End of Days

Misje - Którędy do Domu - Baldwin

Vanilla - 2013-02-15, 12:17
Temat postu: Którędy do Domu - Baldwin
Baldwin już któryś dzień błądził po górskich szlakach. Nie że szlakach w konwencjonalnym słowa tego znaczeniu - tam gdzie zarośla nie były dość gęste w końcu dało się iść. Jedzenie powoli się kończyło. W swoim życiu wojownik jeszcze nigdy nie był zmuszony przedzierać się przez góry, choć wiedział że to właśnie gdzieś tam znajduje się częściowo wykuty w skale gród jego rodziny, jak na warunki bolgoryjskie i tak luksusowy.

Niektórzy z jego towarzyszy zaczynali cicho narzekać na brak jego pomysłu na dalszą wędrówkę. Zgodnie z jego stanem wiedzy od grodu dzieliły ich trzy dni wytężonego marszu, na który nikt nie miał ochoty.

-Nie prościej byłoby iść od razu do jakiegoś miasta? - rzucił Idok, rosły i kompletnie łysy miecznik. Tarczę dawno temu wymienił na zdecydowanie bardziej przydatną i poręczną torbę z zapasem różności. Dodatkowo, gdy szli tak przez zarośla, mieli wrażenie że coś ich obserwuje. Nagłe, zrywne ruchy z pobliskich krzaków wcale nie wpływają dobrze na psychikę, zwłaszcza gdy dodatkowo słyszy się szepty..

MrocznyKefir - 2013-02-15, 17:27

Obóz nie był zbyt wielki. Składał się z trzech dużych, rycerskich namiotów. Na szczęście były one dobrej jakości. Zdobyto je ongiś na wojnie. Wszystkie znajdowały się wokół dużego ogniska, które rozjaśniało okolicę. Oczywiście, stały od niego w bezpieczniej odległości. Bezpieczeństwo przede wszystkim.

Baldwin był już cholernie zły i zmęczony. Jedzenie się kończyło, ludzie byli wkurwieni, a on sam nie dupczył od na prawdę długiego czasu. W dodatku miał dość koniny. Tamtego dnia na kolację ostatniego konia - dużego ogiera należącego do Idoka, jego dumę i powód do chełpień przy pannach. Wiadomo, o jaką alegorię mu chodziło. W sumie zjedzenie jego wierzchowca wyjaśniało, czemu był taki zły.
Wóz mieli jeden - na szczęście był lekki i nikt nie sprzeciwiał się, by go ciągnąć. Pakowali na niego zawsze namiotu i przyrządy ich malutkiej kuchni polowej. No i oczywiście resztki żywności. Odciążało to bardzo ich kręgosłupy.

Jeszcze tylko trzy dnia na północ. Do ojca, do rodziny? Jak ich przyjmie? Niby nie byli zwaśnieni, aczkolwiek długi czas poza domem mógł coś zmienić. Co u jego sióstr? Martwił się o nie. Oczywiście, były one krwią z krwi Rhaegara. No i pochodziły z Bolgorii, a tam kobietę przed zaślubinami trzeba ujarzmić i tak było również w ich domu.

Wokół ogniska siedzieli wszyscy na swoich małych, drewnianych, przenośnych krzesłach. Zdobyli je po poległych rycerzach, tak samo jak i namioty. Baldwin w sumie wyglądał dość dostojnie. Siedział ubrany w strój rodowy na pięknym hebanowym siedzisku, należącym do Turina, jego najlepszego przyjaciela z kompanii. Ostrzył swój mithrillowy tasak. Swoją dumę. Wyglądał tak pięknie, gdy odbijały się od niego płomienie ogniska. Widać było, kto tu rządzi.

Z zadumy o rodzinie i stanie politycznym wyrwało go pytanie Idoka. Po jego usłyszeniu Baldwin uśmiechnął się kpiarsko, lecz odrzekł spokojnie, widząc, że obserwuje go cała kompania:

- Drogi Idoku. Pamiętasz bitwę pod Ceres? Wtedy to uratowałeś mnie przed magicznym płomieniem czarnoksiężnika, tracąc swoją piękną tarczę. Później chuja zajebaliśmy. Mam u ciebie dług do spłacenia. Sądzisz więc, że wybrałbym dla nas drogę gorszą?
Jak myślicie towarzysze - Baldwin wstał i oparł się nonszalancko na swym mieczu, wbijając go w twardą ziemię - Czemu nie idziemy od razu do miasta, do Bolgorii?
A kto w tych czasach, gdy brakuje wszystkiego przyjmie pod swój dach szesnastu uzbrojonych po zęby żołnierzy? Kto miałby i za co nas nająć i wykarmić? Odpowiedź brzmi nikt. Jesteśmy zagrożeniem. Ale nie będziemy łupić. Po pierwsze bo to jest niemoralne i nieetyczne i po drugie, co ważniejsze, jesteśmy chwilowo zbyt słabi.

Przypatrzmy się, co mamy ze sobą - rzekł po chwili dostojnej pauzy - Wóz, w którym jest tylko jedzenie i trochę przyrządów do gotowania. Namioty. Ogromną ilość niepotrzebnego obecnie złota i srebra oraz broń. Myślicie, że teraz złoto i srebro są coś warte? Bzdura. Po upadku Królestwa upadł i system ekonomiczny. Mówiąc po prostu - nie kupicie obecnie nic za te świecidełka. Możecie co najwyżej ozdobić nimi swoje kutasy. Teraz pieniądze są nic nie warte. Sądzę, iż na terenie Bolgorii jest coś warty tylko jakiś minerał. Handel dalekosiężny upadł to i złoto nic nie warte, jak już mówiłem. A mu minerałów nie mamy. Więc nie ma jak się zaopatrzeć.

Dlatego idziemy do grodu mojej rodziny. Dlaczego? Mój ojciec zawsze był ambitny. Byliśmy niezbyt zamożną rodziną, aczkolwiek lokalnie się liczyliśmy. Po tym Pierdolonym Wybuchu - jak zwykł Baldwin zwać Świt Akilijski, w końcu tej ładnej nazwy jeszcze wtedy nie znal - zapewne jego ranga urosła i to bardzo. I będzie chciał rozciągnąć swoją władzę nad całą doliną. I dlatego będzie potrzebował nas. Grupy doświadczonych weteranów. Walczyliśmy z orkami, elfimi banitami i pomiotami Beliara! Czym są dla nas krasnoludki czy zwykli ludzie?! Niczym! Dlatego gwarantuję wam, że w grodzie Bordword odnajdziemy chwałę. Dlatego nie będziemy żyć jak pierdoleni żebracy i pijacy w miasteczku!

Jutro wyruszymy o świcie. Forsownym marszem zeszłoby ze trzy dni. Ale dobrze, nie chcecie się spieszyć to nie. Normalną szybkością ruchu dotrzemy tam zapewne w ciągu pięciu, góra sześciu dni. Lecz nie mamy żywności.

Jak ten problem rozwiążemy? Ano pokażę wam wszystkim, które rośliny są zdatne do spożycia i po jakich zabiegach. Znam w miarę te tereny i wiem co tu rośnie <wszechstronne wykształcenie>. Będziemy się wybierać trójkami wokół kolumny i szukać jedzenia. Oczywiście co godzinę trójka będzie inna. Więc z głodu nie umrzemy.

