End of Days

Świątynie - Miejsce kultu nieznanego bóstwa

Faust272 - 2009-01-07, 21:37
Temat postu: Miejsce kultu nieznanego bóstwa
Piętno wojny, głodu i śmierci odcisnęło głęboki ślad na duszach prostych ludzi niegdyś pięknego miasta Telding. Mieszkańcy rozpaczliwie poszukują duchowego wsparcia, przewodnika. Potrzebują czegoś, co pomoże przetrwać im trudne chwile. Potrzebują zapewnienia, że to, że przeżyli, ma ukryty sens. Jakież to myśli kłębią się w głowach ludzi, którzy właśnie pochowali swoje dzieci, swoich rodziców, swoich przyjaciół. Co myśli człowiek, który nawet nie znalazł swoich krewnych, grzebiąc wszystkich znalezionych umarłych we wspólnych mogiłach rozsianych po całym mieście. Ogromne stosy orkowych ciał zapłonęły wzbijając w powietrze popiół i zapach zapomnienia. Ale tego nie da się zapomnieć. Nie da się zapomnieć widoku gasnącego życia w oczach umierającego na rękach brata. Niemożliwe jest odrzucić wspomnienie dziecka, które w ostatnim momencie rozpaczliwie wyciąga ręce po pomoc, która nie nadchodzi. Nie da się ukryć nienawiści na widok orków, którzy z braku zwierzyny stali się zwykłymi i dosłownymi padlinożercami.

Tego nie wytrzymuje przeciętny człowiek. Ofiara niedawnych wydarzeń szuka zrozumienia, szuka przebaczenia, szuka sprawiedliwości, zadośćuczynienia, wsparcia, nadziei na odkupienie win i na zemstę...

***

W gruzach świątyń coś się działo. Porozrzucany wszędzie gruz w jednym miejscu został ułożony gęściej tworząc coś przypominające budynek, który był nieregularny, dziurawy jak durszlak, popękany jak zmarznięte wargi starej kobiety. Z dnia nikogo tutaj nie można spotkać. Wieczorem jednak płoną tutaj znicze i lampiony, a kilkaset osób różnych ras zbiera się wewnątrz gruzowiska...

Tygrysica - 2009-04-06, 21:55

Minęło nieco ponad pół godziny od zachodu słońca, gdy przebrana za zwykłą, ubogą kobietę TYgrysica pojawiła się w wyznaczonym miejscu, ze zdumieniem przyglądając się dziwacznej konstrukcji. Że też jeszcze nie zwaliła się na głowę tych kretynów...

Korzystając z chwili oczekiwania, rozejrzała się ciekawie po okolicy - choć mieszkała tu już parę tygodni, Telding wciąż stanowiło dla niej nowość i z nieustającym zainteresowaniem przyglądała się wszelkim dziwactwom, jakie wymyślili tutejsi ludzie...

Faust272 - 2009-04-07, 15:48

Do Tygrysicy przyszedł mężczyzna, którego wcześniej spotkała na rynku. Nie przypominał już kupca. Miał na sobie długą, czarna, powłóczystą szatę.

- Witaj. Chodź za mną, wspólnota już czeka. Lecz zanim zaprowadzę Cię dalej, zdradź mi proszę swoje imię.

Tygrysica - 2009-04-07, 16:06

Na szczęście pamiętając zalecenie kapłana, pomyślała nad tym już wcześniej, bez zająknięcia więc odpowiedziała:

- Moje imię to Sonya, panie...

Faust272 - 2009-04-07, 16:31

- Mów mi Zachariasz. A jak się nazywał Twój mąż?
Tygrysica - 2009-04-07, 16:37

- Mój świętej pamięci małżonek - Tygrysica spuściła głowę, wiedząc że to najprostszy sposób okazania żalu, bez potrzeby wykrzywiania twarzy - nazywał się Terael.
Faust272 - 2009-04-08, 14:08

Akolita zamyślił się.

- Hmm, nie znałem nikogo takiego. No nic, wiedz córko, że nie cierpisz sama. Chodź za mną.

Zachariasz poprowadził kobietę wśród gruzowisk, aż natrafili na ukryte między blokami kamiennymi przejście do podziemi. Obydwoje schodzili w dół długimi, krętymi schodami. Po upływie kilkunastu minut znaleźli się w niewielkim przedsionku o rozmiarach 6 na 6 metrów. Na przeciwległej ścianie znajdowały się ciężkie, stalowe drzwi. Przy nich stał ubrany w czarny płaszcz człowiek. Miał na głowę nałożony kaptur oraz podniesiony kołnierz, dlatego Tygrysica nie mogła zobaczyć jego twarzy.

Zachariasz wymienił kilka słów z owym tajemniczym strażnikiem i otworzył drzwi.

Za drzwiami znajdował się długi korytarz szeroki na 3 metry i długi na 12. W uchwytach na ścianach płonęły rzędy pochodni.

Zachariasz idąc obok tygrysicy wzdłuż korytarza zapytał:

- Jakiemu Bogu służyłaś?

Tygrysica - 2009-04-08, 15:57

Jak on się nazywał? myślała gorączkowo. Znajomość imion bogów była chyba podstawową wiedzą ludzi... Dera...Dena...

- Denegoghowi - wykrztusiła w końcu. Rozglądała się przez cały czas podróży przez podziemia, starając się jednak nie okazywać tego - miała w końcu być skromną, zahukaną, zabiedzoną wdową...

Jak na razie szło dobrze. Byle tylko utrzymać się w ryzach wystarczająco długo, a nie powinno być specjalnych komplikacji...

Faust272 - 2009-04-08, 20:39

Zachariasz i Tygrysica szli dalej.

- Dobrze. To jest najpopularniejszy bóg, i wielu ludzi wierząc w niego...

Zachariasz wykonał błyskawiczny skręt ciała wyprowadzając poziome kopnięcie skierowane w brzuch Tygrysicy. Wojowniczka nie była na to przygotowana. Siła kopnięcia posłała Tygrysicę 3 metry do tyłu. Suknia porwała się odsłaniając zgrabne uda. Dziewczyna leżała rozkraczona na ziemi.

- Wiedziałem, że z Tobą jest coś nie tak! Żaden wierny nie przekręciłby imienia wyznawanego przez siebie Boga. Jeśli jednak jesteś niewierząca, to tym bardziej nie powinnaś nigdy się tutaj znaleźć.

Zachariasz podbiegł błyskawicznie do Tygrysicy i wymierzył jej silne kapnięcie w brzuch. Od strony wejścia biegł zakapturzony strażnik.

Tygrysica - 2009-04-08, 23:00

Lecąc, Tygrysica miała czas tylko na jedną myśl: Kurwa.

Cały dzień, spędzony na przygotowaniach, przejścia z tyloma denerwującymi ludźmi, wszystko to na marne? Z powodu JEDNEJ LITERKI? A jednak... były dobre strony. Może cała ta wyprawa była tylko pretekstem losu, aby podsunąć jej nowego mistrza? "Nic nie dzieje się przypadkiem" - zwykł mawiać Mistrz...

Potok myśli urwał się wraz z uderzeniem o ziemię, zastąpiony przez instynkty walki. Dopiero dużo później Tyrgysica miała poznać definicję berserka, przykłady ich występowania i opis zachowania, zdać sobie sprawę, że musi wywodzić się od jednego z takowych... I że gdyby nie ćwiczenia kontroli, sama byłaby wściekłym narzędziem mordu...

Teraz jednak ani o tym nie wiedziała, ani nie myślała. Po raz kolejny powtórzyła się historia z podziemia, w którym ukryto Rękę Vecny - zniknęła wszelka świadomość, osobowość, tożsamość... pozostała wola walki w ćwiczonym do niej przez ostatnie 20 lat ciele. Oraz niewyczerpane, zdawać by się mogło, pokłady wściekłości.

Ta wszechogarniająca emocja znała zaś tylko jedną drogę wyjścia, szczęśliwie prędko dostrzegając cel - zbliżającą się nogę. Nie próbowała nawet wstać, zamiast tego uderzyła otwartą prawą dłonią w bok atakującej kończyny przeciwnika, tym samym ruchem wbijając mu łokieć w lewe udo. Dopiero po wykonaniu tego ciosu odbiła się z ziemi, z ulgą odkrywając, że potargana suknia daje pełną - no, w miarę - swobodę ruchów...

