End of Days

Misje - Za liniami wroga - Albrecht

Vanilla - 2013-05-22, 21:21
Temat postu: Za liniami wroga - Albrecht
Wyposażony w wszelkie dobrodziejstwa Albrecht wyruszył wraz z 15 doborowymi towarzyszami i 5 żołdakami siać spustoszenie.

W końcu doszli i rozbili obóz na północnym zachodzie od Portu, w odległości trzech godzin od miasta. Newralgiczne położenie, wypracowanie schludną obserwacją zapewniało relatywny spokój od patroli straży.

Bez większego ryzyka bliżej dojść się nie dało. Zapasów powinno wystarczy jeszcze na dzień.

Lowcakur - 2013-05-22, 23:45

<Albrecht zgromadził cały swój oddział. Kazał wszystkim podejść, tak aby dokładnie wszystko widzieli. A potem pokazał im plan, który sam przed chwilą narysował. Były tam różne figury taktyczne, napisy i symbole niezrozumiałe dla laików, ale Albrecht chciał, aby widzieli co robią. Pokazawszy im plan, wydał rozkazy zrozumiałe na pewno dla wszystkich>

- Bogusławie, bierzesz 11 kuszników z twojego oddziału i kryjesz się w gęstwinie po drugiej stronie szlaku karawan. Gdy tylko karawana znajdzie się na wprost nasi was, wstajesz wraz ze swymi ludźmi, oddajesz salwę z kusz i szarżujesz na wroga. W tym czasie ja wraz z bolgorczykami zaatakujemy ich od frontu, a reszta oddziału zakleszcza karawanę od tyłu. Zwierząt pociągowych nie zabijać, a jak któryś z Portowców będzie chciał się poddać to i tak go zabić. Chyba że znaczniejszy z wyglądu będzie, wtedy zostawić i do mnie przyprowadzić.

A więc, chować się w trawy, nakryć pancerze płaszczami lub po prostu wybrudzić i leżeć w trawie. Pamiętajcie, atakujemy tylko małe karawany, do kilkunastu zbrojnych. Większymi zajmiemy się gdy tylko jako tako się najemy. To jak panowie? Za Bolgorie! A teraz animru mru i w trawy!


<Albrecht wydał rozkazy i sam schował się w trawie poza szlakiem, obserwując go ze swojej lunety>

// A oto plan taktyczny Albrechta. http://img59.imageshack.us/img59/8176/imgvza.jpg

Vanilla - 2013-05-24, 20:06

Bogusław zrozumiał rozkazy. Chwilę zajęło im wyszukanie stosownym gęstwin w pobliżu czegoś co mogło być traktem. Ustawili się i.. czekali.

Dopiero po dniu czuwania, oraz kilkunastu krótkich drzemkach Albrecht spostrzegł karawanę. Dwa konie, wóz, dwóch mężczyzn, dziecko. Na wozie worki - pewnie zboże. Trzech..

Gdy byli już dostatecznie szybko, Bogusław wykonał rozkaz. Salwa z sześciu łuków, nieco niecelna, czego przyczyną było zapewne zmęczenie wojowników, zabiła lub raniła wszystkich członków transportu. Dziecko zostało trafione w głowę, co zapewniło mu szybką śmierć. Spadło z wozu i rąbnęło głową w podwozie. Konie spłoszyły się, ruszając przed siebie..

Lowcakur - 2013-05-24, 22:24

- Oddział, łapać konie! <wydał rozkaz Albrecht, po czym ruszył wraz z resztą łapać konie. Chwalił sobie, iż karawana jest otoczona, konie powinno udać się pochwycić. Bez względu na to czy rezultat łapania koni był pozytywny lub negatywny, rycerz wezwał Bogusława i rzekł>

- Proszę zobaczyć co znajduję się w tych workach. Jeśli to zborze lub mąka, to jesteśmy uratowani. Każdy głupi potrafi zrobić podpłomyki, nie? Z ludźmi sam pogadam.

<po czym Albrecht podszedł do wozu i zbadał stan ewentualnych ocalałych. Jeśli jakiś żył, nasz szlachcic przemówił do niego w ten sposób. >

- Witam pana/panów, jestem Hakon Sinozęby, kapitan z Straży Portu. Dokonujemy egzekucji dóbr, oraz osób je posiadających na polecenie Lorda Protektora Cartera. Zanim puszczę was wolno, czy mają państwo jakieś uwagi odnośnie naszych usług? <z wyuczonym, szelmowskim uśmiechem spytał się ocalałego/ocalałych>

Vanilla - 2013-05-24, 22:44

Konie udało się zatrzymać gdy z traw wyskoczył oddział zbrojnych, co musiało na ocalałych zrobić niezłe wrażenie. Ocaleli - dwaj mężczyźni prowadzący wóz, z czego jeden miał strzałę głęboko w lewym ramieniu, zaś ten bliżej serii strzał - dwie w boku i bardziej leżał niż siedział, wyglądając zupełnie blado.

Bogusław na rozkaz ruszył w kierunku worków.

Jeszcze zanim Albrecht zdążył cokolwiek wyrzec, ostatnimi słowami najbardziej ranny rzucił cicho i pretensjonalnie:
-Zabiłeś mi syna, skurwielu.. - po czym wziął głęboki oddech i splunął strumieniem krwi wprost na konie.

Drugi woźnica wysłuchał kwestii Albrechta, po czym gorzko stwierdził:
- Bierz co chcesz, człowiecze.

Wiedzieli że byli na straconej pozycji. Karawanę otoczyła banda uzbrojonych mężczyzn, których "egzekucja" wyglądała jak zwyczajny atak zbójecki.

-Zboże, panie - rzucił Bogusław, rozpruwszy jeden z worków.

Niektórzy z żołnierzy Albrechta patrzyli się na trupa najwyżej dwunastoletniego chłopca, leżącego w piachu nasiąkającym krwią z strzałą w głowie.

Lowcakur - 2013-05-24, 23:23

- Puszczę was, ale jest jeden warunek. Ani mru mru nikomu ci się tutaj stało, jasne? Carter nie byłby zadowolony gdyby ktoś rozpczął peplać o jego prywatnych sprawach. Syna sobie weźcie, jeśli chcecie go pochować. Ja zabieram wozy. Pozdrówcie rodziny od Hakona!

<po czym rzekł do swoich żołnierzy>

- Hej towarysze, zaprzęgać wozy i za mną, do magazynów!

<po czym gdy tylko wozy zostały zaprzęgnięte, Albrecht ruszył w kierunku zachodnim. Po 10 minutach marszu, gdy tylko ograbieni ludzie znikli z pola widzenia, Albrecht ruszył w stronę obozowiska. W nim postanowił zostawić wóz oraz zboże. Postanowił, iż nie ma sensu tego ciągnąć do Bolgori, za mało tego. Ale za to dla jego oddziału to wyżywienie na tygodnie. Może i podpłomyki czy różne inne placki, ale lepsze to niż głodować. Wystawił więc warty i udał się na spoczynek, radząc innym aby zrobili to samo. Po rannym wstaniu wezwał do siebie bogusława, aby przedyskutować dość ważną taktykę>

Vanilla - 2013-05-24, 23:34

Mężczyźni nie mieli wiele wyboru. W końcu ten najbardziej ranny zemdlał. Ten, który przeżył zobowiązał się do zachowania ciszy - w końcu miał kilka godzin do Portu. Ruszył więc w drogę.

Albrecht odczekał aż mężczyzna odejdzie, podczas gdy jego towarzysze od kufla zaczęli rabować to, co zostało do zrabowania. W końcu, odrzuciwszy trupa na ziemię, ruszyli w stronę obozowiska, gdzie posilili się, ku uciesze swoich żołądków, które od dnia nie uświadczyły pożywienia.

Teemo zgłosił że ktoś się zakradał, lub był w nocy w pobliżu obozowiska, jednak dystans, ciemność oraz fakt że osobnik sobie poszedł nie pozwalały na zaatakowanie go.

Rano, około godziny ósmej, gdy już wszyscy wypoczęli po długim nocnym leżeniu poprzedniego dnia, Bogusław zjawił się u Albrechta.

Lowcakur - 2013-05-25, 00:02

- Bogusławie, mamy zapewnioną spyżę dla nas na długi czas, więc jest teraz odpowiedni moment aby podjąć jakieś działanie sabotażowe. Mamy kogoś w oddziale, kto ptorafi świetnie się skradać i nie ma nóg z galarety gdy przyjdzie co do czego? Taki człowiek jest bardzo potrzebny, aby zrealizować nasz plan.
Vanilla - 2013-05-25, 16:43

Bogusław uśmiechnął się.
-Najlepszy w skradaniu się jest Teemo. Słucham, co jest do zrealizowania.

Lowcakur - 2013-05-27, 00:11

- A więc, jak pewnie wiecie Bogusławie, bez sensu byłoby przechwytywać bez końca linie zaopatrzeniowe, a te dwa wozy to kropla w morzu potrzeb Kopalni by była. Musimy zająć się sabotażem. Jednakże nie atakowaniem karawan, jak sami widzieliście te wojskowe transporty są dość dobrze chronione, a uderzeniem w serce zła - Port.

