

Vanilla - 2013-05-28, 22:24

Żeby zrobić ogień trzeba mieć podpałkę. Żeby mieć podpałkę, trzeba mieć drewno. Żeby mieć drewno trzeba mieć drewno.. Albo podpalić wóz.

Wybór należał do podróżników!

MrocznyKefir - 2013-05-28, 22:26

- Płonący kutas Enderusa! Będzie za co zarabiać na życie w Mircie! - wrzasnął rozradowany Baldwin - Dobra, nie podpalimy wozu, nie? Enderusie, weź tym swoim scyzorykiem spal to gówno, żeby znowu nie wstało i cię nie ujebało, hehehe.
kastyl - 2013-05-28, 22:37

Thor dalej przyglądał się Mirtowi. Oglądał i analizował widoczne budynki i ewentualne fortyfikacje. No i co najważniejsze dalej wypatrywał ruchów jakichś ludzi, czy nie organizują się przeciwko nim.
Rollin Dices - 2013-05-28, 22:40

- Cóż chopaki, misia jednak wypadałoby spalić. Ma ktoś coś palnego, żeby zjarać te zwłoki?

Nim otrzymał odpowiedź zajął się przygarnianiem nogą części niedźwiedzia w jedno miejsce, by wszystkie były obok siebie. Potem dodał:

- To jak, ktoś coś ma?

MrocznyKefir - 2013-05-28, 22:41

- No Enderus ma swój płonący miecz! Inżynierze do dzieła!
Debowy_Mocny - 2013-05-28, 22:42

Enderus spojrzał na baldwina jak na idiote.
Ten "scyzoryk" to sam metal jest, i do w takiej postaci podany że nie fajnie dla kogokolwiek kto zostanie tym uderzony.

MrocznyKefir - 2013-05-28, 22:44

- Pij nie pierdol - rzekł Baldwin podając mu halunówkę
Debowy_Mocny - 2013-05-28, 22:48

Już mi starczy halunówki bo jeszcze zapomnę jak robić zabaweczki dla dużych czhłopców Enderus odpowiedział i nie sięgał nawet ręką po halunówkę.
Lepiej zarzuć jakieś dobre mięsko

Lowcakur - 2013-05-28, 22:48

<Albrecht za to z lekka powiedział do Iviego> - Spal tego futrzaka moją oliwą. Wpierw najel ociupinkę i sprawdź czy się jara, potem wal więcej. Upieczemy misia. Potem uwal mu łepetynę i coś z nią zrób, najlepiej pociachaj na kawałki. <i zajął się raną Enderusa. Postanowił nie cackać się. Za pomocą skalpela wyciął zbędną skórę luźno zwisającą zapewne z ran, oczyścił ranę z brudu spod szponów niedźwiadka pogłębiając ją i wycinając mięsa, po czym zalał to wszystko solidnie jodyną. Taką podlaną roślinkę obwiązał opatrunkiem i uznał swoje dzieło za dobre. po czym rzekł>

- Dobra, baliste załadować na wóz, wóz załadować na koła, a koła załadować do Mirtu. Szyk bojowy, bronie dystansowe w gotowości, do Mirtu ze śpiewem marsz! Graj Adamie, graj marsz triumfalny!

<po czym z naładowaną kuszą w rękach Albrecht poprowadził swój oddział do bram Mirtu.>

MrocznyKefir - 2013-05-28, 22:50

- DO DOOOMUUU WRÓÓÓOOOCIMMYYY, W PIEEECUUU NAPAAALIMYYYY, ALBRECHT I NASZ ENDEERUUUSSSSS - zawył Baldwin po żołniersku
- MIIIIRCIIEEEE NIEEEE SPOKOOOOJNYYYYY

Lowcakur - 2013-05-28, 22:55

- DOŚĆ NAM KUUUUURWA WOJNY, LEPIEJ NAAAAJEEEEBAAAAAĆ SIĘ!

<Albrecht ładnie dośpiweał starą żołnierską piosnkę>

MrocznyKefir - 2013-05-28, 22:58

- O a znacie to ? Stara piosenka biednych Bolgorczyków w czasie walki z orkami. Pamiętam jakby to było wczoraj. Sześć lat przed Świem!

Koniec, leżę w rowie samotnie
Koniec, a nade mną krzyż
Koniec, w tym mroku jest okropnie
Koniec, kolejny będziesz Ty
Kolejna będziesz Ty
Kolejni będziecie wy
Halunówkowe ofiary!