Wybacz, jeśli niektóre części brzmią nazbyt... twierdząco. Dziwnie wyglądają posty, gdzie cała końcówka usiana jest słówkami "jeśli" ;)

Faust272 - 2009-04-08, 23:51

Zachariasz nie spodziewał się tego ataku. Tygrysica błyskawicznie obezwładniła napastnika. Akolita po chwili leżał na podłodze stękając z bólu i trzymając się za nogę.

Biegnący w stronę walczących strażnik spostrzegłszy to zatrzymał się. Dotychczas był nieuzbrojony, jednak zauważywszy umiejętności Tygrysicy, wyciągnął z rękawa sztylet.

Tygrysica - 2009-04-09, 13:39

Jeden z głowy, jeden do załatwienia.

Wiedząc, że największym problemem w używaniu broni kłutej (bo do cięcia się toto nie nadawało) jest konieczność wykonywania długich ruchów, nadających ciosowi siłę, czekała spokojnie, aż strażnik zaatakuje.

Jeśli zaatakuje z góry:

Gdy ręka przeciwnika opadała, wojowniczka szybko zablokowała ją lewym przedramieniem, po czym przełożyła prawą rękę pod tą samą ręką przeciwnika, tworząc silną dźwignię. Pociągnęła mocno, aby powalić wroga i wytrącić mu z dłoni sztylet, w takim wypadku pozostanie zdany na jej łaskę...

Jeśli zaatakuje z boku (a'la sierpowy):

Nadchodzący z prawej cios zablokowała z łatwością lewą ręką, po czym uderzyła prawą w szyję, aby obezwładnić... a może i zabić, naprawdę nie leżał jej w tej chwili na sercu los przeciwnika, myślała tylko o walce...

Faust272 - 2009-04-09, 15:03

Tak jak spodziewała się wojowniczka, cios sztyletem został wyprowadzony od boku. Tygrysica zablokowała uderzenie, a potem grzmotnęła napastnika w szyje. Strażnik zakrztusił się i upadł na posadzkę rzężąc.

Tymczasem Zachariasz podniósł się i aktywował magiczny pierścień, który miał na pacu. Jego osobę otoczyła magiczna aura.

- Teraz nic mi nie możesz zrobić, a ja mam czas, by spopielić Cię mim zaklęciem.

Tygrysica dostrzegła, jak akolita zaczyna inkantować zaklęcie.

Tygrysica - 2009-04-09, 17:55

Nie odpowiedziała, nie było po co... Zresztą i tak nie byłaby w stanie, zaślepiona instynktami walki. Samotna myśl znalazła jednak drogę do jej umysłu: Nic nie dzieje się przypadkiem. Uśmiechnęła się, ale nie był to uśmiech który mógłby komukolwiek się spodobać...

Podeszła do otoczonego dziwną poświatą - magiczną, jak sądziła - patrząc nań hardo, ciekawa, czy okaże strach. Nie okazał. Jego strata.

Dzięki naukom starca w obecnym stanie przyzwanie mocy Ki było równie łatwe, jak następujące po tymże przyzwaniu ułożenie ręki w pozycję zwaną pazurami tygrysa. Wybrała dogodną pozycję, korzystając z butnego oporu akolity, po czym skierowała moc swej duszy do swych dłoni i uderzyła, na dobry początek w szczękę, aby uniemożliwić mu ewentualne dokończenie czaru, potem, do skutku - złamania oporu - prosto w klatkę piersiową.

Faust272 - 2009-04-10, 10:39

Tygrysica wyzwoliła moc duszy. Zachariasz nic nie zauważył, dopóki dłoń wojowniczki nie przeszła przez sferę i nie uderzyła go w szczękę.

Dziewczyna uderzyła akolitę w samym środku inkantacji. Wybite dwa przednie zęby powędrowały gdzieś w stronę sufitu. Z dziąseł zaczęła broczyć krew. Zachariasz zaczął wydawać odgłosy podobne do gulgotania i rzężenia.

Kolejny cios powędrował na klatkę piersiową. Akolita stracił dech na moment, ale Tygrysica była za słaba, żeby go zabić uderzając w klatkę piersiową.

Wojowniczka poczuła piorunujący ból w dolnej części pleców. Odwróciła się. Strażnik uzbrojony w sztylet, ten sam, którego wcześniej obezwładniła na chwile, atakował ją wściekle sztyletem. Tygrysica krwawił obficie z rany na plecach.

Zakrwawiony Zachariasz upadł na posadzce wijąc się na niej jak dżdżownica. Ale jeszcze żył.

Tygrysica - 2009-04-10, 11:06

Nagła eksplozja bólu momentalnie otrzeźwiła ją, wyprowadziła z transu... Mniejsza z tym. Zdawała sobie sprawę, że gdyby zaatakowała zanim przeciwnik wyciągnie z jej ciała sztylet najprawdopodobniej miałaby rozwalone pół pleców, odczekała na odpowiedni moment, po czym okręcając się na pięcie, kopnęła wysoko. Syknęła z bólu, czując jak rozciągane mięśnie poszerzają ranę, rozsyłając falami nowe porcje bólu i zmęczenia. Była jednak uczona znosić ból, zagryzła więc tylko zęby.
Faust272 - 2009-04-10, 12:38

Strażnik wyprowadzonym kopnięciem został trafiony prosto w szczękę. Strażnik zatoczył się i upadł ogłuszony.

Strażnik żył, ale był nieprzytomny. Zachariasz także żył, i powoli dochodził do siebie.

Tygrysica - 2009-04-10, 13:13

Pokonawszy obu przeciwników, Tygrysica w pierwszej chwili zamierzała rzucić się do drzwi i uciec... ale, z drugiej strony... Nigdy się nie poddawaj - mówił kiedyś Mistrz. Miała misję do wykonania, wprawdzie początek cokolwiek spaprała, ale przecież widziała ją tylko ta dwójka... Trzeba tylko postarać się, aby nikomu o tym nie powiedzieli.

Czymże się stałam? Zimnokrwistą zabójczynią, usuwającą niewygodnych jej ludzi? Czy tak ma wyglądać pomoc ludności Telding...? Ale przecież oni zaatakowali pierwsi, poza tym, stoją na przeszkodzie do zaszkodzenia potężniejszej od nich organizacji, której głównym celem jest... No właśnie, co? Ehh... Ale mordują ludzi, straż miejską...

W jej myślach doszło do pata. Była jednak nazbyt zmęczona umysłowo, aby roztrząsać teraz te kwestie, zresztą jej ciało też mogło wiele nie wytrzymać, krwawiła przecież obficie. Bez dłuższego zastanawiania się przeszła więc do wykonania swego planu.

Podeszła do ogłuszonego strażnika, szybkim spojrzeniem upewniła się, że nie wstanie ponownie, aby zajść ją od tyłu... i wzięła jego sztylet. Następnie pochyliła się nad powalonym akolitą i sprawdziła, czy nadal otacza go magiczna powłoka, próbując dźgnąć go lekko palcem.

Zakładam, że uderzenie Ki da radę pociągnąć za sobą sztylet...

Jeśli nie wyczuła oporu, najzwyczajniej wbiła sztylet po rękojeść w serce akolity, nie zastanawiając się nawet, jak kiedykolwiek zdoła sobie wybaczyć celowe zabicie przeciwnika, tak niezgodne z wpajanymi jej zasadami... Czy ta misja była aż tyle warta? Jeśli jednak Zachariasz był wciąż chroniony, ostrożnie, aby nie dać się znowu ponieść szałowi bitewnemu, przyzwała odrobinę mocy swej duszy, w tym samym czasie wiążąc kawałkiem szmaty sztylet do własnego nadgarstka. Gdy obie rzeczy były gotowe, uderzyła dolną częścią dłoni... a tym samym sztyletem.

Z ciężkim westchnięciem wstała i spojrzała na strażnika. Jakkolwiek zaczynała się nienawidzić za to, co robi... Zaczęła wprowadzać plan w życie, trzeba więc skończyć co rozpoczęte. Czując lekkie zawroty głowy - głównie ze względu na upływ krwi, ale też przez zniesmaczenie własnym zachowaniem - uniosła lekko głowę strażnika, po czym rąbnęła jego czołem o ziemię. Nie miała jednak zamiaru go zabić... Wystarczy, żeby wyglądało, jakby przewrócił się w biegu na ziemię. Ułożywszy należycie nieprzytomnego, przeszła do najbardziej bolesnej części... Drugi raz tego samego dnia pozbawiła bezbronnego człowieka życia, czując, jak wszystkie jej wartości i ideały wyją z bólu.