Ale wpierw trzeba zlokalizować główne budynki militarne i produkcyjne, może nawet zbrojownie. Będzie trzeba udać się do miasta. wolałbym udać się odrazu. Wziąłbym oprócz Teemo jeszcze dwóch łuczników, tak abyśmy wyglądali na myśliwych. Ja też zostawię moje oznaczenia, aby spokojnie móc ujść w tłumie.


<Albrecht zamyślił się na chwilkę i po krótkim czasie kontynuował>

- Wy w tym czasie musicie zmienić miejsce obozowania. Ktoś nas wczoraj widział, nie ulega wątpliwości. Widzieliście gdzieś w okolicy lepsze miejsce na obozowisko? Bardziej niedostępne? Jak nie, to w czasie gdy będe na rekonensansie puśćcie zwiadowców w poszukiwaniu takowego miejsca. Czekajcie na mnie dwa dni, jeśli do tego czasu nie dam znaku życia wróćcie do Kopalni przekażcie Cesarzowej ten list. <tutaj Albrecht wyciągnął kawałek zapieczętowanego pergaminu nad którym ślęczał w nocy. Tekst był krótki, ale konktretny i pełen uczucia. Pani ma, Cesarzowo, Nino. Gdy czytacie ten list najpewniej martwym jest, lub co najmniej w niewoli u wroga. Wyruszyłem wraz z doborowymi zwiadowcami aby odnaleźć miejsca produkcji i składowania siły ludzkiej lub oręża. Chcę abyś wiedziała, iż kocham was nad życię, nawet nad Bolgorię. Twój do końca - Kapitan Albrecht von Hackfleish. > - Mogę na Ciebie liczyć, Bogusławie?

Vanilla - 2013-05-27, 10:27

-Myślę, panie, że w swojej zbroi nie przejdziesz za myśliwego. Oczywiście możemy też założyć że ci strażnicy są głupi. Jest jedno miejsce na obozowisko, bliżej gór. Zdecydowanie bardziej niedostępne, wątpię żeby ktokolwiek się tam zapuszczał, nie możemy jednak wykluczyć że nie zapuszczą się tam potwory. Dwóch łuczników to nie problem. Kiedy wyruszamy? Jak odnajdziesz obozowisko po wyruszeniu?

-Oczywiście, panie, możesz na mnie liczyć. Tak jak mógł liczyć na mnie Baldwin.

Jeśli chcesz coś zostawić, napisz co

Lowcakur - 2013-05-27, 11:22

- Poinstruuj mnie i Teemo jak dotrzeć do przyszłego obozowiska. Z nim na pewno odnajdziemy drogę.

Nie jestem głupcem Bogusławie, wiem że w pancerzu nie ma szans przejść. Pomóż mi ściągnąć te blachy.
<rzekłwszy to, Albrecht zrzucił z siebie cały metalowy kram. Został tylko w ubraniu(bez tabardu, gdyż miał herb rodu). Tak więc w rajtuzach, łapciach, rękawicach i pikowanej kurcie , z kuszą na plecach, schmeiderem i mizerykordią za pasem ruszył wraz z Teemo i dwoma łucznikami w stronę miasta Port. Po drodze poinstruował ich, iż oni w trójkę są czystymi myśliwymi, a on, Albrecht jest myśliwym, ale potworów. Wracają z polowania które się nie duało ze względu na leśne kobiety.>

Vanilla - 2013-05-27, 15:48

W końcu doszli na obrzeża miasta. Pierwsze co zauważyli to namioty - nie wiedzieli ile ich jest, czy ile będzie - pierwszy raz pojawili się w tym mieście. Minęli co najmniej kilkanaście namiotów - zastanawiający był odstęp między nimi, czasem sięgający i do 10 metrów. W końcu i natknęli się na patrol czterech strażników - trzej mieli halabardy, czwarty zaś, wyposażony w przeszywanicę i kolczugę, dzierżył - póki co schowany miecz.

-Stać! - rzucił do Albrechta, Teemo i łuczników - Kto wy?

Po tej formule zaczęli podchodzić do przybyszy, starając się ich okrążyć i dobywając broni.

Lowcakur - 2013-05-27, 22:31

- Jesteśmy że myśliwymi. Ja Marius, to jest Karl Tropiciel<rzekł wskazując na Teemo> a to z kolei Hans i Wil.l <pokazywał kolejno na łucznikach> - Oni polują na lelenie i dziki, ja jestem ich obstawą i obstawiam ich przed potworami z gór. Leśne dziwki jeno nas wypłoszyły z lasów, tylko strzały furkotaly jak żeśmy nogi za pas bierali. Dwóch naszych zostawiliśmy, Małego Hansa oraz Geralta, drugiego z obstawy. Silny był, jeno strzała z czema grotami go ukatrupiła na śmierć, no. Straż powinna na dziwożony pociągnąć, tak to nawet dupy w las nie można ruszyć jak za dobrych czasów. Nawet chatke mieliśmy, a tak to chuj i mogiła. To jok, możemy wejść panie setniku? <rzekł Albrecht do pytającego. W duchu dziękował Angroghowi iż był dobrym dyplomatą i potrafił do czasu zachować kamienną twarz, oraz iż wszystkie kompromitujące go dokumenty czy oznaki zostawił w obozowisku>
Vanilla - 2013-05-27, 23:28

Kapitan przyglądał się im. Strażnicy okrążyli ich, choć jeszcze nie wycelowali halabard. Albrecht dostrzegł w jego oczach coś co rzadko można zauważyć u strażników - inteligencję.
- Ma pan coś, co może te stwierdzenia.. potwierdzić? - zapytał się szyderczo.

Lowcakur - 2013-05-27, 23:45

- No, spojszyjcie no na mój topur. Taki ksztald specjalnei jest, aby przez luski czy nerwy potworuw sie przerombywać. A dodatkowo, puzdro mom z paskudnikowym sadłem, co jad ma mocny że o ja pierdolę. Patrzajcie <i Albrecht wyciągnął z torby puzdro w niedźwiedzim sadłem. Dziękował iż jest tak stare(widziało wojne z orkami)i tak przeżarte brudem, rdzą, metalem i wszelkim syfem zebranym przez lata, że ani niedźwiedziem nie pachnie, ani jak sadło nie wygląda> - Jak macie wontpliwości, to mogem wam powiadać o potworach co żem zabił i co mnie prawie zabiły. <Albrecht ufał w pelni swoim umiejętnością dyplomatycznym. Musiało, musiało się jakoś udać. >
Vanilla - 2013-05-28, 23:46

dyplomacja i turlamy...

Dowódca wydawał się nieprzekonany. Przyglądał się pilnie Albrechtowi, jakby coś tam dostrzegł.
-Opowieści zostawimy sobie na karczmę. Rozumiem że w takim razie pozostajecie panowie aktualnie bez zajęcia?

Lowcakur - 2013-05-28, 23:54

- Bes zajencia to nie, pszyjechalismy tyle co piwa siem napić, strzałów nareperować i nakupywać i polować dalej. No i mieliśmy jakieś futra do karczmarza dostarczyć, ale nie mamy. Tyle nam z tszech fóter brakuje do paczki pełnej, co bym mogli mu sprzedać. A nie ma, bi chendożone latawice z lasu strzelajom! A co to że sie wy tak pytujecie, wojna wybuchła? Jak zawsze tu sie szło to nie było pancernych, a teraz to i wy stoicie, setniku i kompan wasz.

<rzekł Albrecht, drapiąc się za głową. Dziękował po raz kolejny, tym razem nie sobie a naturze. nie strzygąc i nie goląc się od tak dawna musiał wyglądać jak prawdziwy myśliwy z głębi lasów. Dodatkowo, musiał śmierdzieć, gdyż rajtuzy i reszta urbań nie zmeiniana była od czasów... pierwszej wizyty u Regenta, praktycznie przed laty. >

Vanilla - 2013-05-28, 23:55

-Świetnie! - rzucił strażnik - Mieliście dostarczyć karczmarzowi futra, więc karczmarz może potwierdzić tą historię! Pozwolicie panowie - ruszył w kierunku centrum powolnym, wyczekującym krokiem, wciąż wpatrując się w przybyszy.. - co do wojny, to wybuchła. Niejaki Albrecht i Baldwin napadli oddział poszukujący zbiega, wyrżnęli co do nogi, w dodatku kupców. Nie rozumiem, jak można z takim barbarzyństwem..
Lowcakur - 2013-05-29, 00:06

- E, to bandyci som wielkie. A skond ci Albert i Balwin są? Z Mirtu czy Kopalni? Bo jak z Mirtu to mosze muj kompan ich zna, on w Mircie mieszka i zna kaszdego. By mugl pomuc w poszukiwaniah jakby co.

A karczmarza to ze przed błyskiem było, ale umowy ja swoje splacam. Mam nadzieje że pamietac bydzie. Bo jak nie, to mu gnaty poprzetroncam. Dalej karczmuje nad rzekom Tom od wody źródlanej? To u niego te umowy mamy, tja. Pszyjaciel dobry, a i zawsze cos pod renkom miał.


<rzekł Albrecht. Dziękował Angroghowi za wcześniejszą wizytę w Porcie i nawiązanie "kontaktów" z dilerami, teraz mogły go uwiarygodnić. Mogły... >

Vanilla - 2013-05-29, 20:40

Strażnik zignorował "docinek" Albrechta.
-Z Mirtu? Kręcisz pan. Kręcisz coś pan z tym karczmarzem. Pójdziemy, sprawdzimy.

