End of Days

Misje - Gorąca paczka - Altaris

Vanilla - 2013-01-30, 08:36
Temat postu: Gorąca paczka - Altaris
Przechadzając się w okolicach między Rynkiem a dzielnicą Cartera Altaris dostrzegł niecodzienne zjawisko; mianowicie kobietę eskortowaną przez grupę uzbrojonych strażników. Jasne włosy, bogate, białawe szaty; władczość i pewność siebie utwierdziły go w przekonaniu, które już od kilku dni chodziło mu po głowie. Kobieta miała na sobie kaptur; co przechodniowi uniemożliwiałoby zidentyfikowanie tej osoby.

Elf nie był pewien; mógł mieć tylko przeczucia.

Strażników było pięciu, wszyscy z mieczami, dwóch oprócz tego miało przypięte na plecach kusze. Kobieta zdążała w kierunku północnych peryferiów miasta od wschodniej strony rzeki.

Altaris - 2013-01-31, 22:08

Wojownik stanął niczym spiżowy posąg, a jego żółtawe oczy spoglądały w kierunku kobiety. Nie patrzyły jednak na nią, lecz przez nią, świdrując zakapturzoną postać na wylot. Jego oko przymrużone teraz nie co zlustrowało całą obstawę. Podniósł lekko kołnierz, by zasłonić twarz i rozpoznając w tłumie przyjazną twarz skinął do Andariela. Uśmiechnął się lekko, przebiegł palcami niespokojnie po rękojeści miecza i ruszył spokojnym krokiem za tą małą grupką ludzi. Jeżeli się nie myli, to właśnie znalazł Cesarzową - ciemiężycielkę ludu elfów i dyktatorkę, renegata. Strażników było pięciu, w tym dwóch strzelców? Czy dadzą sobie radę? Jednooki skinął na Lucjusza, który w tej ludzkiej lawinie twarzy odpowiedział uśmiechem.

Czas zapolować...

Andariel szedł bokiem uliczki, obserwując równoległego do niego Lucjusza i podążającego bardziej z tyłu, za oddziałem Jednookiego. Ludzi było sporawo, więc bez przeszkód mógł lawirować między nimi niezauważony. Nie przypatrywał się też grupce. Po prostu nie chciał być zauważony. Spoglądał na tyle często, by ich nie zgubić z oczu. Zbliżali się do peryferii - jeszcze kilka kroków i sprawdzą, czy to Cesarzowa, czy nie.

Szli tak, by trzymać kobietę i jej eskortę w trójkącie, ale ich przeciwnicy mieli dwukrotną przewagę. Na razie wystarczało także czekać.


A Jednooki brnął dalej ze spuszczoną głową, czując wibracje od strony Lucjona, który śmiał się cicho pod nosem i cieszył na nadchodzącą bitkę. Dawało się też wyczuć, że Lucjusz wyraźnie poweselał na wieść o walce.

Vanilla - 2013-02-01, 17:05

Grupa kierowała się w kierunku pola namiotowego. Altaris, Lucjusz i Andariel trzymali grupę w trójkącie, starając się zręcznie manipulować między uliczkami dzielnicy do niedawna Dotrisa. Altaris wymienił się pozycją z Andarielem by spróbować spojrzeć kobiecie prosto w twarz. Spod kaptura zobaczył tylko warkocz jasnych włosów, oraz fakt że mężczyźnie idącemu z przodu wydała jakiś rozkaz. Nie usłyszał go - może za cicho, za duży szum od otoczenia, widać było jest autorytarny, nie znoszący sprzeciwu gest. Strażnik wymienił się błyskawicznie pozycją z innym.
Altaris - 2013-02-01, 18:07

Oko elfa rozszerzyło się nieco, gdy dostrzegł jasny warkocz. To dawało jeszcze większe prawdopodobieństwo, że kobieta jest Cesarzową. Tak, Cesarzową niedawno upadłego przez Błysk państwa, które było najbardziej wpływową siłą w Eredanie. Do czasu...

Widząc zmianę pozycji całej grupy zmrużył oko. Czyżby odkryli, że są śledzeni? Pomimo tego, że patrzył ukradkiem, mogli go dostrzec, prawda? Tak czy inaczej musiał dosięgnąć sedna sprawy i dopiąć swego. Czy uda mu się w końcu dorwać i uwięzić kobietę? Nie tylko Carter, ale i Regent oraz Cesarzowa Nina byliby z niego dumni i zasypali go pochwałami, tytułami i bogactwem. Mógłby w końcu wynająć statek, kilkunastu zbirów i popłynąć... Ale czy to na pewno ona?

Jedyne, co było możliwe, to czekać. Skoro kierują się na Pole Namiotowe, to może chcą już opuścić miasto, albo skryć się wśród namiotów? Altaris niezauważalnie zwolnił kroku i zrównał się z Lucjuszem.

- Idź, biegnij do patrolów pomiędzy miastem a polem namiotowym. Zbierz koło sześciu ludzi, niech zajdą drogę cesarskiej eskorcie towarzyszącej kobiecie w białym płaszczu... Kryptonim Kajdany - dodał na końcu i wrócił na swoją pozycję. Jeżeli dobrze pójdzie, to Lucjusz oraz dwójka elfów zadbają o to, by Cesarzowa była w potrzasku.

Vanilla - 2013-02-01, 21:38

-Jasne - odrzekł, ruszając szybko. Chwilę potem znikł z pola widzenia Altarisa, klucząc znacznie zręczniej niż on sam byłby to w stanie zrobić. W dalszym ciągu wraz z Andarielem utrzymywali pozycję z tyłu, mając nadzieję że Lucjusz w końcu zajdzie z oddziałem.

Lucjuszowi zajęło to dłużej niż sądzili, Grupa zdążyła wejść już na pole namiotowe, gdy z naprzeciwka pojawił się Lucjusz z oddziałem straży.
-Dzień dobry - zaczął...

Altaris - 2013-02-01, 23:10

Jednooki stanął gdzieś na uboczu grupy. Spojrzał znacząco na Andariela, a potem na Lucjusza, wpatrując się w zakapturzoną postać. Rozejrzał się wokół siebie, czy gdzieś nie czają się cesarscy, lub inni wrogowie, jak magowie, plugawe psy Beliara i inne poczwary. Odczekawszy krótką chwilę zostawił Andariela z wyciągniętym łukiem i dobył Lucjona, zbliżając się do korowodu i stając równolegle do Cesarzowej, tuż obok jej eskorty.

- Dzień dobry, tutaj kapitan Straży Portowej Jednooki. Wobec nowych przepisów mamy sprawdzać każdą większą, podejrzaną grupę. A uzbrojeni Cesarscy są na tyle podejrzani, by ich zatrzymać - zaczął spokojnie elf. Jego dłonie nerwowo przebiegły po rękojeści. Nie wiedział, czy mu się uda, ale jeśli tak, to czeka go tak czy inaczej niezła bitka. Uśmiechnął się lekko i zaczął wytrenowanym, znudzonym i pełnym pożałowania głosem - Proszę się przedstawić, podać powód opuszczenia naszych skromnych progów i powód obnażonych mieczy - zaczął, gotowy do tego, aby uchronić się unikiem przed atakiem i wykonać parujące wytrącenie broni najbliższemu Cesarskiemu. Mieli ich wziąć żywcem.

Vanilla - 2013-02-01, 23:44

Strażnik stojący z przodu chciał się odezwać, jednak kobieta błyskawicznie go uciszyła.

-Proszę nas przepuścić i schować broń - dobiegł Altarisa władczy i nieznoszący sprzeciw głos - Nie chcemy wyciągać konsekwencji wobec Straży tego miasta. Nie macie prawa przetrzymywać tu nikogo wbrew jego woli.

Kobieta popatrzyła się głęboko w oczy elfowi. Czuł przez chwilę że spojrzenie jej błękitnych oczu świdruje go aż w tył czaszki. Zacisnęła nieco zęby, przybierając pogardliwy i władczy wyraz twarzy.

Altaris - 2013-02-02, 00:18

Jednooki ściągnął kaptur, a jego oko zmieniło się w toksyczną, żółtą przestrzeń. Uśmiechnął się szyderczo i złowieszczo, a z jego gardła rozległ się bojowy okrzyk do oddziału Straży, który stał obok. Lucjusz powinien ich także poinstruować odpowiednio. Cesarscy nie powinni umrzeć - każdy może posiadać przydatne informacje.

- Żywcem brać! Wszystkich! - krzyknął i runął na najbliższego przeciwnika, z wykrokiem spadając na niego z uniesionym mieczem. Nie uderzył go jednak klingą, lecz końcem rękojeści uderzył z góry w hełm, by obracając się na drugiej nodze i skręcając się w tułowiu wybić mu zęby łokciem. Próbował dostać się do Cesarzowej, nie zabijając nikogo z grupy.

Andariel napiął łuk i zaklął, po czym zmienił broń na miecz i ruszył w wir walki, próbując zebrać na sobie uwagę tylnej straży eskorty i powytrącać im bronie z rąk. Wątpił jednak, że mu się to uda. Po prostu chciał jakkolwiek wspomóc działania Altarisa, któremu wyrwało się w rozgardiaszu:

- Zbić, nie zabić!

Vanilla - 2013-02-02, 00:24

Altaris rzucił się w prawo na jednego ze strażników, tego stojącego obok. Ten błyskawicznie zasłonił się mieczem.
turlamy
Moment ten wykorzystała kobieta, wymierzając mu cios w bok z łokcia i ruszając pełnym pędem przed siebie. Tamta strona była obstawiona przez dwóch strażników, ominęła ich po łuku znajdując się teraz prostopadle do linii Straż-Cesarscy.

Andariel, osamotniony, rzucił się na wroga od tyłu. Nie byli oni przygotowani na taki cios, jeden z nich padł oszołomiony. Był to teraz kłopot, gdyż swoją broń wymierzył w niego inny, zaś pozycja elfa była odsłonięta.

Strażnicy dobyli broni na czele z Lucjuszem. Było ich czterech, łącznie pięciu. Ruszyli na wrogów, zamiarując się bardziej staranować aniżeli ranić ostrzem żelaza..

Altaris - 2013-02-02, 00:55

Altaris zaklął z bólu i rzucając za kobietą przekleństwem runął schylony do przodu, by po chwili się wyprostować i używając swojej szybkości uciec przed ostrzami Cesarskich, a dogonić uciekającą kobietę. Niewątpliwie miała po co uciekać, a on nie zamierzał puścić płazem krzywd, jakich Cesarstwo dopuściło się przez ostatnie stulecia względem elfów, po zakończeniu rządów króla Hereka. Jednooki zostawił wszystko za sobą i biegł z obnażonym Lucjonem za kobietą.

Andariel widząc, że jest odsłonięty spróbował zrobić unik, skacząc do przodu i lądując na ziemi chciał wykonać przewrót. Po owym akrobatycznym wyczynie próbował sparować prawdopodobnie nacierający cios i swoją taktyką wytrącić potężnym uderzeniem w jelce broń z dłoni Cesarskiego. Próbował ich rozbroić lub zająć uderzeniami, kierując plecami ku Strażnikom. Będąc jako takim szermierzem mógł także spróbować uderzyć mężczyznę płazem, by go skutecznie ogłuszyć.

Vanilla - 2013-02-03, 00:33

Altaris został puszczony przez strażnika. Teraz widząc przewagę, cesarscy zaczęli rzucać broń. Nie wiedział jeszcze o tym ten stojący tyłem, jednak szybko - tuż po tym jak kilkukrotnie wyprowadził cięcia które sparował Andariel - strzelono mu płazem przez łeb i osunął się na ziemię z widocznym krwawieniem.

Kobieta zostawiła resztę drużyny w tyle. Biegła zaskakująco szybko i zwinnie, klucząc między namiotami, przeskakując nad skrzyniami i śpiącymi na ziemi. Altaris miał znaczne problemy żeby ją dogonić, mało tego, noga poślizgnęła mu się w piachu, dzięki czemu stracił do niej kilkanaście metrów...

Argon - 2013-02-03, 01:10

Zwabiony zamieszaniem ludzi w okolicy i zbiegowiskiem strażników Argon przybył w miejsce zdarzenia. Od razu dostrzegł tego przeklętego elfa, który wszędzie wsadza swój nos. Im dłużej przebywał w jego otoczeniu, tym bardziej drażniła Argona aura, którą wyczuwał od jego miecza. Ale może warto by spróbować wykorzystać zaangażowanie sługi dobrego boga i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Argon nie wiedział, jakimi motywami kieruje się elf w stosunku do Cesarzowej. Możliwe, że to wyłącznie pragnienie zemsty, chęć zasłynięcia w świecie lub po prostu wzbogacenia się na tym. Zresztą nic nie stoi na przeszkodzie, by później zabić i Jednookiego.

Tak czy inaczej, Argon z odległości śledził wymianę zdań z zakapturzoną postacią. Dyskretnie wyciągnął gogle by zobaczyć, czy ma do czynienia z tą samą magiczną aurą, którą zobaczył u rudowłosej porucznik. Przez chwilę przez głowę Argona błysnęła myśl, że to może być zasadzka na jego osobę, zważywszy determinację tego półślepego elfa. W razie czego miał pomocnika w postaci doświadczonego maga. Rozmyślania przerwał mu nagle zwrot akcji, gdy kobieta zaczęła uciekać.

- Biegnij w stronę wyjścia i spróbuj zagrodzić jej drogę ucieczki. – mruknął do Sharina. Wiedział, że w zbroi płytowej będzie od maga wolniejszy, ale może mógł ją namierzyć dzięki goglom. Sam Argon ignorując straż ruszył w stronę pościgu za kobietą, wykorzystując ewentualny tłum do odwrócenia uwagi od siebie.

Avenker - 2013-02-03, 01:15

Wędrując przez pole namiotowe półelf natknął się na Argona. Postanowił razem z nim ruszyć i zbadać zamieszanie w okolicy pola namiotowego, ciekawy co się dzieje. Po chwili wszystko było jasne. Znaleziono Cesarzową. No i za jednym razem jednookiego cwelfa. No cóż, takiej okazji nie można przepuścić. Sharin zgodnie z myślą Argona ruszył za kobietą starając przewidzieć jej drogę i zagrodzić ją.
Vanilla - 2013-02-03, 01:33

Do pościgu dołączyli się w ostatniej chwili, już za późno aby móc zastąpić drogę kobiecie. Teraz starali się odciąć jej drogę ucieczki na południe miasta. Zobaczyła wojownika w grafitowej szacie i jakiegoś zakapturzonego półelfa - to nieistotne - zobaczyła dwóch mężczyzn w biegu. To wystarczyło jej aby kluczyć po namiotach w stronę północną. Widząc Altarisa, najlepszą opcją będzie pościg chowając się na zachód od niego, za namiotami. Sam elf najpewniej ruszy najkrótszą drogą. Cesarzowa prędzej czy później się zmęczy..

Sharin, Altaris i Argon mijali mnóstwo ludzi. Większość była po prostu zdziwiona takimi biegami na przełaj, ale ich standardowe wyposażenie - ciężki pancerz apatii - dusił i mordował jakiekolwiek zainteresowanie, gdy znikali im z pola widzenia.

Argon, który w biegu dobył gogli, nie stwierdził aby z kobiety sączyła się jakakolwiek aura magiczna.

Altaris - 2013-02-03, 09:28

Jednooki brnął z obnażonym Lucjonem za kobietą. Jeżeli to nie Cesarzowa, to mogła to być przecież Śnieżynka. Posiadając ją w więzieniu złapanie prawdziwej Cesarzowej będzie bardziej prawdopodobne. A jeżeli to Cesarzowa? Pragnąca ucieczki z Portu, nie posiadając dostatecznie dużo mocy by walczyć. Może też nie chcieć, aby ją rozpoznano, chowając swoje umiejętności magiczne. Śnieżynka, Cesarzowa, czy nie, była to Cesarska, która była bardzo ważna dla obowiązków kapłana Obaliana...

Elf widząc, jak gdzieś za nim przez tłum przedziera się osoba w ciemnym pancerzu zaklął szpetnie, przekleństwem godnym rubasznego krasnoluda i brnąc dalej przez zęby dodał - Jeszcze tego chuja brakowało - trzeba było przyznać. Bardzo irytował się biegami na przełaj i przeszkadzaniem mu w pracy, no ale cóż. Jeżeli kobieta zechce walczyć, będzie potrzebował wsparcia. Oczywiście, zabije go... Ale potem.

Spróbował pobiec wąską ścieżką pomiędzy rzędami namiotów, z dala od głównych dróg. Będzie miał mniej miejsca do biegu, ale jest tam także mniej osób i mógłby to nadrobić. Powinno tam także być bardziej ubite podłoże. Zauważył, że kobieta niedługo wbiegnie w dolinę, oddzielającą Port od dalekich pustyni. I co wtedy? Będzie jej szukał? Nie miał żadnego wsparcia...

Andariel rozejrzał się nerwowo i nie widząc nigdzie Altarisa pomógł z Cesarskimi, po czym chowając miecz ruszył na Pole namiotowe, próbując odnaleźć biegnących i pytać się po drodze ludzi, gdzie pobiegli. Kierował się automatycznie na zachód, w kierunku wyjścia z pola namiotowego...

Argon - 2013-02-03, 12:08

- Z drogi! – krzyknął złowrogo Argon do gapiów przed sobą.

Przepychając się przez tłum ludzi biegł ile sil w nogach. Może jego pancerz znacznie go obciążał, ale nadrabiał to wytrzymałością i kondycją. Nie spuszczał wzroku z uciekinierki, nie mógł jej zgubić. Nie miał nawet czasu by zobaczyć, gdzie znajduje się straż. Nie próbował biegu na skróty, zdeterminowany podążał tą samą drogą co ona, sugerując się wzburzonym jeszcze tłumem, przez który musiała przebiegać.

Jeśli przed kobietą dostrzeże jakiekolwiek zwierzę, momentalnie wtłoczy mu do świadomości chęć ataku, lub chociażby spowolnienia uciekiniera. Znajdowali się w obozie uchodźców, gdzie trudno o jakieś zwierzęta, ale mogły to być chociażby wrony, które z mordem w ślepiach pognałyby w stronę twarzyczki.

W międzyczasie Zaprzysiężony zbierał w sobie mroczną energię, by w dogodnym momencie rzucić zaklęcie splunięcia. Celował w nogi Cesarzowej, mając nadzieję, że spowoduje chociaż zmęczenie mięśni.

Vanilla - 2013-02-03, 23:23

Gapie nie stwarzali Argonowi żadnych trudności. Nikt nie chciał być staranowany przez potężnego mężczyznę w pełnym biegu. Zarówno Argon, Sharin jak i Altaris nie mieli problemów z samym biegiem. W końcu spostrzegli w oddali skład wozów, znajomy już Argonowi. Kobieta dobiegła do niego, stawiając na nogi dwóch mieczników stojących przy nim. Cywile jedynie z oddali patrzyli się o co tutaj chodzi.

Argon zauważył że z ostatniego wozu sączy się jakaś energia magiczna, znajoma mu.

Stanęła za dwoma strażnikami, którzy zagrodzili drogę ścigającym. Byli oni teraz w pewnej odległości. Dalej nie uciekała, stojąc przy wozie i patrząc się tylko niespokojnie.

Argon i Sharin byli z prawej strony, przy jakichś namiotach, dokładnie widząc sytuację. Altaris był bardziej z lewej, także widząc ich reakcję. Nie byli bezpośrednio przy strażnikach, którzy sami póki co nie dostrzegali zagrożenia, patrząc się tępo przed siebie.

Altaris - 2013-02-04, 18:57

Elf zatrzymał się i odetchnął, przystając wśród namiotów i korzystając z tego, że był mało widoczny postępował szybkim, stanowczym, aczkolwiek spokojnym krokiem w kierunku wozów. Gdzieś tam kryła się Cesarzowa. Bardziej jednak niepokoił go fakt renegata i czaromiota. Zastanawiało go, skąd znowu wziął się ten przeklęty czarnoksiężnik, kumający się ze zdrajcami i tchórzami, takimi, jak owy upadły paladyn. Gdziekolwiek by nie pojawiły się kłopoty, to mag zawsze tam jest. Ktoś podpali magazyn - on tam jest, ktoś zabija ludzi na peryferiach - on tam jest, ktoś atakuje obrońców Portu - on tam jest. A teraz znowu pojawia się w nieodpowiednim miejscu i momencie. Jednooki będzie musiał pogawędzić na ten temat z Carterem...

Zrobił dziwny grymas w tamtym kierunku - mag i Beliarowiec razem w zmowie. Nie wróżyło to za dobrze dla obrony Bolgorii przed Panem Ciemności. Jednooki zastanawiał się, jak czarodziej uciekł spod żelaznej ręki więziennictwa. Tak czy inaczej, jeżeli zaatakuje posłańca Obaliana, to tym razem wojownik zadba, żeby został zamknięty w więzieniu. Lub zabity...

Szedł na około, swobodnym krokiem, jak gdyby nigdy nic, próbując przekraść się za wozy. Jak gdyby szedł tam z dobrymi zamiarami nawet jakby swobodnym krokiem skierował swoje stopy do jakiejś kryjówki tuż przy wozach. Skoro pojawiła się tutaj ta dziwna, chyba homoseksualna para dziwolągów nie pasujących do tego społeczeństwa, to mieli też w tym jakiś swój udział.

Prawdopodobnie zależało im albo na pojmaniu Cesarzowej, albo na jej zabiciu, albo obronie. Trzecie jednak raczej wypadało z gry - Beliar to wróg Cesarzowej. Przecież.

Tak więc wolał, aby to oni zaatakowali pierwsi, a on będzie stał i się przypatrywał, aż wyskoczy, gdy wszyscy Cesarscy będą martwi i zabierze Cesarzową. Prawdopodobnie przyjdzie im skrzyżować miecze. Ale czy po, lub śmierci Cesarzowej, to już wola bóstw.

Avenker - 2013-02-04, 19:46

Cholera, wymknie się. Mimo dobrej kondycji Sharin nie mógł dogonić Cesarzowej, nie mówiąc już o ubranym w ciężką zbroje Argonie. Musiał coś wymyślić. Przez chwilę, ciągle biegnąć, rozważał rzucenie Kuli ognistej albo innego zaklęcia, jednak szybko odrzucił te koncepcje. Niepotrzebnie by zwrócił uwagę innych, miał już dość problemów w Porcie. Wpadł za to na inny pomysł, również ryzykowny ale mogący wypalić.

Jeszcze przez chwilę biegnąc półelf skoncentrował się, sięgając po zapasy magicznej energii. Mag poczuł, jak magia rozpływa się po jego ciele, rozgrzewając zmęczone mięśnie. Jednak to pewnie nie wystarczy. Musiał wykorzystać wszystkie swoje asy, pewnie drugiej szansy nie będzie miał. Jeszcze chwilę koncentrował się powtarzając słowa zaklęcia, które przed chwilą przygotował.

Nagle Sharin zatrzymał się, równocześnie wykonując lewą dłonią w powietrzu szybkie gesty. Drugą rękę zacisnął na rękojeści miecza, czując jego delikatne drżenie i mrownienie palców. Cesarzowa na pewno mogłaby pokonać jego zaklęcie, ale teraz, gdy się skoncentruje wykorzystując element zaskoczenia może się udać. Gdy czuł w ciele wystarczająco dużo mocy magicznej Sharin wypowiedział słowa przepełnione energią, jednocześnie lewą ręką wskazując uciekającą Cesarzową. Przez chwilę czuł wspaniałe uczucie, gdy magia przepływała przez każdą komórkę jego ciała, ulatniając się razem z zaklęciem a następnie momentalnie otoczyła postać Cesarzowej z zamiarem unieruchomienia jej.

Po rzuconym zaklęciu maga zalała nagła fala zmęczenia. Przez chwilę półelf przyglądał się uciekającej postaci, oczekując na efekt swojego czaru. Następnie bez względu na powodzenie ruszył dalej w pościg.

Argon - 2013-02-04, 20:06

Widząc jak uciekinierka zatrzymuje się Argon także przestał gonić w jej kierunku. Próbował póki co nie zwracać na siebie uwagi, zwłaszcza, że kręcił się gdzieś tutaj ten elf przybłęda. Nie wiadomo w którym momencie będzie próbował go zaskoczyć i co chce zrobić z Cesarzową.

- Wyczuwam nieznaną energię magiczną dochodzącą z ostatniego wozu. To chyba ONA, lepiej bądź przygotowany na jej sztuczki. – powiedział półszeptem do Sharina.