Lowcakur - 2013-05-28, 23:05

- Znam lepszą aktualną! Spiewajcie, bagatyry! <powiedział Albrecht i zaśpiewał>


W swej życiowej misji
Na koniec pustyni zabierz mnie
Z zapasem bełtów, amunicji
Ja z tobą do nich strzelać chcę

I tępimy znów złodziei
Gdy, gdy Port rozrósł się
Nie tracimy nadziei
Mamy co chcemy
Portowców mamy więc
Na pustyni nie mają dokąd zbiec
I w całej tej krucjacie dobrze wiem
nie powstrzyma nas już nic!

MrocznyKefir - 2013-05-28, 23:07

Wypierdoleni prosto w stronę Słońca
Portowcy spalają się bez końca
Dziś czołgiem Enderusa z Bolgorii
Bez grawitacji pędzą w nieznane

Odjedź a pofruną szyby z okien
W Barakach otwierasz do nich ogień
Każda chwila jest wiecznością
Kiedy Portowcy wystrzeleni w kosmos

Rollin Dices - 2013-05-28, 23:08

Zgodnie z poleceniem, jeszcze przed wyruszeniem, Ivi spalił misia-pogromcę-palców-Endreusa. Potem dołączył do wozu i razem z resztą kompanii ruszył do Mirtu, jednak nie dołączał się do śpiewania. Szedł cicho.
Lowcakur - 2013-05-28, 23:10

<uhahany Albrecht śpiewał dalej jak głupi>

To takie proste
Portowcy zbędni nam
Żyjemy mocniej
Gdy nie okradają nas
Na pustyni nie mają dokąd zbiec
I w całej tej krucjacie dobrze wiem
nie powstrzyma nas już nic (niiiiic)

MrocznyKefir - 2013-05-28, 23:14

Wypierdoleni prosto w stronę Słońca
Portowcy spalają się bez końca
Dziś czołgiem z Bolgoriostanu
Bez grawitacji pędzą w nieznane

Odjedź a pofruną szyby z okien
W barakach otwierasz do nich ogień
Każda chwila jest wiecznością
Kiedy portowców wystrzelimy w kosmos (kosmos, kosmos, kosmos, kosmos, kosmos)


Nagle nastąpiła chwila ciszy. Nagle Baldwin z nutą egzaltacji i misternego, duchowego przejęcia rzekł

Zobacz portowców wyjebanych w kosmos... (kosmos, kosmos, kosmos )

Jogurt - 2013-05-28, 23:16

Marwyn przewrócił oczami zastanawiając się jakim sposobem kompani mają zamiar znaleźć wśród piachu na oko conajmniej 20 funtów drewna. Uznał, że nie będzie im przeszkadzał w poszukiwaniach, zwłaszcza że jedyną rozpałkę właśnie wypijają, a więc nawet pogapić się na ogień nie będzie sposobności. Dodatkowo żarty części towarzyszy zaczynały go już nieco irytować. Był to ten jakże znany mu żołnierski typ humoru, powszechny wśród wszelkiej maści wojowników, poszukiwaczy przygód czy zwykłych złodziei. Zabawne historyjki z dwoma stałymi punktami, a mianowicie męskimi genitaliami oraz przekleństwami w dowolnej kolejności i różnych wariacjach wywoływały już w nim jedynie chęć oddalenia się. Mówią, źe po pewnym czasie sam zaczniesz tak żartować albo nigdy się nie przystosujesz. Marwyn był najwyraźniej skazany na drugą opcję.

Crane oddalił się kawałek od zgrupowania. Szedł powoli czesząc splątane włosy małym grzebykiem. Z każdym ruchem w powietrze spadały ziarnka piasku.
Chciał z bliższej odległości przyjrzeć się miastu, jednak uważał, by odległość ta nie była zbyt bliska. Kawałek dalej, z przodu widział sylwetkę tajemniczego elfa. Ciekawe czy coś wypatrzył. A może wcale nie przyszedł tu patrzeć.- pomyślał.

Debowy_Mocny - 2013-05-28, 23:18

Ooooo to ja też dośpiewam wzrotkę.

Enderus wziął głęboki oddech i zacżał.

A gdy portowców wyjebiemy
Na piecu ich kurwa spalimy

Albo kij tam w tych kmieci
skonstruuje wyrzutnie sieci
I i do drowich siedlisk się udamy
w sieci drowek hordy nałapiemy

A gdy będziemy mieli piwa kubeł
otworzymy oryginalny burdel
Po świecie lata tyle zboczeńców
Że pieniądza będzie jak mrówków

MrocznyKefir - 2013-05-28, 23:19

- Mości Enderusie jesteś mistrzem rymowania. A teraz uwal się na tym wozie i śpij. Najebanyś - rzekł z nutą troski w głosie Baldwin
Vanilla - 2013-05-28, 23:22

Na niewysokich glinianych murach widać było zarysy ludzi. Nieregularne, niezgrupowane. Pewnie nie tyle się organizowali co.. gapili co przybysze właściwie tam robią. Myśliwi zniknęli już za wejściem.