Wyjęła zakrwawiony nóż z szyi drugiego trupa i ruszyła chwiejnym krokiem ku drugiemu końcowi korytarza, jak przez mgłę dostrzegając znajdujące się tam drzwi. Jeśli za nimi nie ma wiernych temu nowemu bóstwu... to koniec. Ostatkiem sił oparła się całym swoim ciężarem na drzwiach, po czym postąpiła o dwa chwiejne kroki do przodu, z trudem utrzymując się na nogach. Sztylet z brzękiem upadł na podłogę, ona zaś osunęła się na kolana i wydyszała:

- Zachariasz... zdrada... zasadzka.

Przekazawszy wiadomość, z nadzieją że nie mówiła do pustej sali, niewidocznej przez oczy zalane zmęczeniem, runęła na ziemię, zdając się na łaskę losu. Nic nie dzieje się przez przypadek - odezwała się ostatnia przytomna myśl w jej głowie - jeśli tu umrę, będzie to godziwa kara za tak diabelskie czyny...

Faust272 - 2009-04-11, 08:35

Tygrysica wzięła sztylet strażnikowi. Zachariasz żył, nawet poruszał się, ale nie stawiał oporu. Dopóki nie zobaczył nadchodzącej ze sztyletem w ręku wojowniczki.

Akolita usiadł i przerażony zaczął się cofać. Odgryziony język i strzaskana szczęka nie pozwalały mu rzucać czarów. On sam jednak nie chciał walczyć, ponieważ wiedział, że Tygrysica nie jest zwykła kobietą.

Zachariasz cofnął się pod ścianę i dygocząc ze strachu nakrył twarz dłońmi.

Tygrysica stała nad nim z wyciągniętym sztyletem. Sfera nadal chroniła Zachariasza, jednak Tygrysicy to nie przeszkadzało, w końcu nauczyła się paru sztuczek.

Tygrysica - 2009-04-11, 09:16

Twój post nie zmienia mojego planu... mam skopiować swojego posta od momentu "przyzwała odrobinę mocy swej duszy, w tym samym czasie wiążąc kawałkiem szmaty sztylet do własnego nadgarstka. Gdy obie rzeczy były gotowe, uderzyła dolną częścią dłoni... a tym samym sztyletem. " ?

Nie no myślałem, że wymyślisz coś innego. Mi też nie jest w smak zabijanie Zachariasza, a potem Ciebie. Myślałem, że fakt, że przedłużam Twoją akcje zmusi Cię do refleksji, ale skoro nie chcesz...

Faust272 - 2009-04-11, 10:44

Ciało Zachariasza i strażnika broczyło krwią. Czerwona kałuża brudząca posadzkę szybko się poszerzała. Tygrysica ostatkiem sił szarpnęła następnymi drzwiami. Po drugiej stronie zobaczyła coś na kształt kościoła. Był ołtarz, ławki pełne wiernych, jakaś osoba odprawiająca obrzęd.

- Zachariasz... zdrada... zasadzka.

Tylko to zdążyła wyszeptać Tygrysica, zanim straciła przytomność z powodu utraty krwi. Cienie zaległy jej wzrok. Ostatkiem sił dostrzegła zadziwiony i przerażony kult wiernych. Widziała biegnącego w jej stronę mężczyznę, który odprawiał obrzęd.

***

Wojowniczka obudziła się w małym, murowanym pokoiku. Był duszny, ale czysty. Ściany z kamiennych bloków i okafelkowana podłoga były utrzymane w nienagannym porządku. Leżała na prostym łóżku okryta pościelą. Była naga, nie licząc bandaży, którymi miała owinięte plecy. Obok łóżka na szafce nożnej leżały złożone jej ubrania. Zamiast jej podartej sukni zauważyła inna, czerwoną i jedwabną z rozcięciem do połowy ud. Jedynym wyjściem z pokoju były zwykłe, drewniane drzwi z wizjerem.

Zza drzwi dochodziła jakaś rozmowa.

Tygrysica - 2009-04-11, 16:34

Najwyraźniej naprawdę odzywa się we mnie dusza głupiej wojowniczki, bo nie wiem, co robię źle... No, nieważne. wybacz, jeśli Cię rozzłościłam albo coś w tym stylu...

Westchnęła ciężko, gdy wraz z otwarciem oczu obudziła się w niej kłująca świadomość, że jest żałosną morderczynią. Nie usprawiedliwiały tego żadne okoliczności... Zepchnęła na bok tę świadomość, usiłującą zmusić ją do zaniechania oddychania. Podniosła się lekko, wypróbowując, na co pozwala jej - a na co nie - świeżo nabyta rana. Jeśli była w stanie podnieść się na nogi i przejść parę kroków, wypadało się ubrać, czegokolwiek by jej nie oferowano... Miała tylko nadzieję, że nowy strój będzie choć w miarę dopasowany.

Faust272 - 2009-04-11, 18:17

Tygrysica przebrała się. Rana już jej nie dokuczała. Co dziwne, z miejsca opatrunku wydzielał się zapach ziołowy. Ubranie było idealnie dopasowane, a rozcięcie na udzie nie krępowało chodzenia, ani walki.
Tygrysica - 2009-04-11, 18:32

To już coś - uznała, odkrywszy kunszt wykonania tego stroju.

Trzeba było jednak działać, dzięki nowym siłom dostosować się do nowych okoliczności...

Podeszła cicho do drzwi, uważając, aby nie przesłonić wizjera - nie chciała zaalarmować ludzi na zewnątrz, tylko usłyszeć, o czym rozmawiają...

Faust272 - 2009-04-11, 18:58

Rozmawiało ze sobą dwóch ludzi. Jeden z nich miał głos bardzo szorstki i groźny, drugi dźwięczny tenor.

- To mi się nie podoba. - dźwięczny tenor
- Mi też nie, najlepiej byłoby jej się pozbyć. - szorstki głos
- A Ty znowu swoje. Nie wiemy jak było naprawdę. Szczerze myślę, że Zachariasz naprawdę zdradził. No bo przecież kobieta miałaby go zabić? Kobieta? Jeszcze Zachariasz aktywował sferę, nie mogła go zranić.
- To kto go zabił?
- Miał strzaskaną szczękę i był pchnięty sztyletem, ta kobieta nie mogła go zabić.
- Widziałeś kiedyś tak umięśnioną kobietę? - zapytał z wyrzutem szorstki głos.
- Hmmm, fakt...
- Ona jest jakaś dziwna. Umięśniona, giętka i wytrenowana. Nie wiem, jakim cudem przebiła sferę, ale jestem pewien, że to ona.
- Nie dopuszczasz zdrady?
- Garik nie mógł pchnąć nożem Zachariasza!
- Zachariasz mógł zostać zaatakowany znienacka, zanim aktywował tarcze. Garik potem musiał sam ją uruchomić, aby zatuszować ślady.
- To jak zginął Garik?
- Przedmioty Zachariasza były zapieczętowane zaklęciami ochronnymi. Garik musiał zostać nimi porażony, kiedy aktywował sferę.
- Taaaak... Pieczęcie skopały mu twarz, dupę i rozbiły czaszkę, już to widzę! Sam pieczętowałem zaklęcia ochronne i zapewniam Cię, rany Garika wyglądałyby prędzej jak po porażeniu piorunem!
- A sprawdziłeś, co się stanie, gdy zetkną się dwie pieczęcie ochronne?
- ...
- Tak myślałem. Sam znam się na magii i wiem, że jest ona nieobliczalna. Wyładowania energii mogły się wzajemnie znieść i zainicjować losowe skutki.
- ...
- Dobra, nic już więcej nie zrobimy, chodźmy, wierni czekają.
- A co z nią?
- Straciła sporo krwi, nie wstanie prędko.

Głosy ucichły i oddaliły się.

Tygrysica - 2009-04-11, 23:37

No cóż, ciekawe wyjaśnienie - pomyślała. - Przynajmniej potwierdzone przez jakichś specjalistów, pomyśleć że chciałam im wciskać bajeczkę o 'boskiej pomocy' podczas ucieczki przed strażnikiem, który nie chciał mieć świadków dokonanego morderstwa, lecz zaplątał się o własne nogi i aż prosił o dobicie...

Wzruszyła ramionami. Skoro taką wersję uznali za prawdopodobną ludzie, którzy znali tamtych dwóch... Niech będzie. Można się trzymać i tej.

Póki co jednak, nie zamierzała siedzieć w zamknięciu. W razie czego, może zawsze powiedzieć, że szukała kogoś, komu mogłaby podziękować za opatrzenie jej ran... Przede wszystkim jednak, chciała zorientować się w nowej sytuacji.