Argon postanowił wykorzystać to, że cesarscy jeszcze ich nie dostrzegli. Poruszał się dalej prawą stroną, okrążając wozy cesarskich. Podkradł się i przystanął za jednym z wozów na skraju obozu, by zobaczyć jak reaguje reszta żołnierzy i ilu ich jest. O ile to możliwe próbował także dostrzec, czy magiczny cel jest w ruchu.

Vanilla - 2013-02-04, 20:59

Altaris zauważył jak Argon skrada się między namiotami by zajść namiot od tyłu. Śledzona kobieta mówiła coś do strażników, jednak nie dali radę tego dosłyszeć. W pewnym momencie stali się jakby bardziej czujni. Inni ochroniarze, znajdujący się na około wozu także wstali i zaczęli obserwować teren. Nie podkradnie się niezauważony.

Był ustawiony pod kątem prostym do linii Sharin-wóz. Nie widział nic niezwykłego, oprócz bandy cywilów, z piętnastu, która zasłaniała mu pole widzenia..

Sharin poczuł jak magia wysącza się z niego, nie zdążywszy unieruchomić kobiety zanim zajęła miejsce za strażnikami, patrząc się w ich stronę. Nie szkodzi, następnym razem pójdzie lepiej. W każdym razie nie ucieka.. Mag przycupnął za jakimś namiotem i patrzył jak kapłan oddala się, próbując okrążyć wozy.

Altaris dalej czekał na rozwój sytuacji.

Altaris - 2013-02-04, 21:15

Cesarzowa jest moja... Te wszystkie krzywdy wyrządzone elfom. Te wszystkie odmowy, które wyraziła dla Starego Królestwa, gdy elfy prosiły o pomoc w wojnie z Todorią, a Cesarstwo pławiło się w spokojnych czasach, gdzie ludzie chadzali spać bez strachu.

Zacisnąwszy mocniej dłoń na rękojeści świętego miecza, elf zmrużył oko i z lekkim gniewem wpatrywał się w zakapturzoną postać. Polował na nią już dobrze ponad kilka dni, a mimo tego dopiero teraz udało mu się ją odnaleźć. Co by było, gdyby ta Cesarzowa poderwała za sobą ludność Portu i spróbowała odbudować Stare Cesarstwo, wypowiadając wojnę rodowi Hereka i Cesarzowej Ninie? Musi ją zabić... Ale najpierw musi z niej wydusić to, jak oparła się mocy Beliara. Być może uda się z niej wyciągnąć mistyczną, kapłańską energię.

Andariel nadal biegł w tamtym kierunku, z zawziętym wyrazem twarzy poszukując cesarskich wozów, biegnąc po śladach, które zostawiali gapie, rozmawiając o przebiegających postaciach. Równie dobrze mógł to być ktoś inny, ale elf znał wejście do doliny i miejsce, w którym znajdował się szlak - przywędrowali przecież tą samą drogą do Portu.

Wyciągnąwszy łuk biegł, szukając Altarisa i Cesarzowej, zbierając po drodze jakieś wsparcie.


Jednooki podszedł do jednego z wozów i obszedł go dookoła, chowając Lucjona do pochwy i swobodnym krokiem wchodząc do obozu z uśmiechem. Gdyby ktoś próbował go zatrzymać pokazuje certyfikat kapitana Straży i uśmiecha się głupkowato z rękoma lekko wzniesionymi ku górze mówiąc, że szuka kobiety, która została tego dnia napadnięta i zapyta, czy jej nie widzieli, ponieważ Straż omyłkowo pomyliła ją z kimś innym i chciał za to przeprosić i sprostować tą sprawę, aby pan Carter nie wypadł w złym świetle przed przedstawicielami Cesarstwa.

Zawsze warto spróbować, przecież był na tylko doświadczony w boju, że poradzi sobie z cesarskimi nawet z gołymi rękami.

Vanilla - 2013-02-04, 21:45

Altaris podszedł do cesarskich, odstawiając swój cyrk. Podeszli do niego strażnicy, za którymi stała kobieta, patrząc się na niego podejrzliwie spode łba.

-Napadnięta, hę? Kapitan? - rzucił do niego strażnik sarkastycznie, taksując go wzrokiem.

Altaris - 2013-02-04, 22:23

Jednooki nadal miał podniesiony do góry rękawy. Jego nadgarstki były mocno skute karwaszami, więc nie miał, jak chować sztyletów w rękawach. A przynajmniej tak to wyglądało od strony strażników. Zrobił dziwnie zdziwiony i zakłopotany wyraz twarzy, patrząc na swoje dłonie i pokazując strażnikom najpierw ich wewnętrzną, a potem zewnętrzną część...

- Czy ja jestem kapitanem, czy nie jestem? Czy ja istnieję, czy to tylko iluzja? Czy może to nie ja steruję własnym życiem, tylko robi to ktoś inny, pociągając za sznurki i kierując mną, niczym kukiełką? - zapytał jakby sam siebie, ale równocześnie mężczyzn, po czym spojrzał na nich z uśmieszkiem godnym łotrzyka i dodał:

- Głupi ten, kto głupio robi. Wy macie swoją opinię, ja mam swoją. A z opinią, jak z kuśką- każdy ma swoją. No, chyba, że eunuch, skryty padalec albo kobieta - dodał trochę zakłopotany i udając wczuwającego się w swoją rolę kłamce, który ściemnia kontynuował. W każdej chwili przecież może się obronić, albo pokazać im dokument.

- Niech pan się tak nie patrzy jak na dzikiego! - mówił pełen ekscytacji i z dziwnie wymuszonym uśmiechem. Kątem oka spojrzał, czy Ci idioci, którzy mieli być jego mięsem armatnim już coś postanowili - Na plecach miecz noszę, bo mi wiosło ukradli i łódź jak cumowałem, to mi dali tu takie małe o takie to o, o... - zakończył, powoli i delikatnie, nie robiąc gwałtownych ruchów sięgając do kieszeni, wyjmując stamtąd dokument poświadczający o byciu kapitanem Straży.

- Ja tu tylko przejazdem, nie lubię przemocy, więc przyszedłem porozmawiać... A jest przecież tak dużo wspaniałych tematów! - dodał na koniec, marzycielskim wzrokiem lustrując nieboskłon.

Vanilla - 2013-02-05, 15:13

Strażnicy popatrzyli się na siebie, z minami pełnymi mieszanki zdziwienia i zdegustowania. Po prostu ich zatkało. Elf najwyraźniej zgrywał durnia..

-Facet - w końcu z oporem wydusił z siebie jeden - Powiedz o co ci chodzi, albo wypierdalaj.

Miny na ich twarzy zastąpił grymas niezadowolenia, a nawet zdenerwowania. Jeden z nich, stojący po lewej, położył rękę na rękojeści miecza.

Avenker - 2013-02-05, 16:51

Do licha, w końcu to Cesarzowa. Widocznie czary kogoś takiego jak Sharin spływają po niej jak woda. Kobieta dobiegła do wozów, chowając się za strażnikami. Półelf podszedł w pobliże, jednak by nie rzucać się w oczy strażnikom. Dostrzegł jak jednooki elf podchodzi. Mag stanął tak, by słyszeć przeprowadzaną rozmowę. Co za błazen!, pomyślał.

Sharin miał jeszcze jednego asa w rękawie. Szybko upewnił się, że nikt nie zwraca na niego zbyt dużej uwagi, a następnie skupił się na Cesarskich stojących przy wozach i przypominając sobie czar Rozproszenie Magii. Mag sięgnął po energię magiczną, jednocześnie wypowiadając cicho, lecz wyraźnie słowa zaklęcia i wykonując dłonią nieznaczne gesty. Po chwili poczuł euforię oznaczającą, że zaklęcie się udało. Jednak po Cesarskich nie dało się poznać skutków zaklęcia. Nic dziwnego. Nie zrażony półelf kontynuował swój plan.

Uważnie przyjrzał się wozom i przedmiotom znajdującym się w obozie strażników. Szybko wypatrzył stertę łatwopalnych materiałów, znajdujących się tuż przy wozach. Palący upał z nieba znacznie ułatwi mu realizację pomysłu. Szybko zebrał myśli, koncentrując się tylko na celu. Zagłębił myśli w odmęcie płonącej energii wewnątrz jego ciała. Poczuł ogień. Jednak nie czuł jego ciepła. Czuł tylko tętniącą moc, która aż się prosi, by ją wyzwolić. Czarodziej zaczerpnął małą część energii i skoncentrował się jeszcze bardziej. Cicho wypowiadając słowa przełnione władzą, które miały nadać kształt, poczuł przepływ energii przez jego ciało. Po chwili oddalony o kilkanaście metrów stos szmat i słomy zaczął płonąć, szybko zajmując to co było tuż obok - czyli wozy Cesarskich.

Argon - 2013-02-05, 17:33

Argon z lekkim zażenowaniem obserwował jak elf robi z siebie jeszcze większego idiotę niż był. Ale w sumie to odwróciło nieco uwagę o niego i Sharina, więc nie ma tego złego. Przyglądając się uciekinierce kapłan zacisnął rękę na jelcu swojego miecza, wtłaczając do niego zbieraną wcześniej mroczną moc zaklęcia splunięcia Ulurzish’a.

- Beliarze, wspomóż swojego sługę, by mógł wypełnić Twoją wolę… - szepnął do siebie.

Poczuł, jak po żyłkach miecza rozchodzi się seledynowa magiczna poświata. Jedno cięcie, a trucizna rozejdzie się po ciele ofiary niczym stado szarańczy.

Zaprzysiężony póki co czekał na rozwój wydarzeń, bacznie obserwując zachowanie żołnierzy, a zwłaszcza ruch w ostatnim wozie. Kątem oka obserwował gdzie udaje się Sharin. Postanowił póki co przebywać w jego otoczeniu w razie gdyby napatoczył się jakiś ciekawski cesarski.

Altaris - 2013-02-05, 18:18

- Ah, przepraszam... Chciałem sobie zażartować - powiedział nieśmiało elf drapiąc się z tyłu głowy i cofając o dwa kroki. Najwyraźniej obecni tutaj cesarscy nie byli zbyt mili. No, cóż. Jak to cesarscy. Pragnął jednak spróbować wejść do gniazda węży i dorwać najbardziej jadowitą żmiję z zaskoczenia, miażdżąc jej głowę. Co z tego, że ugryzie go w piętę?

- Chciałem jedynie porozmawiać z kimś, kto tutaj rządzi, bo mam sprawę od oligarchy Cartera - brnął dalej, na spokojnie, cofając się drugi krok, by nie sprowokować strażnika. Wprawdzie gdyby sprawy przybrały jakiś poważny obrót, może wykonać manewr taktycznego odwrotu za jeden z wozów i dobyć swojego ulubionego oręża - Lucjona.

Gdzie Ci Strażnicy? Mieli za mną podążać...

Vanilla - 2013-02-05, 18:49

Coś dyszącego pojawiło się za Altarisem. Był to Andariel. Zrównał kroku i łapiąc oddech wyprostował się. Czekał na dalszy rozwój sytuacji.

Sharin skupił moc i próbował ją przenieść bezpośrednio do kupy szmat jakieś 15 metrów od siebie. Niestety, rozproszenie było zbyt wielkie, magia ulotniła się ciepłą falą powietrza do przodu, nie wyrządzając nikomu krzywdy, ale i nie pozwalając na namierzenie pozycji półelfa.
-50 many

-W jakiej sprawie? - mruknął strażnik - Co to za zabawa?

Argon przygotował splunięcie. Powinno wystarczyć na obezwładnienie. Chyba.

Altaris - 2013-02-05, 21:30

- Miałem rozmawiać jedynie z przełożonym obozu... - odpowiedział prosto elf, ściągając ręce do dołu, trzymając je teraz swobodnie wzdłuż tułowia, wpatrując się teraz z większą powagą i opanowaniem w cesarskiego. Nie miał zamiaru już bawić się w teatrzyki, operetki i denne przedstawienia, gdzie kobiety są grane przez młodych, ludzkich chłopców przebranych w damskie fatałaszki. Powiedział krótko, w typowym dla niego chłodnym i groźnym wyrazie. Jako ekspert w dziedzinach zastraszania i wyzyskiwania informacji raczej nie złamie się pod odpowiedzią hardego spojrzenia strażnika. No, chyba, że zostanie przepuszczony.

Prawdopodobnie pół tuzina, może maksymalnie tuzin jest zdolny wśród tych wozów do walki. Być może dodatkowa obsługa wozów, jacyś kupcy, chłopi. Z pewnością nikt bardziej groźny, niż Cesarzowa. To ona jest kluczem tej małej bitwy, która zaraz zostanie tutaj stoczona.

- Moje orędzie nie jest skierowane do podrzędnego wartownika, lecz do przedstawiciela tutejszej małej społeczności. Tak więc prowadź do przywódcy, albo zrób miejsce dla kapitana Straży Portu, na którego ziemi obecnie jesteś - powiedział zimno Jednooki, lekko podrywając podbródek do góry i zakładając ramię na ramię na wysokości klatki piersiowej, chowając dłonie pod pachy.

W oku Andariela błysnął groźny, dziwnie przebiegły błysk, gdy zdyszany uspokoił swój oddech i stanął obok tego mniej agresywnego strażnika, który jeszcze nie łapał za rękojeść swojego miecza. Próbując przywrócić normalny stan swojego ciała odetchnął kilka razy, a kącik jego ust na chwilę powędrował ku górze...

- Panie, czy coś Cię niepokoi? Czy Ci o to mężczyźni nadużywają naszej gościnności? - zapytał z przesadną pokorą i zaciekawieniem. Spod połów jego płaszcza wystawała rękojeść miecza, na której od samego nadejścia trzymał dłoń, gotowy do zadania blokującego ciosu - Czy może posłać po kata? - zapytał z dziwnie prawdziwą satysfakcją i radością. Widok rozczłonkowanych katowskim toporem Cearskich wzbudzał w nim... Pozytywne uczucia.

Vanilla - 2013-02-05, 22:17

-Won - wycedził strażnik. Teraz dobyli mieczy i czekali na ich ruch..
Argon - 2013-02-06, 17:32

Argon postanowił ruszyć w stronę grupy cywilów znajdujących się za najbliższym wozem. Wmieszał się w tłum i spróbował rozejrzeć się po okolicy, która wcześniej była dla niego niewidoczna. Chciał sprawdzić ilu jeszcze kręci się cesarskich żołnierzy i czy magiczny cel w ostatnim wozie się porusza. Uciekinierka była przyparta do wozu więc teoretycznie można by się do niej podkraść od tyłu, gdyby Argon wiedział, co znajduje się dalej.
Altaris - 2013-02-06, 17:57

Jednooki cofnął się do tyłu o kilka kroków, rozstawiając ręce lekko na boki i wpatrując się z wyczekiwaniem i lekkim zbulwersowaniem w cesarskich spokojnie odszedł do tyłu i stanął swobodniej, a jego twarz stała się [Zastraszanie - Zaawansowany] bardziej groźna i dziwnie złowieszcza. Kącik jego ust podniósł się lekko do góry, gdy spiorunował wzrokiem dwóch mężczyzn, sycząc przez zęby - Jak śmiecie, cesarskie świnie grozić kapitanowi Straży? - wycedził, po czym spojrzał ukradkowo na Andariela.

Elfi łucznik zlustrował spojrzeniem dwóch mężczyzn i uśmiechnął się z dziwnym, aroganckim błyskiem w oku. Cofał się za swoim towarzyszem, aż w końcu chwycił za rękojeść miecza i obnażył go z pochwy. Stal błysnęła, gdy Andariel podniósł miecz, gotowy do ewentualnego sparowania. Nie atakował, lecz się bronił, postępując krok do przodu.

Altaris odszedł krok w bok, by nie przeszkadzać swojemu znajomkowi i słysząc syk stali wyciągnął błyskawicznym ruchem swojego jednoręcznego Lucjona, zręcznie okręcając młynkiem w powietrzu kilkakrotnie przed sobą, gdy rękojeść zręcznie lawirowała pomiędzy palcami. Przyskoczył krok do przodu i wystawił przed siebie ostrze. Czekał. To nie on zaatakuje. Zabije broniąc się - to Carter powinien zrozumieć.

Obalianie, wysłuchaj mych modlitw, gdy wznoszę w twym kierunku swe dłonie, dzierżące święty miecz, zwany Lucjonem. Będąc jego Powiernikiem, on staje się mym Opiekunem. Jako Twój sługa proszę Cię, byś obdarzył mnie i mojego Opiekuna mocą wystarczająco dużą, by pokonać wszystkich moich wrogów, którzy staną na mojej drodze. Niech niepokój rozkwitnie w sercach tych, którzy stoją na drodze mnie i mojemu mieczowi...

Avenker - 2013-02-06, 18:15

Sharin, zapominając o nieudanym zaklęciu i nagłej fali zmęczenia, z uwagą przyglądał się sytuacji. Dostrzegł błysk stali. Najpierw Cesarscy, a zaraz potem jednooki elf ze swoim towarzyszem dobyli broni. Mag dostrzegł również Argona, zbliżającego się w stronę wozów. Póki co półelf cały czas utrzymywał pozycję, nie chcąc rzucać się w oczy. Na razie nikt na niego nie zwracał uwagi - posiadał element zaskoczenia. Tak czy inaczej cały czas gotowy był do walki, jak tylko zacznie się dym.
Vanilla - 2013-02-06, 21:02

-Nie grozimy - wycedził "grzecznie" strażnik - Po prostu gadasz jak potłuczony.

Nadal mieli broń. Cywile popatrzyli się najpierw podejrzliwie na Argona, który wkradł się w tłum. Zauważył go kątem oka Altaris, nie dając po sobie tego poznać.

Sam Argon ruszył w stronę wozów. Wypełnione były szmatami, workami i innego tego typu ładunkami. Na niektórych siedzieli ludzie, zwykle w luźnych szatach. Od drugiej strony kręciło się trzech strażników - wyglądali na zmęczonych.

Niestety, aby zakraść się do ostatniego wozu, z którego dochodziło źródło magii, musiałby wyjść naprzeciwko Altarisowi. Póki co zdecydował się na uniknięcie konfrontacji - nie posłużyłaby dobrze zwiadowi, który dokonywał.

Kobieta nie ruszała się dalej. Była oparta o ostatni wóz, blisko strażników. Nie patrzyła się już nawet na elfa, spuszczając głowę. Momentami patrzyła się - to w lewo, to w prawo, jakby myśląc gdzie tu dalej uciec.

Sharin czekał. Postarał się w międzyczasie przebudować i wzmocnić chwilową kontrolę nad magią, aby nie spieprzyć tak następnego zaklęcia.

Altaris - 2013-02-06, 21:54

- Kapitanowi Straży wolno. Wolno mi dużo rzeczy - wycedził również przez zęby Jednooki, szczerząc swoje bielutkie kły do mężczyzny i piorunując go wzrokiem. Prychnął lekceważąco w ich stronę i powtórzył raz jeszcze to, co miał do powiedzenia - Przybyłem rozmawiać z tym, lub z tą... - tutaj spojrzał podejrzliwie na kobietę za ich plecami a potem rozejrzał się po wozach i okolicznych cywilach, łapiąc czarną, plugawą zbroję w swoim zasięgu - ...który, lub która tu rządzi. Zamiast wyciągać miecze moglibyście spróbować dyplomacji, to nie boli. Gdybym chciał z Wami walczyć, nie dotarlibyśmy do tego momentu rozmowy - kontynuował już spokojniej, tonem bardziej opanowanym.
Vanilla - 2013-02-07, 17:34

-Próbujemy. Nikt tutaj nie dowodzi. Mów czego właściwie chcesz.. - rzucił znudzony już strażnik. Andariel kątem oka zauważył jak między namiotami przedziera się Lucjusz. Miał pewne problemy z spostrzeżeniem gdzie właściwie teraz są jego towarzysze, ale pewnie w końcu znajdzie drogę.

Argon, wmieszany w tłum cywili, próbował zajrzeć do wozów. Widział worki, ludzi siedzących na tych wozach, siano, więcej worków.. Nic ciekawego.

Sharin nadal czekał, wychylony lekko zza namiotu.

Altaris - 2013-02-07, 18:27

- Oczywiście... Chcę odpowiedzi. Jeżeli podajesz się za tego, kim jesteś, uzyskam takową. Mówią Ci coś kajdany? - zapytał z dziwnym, zagadkowym błyskiem w oku, ściskając pewniej rękojeść Lucjona. Miecz zadygotał podejrzanie, jakby nie wiedząc, o co dokładnie chodzi. Altaris ryzykował życiem, sprawdzając, czy to właśnie ten strażnik jest tym przekupionym cesarskim, który miał przepuścić go do Cesarzowej - przywódczyni sekty i dawnej tyranki, teraz niczym na talerzu podanej pod nos elfa, który chętnie posili się tym posiłkiem, używając zamiast widelca i noża swojego Lucjona - przy specjalnych właściwościach miecza nie było to chyba problemem.

Cały czas był gotowy, by walczyć - jeżeli to nie ten strażnik, to będzie musiał wywalczyć sobie drogę do swojego celu, a jeżeli to ten. Cóż... On wygra czyjąś śmierć w tej brutalnej i bezwzględnej loterii losu. Nigdy nie można było być pewnym, co ma dla nas w zanadrzu przeznaczenie.

Vanilla - 2013-02-07, 19:56

-No wiem co to jest. A co? - rzucił doń strażnik, wyglądając na tyle znudzonego co wkurzonego. Nadal trzymał dobytą broń, podobnie jak jego towarzysz, czekając na ten zły ruch elfa, na to otwarcie, które pozwoli zadać cios..
Altaris - 2013-02-07, 20:27

Jednooki stał tak z podniesionym mieczem, z twarzą ostygłą i nie ruszającą się chociażby dotknięciem lekkiego impulsu. Przypominał trochę spetryfikowanego demona, którego udało mu się pokonać wśród gór pomiędzy Pustkowiem a Bolgorią. Wprawdzie Pustkowie było świetną nazwą dla opuszczonych i zniszczonych ziem Cesarstwa, prawda? Jego dłonie pewniej chwyciły za rękojeść Świętego Oręża Obaliana, a na klindze ledwie zauważalnie rozpłynęły się płynnie jakieś wzory, brnąc wzdłuż ostrza i zastygając w zawiłych i bardzo dopracowanych grawerowaniach - Krew i chwała, brzmiał napis, będący zawołaniem Czarnej Kompanii.

Elf wpatrując się w twarz mężczyzny nie mógł pozbyć się wrażenia, że zaraz się uśmiechnie, chociaż jedynie jego kąciki ust lekko się podniosły, a żółtawe oczy lekko się rozwarły, nie przyjmując już tego niecnego, groźnego wyglądu. Po chwili w końcu wojownik nie wytrzymał i pokazał bielutkie ząbki, które rozwarły się, by dać upust jego słowom, które rozwarły się, dając drogę dla wydzierającego się boleśnie przez gardło krzyku, pełnego ulgi, gniewu i spełnienia - Na pohybel skurwysynom! - krzyknął i podniósł Lucjona do góry. Miecz zaśmiał się złowieszczo, niczym czarny charakter najstraszniejszych i zakazanych ksiąg o dawnych kultach Beliara.

Oto nadszedł ten dzień. Dzień, w którym będę o krok bliżej w pomszczeniu Breivana. Dzień, w którym rozpocznę moją bitwę. Mój osobisty chrzest, który sprowadzę na ten świat ogniem i stalą. Niech krew i chwała zapanuje wśród szeregów synów Obaliana, oraz synów Czarnej Kompanii! Niech nasze drogi się zejdą, a baner wyzwolenia niech zatrzepocze nad proporcami!

- Ta bitwa będzie Twoją ostatnią, heretyku! - rzucił z ogromną nienawiścią w głosie, wskazując palcem w stronę stojącego wśród tłumu zdrajcy i ruszył w jego stronę szybkim krokiem. W jego ręce błyszczał jasnym srebrem Lucjon, broń stworzona by walczyć z takimi, jak on. Jednooki trzymał się na dystansie, czekając na okazję by doskoczyć i powalić wroga, szarżując nie z atakiem, lecz z zamiarem sparowania i wybicia broni z dłoni kapłana Beliara, poprzez szybkie wyhodowanie na ostrzu dwóch haczyków, które miałyby pozbawić go miecza.

Andariel dobywszy stali odskoczył i rozejrzał się dookoła, widząc Lucjusza. Wiedział, że gdzieś w pobliżu jest również mag, więc nie podchodził do zgrai walczących wokół Beliarowca, lecz szukał maga.

