End of Days

Misje - Ciemność

Faust272 - 2013-06-22, 20:50
Temat postu: Ciemność
Salomon wstał i rozejrzał się. Gówno widział, więc na dotyk z trudem odpalił jedną z pochodni. Światło oślepiło, ale w końcu oczy się przyzwyczaiły. Znajdował się zanurzony po klatkę piersiową w miękkim piasku. Jednak nie tonął jak w ruchomych piaskach, gdyż stopami już dosięgał twardego dnia. Znajdował się w sporej jaskimi. Nie dostrzegał brzegów. Jakby był na samym środku morza piasku otoczony przez ciemność.
Rollin Dices - 2013-06-22, 20:57

No to wpadłem. Wpadłem po pas w kłopoty. Chciałem przygód. No to mam.

Sytuacja w sumie nie była zła, żył. To się liczyło. Spróbował się wygramolić z piasku. Potem rozejrzał się dokładniej. Cóż, jezioro piasku... Hmm, niby nic, ale było to jedyne przejście, więc ktoś/coś tu przed nim musiał/o być. W gruncie rzeczy nie miał nic innego do roboty jak iść przed siebie. Zatem szedł po piaskach, aż natrafił się na coś ciekawszego.

Trochę jak na pustyni, dobrze że nie ma tego cholernego słońca.
Potem zaczął sobie myśleć, jak fajnie byłoby znaleźć świątynie jakiegoś boga w tych podziemiach. Idealna kryjówka jak nie patrzeć.

Faust272 - 2013-06-22, 21:09

Nie mógł wygramolić się z piasku. Był zbyt sypki i suchy, cały czas się zapadał. Więc nie miał wyboru, musiał brodzić w piasku. Po kilku minutach był już spocony jak mysz, gdy już dotarł do ściany. Znalazł kamienną ścianę. Gdy ją oświetlił zobaczył kolejną dziurę prowadzącą w ciemność. I coś jeszcze. Zobaczył tory smętnie zwisające nad piaskiem. Gdy stanął pod nimi, wyczuł nogą deskę urwaną z torów.

Gdy udało mu się wgramolić do tunelu mógł się przyjrzeć bliżej.

Znajdował się w kamiennym tunelu wydrążonym do celu kopalnianych. Środkiem biegły tory kolejowe a przy ścianie znajdował się wywrócony wagonik. O dziwo nie był pordzewiały. To pewnie dzięki piekielnie suchemu powietrzu, od którego drapało w gardle i cholernie chciało się pić.

Rollin Dices - 2013-06-22, 21:24

Oho, skoro są tory, to znaczy, że będzie też wyjście z tego bagna. Chyba. Chyba, że tory prowadziły wgłąb nie na zewnątrz. Mimo wszystko innej, sensownej alternatywy nie miał.

Podszedł do wózka, wytężył swoje siły i spróbował go wepchnąć z powrotem na tor. Taki wózek może mu się przydać.

Po tym zabiegu odsapnął chwilkę. Ponownie nawilżył szmatkę na ustach i ruszył dalej. Przed siebie. Nie mógł powiedzieć, dawno nie miał takiej przygody. Będzie miał temat na opowieści w karczmach co najmniej na miesiąc. O ile wyjdzie z tego cało. Choć w sumie innego wyjścia nie widział.

Faust272 - 2013-06-22, 21:27

Wózek dał się nawet przy sile Salomona wtłoczyć na tory. Obok miał rączkę hamulca. Właściwie to teraz miał do wyboru. Piechotką wzdłuż tunelu, czy może zaryzykować i wskoczyć do wagonika?
Rollin Dices - 2013-06-22, 21:32

Nie ryzykował, postanowił iść pieszo. Wózek na torach nie jest dużym balastem. Da się spokojnie go pchać bez wysiłku. Wrzucił tam swoją torbę, by nie ciążyła mu na plecach. Teraz powinno mu być nawet lżej.
Faust272 - 2013-06-22, 21:45

Idąc tak obok wózka wzbudzał głośne zgrzyty, gdy niesmarowane kółka powoli mieliły ziarna piasku na osiach. Hałas nie był głośny, ale na tyle zagłuszający, że naprawdę ledwo co wyłapał dziwną nutę nie należącą do niego.

Gdzieś w oddali korytarza coś szeleściło i szurało. Jakby rzędy nóżek maszerowały obok siebie. W końcu jego oczom ukazało się dziwne stworzenie.