Albrecht wraz z drużyną ruszył do karczmy. W końcu weszli, dostojnie i spokojnie. Albrecht podszedł do lady, kładąc na nią obie ręce. Karczmarz podszedł doń, popatrzył się mu w oczy i ze stoickim spokojem rzucił:
-Czym mogę służyć?

Rycerz nie był jeszcze pewien czy ten go poznał... Z całą pewnością jednak monety, nawet w czasie wojny, nie utraciły przekonywawczego blichtru, a sprawa była gruba - strażnicy pod bronią...

Lowcakur - 2013-05-29, 22:24

<Albrecht musiał zrobić to wszystko naturalnie. Tak, jak uczyli go w Akademii Akiliańskiej podczas długich lat studiów. Krok sprężysty, ręce opuszczone, palce luźno opadające wzdłuż ciała, mowa spokojna, lecz nie sztuczna. Emocje występują ale nie strach. Albrecht podszedł do lady i przywitał się z karczmarzem>

- Cześć druchu stary, nie poznajusz ty starego Mariusa? Pewnie o futrach myślisz, com ci je miał przynieść, ale na śmierć nas te driady pokąsały i przyniese później. Ale kasy troche narobiłem za ukatrupienie Paskudnika(najgforszy potfur z jakiem sie bilem, muwie ci)to i za te sprzenty rozwalone co wtedy rozzpieprzylismy zaplace.


<i normalnym gestem Albrecht wyciągnął z sakwy trzy sztabki żelaza i położył je na blacie>

- Tyle chyba to kosztowało, co nie kamracie? Daj no coś mocniejszego pić mnie i panom strażnikom niedowiarkom, co mnie tu przyprowadzili. Spocnzijcie no panowie i pogadajmy jak ludie, ni jak zwierzenta

<po czym nonszalancko rozsiadł się przed ladą i gestem przywołał towarzyszy i strażników, zapraszając ich aby usiedli>

Vanilla - 2013-05-29, 22:27

turlamy na focha... OK

Karczmarz widział jak Albrecht wykładał na stół monety. Nie znali się, a strażnicy implikowali większą rozróbę. Popatrzył się z niedowierzaniem Albrechtowi prosto w oczy gdy ten położył już trzy drobniaki na stole...

Lowcakur - 2013-05-29, 22:39

// lol, drobniaki? 3 sztaby żelaza to drobniaki? A jak dawałem 6 to był szantaż ekonomiczny!

- No dobra dobra, nie patrzcie się tak na mnie. Myślałem że się potargujemy. Masz całą kwotę <tutaj Albrecht dołożył jeszcze 2 sztabki żelaza. Po czym jeszcze dodał>

- A więc dawaj dzban wina i wypijmy zdrowie Toma, od najlepszej wody źródlanej! Za naszą dawną znajomość!


<rzekłwszy to Albrecht spojrzał się intensywnym wzrokiem na karczmarza, źrenicami ukazując to raz jego, to raz strażników>

Vanilla - 2013-05-29, 22:49

-A tak, przypominam sobie - rzucił karczmarz, inkasując kwotę, po czym postawił potężny dzban wina i trzy kufle - to, na koszt firmy - stwierdził, po czym zwrócił się do strażników.

-Tylko się tak przekomarzamy. To nasi chłopcy, ale dobrze że zachowujecie czujność - dokończył energicznie - po służbie zapraszam na drobnego.

Strażnik uśmiechnął się po dobrze wykonanej pracy, po czym zwinął swoich halabardierów i wyszedł. Życie w karczmie wróciło do standardowego gwaru.

Było już późne popołudnie.

Lowcakur - 2013-05-29, 23:03

<Albrecht niezauważalnie odetchnął z ulgą. Poczekał trochę aż strażnicy zdążą się nieco oddalić od karczmy i powiedział do karczmarza>

- Znowu się widzimy, przyjacielu. Zapomnijcie o tym, jak naprawdę się nazywam i miejcie mnie dalej za Mariusa. Chcę zakończyć to, co dzieję się dookoła. Sam widzisz, wojna nie służy interesom.

Lecz, czy wy chcecie końca tej wojny, przyjacielu? Czy może wolicie rozlew krwi, płonące domy i mordowane kobiety, krwawiące rozszarpywane przez pustynne bestie zwłoki noworodków?


<Albrecht nalał wina, lejąc je powolną strugą do kufla. Potem upił je i niby przypadkowo zostawił krwawy ślad dookoła ust. Potem mlasnął głośno i kontynuował>

- Jeśli nie chcecie, musicie służyć mi informacjami, tak jak służyliście mi nimi kiedyś. To, co teraz dostaliście to nic w porównaniu, co na was czeka za pomoc. Myśleliście kiedyś o posiadaniu wylączności na prowadzenie karczm w mieście Port i okolicach? Monopol na karczmy i składowanie trunków. Pomyślcie o tym, mości karczmarzu...

<kuszącą łapówką zaproponował Albrecht, schylając się nad ladą szepcząc>

Vanilla - 2013-05-29, 23:37

Kopalniany szpieg. Tyle już karczmarz wiedział. Z jednej strony właśnie oszukał strażników, choć mógł się wykpić - nie mógł przewidzieć że 'przyjaciel' złoży mu taką propozycję.

-Jakie mam gwarancje? - cicho odrzekł karczmarz.

Lowcakur - 2013-05-29, 23:45

- Moje osobiste słowo, a sam dobrze wiesz kim jestem. Nie mogę ci dać pisma, sam rozumiesz że jakby ktoś się do tego dorwał to byłoby krucho. Musi ci to wystarczyć, lecz wiedz że Albre... to znaczy, Marius zawsze dotrzymuje swojego słowa. Niech mnie Angrogh błyskawicą spali, jeśli ośmielę się złamać dane ci przyrzeczenie.

<rzekł rycerz uroczyście, po czym kontynuowal>

- Jeśli potrzebujecie trochę czasu na decyzje, mówcie. Lecz nie dam wam go wiele, sam mam go zbyt mało. <Albrecht poczekał 10 minut powoli sącząc piwo(o ile karczmarz wcześniej nic nie powiedział) i po tym czasie zapytał go>

- To jak, zgadzacie się na takie warunki i rozpoczynamy współpracę?

Vanilla - 2013-05-30, 22:54

Albre..
Zupełnie zmieniło to postać rzeczy. Albrecht przypomniał sobie, że do tej pory karczmarzowi nie podał swojego miana.

Ten nagle spiął się, jakby połknął solidnego dębowego drąga.
-Więc to ty - wycedził przez zęby - Powiedz mi tylko, dlaczego zabiłeś mi kuzyna w Bolgorii..

Karczmarz wyglądał teraz zupełnie nieprzyjaźnie. Spięty i wyraźnie wkurzony oczekiwał odpowiedzi Albrechta.

Lowcakur - 2013-05-30, 23:09

- Zależy czy Twój kuzyn był kupcem czy żołnierzem. Jeśli kupcem, nie mam z tym nic wspólnego, gdyż mordów na cywilach nie popierałem i była to wina czerni, która została ukarana. Jeśli żołnierzem, to zginął w równej walce. Pamiętaj jednakże, iż jeśli nie zakończymy tego szaleństwa to zginie więcej kuzynów, o wiele więcej...

<rzekł Albrecht całkowicie spokojnie do karczmarza. Zdziwił się jego reakcją, wojna to wojna. Ale, jest cywilem, rycerz nigdy nie potrafił ich zrozumieć. >

Vanilla - 2013-05-31, 21:51

Karczmarz westchnął głęboko.

-To co mam robić?

Lowcakur - 2013-05-31, 22:01

<Albrecht uśmiechnął się w myślach, lecz na twarzy pozostał równie poważny co przedtem. Przychylił się jeszcze bardziej do karczmarza i rzekł>

- Powiem panu wprost. Potrzebuję informacji o magazynach wojskowych Portu, gdzie się znajdują, jak są chronione i jak najłatwiej tam się dostać.

Dodatkowo, podobno jest szlak karawan, który kursuje z jakiegoś obozu czy miasteczka. Są to zawsze dobrze chronione przez żołnierzy karawany. Chcę wiedzieć, co to jest za miejsce gdzie one kursują i co się w nim takiego znajduję.

Na razie to wszystko, liczę na pańską współpracę.


<rzekl rycerz składając ręce i czekając na karczmarza>

Vanilla - 2013-05-31, 22:24

Karczmarz miał zupełnie zrujnowaną minę. Obsłużył dwóch następnych klientów z równie morowym nastroju, po czym zwrócił się do Albrechta.

Z tego co zrozumiał żołnierz to co tydzień na zachód do kolonii górniczej pod nazwą West szła karawana - kilka wozów, robotnicy, żołnierze na rotację - od 15 do 25. Z farm w delcie zboże albo zbierane było zorganizowanymi karawanami wojskowymi albo drobną samowolką - taką, jaką wcześniej Albrecht obrabował. Informacją na temat ścieżek karczmarz nie dysponował - lub - nie chciał jej podać.

Z magazynami ciężko - karczmarz podał mu parę prawdopodobnych lokacji, jednak stwierdził że ze względu na to że ludzi jest więcej niż broni to właściwie nie ma czego magazynować.