Argon - 2013-02-08, 01:00

Co za idiota. Porzuca złapanie samej Cesarzowej, rzucając się na kogoś o kim nie miał zielonego pojęcia… Uciekinierka zapewne wykorzysta sytuację i zbiegnie.

Argon nie miał wyboru, musiał pozbyć się tego elfiego klauna, który przeszkadzał mu w polowaniu. Ze spokojem w oczach obserwował, jak Altaris okrąża wozy próbujeąc do niego dobiec, co wyglądało nieco komicznie. Cywile wokół niego byli pewnie równie zdziwieni co sam kapłan, który czekał na atak. Argon wykorzystując fakt, że był otoczony przez cywilów chwycił najbliższego w ramionach i zasłonił się nim niczym żywą tarczą, popychając go w kierunku szarżującego elfa. To elf będzie miał jego na sumieniu, on tylko się broni.

Zaprzysiężony wyciągnął ze świstem zabarwiony na szkarłatno miecz i przyjął wyćwiczoną przez lata postawę bojową. Nie był ślepy, widział właściwości elfiego miecza. Próbował umiejętnie doprowadzić do zwarcia mieczy i płynnym ruchem nadgarstka poprowadzić ostrze ku dołowi, samemu nacierając barkiem na elfa, wytrącając go z równowagi. Jeżeli mu się uda wykona zamach na odlew, próbując przejechać ostrzem po dolnej części ciała elfa.

Avenker - 2013-02-08, 01:28

Kretyn. Po co on rzuca się na niego, mając przed nosem Cesarzową... I ciekawe co na to jej strażnicy.

Sharin Z ukrycia przyglądał się elfowi ruszającemu w kierunku mrocznego wojownika. Półelf gotowy był w razie czego skorzystać z jednego ze swoich zaklęć. Na razie jednak postanowił się biernie przyglądać walce. Wcześniej jednak rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy ktoś go nie rozpoznał i czy nie ma w okolicy żadnych strażników i podejrzanych osobników, mogących zwrócić na niego uwagę. Później również co jakiś czas dokonywał takiego rozeznania w terenie. Nie miał zamiaru skończyć capnięty przez straż bądź zadźgany przez jakiegoś typka z nożem.

Vanilla - 2013-02-08, 14:34

Strażnicy wyglądali na totalnie zdziwionych. Wycofali się nieco - to samo uczynili cywile - gdy Altaris rzucił się na Beliarowca. W międzyczasie rzucono w niego cywilem, którego bez problemu odepchnął na bok. Człowiek padł twarzą w piasek.

-DAWAJ - usłyszał do Lucjona - KREW ZŁEGO!

Pierwsze starcie mieczy nie przyniosło skutków. Lucjon nie zdążył wytworzyć dostatecznie szybko haczyków i jedynie obił się od stali wroga, zaś elf uskoczył dość szybko by manewr złego nie przyniósł żadnych skutków. Oboje zajęli pozycję obronną.

-Co jest? - rzucił człowiek, który przed chwilą został rzucony jak lalka. Cywile znajdowali się w zdrowej odległości około siedmiu metrów, tworząc krąg, obserwujący walczących. Strażnicy byli przynajmniej osłupieni, stojąc w towarzystwie kobiety.

Andariel szukał maga, jednak póki co nie mógł go dojrzeć. Stał w miejscu, utkwiwszy wzrok w najbliższym namiocie i omiatając nim pobliskie.

Rozeznanie Sharina nie przyniosło skutków oprócz jednego - żul który siedział tuż obok niego zwinął się i gdzieś poszedł..

Altaris - 2013-02-08, 17:58

Jednooki zakrzyknął dziarsko, podśmiewając się głośno, gdy przyskoczył do kapłana Beliara. Jednakże oboje przecenili swoje siły i nie zdążyli wykonać manewrów, jakie z początku zrobić zamierzali. Elf więc skrzywił się teatralnie i stanął wyprostowany w kręgu stworzonym z ludzkich ciał. Pomimo tego, że wiedział, że przeciwnik zagra nieczysto, to szedł spokojnie, próbując go okrążyć, stawiając go w środku koła - chyba, że napastnik również zacznie krążyć, albo stanie mu na drodzy, wtedy będzie krążył wzdłuż wytyczonego pola walki.

- Mógłbym powiedzieć, że nie jest jeszcze za późno, kapłanie Beliara... Przy odpowiedniej dozie skruchy i ciężkiej pracy pewnie znów mógłbyś dostąpić zaszczytu służenia Angroghowi. Ale Ty i tak odmówisz - Twoje serce jest sczerniałe od grzechu i plugastwa - mówił ze stoickim spokojem, gdy jego klinga modyfikowała się na gładką, aczkolwiek lekko postrzępioną w ząbki, które być może pozwolą na rozoranie pancerza przeciwnika, a pancerz miał spory - jego ruchy musiały być lekko krępowane. Nie to, co pancerz elfa - klasy średniej, zachodzącej na lekką, o dopasowanym kroju. Nosił ją już dobre kilkanaście lat, naprawiając i ulepszając ją opiekuńczo.

Altaris kończąc przemowę wyczuł wibracje w mieczu i uśmiechnął się, a jego oblicze stało się straszliwe i groźne, niczym huk uderzającego gromu. Zaczął głębiej oddychać i lekko poszerzył rozkrok, stojąc na ugiętych nogach i wyciągając w stronę wroga swój miecz, zachęcając go do tego, by go sparował, mocno ściskając rękojeść. Robiąc krok do przodu zaatakował paradą od góry, przenosząc klingę z dołu nad swoje ramię i błyskawicznym, zręcznym cięciem spuścił ostrze na dół, w kierunku głowy mężczyzny i odskoczył, robiąc krok w prawo i atakując od tejże strony, licząc na zblokowanie uderzenia i gdy tylko wrogie ostrze utraci impet, elf robi pełny obrót, składając Lucjona do uderzenia od drugiej strony, poziomo.

Obalianie, Panie Sprawiedliwości! Pozwól mi ją wymierzyć! Pomóż mi zabić zdrajcę i podłego szczura Beliara, albo nakłoń go do nawrócenia, bo jeżeli tego nie zrobisz, zrobi to moja klinga.

Andariel widząc, że maga nie ma wśród namiotów, postanowił go poszukać wokół wozów, swoimi cichymi, elfimi stopami skradając się do każdego, zaglądając pod niego i ukradkiem za niego. Gdyby za którymś z nich był czaromiot, to elf chwytając pewniej miecz zaskakuje go od tej strony, która jest poza polem widzenia pół-elfa i najzwyczajniej tnie na skos znad barku.

Argon - 2013-02-08, 19:41

Argon stanął w pełnej gotowości, patrząc posępnie na elfa. Wciąż był zaskoczony jego zachowaniem, które zmieniało się co chwilę. Zupełnie jakby został nagle przez kogoś opętany. A mówią, że to Beliarowcy są aspołeczni…
- Nie wiem, o czym mówisz, elfie. Twoje bezpodstawne oskarżenia nie robią na mnie wrażenia. Właśnie zaatakowałeś strażnika Cartera, cofnij się póki możesz.

Kapłan powoli okrążał Atlarisa, szacując jego możliwą szybkość i siłę, śledząc ruch jego nóg. On robił to samo, więc praktycznie obaj chodzili w kółko. Ten czas wykorzystał na wewnętrzne skupienie i zbieranie w sobie mrocznej mocy. Beliar zapewne wynagrodzi go za tą małą robótkę na boku. Port również powinien, jest tu zbyt dużo popieprzonych jak ten tutaj. Argon szukał słabych punktów w obronie elfa, jak i w jego pancerzu. Obserwował go już w walce z mulakami, nie zaimponował mu efektywnością ani ruchliwością. Poza tym widział, jak dostaje włócznią w prawy bok. To na pewno będzie docelowy cel dla ciosów Argona. Nie ma to jak odnowienie w walce starego urazu, coś o tym wiedział.

Argon markował każdy jego ruch, próbując przewidzieć kierunek, z którego padnie cios. Sam nie atakował, czekał na reakcję elfa. Poza tym nie chciał wyjść na jakiegoś bandziora, póki co się bronił, tylko to ludzie widzą. Gdy elf ruszy w jego stronę, Argon zmieni boczną pozycję, uprzednio kopiąc w piach w stronę twarzy rywala. Miał nadzieję, że da mu to chwilę na kontratak, lub nawet odsłonięcie, które mógłby wykorzystać.

Elf zaatakował cięciem z góry, więc było stosunkowo łatwe do uniknięcia. Argon wykonał boczny unik, zbijając ewentualnie płazem miecza broń przeciwnika, by po chwili wyprowadzić szeroki zamach z bioder w celu skontrowania cięcia z prawej. Widząc, jak jego przeciwnik zamierza wykonać obrót, Argon zaśmiał się w duszy. To nie cyrk. Taki manewr jest niezwykle trudne w bliskim starciu, a co najważniejsze – niebezpiecznie przewidywalny. Ataki tego typu powodują chwilowe całkowite odsłonięcie i ciężko odzyskać po nim całkowitą równowagę ciała. Nie wspominając już o chwilowej utracie kontaktu wzrokowego z walczącym. Zaprzysiężony zamierza wykorzystać ten moment, by wykonać pchnięcie w okolice żeber. Jeśli mu się nie powiedzie, zrobi dolny unik przed poziomym zamachem i ponownie przyjmie postawę obronną. Skupiał się bardziej na omijania ostrza elfa, niż na parowaniu.

Avenker - 2013-02-08, 20:59

Nie widząc nikogo podejrzanego Sharin przez chwilę obserwował początek starcia kapłana Beliara z elfem. Już po pierwszym kontakcie półelf nie miał zbytnio wątpliwości - Argon powinien sobie poradzić bez jego pomocy. Natomiast on postanowił zająć się drugim elfem, którego ciągle widział łażącego za jednookim. Jeśli jego towarzysz włączy się do walki to Argon może mieć problem. Trzebaby go unieszkodliwić.

Półelf odwrócił się na pięcie i czujnie, tuż przy ścianie namioty zaczął przemieszczać się dookoła niego, lustrując kawałek po kawałku całe pole walki w poszukiwaniu następnego elfa. Miał nadzieję, że ten nie schował się gdzieś pod wozem, czekając by wbić Argonowi miecz w plecy. Wtedy Sharin może nie zdążyć go powstrzymać. Mag ciągle rozglądał się, sprawdzając, czy nikt się zbytnio nim nie interesuje oraz chcąc pozostać poza zasięgiem wzroku obu elfów.

Vanilla - 2013-02-08, 21:09

Wróg mógł przewidzieć pierwsze uderzenie Altarisa, wycofując się lekko i blokując Lucjona końcówką swojej broni. Elf wyprowadziłby uderzenie na prawą, jednak zajął go smutny obowiązek zablokowania ciosu na swój lewy bok, co udało mu się wyśmienicie. Wyprowadzony, korzystając z okazji cios na głowę Argona skończył się następnym jego krokiem wstecz.

-Rozejść się! - próbowali cywili rozgonić, z różnym skutkiem strażnicy. Dopiero wymachując mieczami dali im dostatecznie dobry argument. Powoli opuszczali teren, wciąż zaaferowani walką, która stawała się atrakcją dla patrzących z dalszych odległości.

Pełny obrót okazał się fatalnym pomysłem. Nie mogło być mowy o żadnym pchnięciu, gdyż tylko cudem (i to cudem popełnionym w wyniku nieco złego trzymania broni) sparował wyprowadzony skrycie cios Argona na swoje żebra.

Argon usłyszał jak coś na wozach chrobocze.

Po kilku następnych walnięciach, z których na szczęście żadne nie przeszło przez obronę, Argon stwierdził że unikanie ostrza będzie nie lada wyzwaniem. W końcu miał na sobie dość ciężką zbroję, która ochroni go przed większością ataków.

-Dobra, jedziemy - usłyszał z lewej strony, wewnątrz namiotu Sharin. Coś grubego się kroiło...

Altaris - 2013-02-08, 22:08

- Będę kąpać się w Twojej krwi, zdrajco! Twoja głowa będzie ozdabiała mój kominek! - krzyknął raczej przez zęby, niż pełnym głosem elf zawadiacko, przyjmując szermierczą pozycję, jaką przyjmował do pojedynkowania się, chociaż nie wiedział, czy starcie Opiekuna z mieczem kapłana Beliara można nazwać pojedynkiem - plugawy z góry walczył nieczysto, dysponując dziedzinami czarnej magii, co trochę irytowało Jednookiego. W każdej chwili może oberwać jakąś chmurą ciemnej, toksycznej, mrocznej energii.

Andariel widząc, że czarodzieja nie ma na wozach zostawało jedno miejsce - za namiotami, które ominął. Łucznik pewniej złapał dłoń i biegnąc pomiędzy przeszkodami lawirował w kierunku prawdopodobnej kryjówki maga, chowając się za osłonami, które mogłyby go obronić przed zaklęciem fali, jakiego doznał na plaży Portu. Plan był taki sam - skoczyć na czaromiota i zasypać go uderzeniami, by nie mógł rzucić żadnego zaklęcia.

Powiernik Lucjona uśmiechnął się zawadiacko i spojrzał przelotnie na ciężkie, obute w stal stopy renegata. Posłał mu spojrzenie przepełnione wyzwaniem i groźbą, po czym obracając mieczem w dłoni, robiąc krótki młynek doskoczył do przodu, markując uderzenie z góry, uderzając w powietrze i zataczając pojedynczy, pionowy młynek zadał kolejne, tym razem prawdziwe uderzenie z góry. Bardzo agresywnie, nerwowo i energicznie przystąpił do najzwyklejszego zasypania mężczyzny uderzeniami znad ramion, zmieniając co kilka sekund kierunek uderzeń ruchami nadgarstka. Cios za ciosem w każdej sekundzie żelazo opadało na przeciwnika, podczas gdy Altaris szykował się do ataku, który mógł to zakończyć. Skoczył w bok, atakując potężnie od dołu, gotowy również do uskoku. Próbował zaatakować spod biodra, by podbić lub wybić miecz zdrajcy w górę. Odsłoniłoby to sylwetkę bluźniercy i dało szansę do ataku, którą elf spróbuje wykorzystać i podskakując krok bliżej skieruje uderzenie w głowę - nieodsłoniętą część ciała.

W owo uderzenie przelał wszystko, co mu obecnie leżało na sercu - ostrze było ujściem jego negatywnych emocji i idei Obaliana. Próbował użyć w tym uderzeniu nie tylko siły swoich mięśni, ale również swojego ducha. Przelać cel wymierzania sprawiedliwości na zgorszonego osobnika. Zaatakował całym sercem, nie myśląc, co robić dalej. Myślał jedynie o tym, jak Lucjon roztrzaskuje czaszkę wroga. Wyobrażał sobie, jak robi to, do czego został stworzony. Bliźniacza Furia to oręż, który jest przeznaczony do walki z takimi, jak ten oto upadły paladyn. Sprawiedliwość musiała zagościć wśród świata żywych, by wśród bóstw zapanował spokój. Przecież był jednym z powierników nowiny Obaliana. On stał ponad nim i go obserwował. Był nadzieją na zmianę tego świata, a od jego przyszłości zależeć mogło to jedno, pojedyncze uderzenie.

- Adeptus Custodes Ordo Hereticus! - wykrzyknął nieznanymi słowy, które jakby napłynęły do jego umysłu od jakby nigdy nie spotkanej wcześniej osoby trzeciej. Nawet Lucjon nie miał chyba z tym nic wspólnego. No, chyba, że był pośrednikiem, pomiędzy Altarisem, a... A kim?

Argon - 2013-02-10, 20:42

Elf, wbrew swojej naturze dał się ponieść emocjom, co mogło być jego zgubą. Jak na istotę, która przeżyła więcej lat od człowieka zachowywał się wyjątkowo lekkomyślnie. Zaprzysiężony zachował zimną krew. Nie z takimi już walczył. Prawdę powiedziawszy to ten elf miał niezwykłe szczęście. Wręcz nienaturalne jak na kogoś, kto pakuje się w takie kłopoty. Po takim odsłonięciu jak pełny obrót już dawno powinien skończyć z mieczem w bebechach. Ale zaniepokoiło go coś zupełnie innego i wiedział co się szykuje. Póki co jednak miał ręce pełne roboty z tym uciążliwym kapitanem.

Altaris znów zaczął atakiem z powietrza, który Argon próbował sparować zbijając płazem miecza, ześlizgując ruchem nadgarstka Lucjusza po ostrzu i kierując go w stronę przeciwnika. Tym samym próbował doprowadzić do klinczu mieczy, by wykorzystać swoją siłę. Zacisnął zęby i napierał z całej siły ciałem na broń wroga, by po chwili wykręcić ruchem dłoni obie bronie. Przy odrobinie szczęścia uda mu się wytrącić miecz elfa z ręki, lub chociaż dać jakiekolwiek odsłonięcie, które wykorzysta na wypad pchnięciem w kierunku żeber.

Pamiętał o swojej mrocznej energii, którą zbierał w sobie od początku starcia, jeśli znajdzie odpowiedni moment, chwilę, w której będzie mógł dobrze wymierzyć zaklęcie, rzuci Splunięcie Ulzritha w stronę nie wyleczonej do końca przez elfa rany.

- Dość tej zabawy. – wycedził przez zęby.

W ferworze walki Argon próbował przyprzeć elfa w kierunku wozów, by nie miał miejsca na odskok. Jeśli sytuacja doprowadzi do tego, będzie nacierał, próbując zawalić elfa lawiną ciosów z lewej i prawej flanki. Jedyna droga ucieczki będzie wtedy prowadzić do tyłu, co będzie utrudnione przez wóz. Zaprzysiężony nie da przeciwnikowi czasu na odpoczynek.

Beliarze. Kieruj mą ręką, bądź ostrzem w ciemności. Zwiastunie śmierci, boska zemsto,
prowadź do zwycięstwa.


Argon poczuł nagły przypływ sił. Przecież nie może zawieść swojego pana! Został wybrany spośród wielu! Obdarowany jego łaską! Przecież to on był zaprzysiężonym! Wpadł w furię. Na chwilę wszystkie lęki i uczucia były zagłuszone. Poza jednym - gniewem.

Zdeterminowany kapłan musiał go trafić lub wykluczyć z walki, by mógł zająć się o wiele poważniejszym problemem, który lada chwila może zaatakować. W międzyczasie bacznie obserwował wóz przed sobą, by nie dać się zaskoczyć niespodziewanym atakiem lub uskoczyć.

Avenker - 2013-02-10, 23:20

Sharin słysząc dobiegające zza ściany namiotu głosy uważnie wychylił się zza namiotu i ruszając wzdłuż ich linii zaczął przemieszczać się w stronę wozów. Ciągle jednak cały czas uważał, rozglądając się dookoła, by nikt go nie zaskoczył z boku lub zza pleców.

Gdy tylko ktoś będzie próbował do niego podejść bądź go zaatakować Półelf od razu rzuci albo Spętanie, jeżeli będzie miał wystarczającą ilość czasu, w przeciwnym wypadku wystrzeli w stronę przeciwnika strumień magicznej energii, który zmiecie go z nóg.

Vanilla - 2013-02-10, 23:50

No to turlamy

Atak Altarisa wymierzony z góry był dokładnie tym czego oczekiwał Argon. Markowanie ciosu tam gdzie za chwilę zamierza się go zadać raczej nie przynosi większego efektu - ani w skali strategicznej, ani taktycznej. Bez większego wysiłku Zaprzysiężony zablokował atak z góry. by po chwili wyprowadzić własne, poziome cięcie. Elfowi udało się odskoczyć, jednak końcówka miecza rozorała mu pancerz na wysokości piersi. Poczuł ból i uderzenie w mostek, który nie ustąpił pod naciskiem metalu.

Lucjusz, słysząc szczęk żelaza, ruszył w stronę kapłana z dobytym ostrzem, znalazłwszy się w polu widzenia Sharina. Andariel kontynuował bezowocne poszukiwania Sharina pod wozami...

Altaris splunął, zakląwszy szpetnie. Wycofał się i przyjął pozycję obronną. Musi to szybko skończyć...

Sharin spostrzegł jakiś ruch za sobą. Dwóch mężczyzn wzięło do ręki kusze, a na ramiona kołczany. Na razie nie zwracali na niego uwagi, najwyraźniej chcąc obejść go - jeden z lewej, drugi z prawej, za namiotem stojącym obok.

Za Sharinem siedział jakiś facet, sprawiający wrażenie żula. Sączył coś z butelki, spokojnie i opanowanie.

Kilka następnych, potężnych, dewastujących cięć Argona nie było w stanie sprawić żeby Altaris wycofał się w stronę wozów. Zaleta mobilności była jednak po stronie elfa..

Turlamy dalej

-Adeptuuuuu... - ryknął elf i zwinnie przeskoczył na prawą stronę, wyprowadzając cięcie. Argon nie zdążył zablokować go mieczem, poczuł silne uderzenie na swojej zbroi, która nie ustąpiła. Już chwilę potem wyprowadził poziome cięcie, na odlew, które miało sprawić żeby Altaris respektował dystans. Ten posłusznie wykonał unik w tył.

Oj, przydała mu się ta zbroja płytowa. Gdyby nie ona, leżałby na ziemi z strzaskanym i krwawiącym bokiem. Raczej nie byłby w stanie kontynuować walki. Będzie musiał sprawdzić czy aby nie wgnieciona, nie porysowana..

Tak czy inaczej Altaris widział już styl przeciwnika. Argon także szybko uczył się metod przeciwnika. Skoki i półobroty stawały się już powoli bezsensowne, gdy miecz uderzał dokładnie w odsłonięte punkty, zaś Altaris momentami tylko cudem unikał trafień.

Kolejne starcie. Elf przygotował się. Skoczył w bok. Chwycił Lucjona oburącz.
-Tak, zrób to! - krzyknęło podniecone żelazo.

Potężne skośne cięcie w górę...

Niestety, ten trik już nie przejdzie. Argon zablokował ostrze i wyprowadził własne uderzenie, trafiając Altarisowi ukośnie w klatkę piersiową, niezbyt silnie (czego szczerze żałował Zaprzysiężony) gardząc zbroją i jadąc po żebrach...

Elf wycofał się, chwytając się drugą ręką.
-Skurwysyn - wycedził.

W tym momencie Lucjusz zrównał się z elfem.
-Jestem tutaj - rzucił, wpatrując się pełnymi nienawiści oczami w kierunku Argona.

Sharin ruszył w prawo, podobnie jak facet z kuszą. Szedł za nim, tak więc ten go nie widział, ani o nim nie wiedział. Może i wiedział, ale go to nic nie obchodziło..

Andariel usłyszał jak coś w wozach rusza się. Szczęk stali, coś przesuwają..

Altaris - 2013-02-11, 08:46

Widząc, iż podchodzi do niego Lucjusz elf uspokoił się, chociaż wciąż buzowały w nim emocje i chęć do zwyczajnego zamienienia Beliarowca w mielonkę - kupę sczerniałego, surowego, plugawego mięsa tego nędznika. Nie mógł jednak dać się zbytnio ponieść emocjom. Musiał być opanowany, skoro chciał wygrać ten pojedynek, który krok za krokiem przeradzał się w bitwę.
- Musimy uderzyć w niego całą swoją siłą... Nie krok po kroku ją zwiększać. Uderzyć raz, a dobrze. A tymczasem... - wysforował się na przód postępując krok do przodu i wysuwając przed siebie miecz.

Czuł na boku wilgoć posoki, która sączyła się chyba z jego rany, którą zadał mu plugawy. A co, jeżeli ostrze było zatrute? Co, jeżeli czarna moc Beliara dosięgnie go poprzez to małe zadrapanie i sprawi, że umrze? A on nie mógł umrzeć. Nie, nie on. On miał cel godny marzeń wielu istnień. Miał cel i musiał go spełnić - to trzymało go przy życiu.

- Giń, zdrajco! - wycedził przez zęby Altaris, próbując skierować całą swoją złość i moc, jaką posiadał do Lucjona. Po prostu próbował wysłać do niego swoją wiarę i wewnętrzną siłę, by ostrze, które teraz w lekkiej poświacie zaczęło przybierać kształt idealnie ostrego, mistrzowsko naostrzonego, dłuższego niż normalnie, jednoręcznego miecza mogło poćwiartować zbroję na części.