Nie był pewny co to jest, ale było wielkości sporego psa i świeciło mu w oczy rzędami małych żuwaczek pod skorupą. A zgodnie ze starą zasadą włóczęgów: "jeśli się rusza a tego nie znasz, zabij pierwszy".

Rollin Dices - 2013-06-22, 21:56

Stara zasada włóczęgów. Tak to miało sens.

Wyjął swój kij. To coś mogło mieć kwas w żyłach, cokolwiek. Nie wiedział w jaki sposób najlepiej to zabić. Ni mniej, ni więcej twarz miał zasłoniętą. Kaptur na głowie i szmatka na twarzy chyba wystarczająco go chroniły. Cóż, mógł zaryzykować.

Pochodnia leżała oparta o wózek, w taki sposób, by ewentualnie odskakując mógł ją sięgnąć. Mogła się przydać, w końcu nie wiadomo co to jest.

Rzucił się z kijem celując w głowę. Cholera, gdzie to ma głowę? To zmieniało postać rzeczy. Nie wiedząc gdzie celować najlepiej, wymierzył cios w sam środek, najlepiej jak potrafił. Potem zaczął okładać ją kijem. W razie czego mógł szybko wyjąć sztylet i wbić w bestię, po czym kontynuować walkę kijem.
Pochodni też mógł użyć, ale raczej starał się tego unikać, jej zgaśnięcie zabrałoby mu światło, a w ciemnościach miałby mierne szanse, jedyne do czego zamierzał jej użyć to późniejszego spopielenia bestii, uprzednio zrzuconej na bok, by ruszyć w dalej bez obawy, że to coś wstanie.

Faust272 - 2013-06-27, 20:35

Istota nie zwracała uwagi na uderzenia. Ciosy kijem po prostu odbijały się od jej pancerza na grzbiecie. Salomon najwyraźniej nie czynił temu czemuś wielkiej szkody. Może gdyby był silniejszy lub zamiast kija miał młot lub coś o podobnej ciężkości...

Każde uderzenie hamowało istotę, ale tylko na chwile. Jakby przystawała by otrząsnąć się od uderzenia.

Gdy istota była odpowiednio blisko, a Salomon odsłonił się, potwór błyskawicznie skoczył naprzód i ugryzł podróżnika w stopę. Na szczęście buty go ochroniły, chociaż poczuł na skórze szpilkowe zęby.

Rollin Dices - 2013-06-27, 20:45

Co to ****? Robokop?

Cholera, czemu nie pomyślał wcześniej o nałożeniu nakładek na kij. Cóż teraz było już za późno.

Użył zatem łoma. W końcu, był taki doskonały i taki hartowany, i taki drogi, że wydawał się bronią niemal idealną na tę bestię. Wziąwszy łom zaczął okładać stworzenie z wszystkich swoich sił. Musiało poskutkować.
Pamiętał też, że jeśli nadarzy się okazja może wbić sztylet w ciało potwora.

Cały czas uważał na pochodnie, opartą o wózek za nim.

Faust272 - 2013-06-27, 21:29

Stworzenie wykorzystało okazję, gdy Salomon szukał łomu w plecaku, i wskoczyło przybyszowi na plecy. Salomon poczuł rzędy czepliwych nóżek na plecach jak i dziwne, spiczaste odnóża błądzące po jego zbroi. Tyle tylko, że jej nie miał.

Poczuł wbicie się żuwaczek w okolicy karku. Zaraz po tym stworzenie odczepiło się i zniknęło w ciemnościach tunelu.

Rollin Dices - 2013-06-28, 09:09

Ból przeszywający ciało Salomon był dokuczliwy, jednak stworzenie uciekło. Na jak długo, nie wiedział. Dlatego czym prędzej wyciął sobie jeszcze kawałek szmaty i opatrzył nią miejsce ugryzienia. Cholerne stworzenie, cóż teraz mało na nie poradzi. Oby nie wróciło ze stadem.

Po tym zabiegu nałożył na kij stalowe końcówki, a łom trzymał przy pasie lub jakkolwiek inaczej pod ręką. Po tym zabiegu ruszył w dalszą podróż z swych wózkiem kopalnianym i pochodnią.

Faust272 - 2013-06-28, 09:58

Idąc tak tunelem doszedł w końcu do rozpadliny. Nad rozpadliną o niewiadomej szerokości (pochodnia dawała za mało światła, jakiś wiatr wiał w stronę Salomona nie pozwalając ogniowi oświetlić dobrze przodu) znajdowały się szyny kolejowe. Niestety nie miały one podparcia, rusztowania, ani nawet desek co trzymają je w równej szerokości.