Do wszystkich najłatwiej dostać się było pieszo.

Lowcakur - 2013-05-31, 22:54

- Dobrze, a teraz, panie karczmarzu, potrzebuje dużej ilości oliwy. Nie pytajcie się dlaczego, po prostu potrzebuję. Nie w beczce, tylko w kilkunastu, maksymalnie 20 półlitrowych naczyniach. Nie musi być najlepszej jakości, może być zwykła oliwa. Potraficie to mi załatwić? Gdybym sam miał to kupić zwróciłoby to podejrzenia kupca, ale pan powie że to do oświetlenia karczmy i wystarczy. Postarajcie się załatwić to na jutro w południe.

A tymczasem
<dodał po chwili Albrecht> Dajcie nam jakiś nocleg.

<jeżeli Albrecht dostał nocleg, poszedł tam ze wszystkimi swoimi towarzyszami. Spali wszyscy na warty. Rankiem wydał jednakże rozkazy swoim ludziom. Jeden z łuczników miał opuścić Port i udać się do reszty oddziału, po czym stawić się z nimi pomiędzy Portem a Westem, na miejscu wskazanym na mapie przez Albrechta, którą tą mapę dał Albrecht łucznikowi(oczywiście punkt pokazując mniej więcej palcem, absolutnie nie zaznaczając). Z resztą Albrecht udał się na przechadzkę po Porcie, zahaczając niby przypadkiem o punkty wskazane przez karczmarza. Szukał tam wojskowych straży czy innych podobnych rzeczy.>

Vanilla - 2013-06-01, 00:37

-Nie wiem czy uda mi się tyle ściągnąć, to będzie sporo kosztować, przynajmniej 3 szyny - odrzekł zmartwiony. Albrecht po prostu nie mógł poprosić go o więcej. Człowiek zastanawiał się czy ktokolwiek w jego prostym życiu w ciągu jednego dnia prosił o więcej.

Niezależnie od reakcji Albrechta, otrzymali nocleg - za co karczmarz kazał sobie zapłacić standardową stawkę trzech sztuk żelaza od osoby - a nad ranem mogli wyruszyć.

Pierwszą z odwiedzonych lokacji była lepianka w dzielnicy Thoina, po drugiej stronie rzeki - za prom zapłacili odpowiednią dzienną stawkę - i patrzyli się. Przed lepianką stało dwóch żołdaków o tępym spojrzeniu. Minęło przynajmniej pół godziny, po których grupka nieuzbrojonych strażników, pewnikiem rekrutów podeszła pod budynek i otrzymała swoje uzbrojenie. Pewnie jakiś drobny składzik, a Port nabiera wojska w usta - stwierdził złośliwie Albrecht.

Drugą, strategiczną z punktu widzenia oficera lokacją była kwatera Straży. Miała niebanalny potencjał do siania zamętu, gdyby została zniszczona..

Trzecią okazał się dość dobrze chroniony magazyn strażników, znajdujący się w pobliżu samego portu i ujścia rzeki. Oddziałowi nie udało się ustalić co jest tam składowane. Raczej nie była to broń. Podczas krótkiego ich pobytu i takiego poruszania się by nie wzbudzić większych podejrzeń po prostu nie zauważył nic co jednoznacznie klasyfikowałoby ten magazyn.

Gdy tak czynili obchód miasta, mieli wrażenie że ktoś ich obserwuje. Jedna, czy dwie postaci w przeciętnych, nie wyróżniających się strojach. Pewnie mężczyźni. Albrecht byłby w stanie ich rozpoznać..

Ogólne nastroje w Porcie były zdecydowanie antybolgoryjskie. Zwłaszcza niesławni Baldwin i Albrecht cieszyli się nieustającą złą sławą. Gdyby tylko plebs wiedział że ten bohater właśnie chodzi pośród nich..

Lowcakur - 2013-06-01, 01:38

<Albrecht domyślał się iż ktoś go cały czas śledził. Lecz kto to był? Nie miał pojęcia. Mógł podejrzewać, iż strażnicy nie zrezygnowali ze śledzenia biednego rycerza i puścili za nim ludzi w pogoń w przebraniu cywilnym. Nie dziwiły go także nastroje antybolgorskie, wybita banda niewinnych kupców... Też mi propaganda, przeklętych trucicieli noworodków.

Nie było sensu w sabotowaniu małej lepianki, spowodowałoby to możliwą dekonspirację i na dodatek zysk był mały i niepewny. Kwatera straży, wszystkie dokumenty, mapy, bronie i część kadry dowódczej w jednym miejscu... Kuszący cel. Jednakże, dokonanie sabotażu w tym miejscu wymagaloby ogromnych umiejętności bojowych, oraz co najmniej pełnego ekwipunku na sobie. A lekka pikowanica mogła zapewnić ochronę co najwyżej przed kiepskiej klasy bronią, a rajtuzy to w ogóle kompletna katastrofa. Tutaj trzeba byłoby się głębiej zastanowić nad atakiem. Na szczęście nie był sam i miał jeszcze trzech ludzi(w tym jednego mistrza infiltracji), oraz informacyjne wsparcie karczmarza. Jednakże, zanim dokonał czegokolwiek, trzeba było uzyskać oliwę. Albrecht polubił ten specyfik, nie raz i nie dwa miał okazje go wykorzystać podczas wyprawy, a teraz może nawet i za jej pomocą gotów był sporo namieszać.

Trzeci magazyn interesował go, lecz jednocześnie Albrecht bał się zrobić cokolwiek więcej w tym kierunku. Zbyt mocno chroniony aby przeprowadzić akcję w samoczterech. Musiał się nad nim grubo zastanowić...

Tak rozmyślając, rozmawiając z towarzyszami i przechadzając się ulicami miasta Albrecht dotarł spowrotem do karczmy. Tam podszedł do poczciwego karczmarza i zagadał. >

- No, przyjacielu, wróciłżem z przechadzki. Chodź do lady, pogadamy. <i będąc już sam z towarzyszami naprzeciwko niego rzekł>

- Ile oliwy udało wam się załatwić? Ile was ona kosztowała? Oraz co możecie mi powiedzieć na temat magazynu tuż przy porcie? Dobrze chroniony i sporych rozmiarów. Podejrzewacie, co może się tam znajdować?

Vanilla - 2013-06-03, 01:13

-Potrzebuję przynajmniej trzech dni, może tydzień, żeby ściągnąć taką ilość oliwy. To nie jest proste, a mój dostawca nie jest hurtownią. Przez twoje genialne pomysły jestem odcięty od zasobów z Kopalni - wyrzucił Albrechtowi gorzko karczmarz - będzie mnie to kosztowało przynajmniej 3 szyny żelaza. Nie dość że chcesz żebym zdradzał Port, to jeszcze chcesz mnie zrujnować finansowo - wyszeptał mu, równie złym tonem.

-Nie mam pojęcia co znajduje się w tym magazynie. Podejrzewam wozy, może balisty, może ma to coś wspólnego z obecnymi tutaj oddziałami Sukh-Irbid... To na pewno jest cenne i ważne wojskowo dla Straży.

Lowcakur - 2013-06-03, 10:41

- To ściągnij o połowę mniej, 10 dzbanów po pół litra oliwy. Także powinno wystarczyć. Albo lepiej, do jutra wydaj mi tyle oliwy ile ci się uda załatwić, nie ma czasu do stracenia.

Ale, opowiedz mi o tych oddziałach Sukh-Irbid. Coś kojarzę tę nazwę, obiła mi się kiedyś o uszy zapewne. Czy to nie jest może jakieś państwo albo gildia kupiecka?


<Albrechta zmartwiła ta informacja. Sojusznicy z zewnątrz, oddziały wojskowe, tajemne technologie, własna kopalnia... Ciężko z tym Portem będzie, oj ciężko. Dodatkowo, jest w cholernych rajtuzach bez żadnego opancerzenia. Dla misji szpiegowskiej efekt o niebo lepszy, jednakże źle się czuł bez znajomego ciężaru hełmu na barkach czy chobotu kolczugi ocierającej się o piach i kamyki. >

Vanilla - 2013-06-06, 12:11

-Dobra - mruknął karczmarz.

Sukh-Irbid to republika kupiecka - zaczął - przybyli tutaj jakiś czas temu i nawiązali pakty handlowe z Portem, nawet zainwestowali w budowę nowej kopalni. Republika też ma spore wojsko i krążą słuchy że zostaną zaangażowani w wojnę przeciwko Kopalni. Jeśli tak to macie niewielkie szanse na zwycięstwo.. Jeśli tak dalej pójdzie, to wszyscy będziemy właśnie ich poddanymi.

Lowcakur - 2013-06-06, 12:17

<Albrecht zanotował sobie słowa karczmarza, kolejne ugrupowanie wpisane na listę jego wrogów. Coraz bardziej nieciekawie wyglądała perspektywa wojny z Portem. Najlepszym wyjściem byłoby zjednoczenie, ale nie wchodzi to w rachubę. Nie teraz, gdy ostatnie wydarzenia żyją w świadomości lokalnej>

- Dzięki za informację. Powiedz mi <tutaj Albrecht nachylił się jeszcze bardziej nad ladą >znasz ludzi niezadowolonych z obecnego układu sił rządzących w Porcie? Młodych(to niekoniecznie) i gniewnych?