Faust272 - 2009-04-12, 20:37

Cela miała rozmiary 3 na 3 metry. Drewniane drzwi były otwarte. Wyszedłszy z pokoju Tygrysica znalazła się w długim na 6 i szerokim na 3 metry korytarzu. Drzwi do jej celi były przy samym rogu korytarza. Po prawej stronie i naprzeciwko widziała takie same drzwi. Po lewej stronie oddalone 4,5 metra znajdowały się kolejne drzwi.

Wojowniczka czuła zapach kurzu i męskiego potu. Nie słyszała żadnych dźwięków. Powietrze było chłodne.

Tygrysica - 2009-04-12, 22:50

Domyślawszy się w dalszych drzwiach po lewej, postanowiła sprawdzić najpierw, czy nie szłoby zajrzeć przez jedne z bliższych drzwi, najlepiej bez otwierania ich (jak choćby przez wziernik, taki jaki był w drzwiach prowadzących do jej celi), ewentualnie wsłuchać się w jakiekolwiek mogące dochodzić stamtąd dźwięki. Wolała nie włamywać się do żadnych pokoi bez pewności, że są puste, to by przeczyło jej ewentualnej wymówce o poszukiwaniu swego dobroczyńcy...
Faust272 - 2009-04-13, 18:39

Pokoje naprzeciwko i po prawej były identyczne. Kamienne ściany, proste, pościelone łóżka, szafki nocne i drewniane skrzynie z żelaznym zamkiem. Nie było nikogo w środku.
Tygrysica - 2009-04-13, 18:51

Nie znalazłszy nikogo w pokojach, bliźniaczych do tego, w którym się obudziła, postanowiła sprawdzić z kolei drzwi po lewej, tak jak poprzednio wpierw sprawdzając, czy nie szłoby spojrzeć na drugą stronę bez otwierania drzwi lub usłyszeć, co się tam dzieje... Dopiero gdyby te możliwości zawiodły, spróbuje uchylić drzwi.
Faust272 - 2009-04-13, 18:56

Nie było wizjera. Drzwi te były normalne, drewniane. Tygrysica nic nie usłyszała, więc otworzyła drzwi. Znajdowała się w kolejnym korytarzu podobny do poprzedniego. Drzwi, z których wychodziła znajdowały się w rogu korytarza. Po lewej stronie miała Drewniane drzwi okute salą. Po prawej stronie korytarz szedł 3 metry, a potem skręcał w lewo.
Tygrysica - 2009-04-13, 19:14

Nabudowaliśta się tych korytarzy - westchnęła, podchodząc do zakrętu korytarza, aby wyjrzeć zza rogu, czy i kto tam jest...
Faust272 - 2009-04-13, 23:04

Korytarz był długi na 21 metrów, a na końcu skręcał w prawo. Światło wydobywało się z małych, szklanych kopuł umieszczonych na suficie wzdłuż całego korytarza. Tygrysica nie słyszała niczego. Na 6 metrze korytarza w lewej i prawej ścianie naprzeciwko znajdowała się para drewnianych, okutych stalą drzwi. Takie same drzwi znajdowały się na 18 metrze po lewej stronie korytarza.
Tygrysica - 2009-04-14, 13:59

Kontynuując politykę nieruszania drzwi, ruszyła cicho ku kolejnemu załomowi korytarza, powtarzając sobie, że jeśli kogoś spotka, nie może odruchowo zaatakować czy uciekać, tylko kontynuować to tanie przedstawienie...
Faust272 - 2009-04-14, 14:09

Po skręceniu w prawo Tygrysica ujrzała kolejny, identyczny korytarz długi na 18 metrów. Na końcu skręcał w lewo. Do uszu Tygrysicy dochodziło miarowe buczenie, momentami ciche trzaski.

Wyprzedzając fakty.

Tygrysica podążała korytarzem. Gdy doszła do miejsca gdzie skręcał w lewo ujrzała kolejny, identyczny tunel długi na 12 metrów i skręcający na końcu w prawo. Gdy doszła do kolejnego zakrętu, ujrzała kolejny korytarz długi na 15 metrów, ale kończył się on prostymi, drewnianymi drzwiami. 3 metry od zakręty na przeciwko siebie znajdowała się para innych, drewnianych drzwi. Na 9 metrze korytarz rozwidlał się dodatkowo w lewo. Naprzeciwko rozwidlenia znajdowały się kolejne drewniane drzwi.

Zza rozwidlenia w lewo dochodziło miarowe buczenie, momentami trzaski. Zza drzwi na końcu korytarza dochodziła jakaś modlitwa i jakieś głosy, dziesiątki głosów, które najwyraźniej wymawiały jakąś modlitwę.

Tygrysica - 2009-04-16, 15:53

Tygrysica podeszła wolno do drzwi, za którymi słychać było modlących się ludzi i rozejrzała się, czy w okolicy nie ma nikogo innego. Jeśli droga była czysta, postanowiła zaryzykować i sprawdzić, co to za dziwaczne odgłosy wydobywają się zza zakrętu...
Faust272 - 2009-04-16, 17:26

Tygrysica podeszła do drzwi i nasłuchiwała. W całym korytarzu, przez który przed chwilą przeszłą, nie było nikogo. Natomiast za drzwiami znajdowało się wielu, przynajmniej setka, ludzi. Melodie i pieśni były podobne do tych, jakie usłyszała będąc razem z Zachariaszem.

Tygrysica zajrzała do komnaty za zakrętem. Za rozwidleniem po przejściu 6 metrowego korytarza wojowniczka znalazła się w dziwnym pomieszczeniu. Źródłem charakterystycznego buczenia była wielka, szklana bańka na środku komnaty, w której tańczyły pioruny. Błyskawice ocierały się o szkło, a swoje źródło miały w niewielkim, błękitnym piorunie kulistym wewnątrz bańki. czasami wyładowania zderzały się ze sobą, i wtedy dochodziło do trzasków.

Od bańki pod sufitem wyrastała sieć szklanych rurek mających średnice od 10 do 1 centymetra. Sieć szklanych rurek jak pajęczyna oplatała sufit, a jej wypustki znikały w ścianach. W tych przewodach Tygrysica dostrzegła płynącą energie.

Wojowniczka coś skojarzyła. Kapłan opowiadał jej o miejscach mocy, które są źródłem energii magicznej czarodziei. Czyżby to było właśnie jedna z takich miejsc. Tak czy siak, wygląda na to, że twórca tych podziemi wykorzystuje energie miejsca mocy do oświetlania i ogrzewania podziemi.

Tygrysica - 2009-04-16, 17:46

To pomieszczenie było... ciekawe. Jakkolwiek jednak budziły się w niej niewyraźne wspomnienia uwag Zachariasza, budzące przy okazji dużo gorsze myśli, niewiele jej to wszystko mówiło. Pioruny, energia... widziała te rzeczy, ale znać się na nich? Nie, to nie jej działka.

Jeśli w pomieszczeniu nie było nic więcej, wycofała się do drzwi, za którymi odprawiano nabożeństwo i przystanęła na chwilę, zastanawiając się, czy powinna wejść. Wzruszyła ramionami. Po co przerywać ludziom ich zajęcia? Postanowiła poczekać za załomem korytarza, tak, aby usłyszeć, gdy rytuał się zakończy i "akurat wyjść zza rogu"...

Faust272 - 2009-04-16, 19:29

Tygrysica ponownie podsłuchiwała pod drzwiami. Nabożeństwo właśnie się skończyło i odprawiający je ludzie szykowali się do wyjścia rozmawiając ze sobą. Sądząc z odgłosów, było ich 4.

- Znów Cię oko boli?
- Taaa... Odkąd ręka jest w mieście, nie daje mi ono spokoju.
- Podobno jest w posiadaniu magów, wraz z księgą.
- Gdyby nie to, że oko nie chce mnie słuchać, w ogóle nie wiązałbym się z tym ćwokiem co odprawia te jasełka.
- Bez niego zgniłbyś w fosie - dodał trzeci głos
- I chyba już jesteśmy kwita.
- Chodźmy, mamy jeszcze tą kobietę do przesłuchania. Wasily, przygotowałeś serum?
- Taaa... Nawet jeśli nie zadziała, wyśpiewa nam wszystko chcąc stłumić ból.

Tygrysica słysząc zbliżające się kroki schowała się za winklem w pomieszczeniu z generatorem. Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi.