Dodatkowo było też zejście wzdłuż rozpadliny krętą ścieżką po zboczu na samo dno. Nie biegły nią tory, zejście był wąskie i ewidentnie przeznaczone tylko dla pieszego.

Tory może nie wyglądają solidnie, ale jakby szybko po nich przejść, to może by dało rade.

Rollin Dices - 2013-06-30, 21:54

Chociaż przed Salomonem widniały dwie ścieżki, on widział tylko jedną. Droga w dół go nie ratowała. Szczególnie, że zmierzał ewidentnie w drugim kierunku, na górę. Do tego wszystkiego w dole mogły na niego czekać chmary bestii i innych takich. Druga strona rozpadliny w myślach Salomona wyglądała nieco bardziej obiecująco.

Poza tym, tory wyglądały prawie na nowe. Na pewno nie wyglądały na zdewastowane. Ledwo nosiły ślady ingerencji czynników zewnętrznych. Jak dla naszego wędrowca, stan niemalże fabryczny.

Salomon wyjął zatem torbę z wózka. Pożegnał się z nim:
- Wózku, przeżyliśmy taką wspaniałą podróż, tyle walk, było wspaniale! Niestety, dalej muszę ruszyć sam. Żegnaj!

Po tych słowach, sprawdził czy wszystko trzyma się dobrze i nie spadnie mu w przepaść podczas przeprawiania się przez tory i ruszył, przebiegł szybko po torach. Bez ryzyka nie ma Salomona.

Faust272 - 2013-07-01, 08:24

Tory uginały się pod ciężarem Salomona. Dosyć za mocno, niż powinno. Hmmm. Wygląda na to, że przejście jest dosyć długie, a tory nie mają podparcia. Gdyby stał na nich, szybko wygięły by się i połamały. Chociaż gdy przebiegnie... Może się udać, może nie.

No. Wciągnął powietrze. Ostateczna decyzja. Która droga?

Rollin Dices - 2013-07-01, 14:18

Decyzja już zapadła. W umyśle Salomona jedyną drogą były tory, więc mimo ich pozornie kiepskiego stanu, nie zamierzał zmieniać wyboru.

Ruszył przed siebie, starając się jak najszybciej pokonać odcinek drogi nad przepaścią.

Faust272 - 2013-07-01, 20:41

Salomon powoli, ledwo utrzymując równowagę parł do przodu. Szyny uginały się , trzeszczały. Z każdym krokiem były coraz niżej. Aż pękły.

Trzasnęły głośno i donośnie. Salomon błyskawicznie utracił oparcie i spadał bezwładnie w dół w towarzystwie uciekających z pola widzenia szyn.

Uderzenie w wydeptaną ziemię było nagłe i bolesne. Stracił przytomność.

Gdy się obudził, nie mógł znaleźć swojej pochodni, za to wyczuł ręką jedną z szyn. Oparł się na ręce i upadł twarzą w piasek. Ręka pulsowała okropnym, tępym bólem. Wymacał. Poczuł ciepłą ciecz i coś twardego wystającego z jego ręki. Bolało. Ta twarda rzecz też bolała i czuł ją. Poruszył nią z ciekawości, co spowodowało odruch wymiotny z bólu. Tak. Złamanie otwarte.

Rollin Dices - 2013-07-01, 21:13

Cholera. Mógł się domyślić, że tak się to skończy. Mógł. Teraz było już za późno. Poza tym nawet o tym nie myślał. Ból tłumił wszystkie myśli i nie tylko myśli. Salomon czuł tylko i wyłącznie ból. Nic więcej. Gdyby nie ból, prawdopodobnie wpadłby w panikę.

Postarał się obrócić, by spojrzeć na rękę. Prawdopodobnie zwymiotował. Nie wiedział co zrobić. Gdyby kiedyś był na froncie. Gdyby kiedyś uczył się czegoś w tym zakresie. gdyby kiedyś rozmawiał z jakimś medykiem. Ale on na temat złamań otwartych nie wiedział nic. Nic poza tym, że może sobie rękę uciąć.

Wizja sztyletu przecinającego jego dłoń, jego własnymi siłami go przerosła. Zwymiotował. Nie wyobrażał sobie pokonania odruchów samozachowawczych.

Postanowił jednym szybkim ruchem wepchnąć kość na stare miejsce. Wiedział, że prawdopodobnie nic to nie da, jednak był w amoku, nie działał do końca racjonalnie.

Obrócił się i drugą ręką szybko postarał się wepchnąć kość w rękę. Potem pewnie znów zemdlał.