Vanilla - 2013-06-06, 18:30

-Wiele ludzi jest niezadowolonych, co nie znaczy że zaraz zamierzają chwytać za broń. System im nie pasuje, ale jest, i to dużo lepszy niż anarcha i bezkarne rżnięcie, gwałty i rozbój, wiem coś o tym - rzucił zrezygnowany - Ugrupowań jako takich nie znajdziesz, bo gdybym o nich wiedział to Straż wiedziałaby wcześniej. Obrócenie kogokolwiek przeciwko nim wymagałoby sporej perswazji.
Lowcakur - 2013-06-06, 22:30

<Albrecht zastanowił się przez chwilkę. Zrezygnował z pomysłu szukania ludzi gotowych do burdy w ten dzień, postanowił kontynuować wcześniejszy plan. >

- Dobrze, dzięki za informacje, kontynuuj zbieranie oliwy. Wołaj mnie jak tylko będziesz miał dzbany. Ja w tym czasie zajmę się innymi sprawami.

<Albrecht podszedł do swoich ludzi i zagadał do nich na osobności>

- Przygotujcie się, jak tylko dostaniemy oliwę poprowadzimy grubą akcję. Będzie trzeba uderzyć w co najmniej dwóch miejscach jednocześnie. Oby dopisała pogoda i była taka dobra jak do tej pory. Liczę na wasze zdolności. A więc wypocząć i oczekiwać trudów.


<rzeklwszy to, Albrecht udał się na spoczynek. Miał nadzieję iż co najmniej jutro będzie posiadał choćby i 6 dzbanów z oliwą, to powinno wystarczyć.>

Vanilla - 2013-06-06, 22:47

Zanim Albrecht zdążył udać się na spoczynek, zaczepili go - oraz jego towarzyszy - dwaj stosunkowo nieźle jak na Portowe warunki ubrani - i ogoleni - mężczyźni.

-Czy już słyszał pan jaką nadzieję dał nam Angrogh? - zapytał się jeden z nich uśmiechając się do rycerza.

Lowcakur - 2013-06-06, 23:13

<Albrecht uśmiechnął się w myślach i rozpromienił się na twarzy "Wierni Angrohga, pewnie sekciarze!". >

- A jużcim, że słyszał. Też jesteście mymi braćmi w wierze w Dobrego Boga? Chwała mu, temu kto wkrótce pokona raz na zawsze zło na ziemi! <Albrecht uniósł nieco głos, po czym kontynuował normalnym tonem>

- Jak przyjmują wasze słowa wierni zamieszkujący Port, bracia?

Vanilla - 2013-06-06, 23:14

Mężczyźni uśmiechnęli się, po prostu od ucha do ucha.

-Nie znaliśmy cię, bracie. Z którego zgromadzenia przybywasz?

Lowcakur - 2013-06-06, 23:21

- Jestem ze zgromadzenia "Wiernych dnia Angrogha" i uważamy że Angrogh zejdzie kiedyś na ziemię i mieczem i ogniem spali heretyków, zabije mutantów i oczyści nieczystych! A wy, bracia, z jakiej organizacji jesteście?

<zapytał ciekawski Albrecht>

Vanilla - 2013-06-06, 23:27

-Nigdy nie słyszeliśmy o takowych. Jesteśmy Ludem Angrogha, jedynymi prawdziwymi wyznawcami naszego wspaniałego boga. Rozgłaszamy wspaniałe wieści mieszkańcom by podnosić ich na duchu i pomóc im ocalić życie w dniu jego gniewu. Wy też rozgłaszacie?
Lowcakur - 2013-06-06, 23:37

<Albrecht uśmiechnął się do nich i rzekł>

- Bracie mój, my rozgłaszamy to czynami. Pokazujemy ludziom, że Angrogh patrzy i karze heretyków, niewiernych jego poczynaniom, a wiernych nagradza wszelakimi darami. Porozmawiajmy lepiej o tym jednak na osobności, nie wypada aby inni ludzie słuchali rozmów braci w wierze, nieprawdaż? Zapraszam do mojego pokoju w tej oto cudownej karczmie, będącej pod opieką Naszego Pana. <po czym, Albrecht lekko pociągnął "braci" do swojego pokoju w karczmie. Nie przyjmował ewentualnych sprzeciwów. Tam, na miejscu, rzekł do nich>

- Bracia, moje bractwo doznało objawienia. Dostaliśmy misję aby nawrócić Port. Jednak, jak sami widzicie, nie jest to łatwe zadanie. Powiem wam o objawieniu, ale obiecajcie że nikomu innemu go nie opowiecie, jeśli nie wyrażę na to zgody, dobrze?

Vanilla - 2013-06-08, 19:47

-Tak tak - potakiwali, słysząc o rozgłaszaniu, jednak gdy Albrecht przeszedł do sedna..

Kultyści popatrzyli się na siebie zniesmaczeni.

-Niemożliwe, przecież objawienia ustały po Błysku..
-Tak, Angrogh już nie rozmawia bezpośrednio z ludźmi
-Nowe zrozumienia od niego płyną Kanałem..

W końcu - prawie ze sobą się kłócąc - wyrazili zgodę na wysłuchanie objawienia Albrechta, mając nadzieję że nie ma to nic wspólnego z Herezją..

Lowcakur - 2013-06-08, 22:48

- Nie nie, ależ skąd! <obruszył się Albrecht> - Nie działo się to po Błysku! Bierzecie mnie za siewce fałszywej wiary? Ludowego demagoga bazującego na fałszywym kulcie? To wszystko miało miejsce tuż przed upadkiem Akili. Angrogh wysłal moje bractwo z misją na ziemie Portu, aby przekonać ludność trzech miast to zawierzenia w jedyną słuszną prawdę.

<tutaj nieco się uspokoił i kanonicznym tonem wspomaganym wzniosłym głosem rzekł>

- Przemówił on do mojego przywódcy, Wysokiego Kapłana Melhizedeka. Przewidział on Błysk, koniec Cesarstwa, upadek wiary w niego i utratę nadziei. O wszystkim wiedział. Rozkazał nam czekać i obserwować sytuacje w Porcie, Kopalni i Mircie. A gdyby doszło do braku zrozumienia ludzi dla Najwspanialszego, rozkazał nam poprzedzić jego przyjście odsianiem ziaren od plew, ostów od zboża, złotej monety od mosiężnej. Jako iż dobrych ludzi jest niewielu a zagubionych wielu, nie będzie trudnym wykonanie misji objawionej nam przez Dzierżącego Światło.

Dostaliśmy nakaz aby światłem oczyścić te miasto. Jednak nie światłem naszych serc, czynów lub słońca, lecz światłem czystego ognia. Musimy ukazać ludziom ich głupotę w obecnym postępowaniu, dążącym jedynie do napychania żołądka i porzucaniu Angrogha, oraz nie wspieraniu jego kapłanów stosownymi ofiarami. A mówił on, aby oddawać mu cześć! Czemu tego nie robią?! Jedynie ogień, Wieczny Ogień potrafi oczyścić tych skażonych chciwością, filisterstwem i herezją ludzi!


<po czym zamilkł nieco i kontynuował>

- Pomożecie mi w zrealizowaniu jego Boskiego Planu? Trzeba ostrzec wiernych aby uchronili swe majątki. A nocną porę mroku i strachu rozświetlić blaskiem Angrogha!

<kończąc swój wywód Albrecht przysiadł lekko, gotów do każdej akcji>

Vanilla - 2013-06-08, 23:08

Kultyści słuchali go z zapartym tchem. Ich oczy się świeciły jakby znaleźli przynajmniej sakwę monet szynowych. W końcu Albrecht skończył - w swoim mniemaniu - pompatycznie i przekonywująco.

-Musimy tak zrobić! - rzucił jeden z nich
-Nie wiem.. może trzeba przekazać to Ciału?

Wspomnienie o Ciele zastopowało bardziej ambitnego kultystę.
-No tak.. takie objawienie to nie jest mała rzecz.

-Zaprowadzimy cię do naszych przywódców, którzy ustalą co z tym zrobić - odrzekł jeden z nich - Czy zgodzisz się na to?

Lowcakur - 2013-06-08, 23:14

- Jak najbardziej, z chęcią poznam przywódców bratniego bractwa i przekaże im objawienie. Mam iść sam czy mogę zabrać moich trzech akolitów?

<rzekł Albrecht. Bez względu na to czy mógł czy nie mógł zabrać swoich ludzi, poszedł z kultystami>

Vanilla - 2013-06-08, 23:21

-Zobaczymy - odrzekł.

Po dłuższej chwili i przeprawie przez prom, znalazł się w jednej z lepianek zlokalizowanych w dawnej dzielnicy Dotrisa. Domek był długi, ale relatywnie wąski - w takim zmieścić mogło się przynajmniej kilka rodzin. Po drodze udało im się uniknąć zainteresowania Straży, która najwyraźniej była już uczulona na misjonarzy.

Stojąc przy drzwiach, jeden kultysta rzucił krótko "zaczekaj", po czym zanurzył się pod zasłoną. Po chwilowym czekaniu odrzekł, wychylając głowę
-Możesz wejść, ale bracia muszą pozostać.