Wiem co czujecie. Ta noc jest dziwna. Słychać jakieś głosy, lecz moi towarzysze, nie lękajcie się! Walczyliśmy z pomiotami Beliara w Rzezi pod Highstone i przeżyliśmy! Więc nic nam nie jest straszne.

Dzisiejszej nocy warty będą wynosiły trzech ludzi na godzinę, po kolei. Pierwsi stać będziemy ja, Idok i Magnus. Następnie Bękart, Dziwkarz i Jon. I dorzućcie do cholery drzewa do ogniska, bo ciemno i zimno się robi! Jeśli coś usłyszymy dziwnego i niepokojącego to was obudzimy. Następni wartownicy mają zrobić tak również. Śpijcie z naszymi panienkami(czyli bronią xd) panowie!
Zrozumieliście wszystko? No i kurwa tak ma być! Na Honor!

//Jeśli nawet nie ma się nic wydarzyć to i tak odpisz, to napiszę jak będą się wszyscy poruszać.

Vanilla - 2013-02-17, 01:40

-Tia - odwrócił się Idok. Nie drążył już tematu. Baldwin nie bardzo wiedział czy przekonał człowieka, zbył go, zasiał wątpliwości. Pewnie musiałby się go zapytać; jednak jego załoga ostatnimi dniami była zdecydowanie osowiała. Swoją długą opowieścią, którą słyszało - wydawało się - większość jego towarzyszy pewnie niektórych podbudował. Czy Idoka - jego to już sprawa.

W końcu, wśród hukania puchaczy (no bo ktoś musi hukać) i złowieszczego szumu przemykającego wiatru większość załogi posnęła. Baldwinowi, który siedział teraz na północnej części obozowiska, wpatrując się w dal. Oczy kleiły mu się, jednak próbował zabić w sobie chęć do spania. Miał już niejedną taką wartę, wiedział więc co należy robić.

Idok i trzeci towarzysz przechadzali się leniwie. Balwin wybrał na nocleg akurat taki obszar, by nie możliwe było zaskoczenie ich poprzez nagłe wyskoczenie z krzaków. Niestety, światło księżyca w większości przesłonione było przez chmury, więc mrużył oczy, próbując dostrzec cokolwiek.

W oddali coś się poruszyło. Wśród szumu drzew nie dobiegł go głos, jednak coś - przynajmniej wielkości człowieka - przebiegło między dwoma drzewami, usytuowanymi w znacznej odległości. Z tego dystansu niemożliwe było dokładnie potwierdzenie tego, jednak intruz na pewno zmniejszył dystans. Kilka sekund. Kilkanaście. Baldwin dalej nie zaobserwował takich ruchów, jednak dało mu to do myślenia..

Może to po prostu zwidy i już świruje?

MrocznyKefir - 2013-02-17, 17:23

Baldwin skrzywił się nieznacznie " To mogą być przywidzenia... jednakże strzeżonego Przeznaczenie strzeże ". Nie podobało mu się to w ogóle. Nie ma nawet jak się skradać do tej linii drzew bo będą na widoku. Nie miał wyjścia. Weźmie ze sobą Idoka i pójdą to sprawdzić.

Wstał szybko i rzekł głośniej tylko "Idok!" i od razu przybył jego towarzysz. Mógł być obrażony, ale to Baldwin nadal był tutaj dowódcą.
- Ubieraj się w zbroję. Wydawało mi się, że widzę coś za linią drzew. Mogą to być zwidy, ale trzeba to sprawdzić. Jest nasza warta... a wolę byśmy to my byli mieczami w ciemności. Powiedz o tym Hefajstowi <trzeciemu strażnikowi>. Niech dla bezpieczeństwa się ubierze również i obudzi przy okazji następną wartę, bo z tego co się orientuję, będzie teraz zmiana. Powiadom ich również. Niech będą w pogotowiu i mają nasłuchiwać. Odmaszerować.

I sam odwrócił się na piętce i odszedł do wozu. Przebijając się przed toboł wyciągnął ciężką, wojskową torbę z napisem "Bordword". Wywalił z niej klamoty na ziemię - była w niej jego cała zbroja, zwykły tasak i tarcza.

Uparł się o wóz i zdjął swoje buty. Nie spieszył się - wdziewanie zbroi było niczym modlitwa i przygotowanie do wojny. Zaczął się rozciągać - kolejna od góry do dołu. Najpierw mięśnie szyi, później ramiona, nadgarstki, dłonie, klatkę piersiową, brzuch, uda, łydki i stopy. Musiał być na wszystko gotowy.

Zaczął wdziewać zbroję, najpierw oczywiście pikowane nogi i sabatony, by następnie ochronić nogi zbrojnikową ochroną - czyli płytkami stali doczepionymi do wypalanej skóry. Później nadszedł czas na przeszywanicę i znowu zbrojnikową osłonę.
Paski doczepiał bardzo starannie - tak by trzymały sprzęt ale i nie krępowały ruchów.
Później przywiązał trójkątną tarczę do lewego ramienia, tak by "podstawa trójkąta" była u góry, a wierzchołek wykraczał lekko po za dłoń. Oczywiście, zamierzał walczyć swoim półtorakiem trzymając go w dwóch dłoniach, jednakże rant z zaskoczenia jest zawsze świetnym pomysłem. No i tarcza świetnie chroniła ciało.
Do lewego boku przypasał pochwę z normalnym tasakiem i wyżej pochwę z tym mithrillowym. Sztylet przypasał ukryty między dwoma pochwami.
Na koniec założył swój bascinet i dołączył do Idoka <opisz mi jak on jest ubrany>, jednego z swoich najlepszych i szczerze powiedziawszy najbardziej zaufanych żołnierzy. Zamienił kilka słów z wartą, ostrzegając ich i rozkazując, by uważali na wszystkie dźwięki.

Wzięli pochodnię z ogniska i ruszyli wolnym krokiem do linii drzew. Nie zamierzali się ukrywać -a nuż to potrzebujący pomocy ludzie? Prawą rękę trzymał na rękojeści mithrillowego tasaka, tak by szybko go wyciągnąć. Gdy dotarli do drzew rozpoczęli poszukiwania, nie rozdzielając się, we dwoje. I nie zamierzali też za daleko w las wchodzić, od kilka metrów....

Vanilla - 2013-02-18, 00:05

Przysypiający Baldwin momentalnie doszedł do siebie. Zawołał towarzysza, który już po chwili zjawił się Wysłuchał spostrzeżeń Baldwina uważnie. W nikłym blasku dostrzegł jego niewyraźną minę.

-Coś tam pewnie jest.. - mruknął, kierując się w kierunku swojego pancerza. Starali się tak zakładać pancerz aby niepotrzebnie nie budzić towarzyszy. W końcu rozdysponował polecenia. Nie spotkał się z oporem czy kwestionowaniem. Teraz w warcie znajdowało się czterech ludzi.

Idok miał na sobie ciężką skórzaną zbroję lamelkową, mocne skórzane spodnie i blaszany hełm garnczkowy. Z broni miał przy sobie jedynie swój miecz, lekki i jednoręczny. Zwykle walczył z tarczą, jednak nie mając jej teraz musiał sobie radzić.

Ruszyli wgłąb drzew, niespokojni. Pierwsze oddalone było jakieś 20 metrów od obozowiska. Zajrzał za nie... Nic. Ruszyli dalej, trzymając od siebie jakiś dystans. 30 metrów od obozowiska. Czterdzieści..