- Custodes! - krzyknął, atakując markowanym uderzeniem znad prawego barku, podskakując do mrocznego od boku, po czym uskoczył w bok znosząc ostrze poziomo i błyskawicznie przechodząc w cięcie na odlew od lewego biodra, odskakując i przyskakując ponownie, by sparować ewentualny atak i zbić miecz.

Próbował płynnymi ruchami miecza rysować w powietrzu znak klepsydry, lub inaczej - liczby 8, nie ustając w atakach, po czym nagle, by renegat nie spróbował kontry, łapie niespodziewanie podczas cięcia rękojeść oburącz i robiąc krok w bok obraca się lekko, ruchem bioder nadając impet swojemu mieczowi, którym z całą siłą uderza w kierunku głowy mężczyzny, szybko potem się obracając na pięcie i odskakując w tył, w obrocie wysuwając ostrze przed siebie i zamachując się nim, by odbić prawdopodobnie nadlatujące w jego plecy ciosy.

Andariel uśmiechnął się pod nosem w stronę wozów i zamienił broń na łuk, idąc w kierunku walczących w pojedynku dwóch przedstawicieli bóstw. To nie był jedynie zwykły pojedynek na miecze. Była to walka pomiędzy Obalianem a Beliarem...

Elf idzie w stronę walczących, cały czas szukając wzrokiem maga, któremu wpakuje strzałę w korpus, gdy tylko będzie miał do tego dogodną pozycję. Zanim pierwsza strzała dosięgnie celu naciągnie już kolejną, celując nią lekko przed cel i bardziej w dół, by trafić w łatwiejszy cel - większą ilość ciała.

Argon - 2013-02-12, 22:35

Rąbnięcie w bok jego zbroi wywołało nieprzyjemny dla uszu zgrzyt. Wolną ręką przejechał po wierzchu zbroi, próbując wyczuć uszkodzenia. Popatrzył na elfa, ha! Krwawił jak prosię, a wkrótce będzie jeszcze bardziej. Zaprzysiężony nie odpuści, nie może, nie byłby sobą gdyby uciekał jak tchórz. Żądza krwi wyznawców Beliara nigdy nie jest nasycona. Czuł przychylność swego boga, a to znaczy dla niego wszystko. W głowie rozbrzmiewały mu echem trzy słowa: Zabić! Okaleczyć! Spalić!

- Ha ha ha! Wstawaj, nie przestawaj próbować, maleństwo! Zbyt dobrze się bawię.
Nagle wystąpił obok elfa jakiś żołnierz. Argon westchnął pod nosem widząc kolejnego pachołka rwącego się do bitki, który chciał zgrywać „bohatera dnia”. Widać muszą nadrabiać w Porcie liczebnością. Wiedział, że w straży nie stawiają na jakość, ale po kapitanie spodziewał się więcej doświadczenia.
- Ilu muszę jeszcze upuścić krwi, do cholery!? Ile was tam jeszcze wyjdzie z tej szczurzej nory!?

Elf był już ranny, a to niosło ze sobą spore konsekwencje. Nie tylko nie mógł tak gwałtownie wykonywać swoich cyrkowych sztuczek, ale także z każdą sekundą tracił krew. Argon pozwalał mu szarżować, rozważnie parując i robiąc uniki, czekając na dogodny moment do wykonania finty.
- Imperialne robaki Cesarzowej, będę delektować się waszym zniszczeniem!

Starał się uprzedzać każdy cios elfa, pozwalając wymachiwać na lewo i prawo, przy odrobinie szczęścia może trafić swojego. Zresztą i tak już był ranny, wystarczy żeby się zmęczył skakaniem jak małpa. Jeśli Argon dostrzeże swoją szansę do wykonania kontrataku, włoży w swój cios więcej siły niż poprzednim razem, wyprowadzając zamach całym ciałem, dodatkowo skręcając stopę, by nadać ostrzu prędkości. Elf nie był już tak skoczny z krwawiącym brzuchem, więc teoretycznie mogłoby mu się udać wymierzyć cios w okolicę górnych partii ciała.

Jednocześnie miał oko na jego pomocnika. Trzech w bezpośredniej walce to już tłok. Próbował tak manewrować po wolnym polu, by co chwilę zastawiać się jednym z oponentów. Mogliby zaatakować jednocześnie, jednak wtedy bo sobie tylko nawzajem utrudniali. Argon nie mógł dopuścić także, by jeden z nich zaszedł go z tyłu, także miał na to oko i zmieniał pozycję, starając się być w prostej linii do elfa i sierżanta.

Avenker - 2013-02-12, 23:23

Sharin przez chwilę podążając za mężczyzną z kuszą. Po chwili skręcił pomiędzy namioty i schował się przy jednym, tak by nikt na niego nie patrzył i przyjrzał się sytuacji na polu walki.

No, no, kapłan ma chyba drobne kłotopy, przemknęło mu przez myśl. Wygląda na to, że przyda mu się trochę magii. Po chwili był już skupiony, myśląc tylko o walczącym jedookim elfie i cząsteczkach magii krążących w jego ciele. Po chwili, gdy był już gotowy wypowiedział kilka słów mocy i po wykonaniu kilku szybkich gestów związał Spętaniem ciało elfa.

W razie niepowodzenia zaklęcia półelf ponownie je rzuca.

Vanilla - 2013-02-13, 00:20

Wcześniejszy pomysł na tego posta był bardziej apokaliptyczny, ale pozostawiłam go bezpłciowym niczym końcówka ME3; co by was oszczędzić.

Altaris nie mógł już wyprowadzać zwinnych i sprawnych cięć bez ryzyka wzmożenia się krwawienia. Z trudem łapał oddech. Albo to trucizna, albo mroczny miał szczęście.. Teraz jednak nie miał już nic do stracenia. Argon ustępował pod naporem dwóch stali. Było oczywiste że Lucjusz jest dopiero początkującym, jednak siła uderzeń pozostawiała pewne wątpliwości. Zaprzysiężony zostawiał im coraz więcej miejsca.

-Zginiesz, psi synu - wycedził Lucjusz.

Elf popełniał błędy. Coraz więcej - szkolnych, podstawowych. Wykorzystanie ich mogłoby się jednak skończyć dla Argona fatalnie - ciosem od Lucjusza tak więc nie czynił tego. Im więcej gruntu poddawał tym większy odstęp brali od siebie. W końcu go okrążą.

-Dawać - krzyknął ktoś z wozów. Z tylniego wyskoczył człowiek w skórzanej zbroi z kuszą. Błyskawicznie wycelował w walczących. Drugi, z ostatniego wozu. Kilka metrów od Argona. Wycelował. Człowiek za który szedł Sharin szybko skręcił i zachowując odstęp przykuchnął, celując w Beliarowca. Ten, który ruszył na lewo obszedł namiot i podobnież podbiegł kilka metrów i wycelował. Z północy, za wozami, do Andariela zbliżało się dwóch im podobnych - z niczym nie wyróżniającym się sprzętem, a nawet niekiedy biedną i "żulerską" zbroją - za to z kuszami. Trzymali je pewnie i bezbłędnie.

Altaris, teraz już dość osłabiony, zauważył w oddali swojego znajomego "księdza".

-Kto się ruszy ten zginie - krzyknął człowiek stojący za Argonem.

Sharin, widząc że sytuacja nagle się zmieniła - najwyraźniej dalej nie został spostrzeżony, zdecydował się nie rzucać zaklęcia.

Avenker - 2013-02-15, 01:54

Cholera, trochę się namieszało. Półelf zaprzestał rzucania czaru. Póki co nie miał zamiaru rzucać się na cały oddział kuszników. Musiał rozegrać to taktycznie. Na razie sytuacja z Argonem się w miarę ustabilizowała. Miał czas na podjęcie jakichś działań.

Czarodziej chciał zbliżyć się jak najbardziej do wozów, może zdobędzie jakieś ciekawe informacje, no i ciągle będzie mógł ewentualnie pomóc kapłanowi Beliara. Problem jednak był z dotarciem niezauważalnie na drugą stronę placu. No tak, pomyślał. Niewidzialność. Sharin miał jednak pewien problem - komponenty. Cóż, mimo ostatniej porażki warto spróbować.

Kusza, na razie niepotrzebna, spoczęła w kołczanie. Palce półelfa natomiast zacisnęły się na zimnej (mimo, że jest gorąco) rękojeści miecza. Powoli, rozkoszując się każdą chwilą wyciągnął oręż zza pasa. Szybkim spojrzeniem objął broń. Energia w jego ciele zadrżała, a następnie kierowana siłą woli czarodzieja połączyła się z mieczem. Ostrze lekko zafalowało, a po ramieniu przeszedł lekki prąd. Nie był to jednak dobry moment na zachwycanie się takimi błahostkami. Odrzucając wszystko inne mag zagłębił się w odmętach swojej duszy, sięgając po tętniącą w jego wnętrzu mistyczną moc. Sharin nie miał komponentów wymaganych do zaklęcia, musiał improwizować. Szybko wygrzebał z jednej z sakw perłę, którą zawinąl w płócienną szmatkę. Zaczerpnął z źródła magii odpowiednią, większą niż zazwyczaj (z racji braku odpowiednik składników) ilość energii, którą wpompował w perłę; wypełniająca jego żyły magia wywołała dreszcz podniecenia zaklęciem, które zaraz miał związać mag. Trzymając w jednej dłoni miecz, w drugiej perłę Sharin wyczuwał cząsteczki energii przepływające pomiędzy obiema dłońmi. Teraz najtrudniejsza część. Czarodziej momentalnie skoncentrował się; w jego umyśle istniał tylko czar. Ostrze otoczyła ledwie dostrzegalna aura energii. Półelf czuł w całym ciele przepływającą, energetyzującą i niewyobrażalnie ekscytującą moc. Mógłby trwać w takim stanie wieki, jeśli jednak nie zakończy czaru energia uleci z niego. Zaciskając palce na komponentach Sharin kontynuował wiązanie zaklęcia.

- Ast bhark mthublae wihant / khart hijia Kbinagth lhorthiam. - wypowiedział półelf, a każdy dźwięk przepełniony był magią, wywołując w słuchaczach niepokój i niepewność. Jednocześnie czubkiem zardzewiałego oręża wykonał kilka dokładnych ruchów, zostawiając za sobą lekką smugę, niemal niezauważalną na tle oświetlonego słońcem piasku.

Gdy tylko Sharin skończył rzucać zaklęcia, cała skumulowana energia, znajdując ujście, wydostała się, opuszczając ciało maga. Półelfa momentalnie zalała fala zmęczenia. Budząca do życia energia pozostawiła pustkę. Mag był jednak do tego przezywczajony. Za każdym razem, gdy tylko posługiwał się magią przychodziła ekstaza, a zaraz potem niechęć i demotywacja. Potem przeważnie przychodził efekt czaru, ponownie przywracając magowi chęci do życia.

Cząsteczki magii otoczyły postać półelfa, tworząc dookoła niego "bańkę" mocy, która ukrywała wszelkie jego działania przez wzrokiem większości stworzeń. Czarodziej poczuł otaczającą go magię - udało się. Mag z wielkim żalem schował miecz i rozwinął szmatkę. Zamiast perły znajdowała się tylko kupka ciemnego proszku, którą momentalnie porwał wiatr. Teraz, nie obawiając się łatwego wykrycia ruszył najoptymalniejszą drogą (najmniej ludzi i jak najkrótsza) ciągle jednak powoli i ostrożnie, zdając sobie sprawę, że ciągle mogą go usłyszeć. Przemieszczając się tak wśród namiotów mag skierował się w stronę wozów. Chciał sprawdzić ich zawartość i jednocześnie zlokalizować Cesarzową. Może być ciężko ale musi coś zrobić. W razie czego, ciągle gotowy był by rzucić się do pomocy Argonowi.

Argon - 2013-02-15, 19:41

Widząc jak zewsząd zaczęły pojawiać się żołnierze Argon zaklął pod nosem.
- Nosz kurwa!
Teraz, gdy miał tego krwawiącego psa jak na widelcu wszystko poszło w łeb. Tym razem elfiego kalekę uratowało szczęście, ale następnym razem Zaprzysiężony postara się, żeby jego umęczona dusza nie zaznała spokoju.

Przez chwilę kapłan jeszcze obserwował zachowania dwójki walczących, po czym stanął spokojnie, przypatrując się kusznikom, którzy w niego celowali. Rozejrzał się dyskretnie, próbując ich wszystkich policzyć, jednak nadal utrzymywał postawę obronną, gdyby ktoś próbował się na niego rzucić. Zwrócił też uwagę na ostatni wóz, w którym miała być tajemnicza kobieta.

- Ci dwaj tutaj zaatakowali mnie bez powodu. Lepiej celujcie w nich nie we mnie.

Argon nie był głupcem. Wiedział, że w takiej sytuacji jak okrążenie przez strzelców nie może nic poradzić. Musiał zdać się na jego towarzysza Sharina, by przynajmniej odwrócił uwagę części.

Altaris - 2013-02-16, 08:42

Jednooki zaśmiał się cicho, nie mogąc się powstrzymać, gdy plugawy twór zaklął szpetnie na widok jego ludzi. Cóż, posada Kapitana w Straży Portowej nie była jednak taka zła, jak mu się wcześniej wydawało. Tuzin zbrojnych, to przecież już coś, prawda? A kapłan Beliara doskonale o tym wiedział.

- Jest jeszcze jeden... Mag! - rzucił do nadchodzących kuszników i księdza, którego przywołał do siebie wcześniej cichym, melodyjnym, wyćwiczonym gwizdem. Jemu także przekazał, że został jeszcze mag do odnalezienia, a jeszcze go w tym obozie nie widział. Zniknął gdzieś na polu namiotowym i musiał przecież gdzieś tutaj być.

Słysząc zaś zarzuty ciemnego pomiotu zaśmiał się gardłowo i uśmiechnął się znacząco do Lucjusza, a potem do księdza, uśmiechając się lekko kącikami ust i rozejrzał się po kusznikach.
- Dobra robota! Nie spuszczajcie go z oczu. Zna kilka magicznych sztuczek... - obwieścił i cały czas uśmiechnięty zwrócił się do swoich dwóch towarzyszy. Na prawdę rozbawiło go to, że sługa Beliara próbował zwrócić ludzi Altarisa przeciwko niemu.

- Będę potrzebował Waszej pomocy - rzucił półszeptem bezosobowo do obu - sierżanta i kapłana Angrogha, po czym ruszył wolnym krokiem z obnażonym Lucjonem w kierunku Beliarowca i uniósł oręż w obronnym geście, wyciszając się i wsłuchując w otoczenie, jakby czekając na ukryty ruch - asa w rękawie, który upadły paladyn chce użyć w takiej sytuacji, jak ta. Próbował wyczuć wibrowania magii w powietrzu i wyczytać coś z jego twarzy.

- Chcesz coś jeszcze powiedzieć przed śmiercią, heretyku? Renegacie? Zdrajco i tchórzu? - zapytał słodkim, melodyjnym tonem, jakby ofiarując jakąś nagrodę. Chociaż śmierć mogła być nagrodą dla kogoś służącemu takiemu bóstwu, jak Beliar. Poza tym, jeżeli go nie zabije, to będzie torturowany... To może jednak go nie zabije?

Andariel poszukał obok miejsca walki jakiegoś podwyższonego miejsca, z którego mógł by operować swoim łukiem i szukać czaromiota z lepszego punktu obserwacyjnego niż ziemia.

Vanilla - 2013-02-16, 21:46

Kusznicy zbliżali się. Dopiero teraz Argon zauważył że po drugiej stronie było także dwóch wojowników z bronią. To po prostu musiała być zaplanowana akcja.

Człowiek w długiej, czarnej szacie z kapturem podszedł blisko Argona, jakieś cztery metry. Miał na oku zarówno Altarisa jak i Zaprzysiężonego. Miał miecz, jednak nie sięgał po niego, krocząc spokojnie i niezbyt nerwowo.

-Rzućcie broń - powiedział spokojnie i powoli - Obaj - dodał, jakby odpowiadając na pytające spojrzenie elfa.

Sharin ruszył, krocząc powoli pod osłoną niewidzialności. Otoczył wozy z drugiej strony i mógł spokojnie myszkować. Ze względu na obłędną ilość worków musiałby tam przynajmniej wejść.. <małe ryzyko złamania zaklęcia>

Spostrzegł jednak jak dwaj kusznicy zachodzą wozy od tyłu, trzymając na muszce Andariela. W tym momencie zauważył ich. Mając napięty łuk, mógł próbować strzelać... <wysokie ryzyko śmierci>

Argon znowu obejrzał się. Dwóch kuszników za elfem, jeden na lewo, następny za nim. Mogło być ich więcej, nie chciał ryzykować.

Altaris zauważył jak - gdy już jego "znajomy" znalazł się blisko nich i rzucił hasło - z tłumu kieruje się w ich stronę niska postać, zakapturzona, w podobnych czarnych szatach.

Argon - 2013-02-17, 17:17

W pierwszej chwili Zaprzysiężony był pewien, że to zasadzka elfa na jego osobę. Jednak gdy tajemniczy osobnik kazał rzucić broń również jemu, Argon zdziwił się chyba na równi z elfem, patrząc raz to na niego raz na czarną postać, jakby mieli się znać. To, że nie zaczęli strzelać od razu w kierunku jego osoby całkiem dobrze świadczyło, chociaż już mógł przypuszczać kto stoi za tą zorganizowaną akcją.

- Nie ma powodu do obrzucania się stalą. Pogadajmy. – rzucił ponuro w kierunku mężczyzny w czarnym kapturze. Mieli zdecydowaną przewagę.

Nie wykonując gwałtownych ruchów powoli próbował schował miecz z powrotem do pochwy i pokazał otwarte dłonie w popularnym geście „ja mam rączki tutaj”. Argon nie wiedział gdzie znajduje się Sharin albo co zamierza, ale póki co czarodziej zbytnio się nie przydał. Czyżby jego magia zawodziła, czy po prostu nie miał pomysłu, by ją w jakiś sensowny sposób wykorzystać? Tak czy inaczej Argon nie mógł zrobić nic, kiedy jest na muszce kilku kuszników, a za plecami stoi ktoś, kto chce mu wbić ostrze w plecy.

Avenker - 2013-02-17, 23:59

Sharin woląc nie ryzykować zignorował ciekawość, co jest w wozach i postanowił znaleźć jakieś miejsce, z którego będzie mógł obserowować sytuację w jakiej się znalazł kapłan Beliara i ewentualnie wspomóc go magią, ale też starał się mieć na oku elfiego łucznika, którego znalazł myszkującego pomiędzy wozami.
Altaris - 2013-02-18, 09:19

- Co do kurwy... - zaklął cicho pod nosem Jednooki i wyprostował się, z ukosa rzucając spojrzeniem najpierw na stojącego obok Lucjusza, a potem na zbliżającego się księdza. Jego oko zabarwiło się na toksyczną żółć, a krew zaczęła buzować. Zapomniał o walce i o ranie, próbował tylko zrozumieć, co właściwie się tutaj kurwa dzieje?

Wiesz o tym, że nawet jak oddalimy się od siebie, będziemy nadal blisko, prawda?

Zapytał uspokajająco Lucjona i z ociąganiem postąpił krok do przodu, delikatnie wbijając klingę skrzącego się teraz lekko miecza w ziemię i wrócił krokiem do tyłu do sierżanta, który jeszcze wcześniej mu służył jako pomocnik. Czyżby go zdradzono? Czyżby okazało się, że go wystawili? Czy po prostu od samego początku na niego polowali.

Czyli jego domysły o kulcie Beliara w tym mieście były prawdziwe...

- Mógłbyś to łaskawie wyjaśnić? - rzucił w kierunku kapłana od Cartera i spojrzał w kierunku niższej postaci. Thoin? Nie wiedział, czego ma się spodziewać, ale próbował także uważać, czy aby kto go nie atakuje. Gdyby ktoś go spróbował zaatakować, to zainterweniuje. Być może i zginie, ale wolał to, niż więzienie.

- Jak to dobrze, że jesteście. Pobiegł w tamtą stronę! - rzucił przezornie do przechodzących strzelców i lekko usunął się z drogi, chowając łuk i spokojnie i z uśmiechem potajemnie chwytając za rękojeść swojego miecza. Gdyby tamci próbowali go zastrzelić, robi najpierw zwód w bok, potem zanurza się lekko w dół i doskakuje próbując ciąć całą długością ramienia w kierunku mężczyzn.

Vanilla - 2013-02-18, 23:10

-Rzuć to - wycedził do Andariela jeden z kuszników. Stali teraz w miejscu, celując w elfa. Z takiej odległości żaden unik nie wchodził w grę...

-Gogielki najpierw, słoneczko. Bez numerów, nie chcemy strzelanki - rzucił człowiek do Argona. Człowiek kompletnie olał pytanie Altarisa, jego wyraz twarzy nawet się nie zmienił. Nie trzymał rąk na broni, a jedynie wyprostowane wzdłuż ciała. Uśmiechnął się nieznacznie. Lucjusz był równie zdezorientowany jak i sam elf, nie mówiąc kompletnie nic.

Póki co Zaprzysiężony nie widział idącej w ich stronę od tyłu postaci - widział ją za to świetnie Altaris. Była coraz bliżej, w końcu, gdy postać była jakieś 5 metrów za Argonem, usłyszał on kobiecy śmiech, a potem silny głos:
-Witam, witam.

Zwykła, czarna szata z kapturem, spuszczona głowa. Twarzy nie sposób było dostrzec. Mimo to jednak kapłan Beliara poczuł się cholernie nieswojo.
-Też to mam - mruknęła zjawa.

Sharin po prostu pozostał na swojej pozycji. Z innej nie mógł mieć oka na wszystkich oraz na elfiego łucznika. Nie miał czystej pozycji do oddania strzału w kierunku kobiety, choć jej głos wydał się mu dziwnie znajomy...

Altaris pozostawał na muszce. Póki co nikt nie zamierzał wpakować mu bełta w plecy. Stał osłupiony, patrząc się jak te dwie postacie - w prawie identycznych czarnych szatach z kapturem robią swoje.

-50 many

Jeśli Argon zdejmie gogle
Jeden z kuszników podszedł do niego.
-Dawaj to żelazo - rzucił, po czym chwycił za jego miecz, po czym spróbował odebrać mu resztę ekwipunku.

Faust272 - 2013-02-19, 08:58

Zjawa w Argonie zesztywniała, jakby zaczęła węszyć. Po chwili warknęła mówiąc podniecona.

- To on! To on!

Zaprzysiężony nie wiedział o co chodzi, ale się domyślał...

- Ten co uciekł Panu, ten co ukradł Sarneth. Jest! Użył Czarnej Magii. To jest...

Zjawa znowu węszyła, łapała rozpaczliwie prądy magiczne.

- To... - przeciągnęła jakby nie dowierzając - Świadomy! On jest Świadomym! I używa Czarnej Magii! Bluźnierca! Heretyk! Niegodny!

Argon skarcił w myślach istotę i kazał jej podać lokalizację.

- W Kopalni! W Kopalni! Jest tam! Mogę go wyczuć bo używa Czarnej Magii!

Po chwili jednak zjawa syknęła z niezadowoleniem.

- Przestał... Ale jest tam! W Kopalni!

Argon - 2013-02-19, 23:18

A więc to był Świadomy. Mógł się tego spodziewać. Żaden pierwszy lepszy idiota nie mógł skraść takiego artefaktu. No cóż, przynajmniej łatwiej go będzie rozpoznać po bladej cerze, o ile mu jeszcze się taka ostała.

Tym jednak zajmie się później. Miał teraz większe zmartwienie z którego musi się jakoś wykaraskać. Dostał czego chciał, Cesarzowa w zasięgu kilku metrów. Problem stanowił niestety oddział kuszników. W sumie nie wiedział też jak zachowa się elf i zresztą cała straż Cartera. Przez chwilę mignęła mu myśl o szukaniu „alternatywnego” sposobu by rozwiązać tę sytuację, ale postanowił jeszcze z tym poczekać, zawsze może polegać na swojej magii w razie gdyby zrobiło się nieprzyjemnie. Zresztą Argon nie wiedział, czy to nie kolejna kobieta podszywająca się pod Cesarzową.

- Mam nadzieję, że podróż z Akili nie była uciążliwa? – powiedział z przekąsem.

Zaprzysiężony spróbował odwrócić się i zobaczyć czy to ta sama aura, magiczna, którą widział wcześniej, ale najprawdopodobniej żołdacy do tego nie dopuszczą. Argon zdejmie gogle jednak nie odda swoich rzeczy, a na pewno nie będzie im tego ułatwiał.
- Precz z łapami. - warknął do kusznika.