Albrecht załatał nieco Enderusa, ku krzykom inżyniera - tutaj już opaska nie działała kojąco.

Tak czy inaczej, w końcu z pieśnią na ustach ruszyli. Im bliżej byli, tym mury były bardziej widoczne - dwu, trzymetrowe gliniane mury. Bramy Mirtu wykonane były z drewna, okazało się potem że zbrojonego żelazem. W końcu bohaterowie weszli do samego miasta - od początku towarzyszył im korowód wieśniaków. Wyglądało jakby cała wieś wyszła na powitanie bohaterów. Nie mieli przy sobie broni - maksimum to widły. W końcu wozy zatrzymały się przy studni. Wyszedł do nich starzec w białej, lnianej tunice.

-Co sprowadza podróżników do Mirtu?

Lowcakur - 2013-05-28, 23:29

<Albrecht, jako przywódca, wyszedł i powitał starca skinieniem głowy. Lekko zachrypniętym od głosu śpiewem rzekł. >

- Witaj dobry człowieku, jestem Albrecht von Hackfleish i jestem kapitanem w służbie Bolgori. Przybywam na polecenie moich przełożonych w sprawie waszego miasta, to jest Mirtu. Zerwaliście wszelkie kontakty z całą prowincją, karawany przestały kursować, ogólnie jakby was wymazano z mapy. Już martwiliśmy się iż stało się co złego, na szczęście widzę was przy dobrym zdrowiu. Powiedzcie mi jednakże, czemu tak nagle wszystko się zakończyło, cala współpraca?


<delikatnie zapytał się rycerz>

Vanilla - 2013-05-28, 23:38

-Nie chcemy mieszać się w niczyje sprawy. Dobrze nam tutaj, tak jak żyjemy. Prosimy, skorzystajcie z naszej gościny i odejdźcie tam skąd przyszliście. Nie chcemy mieszać się w niczyje sprawy - powtórzył się..

Starał się unikać kontaktu wzrokowego z Albrechtem. Mówił jakby był zmęczony, bez przekonania, wspierając się na swojej lasce, którą stanowiła gruba drewniana gałąź.

MrocznyKefir - 2013-05-28, 23:40

- Coś tu nie gra Albrecht, oni coś ukrywają - powiedział Baldwin tak cicho, by usłyszał do tylko dowódca - Unika kontaktu wzrokowego. I wygląda jakby był chory, a nie jest dużo starszy nawet o de mnie.

Baldwin nie wtrącał się do rozmowy, lecz bacznie obserwował otoczenie, mieszkańców i rozmówcę kapitana.

Lowcakur - 2013-05-28, 23:44

<Albrecht założył ręce na plecy i kontynuował>

- Dziękuję za gościnę, na pewno z niej skorzystamy. Lecz, za nim odjedziemy... Mówisz to wszystko tak, jakbyś byl tego wyuczony. Jakbyś zupełnie nie wierzył w to co mówisz. Powiedz, jaki jest prawdziwy powód tego milczenia. Boicie się wojny? Nie dotrze do was. Potworów? Kopalnia do tej pory zpaewniala przed nimi ochronę. Więc co jest nie tak?

<naciskał szlachcic, z każdym pytaniem coraz bardziej akcentując slowa>

Vanilla - 2013-05-28, 23:48

-My wszyscy chcemy żyć spokojnie, z dala od polityki, obcych. To ściąga zainteresowanie. Sami widzieliście co tu się przed chwilą działo - smok! Smoka nie widziałem jeszcze nigdy w życiu. Mówię tam, przybysze ściągają kłopoty. Nie chcę na ten temat dyskutować dalej. Proszę, rozgośćcie się..
MrocznyKefir - 2013-05-28, 23:51

- Albrecht musimy pomóc tym ludziom - powiedział cicho i stanowczo Baldwin - Ktoś lub coś ich najechał i wziął pod but. Odpuśćmy rozmowę publicznie i pogadajmy na osobności. Ktoś lub coś może mieć tutaj szpiegów lub wiernych kurwi synów...
Lowcakur - 2013-05-28, 23:58