Tygrysica - 2009-04-16, 19:49

Musiałam już gdzieś słyszeć to imię. Tylko gdzie...? nagle naszło ją olśnienie. Oko i ręka? Znowu Vecna...? Co znaczy z kolei, że tamci... kimkolwiek byli, nie mają obu artefaktów... po co im one w ogóle były? A kogo to obchodzi...? Westchnęła. Tamta sprawa miała być już zakończona, a tu proszę... Zmusiła się jednak do myślenia o teraźniejszości:

Nie znam się na serach, ale opis jest przerażająco jasny: spora dawka bólu i zapewne doza rozwiązłości języka... Niedobrze. Może i mam wyższy próg bólu, niż przeciętny człowiek, ale coś czuję, że na taki środek niewiele to da... To zmienia nieco ogół planów.

Nie wiedząc zbytnio, co robić dalej, zdecydowała się na najprostsze możliwe w tej sytuacji wyjście: odczekała, aż głosy czterech mężczyzn znikną za rogiem korytarza, upewniła się, że nikogo nie ma w przejściu i ruszyła cicho za nimi... po namyśle zatrzymując się obok drzwi do sali, w której odprawiano przed chwilą nabożeństwo. Tamci nie będą biegli, łatwo ich dogoni, a warto rozeznać się w okolicy. Jeśli ze środka nie dobiegały żadne odgłosy, znamionujące obecność jakichś ludzi wewnątrz, spróbowała otworzyć cicho drzwi...

Faust272 - 2009-04-17, 12:27

Gdy ludzie odeszli w głąb korytarza, z którego przyszła Tygrysica, sama wojowniczka sprawdziła komnatę, z której przyszli jej przeciwnicy.

Znalazła się w zakrystii. Typowa zakrystia. Szafy na szaty liturgiczne, półki na różne akcesoria, szafki i szuflady pełne różności. Nawet znajdowało się tutaj mosiężne, ozdobne kropidło, wypchane jakimś zielskiem kadzidło, gong, dzwonki, cymbałki i wiele innych. Cała zakrystia miała rozmiary 6 na 6 metrów i na przeciwległej ścianie trochę w lewo znajdowały się kolejne drzwi. One prawdopodobnie prowadziły do podziemnej katedry, w której zemdlała Tygrysica.

Tygrysica - 2009-04-19, 00:02

No cóż... skoro nie było nic ciekawego w tym pomieszczeniu, pozostawało jej tylko ruszyć za oddalającą się w każdej chwili grupą mężczyzn. Nie miała wprawdzie planu, co zrobi, gdy już ich dogoni... Dlatego też póki co miała zamiar raczej trzymać ich na dystans jednego zakrętu i zobaczyć, co też ciekawego uda się jeszcze usłyszeć. W razie czego, miała wiele możliwości: była bliżej wyjścia z podziemia, dysponowała elementem zaskoczenia... Tymczasem jednak skupiła się na dogonieniu czwórki.
Faust272 - 2009-04-19, 14:03

Tygrysica zatrzymała się przy zakręcie znajdującym się przed ostatnim 18 metrowym korytarzem prowadzącym do komnat, gdzie się obudziła. Jeden z mężczyzn miał dziwne, czerwone i nienaturalnie duże oko. Poplecznicy nazywali go Wasilim.

Wasili przeszedł przez drzwi znajdujące się po prawej na 15 metrze korytarza, natomiast reszta oddaliła się do komnaty Tygrysicy.

Cała grupka sprawdzająca komnaty wybiegła i runęła przez drzwi, gdzie był Wasily.

Rozległ się wrzask:

- NIE MA JEJ!!! Ta dziwka uciekła!

- Kurwa, wiedziałem, że trzeba było ją zabić od razu. Od początku byłą podejrzana, ale ty nie, musiałeś jej bronić. - głos Wasilego

- No przecież to było nieprawdopodobne, żeby ona...

- Już ja Ci pokażę coś nieprawdopodobnego.

Rozległ się potężny huk, a korytarzem potoczył się oślepiający błysk. Zakrwawione ciało z wyprutymi na zewnątrz flakami wystrzeliło przez drzwi i uderzyło głową w ścianę. Czaszka pękła, a mózg rozlał się po posadzce.

- ZNAJDŹCIE JĄ!!! I ZABIJCIE!!!

Tygrysica - 2009-04-20, 15:33

Długo nad tym myślałam, aby wykombinować w końcu, ze obecnie panuje TO ustawienie... Poniższy post w założeniu, że nie pomyliłam nic na tym planie.

Pomyślmy. Jestem sama przeciwko trzem mężczyznom, z których jeden na pewno jest magiem. Co wiem o magach? Przez chwilę rozpamiętywała spotkanie ze szlachcicem, który usiłował przejąć rękę Vecny, potem wiadomości uzyskane na podstawie obserwacji podczas oblężenia cytadeli oraz późniejszych walk o miasto. Mag potrzebuje czasu, aby rzucić zaklęcie. Ten czas daje szansę na ucieczkę za załom korytarza, nie łudźmy się jednak... do najbliższego zakrętu mam ponad 15 metrów, następny jest niewiele krótszy, nie ma tu też żadnych drzwi, więc szanse, że zdążę zniknąć, zanim mag rzuci zaklęcie, są minimalne. Mimo to, jeśli mag zdecyduje się ruszyć w tę stronę, zdążę schronić się za rogiem, nim dojdzie do tego korytarza. Wciąż mam też przewagę w tym fakcie, że tamci nie wiedzą, gdzie jestem...

Z takim postanowieniem Tygrysica postanowiła pozostać na miejscu i zaczekać na rozwój wypadków. Ze zdumieniem zdała sobie sprawę, że nad dominującym zwykle w niej ogniem zaczyna górować pierwiastek ziemi, z którego posiadania nie zdawała sobie dotąd sprawy... czyżby cecha dziedziczna? Ale czemu teraz? A może... może to po prostu rozsądek. Wzruszyła ramionami. Dopóki działa to na jej korzyść, zwiększając szanse na przeżycie...

Faust272 - 2009-04-20, 15:46

Prawie idealny plan. Ale trzeba wprowadzić kilka poprawek.

1) Miejsce mocy znajduje się na przeciwległej ścianie niż jak namalowałaś na planie.

2) Komnata podpisana przez Ciebie jako Kaplica to w rzeczywistości Zakrystia, która prowadzi do katedry, w której zemdlałaś po walce z Zachariaszem.

Myślę, że pod wpływem tych nowych informacji pewnie zmienisz swoje postępowanie. Więc czekam na nowy post. Jeśli ni się nie zmienia, to odpisz, że nic się nie zmienia (najwyżej wykasuje taki post po przeczytaniu).

Tygrysica - 2009-04-20, 15:51

Znowu mam dziwne uczucie, że nie wiem, o czym mówisz... zmieniają się dwie drobne rzeczy, które nie mają żadnego wpływu na moje działania (a opcje mam trzy: zaatakować (nikłe szanse przy magu + dwie sztuki mięsa armatniego [albo gorzej]), uciekać (patrz dalej) albo zaczekać na rozwój wypadków (zawsze mam możliwość ucieczki, a zawsze to jeszcze chwila akcji i możliwość uzyskania dodatkowych informacji). Z takim uzasadnieniem postanawiam nie zmieniać mojego posta ;P
Faust272 - 2009-04-20, 18:21

Może odczuwam zmęczenie i czepiam się bez powodu... Nie wiem... Muszę bardziej się skupiać przy prowadzeniu przygód.

Z komnaty wystrzeliło dwóch ludzi oraz Wasili. Jego czerwone i nienaturalnie wielkie oko było teraz pokryte pajęczyną drobnych naczyń. Cała twarz Wasilego była przecięta siecią żył, jakby od tego oka żyłami wypływała czarna krew. Jego włosy były czarne jak węgiel. Wasili biegał wzrokiem po ścianach i suficie. Jego czerwone oko spoczęło na Tygrysicy. Z wyrazu twarzy można było wyczytać, że Wasili widział wojowniczkę mimo odległości i jej ukrycia.

- Jest za rogiem. Bierzcie rusznice i zabijcie ją.

Jeden z pachołków sięgnął przez drzwi i wyciągnął rusznice nie wchodząc do pokoju. Dwóch kapłanów biegło przodem: jeden miał rusznice, drugi trzymał w ręku sztylet i flaszkę z jakimś kleistym płynem.

Wasili trzymał się z tyłu. Dotrzymywał im kroku, ale wyglądał na rozkojarzonego. Jakby używanie oka go męczyło.

Mężczyźni znajdowali się 6 metrów od załomu.