Coś się nagle poruszyło. Baldwin wykonał nagły zwrot w tył, widząc tylko jak jakiś cień usuwa się za pobliskie drzewo...

MrocznyKefir - 2013-02-18, 16:05

Puknął Idoka w ramię lekko, gdy ten odwrócił się wskazał głową za drzewo, za którym był jakiś cien i lekko poruszył głową - Idok miał iść pierwszy, Baldwin go ubezpieczał. Byli cały w zasięgu słuchu wartowników. Mogli przejść jeszcze góra 20 metrów.

Obydwoje przybrali postawy bojowe. Baldwin ugiął lekko nogi, a stopy ułożył prostopadle do siebie. Wyjął Mithrillowy tasak i chwycił w dwie dłonie swoją broń. Oparł ją lekko o prawe ramię. W chwilę mógł zadać zabójczy cios.

Był metr za Idokem... Cóż tam mogło być?
W razie ataku od razu uderzy....

Vanilla - 2013-02-19, 01:28

Ruszył w stronę drzewa. Powoli i spokojnie. Widać było na nim skupienie. Świst strzały. Nie zdążył.

-KURWA MAĆ - krzyknął. Baldwin obrócił się w kierunku z którego dobiegał dźwięk. Po lewej stronie stała jakaś humanoidalna postać, która dobywała z kołczanu drugiej strzały. Wojownik rzucił okiem na Idoka. Z jego lewej łydki wystawała strzała.

-Co tam? - odkrzyknęli wartownicy. W obozie zrobił się rumor.

MrocznyKefir - 2013-02-19, 14:02

- ŁUCZNICY W LESIE! DO BRONI TOWARZYSZE! - wrzasnął Baldwin i sprintem ruszył w kierunku łucznika. Miał raptem kilka sekund. Dłonie były ułożone idealnie na rękojeści. Tarcza zasłaniała w większości górną część ciała. Zostały tylko nogi, lecz jeśli łucznik nie był mocarzem i nie miał doskonałego łuku to nic mu nie powinien zrobić.
Łucznik spodziewał się zapewne ciosu miecza. Nic bardziej mylnego. Gdy Baldwin był kawałek od niego to... Skoczył, wykonując frontalny kop w klatkę piersiową przeciwnika, obalając go na ziemię. Jeśli się nie udało - to trudno, wykonał lekki piruet i cios go po nogach, uderzając po chwili rantem tarczy w twarz.

Jeśli jednak udało obalić się wroga kopem (sam Baldwin był dość ciężkim człowiekiem, a sprzęt ważył około 24 kilogramów ) Bordword doskoczył do przeciwnika i usiadł mu na ramionach, przygwożdżając go.

Po chwili powinni przybyć towarzysze. Bez zbędnych ceregieli wtedy zawoła dwóch i zaniosą humanoida do obozu....
< Wtedy dalszy ciąg odpisu >.

Vanilla - 2013-02-19, 15:17

Postać widząc jak szarżuje w jej stronę Baldwin obróciła się i zaczęła uciekać przed siebie. Wojownik widział jej kołczan i figurę, gdy momentalnie zmniejszył dystans. Postać miała na sobie czarne, matowe ubranie - nie był w stanie dokładnie stwierdzić jakie oraz gdzie sięgało, gdyż nawet twarz miało czarną. Uderzyły go tylko nieco jaśniejsze, wyróżniające się oczy. Postać uciekała dużo szybciej od Baldwina, mimo niesionego kołczanu i łuku, uniemożliwiając mu atak w zwarciu. Nie była mocno zbudowana - pewnie nie miała na sobie zbroi, choć przez krótką chwilę wojownik zastanawiał się czy to nie kobieta.
Chwilę po tym tuż obok głowy człowieka przemknęła strzała. Chyba właśnie uniknął śmierci.. Marna pociecha, teraz łuczników jest przynajmniej dwóch.

Gonił postać przez kilka metrów. Aktualnie jest w biegu. Baldwin nie ma pojęcia gdzie dokładnie ulokował się ranny Idok, choć znając go było to za drzewem. W obozie rumor nie ustawał, pewnie jego towarzysze gotują się do walki. Dobrze.

MrocznyKefir - 2013-02-19, 16:32

Baldwin ustał zdenerwowany i rozpoczął postawę defensywną - jeśli otoczy go dwóch łuczników to nawet jego świetne opancerzenie mu nie pomoże. Ustał i przyjął postawę defensywną, wolno cofając się do Idoka, który zapewne schował się z tyłu.
Baldwin może i miał świetną kondycję... Ale nie dogoniłby dwóch na raz.
Lecz kim były te istoty? Całe czarne, z jasnymi oczami...
Czyżby to byli słudzy Beliara?
Czy widział kiedyś coś takiego...? <wiedza>

Cofanie się nie powinno być trudne. Między drzewami łucznicy mieli ciężko go trafić, w dodatku by mu coś zrobić musieliby go zajść od tyłu bądź wycelować w twarz. A on zauważy, czy coś leci mu w jego śliczną buźkę i zasłoni się tarczą.

Rozglądał się również co chwila na boki, bacząc czy nie ma ich tu więcej
- Idok ! - powiedział lekko głośniej - Wskaż gdzie jesteś i powiedz coś. Przybędę do ciebie....

I poszedł w wskazanym kierunku <jeśli taki był>.
Stale się cofał, oglądać się to na boki to za siebie < jeśli nie było >

Vanilla - 2013-02-19, 22:21

-Tutaj, za drzewem, do diaska - rzucił. Cofał się w stronę, skąd dosłyszał głos Idoka. Założył że strona z której przyszedł jest bezpieczna - w końcu z pewnością jego towarzysze właśnie dobywali broni by przyjść mu z odsieczą. Istota rzuciła wzrokiem na wycofującego się i skryła się za pobliskim drzewem wciąż obserwując co też Baldwin zamierza zrobić.

Czekał tak z pół minuty. Cień nie przestawał się im przyglądać. W końcu jego towarzysze przyjdą mu z odsieczą... Baldwin przyglądał się dokładnie. Wyglądało na człowieka, albo może i elfa..

-Dużo ich tam? - krzyknął ktoś z obozu.

MrocznyKefir - 2013-02-20, 14:51

Baldwin patrzył się na tajemniczą istotę. Nie strzelała. Dlaczego? Zauważyli opancerzenie, ale w trakcie ruchu ujawniały się w nich luki. Wydawali się wprawionymi łucznikami i mogliby w nie wycelować... Dlaczego tego nie robią?
Skoro nie chcą go zabić, to dlaczego postrzelili Idoka?

Bordword popatrzył na istotę człekokształtną i... opuścił broń. Odsłonił się. Oczywiście, był w każdym momencie zdolny się zasłonić dzięki swojemu refleksowi i umiejętnością parowania.

- Nie wiem! Ale chyba nie musicie się spieszyć! Postrzelili Idoka, ale wstrzymali się! Nie wiem czemu! Sprawdzę to! - odkrzyknął dowódca. Jeśli istoty znały język powszechny to wiedziały, że chce pertraktować...

Schował mithrillowy miecz do pochwy i z lekkim uśmiechem zaczął iść wolno w stronę cienia.
- Kim jesteś i czemu postrzeliłeś mojego towarzysza ? - rzekł na tyle głośno, by usłyszała go istota.