Altaris - 2013-02-19, 23:40

Jego całe ciało lekko jakby dygotało. Cały lekko, nieznacznie się trząsł, a serce przyspieszało swoim biciem, niczym rozpędzający się do galopu rumak. Nie były to jednak oznaki strachu. Oj, nie były. Elf spoglądał teraz spode łba swoim jastrzębim okiem na księżulka, który miał mu pomóc. Obdarzył człowieka szacunkiem i zaufaniem. To go zgubiło... Nie wszyscy są tacy, jak na przykład Marv. Ludzie są podli, zakłamani i bezduszni. Nie ma dla nich miejsca w gronie znajomków kogoś takiego, jak Altaris.

Cały kipiał ze złości - na Cartera i cały Port, oraz na samego siebie, że dał się tak oszukać i dał owinąć się komuś wokół palca. To nie było do niego podobne. Uległ człowiekowi. Co z tego, że dla większego celu, skoro teraz i tak się od niego oddalał? Musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Nie liczyła się już Cesarzowa, czy chociażby renegat. Liczyło się jedynie to, jak powinien postępować i jakim kodeksem powinien się kierować.

Tu już nie liczyła się kwestia Obaliana i Beliara. Nie liczyła się kwestia konfliktu pomiędzy obiema Cesarzowymi. Tutaj liczył się cel, który trzymał go przy życiu i który zwabił go do tej krainy. Nie zamierzał się teraz poddać! Nie zamierzał dać się zabić przez zdradzieckie szumowiny Cartera.

Port spłynie krwią... Wiara jest dla mnie wartością drugorzędną... Pierwszy jest honor elfów, a potem ich duma. Nie pozwolę, by ktoś tak, jak Carter, zabijał niewinnych elfów. Będę musiał z nim... porozmawiać, na ten temat. Chociaż to dziwne, czuję się teraz bliższy temu renegatowi, niż miejscowym podludziom. On przynajmniej nikogo nie udaje. Otwarcie jest zły i przesiąknięty plugawą, mroczną materią. Dlaczego wszystko nie może być łatwe? Wszystko się co chwila komplikuje... Muszę pamiętać, dlaczego tutaj jestem.

- Popełniasz błąd, człowieku... - rzekł z przerażającym spokojem i determinacją Jednooki. Z pozoru jego opanowany ton skrywał zimny gniew pełnego żądzy mordu zabójcy. Jego palce nerwowo zagrały w powietrzu, a jego cała sylwetka nieruchomo wtopiona była w ziemię. Nie podobało mu się to...

Vanilla - 2013-02-20, 14:39

Argon spróbował się odwrócić, jednak zdążył wykonać jedynie kawałek obrotu zanim ręką żołdaka zatrzymała go. Coś tam faktycznie błyskało jakąś aurą, nie mógł jedynie określić co to - w każdym razie jeszcze takiej nie widział. Nie była to aura ani Beliara, ani Angrogha, ani typowej energii magicznej..

-Nie to nie - odrzekł człowiek. Argon usłyszał odgłos wyciągania czegoś, gdy kusznik opuścił broń w celu sięgnięcia za pas. Pozostali byli w stanie zauważyć że to konkretna drewniana pała z okuciami metalowymi...

"Ksiądz" puścił oko do Altarisa.

Sharin widział perfekcyjnie całą sytuację - miał nawet niezłe pole do strzału, jednak zdecydował się czekać.

Avenker - 2013-02-22, 01:14

Sharin zza zasłony niewidzialności obserwował jak jeden ze strażników podchodzi do Argona, chcąc zabrać mu broń. Mimo, że nie słyszał jego odpowiedzi, domyślił się. W dłoni wojownika mignęła pałka wyciągana zza pasu. Kłopoty, pomyślał Sharin. Koniec oczekiwania, pora działać. Musiał coś wymyślić, inaczej w najlepszym wypadku jego towarzysz padnie zaraz nieprzytomny na ziemię. A w najgorszym padnie naszpikowany po lotki bełtami. Nie dość, że zawiódłby kapłana Beliara, to jeszcze Cesarzowa i ten chędożony elf by zatriumfował. Przez chwilę półelf rozważał kilka wariantów działania, jednak szybko doszedł do jednego wniosku. Nie miał szans z całym oddziałem kuszników. Jedyną opcją było wywołanie paniki i chaosu. Maga zalały wspomnienia z nauk u swojego mistrza - Dallasa. Wiedział już co zrobić.

- Siły żywiołów to wszechpotężne narzędzie. Niewielu opanowało nieokiełznane moce Natury. A najpotężniejszym i najbardziej niszczycielskim z nich jest Ogień. - rzekł Dallas.
Młody Sharin siedział razem ze swoim Mistrzem przy płonącym ognistu. Dookoła panował mrok, a płomienie trawiące drewno rozbłyskiwały w rytm słów mistrza. A może to tylko złudzenie?
- Jednaj jest to również najniebezpieczniejszy z Żywiołów. Nieobliczalny i cholernie trudny do opanowania. - kontynuował mężczyzna wpatrując się w płonące ognisko. - Mimo wszystko jeśli chcesz coś zniszczyć, wywołać chaos to nie ma lepszego narzędzia. Ogień zawsze przerażał. Zwykła Ognista Kula może wyrządzić ogromne szkody, a wyobraź sobie lawę, która stopi wszystko, co stanie jej na drodze czy też deszcz płonących odłamków, który spada na całe miasto. To jest prawdziwa moc niszczenia...


Deszcz płonących odłamków... Na twarzy Sharina mimowolnie pojawił się uśmiech. Sytuacja, w której się znalazł półelf była idealna dla takiego zaklęcia. Mimo, że było to bardzo potężne i skomplikowane zaklęcie, to Sharin musiał spróbować. Postanowił wykorzystując niemal całą energię (tak, by zostało mu na Falę czy Kulę ognia) wywołać deszcz ognistych pocisków, które spadną z nieba na oddział kuszników oraz osoby znajdujące się przy Argonie. Samego kapłana mag postara się wykluczyć z obszaru działania czaru (jeśli będzie trzeba to również elfa i osoby znajdujące się tuż przy wojowniku). Samym pociskom mag nada postać płonących odłamków skał o średnicy do 20 cm, które przy kontakcie z ziemią lub innym celem wybuchną, rozpadając się na małe kawałki. Z taką wizją czaru Sharinowi zostało tylko wykorzystanie i odpowiednio ukształtowanie magicznej energii.

Zamknął oczy i odrzuciwszy wszelkie inne myśli i wspomnienia skupił się tylko i wyłącznie na magii. Po chwili nie widział ani Argona, ani kuszników. Przepełniała go magia. Otaczała go i wypełniała każdą cząsteczkę namiotów, wozów, broni i zbroi. Dodatkowo jego ciekawość wzbudziła dziwna aura, nie kojarząca mu się z żadną, znaną u kapłanów Beliara czy Angrogha. Nie przypominała również aur emanujących od osób władających magią. Kontrowensyjna energia przez chwilę zastanawiała półelfa, jednak gdy tylko magia wypełniła ciało maga, ten momentalnie o niej zapomniał. Teraz musiał w pełni skoncentrować się nad planowanym zaklęciem. Nie mógł mu nikt przeszkodzić, póki co ciągle utrzymywał zaklęcie niewidzialności. Dopiero jak będzie gotów, rozwiąże ukrywający go czar. Wtedy już nie będzie go potrzebował.

Czarodziej zagłębił się w głąb swojej duszy, docierając do ukrytych zapasów magicznej energii, czekającej tylko na znak, impuls, który pozwoli wyzwolić się z niego. Nieokiełznana, dzika i pierwotna energia, którą ograniczała tylko wola maga. Półelf zaczerpnął niemal całą moc zebraną w jej źródłach. Przez jego ciało przeszedł dreszcz ekscytacji. Czuł niewyobrażalną przyjemność, gdy taka ilość czystej energii zaczęła wirować w jego ciele. Tylko siłą woli powstrzymywał ją przed wydostaniem się na zewnątrz. Teraz wystarczyłby moment dekoncentracji czy nieuwagi by stracić nad nią panowanie, co mogłoby mieć katastrofalne skutki. Wątpił, by taka ogromna moc bez żadnych konsekwencji rozejdzie się w eter. Bardziej prawdopodobna była wizja wydzielenia się jednocześnie dużych ilości energii; Sharin wolał nie myśleć czym by to skutkowało. Mimo tych obaw mag ciągle koncentrował magię, która miała posłużyć mu do zasilenia zaklęcia. Gdy czuł, że rozjuszona energia ustabilizowała się choć trochę, półelf rozpoczął kolejną część wiązania czaru.

Drżąca dłoń Sharina zacisnęła się na rękojeści miecza. Mag poczuł elektryzujący impuls. Mimo braku jakiejkolwiek aury magicznej w broni półelf podświadomie wyczuwał potężną moc broni. Dotyk zimnej stali dodał Sharinowi sił. Poczuł nagły przypływ energii, jakby ktoś wlał w niego część własnej mocy. Mag zawahał się, przypominając sobie poprzedniego właściciela broni. A jeśli to pułapka, specjalnie przygotowana i zaklęta tak, by opanować jego ciało? Jednak jego wątpliwości szybko zostały całkowicie rozwiane. Nie umiał tego racjonalnie wytłumaczyć ale wydawało mu się, jakby pomiędzy nim a mieczem utworzyła się magiczna więź, wspomagająca go. Przez zaciśnięte na rękojeści palce przepłynęła fala ciepła, rozchodząc się po całym ciele. Sharin czuł niewyobrażalne podniecenie. Jeszcze nigdy nie miał doczynienia z tak wielką ilością mocy, która była na wyciągnięcie ręki.

Szybkim ruchem dłoni mag sięgnął do jednej ze swoich sakw, wyciągając z niej garść bursztynowego pyłu, który rozsypał na ziemi, tuż przed stopami. Czubkiem miecza wyrył w piasku trzy skomplikowane runy, poznane podczas dawnej nauki, jednocześnie wypowiadając frazy zaklęć, odpowiednio modyfikując słowa oraz ich akcent. Gdy z ust wydobył się ostatni wyraz glify wyryte w ziemi zapłonęły. Sharin, chwytając w obie dłonie miecz, ustawił go ostrzem w dół, prostopadle do ziemi. Nadszedł kulminacyjny punkt rzucania zaklęcia. Teraz musiał cały ogrom zebranej energii przelać w związane zaklęcie. Od tego zależało, czy powiedzie się czar, czy też cały jego wysiłek pójdzie w cholerę. Zaczerpnąwszy w płuca powietrza, mag wbił miecz w ziemię, przebijając środkową runę, która momentalnie przygasła. Po chwili pozostałe symbole również wypaliły się, nie pozostawiając śladu. Przez ciało Sharina przepłynęła cała zebrana energia, kumulując się w broni. Ostrze miecza zapłonęło krwistoczerwonym płomieniem, obejmując dłonie maga, jednak nie czyniąc mu żadnej krzywdy. Przez ciało półelfa przeszedł paraliżujący wstrząs, gdy energia magiczna opuściła jego organizm, zasilając zaklęcie. Mag poczuł niewyobrażalne zmęczenie, pociemniało mu w oczach, poczuł jak odpływa; gdyby nie opierał się o wbitym w ziemię mieczu z pewnością runąłby na ziemię. Po kilkunastu sekundach opuściła go niemoc. Wyciągnął z ziemi miecz i rozejrzał się dookoła. Już nie ukrywał go czar niewidzialności. Nadal czuł osłabienie.

Wyglądało jednak na to, że wszystko poszło na marne. Ani śladu magicznej energii, ani śladu zniszczenia. Jednak czuł się nieswojo. Czuł, że coś jest nie tak. Dopiero jak na wozy, znajdujące się po drugiej stronie pola padł nienaturalny cień mag uniósł wzrok i spojrzał w niebo. Tuż nad obozowiskiem zaczęły kłębić się ciemnobrunatne chmury zasłaniające promienie słońca. Z przerażeniem i fascynacją Sharin przyglądał się jak chmury gęstnieją tuż nad głowami kuszników.

Vanilla - 2013-02-22, 12:00

Zawsze lubiłam włączać w Wormsach Armageddon, ale turlamy.. 2 + rb + ściana tekstu.. LotF

Sharin zebrał w sobie moc. Kształtował ją chwilę. Odczuł jak schodzi z niego zaklęcie niewidzialności. Co z tego. Zbierał moc dalej. W momencie kiedy miał już prawie całą manę w małym paluszku postanowił rzucić zaklęcie..

Niestety, skąd weźmie płonące meteoryty? Z taką dokładnością? Żeby nie uderzyć kapłana? Wątpliwe że jakikolwiek mag byłby w stanie to zrobić!

Nie było jednak czasu na próżne rozważania. Meteorytami nie strzeli w przeciwników. Musi się wychylić...

Sharin wychylił się zza namiotu. Jedyna osoba która się nim zainteresowała to kobieta w czarnej szacie. Z tej perspektywy mógł wiedzieć jej nieskazitelną twarz i biały warkocz; dodatkowo twarz pełną przerażenia. Wyciągnął rękę, pełną mocy ognia i energii.

Szerokokątna fala ognia + fala
Widział jak kobieta usiłuje wyczarować przed sobą jakąś tarczę w momencie kiedy w jej stronę sunął słup ognia mieniący się niebieskimi barwami. Przebił się przez tarczę i uderzył prosto w nią, wysyłając ją lotem swobodnym przynajmniej pod wozy.

Reszta towarzystwa nie miała bynajmniej więcej szczęścia. Kusznicy nie zorientowali się w ogóle że coś leci. Odrzuciło nimi jak zwykłymi szmacianymi lalkami w lewo, daleko od wozów. W końcu słup ognia dotarł do elfa, Lucjusza i Argona.

Altaris poczuł blask, ciepło i potężne uderzenie w bok. Zerwało nim, następne do czuł to uderzenie w drewno wozu, gdy rozbijał się o bok karawany. Moc uderzenia odebrała mu przytomność.

Lucjusz przeżył to tylko nieco lepiej - wyrzuciło go na wóz. Był zdezorientowany i póki co obezwładniony.

Argon miał nieco większy kłopot i chyba więcej szczęścia - jego twarda zbroja i wysoko postawiony środek ciężkości sprawiły że staranował górną sekcję ściany wozu, wziął ze sobą dwa worki i wylądował po drugiej stronie.. wprost na jednym z kuszników. Był zupełnie rozkojarzony, dojście do świadomości zajmie mu chwilę. Po północnej stronie karawany znajdował się teraz leżący jak długi - podcięty od dołu strumieniem Andariel i przerażony towarzysz właśnie przed chwilą staranowanego żołnierza.

Strażnicy rąbnęli prosto w wozy, co musiało ich osłabić, przynajmniej by na chwilę wyłączyć ich z rozgrywki. Towarzysz kobiety też uderzył w wóz, jednak względnie szybko pozbierał się.. Strzelcy stojący z prawej strony wylądowali zaś na jakichś namiotach.

Niestety, było to też zaklęcie ognia. Wszystkim, bez wyjątku wszystkim którzy zostali poddani działaniu zaklęcia, zaczęły palić się szaty i elementy ekwipunku..

Argon - 2013-02-22, 16:35

Nagle Argon odczuł w pobliżu silne prądy magii. Wszystko wokół działo się teraz w ułamku sekundy, a czasu na reakcję praktycznie nie było. Nim cokolwiek zdążył zrobić fala uderzyła w niego i przeleciał dobre kilkanaście metrów przelatując przez drewniane wozy. O dziwo odczuł, że miał stosunkowo miękkie lądowanie. Jeszcze nie wiedział, że gruchnął w jednego z kuszników. Na chwilę zupełnie stracił poczucie świadomości. Nic nie widział, przed oczami latały mu kolorowe mroczki, a w głowie szumiało jak po kilku głębszych. Nawiedziła go wizja. Żywe wspomnienie, jakby wygrzebane po latach na dźwięk przywołanego z odmętów pamięci słowa.

*
Młody elf stał na skraju wioski. Przynajmniej tym, co z niej jeszcze zostało. Zrujnowane domostwa, dopalające się szczątki drewnianych chałup, które chłopak widział jeszcze całe oczami wyobraźni. Powietrze było przesiąknięte odorem śmierci i spalenizny. Wokół walały się zmasakrowane zwłoki i popalone kończyny. Elf niepewnie ruszył do przodu. Już z oddali dostrzegł, że w centrum wioski uformowano stertę trupów. Chłopakiem znów targnął odór spalonej skóry i włosów. Chwilę potem nie wytrzymał. Konwulsje żołądka targnęły jego ciałem i zwymiotował.

Na samej górze na włóczni wbite było dziecko. Mogło mieć co najmniej dziesięć lat. Jednak najohydniejsze w tym wszystkim było to, że dziecko… ruszało się. Spojrzało na elfa pełnym cierpienia wzrokiem. Potem zabrakło organizmowi sił na podtrzymanie ciała przy życiu i dziecko wyzionęło ducha. Argon odczuł silną więź emocjonalną… to była siostra elfa, była cała we krwi. Z oderwanych rąk kapała krew. Wszystko co potem Argon zobaczył zdawało się być już niewyraźnymi wizjami. Obrazami o tętniącej życiem Akili, potężnym orężu, uczuciem zaufania, zdradzie i zemście.
*

Wizja trwała niczym mrugnięcie powieką. Argon otworzył oczy.
- Co to było do cholery? – pytał sam siebie w myślach Argon. To z pewnością nie były jego własne wspomnienia, jednak odczuwał to tak, jakby był tego naocznym świadkiem i sam w nich uczestniczył. Zjawa zachowywała się niespokojnie i gadała od rzeczy w szaleńczym, niezrozumiałym tempie. Nie mogę, nie potrafię… oszukał mnie… oszukał… zaufałem mu, a on, a on…

Zjawa nagle przestała majaczyć, a w głowie Zaprzysiężonego znowu zapadła cisza. Co to było? Czyżby jego więź ze zjawą coraz bardziej się zacieśniała? Do kogo należała ta dusza? Czy zaczynają dzielić się wspomnieniami z poprzedniego życia? Zjawa milczała. Argon nie miał pewności jakie może to przynieść dla niego konsekwencje i czy jego więź z Beliarem na tym nie ucierpi. Musi dowiedzieć się od niej coś więcej. To jednak zaczeka, czas wziąć się w garść bo wróg nie śpi. No możliwe, ale z pewnością nie wszyscy.

Po chwili Argon dochodził już do siebie i zdał sobie sprawę, że przygniótł jednego z kuszników. A więc to był ten czas. Widząc jak mag zaczyna demonstrować swoją potęgę (chociaż w niebezpieczny dla niego sposób) Argon postanowił nie zasypiać gruszek w popiele i próbował wykorzystać szalejący wszędzie chaos sytuacji w której się znalazł. Wszystko albo nic, nie było już odwrotu. Widząc jak jego towarzysz ruszał do ataku nie było innego wyjścia jak wykorzystać tę sytuację. Nie wiedział jeszcze co stało się z innymi i jak zachowa się jednooki elf ale w razie potrzeby będzie go unikał, tak samo jak jego pomocnika. Jego priorytetem jest inna osoba. Nie czekając na reakcję swojego „amortyzatora” sięgnął szybkim ruchem po sztylet i jednym, pewnym ruchem wbił go prosto w serce kusznika, by w tej samej chwili wchłonąć wyrwaną nagle z ciała duszę. Workami, które zabrał ze sobą na wynos spróbuje ugasić ewentualny tlący się ogień na jego ubraniu. Postara się to zrobić w miarę szybko, nie wiedział w jakim stanie są pozostali strażnicy.

Leżąc jeszcze na zwłokach przyłożył rękę do jego klatki piersiowej i na chwilę zamknął oczy pełny skupienia. Przywołał do siebie boską moc, czując, jak wypełnia go i daje dodatkowe siły, pozwala mu osiągnąć potęgę niedostępną dla zwykłych śmiertelników. Złość wzbierała w nim coraz silniej, jeszcze zwiększając jego żądze. Jest rycerzem mroku, jest śmiercią, pulsując gniewem i czując płynącą w nim moc przemawiał do swojego pana.

Wzywamy cię. Twoi słudzy: uniżeni, wyzwoleni, pochwaleni, ukarani, podporządkowani,
Zaprzysiężeni.
Składamy ci dziś hołd w twoje imię Beliarze.
Wzywamy cię byś nas bronił, gdy nadejdzie nasza marna słabość.
Wzywamy cię byś nie opuszczał nas, gdy nasza godzina próby nadejdzie…


Gdy poczuł, że wypełnia go dostatecznie dużo boskiej energii spróbuje wtłoczyć ją do ciała martwego, dając mu czas na pełne powstanie. Tymczasem Argon spróbował wstać, jednak nie wyprostował się całkowicie. Schylony obserwował dzięki goglom (jeśli gdzieś nie wypadły) jak wygląda sytuacja. Kusznicy byli porozrzucani we wszystkie kierunku, jednak Argon póki co nie zajmował się nimi. Teraz albo nigdy. Jeśli dostrzeże kobietę w czarnej szacie ruszy schylony w jej kierunku, cały czas obserwując jej zachowanie. Próbował podchodzić tak, aby zobaczyła go jak najpóźniej, chociaż to może być trudne. Po drodze może napotkać jakiegoś zamroczonego (lub nie) żołdaka, którego spróbuje poczęstować machnięciem mieczem na odlew. Jeśli kobieta będzie próbowała rzucić czymś (lub kimś) w jego kierunku spróbuje w zależności od sytuacji uskoczyć na bok, paść na ziemię lub wykorzystać odłamki wozów lub kogoś jako żywą tarczę.

Altaris - 2013-02-22, 20:48

Dlaczego? Dlaczego oni nie mają dla mnie szacunku i się ze mną nie liczą? Dlaczego? Dlaczego starają się, abym był uznawany za nieznaczącego pionka w tej grze. Dlaczego... Dlaczego kiedy stoję w pobliżu domniemanego księdza, oraz renegata i zdrajcy, to czuję się bliższy temu drugiemu, pomimo tego, że jest moim wrogiem? Dlaczego...

Twarz Jednookiego wygięta w grymasie zamyślenia i gniewu zamieniła się w nawet wzbudzającą współczucie twarz osoby cierpiącej i zagrożonej. Mina pełna strachu wstąpiła na jego twarz, zasłaniając ją, niczym teatralna maska pogrążona w smutku i rozpaczy. Jego jedno oko spojrzało prędko z ukosa na renegata, z dziwnym, tajemniczym błyskiem, a potem znowu wróciło w kierunku niosącej zgubę, demonicznej magii ognia, której obawiał się od dnia, w którym płomienie strawiły całe jego życie, pozostawiając po nim tylko namiastkę - pozostał tylko Jednooki...

Jego źrenica, zazwyczaj czarna jak noc zapłonęła żywym ogniem, gdy ściana gorejąca płomieniami płynęła falami w jego kierunku. Poczuł na skórze podmuch gorąca, a wszystko jakby stanęło w miejscu, tocząc się sekunda za sekundą niczym godzina za godziną. Widział, jak ogień pochłania kolejne metry obozu, uderzając w ludzi niczym kataklizm. Widział, jak ciało pożerane jest przez niszczycielski żywioł, a groźnie wyglądający kusznicy i strażnicy, pozamieniali się w bezwładne, niesione siłą odrzutu namiastki tego, czym wcześniej byli. Kobieta, którą uważał za Cesarzową, niczym piórko odfrunęła daleko, a ogień nie ustępując zatrzymał się, niczym ogromna ściana przed jego twarzą. Wszystko stanęło... Ciepło, które zbliżało się do niego jako śmierć, zastygło...

...Elf wpadł w najbliższe mu drzwi, barkiem otwierając je z hukiem i łapiąc oddech za rogiem zakasłał gardłowo krwią. Jego ramię naszpikowane było trzema strzałami, a zostawała przecież jeszcze rana na boku - szerokie rozcięcie od obusiecznego miecza sługi kościoła.

- Tu jesteś, renegacie! - usłyszał obok siebie, gdy z drzwi wyjrzała na niego opancerzona głowa paladyna. Nie było czasu na dziwienie się - wykonawszy niezgrabne parowanie kilkakrotnie unikami i zwodami wyminął rycerza, w którego rękach żelazo aż paliło się do walki. Dosłownie...