Faust272 - 2013-07-03, 21:08

Salomon nie widział nic. Otaczały go pełne ciemności.

Tak jak się spodziewał. Wepchanie kości było złym pomysłem. Nic mu to nie dało, a jedynie przyprawił sobie ogromny ból. Zemdlał.

Znowu się obudził. Ból już zelżał. Czuł się jak naćpany. Organizm chroniąc się przed nadmiarem bólu aby nie oszaleć zaczął produkować fale endorfin, które tłumiły skutecznie ból. Znowu był świadomy i trzeźwy oaz otoczony przez ciemność.

Rollin Dices - 2013-07-04, 00:24

Sytuacja nieco się poprawiała. Nie czuł bólu. To już coś. Przez chwilę myślał nawet, że nic się nie stało. Nic się nie wydarzyło...

Miał nadzieję, że to był tylko sen. Jednak widok kości wystającej z ręki utwierdzał, go w zupełnie odmiennym, gorszym przekonaniu. Zrobiło mu się znów trochę niedobrze, ale tylko trochę.

I ta wszech obecna krew. Szczerze mówiąc, Salomon rzadko widywał tyle własnej krwi.
Choć to dziwne, po pewnym czasie widok kości wystającej mu z ciała zaczął go fascynować. Problemem było tylko to, że nie wiedział tak na prawdę, co może teraz zrobić.

Ewentualnie, zawsze mógł pozbawić się kończyny, jednak niezbyt widział się w roli własnego chirurga polowego. Na razie o tym nie myślał...

Rozmyślał, za to, czy w ogóle istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji. Na dobrą sprawę nie wiedział gdzie jest i ile jeszcze paskudztw napadnie go po drodze. Nie zważając na drugą rękę starał się wymacać, któreś ze swoich cygar. Potem tylko krzesiwko, hubka. No byle jakoś je podpalić, tą jedną ręką (Właściwie, którą?). Po rozpaleniu cygara, wziął je do ust. Mocno się zaciągnął. Prawdę mówiąc, złoty strzał byłby jakimś wyjściem... Nie myślał jednak o tym, wziął cygaro, bo uznał, że w takiej sytuacji nie powinien być trzeźwy. Wrócił do myślenia nad swoją łapą.

Cięcie ręki pozostawało jedyną alternatywą. Jednak nadal miał (chyba) jedną, całą kość. Pomimo takiego odurzenia umysłu i tak odczułby niewyobrażalny ból. Nie wiedział czy da radę. Musiał najpierw zobaczyć czy jedna kość jest pęknięta czy dwie. Czy kość wystaje od strony ciała, czy od strony już brakującej części. Zaczął zastanawiać się nad tym problemem tak, jakby wcale go nie dotyczył. W gruncie rzeczy czuł, że śmierć nie jest złym wyjściem.

Faust272 - 2013-07-05, 13:14

Sięgnął po cygara.

...

Nie było.

...

Gdzie te cholerne cygara? Gdzie są grzyby? Co do diabła. Organizm jak na zawołanie zaczął odczuwać głód. Głupia podświadomość. Do diabła ze złamaniem, gdzie są grzyby?

Głodny mózg przeszedł w tryb polowania. Ból się stępił, wzrok i słuch wyostrzył. Gdzie te cholerne używki?

Syk. Trzaśnięcie delikatnych, tytoniowych gałązek. Coś na skraju widzenia błysnęło. To żarzący się koniec cygara. Słyszał też jakieś piski, chrobotanie i skrzypiący odgłos tartych grzybów o zęby. O to huncwoty. Ktoś pali jego cygara i wpieprza jego grzyby.

Rollin Dices - 2013-07-05, 16:29

Gorzej być nie mogło.

Agonię chciał spędzić z cygarem w ustach, a nie uganiając się za własnymi narkotykami!

Gorzej być nie mogło.

- Oddawaj moje fajki! - krzyknął, potem wymacał kamień i rzucił w kierunku złodzieja fajek. Potem spróbował wstać nie zważając na ranną rękę. Wziął sztylet i zaczął zbliżać się kierunku swoich cygar. Był gotów rzucić się bez namysłu.

- Staaary, załatwmy to po dobroci kopsnij mi cygaro, hubkę, krzesiwo, a ja Cię nie zabiję. Staaary, dobry biznes będzie, ty cały i ja szczęśliwy. To jak?


Zapewne nie usłyszał odpowiedzi. Dlatego zapewne rzucił się, by zasztyletować przestępcę.