W końcu... poderżnąć gardło może im później. Dobrze będzie zdobyć jakieś informacje. A może nawet ich nie zabije?

Vanilla - 2013-02-20, 23:37

Cień momentalnie wycofał się za drzewo i odbiegł za następne, znajdujące się jeszcze głębiej w lesie.

Jego towarzysze, a przynajmniej większość dobyli tarcz, kusz, łuków i mieczy. Powoli szli w stronę Baldwina, wypatrując wrogów - nie śpieszyli się. Pośpiech mógł ich drogo kosztować.

Wojownik rzucił okiem w ich stronę - wydaje się że ruszyli wszyscy, tyralierą, w jego kierunku. Dopiero teraz zauważył że napastnik zdał sobie z tego sprawę i klucząc między drzewami zaczął uciekać.

-Kurwa mać - rzucił stojący za drzewem Idok - musiała być zasadzka. Żołnierze byli już na jego wysokości. Jeden z nich - medyk - podszedł, chcąc obejrzeć ranę...

Jakiś szum dobiegł z obozu. Światło. Jeden z namiotów zajął się ogniem..

-SKURWYSYNY! - ktoś krzyknął...

MrocznyKefir - 2013-02-21, 12:52

- Kurwa mać! Czemu ruszyliście wszyscy?! - ryknął Baldwin - Szyk kurwa! Szyk! - każdy wiedział o co chodzi. Prosta formacja. Tarczownicy mieli ustać po zewnętrznej, w kole, a w środku miał być medyk i kusznicy. Po szybkim, trwającym mniej niż pół minuty ustawianiu Bordword ustał na czele i szybkim marszem, w sumie truchtem ruszyli do obozu, by ugasić pożar.
- Gdy zobaczycie jakiegoś chuja na horyzoncie - strzelajcie bez rozkazu! Starajcie się strzelać tak, by żyli ale nie mogli chodzić! Gdy ich dopadnę śmierć będzie dla nich tylko wybawieniem! - wrzeszczał jak opętany. Był wściekły.
Jakie szczęście, że noce były w miarę ciepłe...

Vanilla - 2013-02-22, 11:42

Wojownicy ustawili się w formacji i ruszyli w kierunku obozu, szybko go okrążając. W świetnie jednego z płonących namiotów dostrzegli dwie podobne postacie do tej które wcześniej zobaczył. Wyglądało to na umorusanego czymś półelfa, czy może elfa albo człowieka? W takich ciemnościach, przerwanych tylko płonącym namiotem ciężko było stwierdzić. Jeden z wojowników wskoczył do środka ratować dobytek. Gasić nie było już specjalnie czego i czym..

Żołnierze strzelali bez rozkazu. Dwa strzały z kuszy poszły centralnie w las, jeden z nich miał na tyle szczęścia że trafił jednej z postaci w udo. Rozległ się wysoki pisk, łuk spadł na ziemię. Humanoidy wycofywały się do linii drzew, chowając się za nimi. Trafiona postać wyraźnie powłóczyła, jednak adrenalina musiała robić swoje.

MrocznyKefir - 2013-02-22, 14:52

To była jego szansa.
- Szybko, niespalone namioty odsunąć od ognia! Ratować budynek! Mardit, Teemo weźcie swoje kusze i za mną w las! Poradzimy sobie z nimi. Jeden jest ranny, postrzelony przez Artura! Medyk zajmij się Idokiem! W razie czego na pomoc mogą przyjść później Trugrout, Brodwin i Argol! Reszta ma jak by co tu zostać!.
Moi ludzie za mną!

I pobiegł w stronę rannego cienia, wyjmując swój półtorak z pochwy.
Teraz na pewno nie ucieknie.
- Panowie! Jak by co strzelać tak by pojmać!

Vanilla - 2013-02-23, 01:38

Teemo wraz z towarzyszem w podskokach ruszyli za Baldwinem, z nieukrywanymi bananami na ryjach. Jedna ze strzał śmignęła obok chyżego zwiadowcy, nie czyniąc nikomu dalej krzywdy.

Namioty stały w takiej odległości od siebie że ogień raczej nie byłby się w stanie przenieść. Dmuchając jedna na zimne wojownicy zaczęli przenosić namioty dalej, co samo w sobie nie było takie proste.

Wojownicy ruszyli. Dość szybko zauważyli postać która nieco powłócząc nogą starała narzucić sobie takie tempo jak to tylko możliwe. Asystująca jej postać wzięła łuk i wystrzeliła - i tylko łutem szczęścia hełmowi Baldwina udało się zatrzymać strzałę, która pozostawiła delikatne wgięcie w hełmie. W tym momencie jednak jego wojownicy zdążyli przeładować już kuszę. Cień spostrzegł to i zanurkował za drzewo, wypowiadając jakieś słowa w nieznanym mu języku. Już po chwili zaczął kluczyć między drzewami - wojownicy odpowiedzieli niecelnym ogniem.

Baldwin zbliżał się do postaci, osłaniając się tarczą. Teraz spokojnie był w stanie nadążyć. Jego żołnierze zbliżali się. W końcu postać przystanęła i obróciła się w ich kierunku.

Była to kobieta. Ciężko było wypatrzeć gdzie dokładnie ma szaty, płynnie przechodziły one w czarną, maskującą farbę - dodatkowo noc nie sprzyjała bliskim inspekcjom wizualnym. Zatrzymała się, wpatrując się w wrogów.

MrocznyKefir - 2013-02-23, 23:38

Baldwin szybko podbiegł do niej i "wylutował" jej rantem z tarczy w twarz ogłuszając ją. (jeśli się nie udało to stalowe kolanko w przeponę i rękawicą po pysku powinno wystarczyć).
- Osłaniajcie mnie! Ogień zaporowy do kurwy nędzy! Ja biorę tą dziwkę! - wrzasnął i po chwili < jeśli udało się ogłuszyć > wziął kobietę i rzucił jak worek ziemniaków na barki i zaczął wracać w stronę obozu, pod osłoną kuszników.
- Strzelać bez rozkazów! Celować tak by zabić!

Vanilla - 2013-02-23, 23:43

Strzelenie kobiety tarczą w twarz wystarczyło. Opadła nieprzytomna na ziemię. Kusznicy otoczyli ją, celując w las. Nie wyśledzili już nikogo.

Baldwin szybko przerzucił kobietę przez ramię. Strzała wystawała z krwawiącego uda, jednak na to już nie baczył. Kryty przez towarzyszy powrócił do obozu. Namiot spłonął doszczętnie, choć większość sprzętów udało się wyratować. Niektórzy uporządkowywali obóz, inni stali na warcie wpatrując się z ciemny i nieprzyjazny las. Idok leżał na ziemi, zaś Medyk przy użyciu bliżej nieznanych kawałków żelaza gmerał coś w ranie.
-KUURWA, uważaj! - krzyknął Idok. Nagle, widząc swojego dowódcę wracającego z jeńcem mężczyźni zamilknęli, czekając na jego - czy to słowa czy czyny.