Lowcakur - 2013-06-08, 23:25

- Bracia, zostańcie tutaj i czekajcie na moje przyjście. <rzekł Albrecht do swoich ludzi, po czym wszedł do środka. Wchodząc, powitał obecnych> - Witajcie, oświeceni w Angroghu. Czy wasz brat opowiedział już wam o objawianiu, jakiego doświadczyło nasze bractwo?
Vanilla - 2013-06-08, 23:29

Kultysta zaprowadził go za jedną i drugą zasłonę, gdzie na drewnianych krzesłach usadowionych było sześciu starszych mężczyzn. Ubrani w jednakowe lniane szaty mieli na stolikach obok jakieś zwoje, jeden miał nawet podkładkę drewnianą i dysponował piórem i kałamarzem.

-Nie opowiedział nam o niczym - odrzekł w końcu stojący naprzeciw Albrechta łysiejący brunet - opowiedz nam wszystko, proszę, jeszcze raz.

Lowcakur - 2013-06-08, 23:33

- A więc, słuchajcie!

<Albrecht tutaj dokładnie, slowo w słowo powtórzył to, co powiedział braciom wysłannikom>.

- Jestem z bractwa Wiernych Dnia Angrogha, byłem w nim Starszym Bratem i odpowiadałem za misje w starym, Cesarskim świecie. Chcę wam opowiedzieć o słowach naszego Pana, skierowanych do nas jeszcze kiedy przemawiał do wiernych.

Przemówił on do mojego przywódcy, Wysokiego Kapłana Melhizedeka. Przewidział on Błysk, koniec Cesarstwa, upadek wiary w niego i utratę nadziei. O wszystkim wiedział. Rozkazał nam czekać i obserwować sytuacje w Porcie, Kopalni i Mircie. A gdyby doszło do braku zrozumienia ludzi dla Najwspanialszego, rozkazał nam poprzedzić jego przyjście odsianiem ziaren od plew, ostów od zboża, złotej monety od mosiężnej. Jako iż dobrych ludzi jest niewielu a zagubionych wielu, nie będzie trudnym wykonanie misji objawionej nam przez Dzierżącego Światło.

Dostaliśmy nakaz aby światłem oczyścić te miasto. Jednak nie światłem naszych serc, czynów lub słońca, lecz światłem czystego ognia. Musimy ukazać ludziom ich głupotę w obecnym postępowaniu, dążącym jedynie do napychania żołądka i porzucaniu Angrogha, oraz nie wspieraniu jego kapłanów stosownymi ofiarami. A mówił on, aby oddawać mu cześć! Czemu tego nie robią?! Jedynie ogień, Wieczny Ogień potrafi oczyścić tych skażonych chciwością, filisterstwem i herezją ludzi!


<Albrecht znowu skończył, równie popmatycznie jak przedtem>

Vanilla - 2013-06-08, 23:55

Ci wysłuchali opowieści już dużo mniejszym zachwytem.

-Poczekaj chwilę, proszę. Musimy się nad tym zastanowić. Brat Syrjusz cię odprowadzi - odrzekł brunet.

Lowcakur - 2013-06-09, 00:04

- Dobrze, powiadomcie mnie co o tym sądzicie, jak tylko skończycie przemyślenia. Pamiętajcie tylko, iż nikt nie uslyszy o tym, że była to moja robota, nasze bractwo od dawien dawna działało w cieniu. Nie potrzebujemy zasług na tym świecie, wystarcza nam świadectwo dobrze wykonanego dzieła.

<rzekł Albrecht. Domyślał się iż starszyzna boi się utraty władzy lub prestiżu, tak więc wspomniał o braku szukania sławy i poklasku. Niech to wszystko wezmą na własne barki. Dał się więc odprowadzić. Był gotowy do ewentualnej ucieczki lub obrony, jeśli kultyści mieliby go oszukać, w co wątpił. Lecz przezorny zawsze ubezpieczony... >

Vanilla - 2013-06-09, 00:10

Kultysta odprowadził go za zasłonę i.. za następną. Budynek tak więc był przedzielony na trzy części. Usiadł spokojnie, poczęstowany winem przez jedną z kobiet zgromadzonych w wydzielonym pokoju. Oprócz nich, czekali tam też obaj mężczyźni, którzy wcześniej go nagabnęli. Starcy perorowali kilkanaście minut - przynajmniej. W międzyczasie - jak usłyszał Albrecht - poprosili o nadzorcę Reita, po czym jakiś człowiek - pewnie Reit - opuścił budynek.

-Jak się tu właściwie dostałeś? - zaczął dyskusję jeden z wyznawców, kierując pytanie do Albrechta.

Lowcakur - 2013-06-09, 00:21

<Albrecht bał się nieco o swój los, ale musiał kontynuować. Cóż, jak ginąć, to z klasą>

- Jestem z Akili, z samego miasta stołecznego. Tam trochę studiowałem, po czym udałem się z misją od Angrogha do Bolgori. Przeszedlem przez góry tuż przed Błyskiem. Potem się wlóczyłem, próbowałem odnaleźć ludzi z mego bractwa, ot życie. A od kiedy wy prowadzicie działalnośc misyjną na tych ziemiach?

Vanilla - 2013-06-09, 00:37

-Ja dopiero niedawno przyjąłem Przyłączenie - odrzekł mężczyzna - niektórzy pamiętają jeszcze Cesarstwo. To wspaniałe, móc być tu razem..

Bezcelowa rozmowa trwała jeszcze chwilę. Albrecht stawał się coraz bardziej zaniepokojony. Wśród gwaru rozmów, które wkrótce znudzeni ludzie zaczęli toczyć między sobą, usłyszał jakieś kroki, dochodzące zza domu, ciche - a jednak był to w stanie wychwycić. Chwilę potem głos jednego z łuczników - "co tu robią strażnicy". Zerwało to Albrechta z marazmu. Musiał coś robić..

Lowcakur - 2013-06-09, 00:43

<rycerz wyciągnął kuszę i naładował ją. Robiąc to, rzekł do mężczyzny>

- Co to się stało? Straż? Zdrada? Idę dowiedzieć się o co chodzi.

<po czym ruszył dość szybko w stronę wyjścia. Przy wyjściu starał się zawołać towarzyszy do środka, aby schowali się przed ewentualnym ogniem nieprzyjaciela. Gotów był do wpakowania bełtu w każdego strażnika, który wyglądał na gotowego do akcji lub eliminacji jego towarzyszy. >

Vanilla - 2013-06-09, 01:11

-Jaka Straż - odrzekł jeden z kultystów, wstając.

-STAĆ! NIE RUSZAĆ SIĘ - usłyszał okrzyki. To musiała być Straż, tylko skąd wiedzą? Najbardziej prawdopodobna wydawała się zdrada, choć mógł to też być tylko głupi zbieg okoliczności..

Widząc jak Albrecht uchyla kotarę, jego towarzysze ruszyli do środka. Zdążył tylko Teemo. Wrogowie otworzyli ogień, widząc co się święci. Albrecht oddał im pięknym za nadobne, choć efektów już nie zauważył.
-MAMY OPÓR, ŚCIĄGNĄĆ POSIŁKI!

-Z 10 zbrojnych, dwie kusze - cicho rzucił Teemo.

Lowcakur - 2013-06-09, 01:20

- Kurwa <rzekł Albrecht. Gdyby miał pancerz... A tak to będzie ciężko. Nie zamierzał jednak dać się złapać czy zlinczować. Rzucił szybko do kultystów > - Ilu macie zbrojnych ludzi? Macie kogokolwiek takiego? Te dranie zrobiły chyba na nas obławę! Jak nas aresztują to pójdziemy na stos, te ateistyczne świnie nas wybiją! <mówiąc to, wysłał Teema na drugi koniec tego wąskiego budynku, aby szukał ewentualnej drogi ucieczki przez jakieś okno. Sam przeładował kuszę i był gotów do kolejnej akcji>
Vanilla - 2013-06-09, 13:10

-Nie mamy tu broni - odrzekł kultysta, gdy Teemo zapuścił się za kurtynę sprawdzić budynek. Z tego co widział sam Albrecht okien nie było, no ale nie zaszkodzi sprawdzić jeszcze raz.

-WYCHODZIĆ POJEDYNCZO! - rzucił strażnik.
-To co robimy? - pisnęła jedna z kobiet, śmiertelnie przerażona - Może wystarczy porozmawiać?

Lowcakur - 2013-06-09, 13:18

<Albrecht rzekł do zebranych kultystów>

- Módlcie się do naszego pana o siłę dla mnie. Porozmawiam z nimi. Tylko mi nie przeszkadzać krzykami, muszę to załatwić na spokojnie.

<po czym Albrecht podszedł do drzwi, ale stanął tak aby opierać się o ścianę. Pod ręką miał swojego wiernego schmeidera oraz naładowaną kuszę. Wykrzyczał do strażników>

- Czego chcecie w tym miejscu? Czemu napastujecie zwykłych ludzi zamieszkujących tę budowlę? Dlaczego chcecie nas aresztować?

Vanilla - 2013-06-09, 16:17

Albrecht przyczaił się pod ścianą, gotów do krótkiego rąbnięcia przez łeb każdego kto wejdzie.