- A więc dajcie nam kwatery, mości starcze. No i pić i jeść, piach zasyła nasze gardła że się krztuszę każdym słowem. Za kwaterkę wina niejedną opowieść wam opowiem. A i wy mnie niejdeną zapewnę. Smok chaliera, co to się porobiło... Wpadnijcie do mnie wieczorem, pogadamy jak ludzie przy dzbanuszku, co wy na to? <Albrecht zignorował Baldwina i jego dziecięcą radę. Niech nie uczy ojca dzieci robić, a tym bardziej nie mówi tego na głos, nawet jeśli to bylo cicho. Nie każdy ma równie tępy słuch jak umysł.>
Vanilla - 2013-05-29, 00:01

-Proszę, tam jest karczma - wskazał gliniany przybytek - Karczmarz wskaże wam miejsca, nakarmi, napoi. Życzę wam miłego pobytu. - skłonił się i ruszył spokojnym krokiem wgłąb Mirtu - Porozmawiać możemy jutro - dodał, zanim zupełnie zerwał kontakt.
MrocznyKefir - 2013-05-29, 00:07

- Idę do karczmy Szefuniu. dobra? - powiedział Baldwin do Albrechta widocznie złego na rycerza Bordword - Lubię Cię denerwować, wiesz? - uśmiechnął się od ucha do ucha, przełożył torbę przez ramię, poprawił tasaczki i ukryty nóż - Jeśli pozwolisz, to wezmę ze sobą Marwyna. Chłopak coś co chwila smutny chodzi, a przyda mi się ktoś. W pojedynkę tak nie lza chodzić w obcej mieścinie.

- Chodź młody! Idziemy na piwo! - rzekł do Crane'a i poklepał go po barku. Przy okazji spytał się jakiegoś wieśniaka gdzie jest gospoda i po wskazaniu odpowiedniego kierunku - ruszył do niej wraz z swoim towarzyszem.

Lowcakur - 2013-05-29, 00:12

- Dziękuje starcze, udam się do karczmy. Tak zrobimy wszyscy. Baldiwnie, masz moje pozwolenie na wzięcie Marwyna i jeszcze jedno z nim odejdziesz... Nie drażnij lwa. <rzekł Albrecht z uśmiechem, lecz oczy mu błyskały prawie żółcią. >

- Tymczasem reszta, proszę państwa udać się za mną do karczmy. Odpoczniemy tam nieco.

<rzekłwszy to Albrecht, pełen podejrzeń i myśli, udał się do karczmy zamówić wino, piwo, grzańce, wódkę, samogon, nalewki oraz jedzenie>

MrocznyKefir - 2013-05-29, 00:16

- To ja i Marwyn idziemy do jakiejś innej, przy odrobinie szczęścia kogoś sprowokujemy. A i zabiłem wiele lwów swoim życiu - rzucił odchodząc z uśmiechem.
Jogurt - 2013-05-29, 12:56

Marwyn trochę zdziwił się nagłą przyjacielskością żołnierza. Kiedy oddalili się kawałek rzekł do niego -Baldwinie, ludzie pustyni są bardzo gościnni, lecz nie należy tej gościnności nadużywać. Jeśli wskazali nam karczmę, to powinniśmy się do niej udać, głównie żeby pociągnąć za język tego starego. Nie wiemy w końcu co tu się dzieje a nie podoba mi się to. A w nocy... w nocy możemy się przejść i powęszyć. I to nie tylko po karczmach- stwierdził cicho.
MrocznyKefir - 2013-05-29, 13:13

- Starym zajmie się Albrecht - powiedział cicho do Marwyna Baldwin - We dwoje stanowimy łatwiejszy cel niż cała grupa. Jesteśmy prowokujący. Widzisz... zapewne nawet teraz ktoś lub coś nas obserwuje. I nie nadużyjemy jej... za bardzo - uśmiechnął się lekko - W nocy również się przejdziemy i powęszymy... Ale najpierw idziemy do drugiej karczmy. Trochę popijemy, ale nie upijemy się, aczkolwiek będziemy takich udawać. Jak coś klepnę jakąś dziewkę po dupie. Tradycyjne społeczności pustynne tego nie lubią. Chcę w nich wzbudzić żywe uczucia... Niekoniecznie musi to być miłość.
Messiah - 2013-05-29, 13:15

Teherij skrzyżował ręce na piersi. Nie wiedział co myśleć o tym mieście. Uznał jednak, że jego osoba może być potrzebna Albrechtowi. Choćby z rozmowie. To miejsce jest dziwne, a Kapłan powinien się o nim nieco powiedzieć. Możliwe, że tu będą bardziej skłonni przyjąć kult Muz. Od tej pory towarzyszył dowódcy.
Jogurt - 2013-05-29, 13:59