MrocznyKefir - 2013-02-24, 12:02

- Idok, co krzyczysz? Boli? Ta dostała rantem w ryj i nie krzyczy - rozciągnął zęby w uśmiechu i zarechotał.
- Boguś - zwrócił się do medyka - jak skończysz z naszym tarczownikiem to ocuć tą dziwkę. Przesłucham ją. Jak mnie wkurwi to damy ją Idokowi do przeruchania, w nagrodę za poświęcenie. Dobra robota panowie. Ciekawi mnie tylko kto i czemu nas zaatakował? Na prawdę, musieli być zdesperowani by taką grupę napadać... - zamyślił się lekko i po chwili dalej - Możecie iść spać. Chyba, że chcecie popatrzeć jak ją przesłuchuję...

Bordword usiadł na swoim rycerskim, składanym stołku i czekał. Gdy kobieta została ocucona wzięto ją przed oblicze dowódcy. Teemo i Mardit trzymali ją za ręce, lekko je wykręcając tak, by nie mogła łapać w pełni powietrza. By czuła się zagrożona. Gdy mogła już na Baldwinie skupić uwagę, ten uśmiechnął się paskudnie i rzekł cicho:
- Jesteś na mojej łasce, podpalaczko. Masz dwa wyjścia. Powiedzieć mi kim jesteś, co tu robisz i dlaczego nas zaatakowałaś. Jeśli nie będzie kłamać - a wywęszymy to, bo Teemo w tym jest bardzo dobry, to nic ci się nie stanie. Lecz jeśli spróbujesz się wykręcać, to wyrucha cię cały obóz. Jeśli to nie pomoże zaczniemy cię torturować. Mamy duuużo wolnego czasu...

Vanilla - 2013-02-24, 14:50

-Jak ci zapakują strzałę w nogę i Boguś się przyczepi to też będziesz krzyczał - mruknął. Po chwili medyk skończył opatrywać ranę i wiele roboty; kobieta sama doszła do siebie. Nie miała nawet chwili by jęknąć, gdy żołdacy chwycili ją za ręcę i podnieśli na wysokość dowódcy, który siedział z uśmiechem na twarzy na swoim stołku. Dopiero teraz, przy ogniu pochodni Baldwin mógł się jej dokładnie przyjrzeć. Wyglądała młodo, góra 25 lat. Tłuste, wyraźnie umazane czymś włosy były ścięte nieregularnie, jakby od biedy jakimś mieczem czy ostrym nożem. Na jej twarzy nie zauważył żadnych blizn, choć jego wzrok przykuły jej oczy. Miała szare białka oczu. Jeszcze takiego zjawiska nie spotkał. Profil uszu charakterystyczny był raczej dla nieczęsto spotykanych półelfów, czy może po prostu elfów.. Czarno-bura króciutka opinająca koszulka bez rękawów odsłaniała znaczną część brzucha, którego reszta była czymś wyraźnie umalowana - widoczne były nieregularności w nakładaniu farby. Dodatkowo, dopiero teraz zreflektował się że przy przenoszeniu jej ubrudził się tą maścią. Krótkie spodenki nie uległy uszkodzeniu wskutek postrzelenia, strzała wystawała jakieś 15 centymetrów nad kolanem. Sączyła się z niej powoli krew, czyniąc kontrast wobec ciemnej reszty.

Popatrzyła się na niego nie kryjąc przerażenia. Bez większych oznak zmian emocji wysłuchała jego kwestii, po czym rzuciła kilka zdań w dziwnym, szeleszczącym języku. Mężczyźni popatrzyli się po sobie. Nikt albo nie rozumiał; albo nie przyznał się do znajomości tegoż.

Kołczan, który zdjął jej któryś z wojowników przepadł; najpewniej został ekspresowo rozszabrowany przez któregoś z łuczników. No nic, strzały są przydatne i cenne.

MrocznyKefir - 2013-02-24, 17:31

- Nie, rozumiem, cię - odrzekł i pokręcił głową. Wskazał palcami na siebie, otworzył lekko usta naśladując mimikę i pokręcił znowu głową. Na pewno zrozumiała, że nie wie o czym ona mówi...

Podrapał się lekko po głowie - Czy ktoś rozpoznaje ten język? - zapytał się pozostałych oczekując ich odpowiedzi. Sam wytężył mózgownicę. Może sobie coś przypomni.
- Podciągnijcie jej bluzkę, ale nie macajcie jej, proszę. Chcę przyjrzeć się malunkom - po czym to zrobił.

Podniósł patyk leżący obok niego i podszedł do niej.
- Puśćcie ją chłopaki, jest chwilowo nie groźna, ale stójcie tu. Boi się was.
Delikatnie chwycił ją za dłoń i wręczył jej do ręki drewno
- Rysuj - powiedział wolno i wskazał palcem na ziemię.

Vanilla - 2013-02-24, 17:59

-Nic - mruknął Mardit. Teemo siedział cicho, podobnie jak reszta towarzyszy która zaczęła Madritowi przytakiwać. Baldwin nie mógł wymyślić dokładnie nic.

Kobieta pokiwała głową. Chyba zrozumiała.

Nie było wiele do podciągania, z racji że bluzka była już dość krótka. Baldwin podszedł i zaczął obserwować. Farba maskująca, nałożona na szybko. Standard - węgiel, tłuszcz. Nakładana najwyraźniej ruchami spiralnymi. W ogóle maskowanie wydało mu się nieco nadmiarowe i prymitywne.

Może i nie były to malunki rytualne, ale coś implikowały. Przygotowywała się do tej akcji. Ona musiała być zatem wykonana z premedytacją - uderzyło Baldwina - może był to dłuższy zwiad albo zwykły rajd..

Mógł za to przyjrzeć się bluzce. Chwycił za materiał i naciągnął go nieco. Nie widział jeszcze materiału który miałby taką odporność na darcie.
-Ciekawe - mruknął.

Gdy żołnierze puścili ją wolno, upadła na postrzeloną nogę, nie biorąc nawet kija do ręki. Pisnęła głośno.

MrocznyKefir - 2013-02-24, 18:15

- Boguś, opatrz ją tak, by mogła chodzić... interesujące interesujące... - podzielił się swoją krótką refleksją, że to mogłoby być szykowane, z towarzyszami.
Po ogarnięciu kobiety podszedł do niej, i zaprowadził ją na jego krzesło. Dał jej długi kij, którym by się wygodnie pisało.
- Rysuj - rzekł do niej, wskazał palcem na drewno a potem na piasek.

- Chłopaki... rozstawcie straże, tak jak wcześniej... ale śpijcie w blachach... To może być długa noc...

Vanilla - 2013-02-24, 18:24

Kilkanaście minut później, trochę krwi i krzyków kobiety rana była załatana.
-No, ładnie ktoś się wstrzelił - rzucił medyk - chwilę jeszcze będzie mieć kłopot z chodzeniem. Baldwin pomógł jej wstać i usadowił ją na krześle.

Najemnicy powoli kładli się spać. Część niestety - pod gołym niebem. Kobieta zaczynała coś rysować, wyglądało to jak mapa.

-Szefie - rzucił niemrawo Idok - chłopaki już dłuższy czas nie mieli okazji.. Może by po prostu tą dziwkę im dać?

Z tego co na mapie zrozumiał Baldwin - oraz z swojego położenia, jak próbował sobie wymyślić - to kobieta dość dobrze wiedziała gdzie się znajdują w odniesieniu przynajmniej do linii brzegowej. Narysowała trasę, idącą dość naokoło, ale jednak wracającą za góry (w kierunku zachodu) stosunkowo blisko morza. Z tego co orientował się Baldwin teren ten był gęsto zarośnięty lasami. Ponoć książki kształcą...