Faust272 - 2013-07-06, 09:57

Wybuch wściekłości Salomona obudził kanonadę pisków i wrzasków. Ktoś coś krzyknął, ktoś coś rozsypał, zakotłowało się. Salomon upadł na ziemie starając się objąć i rękę i resztki używek.

Syk zapalanej ściółki. Zapaliła się jedna z pochodni Salomona trzymana w rękach kogoś obcego.

Był to... szczur. Ubrany w łachmany, poskręcany złom i z cygarem Salomona w ustach. Zasyczał i zapiszczał po czym świszczącym głosem powiedział:

- Handel? - zapiszczał właściwie szczur.

Rollin Dices - 2013-07-06, 10:07

Spróbował w stać ze wszystkich swoich sił. Był niemalże wściekły. Musiał wstać. Wstać i zaszlachtować tego podłego... Eeee... Szczura? Od kiedy to szczury gadają? Od kiedy to szczury kradną i palą narkotyki. Chwila, chwila. Ten szczur zaraz powinien doznać niebywałych halucynacji. Do tego powinien stępić się jego zmysł instynktu. Salomon mógłby to wykorzystać, ale był zbyt wściekły, by rozegrać to strategicznie.

- Pierdziel się. Oddawaj cygara. No... No chociaż jedno i będę miał Cię w dupie. - Przerwał na chwilę, po czym podjął dalej - Zobaczysz straszne rzeczy, straszne wizje, jakich Twój umysł nigdy nie zaznał. Jeśli nie podzielisz się ze mną cygarami. - Miał nadzieję, że sugestia podziała. Umysł na haju powinien być w pewnej mierze na to podatny. Chyba, że ten szczur nie pierwszy raz brał halucynki i wiedział o takich sztuczkach lub co gorsza był na nie uodporniony.

Faust272 - 2013-07-08, 12:26

Pod nos Salomona poturlało się świeżo odpalone cygaro. Salomon wziął go do ust. Ambrozja. Pierwszy oddech i przyjemne ciepło i rozszerzenie się naczyń. Pobudzenie, Rozjaśnienie umysłu. Poezja.

Po zaspokojeniu pierwszego głodu wyjął cygaro z ust i wypluł piasek, który wsadził do gęby wraz z cygarem. Otrzepał cygaro i znowu umieścił w ustach. Umysł się rozjaśnił.

Skoro te istoty mówią o handlu, to może warto coś przehandlować na na przykład wyprowadzenie na powierzchnie, albo pomoc medyczną?

Rollin Dices - 2013-07-08, 13:27

Dzieeeki staaary - orzekl Salomon. Szczury okazaly sie jednak w miare przyjazne. No przynajmniej ten jeden, do tego wciaz zyl, a to tez o czyms swiadczylo.

- Mozemy handlowac - rzucil po paru zaciagnieciach.
- Wziales moje cygara i grzybki. Moglbys mi w zamian pomoc z zaleczeniem reki. Te cygara to przedni towar, lepszych nie znajdziesz. - zrobil pauze - Jak mi pomozesz chetnie pochandluje z toba dalej. - powiedzial pozytywnie nastawiony wedrowiec.

- To jak, uklad pasuje?

//Czasowy brak mozliwosci pisania polskimi znakami

Faust272 - 2013-07-08, 22:05

Najwyraźniej szczury nie rozumiały mowy ludzkiej, lecz widać ucieszyły się na możliwość handlu. Trochę to trwało, ale w końcu na migi udało się pokazać żądania Salomona. Na początku chcieli to zrobić bez znieczulenia, ale widok i krzyk Salomona wystraszył wszystkich. Szczury szybko skumały, że po prostu czuł ból.

***

Salomon obudził się. Znajdował się w kompletnych ciemnościach a on sam odczuwał ogromnego kaca. Suchość w ustach, szum w głowie, wirujący widnokrąg. Nie powinien przehandlowywać tego bosaka na spirytus. No, ale innego środka przeciwbólowego nie mieli...

Apropo bólu.

Nie czuł go. To znaczy, czuł, ale nie w ręce. Była... Naprawiona. Była upaćkana w jakiś grzybach, odchodach (o kurde) i usztywniona w pordzewiałych szynach. Normalnie każdy felczer natychmiastowo zwymiotowałby i potępił to dziwną masę w miejscu dawnego złamania. Ale na szczęście nie było tutaj żadnego felczera. Tylko ciemność i wszechobecne piski.

Faust272 - 2013-07-09, 21:52

Kontynuacja pod linkiem

http://www.endofdays.eu/index.php?topic=42.0


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group