Marwyn nie był w najlepszym humorze od jakiegoś czasu, dlatego też nie chciało mu się spierać o rzeczy tak oczywiste. -Wybacz Baldwinie ale bezsensowna bitka jest nam teraz potrzebna jak rybie ręcznik. Chcesz to idź.- uciął krótko Crane i wolnym krokiem skierował się w stronę karczmy. Miał już dość przygód, miękki dywan i fajka wodna były teraz wszystkim czego mu potrzeba. Oczywiście poza informacjami.
Idąc przyglądał się ludziom i analizował słowa starszego wioski. Dziad zachowywał się jakby ktoś go obserwował, jakby musiał mówić zgodnie z wolą tego obserwującego. Ogólnie to miasto wydawało mu się dziwne. Marwyn starał się wypatrzeć wśród mieszkańców jakiś zbrojnych lub ogólnie osoby podejrzane. -No ale przynajmniej nie chcą nas zabić... przynajmniej na razie.- pomyślał.

MrocznyKefir - 2013-05-29, 14:09

- Nie mówiłem o bitce głupcze - rzekł ostro Baldwin - Czy dla ciebie prowokacja to od razu walka? Jeśli tak nie jesteś mi potrzebny. Musimy sprowokować uczucia i wyzwania. - skierował się w stronę innej niż wszyscy karczmy. Ktoś musi być przynętą.
Słowik - 2013-05-29, 20:16

Natalia poszła do karczmy razem z Albrechtem, Adamem i resztą drużyny. Nie podobał jej się człowiek, z którym rozmawiał dowódca. Nie wierzyła, żeby mówił prawdę. Nie podobało jej się to miasto. Mimo, że dotarli wreszcie do celu wcale nie była spokojniejsza. Mimo pustynnej burzy i czyhających w niej potworków, ogromnego czerwa, zjedzenia żywcem, smoków i pół-żywych niedźwiedzi miała przeczucie, że w Mircie spodka ich coś gorszego. Chciała się mylić.
W gospodzie zajęła się obserwowaniem tamtejszych bywalców. Rozmowa, z którymkolwiek nic nie da. Jeżeli chcą się czegoś dowiedzieć muszą zwracać uwagę na zachowania. Miała nadzieję, że zauważy coś istotnego.

Rollin Dices - 2013-05-29, 20:28

Ivi, tak jak reszta ekipy, również udał do karczmy. Coś tu było nie tak i wszyscy o tym dobrze wiedzieli. Dlatego też Ivi postanowił, że w karczmie będzie ostrożny z spożywaniem i piciem, postanowił zjeść jeszcze z swojego prowiantu, o ile nadal się do tego nadawał, to samo z piciem. Ponieważ picie miał na ostatku szepnął do brata:
- Ja tam nie zamierzam na razie spożywać tego co nam tu podadzą, jeśli możesz, chętnie przyjąłbym trochę wody. Moje zapasy są na ostatku.

Jeśli jednak prowiant z Bologri już nie nadawał się do spożywania, Ivi był zmuszony do częstowania się tym, co podadzą, czynił to jednak z wielką ostrożnością.

Potem rozgościł się w karczmie, starał obserwować się wszystko i wszystkich, patrzeć na podejrzane zachowania.

Messiah - 2013-05-29, 21:40

-Na szczęście prowiant podróżny jest przystosowany do dłuższych wypraw. Częstuj się ile chcesz bracie. Chudniesz w ramionach! - Teherij uśmiechnął się.

Na Muzy, nie tak sobie wyobrażałem to miasto.

Adam zajął miejsce tak, by mieć po jednej stronie Słowika, a po drugiej Iviego. Czuł się bezpiecznie mając dwie osoby wyróżniające się umiejętnościami tak blisko siebie. O dziwo, były to w całej drużynie dwie osoby którym najbardziej ufał. Vi Vinciemu ufał bo to brat, a Natalii... Bo tak.

Był młody, jednak Muzy dały mu wiedzę. Mimo że był młodzieńcem, to wiedział już do czego dąży. Gotów był służyć Albrechtowi swoim intelektem i radą. Dawnym kapłanom ludzie nie ufają. Nadeszła era Muz. Jedynych bóstw które nigdy nikogo nie zabiły, ani nie wywołały walk religijnych.

Wyciągnął z torby podróżnej kawałki czerstwego chleba. Zaczął je przegryzać dla zabicia głodu. Nie jadł podanego jedzenia.

//Usuń z ekwipunku Nieco Chleba Którego Szuka Ivi.//

Vanilla - 2013-05-29, 23:32

Sukcesywnie dodawać będę tematy w Mircie, powinnam skończyć tej nocy. Piszcie tam. Tutaj niech nikt nie pisze, do odwołania.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group