-WIEMY ŻE JEST TUTAJ WYWROTOWIEC PROWADZĄCY DZIAŁALNOŚĆ PRZECIW MIASTU PORT! ŻĄDAMY ABY WSZYSCY POJEDYNCZO OPUŚCILI BUDYNEK, W IMIENIU STRAŻY PORTU! - rzucił strażnik.

Lowcakur - 2013-06-09, 16:22

- Nie ma wywrotowca! <krzyknął Albrecht> - Ale jest pół tony materiałów łatwopalnych i wybuchowych. Jeśli nie odejdziecie, wywalimy te budę i całą okolice w pizdu! Dogadajmy się, a unikniecie zniszczenia sporej części tego miasta! <miał nadzieje, iż mu w to uwierzą te strażnicze mendy. W końcu potrafił przekonać sekciarzy do bycia sekciarzem, co za problem zastraszyć strażników w takim razie>
Vanilla - 2013-06-09, 16:26

Kultyści popatrzyli po sobie.
-Jakie materiały? Co on gada? Przecież nie wolno nam kłamać..

Kobiety żarliwie wznosiły modły o wyjście cało z tej sytuacji, a strażnicy za budynkiem gadali coś do siebie.
-ZACHOWAĆ SPOKÓJ! TO OSTATNIE WEZWANIE DO WYJŚCIA!

Albrecht usłyszał jak jeden ze strażników - poza budynkiem - gdzieś biegnie. Wątpliwe żeby się wystraszył, raczej ściągnie posiłki..

Lowcakur - 2013-06-09, 16:35

- Dobra, spokojnie, wychodzimy! Nie strzelać! <stwierdził Albrecht. Pozostało dziewięciu. Rzekł szpetem do Teemo >

- Strzelaj, gdy tylko ja przyklekne. Przygotuj broń

<po czym wyszedł. A właściwie, wychylił głowę, aby zobaczyć jak ustawieni są strażnicy. Gdy tylko zauważył najbliższego, szybko sięgnął po kuszę, przyklęknął na ziemi otwierając drogę strzału dla Teemo, a klęcząc na jednym kolanie sam oddał strzał w jakiegoś strażnika, w którego miał szansę trafić. Jeśli jest tam kusznik, on zostanie wzięty na cel i ustrzelony. Po oddaniu strzału Albrecht szybko, wraz z Teemo uciekają jak najdalej od Portu. Jeśli jednak droga zostanie im odcięta, rzucają się na Portowców. Jednak nie tak zwyczajnie. Albrecht ma linę. Kazał chwycić Teemo jeden koniec a sam wziął drugi. Po czym oboje biegnąc, jeden po jednej stronie ulicy drugi po drugiej starali się obalić będących w środku strażników. Jeśli jednak zablokują oni całą ulicę bez mozliwości manewru, Albrecht rzuca się na nich ze swym wiernym schmeiderem, tak jak to czynił pod Bolgorią, podczas szturmu na nieumarłych czy wyrzynania hord orków. Prędzej zginie, niźli się podda! >

Vanilla - 2013-06-09, 17:04

Wychylił głowę zza zasłony. Nie czekał - odciągnął zasłonę i wypalił w najbliższego. Bełt szeroko minął celu, zaś wyniku strzału Teema nie zaobserwował. Ruszyli równocześnie przez drzwi. Wrogi kusznik zamierzył się i strzelił - bełt utkwił w lewym ramieniu Albrechta. Drugiego już nie było - pewnie dobra robota towarzysza. Wrogowie skierowali dzidy - cztery czy pięć w jego stronę - i rozpoczęli miarowe zbliżanie się. Lina nie miała tutaj sensu - byli okrążeni. Wojownik dobył miecza i ruszył przed siebie, zwalniając nieco przed zasięgiem najbliższej sobie dzidy. Nie mógł tak po prostu wparować, zginąłby bez sensu.
Lowcakur - 2013-06-09, 17:19

- Teemo, napierdalajdo nich z budynku!

<Albrecht zaobserwował kiedyś ciekawy patent, podczas swych walk na froncie. A mianowicie, włócznicy i pikinierzy mieli pewien szczególny mankament, podczas walki z wojownikiem zbrojnym w ciężkie ostrze. Drzewiec piki rzadko kiedy wytrzymał cios dwuręcznego miecza, a co dopiero ciężkiego topora, trochę tylko krótszego od berdysza. Ale, postanowił zrobić to tak. Szybko odskoczył na bok i zaszedł z lewej strony najbardziej wysuniętego na lewo włócznika. Odgarnął lub obciął(zależnie od tego, czy włócznik puścił broń czy nie) jego włócznie swoim toporem, po czym jak najbardziej skrócił dystans. To był klucz sprawy. włócznia była nic nie warta w walce twarzą w twarz. Gdy znalazł się już obok wojownika, obrócił się na pięcie i zdzielił go schmeiderem w kręgosłup. Strażnicy utworzyli zwarty szyk włóczników, z taką bronią nie dadzą rady się szybko obrócić, istnieje nawet prawdopodobieństwo iż zaklinują się ze swoimi brońmi. Albrecht wykorzystał ten fakt u runął na kolejnych najbliższych mu wojowników, siecząc ich zanim odrzucą włócznię i dobędą ewentualnej innej broni. Kontynuował natarcie dopóki strażnicy się ponownie nie zorganizowali(o ile się to im uda). Gdyby się zorganizowali, cofa się pod zaporę ogniową Teemo i stamtąd myśli, co by tu dalej zrobić. >

Vanilla - 2013-06-10, 23:36

Teemo wycofał się do budynku przygotowując się do następnego strzału.

-Wy, okrążyć go! Wy dwaj, do środka! - zakomenderował dowódca. Strażnicy zaczęli okrążać Albrechta, poruszając się szybko i zwinnie. Półkrąg grotów zamykał się wobec niego. Gdy tylko próbował zaszarżować, włócznik wycofywał się. Szybko odskoczył na bok, co wcale nie przeszkodziło wrogom poprawić uzbrojenie. Nie tracąc czasu, zaszarżował jak umiał w kierunku najbardziej wysuniętego na lewo włócznika - co sprawiło że automatycznie trzej zaszli go od prawej. Zerknął szybko na wejście - Teemo miał mały problem, starając się swoim ostrzem uniemożliwić dwóm nachalnym strażnikom wejście do budynku. Na ogień zaporowy nie ma co liczyć..

Strażnicy trzymali od siebie dystans. W tym momencie na samego Albrechta przypadało 6 strażników, w tym 4 miało włócznie.

Jak najbardziej może zaszarżować, ale to prawdopodobnie skończy się napaścią na niego żołdaków, a przy swoim obecnym uzbrojeniu - rycerz po prostu tego nie widział w jasnych barwach.

Lowcakur - 2013-06-11, 00:02

<Albrecht widział, iż nie ma większych szans na zwycięstwo. Ci strażnicy byli bardziej zmobilizowani i wyszkoleni jak elitarne oddziały gwardii, które stacjonowały w pałacu cesarskim. Ale, nie poddawał się. Musiał uwolnić Teema. Rzucił się z powrotem pod budynek, szarżując z ciężkim toporem na dwóch strażników atakujących Teemo.
Po tym podbiegł do leżącego na ziemi łucznika. Jeśli żył i nie był ranny, lub jeśli rana umożliwiałam u normalny bieg bieże go ze sobą. Jeśli był ranny tak, iż nie mógłby biec dalej, zabija go mizerykordią aby ten nie musiał cierpieć w niewoli
Gdy pozbył się ich szybko rozkazał Teemo biec za nim po czym oboje runeli w kończące się miasto. Był wytrzymały i pozbawiony pancerza, mógł biec chyżo jak łania przez długi, długi czas. Biegli oboje w stronę przeniesionego obozowiska. "Jeszczę się na was zemszczę" pomyślał rycerz>

Vanilla - 2013-06-11, 00:33

Albrecht obrócił się i zaszarżował z toporem w kierunku dwóch żołdaków stojących przy drzwiach. Za sobą usłyszał odgłosy szturmu na niego. Bliskie spotkanie z dzidą może nie być ciekawe, ale co tam. Jeden z żołdaków został rąbnięty toporem. Dzidy zbliżały się - Teemo przyszedł z pomocą wyprowadzając pchnięcie, które pozwoliło Albrechtowi wymierzyć nieszczęśnikowi kopniaka, dzięki któremu stracił równowagę. W ostatniej chwili rycerz - absolutnym cudem - uskoczył do środka pomieszczenia i znów znalazł się wśród wystraszonych kultystów. Sam Albrecht wyciągnął się co prawda jak długi, ale jeden z włóczników przebił płachtę i wprowadził drzewiec do środka, co błyskawicznie wykorzystał jego kompan chwytając za włócznię, wciągając go i nabijając na ostrze. Kariera młodego technika skończyła się szybko - bezpośrednio za człowiekiem wpadł miecznik, który nabił Teema na swój własny, krótki miecz. Albrecht w tym czasie podnosił się z ziemi.

Kultyści, jak zwykle, byli bezgranicznie przerażeni i jeszcze bardziej bezgranicznie bezużyteczni.

