End of Days

II Edycja - Niespełnione nadzieje

Faust272 - 2008-09-07, 11:18
Temat postu: Niespełnione nadzieje
Z cyklu Kroniki Akilli:

''Zapomniani przez historię''


Deszcz lał jak z cebra. Na stołku, opierając się na drzewcu włóczni siedział mężczyzna. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, oczy podkrążone, twarz w bliznach, brudną od ziemi i skrzepłej krwi... Dyszał ciężko... Kapitan Ligan, bo tak się owy człowiek nazywał, był zrozpaczony. Jego oddział, Gwardia Angrogha był w rozsypce. Wszyscy jego członkowie byli głodni, zmęczeni i ranni.

Mały obóz, właściwie będący jedynie linią prowizorycznych barykad i wałów
usypanych z ziemi, znajdował się na początku wąwozu, który był jednym z przejść
wgłąb państwa Akilli.

Ligan wstał. Przed oczami przemykały mu przeróżne obrazy: a to widok stolicy, czy posągu Angrogha w tamtejszej świątyni, zgromadzeni, którzy wiwatowali na cześć jego oddziałowi gdy wyruszał walczyć z orkami...

Pociągnął nosem po czym skierował wzrok za barykadę. Było pusto. Trawa na stepie
falowała pod wpływem wiatru. Kapitan westchnął. Splunął na rękę i przetarł godło Angrogha
znajdujące się na kirysie. Powiódł wzrokiem po swoich podkomendnych. Ich rynsztunek był
w opłakanym stanie: groty włóczni wyszczerbione, miecze rdzewiały, pancerze były zabryzgane czarną krwią i ubrudzone lepkim błotem, wszystko straciło swój dawny blask i świetność.

Bębny... Dźwięk bębnów przeszył powietrze... Przerażający, niski, miarowy dźwięk
uderzania w bębny odbierał stopniowo resztki morale pozostałych przy życiu wojowników.

Wszyscy wpatrywali się w rozciągający się za barykadą wielki step, czekając aż coś wyjdzie. Pojawi się na horyzoncie. Wiedzieli że nie będą musieli na to długo czekać. Nie mylili się. Wkrótce oczom wojowników ukazała się powoli wspinająca się na wzgórza zielono - czarna linia. Orkowie. Mnóstwo orków.

Zielona fala ruszyła ku szańcom. Wielkie buciory rozchlapywały wodę z kałuż,
okrzyki bojowe przeszywały niebo niczym strzały.

Kapitan zrozpaczony widząc pędzącą ku niemu zagładę i słysząc jęki oraz skowyczenia
podwładnych chciał uciec, ratować życie. Jednakże drogę powrotną odcinała znajdująca się
2 kilometry dalej rzeka. Oddział nie mógł przebyć jej bezpiecznie w tym stanie...

Ligan powoli padł zrozpaczony na kolana... Widział zmartwioną minę jego synka i żony
machających mu gdy wyruszał w bój... Oblicze króla Drakana, gdy przemawiał do
nich, jego żołnierzy... Widok spokojnej stolicy...
Łza spłynęła po policzku wojownika...

NIE! Te zielone skurwiele ich nie dostaną! NIE! PÓKI JA ŻYJĘ! - Krzyknął człowiek.
Szybko podniósł się z kolan i zwrócił w stronę żołnierzy.

- Powstańcie synowie Angrogha! Pokonajmy zielony pomiot! Za Ojczyznę! Za Akillę! - niósł się po obozie głos Kapitana. Żołnierze zaczęli bić brawo, wstąpiła w nich jakby nowa nadzieja. Wkrótce wszyscy stali przy barykadzie dzierżąc włócznie, topory, miecze i buzdygany.

Orkowie byli coraz bliżej. Blisko. Bardzo blisko. Fala wszelakiej broni miotanej pomknęła ku
obrońcom. Ligan zasłonił się tarczą. Poczuł silne uderzenie i trzask drewna,. Część tarczy została strzaskana przez topór. Wojownik Zauważył jak kilku strażników zwaliło się martwych na ziemię.