Cios za ciosem jego Zweihander ze szczękiem odbijał płomień, który gonił go już pół nocy po katakumbach i podziemiach katedry. Klingi zetknęły się ze sobą, a pełna płomieni dłoń paladyna wybuchnęła setkami małych iskier, uderzając w ich oboje, gdy po tym straszliwym ciosie miecz zamienił się w jedynie rękojeść. Górując, elf zdobył się ostatkiem sił na sztych, którym wsunął ostrze pomiędzy napierśnik a przyłbicę.

Płomienie uderzyły w niego ze wszystkich stron, a w jego głowie setkami głosów szumiało chóralne echo "Giń! Heretyku!", gdy mroczne postacie w szatach zamknęły go w całunie ognia. Czuł, jak jego cała skóra powoli się deformuje, a usta coraz bardziej zmieniają ton jego pełnego bólu i rozpaczy krzyku. Wołania o pomoc...


Wyrwany nagle z dziwnej wizji automatycznie podniósł rękę w kierunku płomieni, a jego zaskoczona i wystraszona twarz zastygła w kamiennej postaci. Nikt nie usłyszał już gardłowego okrzyku Lucjon! Jedyne, co dało się słyszeć, to cichy huk uderzenia płomieni, który stłumił wszystko, co wokół istniało. Jednooki bezwładnie huknął bokiem o jeden z wozów, tracąc przytomność.

Przerażony spojrzał się za siebie, z cichym okrzykiem przerażenia przyjmując na swoją osobę całą siłę zaklęcia ogniowego. A przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki ściana płomieni nie zatrzymała się na stojącym obok wozie. Podcięty strumieniem energii upadł na ziemię z chrzęstem i rozejrzał się wokół siebie, widząc nagle pojawiającego się kapłana Beliara. Chwycił za rękojeść swojego miecza, po czym widząc palące się stopy wyrwał jeden worek od renegata i spróbował ugasić nim swoje odzienie. Przeniósłszy wzrok na kultystę i kusznika przeturlał się w bok, pod wóz, uciekając od tamtej dwójki. Musiał przecież ocalić Altarisa!

Przeczołgując się pod wozem wturlał się na plac boju, z gołymi rękami biegnąc w kierunku ognistej pożogi, w której zauważył czarną szatę Abalona. Runął w tamtym kierunku trzymając w swoich rękach ów worek, wypełniony chyba wełną, albo czymś lekkim i padając na kolana obok Jednookiego zaczął okładać go przedmiotem i próbował rozpaczliwie zgasić wszelkie oznaki kolejnych pożarów.

-No dalej! Altarisie! Wstawaj, tutaj nie jest bezpiecznie! Wokół sami wrogowie! No, proszę Cię, wstań i otrząśnij się! - nakłaniał cały czas Andariel, próbując pomóc swojemu towarzyszowi w ucieczce z tej strefy śmierci.


- Czy ja umarłem? - zapytał sam siebie leżąc z otwartym okiem wśród nieograniczonej żadnymi prawami pustki. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć pustka, czerń, nicość - Nie, raczej nie... Za spokojnie tu. Znając moje szczęście, trafiłbym do miejsca pełnego diabłów i pupilków Beliara - zaśmiał się cicho Jednooki, po czym zerwał się i rozejrzał po nicości...

- Chociaż, być może pojawię się w Bezkresnej Krainie Dziewic, w której dawni posłańcy Obaliana pić będą najlepszy miód pitny, a usługiwać im będą piękne dziewoje! Ha! - tutaj nagle zdał sobie z czegoś sprawę i z lekkim uśmiechem dodał po chwili - Chociaż, jakbym tam trafił, to musieliby zmienić nazwę tego miejsca na Bezkresna Kraina...

Nicość otoczyła go całunem, a przed nim zmaterializowało się coś. Sylwetka. Wszystko jakby zaczęło się kształtować na pewien obraz. Kontury zaczęły przybierać materialny, stały krajobraz składający się z czarnego smogu.

- Jeszcze nie teraz - usłyszał w swojej głowie, po czym wszystko zniknęło równie nagle, jak się pojawiło, a wszystko zamieniło się z powrotem w swąd palonego odzienia...


- [...] wstań i otrząśnij się![/b] - słyszał nad swoim uchem, czując także uderzenia czymś miękkim po swoim ciele. Czuł ciepło bijące od jego czarnej szaty. Zebrawszy w sobie całą swoją determinację do wypełnienia życiowego celu zacisnął mocniej pięści i spróbował otworzyć swoje oko.

Vanilla - 2013-02-23, 00:38

Z tej grupy najmniej zamroczony był faktycznie Andariel. Mimo że leżał na ziemi to ruchów nie krępował mu ciężki pancerz płytowy. Sprawdził czy mu się coś pali - szybko obrócił się parę razy na ziemi i już był 'ugaszony'. Następnie wstał i szybko spróbował ustalić co się stało. Kapłan Beliara leżał obok na kuszniku, też powoli dochodzący do siebie, obok stał (jeszcze) na nogach kusznik który przed chwilą celował w niego, teraz z opuszczoną bronią patrzył się na ciężką postać w zbroi.. Wyszczerbione drzewo na ścianie wozu. Musiał przylecieć z tamtej strony.

Wozy stały w ogniu. Nie było najmniejszej możliwości żeby przejść pod wozem. Andariel zauważył jak w jego stronę z wozu wyskakuje ruda kobieta w nieco porwanym cesarskim mundurze i turla się po ziemi, próbując zagasić ogień. Nieco dalej z wozu także wyskoczyło kilka osób.

Okrążył wóz - w końcu zobaczył zarówno Altarisa jak i Lucjusza, leżących bezładnie pod wozami.

-Wstawaj! - rzucił, uderzając każdego, najpierw lekko, potem mocniej. Lucjusz dość szybko doszedł do siebie - gorzej z Altarisem. Worki na wozach płonęły, nie było sensu niczego nimi gasić. Andariel najzwyczajniej w świecie rzucił się na towarzysza, mając w zamiarach stłamsić płomienie. Kolejne uderzenie podziałało na elfa trzeźwiąco. Obolały, zwlekł się z ziemi - teraz gdzieniegdzie splamionej jego krwią. Niech dalej wdłuż wozów zauważyli jak człowiek Cartera podnosi kobietę. Kaptur, który teraz obsunął się, wyraźnie uwidaczniał jej białe włosy i nieskazitelną cerę. Sharin był już teraz pewien - to Cesarzowa. Mężczyzna ruszył w stronę namiotów, nieco w kierunku czarodzieja.

Argon teraz już doszedł do siebie. Nie wiedział jak mocne obrażenia zadał człowiekowi lądując, ale jako prawdziwy mężczyzna musiał dokończyć to co zaczął. Po chwili już sztylet zagłębił się w piersi mężczyzny.

+1 dusza

Jego towarzysz otrząsnął się i wycelował kuszą w Argona. Miał dosłownie kilka metrów. Trafiłby przy najmniejszym ruchu Zaprzysiężonego.
-Tylko się rusz a zginiesz, psie! - krzyknął. Leżąca za nim kobieta właśnie kończyła dogaszać swoje szaty. Argon mógł teraz natchnąć zwłoki, jednak wcześniej musiałby się przynajmniej przeturlać by pozwolić im się normalnie ruszać.

Sharin przez chwilę patrzył na swoje dzieło ze zdumieniem. Niestety, wyssało z niego całą manę, ale cholera - opłacało się. Chyba.
-Rusz się, zginiesz - rzucił ktoś za nim.

Avenker - 2013-02-23, 16:23

Sharin wzdrygnął się, słysząc za sobą głos. Jednak nie poruszył się. Cholera, nie miał już siły na kolejne zaklęcie, a jak niczego nie zrobi dostanie pewnie jakąś pałą po łbie i sobie utnie drzemkę. Musiał improwizować. Mimo zalewającego go zmęczenia półelf skoncentrował się i sięgnął w głąb swojej duszy, sięgając do najciemniejszej jej części, gdzie skrywana była najmroczniejsza, demoniczna energia. Ignorując szepczące w umyśle głosy, których mag wolał nie słuchać. Sharin zaczerpnął z odmętów czarnej magii moc, którą przelał w słowa.
- Nic nie zrobię, nie zaatakuję nikogo. - wypowiedział Sharin dziwnym, głębokim głosem, jednocześnie unosząc powoli ręce do góry i obracając się. - Opuść broń, nie zamierzam cię atakować.

Argon - 2013-02-24, 21:35

„ - Rusz się, a zginiesz, psie!” – Argon cicho westchnął. Gdyby dostawał sztukę złota za każdym razem, gdy to słyszy… Z drugiej strony coś wyraźnie powstrzymywało cesarskich od zwyczajnego wpakowania mu bełta w dupę. Przez chwilę pomyślał jak on sam by się zachował na miejscu Cesarzowej. Prawdopodobnie od razu uciąłby jej łeb wiele nie rozmyślając i udał się do jego następnego zadania. A co zrobiłaby Cesarzowa, gdy już go rozbroją? Zaprosi go na rumianek, wyczyta życiowe błędy, da rozgrzeszenie i wypuści do domu? Tia…

Zaprzysiężony z początku przyglądał się celującemu w niego żołnierzowi, zastanawiając się jak mógł ustać na nogach coś takiego. Po chwili opuścił wzrok na turlającą się za nim po ziemi kobietę. Przynajmniej to było zabawne. Póki co osoba w jego położeniu wiele nie mogła zrobić, ale… no cóż, nie jest zwykłą osobą i ma parę sztuczek w zanadrzu. Po pierwsze ożywienie zwłok. Do tego nie trzeba się nawet ruszyć, wystarczy zwykły dotyk, a że leżał wprost na martwym kuszniku… Zresztą i tak zombie potrzebuje około 15 sekund do pełnego funkcjonowania. A to całkiem sporo czasu, który można przeznaczyć na inne czynności.

Kapłan jak zwykle poczuł w swoim ciele przypływ mrocznej energii, która rozchodziła się po kończynach, napawając go jednocześnie dumą ale i respektem do boga zła. O tak, już się o to postara. Zbierze dla boga ciemności czaszki pokonanych i ułoży pod jego tronem, zgodnie z jego wolą, z jego boskim porządkiem świata. Będą cierpieć. Poczują strach, przerażenie, dowiedzą się, czym jest prawdziwy ból. Przekonają się jak wiele można znieść zanim dokona się żywota. Śmierć jednak nie będzie ich wybawieniem, nie będzie końcem wędrówki ich dusz... Będą żałować, że przyszli na ten świat.

W jednej sekundzie tumany nieprzeniknionego czarnego dymu okryły jego najbliższe otoczenie pozostawiając celującego w niego kusznika zapewne w zupełnej niewiedzy i zdziwieniu. Siłą woli próbował ukształtować obłok tak, by objąć nim wszystko w zasięgu do ok. trzech metrów. Jeśli jego zaklęcie odniesie sukces przeturla się na bok (po wcześniejszym naznaczeniu zwłok) w obawie przed ewentualnym bełtem z kuszy, który mógł polecieć ślepo w jego kierunku.

Jeśli mu się powiedzie lewą ręką nasunie z powrotem swoje gogle na oczy, by nie błądzić po omacku. Dostrzegł teraz zarysy wszystkich postaci stojących wokół. Na dobry początek postanowił zająć się osobnikiem, który stał bezpośrednio przed nim z wyciągniętą kuszą. Jeśli kusznik wystrzelił na ślepo, Argon jak najszybciej do niego podbiegnie i uciszy sztychem miecza, nie dając mu czasu na przeładowanie. Jeżeli nie wystrzeli, kapłan skoncentruje swoją uwagę na samej jego broni, a konkretnie na cięciwie kuszy. Zapewne była zrobiona z organicznych materiałów (włosia lub ścięgien), więc teoretycznie mógł przy pomocy małej dawki zaklęcia rozkładu po prostu ją przerwać i wypaść na zaskoczonego żołdaka nie dając mu czasu na przygotowanie się. Cały czas będzie miał na uwadze kobietę stojącą za żołnierzem. W razie gdyby chciała rzucić jakieś zaklęcie Argon zasłoni się ciałem kusznika, lub rzuci nim jak lalką w jej kierunku.

Vanilla - 2013-02-24, 22:35

@Avenker
Mroczna energia przelała się grubym strumieniem przez ciało Sharina.
-Doo... brze.. - człowiek opuścił kuszę. Sharin mógł się odwrócić. Widział że człowiek lekko drżał, zaś jego ręce były jak kawałki skały, które wbrew jemu trzymały kuszę skierowaną ku ziemi.

@Argon
Ładowanie i rzucanie zaklęcia nie wymagało ruchu, toteż Argon posłusznie leżał. Zdecydował że dopiero po rzuceniu chmury naznaczy zombie. W końcu chmura wypełniła powietrze, zaś Argon, wziąwszy wcześniej głęboki wdech i zamknąwszy oczy naznaczył umarłego. Sam wykonał przewrót i założył gogle.

Dość dobrze widział jak kusznik odbiega w stronę kobiety, z której emanowała dokładnie ta sama moc magii ognia co wcześniej z wozów cesarskich. Pomógł jej dogasić szaty i wstać. W tym czasie, zanim zdążył zawiązać następne zaklęcie i dokładnie wycelować w - teraz już stojącego w oddali - kusznika, zombie wstał i zerwał się na równe nogi, biegnąc w ich stronę z krzykiem wykrzywionej twarzy. Poleciał równo w ich stronę, i równie szybko odzyskał pełen kontakt z ziemią oberwawszy bełtem między oczy. Kobieta powoli dochodziła do siebie, a kusznik nie zdążył już przeładować - o to zadbał Argon, rozkładając organiczne komponenty jego broni. Dobył sztyletu. Czarodziejka mętnym wzrokiem popatrzyła się na Argona i powoli wyciągnęła ku niemu rękę.
-Morze... - zaczęła intonować zaklęcie.

-Idzie coś grubego, lepiej się schroń! - rzuciła zjawa.

Avenker - 2013-02-25, 23:40

Znakomicie, pomyślał Sharin, czując jak wraz z jego słowami ulatnia się mroczna energia. Momentalnie kusznik opuścił broń, zdezorientowany panującą sytuacją. Widać było w jego oczach szok i przerażenie. Czarodziej nie miał jednak czasu na rozmyslania nad sensem życia. Albo on albo ja. Momentalnie półelf rzucił się na przeciwnika, uderzając jedną dłonią w kuszę, by nie mógł z niej już zrobić użytki (ale by przez przypadek nie wystrzeliła w niego) a drugą ręką wyszarpnął miecz. W mgnieniu oka mag doskoczył do mężczyzny, wbijając mu w brzuch ostrze broni.

Gdy tylko sztych miecza zagłębił się w jamie brzusznej, przebijając ubranie żołnierza, w jego organizmie odezwał się niewyobrażalny głód. Jednak to nie był głód, który zaspokoić mógł bochenkiem chleba i kawałkiem mięsa. To był głód magii. Jak tylko krew popłynęła po ostrzu broni, mag uświadomił sobie, ile cząsteczek energii, które notabene zawarte były w każdej istocie i każdym przedmiocie, "ucieka" w eter. Nawet teraz, gdy dla Sharina ważny jest każdy cal many.

Dziwne głosy, pragnące posiłku, wydobywały się z jego organizmu. Nie mogąc powstrzymać pokusy mag wyzwolił to, co drzemało w nim, a obudziło się w kontakcie z świeżą krwią. Wtedy, gdy było potrzebne. Przez ciało półelfa przeszła fala mrocznej energii, wdzierając się do wnętrza zranionego kusznika. Demoniczna siła wyrwała z niego całą jego manę. W jego oczach pojawił się niewyobrażalny strach. Otworzył usta, jednak nie wydobył się z nich żadnen dźwięk. Sharin poczuł tylko, jak wysysana z niego moc pozbawia go kolejnych pokładów energii życiowej, aż w końcu padł na ziemię. Z rany w brzuchu nie wyciekała krew. Jednak brzegi, gdzie wbił ostrze miecza pociemniały, jakby zostały splugawione.

Przerażenie ogarnęło Sharina, widząc jak siły witalne opuszczają przerażonego mężczyznę. Chwilę potem jednak jego ciało ogarnęło ciepło wpływającej z miecza energii, rozpalającej jego żyły. Strach ustąpił miejsca ekscytacji i wręcz radości. Nasycony czarodziej odwrócił się, zostawiając za plecami truchło kusznika i szybkim spojrzeniem omiótł pole walki. Nie widząc lepszego wyjścia Sharin, wykorzystując "świeżą" energię, skupił się na słowach czaru. Gdy czuł w sobie odpowiednią ilość ukształtowanej energii, gotowej do użycia, wypowiadając krótką formułkę mocy wykonał wolną dłonią szybki gest, wysyłając w stronę cesarzowej oraz innych żołnierzy w jej otoczeniu potężną falę energii.

Argon - 2013-02-25, 23:54

- Domyślam się, że zaraz pieprznie.

Przeklęci magowie, nigdy w swoim życiu za nimi nie przepadał. Jeszcze trochę i rozpieprzą czarami ten obóz w drobny mak. Czuł w kościach że to będzie porządne rąbnięcie, a jeden rzut przez wozy mu już wystarczy. Gorączkowo rozglądał się po okolicy w poszukiwaniu miejsca, w którym mógł się schronić przed niszczycielską magią. Jedyne za czym mógł się ukryć to namioty lub wozy. Z drugiej strony nadal był zasłonięty mrocznym obłokiem, więc czuł się w miarę pewnie. Wiedział jednak, że nie uchroni go to przed efektami zaklęcia. Rozejrzał się za kuszą, którą miał przy sobie zabity żołdak. Jeśli ją wypatrzy Argon weźmie ją ze sobą i ruszy w stronę najbliższej osłony: namiotu lub części wozu, cokolwiek co dałoby mu schronienie uważając po drodze na możliwych pozostałych kuszników. W ostateczności będzie musiał po prostu uciec do tyłu i paść na ziemię. Jeżeli znajdzie kryjówkę spróbuje się nie wychylać.

Altaris - 2013-02-26, 15:12

- Co jest, do cholery?! - zaklął elf, wstając z ziemi i próbując się otrzepać. Wyciągnąwszy przed siebie dłoń upewnił się, że jest dostatecznie skupiony i cichą inkantacją wywołał w swojej dłoni metaliczny błysk. Mając Lucjona w swoich dłoniach czuł się od razu pewniej, bezpieczniej. Wiedział, że teraz nie jest bezbronny i może cokolwiek zdziałać. Ale jak miał działać? Sam nie wiedział. Ogromny mętlik w głowie wywołany obecną sytuacją jak i dziwnymi wizjami oraz omamami był dla niego straszliwy. Cały czas widział jakby rozmazane mgłą sceny w których elf niosący miecz podobny do tego, jakim był Lucjon ucieka przed kapłanami, paladynami i magami używającymi elementu ogniowego. Nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć... Chciał uciekać z tej popieprzonej krainy ludzi, jaką była Bolgoria i pozabijać wszystkich.

- Cholerniku, siedź... - łucznik ściągnął delikatnie kapitana na ziemię, przytrzymując go i naprędce tamując mu czymś krwawienie. Jakimś materiałem. Jeżeli go nie znajdzie, utnie mieczem materiał ze swojego płaszcza. Próbował jakoś opatrzyć elfa, ściągając z niego pancerz i szukając ran, które zatamuje materiałem. Nie był najlepszym medykiem, ale to musiało wystarczyć, by jakoś zaopiekować się Jednookim, dopóki nie dostanę się do bardziej profesjonalnej opieki lekarskiej.

- Zabij... Cesarzową! - zachrypiał w kierunku swojego towarzysza i zakasłał potężnie. Czuł się bardzo źle. Nie, to złe określenie. Czuł się straszliwie źle. Cholernie źle. Zajebiście bardzo źle. Było mu słabo, miał lekkie nudności, wszystko go bolało, piekło i swędziało, czuł piach pod ubraniem i niemiłą wilgoć sączącej się z ran krwi. Podniósłszy rękę w górę ruszył początkowo chwiejnym, potem coraz pewniejszym krokiem do przodu, w kierunku walki z Beliarowcem, lecz nie na drodze Andariel, idąc spokojnie, wolno, krok za kroczkiem.

Cholerni ludzie... Miotają zaklęciami szybciej, niż krasnoludy przekleństwami. Czas pokazać, jak strzela mój łuk!

Elf wyciągnąwszy łuk naciągnął na niego strzałę z półksiężycowym grotem i wymierzając w górną część głowy Cesarzowej odetchnąwszy kilkakrotnie wycelował i wypuścił strzałę z dłoni, posyłając ją w kierunku kobiety.


//Opatruję Altarisa, podczas gdy inni biegają, walczą i te sprawy, a potem podpinam się pod czas w Twoim ostatnim poście

Vanilla - 2013-02-26, 19:04

Sharin nagle odwrócił się, czym wytrząsnął mężczyznę z letargu. Sharinowi udało się przekierować kuszę w ziemię. Wyskoczył na człowieka, powalając go. Turlamy.. Vanilliowo. Dobył już miecza, gdy ten chwycił go za nadgarstek, uniemożliwiając wyprowadzenie ciosu. Drugą ręką złapał półelfa za gardło. Próbował się wyszamotać, ale zaczynał tracić siły...

Argon stanął i czuł się. Zerknął szybko. Jedyna osłona to pod płonącym wozem... Z hukiem wślizgnął się pod wóz.Akurat wtedy płonąca ściana zsunęła się uniemożliwiając mu powrót. Wygramolił się spod wozu po krótkiej chwili. O dziwo, z tamtej strony nic nie jebnęło. Czarodziejka musiała się rozmyślić..

Wyszedł wprost na wrogów. Przed nim uciekał człowiek, mając Cesarzową na rękach. Był już w połowie drogi do linii namiotów. Po lewej stronie Andariel opatrywał swojego towarzysza.
-To co robimy? - rzucił nieco poturbowany Lucjusz.

Avenker - 2013-02-26, 23:10

Wyciągając miecz Sharin poczuł silny chwyt na nadgarstku, gdy kusznik chwycił go, uniemożliwiając skorzystanie z broni. W niemal tej samej chwili druga dłoń zacisnęła mu się na szyi, odbierając oddech. Mag zaczął tracić siły. Nagle przypomniał sobie o jednym fancie. Miał jeszcz asa w rękawie. A dokładniej sztylet, po którego sięgnął wolną dłonią. Gdy tylko jego palce zacisnęły się na rękojeści broni, Sharin, zamachnął się z bioder, wbijając z całych sił ostrze sztyletu w szyję kusznikowi.
Argon - 2013-02-26, 23:14

Tym razem dopisało mu szczęście, i to cholerne. Nie tylko wymknął się tej czarodziejce, ale co najważniejsze miał w zasięgu wzroku Cesarzową. Popatrzył przed siebie. Kobieta była niesiona przez swojego przydupasa więc musiała nieźle rąbnąć. Wciąż musi na nią uważać, nie wiadomo jakimi mocami operuje posiadając taką niezwykłą aurę. Przez chwilę zastanawiał się gdzie podziewa się jego towarzysz Sharin i czy nie powinien na niego poczekać. W końcu jednak emocje wzięły górę i ruszył do przodu. Musiał być niezwykle ostrożny, jednak dobrze wiedział, że nigdy do końca nie panował nad swoimi żądzami.

- Teraz mi suka nie ucieknie.

Rzucił okiem w kierunku lewego wozu gdzie zobaczył dwóch elfów i strażnika, póki co zajętych sobą. Idealnie, nie będą mu przeszkadzać, chyba że ten kapitan jest na tyle głupi, by drugi raz się na niego rzucić. Oprócz nich musiał uważać na resztę obstawy Cesarzowej. Z determinacją poderwał się z miejsca i ruszył szybkim krokiem przed siebie, lekko schylony mając na uwadze możliwych czających się kuszników, o ile to możliwe korzystając z osłon po drodze.

Zagryzł zęby z emocji, które nagle obudziły się jak po długiej drzemce. Adrenalina, tajemnicza substancja, esencja każdego wojownika zaczęła krążyć w jego żyłach. Czuł jak ciśnienie w ciele rośnie a oddech stawał się szybszy, bodźce się wyostrzały, całym sobą był skoncentrowany na jednym celu. Ostatni raz czuł się tak… gdy przebijał na wylot Arcykapłana jeszcze jako paladyn przed murami Akili. Taak, podniecenie połączone jeszcze lekką dozą niepewności. Niemal poczuł pod nosem zapach świeżej krwi, niczym wilk wpatrzony w swoją przyszłą zdobycz. Wspaniałe uczucie, nieporównywalne do niczego innego.