Tygrysica - 2009-04-20, 20:20

Tygrysica nie ma pojęcia o istnieniu broni palnej ;] nie miała się kiedy dowiedzieć.

Ta "rusznica" nie wyglądała tak groźnie... ot, kawałek metalu, pusty w środku... Jednak czterokrotna przewaga w ograniczonej przestrzeni oraz bliskość maga przeważyły szalę. Ufając, że potrafi biec choć dwukrotnie szybciej niż oni, puściła się biegiem za kolejny róg - nawet, jeśli oni miną swój róg szybciej niż ona swój, nie powinno starczyć im czasu, aby rzucić czymkolwiek na taką odległość... a łuków nie mieli.

Znalazłszy się za rogiem (o ile to nastąpi, a oddechów przeciwnika nie słychać tuż za plecami), Tygrysica obróciła się i oceniła dalsze szanse - może grupa się rozbije, wówczas łatwiej będzie ich powstrzymać...

Faust272 - 2009-04-20, 20:33

Tygrysica przebiegła 15 metrów, kiedy zza rogu wyskoczyli napastnicy. Ten trzymający rusznicę wrzasnął, reszta na ten dźwięk cofnęła się robiąc mu miejsce. Cyngiel zgrzytnął, coś kliknęło i z lufy wydobył się ogłuszający huk i kłąb duszącego, czarnego dymu.

Szklana lampa na suficie znajdująca się nad Tygrysicą eksplodowała. Fala elektromagnetyczna wypełniła korytarz elektryzując włosy. Snopy iskier wystrzeliły zasypując kamienną posadzkę. Magia pod postacią elektryczności wystrzeliła z dziury i uderzyła w wojowniczkę zwalając ją z nóg. Nieprzyjemne odrętwienie ogarnęło ciało kobiety. Serce przyśpieszyło i zaczęło boleć. W głowie zaczęło Tygrysice szumieć, a potem ogarnął ją nieprzyjemny ból imitujący wbijanie szpilek w nerwy i głowę.

Trenowane przez lata odruchy wzięły górę. Niepohamowana wola walki wzmocniona adrenaliną wydzieloną na dźwięk wystrzału kazała Tygrysicy biec. Nie widziała co robią jej prześladowcy. Gdy dotarła do załomu i skryła się za nim doleciało ją krótkie "kurwa!".

Tygrysica - 2009-04-20, 21:26

Zmusiła się do zapanowania nad oszalałym ciałem. Tak boleśnie przyspieszona praca serca mogła być bardzo niebezpieczna dla tego organu, poza tym wciąż nie była w stanie otrząsnąć się z paskudnego uczucia odrętwienia. Dopiero po chwili zdołała przemyśleć to, co właśnie się stało.

"Rusznica okazuje się niebezpieczną bronią. Wprawdzie jeśli ja miała, być celem, to daleko jej do celności łuku... Ale siła destrukcyjna jest przerażająca. Po przeliczeniu odległości jednak... mam nad nimi dużą przewagę. Pod warunkiem, że..."

Niepokojąca myśl kazała jej rozruszać szybko nogi, starając się pozbyć paskudnego uczucia. Jednocześnie wyjrzała zza rogu - reakcja wroga jest ostatecznie głównym wyznacznikiem jej dalszych działań...

Nagle nowa myśl pojawiła się w jej głowie: Wściekają się... a ja wiem najlepiej, że to uczucie ludziom nie służy... Jeden już zginął, i to nie z mojej ręki. Może... jeśli jeszcze trochę ich podrażnić? Tylko jak...?

Czy mam nadal przy sobie rzeczy, które miałam przed utratą przytomności i poprzedniego ubrania?

Faust272 - 2009-04-20, 21:40

Masz przy sobie to, co w karcie postaci jest napisane pod rubryką "Przy sobie".

Tygrysica wychyliła się zza rogu. Kolejny zgrzyt. Kobieta cofnęła głowę i zasłoniła ją rękami by ochronić ją przed lecącymi kawałkami gruzu, które pozostały po rozwalonym przez rusznicę narożniku.

- Psiakrew! - rozległ się odgłos rzucanej na posadzkę rusznicy.
- Łapmy ją!

Tygrysica usłyszała biegnących w jej stronę przeciwników.

Tygrysica - 2009-04-20, 21:56

Porzucona rusznica minimalizowała ryzyko związane z ponownym wychyleniem się zza rogu, a uzyskane w ten sposób informacje mogły być kluczowe dla dalszego działania... Korytarz zaś był długi, jej przeciwnikom chwilę zajmie przebiegnięcie go.
Faust272 - 2009-04-20, 22:04

Tygrysica wychyliła się. Przeciwnicy znajdowali się już 6 metrów od załomu korytarza. Wasili biegł za mrocznym kapłanem. Kapłan widząc wychylającą się Tygrysicę rzucił trzymaną w ręce flaszką.

Wojowniczka instynktownie cofnęła się i wykonując gwiazdę wzdłuż ściany oddaliła się o 9 metrów. Wystarczyło to, by zobaczyć jak flaszka rozbija się o ścianę, a wylewająca się z niej kleista ciecz momentalnie wybuchła piekielnym ogniem zalewając obszar o promieniu 7 metrów od miejsca stłuczenia.

- Niech to szlag! - dobiegło do jej uszu.

Tygrysica - 2009-04-21, 21:06

Robi się gorąco - zaśmiała się w duchu, czując ciepło bijące z pogrążonego w szalejącym inferno korytarzu. Tamci są coraz bardziej zdenerwowani, a przejście przez tą przeszkodę zajmie im nieco czasu... Postanowiła wykorzystać ten czas, jak należy.

Znalazłszy się ponownie w znanym sobie korytarzu, słysząc dochodzące z komnaty po prawej buczenie, usiłowała otwierać drzwi - jeśli nie poddawały się po jednym pchnięciu ręką i ewentualnym kopnięciu, podchodząc do następnych. Każdy otwarty pokój (o ile nie wydarzy się coś dziwnego) zaszczycała tylko szybkim spojrzeniem, po czym ruszała ku następnym, gotowa ruszyć biegiem do zakrystii na pierwszy znak, że jej prześladowcy się zbliżają.

Jeśli zdąży otworzyć kilka przejść, spowolni tamtych - każde otwarte drzwi to coraz więcej możliwych posunięć, których mogliby się po niej spodziewać. Wprawdzie ten... Wasili mógłby spostrzec ją, używając swojego oka... ale to kosztuje go wiele energii, a wszakże o to właśnie chodzi, aby pozbyć się maga...

Faust272 - 2009-04-21, 21:34

Tygrysica otworzyła pierwsze drzwi po prawej. Okazało się, że był to niewielki składzik na węgiel.

Tymczasem korytarz wypełniły gęste kłęby pary, a w powietrzu rozległ się donośny syk. Wasili użył wodnego zaklęcia do zgaszenia ognia. Najwyraźniej użył zwoju lub jakiegoś amuletu, bo klął i ponaglał do zabicia wojowniczki.

Tygrysica ukryła się w zakrystii i zamknęła drzwi na rygiel od wewnątrz.

Tygrysica - 2009-04-21, 23:35

Przywołując wspomnienia, stwierdziła, że kolejny korytarz powinien mieć około dwunastu metrów... Tylko, czy aby na pewno jest za tymi drzwiami?

Zakrystię obejrzała dość dokładnie już poprzednim razem, zresztą nie było czasu do stracenia, więc podeszła od razu do drzwi w przeciwległej ścianie, uchylając je wpierw ostrożnie - wedle swojej wiedzy, doszła do pomieszczeń, gdzie zbierali się ci okuliści, a ewentualna obecność dużej grupy niczemu prawdopodobnie niewinnych ludzi byłaby ważnym czynnikiem do uwzględnienia w jej planie... Choć w sumie to ona występowała tu w roli agresora, a Wasili był teoretycznym protektorem tych ludzi... Ech.

Przez chwilę walczyła ze sobą, wyrzucając sobie, że zachowuje się absolutnie niegodnie, uciekając przed walką... Ale... obecność maga zmieniała wszystko. Jeśli dojdzie do walki, stanie przeciw tamtym bez strachu, jednak nauczyła się niedawno ufać raczej rozsądkowi.

...i dokąd ją to przywiodło? Czyż to nie rozsądek podpowiedział jej pozbycie się akolity i strażnika.... wspomnienie zabolało niemal fizycznie... czyż nie rozsądek nakazał całą tą przebierankę, odstawianie szopek o bezbronności, wszystkie te kłamstwa, tylko po to, aby znów mu zaufała?