Lowcakur - 2013-06-11, 00:42

<"Ostatnia reduta hrabiego Barry-Kenta" -pomyślał Albrecht. Miał przewagę, strażnicy muszą tutaj wchodzić pojedynczo. Tylko nie mogli wchodzić dalej, musiał ich związać walką w drzwiach. Korzystając z faktu, iż był na ziemi odbił się od niej zyskując znaczny pęd, po czym ciął strażnika - mordercę Teema po nogach, korzystając z przewagi którą dawała długość schmeidera. powinien mu obciąć jedną lub dwie giry, a strażnik na pewno zajęty był wyciąganiem miecza z ciała Teemo.

Po pokonaniu tego strażnika rycerz rzucił się do obrony drzwi. Jeśli były one szturmowane, bronił ich własnym toporem. Jeśli nie, chwycił włócznię upuszczoną przez strażnika po czym rzucił w najbliższych żołdaków. Starał się zdobyć choćby kilka metrów, aby uciec z budynku>

//+50(+10%) XP za redutę

Vanilla - 2013-06-11, 00:53

Zamachnięcie się dwuręcznym toporem w pozycji leżącej wymagało sporo koordynacji, co zdecydowanie opóźniło powstanie Albrechta z ziemi. Zdążył on jednak gdy wróg wyjmował ostrze z ciała już teraz leżącego na plecach Teema. Nie odciął mu co prawda całych nóg - podcięcie wystarczyło jednak by ten upadł na Albrechta, tocząc pianę z ust.
-DDDAWAAĆĆ! - rzucił rzężącym głosem, próbując dobyć swojego sztyletu. Mocując się z nim bohater zauważył cień zrywający zasłonę. Więcej strażników..

Długo to nie trwało. Coś pacnęło go w głowę. Teemo, ostatnimi siłami, wbił mu pionowo w głowę swój własny sztylet, uśmiercając człowieka na miejscu. Tak czy inaczej, teraz Albrecht - w niezbyt taktycznej pozycji - leżał. Będzie musiał najpierw zrzucić trupa, potem dobrać się do toporu, zanim strażnicy dobiorą się do niego.

Lowcakur - 2013-06-11, 00:59

<Albrecht nie myślał. Działał instynktownie. Zamiast zrucać trupa na bok pchnął go w stronę strażników. Szybko starał się dopaść do topora, lub ewentualnie najbliżej leżącej broni. Lub tarczy, w końcu to był miecznik, chyba posiadał tarczę. Jeśli dopadł topór, prze szarżą do przodu(o ile nie wlezli tutaj włócznicy, wtedy trzyma dystans i stara się korzystać ze sprzyjającej mu pozycji obronnej). Jesli tylko miecz lub tarcze, pod jego/jej osłoną rusza po swój topór, broniąc się przed strażnikami. >
Vanilla - 2013-06-11, 01:02

-COFAĆ SIĘ! - ryknął ktoś z tyłu. Miecznik, który zamierzał się z wejściem do środka, wycofał się i pozostał przy drzwiach.

-POTRZEBNE POSIŁKI! - rzucił ktoś wgłąb miasta. Albrecht wstał i otrzepał się. Wszyscy kultyści zdążyli już wycofać się do centralnej komnaty.

Strażnicy czekali przy drzwiach. Na co - tego rycerz nie wie.

Lowcakur - 2013-06-11, 01:09

<Albrecht nie będzie czekał, aż przyjdą posiłki do strażników. Albrecht chwycił włócznie leżącą w komnacie, po czym potężnie rzucił ją w stojącego w drzwiach strażnika. Mimo iż Albrecht nie byl ekspertem w broni miotanej, tak odległość jaka dzieliła go odstrażnika była na tyle mała, iż chybienie było niemożliwe. Po załatwieniu go szybko przegląda komnatę i to co w niej leży. Krzyczy także do kultystów>

- Bierzcie uzbrojenie, walczcie ze mną za Angrogha. On daje nam siłę, patrzcie! Samotrzeć pokonaliśmy już 5 okutych w pancerz żołdakow! Do boju za naszego boga! \W imię światła szarżą na pomioty Beliara! Angroghu, zaklinam cię, daj mi siły, Twemu wiernemu sludze!

<po czym sam szybko przeładowuje kuszę(o ile nikt go nie atakuje) staję przed drzwiami i strzela w strażnika który stoi mu na lini ognia. po czym zarzuca na plecy kuszę i ze swym wiernym schmeiderem prowadzi atak na wroga! >

Vanilla - 2013-06-11, 01:16

Albrecht refleksyjnie rzucił włócznią. Nie było najmniejszych szans aby ją obrócić - drewniany koniec odbił się od żołdaka nie czyniąc mu większych krzywd.

W komnacie była broń. Miecze, krótkie, nieco dłuższe, sztylet Teema, jego niezaładowana kusza. Kultyści byli zbyt przerażeni by zrobić cokolwiek - może po prostu nie chcieli walczyć. Przeładowywał kuszę. Strażnicy mieli pewnie własną i robili dokładnie to samo. Albrecht strzelił - teraz już nie bardzo interesowało go jak i gdzie, facet pewnie gdzieś dostał, raczej nie śmiertelnie. Ryknął potężnie i ruszył przez drzwi, zamachując się na lewo Schmeiderem, który pewnie zgruchotał klatkę przynajmniej jednemu strażnikowi.

W końcu, nie mając obstawionej prawej strony, poczuł uderzenie w plecy i ból. Upadł na ziemię. Dwóch pozostałych strażników - miecznik i kusznik, z załadowaną i wycelowaną weń bronią - wyglądali na przeszczęśliwych.

-Mamy cię - rzucili.

Albrecht zerknął na lewo. Schmeiderem zabił nie jednego, ale dwóch.

Lowcakur - 2013-06-11, 01:25

- Kurwa, niech was pochłonie wasz ojciec, Beliar. Wojownicy Angorgha, nie bójcie się i pomózcie mi, jest ich tylko dwóch! Pokonacie ich z mocą bożą!

<po czym w myślach zaniósł błagalne modły do Boga Światła. Angrohgu! Angroghu! Błagam cię o pomoc. Na tym świecie czyniłem zawsze tylko swoją powinność, od urodzenia aż po dzisiejszy dzień, w którym śmierć może mnie napotkać. Pierwszy raz w życiu proszę Ciebie o coś, ja, który od zawsze był ci posłuszny. Ukarz tych strażników mnie okupujących, daj mi choćby i zginąć, ale w walce, z Twoim imieniem na ustach. Oraz, może, bym mógł ujrzeć raz jeszcze Ninę, choćby miała by to być ostatnia rzecz w mym życiu. Zrobisz jak zechcesz Panie, proszę cie jednak abyś nie zostawił mnie w takiej potrzebie samego! Daj choćby promyk nadziei na ujrzenie Niny! i już na głos wezwał ponownie >

-ANGROOOOGHHUUUUUUUU!


<może krzyk zdezorientuje strażników. Jeśli tak, stara się to wykorzystać i obalić ich na ziemię>

Vanilla - 2013-06-11, 01:29

Kusznik przestraszył się. Wystrzelił. Bełt wbił mu się w plecy na wysokości płuc. Kątem oka zobaczył jak z budynku szarżują dwaj kultyści z mieczami w dłoni..

W końcu strażnicy zostali obaleni. Nie trwało to długo. Zza lepianek przed Albrechtem wyłoniło się kilku uzbrojonych Portowych żołdaków. Nie miał już sił patrzyć jak na to zareagują kultyści za nim..

Lowcakur - 2013-06-11, 01:36

<Umierał. Wiedział o tym. Nie był szans aby wyszedł z życiem z takiego postrzału. Tylko cud mógł go uratować, lub natychmiastowa pomoc. Na co nie liczył. Cieszyło go jedno. Ostatni wierni. Przyjaciele. Zabili jego prześladowców. Oszczędzając siły zwrócił sie do nich i rzekł>

- Khyyyyy khyyy, widzicie, daliście rae ich pokonać. Angrogh was wspiera. Umrę, bez pomocy medyka. Nie dostanę jej, umieram. Obiecajcie mi jedno. Objawienie Angrogha... Doprowadzcie je do do końca. Macie siłę i moc. Zgromadźcie siły, khyy khyy. Nie dajcie mi szczeznąć na ulicy.Wciągnijcie mnie gdzieś chociaż, niech umrę w domu, jak szlachcic. Dziękuje wam.

<po czym Albrecht leżał i czekal na to, co z nim zrobi otoczenie. Mimo jego determinacji, nie miał siły wstać i walczyć. Nie z przebitymi organami wewnętrznymi. Choć... był jeden sposób. Skończyłby się zapewne śmiercią, ale... Mógłby walczyć. Halunówka, ostatnia butelka. Albrecht starał się do niej dośięgnąć i wypić jej trochę duszkiem. Może ot da mu mocy, jeśli będzie musiał znowu walczyć>

Vanilla - 2013-06-11, 01:39

Strzał przeleciał nad głową Albrechta. Jedyne co mógł zobaczyć to słaniającego się strażnika. Po chwili dobyli swoich łuków i oddali ogień w stronę kultystów. Potem następna seria.

Może i jego śmierć nie poszła na daremne? Starał się wyciągnąć halunówki. Splunął krwią. Dobył butelczyny i przyciągnął ją w pobliże ust. Jeden łapczywy łyk. Drugi.

Strażnicy rozproszyli się, szyjąc do kultystów.

W końcu Albrecht stracił przytomność. Jak to pięknie umierać za Cesarzową...

You are dead. Do you want your posessions identified?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group