Ta trasa wyglądała mu absolutnie na jakiś zwiad. Punkt w którym się znajdowali był osiągalny dużo, dużo krótszą trasą niż tą którą narysowała.

MrocznyKefir - 2013-02-24, 18:33

- Drogi Idoka. Wyobraź sobie, że masz trzy kury. Wszystkie znoszą jaja. I masz z jaj dochody. Pytanie zasadnicze, po co zabić tą kurę albo ją uszkodzić? To oznacza mniejsze przychody. Ja też dawno nie ruchałem, a kobitka nawet w miarę. Ale się powstrzymamy. Obiecałem jej, że jeśli będzie współpracować, to jej nic się nie stanie. Czy moglibyście mi ufać gdybym okłamał kobietę? Nie.
To jest mapa... I ta kobieta ogarnia kartografię. Ne wielu to potrafi. Ja sam nie jestem zbyt wielkim kartografem. Mapy znam, bo jednak setką dowodziłem a i książek poczytałem troszkę... Widzisz? - wskazał jeden punkt - Tu jesteśmy my. Chodzą naokoło. Mają barwy, zapewne wojenne. I przybyli z jakiegoś miejsca. To zwiad, bracie. Ktoś bada teren. Nie mam pojęcia czemu zaatakowali nas... Pewnie myśleli, że my ich napadniemy. W sumie pieprzyć.

Popatrzył na nią i uśmiechnął się. Podszedł do drużynowego wozu i wyjął parę mocnych rzemieni. Wrócił do niej i pokazał jej sznurki. Na pewno wiedziała o co chodzi. Nie trzeba było tego tłumaczyć. Związał jej nadgarstki i kostki. Nie za mocno - by jej nie bolało. Ale też by nie czuła się zbyt pewnie.

- Jutro wyruszamy dalej do grodu ojca. Boguś! Jesteś najbardziej ogarnięty i umiesz pisać. Widzisz to, co narysowała? Przepis to na kartę bądź skórę. Dokładnie tylko!

Następnie bardzo delikatnie podniósł dziewczynę i zaprowadził do swojego namiotu. Był najmniejszy ze wszystkich, ale mógł chociaż w nim spać samemu. Miał tu cały swój dobytek. Usadowił dziewczynę wygodnie na skórach i napoił ją winem. Uśmiechnął się do niej lekko i na migi pokazał, że może iść spać. On tak samo się położył.
Świat stawał się coraz ciekawszy...

Rankiem, jeśli nic się nie wydarzyło, wyruszyli do Grodu Ojca.

Vanilla - 2013-02-24, 18:47

-Ona i tak nic nie rozumie - odparł zrezygnowany Idok - nie że ja mówię; to chłopaki by chcieli, no ale dobra - odszedł, spać. Jego kolejka warty już była.

Następna kolejka zajęła pozycję. Dziewczyna nieco protestowała, ale w końcu nie była w stanie przemóc Baldwina. Parsknęła tylko, plując dookoła gdy poczęstował ją winem, jakby zupełnie jej to nie smakowało. Tak czy inaczej, noc zeszła dość szybko. Gdy wczesnym rankiem Baldwin wstał, więźniarka była już przebudzona. Rozwiązał ją, spakowali obóz i wyruszyli w kierunku Grodu.

W lesie nie znaleźli znacznych ilości jadalnych rzeczy. Wystarczyłoby tylko by zaspokoić głód 5 osób, lub rozdzielić to między grupę, choć to i tak nie wystarczy na dzień. Najwyżej będą szli na głodno. To, w połączeniu z wcześniejszą sytuacją sprawiło że nastroje były najmniej ponure. Dodatkowo, karawana nie mogła już poruszać się z taką prędkością - miała dwie ranne osoby w grupie.

MrocznyKefir - 2013-02-24, 19:13

Na szczęście mieli jeszcze żarcie z wozu...
- Pamiętacie akcję z Podgórza Mahatańskiego, chłopaki ? - zagaił rozmowę z towarzyszami - Jak zgromiliśmy te hordy orków i następnie zabawiliśmy się z krasnoludzkimi berserkerami? Pamiętam, jak Idok upił ich wodza!
Vlad - zwrócił się do drużynowego barda - Zagraj "dziewicę cud" !

Vanilla - 2013-02-24, 21:50

Wesołe brzdękolenie barda było dokładnie tym czego potrzebowała drużyna. Szło się po prostu raźniej. Więźniarka nie mówiła nic, nikt też specjalnie się nią nie interesował, dopóki szła do przodu. W końcu, dwa noclegi dalej, zamajaczył im w oddali gród. Gród dokładnie taki jak Baldwin pamiętał - duża grań w której wydrążone były komnaty, kilkanaście drewnianych chatek i zniszczony w kilkunastu miejscach ostrokół. Straty nie wydawały się być świeże; wyglądało to jakby napaść miała miejsce sporo temu.

Gdy wchodził, wraz z drużyną, pierwsze co zauważył to kilka umorusanych osób pracujących przy zwierzętach. Szli powoli, uważnie się rozglądając. Większość chat mieszkalnych wyglądała na zaniedbane i opuszczone. Obok dziobały ziemię kury, z jednym kogutem bacznie obserwującym otoczenie.

W końcu, Grań. Była to duża skała wewnątrz której wykuto szereg korytarzy i schodów. Była bardzo dobrym punktem obronnym - jakikolwiek dostęp doń wymagał pokonania kamiennych schodów. Sama skała była głównym powodem do chwały rodu; krasnoludzcy inżynierowie którzy nadzorowali pracę stanowili świetnie opłacaną elitę.

Taki brak zainteresowania zaniepokoił go. Dopiero gdy sam już zbliżył się do schodów, w oknie zamajaczyła mu jakaś postać. W końcu na schody wyszedł nie kto inny jak sam Rhaegar. Rześko schodził w dół.
-Widzę, synu, żeś śliczną kompanię przyprowadził ze sobą.

Jego szaty nie były tak bogate jak niegdyś; jednak widać że nie spuszczał z tonu. W końcu zszedł już do poziomu przybyszy. Mimo wieku i siwizny trzymał się zupełnie nieźle; nie dawał po sobie poznać jakichkolwiek oznak zmęczenia. Ucieszyło to niezmiernie Baldwina. Głodni i zmęczeni towarzysze również odetchnęli z ulgą. Oznaczało to dla nich przynajmniej koniec wędrówki..