A jednak... nic nie dzieje się przypadkiem. Gdyby nie szła za tym nowym głosem, nie trafiłaby na mistrza drogi Ki...

Faust272 - 2009-04-22, 07:48

Tygrysica oniemiała, kiedy otworzyła następne drzwi. Od zakrystii wychodziło się od razu do pięknej katedry. Była szeroka na 36 metrów i długa na 18 metrów. Były w niej dwie kolumny ławek po trzy rzędy, ołtarz, a nawet witraże. Całą katedra była doskonale oświetlona, mimo że znajdowała się pod ziemią. Nad ołtarzem wznosił się monumentalny obraz jakiegoś boga. Był to wizerunek Beliara (Tygrysica przypomniała sobie ryciny oglądane wraz z kapłanem).

Na przeciwległej ścianie od 18 do 21 metra długości tej ściany znajdowały się ogromne, stalowe drzwi.

Katedra byłą pusta.

Tygrysica - 2009-04-22, 21:15

No, wygląda na to, że źle im się nie wiedzie...

Nie będąc zbytnią koneserką sztuki architektonicznej i będąc w sytuacji niezbyt sprzyjającej podziwianiu okolicy, ruszyła szybko do drzwi... po drodze jednak wpadł jej do głowy inny pomysł, spróbowała więc, o ile to możliwe, przesunąć jedną z ławek (a zakładam, że to coś w stylu tych z naszych kościołów, a więc meble dość masywne) pod drzwi zakrystii, po czym, aby nie kusić losu, podbiegła do drzwi wyjściowych. Spróbowała je otworzyć, nie wychodziła jednak jeszcze, jeśli udało się jej zablokować wejście... czy to z ciekawości, co zrobią jej wrogowie, czy z poczucia haniebności ucieczki.

Gdyby drzwi wyjściowych nie dało się otworzyć... wybór będzie tylko jeden. Chwilowy tyran jej umysłu, rozsądek, bladł, czując szaleńcze okrzyki ukrytego w niej tygrysa, ryczącego z radości, iż być może wreszcie będzie mógł zachować się tak, jak nakazuje mu jego charakter...

Faust272 - 2009-04-22, 21:48

Tygrysica nie ruszała ławek, lecz zajęła się bliższym jej ołtarzem. Drewniany mebel wylądował przy drzwiach blokując je.

Drzwi do katedry były zamknięte. Jednak kiedy Tygrysica dobijała się do nich, ktoś po drugiej stronie zapytał:

- Czego?

Z zakrystii dobiegł stłumiony trzask. Najwyraźniej pierwsze drzwi poszły w drzazgi. Jednak z drugimi mieli większy problem. Drzwi otwierały się do wewnątrz katedry, więc przystawiony ołtarz skutecznie utrudniał sprawę ich otworzenia.

Tygrysica - 2009-04-22, 22:01

Tym postem to psuję, ale miałam idealnie 0,666 x 666 postów... Tego samego dnia, co WZ ;D

- Eee... ocknęłam się w pustej katedrze, nie wiem czemu, chciałabym wyjść...

Faust272 - 2009-04-22, 22:31

Klucz zgrzytnął w zamku i drzwi powoli się uchyliły. W przejściu pojawił się strażnik. Był to teraz inny człowiek, ale był tak samo ubrany jak ten, z którym walczyła wcześniej.

- Dobra, wychodź. Zemdlałaś, czy co?

Spojrzał na zabarykadowane ołtarzem drzwi do zakrystii.

- Co do...

Tygrysica uderzyła strażnika od dołu dolną częścią dłoni prosto w podbródek. Głowa strażnika poderwała się do góry. Coś chrupnęło. Ciało bezwiednie upadło na posadzkę.

Tygrysica - 2009-04-23, 15:57

Skrzywiła się. Nie trzeba było go zabijać... jednak jego śmierć nie będzie jej dręczyć. Nie tak, jak tamci dwaj... W tym samym korytarzu...

Widząc przed sobą czystą drogę do wyjścia, nie ruszyła jednak od razu w tą stronę. Zaczekała w drzwiach, naszykowawszy się do zamknięcia ich na klucz, gdy zajdzie potrzeba. Wmawiała sobie, że to ciekawość, jak tamci poradzą sobie z przejściem przez drzwi i jak wielkich zniszczeń przy okazji dokonają... jednak wiedziała, że to jej głębsza, zepchnięta na skraj świadomości natura pociąga za odpowiednie sznurki...

Faust272 - 2009-04-23, 16:57

- Jasna cholera.

Tylko usłyszała Tygrysica, zanim w górnej części drzwi pojawiło się ostrze siekiery. Potem pojawiła się głowa młota bitewnego. Wasili wraz z kapłanem po prostu przerąbywali się prze drzwi przy pomocy siekiery i młota.

Tygrysica - 2009-04-23, 23:49

Nie do końca się zrozumieliśmy, ale niech będzie.

Przy prostej drodze ucieczki wciąż triumfował rozsądek, tygrysica wybiegła więc na zewnątrz, zatrzymując się dopiero na zewnątrz. Wejście do podziemia ukryte było w byle jak skleconej ruderze, może więc uda się solidnym ciosem lub poluzowując niektóre kamienie zawalić konstrukcję?

Faust272 - 2009-04-24, 09:23

Tygrysica zamknęła wrota katedry na klucz. Kiedy wbiegła na klatkę schodową, już słyszała, jak Wasili z kapłanem dobijają się do drzwi katedry.

Tak jak domyślała się Tygrysica, wejście było zamaskowane kupą gruzu. Normalnie nikt oprócz sprzątaczy nie powinien się tym zainteresować.

Wojowniczka znalazła obluzowany kamień i przy pomocy leżącego opodal stalowego drąga poruszyła głazem. Wszystko nagle zadrżało i całość w kilka sekund zapadłą się zawalając przejście wzbijając przy okazji tumany kurzu.

Misja ukończona!

Przeniknięcie do organizacji: 100 EXP
Inwigilacja kultu:
Failed - zostałaś szybko wykryta
Szpiegowanie: 100 EXP za wykrycie Wasilego, 300 EXP za zlokalizowanie Źródła, 100 EXP za częściowe poznanie uzbrojenia
Główny cel:
- znalezienie nekromanty -
Failed
- zniszczenie kompleksu - Failed - cały kompleks podziemny jeszcze stoi
Uwagi: 300 EXP za pomysłowość, 100 EXP za umiejętności walki, 50 EXP za flegmatyczność

Razem: 1050 EXP

Tygrysica - 2009-04-24, 12:21

Jeśli można, komentarz do powyższego ;]

Inwigilacja kultu: Failed - toast za literówki! ;D
50 EXP za flegmatyczność - nie lubisz pośpiechu? ;P

A spodziewałam się jeszcze -1000 EXP za niepotrzebne zabicie NPCa ;D

No i, OFC, wielkie dzięki ;]


Koniec tej dziwnej przygody. Pamiątka w postaci rany pozostanie jej jeszcze na długo, można jednak mieć nadzieję, że wspomnienia zatrą się, a umysł powróci do normalnego funkcjonowania. Cokolwiek by się jednak nie miało dziać... Chciała się oddalić z tego dziwnego miejsca.

Ruszyła w stronę gospody. Wizyta w świątyni będzie bolesna, przede wszystkim przez konieczność przyznania się do porażki... Najważniejszą cechą wojownika jest jednak skromność, zdolność przyznawania się do błędów, robienie słusznych rzeczy wtedy, kiedy należy je robić. Dlatego nie zamierzała się z tego wycofywać, jednak najpierw... Stęskniła się za wyglądaniem... normalnie. Na swój sposób. Fatalnie się czuła w tych "kobiecych" strojach, nie dość że czuła się, jakby wyglądała dziwacznie (co, choć nie przyznałaby się do tego nawet przed sobą, drażniło ją), to jeszcze były one niepraktyczne. Brakowało jej znajdujących się w zasięgu ręki shurikenów (jakże zmieniłyby wynik starcia w podziemiu!), brakowało znalezionych podczas poszukiwania Vecny rękawic...

Tygrysica - 2009-07-04, 12:56

Powrót do miejsca najświeższej porażki nie był trudny, dobrze pamiętała drogę. Tym razem dwie rzeczy były jednak zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Przede wszystkim, tym razem to nie była już jej misja, a zlecenie, powierzane specjaliście. Po drugie, tym razem naprawdę była sobą, gotowa obronić się przed wszystkim, co wyskoczy z ciemności.