Moc karmiąca się nasilającym w jego umyśle gniewem i wściekłością zbierała się czekając na użycie. Nie wiedział, czy ktoś mu przeszkodzi w podążaniu za tą dwójką, ale starał się ich nie zgubić z oczu, a zwłaszcza Cesarzową. O ile to możliwe starał się nie przykuwać uwagi chociaż przypuszczał że i tak w pewnym momencie ktoś się nim zainteresuje, w końcu miała znaczną obstawę. Jeżeli dostrzeże jakiegoś kusznika, który w niego mierzy, postąpi identycznie jak poprzednio, niszcząc impulsem mocy cięciwę. W ostateczności zawsze może ukryć się w mrocznym obłoku. Kiedy uda mu się dotrzeć do uciekinierów na odległość wyciągnięcia miecza, obierze za cel najpierw kobietę.

Vanilla - 2013-02-26, 23:57

Sharin pokrótce zabił człowieka. Wampiryzm smakował mu dobrze, ale niestety wielkim rezerwuarem many człowiek nie był.
+10 many. Oj, ta mana chyba miała procenty..

-DOBRZE, MÓJ SŁUGO - usłyszał w swej głowie czyjś głos. Głos zły i demoniczny.

Andariel opatrzył towarzysza szybko i prowizorycznie, widząc szybki rozwój wydarzeń. Przerwał opatrywanie go, sięgnął po łuk i wymierzył.
Zgodnie z życzeniem strzelasz w Cesarzową. Turlamy

TRACH.

Strzała poszybowała i utknęła pod barkiem mężczyzny, który upuścił kobietę. Upadła jak wór kartofli - o dziwo, po chwili jednak zaczęła się podnosić.
-Zdrajca.. - wycedził, łapiąc oddech. Elf był zadowolony z siebie, strzała musiała przynajmniej przebić płuco. W tym czasie nałożył kolejną strzałę...

Pozostawiony przez Argona kusznik i kobieta opatrywali i cucili pozostałych kuszników. W tej chwili kusznik był po lewej stronie, czarodziejka zaś jeszcze nie wyszła zza wozów. Mężczyzna uniósł wzrok widząc czyn elfa.
-Kurwa.. - rzucił cicho. Nie mógł nic zrobić. Został pozbawiony broni, a Lucjusz zdzieli go mieczem przez łeb zanim ten zdąży powstrzymać łucznika.

W tym czasie Argon wygramolił się spod wozu. Widząc okazję, ruszył, do kobiety która zdążyła już podnieść się z ziemi. Zauważył na jej twarzy grymas autentycznego gniewu. Sięgnęła za pazuchę wyciągając trzy sztylety. Nie będzie już uciekać. Na trasie jego biegu stał jednak człowiek. Odepchnie go ciosem stalowej pięści. Jednak dobrze że elf w ostatniej chwili zmienił zdanie..

Altaris w oddali posłyszał tupot i szczęk broni. To pewnie Straż...

-Mam cię - usłyszał Argon głos Lucjusza, który w te pędy ruszył za nim z wyciągniętym mieczem. Altaris szedł powoli. Opatrunek tutaj, nawet najlepszy, nie mógłby zrobić wiele, natomiast mnóstwo adrenaliny krążące w jego żyłach sprawiało że nawet nie czuł bólu.

Altaris - 2013-02-27, 22:49

Jednooki ruszył przed siebie, odcinając się na tle płonących wozów swoją czarną i mroczną jak bezdenne ciemności sylwetką. Jego postać, wyciosana jakby z granitu lub hebanu nieruchomo niczym posąg ziała czernią wśród żywych, gorejących płomieniami i ogniem zgliszcz oraz miłych dla oka krajobrazów zniszczenia. Uosabiał w sobie prastarą, starożytną siłę i determinację jego ludu. Całe pokolenia jego rasy, zostawiając po sobie spuścizny coraz to lepszego doskonalenia swojego rzemiosła stworzyły go, jako wojownika o otwartym umyśle i pewnej dłoni. Solidna, barbarzyńska, bezwzględna skala elfiego okrucieństwa wylewała się powoli z czary smutku, grozy i rozpaczy. Ból jego ludu był tak ogromny, że on sam czuł, jak jego serce czernieje z każdym nowym, nadchodzącym, jasnym świtem. Jego blada, owalna twarz, pozbawiona teraz wyrazu zmieniła się diametralnie, gdy spojrzał w kierunku wstającej kobiety. Usta wykrzywione w okrutny, zwierzęcy grymas gniewu wydały z siebie głośny dźwięk okrzyku:

- Zdrada! Bić Cesarskich! - krzyknął w kierunku nie wiadomo jakim i nie wiadomo do kogo ten okrzyk kierując, po czym spojrzał w kierunku Lucjusza i zakrzyknął do niego, biegnąc w kierunku kobiety - Zostaw Renegata! Bij w Cesarskich! - krzyknął, po czym sam spiął swoje mięśnie i ruszył w kierunku człowieczej tyranii, która pętała elfów od jakiegoś czasu. Cesarzowa, którą teraz gonił, trzymała stronę Todorian i wspierała ich w walce ze Starym Królestwem, które rozdarte wojną z barbarzyńcami i pozbawione posiłków z powodu wojny domowej na Istorath coraz bardziej popadało w bezdenny ocean klęsk i porażek.

Nagle, coś jakby strzała, przebiło jego czaszkę na wylot, gdy dzierżąc Lucjona skierował go w stronę kobiety, nie ustając w biegu. Coś zamajaczyło mu w głowie. Jakby kolejne, niepokojące wizje...

Kapłani wetknęli pochodnie w otwory kamiennej podłogi, tworząc w odległości kilku jardów przed ołtarzem ogniste półkole. Sami ustawili się wewnątrz półokręgu pochodni. Najwyższy, ubrany w złoto-krwistą togę kapłan z symbolem na niej, którego Jednooki nie znał, lecz przeczuciem rozpoznawał jako ikonę Angrogha, uniósłszy najpierw ręce w geście wezwania, pochylił się nad ołtarzem i położył na nim ręce. Ołtarz podniósł się i pochylił do tyłu, jak pokrywa kufra, odsłaniając małą kryptę.

Wyciągnąwszy długie ramię, kapłan wyjął spore, owalne zawiniątko z jedwabiu, które trzymał oburącz. Opuścił ołtarz z powrotem, postawił na nim tobołek i rozwiązał rzemienie trzymające materiał. Jednookiemu, spoglądającemu gdzieś z góry wydawało się, że ten ruch wyzwolił żywe płomienie, drżące i pulsujące wokół otwartej szkatuły. Serce elfa skoczyło, a dłoń chwyciła za rękojeść miecza... Którego na swoim miejscu nie znalazł... Była tylko pustka tam, gdzie dawniej był Lucjon, chociaż wyczuwał jego obecność.

Spojrzawszy raz jeszcze w stronę ołtarza zauważył największy ze skarbów starożytnych i pierwotnych religii. Największy skarb religii, jaką był kult wielkiego Obaliana, Boga Sprawiedliwości, pierwszego z wojowników światłości. Skarb, czyniący posiadacza najbogatszym i najsilniejszym człowiekiem na świecie. Przez zaciśnięte zęby Jednookiego wydobywał się przyspieszony oddech. Z brzękiem na kamienny ołtarz spadło pięć różnego rodzaju, jarzących się tęczowymi barwami mieczy w złotych, wysadzanych bogatymi kamieniami szlachetnymi i nefrytowymi płytkami pochwach. Każdy z mieczy fosforyzował dziwną siłą, przyjmującą wszelkie możliwe kształty i barwy, będąc zarazem czymś fizycznym, a zarazem czymś duchowym, magicznym i boskim, pozamaterialnym. Pięć Boskich Mieczy, pięć artefaktów i sędziów światłości. Pięć dróg i pięć różnych żyć. Zupełnie odmiennych uniwersum i domen świata.

Nagle elf uświadomił sobie, że na światło pochodni i fosforyzującego pułapu podziałała jakaś siła, pozbawiając je mocy. Wokół ołtarza zalegały ciemności, rozświetlane jedynie upiornym blaskiem światła rzucanego przez Pięć Boskich Mieczy - światło to ciągle przybierało na mocy. Kapłani Angrogha, zebrani za ich plecami paladyni i magowie ognia zamarli jak figury z kamienia, ich cienie stały nieruchomo, gigantyczne i groteskowe. Ale ołtarz był skąpany w niebiańskim blasku i zdumione rysy najwyższego kapłana odcinały się z całą wyrazistością.

- Zdrajcy... Śmiertelnicy... Banda łotrów, niegodziwców i bluźnierców, zakrywających się symbolem płonącego oka! Bądźcie przeklęci, głupcy... Bądźcie... przeklęci... - zagrzmiało echem wśród podziemnych sal, komnat i korytarzy katakumb Świątyni. Kapłani i wszyscy zebrani zatrzęśli się ze strachu i lęku, gdy głos przestał przemawiać, a spomiędzy ołtarza a półokręgu pochodni wystrzelił pełny gniewu i chaosu blask czerwonych płomieni, które układając się w symbol oka rozświetliły na chwilę wnętrze jaskini i około dwa tuziny bogato odzianych sług Angrogha. Najwyższy kapłan, popchnięty płomieniami oparł się plecami o ołtarz i obserwował, jak znak boga znika w popiołach na ziemi. Wraz z całym światłem, prócz blasku wyzierającego z pięciu broni, zaklętych w niebywały sposób. Między nimi elf dostrzegł coś drobnego i błyszczącego. Coś, co mogło być amuletem, talizmanem lub pierścieniem. Zatknięte było na zwoju pergaminu o niewiadomej treści. Zawiniątko papieru wśród przepychu tych świetnych i bogatych mieczy wyglądało tak mizernie, jakby stworzone było, by jak najbardziej obrzydzić widok ołtarza. A jednak, w tej skromnej postaci z pergaminu Jednooki wyczuwał dziwną aurę, której siła mogłaby zastąpić i tuzin takich mieczy. To zaklęcie? Mapa? List? Proroctwo? Kto wie... Być może, jest to coś podobnego, do...

Nieprzenikniona ciemność za ołtarzem rozbłysła rozprzestrzeniającym się światłem. Powoli, w miarę, jak krąg światła rozszerzał się, ukazały się postacie, niczym kształty powstające z nocy i ciszy. Na początku wyglądały jak szare, kamienne posągi - nieruchome, włochate, ohydne karykatury człowieka. Jedynie ich sypiące skrami zimnej wściekłości oczy były żywe. Upiorna poświata wyłoniła ich zwierzęce kształty. Najwyższy kapłan wrzasnął i upadł do tyłu, wyrzucając przed siebie ręce w geście dzikiego przerażenia, gdy jego krew zalała płaszcz z symbolem gorejącego oka. Niekształtne, długie ramię sięgnęło błyskawicznie nad ołtarzem - pięść opadła z siłą młota i krzyki kapłana ucichły. Jego bezwładne ciało legło na ołtarzu. Ze zmiażdżonej czaszki wypływał mózg. Wtedy, pokraczne potwory natarły jak horda demonów na skamieniałych z przerażenia kapłanów. Była to rzeź - ponura i przerażająca.

Altaris widział opatulone szatami i okute w stal ciała ciskane jak plewy łapami zabójców. Przeciwko ich straszliwej sile sztylety, miecze oraz topory były mało użyteczne. Co prawda raz za razem jakiś stwór padł, rażony znienacka niesamowitym ciosem, lub odleciał, zwęglony od zaklęcia ogniowego. Widział ludzi, unoszonych w górę i miażdżonych o skały i ołtarz. Widział, jak potworna ręka wepchnęła płonącą pochodnię w gardło nieszczęśnika, szarpiącego się daremnie w przytrzymujących go ramionach. Ujrzał mężczyznę rozdartego na dwoje jak kurczaka na rosół, a jego krwawe szczątki ciśnięte w różne strony jaskini. Kilku z mężczyzn padło z rozoranymi wnętrznościami i bebechami wytaszczonymi na wierzch. Jeden z paladynów miał w napierśniku wyszarpaną jednym uderzeniem dziurę, przez którą ciągnęła się końcówka jelita, której reszta obwinięta była na pozbawionej hełmu głowie. Uduszony własnymi jelitami spoglądał na swój hełm, leżący obok, z odciskiem małpiej, zniekształconej dłoni, która wgniotła hełm.

Wnętrzności i krew spowiły całe pobojowisko, gdy bestie przedarły się przez kapłanów i tarczowników, wpadając na magów ognia, którzy nagle przeciągłą inkantacją uderzyli w przeciwników, płomieniami i żarem wypalając sobie drogę przez rycerzy oraz potwory, brnąc w kierunku mieczy. Widząc zamieszanie, stojący z tyłu najemnicy, którzy wycofali się zlęknieni potyczki, ruszyli do drzwi jaskini, uciekając w popłochu z przeciągłym krzykiem. Bestie zachrypiały dziko, gdy odziani w szaty mędrcy padali jak prosięta w rzeźni. Pazury orały im ciała, rozdzierając gardła, a uderzenia łap strącały im z torsów głowy. Przeciągły ryk triumfu wzniósł się po sali, gdy z ołtarza zaczęło na nowo sączyć się białe światło, a jakby znikąd pojawił się mężczyzna w białej, płytowej, ogromnej zbroi z naramiennikami wielkością dorównującymi tarczom. Spory hełm okularowy o długich, wykonanych jakby z białego złota rogach odsłonił długą, zmierzwioną, siwą brodę. Cała postać była wykonana jakby z jednego materiału. Nieznanego, twardszego od adamantium metalu, o kolorze mleka. Mężczyzna wydał okrzyk, który napełnił serce elfa strachem i szacunkiem. Postać odkrajała się na tle ciemności niczym dysk księżyca na nocnym niebie. Podniósłszy do góry prawicę krzyknął niczym grom - Zweihander! Mizuteki! - a w jego dłoniach, odpowiednio najpierw w prawej, potem w lewej zabłysły dwa, mlecznobiałe miecze. Oba przybrały po chwili tęczowe barwy.

Gwałtowna i niszcząca jak huragan masakra zakończyła się w jednym, krwawym wybuchu bezdennej dzikości. Tylko jeden nieszczęśnik spośród kapłanów, wrzeszcząc przeraźliwie, uciekał drogą, którą wcześniej przybyli - w kierunku zamkniętych, spiżowych wrót, u których tłoczyli się najemnicy. Horda zbryzganych krwią stworów utworzyła półokrąg po jednej stronie ołtarza, a przeważających ich liczebnie najemnicy po drugiej. Na środku zaś, stał mężczyzna. Skierowawszy większy z mieczy, zwący się Zweihanderem w kierunku kapłana skoczył w jego kierunku i nie dotykając jego ciała wycelował w tamtym kierunku koniec klingi, a mężczyzna upadł bez tchu, a jego klatka piersiowa rozdarła się od środka, wyrzucając flaki na zewnątrz. Z rykiem na ustach najemnicy rzucili się do desperackiej walki, a potwory nie widząc innego wyjścia ruszyły w kierunku przeciwników. Obie strony starły się ze sobą zażarcie, pozostawiając mężczyznę na ołtarzu. Ten wirującymi ruchami ciął powietrze, każdym uderzeniem rozłupując czaszki i odcinając kończyny. Olbrzym, pomimo swojego pancerza i wielkości był zwinny i szybki jak polująca pantera. Idealny wojownik obracał się, tnąc najemników i kosmate bestie. Zweihanderem uderzając silnie i zamaszyście jedynie dotykając ciał przeciwników rozcinał je wpół. Klinga Zweihandera była jakby idealnie naostrzona w taki sposób, że przecięłaby nawet spiżowe wrota. Mizuteki zaś, za każdym obrotem jarzył się światłem pełnym płomieni. Krok za krokiem tańczył w upiornej melodii szczęku żelaza, dźwięku łamanych kości i ryków zabijanych.

Po kilku chwilach mężczyzna otoczony był przez kolejne, napływające fale przeciwników, tym razem ciemnych i nieprzeniknionych jak noc. Wśród nich Jednooki rozpoznawał jakby rozmazane, pochłonięte nikczemnością zarysy zabitych bestii, kapłanów, paladynów, najemników, magów, dziwnych, lekko garbatych ludzi, zwykłych mieszkańców z różnorakich ras. Podniósłszy rękę do góry przywołał po kolei imiona każdego z mieczy, a w jego ręku zalśnił wspaniały, idealny, niezniszczalny oręż. Za każdym razem, gdy przybywał kolejny miecz, broń modyfikowała się. Mężczyzna szepcząc inkantację wbił miecz w ziemię, po czym biały wybuch światła rozświetlił wszystko, rozpuszczając widma i jaskinię w nieprzebytych światłościach, a każdy z mieczy z hukiem eksplodował, wylatując daleko poza jaskinię. Jedynie Lucjon leniwie poszybował w stronę elfa, ze świstem wbijając się w pochwę. Nic nie rozumiejący Altaris obdarzył mężczyznę pytającym i nic nie wiedzącym spojrzeniem, na co ten odpowiedział mu uśmiechem...

Nagle coś uderzyło go w pierś i pozbawiło go tchu. Jakaś czarna narośl lub choroba, która wybudziła go z transu...


Biegnąc za Cesarzową szeroko otwartym okiem wbił w jej plecy świdrujące spojrzenie, znajdując w niej uosobienie płonącego oka. Ruszył za nią jak najszybciej potrafił, a w jego dłoni Lucjon zalśnił tęczową gamą kolorów, przechwytując jarzące się światło, spływające z żarem z nieba. Przez chwilę wydawało mu się, że Lucjon dobrowolnie zmienia kształt, ale po chwili uświadomił sobie, że był to kolejny majak, iluzja.

Tak czy inaczej, gnał zawzięcie do przodu...

Ha! Robię się coraz lepszy w strzelaniu do ludzi. Brakowało mi tego, od ostatnich walk z ludźmi. Eh, wspaniałe czasy. Szkoda tylko, że to przeszłość...

Andariel odetchnął głęboko zmierzając leżącego obok, martwego kusznika wzrokiem i spojrzał w kierunku Cesarzowej, za którą w sporej odległości biegł Altaris. Podniósłszy lekko swoją broń wycelował z zamiarem strzału parabolą, oceniając odległość. Oblizawszy wargi puścił palcami pocisk i spoglądając za kobietą ruszył truchtem w jej stronę, tuż za Jednookim.

Podobała mu się ta wyprawa. Oby tylko wrócił z niej do Kopalni w jednym kawałku. Blizny i dowody męstwa to jedno, ale brak kończyny to drugie, a zaczynało się tutaj robić gorąco. Tak czy inaczej, nie lubił Portu. Był zbyt ludzki i odpychający. Bał się go. Chciał stąd jak najszybciej uciekać...

Vanilla - 2013-02-28, 00:05

Niestety Andariel nie potrafi rozwiązywać w głowie równań różniczkowych zwyczajnych pierwszego stopnia, tak więc ze strzelania parabolą na tak krótkie dystanse nici

Kobieta zdjęła kaptur. Jej drapieżną, acz piękną twarz podkreślały dwa białe warkocze, które teraz rozwinięte sięgały do linii biustu. Spoglądała teraz w stronę wrogów oczami wyrażającymi pełnię pogardy i złości, kontrastującymi z nieskazitelną, nieco bladą, arystokratyczną cerą. Rzuciła sztylety przed siebie. Po kilku sekundach powoli wzniosły się w powietrze i ustawiły między sobą, szpicami w kierunku ludzi i elfów.

Lucjusz błyskawicznie zmienił tor biegu. Teraz zamiast biec w kierunku Argona leciał z mieczem w kierunku Cesarzowej, gotów do dobycia ciosu. Spostrzegła to.

Gdy był kilka metrów przy niej, sztylety mignęły, lecąc w kierunku jego szyi. Plama krwi upadła na piach, a Lucjusz - na ziemię. Wydał z siebie ciche chrząknięcie. Sztylety błyskawicznie powróciły na pozycję.

Towarzysze widzieli ranę. Była przynajmniej śmiertelna.

Teraz lewą rękę wyciągnęła przed siebie. Wydobył się z niej niebieskawy dym, który otoczył Cesarzową w kuli, krystalizując się w półprzejrzystą ścianę, jakby ze szkła. Otaczała ją w odległości około pół metra.

Jej usta nie drgnęły, a oczy nie zmieniły wyrazu. Argon zatrzymał się w miejscu, widząc jak sztylety ustawiają się na linii łączącej jego z Cesarzową. Teraz to on był najbliżej, a bardzo nie chciał podzielić losu sierżanta Straży.

-Co jest grane? - na pole wpadło dwóch strażników w skórzanych pancerzach, akurat by zobaczyć jak wygląda sytuacja. Po chwili byli już przerażeni. Altaris widział ten strach w ich oczach. Sam był spokojny. Nie czuł bólu, a jedynie skupienie. Jeśli sztylety ruszą w jego kierunku, powinien być w stanie je sparować. Widział odstępy, policzył czy starczy mu czasu. Wystarczy, by zabić tą dziwkę. Nie może jednak porwać się na to sam - jeden cios sztyletami to jeden, ale zanim dobiegnie Cesarzowa zdąży wyprowadzić dwa albo trzy. Gdyby jeden z jego sojuszników mógł odwrócić jej uwagę..

Koniec zabawy. Uważać, pilnować swoje otoczenie, nie dać się zrobić w konia.

Avenker - 2013-02-28, 21:20

Cholera, robi się nieciekawie. Sharin szybko rozejrzał się szybko po polu walki, obserwując działania Cesarzowej. To jest dopiero moc! A on póki co był bezsilny. Musiał działać sprytnie. Rozglądając się dookoła Sharin zaczął skradać się wzdłuż linii namiotów, tak by spróbować zajść Cesarzową od tyłu. Jednocześnei wypatrywał żołnierzy Cesarstwa, oni również ciągle byli niebezpieczni i mogli namieszać.

Sharin obszedł namiot przy którym się znajdował i już był na tyłach Cesarzowej

Altaris - 2013-03-01, 18:58

Jednooki omiótł spojrzeniem obszar swojego widzenia i śledził swoim jastrzębim wzrokiem lot srebrzących się podczas rzutu trzech sztyletów, które nieubłaganie zmierzały w kierunku gardła sierżanta Straży Portowej, który do tej chwili służył wiernie Altarisowi. Nie zdradził go, jak reszta. Nie zaatakował znienacka i nie przystąpił do Cesarskich. Był dobrym, pracowitym i dzielnym młodzikiem z ambicjami. Poświęcił życie w imię celów Jednookiego. Pomimo tego, że mężczyzna nie był elfem, tylko człowiekiem, kapitan zapałał do niego ogromną sympatią. Jego serce ścisnęły szpony bólu, gdy sierżant osunął się na ziemię, a za nim poleciała na grunt smuga krwistej cieczy. Nienawiść, jaka w nim wzrosła nie tylko do Cesarzowej, ale i do Cartera wypełniła jego członki.

Patrzył z gniewem i rosnącą nienawiścią, jak ciało człowieka głucho upada na ziemię. Jednooki bezszelestnie i bez słowa zwrócił się w stronę Cesarzowej, wyrażając niemą gamę uczuć. Spoglądając w oko elfa kobieta mogła wyczytać na prawdę wiele. Nie wpadał w szał pełen dzikości i chaotycznych pląsów. Nie, on zimno i wyrafinowanie obiecywał Cesarzowej śmierć. Spoglądał na nią ze spokojem, a jego twarz była skamieniała, lekko tylko brwi ściągnęły się w geście gniewu. Postrach Todorian oraz wrogów elfów i Obaliana, stał teraz w swojej pełnej krasie i uniósł miecz w stronę kobiety, drugą dłonią jednym palcem karykaturując ostrze przejechał po swoim gardle, w geście świadczącym o tym, że zamierza poderżnąć jej gardło.

Jako kapitan zwrócił się dwóch, stojących obok niego strażników - Ta dziwka zamordowała właśnie sierżanta... Spróbujcie ją zająć. W tym czasie rozerwę ją na strzępy - rzucił pospiesznie, po czym widząc odchodzącego w bok czarodzieja skoczył w drugim kierunku, próbując także zajść Cesarzową od flanki, kryjąc się i posiąść dogodną pozycję. Na odchodnym wykonał w stronę Lucjusza znak odwróconego krzyża, który mógł mieć wiele znaczeń w tej pozie.

Mając teraz czyste pole Andariel napiął strzałę ze spiralnym grotem, która najlepiej mogła sforsować barierę Cesarzowej i wystrzelił ją ku niej, mierząc w kierunku jej torsu. Zanim strzała doleciała do celu, nałożył na cięciwę drugi pocisk, dopiero po jego wystrzeleniu spoglądając na efekt strzału.