MrocznyKefir - 2013-02-24, 22:04

Baldwin z "bananem" na ustach podszedł do swego ojca, twardo podał mu swoją prawicę a następnie go uścisnął po męsku, ale z miłością. Odwrócił się następnie do swoich towarzyszy i rzekł z uśmiechem:
- O to Rhaegar Bordword, syn Ozjasza Bordworda. Człowiek, który potrafi kopią strącić uzbrojonego po zęby orka na wargu, by tego samego dnia upić krasnoluda na jego własnym weselichu! - znów wyściskał ojca - Mamy dużo do omówienia ojcze. Mam dla ciebie bardzo dużo wieści... Proszę, przydziel moim towarzyszom komnaty. A dziewkę weź pod klucz, ale tak, by nikt jej nie wychędożył. Wyjaśnię ci później...
***************

Samotnia ojca była taka jak kiedyś. Nie była duża. Po środku znajdowało się spore, prosto wykonane biurko, z wygodnym wysokim fotelem na miejscu gospodarza i mniejszym, aczkolwiek jeszcze wygodniejszym siedzeniem dla gościa. Za siedziskiem Rhaegara usytuowany był duży kominek, w którym wesoło huczał ogień. W pokoju było wiele półek z książkami.
Baldwin usiadł na miejscu dla gościa i gdy jego ojciec znalazł się na swoim miejscu od razu zaczął gadać:
- Nie ma dużo do opowiadania, tatku. Cesarstwo upadło. Siły Beliara były wszędzie. W odpowiednim momencie gdy zauważyłem, że nie mamy szans wycofałem swoją setkę do Bolgorii. Zaczęły się jakieś dziwne burze. Szybko ukryliśmy się w jaskiniach. Po chwili coś pierdolnęło... Nie wychodziliśmy z nich trzy noce i trzy dni. Ludzie... i nie tylko krzyczeli i jęczeli na zewnątrz...
A gdy wyszliśmy... widzieliśmy piekło. Wszystko wyglądało tak groteskowo i przerażająco... Pamiętasz wizję piekła Christophera Strongheart w jego poemacie o Rhaegarze Diabłobójcy? Wyglądało tak samo. Podłoże które wbrew wszystkim prawom ludzkim i boskim unosiło się, ludzie którzy nie umierali, a cierpieli... I inne dziwne monstra. Moja setka, oddział rycerzy oraz markietanki.... Było nas około trzech stów. Jest nas obecnie niecałe dwadzieścia osób. Walczyliśmy z bestiami i nieumarłymi... Ale na szczęście siły Beliara zostały pokonane... Ale ten koszt - pokręcił głową - Ziemie orków prawdopodobnie też są zniszczone.
Trzy dni od naszego grodu zaatakowały nas dziwne istoty... Ni to ludzie ni to elfy. Pojmaliśmy kobietę. Nie mieliśmy żadnych strat prócz ładnego namiotu. O tyle chujnia, że należał do jednego z naszych zaprzyjaźnionych rodów, wiesz, Greengrassów z Doliny. Ale mniejsza z tym. Mam tu mapę... - wyjął zza pazuchy na szybko, aczkolwiek z doktorską dokładnością przerysowaną mapę. Wręczył ją ojcu - Co o tym sądzisz? Dam sobie kutasa obciąć, że to zwiad. Tylko pytanie kogo i poco?

I czemu w naszym grodzie jest tak pusto? Oczekiwałem tu tłumów po Pierdnięciu Beliara. I co z naszym rodzeństwem? I jakie masz plany...

Vanilla - 2013-02-24, 22:19

-Widzisz, synu, gdy ciebie nie było sporo tu się zmieniło - zaczął Rhaegar, na pytanie o gród - Były zamieszki, straszne zamieszki, nie oszczędzali nikogo. Wszystkie miasta - Port, Bolgoria, ucierpiały. W końcu doszliśmy do jakiegoś ładu, jednak nasz gród też zaatakowano. Strat dużych nie było, nie.. Ale uszkodzeń nie naprawiliśmy do tej pory.

Zamilkł na chwilę i kontynuował.

-O komnaty dla twoich towarzyszy nie martw się, tu ich pełno. Nie wiem czy wiesz, złoto na tych terenach nie znaczy już nic. Jedynym źródłem przychodu jest żelazo. Sporo, sporo osób - tym twoje rodzeństwo - ruszyli do Kopalni za chlebem. Jeszcze tam są; widujemy się gdy przybywają. Twoja matka właśnie choruje; czarodziej który przybył tutaj schronić się przed linczem mówi że będzie dobrze. Jeśli kiedyś myślałeś że dożyjesz końca świata, właśnie się to spełniło.

Widząc lekkie znużenie w oczach Baldwina stary przeszedł do rzeczy:

-Żeby móc w ogóle robić cokolwiek, potrzebujemy więcej ludzi. Bez twoich towarzyszy i licząc nas mamy tutaj 15 osób. Palisada wymaga naprawy, podobnie jak chaty. Dobrze byłoby też pozyskać jakieś wpływy. Większość tych które mieliśmy stopniała; choć mam jeszcze kilka dobrych kontaktów zarówno w Bolgorii jak i w Porcie. Potworów raczej się nie boimy, nie zapuszczają się tutaj; na wilki wystarczy to - machnął ręką pod ścianą. Baldwin rozpoznał starą, ale dobrą kuszę, która niejednemu wydatnie skróciła żywot - Sam mam zbyt mało ludzi by coś zdziałać; ale cieszę się że jesteś tu, synu. Pomożesz nam z pewnością.

Rhaegar wziął teraz w ręce mapę.
-Ciesz się; niewielu bowiem orientuje się gdzie tak naprawdę żyjemy. Wygląda to rzeczywiście jak mapa. To pasmo górskie - mruknął, jadąc palcem z północy na południe - to góry w których żyjemy. To jest morze, blisko którego to wszystko się dzieje. Nie są tu zaznaczone, ale tu i tu znajdują się Port i Bolgoria. Martwi mnie ten X - z tego co wiem są to lasy po południowej stronie gór. Przypominam sobie że leśnicy tam, jeszcze za Cesarstwa, karczowali bez kłopotów i nic ich nie napadało. Widać czasy się zmieniły. Może ten ludek też ucieka przed Beliarem? Niewiele ci na ten temat mogę powiedzieć; po prostu znam się na nieco innych rzeczach. Spróbuję jednak poszukać - wskazał tutaj na tomiszcza umieszczone na półkach. Wybacz że nie ugoszczę was ucztą, ale nie mamy na tyle żywności by było jak kiedyś. Wszystko zahacza o to cholerne żelazo..

MrocznyKefir - 2013-02-24, 22:35

- Mamy tutaj czarodzieja ? - mruknął lekko - Może wprowadzimy naszą więźniarkę. Możesz Uczony będzie wiedział, cóż to za język...
Dobra, wiem co możemy zrobić - zaczął mówić po chwili namysłu - Więc łącznie mamy 30 ludzi razem z moimi. Możemy albo zacząć odbudowywać gród i sprowadzać wieśniaczków. Zawsze możemy wprowadzić system feudalny - oni obsiewają pola, my ich chronimy. Wszyscy będą składać Tobie hołd lenny, a tereny dasz pod dzierżawę wojakom moim i swoim.
Inny pomysł to zdobycie jednej z bardziej neutralnych kopalń. W sumie nie dziwi mnie spadek wartości monety - w końcu nie ma mennic, a 99% miejsca eksportu upadło. Trzeba również ogłosić ludziom, że się odbudowujemy. Trzeba sprowadzić starych osadników.
Gdy już się ustatkujemy ja i kilku moich ludzi wyruszymy sprawdzić punkt X. To mogą być przyjaciele ale i wrogowie. Ewentualnie jeśli dasz mi... pięć koni mogę to sprawdzić od razu.
Osobiście uważam, iż powinniśmy zacząć od odzyskania starych wpływów. Wysłać moje siostry do twoich przyjaciół. Do twojego najlepszego możemy iść we dwoje.
Decyduj ojcze. Wychowałeś mnie, dałeś mi możliwość nauki. Pokłóciliśmy się kiedyś. Ale zawsze cię kochałem. I kocham jako rodzica. I jestem ci winny posłuszeństwo.
Mów, a będzie wykonane - po czym wstał i klęknął przed ojcowskim obliczem - Ród Bordword znów odzyska dawną chwałę - dodał ciszej.