Garetowi, towarzyszącemu jej złodziejowi-poszukiwaczowi opowiedziała tyle, ile było potrzebne, a więc ilu ludzi może być wewnątrz, jakie jest ich uzbrojenie, jak z grubsza wygląda plan podziemia... Powiedziała też, aby zwracał uwagę głównie na ślady dotyczące półelfiego maga-nekromanty.

Liczyła, że kultyści odbudują swoją "klatkę schodową" w tym samym miejscu, wszak zbudowanie jej w innym kosztowałoby ich mnóstwo pracy, a na to nie mieli jeszcze czasu... Jeśli bowiem tego wejścia nie będzie, znalezienie innego może być poważnym problemem...

Faust272 - 2009-07-04, 20:33

Tygrysica zaprowadziła łotrzyka w miejsce wejścia do podziemi. Zajrzała do klatki schodowej i... Spostrzegła, że zaledwie kilkadziesiąt stopni niżej cała spiralna klatka schodowa była zasypana gruzem.

Łotrzyk czekał na jej znak cierpliwie.

Tygrysica - 2009-07-05, 11:31

- Przynajmniej to mi się naprawdę udało... - mruknęła pod nosem, po czym wróciła do Gareta. - Musimy dostać się do pseudo-świątynnego kompleksu, leżącego... - starała się przypomnieć sobie, w którą stronę i jak daleko szedł tunel wejściowy. - Mniej więcej 12 metrów w tamtą stronę - wskazała ręką wydający jej się prawidłowym kierunek. - Niestety, pod ziemią, a jedyne znane mi wejście zostało zasypane.
Faust272 - 2009-07-05, 14:52

Łotrzyk spojrzał na dół i zacmokał kręcąc głową.

- No... nie wygląda to dobrze. Co jak co, ale ja nie będę tego odkopywał.

Spojrzał jeszcze raz i z powrotem odwrócił się do Tygrysicy.

- Znam jednego gościa. Specjalizuje się w materiałach wybuchowych. Myślę, że on będzie wiedział co i jak. Jednak on także jest drogi, prawie tak samo drogi jak ja. Będziesz musiała także jego wynająć.

Tygrysica - 2009-07-05, 19:35

"Materiały wybuchowe' kojarzyły jej się z tymi pseudo-magicznymi sztukami niszczenia skał, jakie zastosował technik, towarzyszący jej drużynie podczas wyprawy po rękę Vecny. Wzruszyła ramionami. Pieniądze nie grały dla niej roli, dopóki miało to pomóc mieszkańcom miasta, a pośrednio i jej obecnemu mistrzowi.

- Dobra, załatw jego wsparcie...

Faust272 - 2009-07-06, 23:48

- Bądź łaskaw zaczekać, pani.

Łotrzyk cofnął się o krok i ukłonił się z gracją godną pozazdroszczenia nawet królom. Każdy jego ruch ręki i palców był tak idealnie wyrazisty i pełny wdzięku, jakby przed kobietą był sam książę. Łotrzyk zrobił trzy kroki do tyłu i zniknął w cieniu pobliskiego gruzowisko.

Garet zniknął na około godzinę. Maiała teraz czas przestudiować jego wygląd i wyposażenie. Był w miarę wysoki. Zauważyła kępy gładkich, czystych i zadbanych, czarnych włosów uciekających spod kaptura. Był średnio muskularny, jednak jego ciało było z pewnością gibkie, wyprostowane i przystojne. Jego oczy... Jedno oko, prawe, było dziwne. Wyglądało na mechaniczne i przypominało z grubsza rzędy soczewek w lunecie. Jego skórzana zbroja była idealnie dopasowana, żeby nie powiedzieć, obcisła. Wszechobecne ćwieki i sprzączki utrzymywało jej ciągłe dopasowanie, ale nie odbijały światła, były cały czas matowe, ale nie sprawiały wrażenia zaniedbanych. Wiek Gareta... nie dało się tego ustalić.

W końcu wynajęty łotrzyk pojawił się między gruzami prowadząc za sobą muskularnego mężczyznę około czterdziestki mającego 178 centymetrów wzrostu. Na oko wyglądał na kowala. Ubrany był w skórzany fartuch kowalski, spod którego wystawała białą koszula. Miał ciemnorude włosy przystrzyżone na poziomie uszu i zaczesane do tyłu. Jego broda była zapleciona w dwa warkocze, które swobodnie wisiały na brodzie. Jego opalona i gdzieniegdzie poparzona oraz poplamiona sadzą twarz bezsprzecznie wyrażała nieufność. Przybysz miał na plecach ogromnych rozmiarów plecak, który swoimi rozmiarami i kolorem przypominał coś w rodzaju kwadratowego głazu.

Kowal spojrzał na Tygrysicę i roztworzył szeroko oczy ze zdumienia.

- To jest ten "bogaty klient"? Przecież to kobieta! - wskazał palcem wojowniczkę zwracając pełne zdziwienia i niedowierzania oczy ku łotrzykowi.

- Zgadza się - odpowiedział spokojnie Garet i uśmiechnął się do Tygrysicy. Teraz spostrzegła, że przez prawą połowę jego twarzy (także przez miejsce gdzie było mechaniczne oko) przechodziła boleśnie wyglądająca blizna.

- Żarty sobie ze mnie robisz? Przecież to kobieta!

- To jest Twój jedyny argument? To, że dotychczasowi bogaci pracodawcy byli mężczyznami, a jedyne znane Ci bogate kobiety to dziwki, nie zmienia faktu, że ta oto przed nami niewiasta jest również bogata, a z pewnością nawet hojniejsza od naszych poprzedników.

- Ty chyba...

- Ursus... - Garet spojrzał mechanicznym okiem na kowala, tamten od razu złagodniał pod tym spojrzeniem. Kowal machnął rękę i westchnął. Potem skłonił płytki ukłon mówiąc.

- Ursus Sinclair, górnik, inżynier, artylerzysta, do Twoich usług.

Teraz odezwał się Garet.

- Skoro wszyscy niezbędni już są, pora porozmawiać o zaliczce. To jak, pani, od Twego ruchu i sakiewki zależy nasza motywacja.

Tygrysica - 2009-07-07, 14:17

Albo zyskałam fotograficzną pamięć, albo przyglądałam się Garetowi na odległość ;D Tak się tylko czepiam ;P

Prezentacja obu mężczyzn wypadła przekonująco, naprawdę wyglądali na speców w swojej robocie. Uwagami na swój temat się nie przejęła, przyzwyczajona już do takiego traktowania ze strony większości mężczyzn.

Chcą zaliczki? Niech będzie. Mają obiecane tyle złota za wykonanie pracy, że nie uciekną, a nawet jeśli... Wzruszyła w duchu ramionami. Przynajmniej jednego na pewno dogoni. Sięgnęła do sakiewki i wyjęła sześć sztuk platyny.

O ile się dobrze orientuję... zaczęła w myślach.

- To jest równowartość 60 złotych - kontynuowała na głos. - Dwa razy tyle dostaniecie po skończonej robocie.

Faust272 - 2009-07-14, 20:01

- Platyna! - westchnął górnik przyglądając się monetom, jednak, gdy dotarła do niego ich wartość, rzekł z niesmakiem - Po 30 sztuk na głowę? I to jest jej bogactwo? Ja tyle wydaję na czyszczenie mojego sprzętu!

- Panienko, jeżeli liczysz na nasze zaangażowanie w Twojej sprawie, musisz zmotywować nas większą sumą. - dodał Garet.

Pomimo tego, co powiedzieli, obydwoje skrupulatnie przeliczyli monety i włożyli do swoich sakw.

Co do opisu Gareta i reszty, to po prostu wcześniej go nie opisałem, więc zrobiłem to teraz.

Tygrysica - 2009-07-14, 20:28

- Ależ motywuję - uśmiechnęła się łobuzersko. - 100 sztuk złota na głowę to wszak niezła suma, nieprawdaż? Pierwszą część zapłaty dostaliście, druga czeka na was za tymi zwałami gruzów, trzecią trzymają w objęciach tajemnice tego kompleksu oraz lokalizacja maga. To jak będzie?
Faust272 - 2009-07-14, 21:41

Garet uśmiechnął się łobuzersko.

- Tajemniczy kompleks maga? Interesujące. Zgodzę się procować za tą zaliczkę, jeżeli obiecasz mi wszystkie kosztowności, jakie znajdę w środku.

- A ja mam to w dupie! Nie będę robił, dopóki nie dostanę stu sztuk teraz! - dodał inżynier.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group