- Oddajcie tym pomiotom z nawiązką - wrzasnął Ligan po czym posłał oszczep w kierunku zbliżającej się orkowej fali. Wkrótce pomknęły tam też inne oszczepy dziesiątkując orków oraz gobliny znajdujące się w pierwszym szeregu. Kilku nie otrzymało śmiertelnych obrażeń, lecz padło na ziemię otrzymawszy poważne rany. Niektórzy potykali się o rannych, a leżący szybko byli miażdżeni przez buciory ich szarżujących braci.

Kapitan odrzucił tarczę. Chwycił leżący na ziemi oszczep i wyjął swój topór. Orkowie byli już w odległości dwóch metrów. Zielona Horda zderzyła się z wątłym szykiem obrońców.
Wielu gwardzistów i orków padło podczas tej szarży. Tymczasem Kapitan wbił oszczep w ramię wyjątkowo wielkiego orka. Zielonoskóry sapnął, po czym ciosem szerokiego miecza złamał oszczep. Ligan uderzył orka toporem w twarz, krew trysnęła spod ostrza. Kapitan kopniakiem posłał ciało w bok. Zaszarżowało na niego dwóch orków. Ligan chwycił upuszczony przez poprzedniego przeciwnika miecz. Jeden z orków sturlał się w dół barykad trzymając się za pierś i próbując wyciągnąć z niej ostrze. Drugi uniósł łapę w której trzymał młot z kamiennym obuchem. Zbyt wolno. Ork zaryczał gdy kapitan wyjmował z
jego ramienia topór. Sługa Beliara zamachnął się na ślepo. Nie trafił. Ligan już stał za nim i wbijał ostrze topora w odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Ork osunął się na kolana.

Kapitan wrzasnął odcinając łeb zielonoskórego potężnym ciosem topora. Szyk Gwardzistów Angrogha łamał się. Walczyli dzielnie,ale orków była całą masa. Kolejni wojownicy padali na ziemię pod atakami przeciwników. Kapitan zauważył że orków również
ubywało. Niektórzy gwardziści uciekali, szyk się coraz bardziej chwiał, obrońców było coraz mniej.

Zdobywając sobie sprawę z powagi sytuacji Kapitan zawołał:

- Nie bójcie się i walczcie! Chroni nas Angro... - Wojownik zauważył obuch młota
zbyt blisko twarzy. Wszystko wokół się zamgliło, straciło ostrość. Wojownik upadając
widział, jak dorzynane są resztki jego ludzi. Uciekinierzy zostawali rozrywani na strzępy przez szarżujących orków. Chciał krzyknąć, podnieść się, walczyć... Udało mu się jedynie jęknąć. Brakowało mu tchu... Wszystko wokół pociemniało...


autor: Chomik Zagłady
korekta: Faust272

Uwagi: Strasznie dużo błędów. Orty i interpunkcja, sporo też błędów logicznych, składniowych, językowych itp. (wszystko poprawiłem, ale prawdopodobnie i tak czegoś zapomniałem sprawdzić). Artykuł luźny, całkiem przyjemnie się czyta.

Nagroda: Twoja postać w End of days zostanie wyleczona z jednej rany

Chomik_Zaglady - 2008-09-07, 11:20

No fakt, trochę błędów było na pewno, w nocy to pisałem :] .
Akurat uleczenie z rany to było to co potrzebowałem, dzięki Faust. :)

Tygrysica - 2008-09-07, 12:11

Przyjemne, krótkie, szybkie ;-) Błędów jednak nie brakło i po poprawce:

Cytat:
Kapitan Ligan, bo tak się owy człowiek nazywał


Na ten jeden będę naciskać najmocniej, bowiem wyjątkowo mnie wnerwia (bez żadnych osobistych uraz ;-) ) - słowo ów jest chyba najczęściej myloną odmianą ;-)

Tu powinien być "ów człowiek" ;-)

Poza tym, nadużywasz słowa "fala :-P

No i coś dziwne te brejki w najróżniejszych miejscach :mrgreen:

Altaris - 2009-01-26, 00:01

:) realistyczne ]:-> mam ochotę na zemstę...
Nie spocznę póki nie zatopię swojego ostrza w ciele orka. :mrgreen:

Beliar przypomina: nazywanie orków 'zielonym pomiotem' jest nieeleganckie i świadczy o braku tolerancji. Ewentualnie piszcie 'zielony podmiot', a Bóg Ciemności wam wybaczy


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group