Vanilla - 2013-02-24, 22:47

-Pięciu koni nie dostaniesz, mam dwa. Tu się nie pali. Z tym hołdem lennym to nie byłby zły pomysł, tylko przekonaj proszę wieśniaków żeby się tutaj zjawili.. Wszyscy wolą kopać w kopalni, jest jedzenie, jest i jakaś narkotyzująca wódka. Wynalazek samego diabła, psia mać. Nie ma tu neutralnej kopalni, można taką założyć, tylko bez inżynierów to niewykonalne. Musimy mieć pieniądz. Jeśli chcemy do zdobyć produkując żywność, musimy przelicytować Port, który Bolgorii ją dostarcza. Swoją drogą Port już dawno opracował ten twój 'system feudalny' - mają naprawdę mnóstwo żołnierzy, kilka razy więcej nawet niż sama Bolgoria. Ich głównym zajęciem jest właśnie "ochrona" wieśniaków. Ponoć Kopalni się to bardzo nie podoba, może mógłbyś porozmawiać z Regentem Mophiusem, władającym Kopalnią i zaoferował się kontrować Port, choć ciężko byłoby ludzi do tego przekonać. To mój dawny przyjaciel i mam nadzieję że nam pomoże.

Zróbmy więc tak. Najpierw załatw temat więźniarki. Nie chcę aby ktokolwiek ją próbował odbić, nie chcę tracić ludzi. Napiszę ci list do Regenta. Idź, omów z nim ten temat, może będzie miał jakiś dobry pomysł. Od tego właściwie będzie zależało co zrobimy. W międzyczasie odnajdź w Kopalni swoje rodzeństwo; niech wracają. Może przy większej liczbie rąk będzie można obsiać pola i przynajmniej w tym względzie bylibyśmy samowystarczalni...

MrocznyKefir - 2013-02-24, 22:52

- Dobra. Niech jakiś twój sługa przyprowadzi do mych starych komnat czarodzieja i więźniarkę. Postaram się to już dziś załatwić. Wyruszę pojutrze o świecie. Wezmę ze sobą dwóch ludzi. Niech ktoś nam załaduje trochę prowiantu. Jeden koń starczy w takim razie...
Dobrze ojcze, wykonam twoje zadania. Do jutra - pochylił się lekko i odszedł...

****
Jego stare komnaty były takie jak je zapamiętał. Trochę książek, palenisko, stara broń i rośliny....
Po jakimś czasie wszedł Mag i więźniarka.
Czarodzieja powitał twardym, męskim i żołnierskim powitaniem a więźniarkę skinieniem głowy i lekkim uśmiechem.
- Bez pierdolenia, o uczony. Ta kobieta nie umie mówić w języku powszechnym. Czy mógłbyś stwierdzić kim jest, czy jest człowiekiem oraz w jakim języku mówi?

Vanilla - 2013-02-24, 22:57

-Nie jestem żaden uczony, synku, jestem Sparlock: czarodziej-wojownik! Trochę szacunku dla starszych i bardziej doświadczonych od siebie.

Podszedł do kobiety i przyłożył rękę do jej policzka, zdejmując trochę farby. Zacukał się i rzucił jakieś zaklęcie. Następnie popatrzył się jej w oczy, obserwując je dokładnie, zaglądając i przeglądając. Kobiecie sprawiło to zdecydowany dyskomfort, jednak nie protestowała - nie była w sytuacji do protestowania. Chwilę potem wziął w palce materiał jej bluzki, badając jego właściwości.

W końcu uśmiechnął się spod białych wąsów. Wypowiedział kilka słów, zacinając się, w nieznanym Baldwinowi języku. Spowodowało to ożywioną reakcje kobiety, która po prostu zalała go potokiem słów.

-Nic z tego nie rozumiem, synku, ale przynajmniej wiem jedno. Zasadniczo nie jest człowiekiem, jest driadą, a mówi w języku swoim, z któregoż to znam tylko wcześniej wypowiedziane zdanie. Powiedz mi proszę; w jakich okolicznościach się do was przypałętała?

MrocznyKefir - 2013-02-24, 23:01

- Driada? - niemalże wykrzyknął Baldwin - Czy ty się kurwa najebałeś?... Chociaż nie, nic mnie już nie zdziwi. Ja i moi ludzie zostaliśmy przez nich zaatakowani trzy dni od Grodu. Podpalili nam jeden namiot. Ją się udało pojmać. Postrzeliliśmy ją i nie mogła uciec. Wiemy skąd są - pokazał mu mapę - to tyle. Nie możesz jej nie wiem, wejść do głowy i spróbować czegoś się dowiedzieć...
I tak w ogóle... Mógłbyś mnie pouczyć tych magicznych sztuczek? Przydałyby się, dziadku.

Vanilla - 2013-02-24, 23:11

-Jak masz wolne 10 lat to bez problemu - odrzekł czarodziej - Wejść do umysłu nie potrafię, ale strzelić kulą ognistą to i owszem. Problem polega na tym że z tego co wiadomo driady żyją tutaj - przesunął palcem na stół, jakby chciał wskazać na nieistniejące przedłużenie mapy - Problemem jest więc to że zaatakowały was w górach. To może znaczyć że się tutaj przesiedlają, a to będzie pewien problem, bo pewnie zaatakują też innych. Nie wiem o nich wiele, ale znam legendy, a i tych dość mało..
MrocznyKefir - 2013-02-24, 23:14

- Legendy to ważne źródło wiedzy - odrzekł poważnie Baldwin - trzeba je tylko uważnie i pod kontem symboliki zbadać. A nie masz jakiś sztuczek na poczekanie? Nie chodzi mi o pioruny czy wywoływanie orgazmu za pomocą uśmiechu. Ta wiedza będzie przydatna. Powiedz to dziadku mojemu ojcu jutro. I nikomu więcej... <to będzie dobra karta przetargowa dla Regenta - pomyślał>.
Zajmiesz się nią, jeśli mogę cię o to prosić - dodał po chwili - Spróbuj wymyślić jakiś sposób komunikacji między wami. Tylko jej nie chędoż. jaja ci utnę jak to zrobisz. Możecie odejść.

Vanilla - 2013-02-24, 23:17

-Tylko synku za dużo tam nie opowiadaj. Nie masz pojęcia ilu czarodziejów zginęło jako kozły ofiarne za ten Rozbłysk - mruknął na odchodne. W końcu odeszli.
MrocznyKefir - 2013-02-24, 23:21

- Domyślam się....

*********************
Odpoczął dzień. Następnego dnia wyruszył do Regenta razem z Teemem - najlepszym kusznikiem kompanii i Bogusiem - najbardziej uczonym członkiem po Baldwinie oraz ich medykiem. Nie był już potrzebny w Grodzie gdyż był tam szalony czarodziej....

<Jeśli nic się nie wydarzyło w trakcie podróży to przejdźmy do rzeczy xd >

Vanilla - 2013-02-24, 23:25

Podróż minęła zupełnie spokojnie.

<Jesteś w Bolgorii. Napisz tutaj jeśli wrócisz>


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group