Jeżeli Jednookiemu uda się w miarę niepostrzeżenie zakraść za jakąś prowizoryczną zasłonę gdzieś przy boku Cesarzowej, gdy będzie w dobrej pozycji, a kobieta skupi się przykładowo na Renegacie, kapitan skoczy do przodu i z całą swoją siłą, jaką posiadać będzie, zaatakuje ostrzem Lucjona, które podczas tego marszu naostrzy jak najlepiej. Najpierw, z rozpędu, skoczy w kierunku tarczy i skieruje w nią ostrze, uderzając z powietrza jakby klęcząc i wbijając miecz w dół. Następnie, okręcając się na pięcie uderza na odlew w to samo miejsce i uskakuje, najlepiej za tą samą przeszkodę, co wcześniej, bo prawdopodobnie zaraz w niego coś walnie. W oba uderzenia przeznaczał jak najwięcej siły i uderzał nie tylko ciałem, ale i duchem. Wydawało mu się, że zwykła, fizyczna siła nie zabije Cesarzowej. Ale wsparty magią Obaliana powiernik jednego z Pięciu Boskich Mieczy już tak...

A Andariel strzelał strzałami najlepiej do tego służącymi.

Argon - 2013-03-02, 01:26

W jednej chwili Argon stanął w miejscu jak wryty, a po chwili odruchowo cofnął się o krok wpatrując się w niepozorną przed chwilą kobietę. W kącie oka mignął mu tylko błysk sztyletu. Do jego uszu dobiegło charczenie Lucjusza i przecinanie skóry. Gdy popatrzył w jego kierunku widział już tylko jak stacza się na ziemię, wylewając z krtani fontannę posoki, próbując nieporadnie zatamować krwawienie rękami.

- Chyba naprawdę się wkurwiła… - mruknął do zjawy przełykając ślinę i zaciskając zęby. Dysponowała tak ogromną mocą, jednocześnie niepochodzącą od znanych mu bogów. Taka siła mogła przerazić każdego, nawet sługę Beliara, jednak nie dał tego po sobie poznać. W głębi duszy wiedział, ze tylko głupiec nie odczuwa strachu, który motywował go do działania. Argon nigdy nie walczył z kimś tak potężnym, starł się wprawdzie kiedyś z Emisariuszem Cienia ale ciężko mu było robić porównania w takiej sytuacji. A może po prostu nie chciał przyjąć do świadomości, że Cesarzowa jest większym wyzwaniem od jego braci w wierze? Przez chwilę huczało mu nieco w głowie od emocji, ale kapłan szybko przywołał się do porządku, gdy zjawa zaczęła mobilizować go w duszy do czynów. Musiał się skupić, tutaj nie liczą się minuty czy nawet sekundy, ale mrugnięcie powiekami mogło zakończyć czyjś los.

Panie, nie opuszczaj mnie. Jedyny władco, prowadź moją ręką. Ciemności w jasny dzień, chorobo w ciele nieprzyjaciół, trwogo w sercach wrogów. Walcz razem ze mną. Wzywam cię byś mnie bronił gdy nadejdzie moja śmiertelna słabość. Wzywam cię byś nie opuszczał mnie, gdy godzina mojej próby nadejdzie.

Krótka modlitwa w duszy przyniosła mu oczekiwane orzeźwienie, podniosła na duchu i napełniła serce wiarą w zwycięstwo. Dostrzegł na twarzy kobiety grymas nieopisanej złości. Dobrze, wkrótce zastąpi go grymas bólu, jaki przepłynie przez jej ciało. Będzie pławił się w tej rozkosznej chwili. Będzie jeszcze błagała o śmierć i zostawienie jej duszy w spokoju. Ale nie zazna tego, Beliar będzie pastwił się nad nią przez całe wieki, a on wróci na łono swojego pana w chwale, obsypany zaszczytami i pochwałami. Taka myśl naprawdę napawała Zaprzysiężonego rozkoszą i dumą, zwłaszcza kiedy poczuł w powietrzu zapach świeżo upuszczonej krwi. Kątem oka dostrzegł trafionego przez elfią strzałą mężczyznę. Przypuszczał, że mógł to być ktoś dla niej ważny.

Patrząc w dal dostrzegł jak Sharin skrada się do niej od tyłu, a elf, z którym jeszcze nie tak dawno skrzyżował miecze rusza drugą stroną. Na jego barki padło więc zadanie odwrócenia jej uwagi. Kurwa… Jak zwykle misja samobójcza zostaje dla mnie. Oby Ci dwaj się chociaż spisali. – pomyślał. Bardzo teraz żałował, że nie zdążył zakupić jakiejś tarczy na rynku. Za sobą usłyszał biegnących w jego kierunku strażników, którzy nie wiedział jak się zachowają w takiej niecodziennej sytuacji. Jeśli zgodnie z rozkazem elfa ruszą na Cesarzową puści ich przodem, samemu będąc w pogotowiu.

Czuł, jak serce waliło mu coraz głośniej, jego postrzępiony płaszcz furczał na wzmagającym się wietrze. Póki co stał spokojnie i czekał aż towarzysze zajmą pozycje. Kiedy to się stanie ruszy powoli stawiając kroki w kierunku Lucjusza, nie spuszczając wzroku z Cesarzowej i obserwując położenie sztyletów. Jeśli zauważy, że kobieta będzie chciała rzucić nimi w jego stronę Argon natychmiast wywoła wokół siebie ciemny obłok wzmacniając swoje zaklęcie jedną z dusz i uskoczy, robiąc unik w tył. W razie czego padnie na ziemię i przeturla się, mając nadzieję że zmyli tor lotu broni. W ostateczności spróbuje jakoś sparować j, w końcu była to broń jak każda inna. Jeżeli to przeżyje zerwie się na równe nogi w kierunku ciała Lucjusza tak szybko jak mógł. Pędził pewny wsparcia swojego boga, za którego bez wahania oddałby swoje życie. W tej właśnie chwili ma okazję dowieść na co naprawdę go stać, porażka nie wchodziła więc w rachubę. Jeżeli uda mu się dobiec w jednym kawałku okryje się obłokiem i przykucnie nad ciałem, próbując go ożywić i wykorzystać jako żywą tarczę.

Avenker - 2013-03-02, 02:02

Mag tylko skrzywił się, widząc jak ostrza sztyletów przebijają się przez ciało strażnika, który był na tyle głupi, żeby zaatakować w pojedynkę Cesarzową. Była potężna. Sharin czuł ematnującą moc, niczym żar z ogniska. Czuł strach przed tak ogromną potęgą. A jednocześnie czuł zachłanność. Kusiła go taka magia. I prędzej czy później również ją zdobędzie. Aż ciarki podniecenia przeszły po karku na samą myśl o tym. Na razie jednak musiał uporać się z bardziej aktualnym problemem. Jeślii nie podejmie żadnych działań unoszące się przed nim kobieta rozniesie nie tylko jednookiego elfa, który właśnie zbliżał się do niej, próbując zajść ją z boku, ale też Argona i jego.

Spojrzenie maga powędrowało do towarzyszącemu mu kapłana Beliara. Kierowane magią Cesarzowej sztylety, które przed chwilą penetrowały członka straży teraz wróciły na pierwotną pozycję i skierowały swoje sztychy w stronę nie kogo innego, jak właśnie Argona. Ten od razu zauważył planowany ruch kobiety i cofnął się o krok, przygotowując się do obrony. Przez chwilę jego wzrok omiótł tyły Cesarzowej, dostrzegając Sharina. Półelf tylko kiwnął krótko wojownikowi. Ten się domyślił. Całą swoją uwagę przesunął na czarodziejkę. Teraz tylko musiał odciągnąć jej uwagę na wystarczającą ilość czasu. Najwidoczniej również jednooki elf dostrzegł znak maga, ruszając w stronę Cesarzowej z przeciwnej strony. Teraz była atakowana z trzech stron. Teorytycznie nie miałaby szans, jednak Sharin zdawał sobię sprawę, że w praktyce może wyjść całkiem inaczej, a nie chciał skończyć w ziemi. Każdy swój ruch dokładnie analizował, nie chcąc stać się ofiarą rzeczy, którą tak pragnął.

Ściskając w dłoni stary, zardzewiały miecz, ostrzem ku ziemi, czarodziej skradał się do czarodziejki, skupionej na zaklęciu. Jego uwagę zwróciła promieniująca energią kula, otaczająca kogietę., Sharin zawahał się. Tarcza. Wiedziałem kurwa, że nie będzie łatwo. Mag w duchu dorzucił parę przekleństw. Jednak nie wycofał się. Już było za późno, a on był za blisko. Pokonując kolejne metry, nieustannie zbliżał się do Cesarzowej, która była na całe szczęście skupiona na Wojowniku Cienia. Sharin za wszelką cenę starał się, by kobieta go nie zauważyła ani nie usłyszała. W dodatku spróbował skryć swoją magiczną aurę, ukrywając swoją obecność i co najważniejsze magię, otaczając swoją świadomość nieprzeniknionym murem, stosując dawno poznaną i bardzo prostą metodę. Po prostu Sharin skoncentrował się, wizualizując w umyśle nietykalną, mocną ścianę. Miał nadzieję, że chociaż coś to da.

Będąc coraz bliżej kobiety półelf zaczął koncentrować w sobie całą resztę magicznej energii, do ostatecznego ciosu. Wysączął każdą wolną cząstkę energii z ciałego ciała. O dziwo natrafił na niewielką ilość cząstek magii w, jak mu się wydawało, drucianej rękojeści miecza. Mimo, że było jej niewiele, to zaczerpnął ją. Przez chwilę wahając mag sięgnął również do najmroczniejszej energii. Mimo wielu obaw postanowił z tego skorzystać. Być może od tego zależeć będzie czy wogóle przeżyje tą walkę. Tak więc z resztami mocy, gotowej do działania Sharin zakradał się do Cesarzowej. Coraz bliżej...

Gdy tylko półelf znanazł się wystarczająco blisko, ciągle niezauważony, z zaskoczenia skoczył na Cesarzową, chcąc wbić jej ostrze broni w plecy. Jednocześnie całą zebraną i skoncentrowaną energię ze wszystkich sił przelał w ten jeden cios, pragnąc przełamać magiczną barierę, którą otoczyła się Cesarzowa i dosięgnąć jej ciała. Już nie myślał. Całe jego ciało przepełniała adrenalina i płynąca energia, mimo niewielkiej ilości, pobudzająca do działania i dodawająca pewności.

Jeśli jednak jakimś sposobem kobieta dostrzeże Sharina i rozgryzie jego zamiary, Sharin zacznie wycofywać się i chowając miecz, chwyci w dłonie naładowaną kuszę. Bez względu na to, co zrobi, półelf zacznie się bezwzględnie oddalać w stronę najbliższej osłony. Jeśli Cesarzowa skieruje w niego swe kierowane wolą sztylety, mag posłuży się zebraną energią, pragnąc delikatnie odgiąć tor ich lotu, przełamując lekko czar Cesarzowej, tak by nie tracąc prędkości ominęły ciało półelfa. Jeśli jednak kobieta zacznie wiązanie innego, skierowanego ku niemu zaklęcia, ten momentalnie przyłoży do ramienia kuszę, i przelewając w bełt całą zebraną magię, wystrzeli pocisk. Dodatkowo korzystając z mrocznej energii, spróbuje nadać bełtu (dobrze?) odpowiedni kierunek, tak by nie chybił celu.

Vanilla - 2013-03-02, 14:49

O podkradaniu się do Cesarzowej nie mogło być mowy. Żadnej osłony nie było w promieniu ośmiu metrów od niej. Raniony strzałą upadł i przestał się ruszać, pewnie wyzionął ducha.

Sharin zakradł się na pobliski namiot. Ruszył w stronę Cesarzowej, powoli i stanowczo, starając się ukryć. Doskonale widzieli to jego towarzysze, nie dając po sobie nic poznać.

W międzyczasie strzała Andariela, która z brzęknięciem cięciwy poleciała w stronę osłony po prostu się od niej odbiła. Tarcza ani drgnęła, za to strzała po prostu odbiła się i wylądowała na ziemi. Pewnie byłaby jeszcze dobra...

W końcu Sharin kątem oka zauważył jak kusznik z którym wcześniej ścierał się Argon stara się ocucić drugiego z leżących na ziemi żołnierzy zmiecionych podmuchem fali. Jeden z nich podpierał się łokciem i celował kuszą w kierunku jego towarzyszy. Wykonał on parę gestów, akurat wtedy gdy Cesarzowa patrzyła się na Andariela - jednocześnie byłaby w stanie dostrzec te gesty. Odwróciła głowę. Sztylety ruszyły. Sharin musi uciekać. Ma jakieś trzy metry do namiotu, który przynajmniej w części osłoni uderzenie.

Jego towarzysze stali w takiej odległości że gdy zdecydowaliby się na natarcie, Cesarzowa z pewnością zdąży wyprowadzić przynajmniej jedno uderzenie. Będzie ciężko je sparować...

W międzyczasie zza płonących szczątków wozu wychyliła się głowa rudej czarodziejki, która niepewnym krokiem ruszyła w kierunku tlących się kuszników po prawej stronie wozów. Ich szaty nie zdołały zająć się w takim stopniu jak szaty tych, którzy stali bezpośrednio w centrum wybuchu, jednak pozostawali nieprzytomni. Ruszyła powoli, przypatrując się sytuacji.

Nowo przybyli strażnicy, widząc sytuację, wycofali się rakiem w kierunku namiotów, po czym odwrócili się i najzwyczajnie w świecie uciekli.

W tym momencie Altaris był już pod kątem do Cesarzowej, tak więc mogliby zajść ją z trzech stron. Pewnie nie zdąży wyprowadzić dwóch ataków, jeśli obaj zaszarżowaliby.

Jednocześnie niepokojący był fakt że zaczęła się wycofywać w kierunku wschodnim - do namiotów otaczających wozy - tak aby wszystkich napastników mieć przed sobą. Musieliby ruszać się bardzo szybko żeby ją skutecznie okrążyć, co otwarłoby możliwość ataku.

Tak czy inaczej, są poza zasięgiem i wydają się bezpieczni. Jedynie Sharin musi ratować swoją skórę.

Altaris - 2013-03-02, 15:26

Czy można by było poprosić o dokładną mapę sytuacji wraz z pokazanymi na niej kusznikami i najbliższym otoczeniem?
Vanilla - 2013-03-02, 23:36

http://www.speedyshare.com/rxxsu/Untitled.png
Altaris - 2013-03-03, 00:01

A nie możesz tego pokazać jako obrazka? Musi być do pobrania?
Avenker - 2013-03-03, 13:13

Nie pobieraj bo to wirus.
Vanilla - 2013-03-03, 20:59

Nie. Musi być do pobrania.

Piszesz z jakiejś Nokii-cegły że jedno kliknięcie jest takim dramatycznym problemem?

Altaris - 2013-03-05, 18:15

Mój komputer się psuje od pobierania jakichkolwiek rzeczy.
Vanilla - 2013-03-06, 01:02

To co masz pobrać to jest plik graficzny PNG.

Jeśli ci się od tego komputer psuje to proszę przeinstaluj go lub kup nowy.

Argon - 2013-03-06, 18:52


Avenker - 2013-03-06, 19:02

I tak ściągnie xD
Altaris - 2013-03-10, 11:34

Dobra. Ściągnąłem u kolegi i zobaczyłem u niego mapę. Czekam na ruch Argona.
Avenker - 2013-03-10, 21:10

Wszystko szło zgodnie z planem dopóku Cesarzona nie spostrzegła półelfa. Cholera, nie był jeszcze takim kretynem, żeby rzucać się na nią. W dodatku, jak była uzbrojona w sztylety. Widział, co stało się z kapitanem straży, nie chciał podzielić jego losu. Gdy tylko zauważył ruch Cesarzowej, Sharin bez chwili zwłoki rzucił się do tyłu, chcąc schować się za jednym z namiotów. Jeśli Cesarzowa przestanie się nim interesować, półelf ruszy wzdłuż namiotów (kryjąc się za nimi), tak by zajść ją od drugiej strony.
Vanilla - 2013-03-13, 20:31

Sztylety wystrzeliły. Sharin już prawie cały wykonał sus za namiot, gdy poczuł piekący ból w łydce. Dwa sztylety przecięły skórę i mięśnie. Półelf ryknął z bólu, padając za namiotem. Przez chwilę nie mógł dojść do siebie. Potem spojrzał na nogę. Obficie krwawiła. Nie mógł na nią stanąć.

Cesarzowa zwróciła się potem w stronę reszty napastników, wycofując się powoli w stronę namiotów. Teraz, przez ułamek sekundy, sztylety są od niej oddalone. Z pewnością nikt nie zdoła jej zaatakować zanim wrócą, ale z pewnością jej obrona teraz jest słabsza niż wcześniej..

Gdyby ruszyli na nią wszyscy, mogliby zwyciężyć. Byłoby to co prawda pyrrusowe zwycięstwo, ale jednak..

Avenker: odpisz, że Cesarzowa ich zabiła bo stali bez ruchu a Sharina zrobiła Cesarzem i żyli długo i szczęśliwie

Avenker - 2013-03-14, 15:04

Już myślał, że uda mu się wyjść z tego bez zadraśnięcia, gdy poczuł piekący ból w łydce. Sparaliżowany bólem padł na namiot. Przez chwilę miał tylko ciemność przed oczami, czuł tylko ogromny ból. Po chwili, gdy ciemność ustąpiła, a Sharin znowu mógł, mimo palącego bólu, racjonalnie mysleć podniósł się na na łokciach i przyjrzał się swojej ranie. Półelf ujrzał dwie wąskie, ale wyglądające na głębokie rany, z których lała się krew. Mag rozejrzał się, czy nikt nie zwraca na niego uwagi i korzystając ze sztyletu uciął kilka pasów tkaniny z namiotu, na którym wylądował i prowizorycznie opatrzył krwawiące rany. Następnie, gdy już zatamował krwawienie spróbował odczołgać się w miarę bezpieczne miejsce.
Vanilla - 2013-03-17, 00:43

Sharin próbował zatrzymać krwawienie, póki co bezskutecznie. Cesarzowa odsunęła się od chwili uderzenia już o dobre kilka metrów, jednocześnie osłaniając się sztyletami. Altaris, Argon i ich świta stali jak wmurowani.
Vanilla - 2013-03-26, 19:54

Cesarzowa dalej wycofywała się. Powolnym krokiem przeszła kilka metrów dalej, w kierunku namiotów, ciągle wpatrując się we wrogów.

Sharin starał się bardzo nie stracić przytomności...

Altaris - 2013-04-18, 20:54

//Czy można by było stworzyć z Argona NPC-ta na czas tej misji i ją w końcu skończyć?
Vanilla - 2013-04-19, 11:27

Sugestia przyjęta. Argon jako NPC stara się teraz przeżyć i nie spuścić na siebie lania całej straży, ale z drugiej strony postara się nie dać Altarisowi i spółce wydymać.
Vanilla - 2013-04-21, 23:12

Altarisie, sugeruję odpisać. Please.
Altaris - 2013-04-24, 21:45

- Co za suka... - wymamrotał, stojąc, prawie, że nieruchomo i wpatrując się w oddalającą sylwetkę Cesarzowej, nieubłaganie coraz bliższą namiotom. Zacisnął mocno dłonie w pięści i wykrzywił twarz w grymasie gniewu. Rzucił okiem na upadającego za namiotami maga. Akurat w takiej sytuacji musiał się zdrzemnąć i usadzić gdzieś w ukryciu dupsko. Nie wiedział, co on tam robił, ale wiedział, co robić powinien - formować zaklęcia, skierowane w ową kobietę.

- Obalianie, obdaruj mnie mocą, która zniszczy Twoich wrogów - rzekł, pewniej chwyciwszy miecz i postępując szybkim marszem do przodu, niemalże truchtem, w kierunku Cesarzowej. Rzucił okiem w kierunku kapłana Beliara. Musiał on teraz być kimś w rodzaju jego sojusznika.

- Heretyku, teraz! - krzyknął jakby do niego, aby ten spróbował zrobić coś z kobietą i skoczył do przodu. Klinga Lucjona rozświetliła się błękitną poświatą, gdy na miecz spadła łaska Obaliana, a całe ostrze, pokryte łuną blasku jakby zaskwierczało od magicznej mocy wyznawcy Fjolsnira.

Galahadzie, sługo Jedynego, wyszepcz słowa pomsty i wypowiedz jej śmierć.

Skoczywszy do przodu spróbował w razie pierwszego ataku uniknąć go za pomocą swojej wrodzonej zręczności wypadem w dół i zrobieniem fikołka na ramieniu po ziemi, po czym jak najszybciej ruszy do przodu, uważając też, aby sztylety nie uderzyły go wracając w plecy i podczas drugiego ataku, uderzy w nie Szeptem, by rozciąć je na kawałki, następnie jeszcze raz zbierając moc na mieczu i wykonując potężne uderzenie zaatakuje, jak najmocniej będzie potrafił w tarcze.

Andariel dotknął językiem pióropusza na strzale i skoczył za plecami Cesarzowej w kierunku namiotów, spoglądając jakby ukradkiem, czy wszystko dobrze z magiem, po czym chwycił za strzałę z grotem spiralnym i spróbował strzelić jej w plecy, gdy ta będzie próbować trafić Altarisa.

Oby ta strzała trafiła tego, kogo trafić powinna. Jak nie, to wszyscy w Rzecznej Puszczy mnie wyśmieją...

Po oddaniu strzału sprawdzi, czy Altaris nie potrzebuje pomocy. Jeżeli nie, to biegnie do Sharina, rozrywa kawałek jego ubrania, jeżeli ma coś od maga, to obmywa tym ranę, po czym tworzy mu prowizoryczny bandaż, obwiązując zakrwawioną nogę.

Vanilla - 2013-04-25, 22:48

Andariel musiał ruszać się szybko. Należało okrążyć Cesarzową, będąc w pełni na jej widoku. Powinno się udać..

... vanilla style

FUCH! Andariel stanął jak wryty, po czym przyklęknął. W jego plecy z impetem poszybował bełt, nurkując w okolicach lewej nerki. Zerknął do tyłu - jeden z kuszników, wcześniej powalony i nieprzytomny, teraz podpierał się na ramieniu i świeżo co oddał strzał. Elf resztkami sił naciągnął łuk i pozbawił napastnika życia. Tak czy inaczej wyścigi z kobietą po prostu odpadały.

no cóż, dałam wam ostrzeżenie żebyście zabezpieczyli tyły

Argon zwyczajnie nie był skory do współpracy. Potrafił zbliżyć się nieco, jednak odwagi na frontalny atak mu po prostu nie wystarczało. Zbliżył się do Cesarzowej, nadrabiając odstęp, po czym sparował jej lekkie uderzenie wiszącym w powietrzu sztyletem.

W tym samym czasie Altaris ruszył, w pełnym pędzie. Sztylet poszybował w jego stronę, udało mu się uniknąć ciosu. Z wracającym ostrzem nie miał już tyle szczęścia, drasnęło go lekko w przedramię.

dystans: 6 metrów

Elf wykonał przewrotkę do przodu i biegł dalej. Kolejny cios sztyletem, tym razem precyzyjnie sparowany. Cios następny - już nie tak dobrze. Chyba tylko cudem Altaris zdążył odbić nadlatujące ostrze. Gdyby nie ten łut szczęścia, pewnie leżałby jak długi na ziemi.

//Altaris: Twoje życie zostało uratowane.

Cesarzowa w tym czasie rozpoczęła sprint w kierunku namiotów, siekając sztyletami na oślep. Miało to tą zaletę, że Altaris mógł w jakiś sposób próbować uniknąć ostrza - i miał nawet powodzenie. Dwa następne cięcia przecięły tylko powietrze. Widząc rozwój sytuacji Argon podobnież rzucił się w pościg. Z swojej lewej strony Argon zauważył rudą czarodziejkę, a za nią nieprzytomnych, ale już nie żarzących się kuszników. Kobieta była teraz już widocznie wkurzona.

Powoli zwiększała dystans. Nie była tak ciężko uzbrojona i opancerzona jak ścigający ją, w dodatku nie musiała unikać tnących na ślepo, zawieszonych w powietrzu brzytw.

Altaris - 2013-04-27, 02:17

Dobra, jednak poczekam na prawdziwego Argona, bo ten nie potrafi nawet rzucić zaklęcia żadnego.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group